piątek, 30 września 2016

POWTÓRKA Z ŻYCIA


5-letni Marcin twierdzi, że był kiedyś rycerzem. Przybył na Ziemię po wybraniu sobie w zaświatach
rodziny. Jest przekonany, że jego obecna ciotka była w poprzednim życiu jego żoną.

Czy to jedynie fantazje dziecka, czy dowód na istnienie reinkarnacji?

Marcinek, śliczny 5-letni blondynek, bawi się ze swoim rocznym braciszkiem, Filipkiem, w ich bielskim mieszkaniu. Od pewnego czasu szokuje najbliższych opowieściami zaczynającymi się od słów: – A jak byłem duży…
– Początkowo nie przywiązywaliśmy do tego żadnej wagi. Dzieci mają bujną wyobraźnię i skłonności do fantazjowania. Ale kiedyś jechałam z synem samochodem i cierpliwie wysłuchałam tego, co mówił. Potem takiego samego szoku, jak ja, doznała babcia Marcina, tata, ciocia i dziadek. On wciąż wracał w tych swoich opowieściach do czasów, kiedy jakoby miał być duży i był rycerzem. Nas, zdumionych, pytał równie zaskoczony: Jak to, nie pamiętasz? Przecież ty tam też byłaś! – mówi mama chłopca.
Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy w rodzinie państwa G. mały Marcinek zaczął mówić. Dwuletnie dziecko co chwilę pytało, dlaczego nikt nie jeździ na koniach i nie nosi zbroi. Początkowo rodzice podejrzewali, że synka ponosi fantazja. Z biegiem czasu jednak opowiadana przez chłopca historia była coraz ciekawsza. Ku przerażeniu najbliższych pewnego dnia Marcin oświadczył, że żyje nie po raz pierwszy. W swoim poprzednim życiu był rycerzem, jeździł na koniu, nosił zbroję i brał udział w pojedynkach. Miał rodzinę, żonę i sześcioro dzieci. I choć „nie był bardzo ważnym rycerzem”, miał własnego króla i mieszkał na zamku.

Mieszkałem w tym zamku !

Opisując swoje poprzednie życie, dziecko z trudem znajduje słowa, by współczesnym językiem 5-latka opowiedzieć rzeczy i sytuacje nie z tej epoki. Często brzmi to zabawnie, ale gdy się złamie pewien szyfr, którym Marcin się posługuje, okazuje się, że jego opowieść jest nadzwyczaj logiczna i… niesamowita!
Marcin opisuje mnóstwo szczegółów ze swojego rycerskiego życia. W tamtych czasach ludzie mieszkali w zamkach, ale także w namiotach. Bardzo wielu jeździło na koniach. Wokół zamków urządzano turnieje. Rycerze, tacy jak on, mieli własnych giermków i brali udział w pojedynkach.
– A czy kiedy byłeś duży, to miałeś długopis, taki jak ten? – pytam Marcina, pokazując mojego parkera. – Nie było wtedy długopisów, pisaliśmy piórami. Takimi, jakie mają ptaszki – odpowiada ze spokojem Marcin. – Nie było żarówek, tylko świeciło się ogniem. Nie było też zabawek.
Opowiada dalej, że dzieci, takie, jak on teraz, młodsze od niego, a nawet starsze, chodziły w białych, długich koszulkach.
Rodzice często pokazywali mu zdjęcia i rysunki różnych budowli z czasów średniowiecza. Chłopiec żadnej sobie nie przypominał. Dopiero kiedy podczas wakacji cała rodzina G. pojechała do Malborka, chłopiec rozpoznał zamek.
– Mieszkałem w tamtym skrzydle. Jak przyjechał król, to nas z niego wyrzucili, ale tylko na chwilę – oświadczył zdumionym rodzicom.
Okazało się, że znakomicie zna cały rozkład zamku. Wiedział, gdzie w dawnych czasach podnoszono konie z rycerzami do góry, gdzie były stajnie i gdzie odbywały się pojedynki. Co ciekawe, nie pamiętał w ogóle Krzyżaków. Przewodnik zaprowadził chłopca do zbrojowni. Tam Marcin rozpoznał zbroję i stroje, które noszono w czasach, kiedy był na zamku. Z setek rekwizytów wybierał bezbłędnie te pochodzące z lat 1550 – 1600, a więc z czasów po Hołdzie Pruskim, a wtedy na zamku Krzyżaków już nie było!
Opowieść Marcina o dawnym życiu naszpikowana jest drobnymi szczegółami, które potwierdzają jej prawdziwość. Od małego opowiadał, że mieszkał na zamku, gdzie była podłoga w krawaty. Dopiero na miejscu okazało się, że posadzka komnat w Malborku jest zrobiona w charakterystyczne, czarno-białe romby. Chłopiec narzekał także na oświetlenie w zamierzchłych czasach – pod sufitem wisiały świeczniki ze zwykłymi świecami, z których strasznie kapało…

A gdy umarłem…

Tu zaczyna się część opowieści chłopca, która zapiera dech w piersiach. Marcin pamięta dzień, kiedy przyszło mu stoczyć pojedynek na miecze. Obok niego walczył jego giermek. Chłopiec utrzymuje, że w tym pojedynku został zabity. Jest to niezwykłe, gdyż kilkuletnie dzieci w wymyślanych przez siebie historiach przeważnie kreują się na bohaterów. Marcin przeciwnie, mówi że przegrał! Wspomina, że z góry obserwował swoje własne ciało, z którego po śmiertelnym ciosie sączyła się krew.
W opowieści Marcina widać wyraźny podział na czas, „kiedy był duży i zginął w pojedynku” oraz na czas „po tym, jak umarł”. Jak wyglądało to przejście? Dokładnie tak, jak opisują je dziś osoby, które przeżyły śmierć kliniczną. Gdy ten drugi rycerz przebił go mieczem, Marcin wyszedł ze swojego ciała. Dziwnym, świetlistym tunelem udał się w stronę wielkiego światła, słońca, do cudownej krainy, gdzie było mu bardzo dobrze. Tam spotkał niezwykłe istoty, które nazywa aniołkami.
– One były zupełnie przezroczyste, można było przez nie przelatywać – opowiada mi dziecko. – Nie musiały nic mówić, a ja i tak wiedziałem, co chcą powiedzieć.

Wybrałem sobie rodziców

Według chłopca tam, gdzie był, jest bardzo jasno i bezpiecznie. Są tam miliony ludzi. Nie wszyscy pamiętają czasy, kiedy żyli. Byli tacy, co już wiele razy wracali na Ziemię i przychodzili z powrotem do tej „anielskiej czasoprzestrzeni”.

Niektórzy nawet po 60 razy!

– Ja teraz jestem drugi raz. Byłem młody, jak zginąłem, dlatego że w pierwszym życiu powinno się być młodym, a dopiero potem jest się starszym. Ci, którzy wracali po 60 razy, byli najstarsi – dodaje.
Nie można jednak przebywać tam wiecznie. Trzeba wrócić na Ziemię, aby dalej się uczyć.
– Każdy musi wrócić, tak samo, jak każdy jest malutki, potem duży, a później przychodzi od aniołków do brzuszka mamusi – mówi Marcin, dziwiąc się, że nie wiem tak oczywistych rzeczy.
Kiedy zbliżał się czas jego powrotu na Ziemię, Marcin dostał do wyboru miejsce, czas, a nawet rodzinę. Był zmęczony wojnami, nie chciał więcej krwi i pojedynków, dlatego wybrał spokojniejsze czasy. Kiedy pytam go o obecnych rodziców, potwierdza, że przed swoim narodzeniem znał ich oboje. Pamięta nawet, jak przyszedł do brzuszka mamusi! Jednak tym kimś, kto tak naprawdę przyciągął go do rodziny G., była jego żona z czasów, kiedy był rycerzem. Z relacji chłopca wynika, że jego żona reinkarnowała się jako Monika. Ma teraz dwadzieścia lat i jest dla niego ciocią. Nie jest to jednak jedyna osoba, którą Marcin pamięta z czasów rycerskich. Kolejną reinkarnacją jest jego babcia, którą nazywa imieniem Gizela.
– Marcin był zdumiony, że babcia nie pamięta czasów, kiedy nosiło się zbroję i mieszkało w zamkach – mówi matka Marcina. – Często opowiada, że przychodził do niej ze swoimi synami, a najstarszy był do niej niezwykle podobny… Nie wierzyłam przedtem w reinkarnację i nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Teraz jednak jest dla mnie oczywiste, że zjawisko kolejnych wcieleń dusz istnieje.
Jej zdaniem Marcin nie miał szans tego wszystkiego wymyślić. Wyjąwszy opowieść o poprzednim życiu, chłopiec nie wykazuje wielkiej wyobraźni. Niemożliwe jest także, aby taką ilość szczegółów poznał z książeczek z obrazkami czy nawet z telewizji.
– Przecież on o tym, że był rycerzem, zaczął opowiadać, jak miał niecałe dwa lata! – dodaje ojciec Marcina. Z całej rodziny Marcin najbardziej jest przywiązany do swojej cioci Moniki, która – jak utrzymuje – kiedyś była jego ukochaną żoną. Kiedy przeprowadzam wywiad w mieszkaniu państwa G., nie schodzi jej z kolan. Widać zresztą wyraźnie, że bratanka i ciotkę łączy szczególna nić sympatii. Marcin zaznacza, że babcia i Monika nie są jedynymi bliskimi mu osobami z poprzedniego życia, które spotyka i w tym wcieleniu. Występują tylko w innych konfiguracjach i układach rodzinnych, łączy ich inny stopień pokrewieństwa.
Marcin opowiada o swojej historii coraz rzadziej. Wydaje się, że powoli ją zapomina, przestaje traktować jak coś, co rzeczywiście przeżył.
– To niezwykły przypadek, nawet na skalę światową – bardzo rzadko się zdarza, żeby dziecko tak dokładnie pamiętało swoje poprzednie wcielenie.
Każdy z nas pamięta częściowo swoje poprzednie życia. Każdy przeżył bowiem przynajmniej raz sytuację, kiedy to pewne miejsca czy nawet utwory muzyczne słuchane po raz pierwszy wydawały się dziwnie znajome…

SEBASTIAN NEREM Gwiazdy Mówią”, nr 21/1998


czwartek, 29 września 2016

Zbyt kwaśne pH w organizmie? Zastosuj nasze rady!

Odpowiedni sposób odżywiania jest kluczem do zwalczenia kwasowości organizmu i zrównoważenia pH.
Kwasowość i ph organizmu
Jeżeli przeanalizujemy wszystkie produkty spożywcze zjadane na co dzień, zdamy sobie sprawę, że w większości przypadków działają kwasowotwórczo na nasz organizm. Co to znaczy? Że jesteśmy podatni na wiele niebezpiecznych chorób i dolegliwości. Żeby lepiej zrozumieć ten problem, musimy wziąć pod uwagę, że równowaga pH naszego organizmu jest tutaj najbardziej istotna.
Skala pH zaczyna się od 1 (ekstremalna kwasowość), a kończy na 14 (ekstremalna zasadowość).
Osoba o idealnym stanie zdrowia utrzymuje ten wskaźnik pomiędzy 7,35 i 7,45. Niewątpliwie, aktualny styl życia i sposób w jaki się odżywiamy, są czynnikami powodującymi zachwianie się tej równowagi pH.
Najczęściej ku odczynowi kwaśnemu. Dlatego też tak istotna jest poprawa naszych nawyków żywieniowych.

Zrównoważone pH – 4 klucze

Sposób odżywiania się

Jak już wcześniej wspomnieliśmy, żywienie jest podstawą przy zwalczaniu kwasowości i równoważeniu pH. Powinniśmy zidentyfikować te produkty, które zakwaszają nasz organizm i sięgać po te zasadowotwórcze.
„Jesteśmy tym co jemy”. To najświętsza prawda. Dlatego też tak ważne jest włączenie do naszej diety pokarmów o odczynie zasadowym, czyli tych bogatych w wapń, potas i magnez.
  • Niektóre produkty zasadowotwórcze to: woda zasadowa, owoce, warzywa (zwłaszcza zielone warzywa liściaste), pełnoziarniste zboża, miód.
  • Niektóre produkty kwasowotwórcze: produkty mleczne, sery, mięsa, rafinowane zboża, cukier biały, herbata, kawa.

Aktywność fizyczna

Ćwiczenia fizyczne
Prowadząc siedzący tryb życia, nasze ciało pracuje dużo wolniej i trudniej jest mu zwalczyć kwasowość. Eksperci polecają – oprócz diety – adekwatny zestaw ćwiczeń, zależny od wieku i kondycji danej osoby.
W ten sposób aktywujemy metabolizm, przyspieszymy eliminację toksyn i usprawnimy pracę organów.

Oczyszczanie organizmu

Oczyszczenie organizmu jest podstawą przy przywracaniu równowagi kwasowo – zasadowej.
Nagromadzone toksyny również zakwaszają nasz organizm. W naszej diecie nie powinno zabraknąć naparów ziołowych i koktajli na detoks organizmu.

Równowaga emocjonalna

Według Światowej Organizacji Zdrowia (WTO), zdrowe ciało oznacza odpowiedni stan psychofizyczny. „W zdrowym ciele zdrowy duch”.
Jeżeli cierpimy na nadmiar stresu, jest nam niezwykle trudniej wyeliminować toksyny. Odpowiedni poziom pH wymaga równowagi emocjonalej, kontrolowania stresu.

2 koktajle zasadowotwórcze

Zielony koktajl na zrównoważone pH

Koktajl zasadowotwórczy
Ten przepyszny napój jest bogaty w witaminy i minerały, które nie tylko dodają nam energii, ale też pomagają zrównoważyć pH, oczyścić i nawodnić organizm.
Składniki
  • 10 słodkich pomarańczy.
  • ½ ananasa.
  • Garść świeżej bazylii.
  • Garść świeżych liści szpinaku, kapusty włoskiej lub pietruszki.
Sposób przygotowania
Kroimy obrane pomarańcze i ananasa w kostkę i wkładamy do sokowirówki razem z resztą składników. Po kilku minutach sok jest gotowy do spożycia. Pijemy go od razu i najlepiej na czczo.

Koktajl z buraków liściowych

Świeże buraki liściowe
Zielone warzywa liściaste są doskonałym źródłem błonnika, witamin i minerałów, które usprawniają proces trawienia i eliminowania toksyn z organizmu. Poniższy koktajl posiada właściwości zasadowotwórcze, dzięki którym możemy uniknąć wielu chorób i dolegliwości.
Składniki
  • 6 – 8 liści buraków.
  • 1 szklanka ciemnych winogron (100 g)
  • 1 średnia obrana pomarańcz.
  • 1 banan.
  • szklanka wody (250 ml).
Sposób przygotowania
Wszystkie składniki wkładamy do sokowirówki. Po paru minutach powinniśmy otrzymać jednolity napój. Pijamy go koniecznie na czczo. http://krokdozdrowia.pl/zbyt-kwasne-ph-organizmie-zastosuj-rady/

środa, 28 września 2016

ZBIOROWA ŚWIADOMOŚĆ



Wszystko jest dla nas pokarmem, nie tylko to, co stanowi treść żołądka. Nasze zmysły otrzymują określone bodźce zewnętrzne które przekładają się na jakość naszego życia.
Istnieje Zbiorowa Świadomość która składa się z energii istot o zaawansowanej duchowości ( Światło Miłości, modlitwy, mantry itp ) oraz energii istot, które biernie przyglądają się wypadkom na scenie życia. Ci drudzy zazwyczaj stanowią większość.
Istnieją również ciężkie tamasowe energie istot o asurowych skłonnościach.
Jeśli posiadamy upodobanie w oglądaniu telewizji i wchłaniamy w siebie treści i obrazy pośledniej jakości, umożliwiamy wdarcie się komuś o niejasnych intencjach w podkłady naszej podświadomości , zezwalając tym samym, aby ją dewastowała, a to w nieodległej perspektywie czasowej czyni nasze życie ciężkim, jałowym i pozbawionym jasnych horyzontów.

Ktoś powie, telewizja i internet to mój indywidualny wybór, moja decyzja.. Niezupełnie. Na Zbiorową Świadomość składają się wszystkie myślokształty krążące wokół Ziemi.

MOŻNA WIERZYĆ LUB NIE, REPTYLIANIE DOSKONALE WIEDZĄ CZYM JEST ZBIOROWA ŚWIADOMOŚĆ LUDZKOŚCI I CO MA NA NIĄ WPŁYW, A WIĘC DBANIE O JEJ JAKOŚĆ JEST SPRAWĄ NAJWYŻSZEJ RANGI.

Toteż świadome, mądre wybory tego co proponuje nam menu życia, będzie tą kropelką w Zbiorowej Świadomości, która Wszystkim Nam pozwoli żyć godniej i piękniej na Wiecznej Scenie Teatru Życia.

 Jedyną teraz radą jest wycofanie się ze zbiorowej świadomości,
Z własną świadomością wyboru drogi i postrzegania rzeczywistości,
To proste, wyłączasz się z oglądania i słuchania wiadomości w telewizji
Oraz brania do siebie czegokolwiek z odpowiedzialności oraz winy z religii...

autor blogu

wtorek, 27 września 2016

Niesamowite ludzkie oczy - o tym jak działają, opowiada fototechnik


Ludzkie oko wydaje się nieskomplikowane, nawet jeśli spojrzymy na jego schematyczny rysunek, ale tak naprawdę jest niesamowitą i niezwykle inspirującą machiną.



Na początek smutny dla technoentuzjastów fakt: jeśli chodzi o rozwój fotografii to w dalszym ciągu nasze cudne aparaty nie są niczym innym, niż kopią oka. Naprawdę, nadal nie wymyśliliśmy tutaj nic nowego. W oku mamy soczewkę (obiektyw), tęczówkę (przesłona) i siatkówkę (matryca/klisza). Dalej jest nerw wzrokowy, który przekazuje zebraną informację do procesora, czyli mózgu. 

Do góry nogami

Obraz powstający na siatkówce jest obrócony do góry nogami, zupełnie tak samo jak w naszych aparatach. Dopiero z pomocą naszego procesora obracamy go na właściwe miejsce. Kilka grup badaczy postanowiło sprawdzić moc naszych ludzkich procesorów prostym eksperymentem. Badanym osobom zakładano okulary odwracające wszystko do góry nogami. Po 1-2 tygodniach noszenia gogli, z pomocą mózgu, wszystko wracało na swoje miejsce - to znaczy, mózgi badanych znów obracały widziany obraz, tak by góra była na górze, a dół na dole. Po zdjęciu gogli mózg znów musiał adaptować się do normalnych warunków. 

dogorynogami

Często obserwujemy też u niemowlaków tendencję do sięgania ręką w dół, po przedmiot, który jest na górze. Wydawać by się mogło, że są po prostu nieporadne, okazuje się jednak, że w początkowej fazie życia widzimy wszystko do góry nogami. 

Źrenica, tęczówka

Źrenica to jedynie otworek, przez który światło wpada do naszego oka. W fotografii nazywamy to otworem względnym. Jeśli światła jest dużo to tęczówka (przesłona) powiększa się, źrenica się zmniejsza, a do oka wpada mniej światła. Zupełnie odwrotnie, kiedy światła jest mało. Nazywamy to odruchem źrenicznym. Jest to odruch absolutnie bezwarunkowy. 

Dlaczego ratownicy świecą poszkodowanym w oczy?

W filmach często widzimy scenę, w której lekarze, lub ratownicy świecą latarką w oko poszkodowanego. Jeśli u osoby nieprzytomnej z zatrzymaną akcją serca odruch źreniczny nie występuje, to oznacza, że krążenie ustało najmniej 60-90 sekund temu i najprawdopodobniej doszło już do śmierci pnia mózgu. Diagnoza: zgon. Jeśli odruch źreniczny nie występuje u osoby przytomnej, może to oznaczać poważne uszkodzenia mózgu. 

Jak widać, tęczówka daje ratownikom bardzo szybką informację na temat stanu poszkodowanego i to w sposób niewymagający właściwie żadnych przyrządów medycznych. Dzięki ci oko. 

Co my widzimy?

Żeby do naszego mózgu trafił jakiś obrazek, to nasze oko musi odebrać jakąś informację, przerobić ją na impulsy nerwowe i wysłać do przetworzenia i interpretacji w mózgu. Wydawać by się mogło, że jeśli coś widzimy, to znaczy, że ta rzecz wysyła do nas te informacje. To nie do końca tak działa, większość przedmiotów nie wysyła do nas żadnej informacji. Możesz teraz spojrzeć na ścianę za swoim monitorem, nie, ona nie wysyła do Ciebie żadnych informacji, nie widzisz jej. Prosty dowód: kiedy zgasisz światło - ściana zniknie. Jeszcze mało przekonujące? Najprostszy eksperyment z dowodem i okrzykiem euforii (ale nie "eureka") przeprowadzaliśmy nie raz i nie dwa, wykrywając małym palcem stopy kant szafki w ciemnym pomieszczeniu. Oczy nie dały rady tego zrobić, mały palec już tak. Tak więc elementem, który rzeczywiście wysyła do nas informacje, jest monitor, lampa, itd. Ogólnie wszystko co świeci. Zdecydowana większość przedmiotów jedynie odbija światło. 

Oczywiście wiem, że Ameryki tym nie odkrywamy, ale to dość istotne, ponieważ każdy z przedmiotów odbija światło w nieco inny sposób. 

Czym jest to światło? Na przykładzie samochodzików.

Światło jest bardzo ciekawym zjawiskiem, bo ma dwojaką naturę. Źródła światła wysyłają do nas cząsteczki zwane fotonami. Żeby było ciekawiej, światło jest też zjawiskiem falowym i w zależności od warunków, te fale będą miały inną długość. Nazywamy to korpuskularno-falową naturą światła. Jakaś ciężka fizyka? Nic z tych rzeczy - materiał z obecnej drugiej, może trzeciej klasy gimnazjum. 


A tak najprościej: jeśli na balkonie przy ruchliwej ulicy z sygnalizacją świetlną postawimy głuchego i ślepego, to jeden z nich będzie widział ruch uliczny jako poruszające się cząsteczki, a drugi będzie słyszał fale zatrzymujących się i ruszających samochodów. Ot to i cała skomplikowaność tej korpuskularno-falowej natury światła.

Teraz jest już bardzo łatwo. W zależności od długości fali światła widzimy różne jego barwy. Dlatego coś jest niebieskie, coś czerwone itd. 

Temperatura światła - latarnie, czarne dziury i w ogóle kosmos

Pewnie zauważyliście, że niektóre lampy świecą bardziej na niebiesko, a inne bardziej na żółto. W aparatach też bardzo istotne jest ustawienie balansu bieli, tak żeby to co powinno być białe, było białe. I teraz uwaga: jeśli trzymamy białą kartkę papieru pod świecącą na biało latarnią to ta kartka jest dla nas biała. A jeśli przejdziemy pod latarnię świecącą cieplejszą (żółtą), czy zimniejszą (niebieską) temperaturą światła i po chwili zerkniemy na tę samą kartkę, to będzie... biała. 

Nasz mózg zna pojęcie temperatury barwowej i potrafi się do niej dostosować. 


Temperaturę barwową określamy w Kelvinach i teraz ciekawostka. Uznaje się, że czarna dziura jest ciałem doskonale czarnym - to znaczy, że nie świeci i w ogóle nie odbija światła, ale... gdyby takie ciało doskonale czarne podgrzać o jakieś 2000 stopni Celsjusza (lub 2000 Kelvinów, bo teraz to już wszystko jedno), to emitowałoby światło o temperaturze zbliżonej do tego, które daje nam świeca (żółte). 3000 K - wschód słońca(dalej żółte). 6000 K - światło dzienne (białe). 10000 K - światło słoneczne w pogodny dzień (tak białe, że aż niebieskie). 

Dlatego właśnie jeśli chcemy mieć śnieżno-białą ścianę, to możemy do białej farby dodać nieco ultramaryny (niebieski barwnik). Dlatego właśnie tak ważne jest ustawianie balansu bieli w aparacie. 

Łączymy fakty z datami

Przedmioty mogą przybierać różną barwę w zależności od tego, w jaki sposób odbijają światło i w zależności od tego, jakie światło na nie pada. I teraz szybki powrót do oka. 


Ludzkie oko odbiera te wszystkie fotony, fale, temperatury i całą resztę kosmosu w bardzo ograniczony sposób. Widzimy tylko pewien zakres światła (nazywamy to światłem widzialnym), i są to nasze podstawowe barwy od czerwieni do niebieskiego, ale jest ich jeszcze więcej! Wiemy, że niektóre owady np. motyle, widzą barwę ultrafioletową, której człowiek już nie widzi. Inne zwierzęta całkiem nieźle radzą sobie z podczerwienią, której my też nie widzimy. Jeszcze inne zwierzęta w ogóle nie widzą żadnych barw!


Ciekawostka: byki nie widzą barw, czerwona płachta na byka mogłaby być równie dobrze żółta, biała, czy czarna. Reagują na jej ruch, a nie barwę. Tak więc jeśli macie na sobie czerwoną koszulę, kiedy akurat przechodzicie obok byka, to możecie mieć to w nosie. On też ma to w nosie i może Was bodnąć bez względu na kolor koszuli.

Siatkówka i rzeczy, których nie chcemy mieć w tyłku, choć niektóre czasem powinniśmy

Całe to światło wpada do oka przez soczewkę i pada na siatkówkę (matryca). Mamy tutaj dwa wspomniane w podtytule rodzaje receptorów: pręciki i czopki. Po co nam aż dwa rodzaje odbiorników w oku? Bo nasze oczy są sprytne! Pręciki są bardzo czułe (wysokie ISO) na światło, ale nie widzimy nimi żadnych barw. Gdybyśmy mieli same pręciki (jak byk), to widzielibyśmy czarno-biały świat. I tutaj wchodzą czopki! Te z kolei są mniej czułe, ale są ich aż trzy rodzaje - niebieskoczułe, czerwonoczułe i zielonoczułe. Tych ostatnich jest dwa razy więcej. Dokładnie tak, barwę zieloną odbieramy dwa razy mocniej. 

Właśnie z ww względu nasze urządzenia elektroniczne operujące obrazem, mają przeważnie dwa razy więcej zielonych plamek. Matryca aparatu musi być dwa razy bardziej czuła na zieleń, tak, by spełniać nasze ludzkie wymagania. 

rggb-sensor-mosaic

Najnowsza nowość (tak, to pleonazm, wiem) ze świata telefonów komórkowych

Ostatnio na rynku pojawiają się niesamowite nowinki - telefony wyposażone w dwa aparaty fotograficzne, ułożone obok siebie. To jakże nowoczesne i zaawansowane zwycięstwo dzisiejszej techniki jest... no właśnie - nieudolną kopią ludzkiego oka. Jeden aparat odbiera obraz monochromatyczny (czarno-biały, jak pręciki), a drugi odbiera barwy (czopki). Tak więc jak? Epokowy wynalazek? Nie sądzę. 

Czasem nie widzimy barw

Różnica w czułości czopków i pręcików prowadzi do kolejnej ciekawostki. Kiedy warunki oświetleniowe są słabe, my w ogóle nie widzimy barw. Przeważnie nie zwracamy na to uwagi, bo większość przedmiotów znamy i wiemy jakiego są koloru, ale tak naprawdę nie odbieramy informacji o ich barwie. 

Kurza ślepota, czyli ślepota zmierzchowa

O tej przypadłości już prawie zapomnieliśmy, choć kiedyś była bardzo powszechna. Występuje w chwili, w której nasze pręciki (odbierające światło) nie działają prawidłowo, bądź w ogóle nie działają. Prowadzi to do tego, że przy słabych warunkach oświetleniowych nie tylko nie widzimy barw, ale nie widzimy po prostu nic. 

W jaki sposób medycyna wyeliminowała tę chorobę w dzisiejszych czasach? W żaden. Po prostu dzięki lepszemu dostępowi do pożywienia dostarczamy naszym organizmom więcej witaminy A, która jest potrzebna pręcikom do działania. Ten jeden prosty trik wystarczył, by pozbyć się zdecydowanej większość przypadków ślepoty zmierzchowej. 



Dlaczego "kurza ślepota"? Wzrok kur jest upośledzony w kiepskich warunkach oświetleniowych. To znaczy, że kury (i ludzie dotknięci tą ślepotą) po prostu nic nie widzą, kiedy my widzimy jeszcze np.: wieczorną szarówkę(!). 

Język (w tym wypadku język polski, a nie ten mięsień w Twoich ustach, o którym właśnie zaczynasz myśleć i czujesz w jakim jest położeniu, choć przed chwilą "w ogóle go tam nie było") to niesamowite narzędzie w badaniu różnych kwestii i utrwalaniu wiedzy. Dlaczego mówi się "wieczorna szarówka"? Ano właśnie, bo wieczorem, przy małej ilości światła, nie widzimy barw - jest szaro. A dlaczego mówi się, że ktoś "chodzi spać z kurami"? Dokładnie - kury szybko chodzą spać, bo nic nie widzą wieczorem, czyli dla kur noc zapada o wiele szybciej, niż dla nas. Z kolei poranne pianie koguta tłumaczone bezpośrednio z "kukuryku" na polski, brzmiałoby mniej więcej "O kuźwa! Ja widzę! Wstawać! Jasno jest! JA WIDZĘ! Chodźcie szybko!" 

Oko ciemieniowe

Bo skąd w ogóle kogut wie, że robi się jasno, jeśli śpi? Teraz już nie jest tak łatwo, jak za starych dobrych czasów (jeszcze w dewonie - paleozoik, pamiętacie te czasy? Nagato pamięta). W tamtym okresie u żyjątek pojawiło się trzecie oko, tzw.: oko ciemieniowe, które służyło najczęściej do określania, czy jest noc, czy dzień. Oczywiście język: ciemieniowe, ciemię, ciemiączko - mamy na czubku głowy jeszcze pozostałość po tym oku. U niemowlaków ciemiączko jest tak wyraźną przerwą między kośćmi czaszki, że można tam wsadzić palec... podobno (nie sprawdzajcie tego w domu, moi rodzice sprawdzali i teraz... sami rozumiecie). Ciemię nie interesuje nas jednak w żadnym stopniu, drugą pozostałością po tym oku jest szyszynka znajdująca się w naszym mózgu i to ona jest dla nas tak szalenie istotna. 


Nasze życie w dalszym ciągu regulowane jest cyklem dzień-noc i nauczyliśmy się odróżniać dzień od nocy w inny sposób, niż zerkając na to trzecim okiem. Jeśli zamkniecie oczy, to zauważycie, że nasze powieki przepuszczają trochę światła (kiedy zakryjecie zamknięte oczy dłonią, zrobi się całkiem ciemno). Tyle światła ile pada przez powieki wystarczy, by szyszynka powiedziała nam "Hej, jest jasno, a nie słyszałeś budzika, to znaczy, że zaspałeś do roboty!". W ten sposób rozpoznajemy przez sen (jak cholerne koguty) kiedy robi się jasno. Właśnie dlatego o wiele trudniej jest nam zasnąć z włączonym światłem.


Dlatego właśnie na klatkę ze skrzeczącym ptakiem wystarczy zarzucić koc - robi się wtedy ciemno i ptaszek z automatu idzie spać.

Tak w temacie spania

Najgłębsza faza naszego snu, nazywana jest fazą REM, czyli Rapid Eye Movement - szybkie poruszanie oczami. Kiedy zasypiamy nasz mózg odbiera nam możliwość kontrolowania ciała i wyłącza kolejne układy, tak byśmy nie machali rękami, i nie chodzili do lodówki przez sen. To ostatnie nie zawsze się udaje, ale to już najczęściej nie błąd usypiającego mózgu, tylko po prostu jesteśmy cholernymi łakomczuchami bez honoru i godności człowieka. 
Mózg nie potrafi wyłączyć tylko mięśni gałki ocznej i właśnie dlatego, kiedy oglądamy świat naszych marzeń sennych, nasze gałki poruszają się też w świecie rzeczywistym. To jest widoczne nawet przy zamkniętych powiekach, ponieważ soczewka oka jest wypukła i odznacza się na skórze. Jeśli wydaje się Wam to dziwne to poproście najbliższą osobę o zamknięcie powiek i "pomachanie oczami", ostrzegam tylko, że nie dla wszystkich ten widok jest komfortowy.


Możecie też nagrać swoje własne oczy telefonem. Ja tak zrobiłem, właśnie dlatego nie zamieszczam tu tego filmiku. 

Piwnica z kartoflami i adaptacja sensoryczna oka

Czopki i pręciki są światłoczułe, a ich światłoczułość polega na tym, że pod wpływem światła zachodzi w nich reakcja chemiczna, która wywołuje impuls nerwowy. To idzie nerwem wzrokowym do mózgu i resztę już znacie. Przyzwyczajamy się też do różnych temperatur barwowych, ale żeby dodać oku jeszcze jedną super-moc: jesteśmy też w stanie dostosować się do różnych warunków oświetleniowych. 

Wchodząc do piwnicy z kartoflami na początku widzimy tylko lufcik, przez który wpada światło, ale już po 15-20 minutach jesteśmy w stanie przy tym słabym oświetleniu swobodnie przeczytać gazetę. Nasze oczy w tym czasie stają się o wiele bardziej czułe. Nie jest to proces tak szybki jak z powiększaniem/pomniejszaniem źrenicy, dlatego jeśli przyzwyczajamy się do małej ilości światła, to nie ma problemu, po prostu przez pierwszy kwadrans widzimy mniej. Gorzej jest, kiedy wyjdziemy z piwnicy na oświetlone ostrym słońcem podwórko. Nasze oczy, przyzwyczajone do słabszych warunków, zrobiły się w piwnicy super-czułe i teraz mocne światło wywołuje intensywne reakcje chemiczne w czopkach i pręcikach. Produktów tych reakcji jest tak dużo, że czujemy fizyczny ból oczu. 


Zupełnie naturalne w takim przypadku jest przymykanie powiek, wpuszczamy wtedy do gałki ocznej mniej światła i receptory mogą trochę odpocząć. Przy mocnym oświetleniu w czopkach i pręcikach wytwarza się tak dużo produktów reakcji na światło, że nawet po paru minutach wciąż będą spływać do nerwu wzrokowego i dalej do mózgu tworząc wrażenie odbierania barw, czy świateł. Oczywiście pamiętamy o tym, że zielonoczułych receptorów jest dwa razy więcej i właśnie dlatego, kiedy wchodzimy w pogodne popołudnie z zewnątrz, do piwnicy z zimniokami, to wszystko wydaje się zielone.

Istnieje też niemal odwrotny mechanizm. Kiedy długo wpatrujemy się w stały obraz o określonej barwie, to nasze receptory stają się na nią mniej czułe w danym miejscu - "wyczerpują się" chwilowo. Odwracając wtedy wzrok, zobaczymy ten sam obraz, tylko o odwróconych barwach. 

Wpatruj się w czerwoną kropkę, a w nagrodę zobaczysz Czarkę_Pieczarkę w całkiem normalnych barwach. Choć zdjęcie następujące jest zupełnie czarno-białe. 



(Oryginał możecie podejrzeć w jej profilu.)

Okazuje się, że nasz mózg potrafi sobie wiele rzeczy "dointerpretować". Prosty eksperyment: badanym wyświetlano różne kształty, najjaśniejsze z nich, były trójkąty. Po serii takich pokazów poproszono badanych o wyobrażenie sobie różnych figur i okazało się, że na myśl o trójkącie źrenice badanych zmniejszały się, choć nie było ku temu żadnych wskazań fizycznych.

Vanishing point

W naszych oczach mamy też ślepe plamki - miejsca na siatkówce, w których nie ma światłoczułych receptorów (tędy nerw wzrokowy opuszcza gałkę oczną). Dlaczego nie zwracamy na to uwagi? Bo nasze mózgi zapełniają ten obraz danymi występującymi wokół ślepych punktów. Jeśli popatrzycie prawym okiem na kropkę i zaczniecie się przybliżać do monitora, to w którymś momencie krzyżyk zniknie. Magia. 
slepypunkt
Wiemy już, że oczy nas czasem oszukują i choć w życiu codziennym nie stwarza to problemów, to może doprowadzić do naprawdę poważnych konsekwencji. Takim przypadkiem była katastrofa lotu nr 007 na warszawskim Okęciu. Pilot przy podchodzeniu do lądowania pod słońce zauważył, że nie świeci się lampka sygnalizująca wysunięcie podwozia, więc zdecydował o odejściu na drugi krąg, by dać czas mechanikowi na sprawdzenie, czy to problem z żarówką, bezpiecznikiem, czy podwoziem. Niestety po kilkudziesięciu sekundach samolot spadł. W trakcie śledztwa odkryto, że to wady silnika doprowadziły do katastrofy, a sygnalizacja wysunięcia podwozia była najpewniej zupełnie sprawna. Najprawdopodobniej zmęczony już nieco pilot, patrzący na bardzo jasne otoczenie (wysokie słońce, śnieg), po prostu nie widział tego, że lampka się rzeczywiście świeci. Oczywiście gdyby nie wadliwe silniki, to nie doprowadziłoby to do katastrofy, tak więc nie można mówić o winie pilota. 

Kąt widzenia, a obiektywy aparatów

Kąt widzenia ludzkiego oka wynosi około 95 stopni. Obiektywy o takim właśnie kącie widzenia nazywamy obiektywami standardowymi, te które mają szerszy kąt, to obiektywy szerokokątne, węższy - wąskokątne. Tak więc standardem dla obiektywów nie jest wartość ogniskowej (częsty błąd w rozumowaniu), tylko rzeczywisty kąt ich widzenia. 

W tym miejscu widzimy, jak bardzo fotografia próbuje upodobnić się do naszego oka, a to z jednego prostego względu. Z całymi tymi naszymi oczami, czopkami, pręcikami, soczewkami, plamkami i całą resztą wzrokowej machiny, jesteśmy po prostu świetni. 

Powyższy tekst to w zasadzie tylko luźny, ale absolutnie obowiązkowy, wstęp do świata fotografii i fototechniki. Żeby zrozumieć co my tak naprawdę robimy naciskając spust migawki w aparacie, musimy dogłębnie zrozumieć, jak zajebiste są nasze oczy. 


poniedziałek, 26 września 2016

Ostatnią zagrywką będą kosmici z innych planetPrzyklejony

Judeomason, naukowiec Stephen Hawking straszy ludzkość niebezpieczeństwem pochodzącym od kosmitów i możliwością kolonizacji przez nich Ziemi.

a11

Jeden z najbardziej wpływowych i sławnych szerokiemu społeczeństwu fizyków teoretycznych współczesności, brytyjski naukowiec i judeomason, Stephen Hawking, wystąpił w krótkometrażowym filmie dokumentalnym w którym ostrzega Ziemian przed kontaktami z pozaziemskimi cywilizacjami, donosi gazeta „The Daily Mail”. Film ukazał się na portalu „Curiosity Stream”. W ciągu 25 minut Stephen Hawking opowiada o nowym projekcie w dziedzinie poszukiwania pozaziemskich cywilizacji.
Judeomason Hawking jest znany z tego, że podpisał deklarację popierającą teorię ewolucji i ostro opowiadał się przeciwko dopuszczeniu w państwowych szkołach USA nauczania koncepcji według której życie, ludzkość, planeta Ziemia a także wszechświat w ogóle, uważane są za bezpośrednie stworzenie dokonane przez Stwórcę albo Boga.
W szczególności fizyk prowadzi wirtualną podróż na egzoplanetę Gliese 832c, która znajduje się w gwiazdozbiorze Żurawia. Jest ona pięciokrotnie masywniejsza od Ziemi ale podobna do niej pod względem innych cech. 
„Jeżeliby na Gliese 832c było inteligentne życie to już byśmy je usłyszeli” – uważa Stephen Hawking. „Ale pewnego razu Ziemianie otrzymają sygnał z podobnej planety i nie powinniśmy spieszyć się z odpowiedzią. Spotkanie z rozwiniętą cywilizacją będzie podobne do spotkania Krzysztofa Kolumba z rdzennymi Amerykanami, które to spotkanie, dla tych ostatnich, nie zakończyło się zbyt dobrze”.
Według niego Ziemianie nie powinni dążyć do kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami chociaż ich poszukiwania nie należy przerywać. Naukowiec uważa, że po nadejściu sygnału, ludzkość musi się utajnić ażeby uniknąć prowdopodobnego niebezpieczeństwa pochodzącego od kosmitów z innych planet i kolonizacji , przez nich, Ziemi. 
„Patrząc na gwiazdy zawsze wyobrażam sobie, że tam ktoś jest” – mówi Stephen Hawking. „Im jestem starszy tym większą mam pewność, że nie jesteśmy sami”.
Źródło: https://rg.ru
—————————————————————————————————————
Od Redakcji www.3rm.info – Pragniemy wszystkim przypomnieć o tym, że ostatnim straszakiem ludzkości, po mitycznym międzynarodowym terroryzmie, będzie właśnie zagrożenie pochodzące od kosmitów z innych planet.
O tym właśnie przestrzegał adept rządu światowego, judeomason Werner von Braun, „ojciec” amerykańskiego programu kosmicznego, zmarły w 1977 roku. Dokładnie  opisał program pachołków Antychrysta w kwestii utworzenia „nowego porządku świata”. To właśnie on pozostawił najbardziej przekonujący i mrożący duszę pośredni dowód istnienia tajnego programu kosmicznego.

a33

„Werner von Braun mówił, że zgodnie z tą strategią za pierwszego naszego wroga powinni być uważani Rosjanie…Następnie naszymi wrogami powinni zostać terroryści i to powinno mieć miejsce w najbliższym czasie…Po nich wrogiem trzeba ogłosić „szaleńców” z krajów trzeciego świata. Teraz nazywamy ich „państwami siejącymi niepokój”. Ale doktor von Braun mówił, że staną się oni trzecim wrogiem do walki z którym będziemy rozmieszczać broń w kosmosie. (Rozumie się, że taka broń będzie posiadała kolosalną siłę niszczycielską od której już tylko krok do możliwości zniszczenia całej planety albowiem właśnie taką moc powinna ta broń posiadać do walki z asteroidem, wystarczająco dużym żeby zniszczyć Ziemię albo przynajmniej całe życie na niej)”.
Następnym wrogiem będą asteroidy. Pierwszy raz mówiąc o tym doktor von Braun nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Asteroidy – do walki z nimi będziemy musieli tworzyć nową broń kosmiczną.
„Ale najśmieszniejsze było to, że doktor von Braun mówił o „obcych”, „kosmitach”. Oni powinni stać się ostatnim straszakiem. Raz po razie, na przestrzeni tych czterech lat, w ciągu których znałam go i przygotowywałam mu przemówienia, on nieustannie wyjmował tę kartę. „I pamiętaj Carol, ostatnią kartą będą kosmici. Będziemy musieli umieszczać w kosmosie broń do walki z nimi, ale to wszystko kłamstwo”. 
Kto ma rozum niech rozumie!
Publikacja: 23.09.2016
Tłumaczenie Tamara

Rosja: Trzecia Wojna Światowa nigdy nie była tak blisko.


Rosyjska reakcja na amerykański atak .Trzecia Wojna Światowa nigdy nie była tak blisko
Opublikowane w dniu wrz 20, 2016
Jak już zostało powiedziane wiele razy, głównym aspektem tego sezonu politycznego jest fakt, iż nie ma wyborów, ale wojna. Ale jeśli wybory mają jakieś znaczenie, to są w USA, gdzie po raz kolejny, są one ściśle związane z wojną. Dwa dni temu, w dniu 17 września sobota, prawdopodobieństwo tej wojny było niesamowicie wysokie. Jak wiemy, żołnierze amerykańscy, których nikt nie zapraszał do Syrii, zbombardowali pozycje armii syryjskiej w Deir ez-Zor. W wyniku bombardowania, 60 syryjskich żołnierzy zginęło.
Aleksander Dugin
23 września 2016
Katehon " 
Jak już zostało powiedziane wiele razy, głównym aspektem tego sezonu politycznego jest fakt, iż nie ma wyborów, ale wojna. Ale jeśli wybory mają jakieś znaczenie, to są w USA, gdzie po raz kolejny, są one ściśle związane z wojną. Dwa dni temu, w dniu 17 wrzesień sobota, prawdopodobieństwo tej wojny było niesamowicie wysokie. Jak wiemy, żołnierze amerykańscy, których nikt nie zapraszał do Syrii, zbombardowali pozycje armii syryjskiej w Deir ez-Zor. W wyniku bombardowania, 60 syryjskich żołnierzy zginęło.

To uderzenie było niezwykle ważne dla bojowników ISIS, którym USA nieformalnie doradza i chroni, gdy podobno ich zwalcza. To teraz  przekroczyło linię. Bombardowanie syryjskich żołnierzy to jedno, ale to oznacza wypowiedzenie wojny nie tylko wobec Syrii, ale także Rosji, która walczy w Syrii po stronie Assada. A to oznacza, że ​​osiągnięto punkt kulminacyjny.
Jasne, że przywództwo USA natychmiast poinformowało, że Airstrike było błędem i ostrzegli przywódców Rosji nie wyrażając żadnych emocji. Ale Amerykanie mogą kłamać tylko, bo nowoczesna technologia pozwala z obiektów satelitarnych zobaczyć wszystko z pulpitu. 
Teoretycznie amerykańskie bombowce nie mogły po prostu pomylić takiego uderzenia. I co najważniejsze: gdyby ci powiedzieli, że przygotowują się do bombardowania, a ty nic nie powiedziałeś, to znaczy, zgadzasz się?
Jest zupełnie oczywiste, że USA przygotowuje się do rozpoczęcia wojny przeciwko Rosji. Incydenty graniczne stanowią operacje zwiadowcze. Ale jak Moskwa, Putin i Kreml zareagowali?  
Punkt bez powrotu jeszcze nie został przekroczony, ale czy reakcja Moskwy nie pokazuje, jak wielu Rosjan jest gotowych do bezpośredniej czołowej konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi i NATO?  To właśnie dlatego Airstrike wszczęto przeciwko syryjskim pozycjom wojskowym.
Globalistyczne przywództwo USA oczywiście nie może wykluczyć całego świata, a co więcej, zagrożenie stwarzane przez Trumpa stawia ich kontrolę nad samą Ameryką pod znakiem zapytania. Teraz, gdy marionetka Barack Obama jest wciąż w biurze i kandydatka globalistów Hillary Clinton rozpada się przed oczami amerykańskich wyborców, to jest ostatnia szansa, aby rozpocząć wojnę. To pozwoli im na odłożenie wyborów lub zmuszenie Trumpa, gdyby wygrał wybory, aby rozpoczął swoją prezydencję w katastrofalnych warunkach. Tak więc, neokonserwatyści USA i globaliści potrzebują wojny. I to szybko, zanim nie będzie za późno. 
Jeśli Trump dostanie się do Białego Domu, kiedy zapanuje pokój, to nie będzie takiej wojny, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. A to będzie oznaczać koniec wszechwładzy maniakalnych globalistów elit.To, wszystko w tym miejscu jest bardzo, bardzo poważne. 
Ideolodzy NATO i globaliści US spadający w otchłań wojny potrzebują jej teraz - przed wyborami amerykańskimi. Wojna przeciwko nam. Nie tyle o zwycięstwo, ale dla samego procesu. Jest to jedyny sposób dla nich, aby przedłużyć ich dominację i odwrócić uwagę Amerykanów i całego świata od ich niekończącej się serii porażek i zbrodni. Gra globalistów "została ujawniona. Wkrótce będą musieli ustąpić od władzy i stanąć przed sądem. Tylko wojna może uratować ich sytuację.
Ale co z nami? Nie potrzebujemy wojny. Nie teraz, ani jutro, nigdy. Nigdy w historii nie potrzebowaliśmy wojny. Ale nieustannie walczyliśmy i w rzeczywistości, prawie nigdy nie przegraliśmy. Kosztem były straszliwe straty i kolosalne wysiłki, ale wygraliśmy. I zawsze będziemy wygrywać. Jeśli by tak nie było, to dziś nie mielibyśmy tak ogromnego kraju wolnego od kontroli zagranicznej.
Ale w tym przypadku, musimy kupić tyle czasu, ile to możliwe. Amerykanie zasadniczo zaatakowali nasze pozycje, tak jak Gruzini w Cchinwali w sierpniu 2008 roku. Rosjanie są pod ostrzałem, a to nie może być ignorowane. Nasza reakcja jest bardzo ostrożna i wyważona. Wyraziliśmy to, co myślimy o tym amerykańskim akcie agresji, ale w bardzo zamierzonych warunkach.
Śmierć wskutek sytuacji polega na tym, że jeśli Waszyngton zdecyduje się teraz wybrać wojnę, to nie możemy tego uniknąć. Jeśli będą nalegać i powtórzą sytuację z 17 września po raz kolejny, to będziemy musieli zaakceptować wyzwanie i iść na wojnę, lub świadomie przyznać się do porażki.
W tej sytuacji wynik walki o pokój, który jest jak zawsze w pełni w naszym interesie, nie zależy od nas. Naprawdę potrzebujemy spokoju, aby kupić czas do 8 listopada, a wtedy wszystko będzie dużo łatwiejsze. Ale czy padający z nóg kolos pozwoli nam tym razem?
Nie daj Boże , żeby to się stało. Ale ci, którzy mogli modlić się, modlili się w przeddzień pierwszej i drugiej wojny światowej. W każdym razie, naszym celem jest zawsze i tylko zwycięstwo. Nasze zwycięstwo.
Amerykanie bombardują naszych chłopaków. Trzecia Wojna  Światowa nigdy nie była tak blisko. 
Aleksandr Dugin Gelyevich to rosyjski politolog. Ma bliskie stosunki z Kremlem i rosyjskim wojskiem, służył jako doradca Dumy Państwowej  Gennadiy Seleznyova i kluczowego członka rządzącej partii Jedna Rosja Siergieja Naryszkina. 



niedziela, 25 września 2016

Germańska Nowa Medycyna Doktora Hamera




dr Hamer - lekarz propagujący bardzo nieszablonowy sposób rozumienia nowotworów i okolicznościach towarzyszących.

Do tej pory chorobę traktowano jako błąd natury. Do takich błędów zaliczano również osłabienie układu immunologicznego. Niemiecki lekarz, doktor Ryke Geerd Hamer doszedł do wniosku, że nowotwory mają swoje źródło w nagłym szoku, który objawia się jako przeżycie konfliktowe. Odkrycie to stało się bazą dla sformułowania pięciu biologicznych praw natury, z których pierwsze i najważniejsze zostało nazwane żelazną regułą raka. Mówi ono, że choroba nowotworowa powstaje w momencie ciężkiego, dramatycznego, powodującego poczucie izolacji urazu, który ma charakter przeżycia konfliktowego. Jest to cios, który spada na człowieka nieoczekiwanie i rozgrywa się na trzech płaszczyznach jednocześnie: w psychice, w mózgu i w określonym narządzie. Za sformułowanie i ogłoszenie tej teorii jej autor został wyklęty przez medyczne autorytety i poddany bezprecedensowym represjom......

powyżej przytoczyłam fragment Artykułu Janiny Sodolskiej-Urbańskiej z Nieznanego Świata Nr 133 (1/2002) całość do przeczytania - tutaj


chętnych do poszerzenia wiedzy na ten temat zapraszam na polskie strony  
http://germanska.pl/ 
oraz 
5 praw natury.pl - poznaj swoje biologiczne kody


do poczytania również:

Prezentacja GNM® na 1. Międzynarodowym Kongresie nt. uzupełniającego i alternatywnego postępowania wobec raka  
Zarys Nowej Medycyny (=Germańskiej Nowej Medycyny® ) 


Caroline Markolin 


piątek, 23 września 2016

Nasza Ziemia, Nasza Żywność, Nasze Zdrowie - cz. 1, 2


 
Opublikowany 21.09.2016
26 sierpnia 2016 r. odbyła się w Błędowej Tyczyńskiej konferencja pt. "Nasza Ziemia, Nasza Żywność, Nasze Zdrowie" wraz z kiermaszem lokalnych produktów rolnych - zdrowej żywności. W konferencji udział wzięli m.in.: Jerzy Zięba, prof. Przemysław Sanecki oraz prof. Leszek Woźniak z Politechniki Rzeszowskiej, dr Janina Błażej, Jadwiga Łopata i Julian Rose, red. Krzysztof Kamiński oraz Tadeusz Rolnik - rolnik ekologiczny z Podkarpacia.
W tym materiale prezentujemy drugą część wystąpienia Jerzego Zięby na tym spotkaniu.
niezaleznatelewizja
https://www.youtube.com/watch?v=apQISSEcXc4
Opublikowany 17.09.2016
26 sierpnia 2016 r. odbyła się w Błędowej Tyczyńskiej konferencja pt. "Nasza Ziemia, Nasza Żywność, Nasze Zdrowie" wraz z kiermaszem lokalnych produktów rolnych - zdrowej żywności. W konferencji udział wzięli m.in.: Jerzy Zięba, prof. Przemysław Sanecki oraz prof. Leszek Woźniak z Politechniki Rzeszowskiej, dr Janina Błażej, Jadwiga Łopata i Julian Rose, red. Krzysztof Kamiński oraz Tadeusz Rolnik - rolnik ekologiczny z Podkarpacia.
W tym materiale prezentujemy wypowiedź profesora Przemysława Saneckiego z Politechniki Rzeszowskiej.
Opublikowano , autor: