niedziela, 12 lipca 2015

Matka Polka pokalana

Sylwia Kubryńska
26.05.2015 11:35

Matka

Matka (123rf.com)
Ktokolwiek stworzył ten świat, musi być w szoku, widząc gatunek, który osobnikom z założenia żyjącym w celibacie wypłaca 2 miliardy rocznie, a samotnym matkom 77 złotych na dziecko

Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Sylwia Kubryńska jest autorką bloga Najlepszy Blog na Świcie - kunbrynska.com

Jeszcze Polska nie zginęła, póki się rodzimy. Póki one rodzą. Wśród opryskliwych pielęgniarek i burkliwych lekarzy, upokorzone, z ogolonymi łonami, z przyklejonymi do brzuchów kardiotokografami, unieruchomione z bólu, wbijające sobie ze strachu paznokcie w dłonie, zlekceważone bohaterki wszech czasów. Przedstawicielki jedynego gatunku na świecie, dla którego własne przetrwanie stanowi dalszy plan.

Matki.

Niezgrabne, roztargnione, z mlekiem w cyckach, z rozczochraną spoconą głową, nieprzytomne z bólu, wydzierające się na pół miasta, aż się ludzie śmieją. Kwoki, mleczarnie, chodzące inkubatory. Grube bele, dupy szafy. Kłopotliwe w pracy, na urlopach macierzyńskich, na chorobowych, bezużyteczne, niewpasowane, z tym swoim inwentarzem nigdzie niezapraszane. Z tą hałastrą męczące. Roszczeniowe "wózkowe", bezczelnie pchające swoje wielkie niewygodne dupska w ten nasz zgrabny, fotoszopowy, ultranowoczesny świat.

One się nie ubierają w mundury, nie bawią się w wojnę. Sztandarami nie machają. Ojczyzny naszej pól krwią nie roszą. Nie walczą. W powstaniach nie giną. Ich blizny nie pochodzą z przegranych powstań, ich blizny to świadectwo wygranej. Im nikt nie przyznaje orderów na uroczystościach, rocznicach wybuchu wojny, przegrania powstania, przewrotu, przeskakiwania przez płot, wyzwolenia, obalenia, podpisania i świadectw patriotyzmu. Ale to one w bólu wydawały na świat kolejne pokolenia, w schronach, w obozach, w domach, na obskurnych porodówkach, w przepełnionych szpitalach, w trudnych czasach kryzysu, stanu wojennego, internowania i mleka na kartki. To dzięki nim jesteśmy.

Tej logiki ludzkość nie potrafi pojąć. To prawda zbyt ciężka, jakby się "dwa razy dwa" tak skomplikowało, że żaden mózg na świecie tej zasady rozwiązać nie może. Ludzie latają w kosmos, obliczają dwusetne miejsce po przecinku liczby pi, a fundamentalnej oczywistości o zachowaniu gatunku nie potrafią zrozumieć. I wmawiają tym, od których zachowanie gatunku zależy, że ich rola jest DRUGORZĘDNA. Że jeszcze muszą bardzo się starać, żeby oprócz tej DRUGORZĘDNEJ roli odegrać setki innych ról.

Więc one, Matki, wymagają od siebie cudów, że nie tylko wydadzą na świat potomstwo, nie tylko będą dbać, karmić, chronić, sprzątać, zarabiać, całe swoje życie poświęcą, ale jeszcze się odchudzą, jeszcze się wypindrzą, jeszcze się wyświęcą, jeszcze będą skakać wokół męża i całej jego rodziny, ze zszytym tyłkiem po porodzie będą smażyć kotlety, gdy przyjdzie obejrzeć wnuka. One się muszą podobać, rozstępy usuwać, wagę zrzucać, cellulit leczyć. Żeby tylko nie psuć humorów, żeby innym było miło, żeby nie przeszkadzało, że się po dziecku "rozlazły", że karmią piersią w sklepie, że przewijają w knajpie. Muszą być grzeczne, fajne, gładkie, szczupłe, uśmiechnięte i święte.

Ktokolwiek stworzył ten świat, musi być w szoku, widząc gatunek, który osobnikom z założenia żyjącym w celibacie wypłaca 2 miliardy rocznie, a samotnym matkom 77 złotych na dziecko. Ktokolwiek stworzył ten świat, umiera ze śmiechu, słysząc, kogo ten gatunek prosi o pozwolenie na in vitro, żeby móc się rozmnażać. Gdyby zwierzęta, te wszystkie królowe matki w swoich ulach dowiedziały się, kto dyktuje warunki w naszym świecie, postukałyby się swoimi odnóżami w głowę. Bo w ich ulu nie ma miejsca na taki absurd.

Może zamiast religii w szkołach powinno się po prostu puszczać filmy przyrodnicze? Może dzięki temu ludzie pojmą, kim w naturze jest Matka? Może wtedy zostawią ją w spokoju? Uszanują? Zaufają jej mądrości, jej instynktom? Może nie będą kontrolować jej sumienia? Nie będą pouczać? Zejdą z jej głowy, wyjdą z macicy? Pozwolą o sobie decydować? Nie będą stać na straży moralności, przestaną nakazywać, zabraniać, moralizować?

Może wtedy skończy się odwieczny szantaż historią o dziewicy, której anioł zwiastował ciążę. Ten paradoks matki niepokalanej, służebnicy PAŃSKIEJ, kobiety nieskończenie pokornej. Ta cwana presja wymyślona przez tych, którzy ze strachu przed wyrzuceniem z ula odwrócili porządek świata. Może wreszcie zrozumiemy, dzięki komu przetrwaliśmy. Czy dzięki wojnom, które nas zabijają? Czy dzięki powstaniom, które przegrywamy? Czy dzięki polityce, z którą sobie nie radzimy? Czy dzięki Bogu, którego nikt nie widział?

Czy dzięki Matce.


10 naszych żywieniowych paranoi

towarzyszących nam każdego dnia.

1. Myślimy, że niezdrowe jedzenie daje nam radość

Łudzimy się, że dając dziecku lizaka, cukierka lub czekoladę, sprawiamy mu przyjemność i dajemy radość. Zapominamy, że osłabia to jego organizm i naraża na choroby – a to zabiera mu radość. Rano dziecko je pyszne cukierki, a wieczorem płacze przez zaparcia.

2. Boimy się zmian

Gdy ktoś przestaje jeść mięso, bardzo boimy się o jego zdrowie. Nagle zaczynamy pamiętać o białku, witaminach i minerałach. Totalnie nie przejmujemy się natomiast, gdy ktoś ma 50 kg nadwagi i uwielbia frytki.

3. Nie dbamy o to, co jest dla nas ważne

Deklarujemy, że najważniejsze jest dla nas zdrowie. Życzymy sobie nawzajem cały czas dużo zdrowia. I na tym koniec. Nie dbamy o to. Dbamy o chwilową wygodę i przyjemność.

4. Chcemy za dużo przyjemności

Chcemy więcej przyjemności. Mocniej, smaczniej i intensywniej. Chcemy coraz więcej soli, cukru i glutaminianu sodu. Im mocniejszy czujemy smak tym lepiej. Ale nasz organizm się przyzwyczaja i chce dalej więcej i mocniej. Przestajemy w końcu lubić naturalne produkty, przestajemy lubić warzywa, a nawet czasem owoce, przestajemy w końcu czuć delikatne smaki zielonych warzyw.

5. Udajemy cielęta

Pijemy mleko innego gatunku, nie widząc w tym niczego dziwnego. Co więcej dziwimy się, gdy ktoś tego nie robi.

6. Kochamy wybiórczo

Kochamy jedne zwierzęta, bronimy je i oburzamy się, gdy ktoś wyrządza im krzywdę, a jemy drugie zwierzęta i się tym szczycimy.

7. Maskujemy problemy zamiast je leczyć

Gdy boli nas głowa bierzemy leki. Ale nie szukamy przyczyny bólu. Gdy boli nas głowa przez cały miesiąc, cały miesiąc bierzemy leki i czekamy, aż ból minie. Gdy mamy zgagę, bierzemy leki na zgagę. Gdy mamy wysoki cholesterol, bierzemy leki na jego obniżenie. Gdy mamy wysoki cukier, bierzemy leki. I tak w kółko. A gdy pali nam się czerwona lampka w samochodzie, zakrywamy ją i jedziemy dalej… a nie, w samochodzie jednak szukamy przyczyny

8. Myślimy krótkoterminowo

Dzisiejsza przyjemność jest dla nas ważniejsza, niż jutrzejsza siła, witalność i energia.

9. Przyzwyczajamy się

Przyzwyczajamy się, że nie mamy sił, że mamy wystające brzuchy, wielkie od siedzenia tyłki, że nasza skóra pełna jest fałd i cellulitu. Że po spacerze musimy odpocząć i że ciągle chodzimy zmęczeni. Że ciągle mamy zgagę, ból brzucha, zaparcia, bóle głowy, w nocy łapią nas skurcze, a rano nie potrafimy wstać z łóżka. Zapominamy o tym, że jako małe dzieci potrafiliśmy cały dzień biegać i dziwić się, jak można siedzieć cały dzień przy stole. Powoli, dzień po dniu, przyzwyczajamy się do zmęczenia. I nie zauważamy, że kiedyś było inaczej.

10. Wolimy nie wiedzieć

Wolimy nie wiedzieć skąd pochodzi nasze jedzenie. Wolimy nie wiedzieć, co przeszły stworzenia, które jemy. Obarczamy winą tych, którzy robią wszystko za nas. Mogłoby to zburzyć nasz świat. Naszą wygodę. Wierzymy, że od nas nic nie zależy i nie mamy na nic wpływu. Kupujemy jedzenie, które nazywamy po swojemu, tak, aby nie kojarzyło nam się z rzeczywistością. I śmiejemy się z tych, którzy próbują to zmienić, żeby poczuć, że jesteśmy normalni i wszystko jest w porządku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz