Na początku września 2013 roku dyżurny jednego z miejskich oddziałów policji odebrał telefon: Na dworcu kolejowym w Ryszkowie (rejon Kurski) spaceruje jakiś osobliwy mężczyzna w milicyjnym mundurze z czasów Związku Radzieckiego i ze zdziwieniem rozgląda się dokoła.
Mężczyzna wyglądał elegancko – spodnie i koszula dokładnie wyprasowane, buty wypastowane, na pasie kabura. W kieszeni munduru miał nowiutką legitymację służbową na nazwisko Wiktora Agiejewa, wydaną przez Wydział Spraw Wewnętrznych miasta Tambowa (460 km na południe od Moskwy) w 1984 roku! Ku ogromnemu zdziwieniu policjantów z patrolu, mężczyzna przez długie lata w ogóle się nie zmienił – wyglądał kropka w kropkę jak na zdjęciu w dokumencie.
Kurscy policjanci zadzwonili do Tambowa, gdzie ich poinformowano, że rzeczywiście Agiejew był ich pracownikiem, ale już prawie od trzydziestu lat jest uważany za zaginionego bez wieści. To co usłyszeli wprawiło funkcjonariuszy z Kurska w osłupienie; gdzie człowiek mógł się znajdować przez tyle czasu, dlaczego się nie postarzał, w jaki sposób jego mundur zachował się w tak idealnym stanie? Sam mężczyzna początkowo niczego powiedzieć nie potrafił, nie pamiętał nawet swojego nazwiska. Można było odnieść wrażenie, że przeniesiono go z odległych czasów radzieckich, niczym eksponat muzealny.
I jak tu nie wierzyć w światy równoległe? Tym bardziej, że nasz bohater wkrótce przypomniał sobie tajemniczy epizod z przeszłości. Według niego, przez jakiś czas znajdował się na niewielkim statku okrągłego kształtu, gdzie razem z nim przebywały nieznane istoty. Od ludzi różnili się przede wszystkim dużym rozmiarem głowy i wielkimi, prawie na jedną trzecią twarzy, oczami. Przybysze porozumiewali się z mężczyzną w poprawnym języku rosyjskim, interesowali się jego pracą i życiem prywatnym.
Usłyszawszy tę fantastyczną opowieść kurscy stróże porządku mocno się ubawili. Ostudził ich jednak głośny okrzyk majora: „Spokój! Spójrzcie lepiej, co on ma na szyi!” Widok zaszokował wszystkich: pod skórą widać było wszyty implant, który później chirurgicznie usunięto.
Początkowo wyglądało tak, jakby policjanci po raz kolejny zetknęli się z nieszczęśliwym, chorym człowiekiem. Ale podobnych historii można znaleźć bardzo wiele, jak choćby przykład znanego na Zachodzie ufologa Budd’a Hopkins’a. Opisał on niezwykły przypadek, który miał miejsce 30 listopada 1989 roku w Nowym Jorku:
Tego dnia, na oczach wielu obserwatorów, trzech humanoidów przemieściło w powietrzu Lindę Cortile. Zabrali ją z okna mieszkania na dwunastym piętrze i wysłali do wiszącego nad mostem Brooklińskim latającego talerza. Są relacje świadków – wielu z nich sądziło, że trafili przypadkowo na plan jakiegoś filmu. Można odnieść wrażenie, że porwanie człowieka Obcy celowo zademonstrowali przy udziale publiczności. Kiedy Linda Cortile została przeniesiona na ziemię, w stanie hipnozy opowiedziała szczegóły swego pobytu u humanoidów. Z jej nosa usunięto wszczepiony tam obcy przedmiot. Według opinii Hopkinsa, porywanie ludzi przez załogi statków pozaziemskich zasługuje na poważne badanie: trudno sobie wyobrazić, aby tysiące ludzi na naszej planecie fantazjowały jednakowo, a poza tym – na pewno sami sobie nie wszczepiają pod skórę identycznych chipów.Ale wróćmy do naszego bohatera. Wiktor Agiejew, jak mówią jego przyjaciele, to dobry człowiek, ojciec dwójki dzieci. Jego żona jest znaną w Tambowie prawniczką. Koledzy z pracy wyrażają się o Wiktorze, jako o rozsądnym fachowcu i porządnym człowieku. W dniu zaginięcia zachowywał się normalnie. Wieczorem zaszedł na posterunek zdać do sejfu broń. Jednak nikt nie widział go wychodzącego z budynku! Potwierdzili to zarówno dyżurni milicjanci, jak i koledzy Wiktora, którzy tego wieczora znajdowali się obok wejścia na oddział.
Następnego dnia żona Wiktora podniosła alarm. Koledzy przeczesali całe miasto, ale milicjant przepadł, jak kamień w wodę! Później nieszczęśliwa kobieta opowiadała rodzinie, że miewała jakieś tajemnicze sny, jakby jej mąż żeglował gdzieś w obłokach w otoczeniu dziwnych istot. Ona prosiła, aby opuścił się na ziemię, a on odpowiadał: jeszcze nie czas. Miesiąc przed powrotem Wiktora, wielu mieszkańcom Tambowa również zaczęły śnić się niezwykłe, ale podobne w treści sny. Otóż widzieli oni we śnie, jak jakiś milicjant stoi na peronie dworca kolejowego, a od niego szybko oddala się świecący obiekt… Nic więc dziwnego, że kiedy powiadomiono krewnych Agiejewa o jego powrocie, oni jednym głosem powtarzali: „Czekaliśmy na wasz telefon z wiadomością, że naszego Wiktora znaleziono na dworcu”.
Jak to wyjaśnić? Jedno, co się nasuwa, to przekonanie, że takich zjawisk nie należy przemilczać. Przecież to nasze życie. A im więcej będziemy otrzymywać informacji, tym szybciej zbliżymy się do zrozumienia wielkich tajemnic kosmosu.
#
A co żona z tak młodym mężem?
Pytanie autora blogu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz