sobota, 3 września 2016

Kłamstwo o śmierci


Adamus

MATERIAŁY KARMAZYNOWEGO KRĘGU



Kłamstwo o śmierci   c.d. http://tamar102.bloog.pl/id,355977004,title,MATERIALY-KARMAZYNOWEGO-KREGU,index.html

A oto, co zrobimy przede wszystkim… Przygaśmy trochę światło, żeby nie raziło w oczy. Pierwszą rzeczą jaką zrobimy będzie… Myślę, że to jest tak ważne na początku naszej serii… Mówiłem o tym w poprzednim miesiącu, ale chcę o tym koniecznie powiedzieć teraz.

Śmierć jest absolutnym kłamstwem. Jest absolutnym kłamstwem, ale jest ono tak głęboko zakorzenione, że ludzie w nie wierzą i dlatego umierają. Wielka szkoda, bo to jest kłamstwo. To iluzja.

I będę szczery do bólu – to bezwstydne kłamstwo. Nie ma żadnej śmierci. Nie ma. Ktoś może przyjść i powiedzieć: „Ale, Adamus, popatrz. Przecież ty umarłeś, Adamus.” Nie, wcale nie. Wcale nie. Mówiono o mnie, że żyłem wiele, wiele, wiele setek lat. Znane są przypadki mojego pojawiania się po mojej śmierci, jednakże ja nie umarłem. Po prostu dokonałem przejścia, a to wielka różnica.

Można przekonywać, że fizyczne ciało umiera i dlatego śmierć jest rzeczywista, ale wcale tak być nie musi. Fizyczne ciało nie musi umrzeć śmiercią taką, jaką wy znacie – ataki serca, choroby, udary czy po prostu stopniowe podupadanie na zdrowiu. Ciało nie musi umierać. Wy będziecie przyłączeni… wniesiecie atrybuty swojej fizycznej jaźni w wasze Ja Jestem i nie umrzecie.

Wyjdziecie z zamkniętego, ograniczonego i często bolesnego sposobu istnienia. Wyjdziecie z tego, ale czyż nie tego właśnie chcieliście? Jednak nie umrzecie.

Pójdziecie w inne wymiary, gdzie ani fizyczna natura, ani intelektualna natura nie są czymś nadrzędnym, a nawet może w ogóle nie są znane, ale wy będziecie nadal istnieć. Będziecie nadal istnieć i będziecie posiadać wewnętrzną wiedzę, mądrość, a nawet wspomnienia o wszystkim, co zrobiliście, gdzie byliście i kim byliście. Ale żeby móc wejść w nasz transhumanizm, w naszą jego wersję, co zwyczajnie oznacza wyjście poza swoje pojedyncze, ludzkie ja, ważne jest, żebyśmy wykroczyli poza śmierć jako taką.

Ludzie na ogół przejmują się śmiercią od momentu, gdy uzyskują świadomość swojego imienia, swojego istnienia. Małe dzieci zaczynają się bać śmierci od drugiego, trzeciego, czwartego roku życia i nigdy nikt im jej właściwie nie objaśnia. Pytają: „Co się stało z babcią?” i słyszą odpowiedź: „No cóż, babcia poszła do nieba.” Nie, nie poszła do nieba. (nieco śmiechu) Poszła do piekła. Była złą babcią. (Adamus chichocze) Nie mogłem się powstrzymać.

Nie, nie poszła. Dokonała przejścia wydostając się z ograniczonego, fizycznego i intelektualnego doświadczenia, w nawiasie – czego nie mówimy dzieciom – z więzienia. Dokonała przejścia… ponieważ nie chcemy, żeby dziecko zbyt wcześnie zapragnęło wyjść z więzienia, jeśli wiecie, co chcę powiedzieć. Dokonała przejścia. Nie umarła. Nadal jest tam i tu; nie spoczywa martwa w ziemi. Jakie to smutne, jakie smutne, umieszczać ludzi w ziemi w dzisiejszych czasach. Dawno temu ludzie musieli to robić, w pewnym sensie. Ale jakież to smutne w dzisiejszych czasach,. Zakopywać ciało w ziemi, gdzie są  robaki, pająki i wszelkie inne paskudztwo oraz nieczystości. W dawnych czasach ziemia nie była tak zanieczyszczona. Teraz jest. Wasze ciało po prostu leży tam w nieczystościach. (ktoś mówi: „Fuj.”) Fuj. A następnie pies przebiega przez cmentarz i zatrzymuje się akurat przy waszej mogile… (śmiech) Aaach!

LINDA: Lepiej już wracaj do brzydkich słów! Wracajmy do brzydkich słów! (śmieją się)

ADAMUS: Po prostu mówię, że to nie jest przyjemna rzecz. A wy tam leżycie…

LINDA: Proszę! Wracaj do brzydkich słów!

ADAMUS: „O, nie! Przestań! Nieee!” (więcej śmiechu) „Fuj! Błeee!”

LINDA: To już zostań przy brzydkich słowach! (śmieją się)

ADAMUS: Czasami trzeba się pośmiać, czyż nie? Inaczej stajecie się zbyt poważni. Musicie się śmiać. Tak łatwo stać się poważnym i surowym. Śmiech to jest sztuka.

A więc na czym stanęliśmy? Och, śmierć. To jest kłamstwo. To absolutne kłamstwo. I zamierzam was poprosić, żebyście się wczuli w wyjście poza śmierć. Nie umrzecie. Dokonacie przejścia wcześniej czy później, ponieważ męczy was to wszystko. Coś wam powiem, wy już jesteście zmęczeni, inaczej nie siedzielibyście tutaj. Naprawdę. Gdybyście byli tak tępi, głupi, szczęśliwi z powodu bycia człowiekiem, z posiadania ciała i rodziny, i wszystkiego, nie siedzielibyście tutaj. Ale wy wiecie, że jest coś więcej. I dlatego tutaj jesteście.

Ale teraz skupmy się przez chwilę i zróbmy… będziemy to robić na każdym Shoudzie, dobrze? Aż naprawdę poczuję, że wyszliśmy poza pojęcie śmierci. Muzyki do tego nie trzeba. Po prostu zatrzymajmy się na chwilę. Zróbmy cichą merabę. (Linda wydaje dźwięk, który brzmi jakby puściła bąka, publiczność się śmieje) Wybacz. Powinnaś się udać do toalety, jeśli musisz… (Linda śmieje się głośno) Albo, jakbyś to ty powiedziała, zrób to teraz ustami. 

LINDA: Oooch! Tak bym właśnie powiedziała! (Linda wciąż chichocze)

ADAMUS: OK. Widzicie, potrafimy się śmiać ze śmierci, czyż nie? Już nieomal wyszliśmy poza granice śmierci, możemy –  tfu! – napluć na śmierć. Jest kłamstwem, a nie mówię tego tylko z filozoficznego punktu widzenia czy duchowego. Jest niezgodna z faktami. Kiedy wyjdziemy poza pojęcie śmierci i obawę przed śmiercią, poza to zastanawianie się nad śmiercią, zastanawianie się, co się z wami stanie, gdy umrzecie, kiedy z tego się wydostaniemy, możecie znowu żyć.

Zapytałem o nagrobki – co byście na nich napisali? Cóż, powrócę do tego za chwilę. A zatem umrzyjmy teraz. Wyjdźmy poza śmierć.

Weźcie porządny, głęboki oddech. „Cicha meraba” znaczy, że nie będzie muzyki, ale ja będę mówił (Linda chichocze)

BEN: Czyż nie robimy tego przez cały czas?

LINDA: Ciekawe.

ADAMUS: „Robimy to przez cały czas”, mówi Crash czy kto tam. Taak, Ben.

OK, weźmy porządny, głęboki oddech, a ja trochę poperoruję.


Meraba wyjścia poza śmierć

Żyjecie z iluzją śmierci tak długo, jak tylko jesteście w stanie pamiętać, aż w końcu naprawdę w nią uwierzyliście, jak wszyscy ludzie. Jest to jakaś rzeczywistość, myślę. To jest jakaś rzeczywistość, ale nie ta rzeczywistość. Jest to jakiś sposób życia, jak sądzę, ale wy nie umrzecie. Nie umrzecie.

Będziecie istnieć. W którymś momencie, kiedy zmęczy was stan fizyczny i intelektualny, powiecie: „Czas dokonać przejścia. Czas wciągnąć to wszystko, wnieść to wszystko w nasze jestestwo. Czas wszystko to spakować i wnieść w siebie.” Macie tę iluzję śmierci: „No cóż, to ten moment, kiedy duch opuszcza ciało. Zostawia się ciało za sobą.” Nie! Nie. Zabierzemy ciało  – esencję, energetyczne elementy ciała i umysłu oraz całej reszty – ale ono będzie zabrane na statek-matkę, w was.

Nie ma śmierci. W dniu dzisiejszym ogłaszam, że nie umrzecie. Ludzka tożsamość nie zostanie pogrzebana w ziemi ani nie spłonie w ogniu. Nie w ogniu piekielnym, mówię o kremacji. Ktoś z was sobie teraz pomyślał: „Och! Pójdę do piekła.” Nie. To było o kremacji. A zatem, żeby się stać transludźmi* na Ziemi, wcielonymi Mistrzami, wykraczamy poza pojęcie śmierci.

*w polskich pismach źródłowych istnieje pojęcie transczłowieka, transludzi, transczłowieczeństwa, jak również określenie transludzki (teoria estetyki transludzkiej Wolfganga Welscha), patrz: https://pl.wikipedia.org/wiki/Transhumanizm, https://pl.wikipedia.org/wiki/Wolfgang_Welsch - przyp. tłum.

Ze śmiercią związane jest tyle ciemności, tyle strachu, tyle retoryki, dogmatów i tym podobnych rzeczy, a wszystko to zwyczajna nieprawda.

Właściwie to nawet ten wasz człowiek nie umiera. Czy wiecie? Ten człowiek. Nawet człowiek nie umiera, żeby się stać wyższą świadomością, duchem czy czymkolwiek innym. Nie. Nawet wasz człowiek żyje dalej. Cała energetyczna esencja tego, czego doświadczyliście w fizycznym istnieniu wnoszona jest na statek-matkę. Zostaje wchłonięta. Wszystko samo do was przychodzi. Nawet esencja waszego ciała, ale teraz wasze ciało się nie starzeje, nie doznaje bólu ani niczego takiego. Wszystko to jest zabierane w trakcie przejścia.

Ale jeszcze na długo przed tym przejściem odbywa się inne, mające miejsce w tej chwili – wyjście z ciała dziedziczonego po przodkach, wyjście ze zbiorowej świadomości. Jednakże dopóki człowiek boi się śmierci i zastanawia się nad śmiercią, uznając zasadniczo śmierć za cel, do którego zmierza – śmierć jako cel, ale taki cel, którego próbuje uniknąć – dopóty taka postawa będzie wszystko wypaczać.

Wyjdźmy poza śmierć, poza tę całą iluzję. We wszystkich świętych księgach jest napisane: „Umieracie, umieracie, umieracie.” Nie, w rzeczywistości tak nie jest. Napiszmy nową świętą księgę, gdzie będzie powiedziane: „Jestem Tym, Kim Jestem. Istnieję. Jest wiele rodzajów przejścia Jaźni, ale śmierć już nie jest dłużej moją świadomością.”

Weźmy porządny, głęboki oddech w tę Transhumianistyczną Serię.

(pauza)

W pewnym sensie stanowić to będzie wyzwanie. Wasz umysł powróci do śmierci i myśli o niej, ale chcę was prosić, żebyście przestali się starać uniknąć śmierci, żebyście przestali o niej myśleć i żebyście po prostu zrozumieli, że nie umrzecie. Chcę, żebyście to poczuli w nadchodzących tygodniach.

Wyobraźcie to sobie przez chwilę. I nie mówię o byciu nieśmiertelnym, jak robią to inni transhumaniści, stosując zrobotyzowane części i wszystko inne, ażeby przedłużyć pojedyncze życie. Ja mówię o tym, że śmierci nie ma. To jest przejście.

Jesteście przyzwyczajeni do przejść. Jesteście mistrzami przejść. Dokonujecie ich przez cały czas.

Naprawdę się w to wczujcie, w to – chcę powiedzieć, że to nieomal zabawne – w to, że nie ma śmierci.

Wy, Mistrzowie, nie umrzecie.

(pauza)

Cóż za ulga. Jaka zmiana świadomości po całym tym czasie, kiedy to w pewnym stopniu byliście podobni do nich, do innych transhumanistów. W pewnym sensie też szukaliście nieśmiertelności. Chcieliście w gruncie rzeczy posiąść całą wiedzę, całą mądrość. W pewnym sensie chcieliście być supermanem, pojedynczym niejako. Ale teraz wychodzimy poza to wszystko. Umieściliśmy duży znak plus w środku okręgu Ja Jestem.

Tych pięcioro, o których wcześniej mówiłem , że przyzwolili na swoje urzeczywistnienie, oni to sobie uświadomili: „Nie umrę. Już nigdy nie będę się tym martwił. Nie umrę. Dokonam przejścia, rozwinę się. Będę dokonywał przejścia na wiele sposobów, ale śmierć? Nie.”

Poruszę ten temat jeszcze niejeden raz. Tak czy inaczej, będziemy robić małe, krótkie „wyjścia poza śmierć” w kilku kolejnych Shoudach. Śmierci nie ma i kiedy już się od tego tematu oswobodzimy, och, jakże będziemy wolni.

Po prostu sobie wyobraźcie, nie intelektualnie, ale poczujcie, że naprawdę, naprawdę mówicie: „Och, to oczywiste. Nie umrę.” Cóż to za ulga!

Weźmy porządny, głęboki oddech i porozmawiajmy o innych przejściach – teraz przy muzyce… nie, odwrotnie (światło się zapaliło zamiast przygasnąć) Puścimy trochę muzyki. Taak, skierujcie trochę światła na ich twarze, niech się obudzą, a wtedy powrócimy do prawdziwej meraby, jaką chciałem dzisiaj poprowadzić.


Życie w lusterku wstecznym - meraba

(zaczyna płynąć muzyka)

OK, weźmy porządny, głęboki oddech.

Cóż za dzień! Cóż za dzień! Jestem teraz kimś w rodzaju bardzo, bardzo dumnego przyjaciela – nie ojca, ale przyjaciela – bardzo dumnego z powodu tego, co stworzyliście na Ziemi. Tak, to mała przestrzeń w małym miasteczku na małej planecie, ale jakże jest to symboliczne. Jakież potwierdzenie tego, że Mistrzowie są tutaj. Uwieczniliście to na tej ścianie. To nie jest namalowany znak. Chcę powiedzieć, że zaszliście tak daleko, żeby móc to odlać w brązie,  odlać w metalu i umieścić na ścianie: „Mistrzowie są tutaj, wcieleni, prawdziwi.”

Weźcie porządny, głęboki oddech i odprężcie się, przypomnijcie sobie – ktoś nazwałby to przejażdżką – jak wsiadacie do samochodu. Ach! Wspaniałe się wówczas miewa uczucie. Wsiadacie do samochodu i ruszacie przed siebie szeroko otwierającą się przed wami drogą zostawiając za sobą miasto, zanurzając się w wiejski krajobraz, droga pusta, a wy włączacie sobie muzykę z radia. Och, radio, Cauldre mówi mi, że jest już ono bardzo staromodne. Puszczacie zatem muzykę z jakiegokolwiek urządzenia, jakie macie. Nie radio, radio jest dla mnie. Zawsze to będzie radio. (kilka chichotów)

Słuchacie muzyki. Wszystko mi jedno, skąd się bierze. Powiedzmy, że ją sobie nucicie. (Adamus chichocze) Cauldre się kłóci o drobiazgi, a chodzi o to, że jesteście zrelaksowani i świetnie się bawicie, u licha! (śmiech)

Droga jest szeroka, dzień jest słoneczny i nikogo obok, kto by powiedział, że kiepsko prowadzicie. Po prostu się relaksujecie i, och, mój Boże, cóż to jest za podróż! A zabawne jest to, że wcale nie jesteście w podróży. Zwyczajnie wyskoczyliście na przejażdżkę. Nie ma już żadnych więcej podróży, żadnego więcej punktu docelowego. Jesteście na przejażdżce.

I, no wiecie, macie to urządzenie – a Cauldre niech mnie nie poprawia. Macie to urządzenie  w swoim samochodzie, które się nazywa lusterkiem wstecznym. Ono jest po to, żebyście mogli  – jadąc do przodu czy jakkolwiek jeszcze – spojrzeć wstecz i zobaczyć, co jest za wami. I dzisiaj tym co za wami jest wasze życie. Kontynuujecie swoją ekspansję, kontynuujecie swoje doświadczenia, ale wasze dawne życie jest w lusterku wstecznym.

Spójrzcie na nie w tej merabie – życie w lusterku wstecznym. Podoba mi się ta analogia, ponieważ, widzicie, nie odwracacie się do tyłu, żeby spojrzeć. Nie oglądacie się, żeby zobaczyć płonące miasto. Po prostu zerkacie w tylne lusterko. Tam jest odbicie, perspektywa, nawet niezbyt dosłowna. Ależ mieliście życie!

Ależ mieliście życie, gdy tak popatrzeć w lusterko wsteczne. Życie wypełnione aspiracjami i pragnieniami, niepodobnymi do tych, jakie ma większość ludzi. To nie było nawet życie aspirujące do posiadania pieniędzy czy wysokiego stanowiska ani niczego podobnego; to było życie, które poświęciliście sobie, temu okręgowi z kropką w środku.

Cóż za wyzwania! Z jakimi ogromnymi wyzwaniami musieliście się mierzyć w tym życiu. Mogły dotyczyć rodziny albo kariery, albo zdrowia, ale gdy tak popatrzycie przez chwilę w to lusterko wsteczne, zobaczycie, że te wyzwania miały związek z wami.

Ujawniały się często w relacjach z członkami rodziny albo w problemach ze zdrowiem lub stanem posiadania, ale wyzwania odnosiły się do waszego zadowolenia, waszej akceptacji samego siebie.

Wasze życie widzicie we wstecznym lusterku.

Tak bardzo się staraliście, wychowywaliście dzieci, opłacaliście rachunki. Przyglądacie się swojemu życiu w tym wstecznym lusterku i widzicie, jak staraliście się być duchowi. To właśnie było to przejście, jakiego dokonaliście w swoim życiu, to piękne, pełne pasji pragnienie znalezienia na koniec odpowiedzi. Patrzycie w lusterko wsteczne – takie było wasze życie, a teraz jest już ono za wami.

W tym życiu odbijającym się w lusterku wstecznym były momenty wielkiej czułości. Jeśli się dobrze przyjrzycie, zauważycie całą energię, jaka została zaangażowana w to życie – powiedziałbym, że co najmniej pięć razy więcej aniżeli wkłada w swoje życie przeciętny człowiek. Nie mówię tutaj o pracy, ale o dynamice energii w waszym życiu. Tak wiele w nim energii.

To życie w pewnym sensie jest jak dzieło sztuki. Wiem, że nie było łatwe i wy to wiecie, a teraz odbija się we wstecznym lusterku.

(pauza)

Weźcie porządny, głęboki oddech. Wasze życie jest w lusterku wstecznym. To oznacza, że jest to tylko refleks. Jest za wami.

(pauza)

Tyle w nim było ślepych uliczek. Tyle dróg wiodących donikąd. Próbowaliście różnych rozwiązań, ale one nie całkiem się sprawdzały. I to jest w porządku. Nic w tym złego. I tyle wybojów było na tej drodze.

Myślę, że najgorsze były te momenty, kiedy czuliście się zagubieni; załamani pogrążaliście się w rozpaczy. To okropne czasami nie mieć poczucia kierunku: co robić? dokąd iść? Nie wiedzieliście tego i byliście zagubieni. Byliście obcy w obcym świecie, w świecie, który tak naprawdę nie był wasz i wy o tym wiedzieliście. Jak tu, do diabła, z niego się wydostać? Oto, co znaczy się zagubić.

Patrzycie w tylne lusterko i widzicie jakie to życie było jednowymiarowe, pojedyncze, liniowe. Na tej ścieżce, na tej drodze mozolnych starań, pracowaliście nad odpowiedziami. Teraz to już przeszłość. Do obejrzenia w lusterku wstecznym.

Wszystko to już za wami.

I to, co nazywane jest śmiercią, ciemny obiekt w lusterku wstecznym w tamtym waszym starym życiu, ten niepokój z powodu śmierci. Niech go cholera! To był kiepski żart. Zwyczajnie kiepski żart. To było kłamstwo – śmierć.

Naprawdę, naprawdę, naprawdę dokonujecie przejścia. Nie chcielibyście pozostawać w jednym stanie istnienia na zawsze. Nie chcielibyście po prostu pozostać w tym fizycznym ciele.

Z pewnością, kiedy się wierzy, że nie ma nic innego, że to jest rzeczywistość, kiedy ludzie wierzą, że to jest rzeczywistość, to może i próbowaliby zostać w niej na zawsze. Ale kiedy wy wiecie, że istnieje coś więcej, kiedy wiecie, że istnieje wiele rzeczywistości, a ta tutaj jest tylko swoją własną iluzją, wówczas nie chcielibyście pozostać w nieśmiertelnym ludzkim stanie. Tyle więcej jeszcze istnieje!

Śmierć, cóż za kłamstwo! Śmierć dla mnie, Adamusa, to kłamstwo ignoranta. To wszystko czym jest. To ignorancja. Użyłbym teraz brzydkiego słowa, ale nie sądzę, żeby to było stosowne – w samym środku Shoudu powiedzieć brzydkie słowo. (kilka chichotów)

Nie, śmierć naprawdę jest dla ignoranta, dla nieświadomego. Dlaczego ludzie temu zaprzeczają? Dlaczego? Myślę, że dlatego, iż są ignorantami. Są nieświadomi, godzą się z koniecznością śmierci i faktycznie umierają, a to dlatego, że w nią wierzą. Ale ona jest w tej chwili w waszym lusterku wstecznym.

To wszystko jest już za wami.

I wszystkie te starania. Rzućcie okiem do tyłu. Przyjrzyjcie się w lusterku wstecznym wszystkim znakom, znakom drogowym. Boże! Chodzi mi o to, że wszystko co widzicie w lusterku wstecznym to zlepek znaków drogowych, drogowskazów, dyrektyw i temu podobnie. A teraz popatrzcie przed siebie. Nie ma znaków. Nie ma znaków „Skręć w tę stronę”, „Zatrzymaj się tutaj”, „Ustąp drogi idiotom”. Niczego takiego nie ma. Żadnych znaków.

Nie ma także linii wysokiego napięcia. Zauważyliście? Nie ma linii wysokiego napięcia. W lusterku wstecznym natomiast zobaczycie wszędzie linie wysokiego napięcia, zaśmiecające wizualnie środowisko. Przed wami natomiast nie ma linii wysokiego napięcia.

Kiedy spoglądacie w lusterko wsteczne, dostrzegacie linie wysokiego napięcia i znaki. I, och! Znaki. Reprezentują one wszystko to, za pomocą czego próbowaliście siebie kontrolować. „Zatrzymaj się.” „Nie rób tego.” „Skręć tutaj.” „Nie skręcaj tam.” „Podporządkuj się ograniczeniom”. „Ustąp rodzinie.” „Pozostawaj negocjatorem z sobą samym.” Wszystkie te znaki. Czyż nie jesteście zadowoleni, że są one teraz w lusterku wstecznym?

W tamtym dawnym życiu musieliście używać GPS-u, żeby się dowiedzieć, jak gdzieś dotrzeć. Co to w ogóle było, u licha? To takie krępujące, że jakieś małe pudełko mówi wam, którędy jechać. Mógł to być zresztą wasz partner albo współmałżonek, ale to nadal zbija z tropu. Tutaj, kiedy patrzycie przed siebie, nie potrzebujecie GPS-u, ani mapy, ani niczego takiego. Po prostu wiecie, gdzie chcecie jechać. Nie musicie nawet określać docelowego miejsca. Wszelkie docelowe miejsca są już teraz za wami.

I teraz, kiedy to wszystko się dzieje, spoglądacie w tylne lusterko i widzicie swoje życie takie, jakie ono było; następnie spoglądacie do przodu i widzicie przed sobą szeroką drogę bez żadnych znaków, żadnych samochodów, żadnych zanieczyszczeń, po prostu droga szeroko otwierająca się przed wami; powoduje to, że pojawia się u was chwila refleksji, kiedy to uświadamiacie sobie: „O, mój Boże! Naprawdę się zmieniam. O, mój Boże! I ja już tam nie wrócę. Jej! To się dzieje naprawdę.” 

Nie ma odwrotu. Nie ma odwrotu.

Nie wrócicie do znaków, do linii wysokiego napięcia, do zoo, do korków na drodze i do dezorientacji. Nie ma powrotu. Nie ma powrotu do śmierci i nie ma już powrotu do starych rytmów. Nie ma już powtarzalnych szablonów. Zmusza to do zatrzymania się na moment i, och, wzięcia głębokiego oddechu, a następnie rzeczywistość z całą siłą uderza: „Nie ma powrotu.” Jakbyście powiedzieli: „O.M.B. (O, mój Boże!)* Nie ma powrotu.”

*ang. O.M.G. (O my God!) – przyp. tłum. 

Wtem samochód zaczyna zwalniać. Nagle spoglądacie we wsteczne lusterko, a następnie patrzycie przed siebie, spoglądacie we wsteczne lusterko, na swoje dawne życie i znowu patrzycie przed siebie. A następnie rozglądacie się dookoła. „Żadnego wracania. Nawet do śmierci.” Nie wracamy do śmierci. Nie wracamy do starych zwyczajów. „O, mój Boże.”

Na krótką chwilę pojawia się niepokój: „Ale w takim razie, co dalej?” I w momencie, kiedy zdaje się pojawiać niepokój, nagle mija. Nie ma wzorca, na którym mógłby osiąść. Nie ma żadnych starych rytmów, do których mógłby nawiązać. Niepokój jak przyszedł, tak odchodzi.

Nigdy do tego nie wrócicie.

Zawsze będziecie mieć wspomnienia. Zawsze będziecie mieć wsteczne lusterko, ale nie będziecie w nie spoglądać zbyt często. Uważam, że nie będziecie zbyt często spoglądać we wsteczne lusterko. Zawsze będziecie mieć wspomnienia. One nie zostaną wymazane z pamięci. Nie znikną. Po prostu nigdy nie wrócicie.

Kiedy to sobie uświadamiacie, wszystko, co powodowało, że energia układała się w określony sposób, wszystko, co zmuszało cykle do pozostawania w obrębie ich starych wzorców, nagle znika. Jesteście wolni. Energia jest wolna. Wszystko staje się nowe.

(pauza)

Co nastąpi dalej? To nie ma znaczenia.

Będzie lepsze od tego, co pojedynczy człowiek by zaplanował. Przekroczy to granice tego, co umysł mógłby wymyślić czy nawet stworzyć.

Cóż za piękna chwila, jaki przyjemny przerywnik – samochód zwolnił, uświadamiacie sobie że nigdy nie wrócicie, ale także uświadamiacie sobie piękno miejsca, z którego pochodzicie.

I nagle nie wiadomo skąd dźwięk syren: Uuu-uuu-uuu! „O, cholera! A myślałem, że jestem już poza tym wszystkim!” (kilka chichotów) I wtedy uświadamiacie sobie, że to był po prostu Adamus Saint-Germain, mówiący: „Przestań się martwić. Wszystko jest dobrze w całym stworzeniu!”

I tak rzeczywiście jest.

Cieszcie się Klubem Mistrzów, moja droga Shaumbro. Bardzo was kocham. Dziękuję wam. Dziękuję. (brawa publiczności)





Przekład: Marta Figura
emef11@wp.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz