poniedziałek, 31 października 2016

OSHO Ezoteryczne wygłupy -

 https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/12046741_924770287599270_6721985678800801556_n.jpg?oh=fdd945aedd233c52fabfe90521680c71&oe=58A742BF
https://www.facebook.com/notes/jacek-poleszak/ezoteryczne-wyg%C5%82upy-osho/924768294266136
Człowiek poważny nie ma żadnych szans na oświecenie. Powaga jest chorobą, jest rakiem duszy. Powaga jest opacznym nastawieniem do życia. Jak możesz osiągnąć prawdę, skoro masz absolutnie błędną orientację? Człowiek poważny jest po prostu chory, patologiczny. Naturalnie, od tysięcy lat tacy ludzie panują nad nami, ponieważ to właśnie jest ich jedyną radością - radość panowania.
Tak zwany poważny człowiek od niepamiętnych czasów zadręcza innych w imię polityki, w imię wychowania, w imię moralności - to jest jego jedyną radością życia. Po prostu jest sado-masochistą.
Żaden sado-masochista nie może zostać oświecony. 99,9% tych, których uważacie za oświeconych, nie ma nic wspólnego z oświeceniem. Po prostu wmówiono wam: “Ten człowiek jest oświecony”. Nie istnieje żadne uniwersalne kryterium, według którego dałoby się to ustalić.
Dla chrześcijan Jezus jest oświecony, dla dżinistów nie jest. Ich kryteria są odmienne. Być może poczujecie się tym zaskoczeni - także chrześcijanie nie uważają Mahawiry za oświeconego. Mają oni swoją własną miarę. Chrześcijanie powiadają, że Jezus się nigdy nie śmiał. Ale to nie może być prawdą. Nie jestem w stanie w to uwierzyć. Jego życie daje świadectwo zupełnie czemuś innemu. Jest wręcz niemożliwością wyobrazić sobie, że nigdy się nie śmiał. Jednak chrześcijanie uparcie obstają przy swoim.
Dlaczego? Ponieważ człowiek oświecony musi być przecież poważny. Przybył, aby wziąć na siebie wszystkie problemy świata; przybył, aby uratować ludzkość. Jest zbawicielem, mesjaszem - musi uwolnić was od waszych minionych grzechów i jednocześnie uchronić przed możliwymi przyszłymi grzechami. Naturalnie, dźwiga on brzemię ciężkie jak Himalaje, zatem wcale mu nie do śmiechu. Jakże - zgodnie z waszymi wyobrażeniami - ktoś taki mógłby się śmiać? To absolutnie wykluczone.
Ale to przekonanie; to całe wyobrażenie, że ktoś musi was zbawić - jest odrażające. Tak właśnie niszczycie waszą wolność. Kogoś innego obarczacie odpowiedzialnością za wasze własne postępowanie. Ktoś inny ma cierpieć za was.
Inne tradycje widzą to zupełnie inaczej. Na przykład Budda nie jest tego zdania. Powiada: “Bądź światłem sam dla siebie. Nikt poza tobą samym nie może ci pomóc.” Dlatego Budda nie jest taki poważny - nie jest to konieczne, nie ma żadnego powodu. On sam uwolnił się od wszystkich swoich problemów, zbawił sam siebie. Wypełnia go subtelna radość. Jednak chrześcijanie uważają Buddę za egoistę - myśli on tylko o sobie. A jak oświecony może być egoistyczny? Dla nich Jezus jest oświecony, ponieważ myśli o całej ludzkości. Mahawira żył nago - to stanowi dla dżinistów wyznacznik człowieka oświeconego - człowiek oświecony powinien wyrzec się wszystkiego. Człowiek oświecony będzie zatem żył nago, i ponieważ jest wolny od grzechów - nie będzie cierpiał. Ale Jezus cierpiał przecież na krzyżu. Zgodnie z filozofią dżinistów cierpisz zawsze za sprawą twej minionej złej karmy. Jeśli Jezus musiał cierpieć na krzyżu, to świadczy to jedynie o tym, że podlegał jeszcze karmie - musiał zapłacić. Każdy czyn musi zostać odpokutowany.
Ale Mahawira... Powiada się, że jeśli na drodze, którą szedł, leżał jakiś cierń, ty natychmiast się chował, gdy tylko widział nadchodzącego Mahawirę. Bowiem Mahawira jest wolny od grzechów, a więc żaden cierń nie może sprawić mu bólu - oczywiście o ukrzyżowaniu nie ma nawet mowy! Według nich Mahawira był poważny.
Kriszna natomiast poważny nie był. Tańczył, śpiewał, grał na swoim flecie. Gdy Bodhidharma został oświecony, nie mógł przez siedem dni powstrzymać się od śmiechu. Kiedy zadawano mu pytania, odpowiadał tylko” “Śmieję się, bo to wszystko jest takie śmieszne /.../ Cały trud jaki sobie zadałem jest kompletnie absurdalny. Śmieję się sam z siebie, śmieję się z całego świata, ponieważ ludzie starają się dokonać czegoś, co w ogóle nie jest konieczne. Ludzie zadają sobie wielki trud, a im bardziej się wysilają, tym to wszystko jest trudniejsze. Akurat ich wysiłki stanowią tutaj przeszkodę.”
W jaki sposób chcecie rozstrzygać, kto jest oświecony, a kto nie?
Przed paroma dniami dostałem list: “Gdybyś rzeczywiście był oświecony, przebywałbyś w Himalajach, ponieważ oświeceni zawsze przebywają na odludziu, w ukryciu, nie pokazują się publicznie.”
Jeżeli ten, kto napisał ten list ma rację, wówczas Mahawira, Budda, Jezus, Kriszna, Rama, Zaratustra... wówczas żaden z nich nie jest oświecony. Wszyscy oni są dobrze znani, sławni na całym świecie, nie ukrywali się w Himalajach... No i jeszcze jedno pytanie: jak autor tego listu mógł się w ogóle dowiedzieć, że w Himalajach żyją jacyś zakamuflowani ludzie; ludzie kompletnie nikomu nie znani? Skąd zatem wie o tych kilku? Chyba, że jest jedynym na świecie, który zna tajemnicę ich istnienia!
Świat roi się od takich idiotów. Z uporem maniaka popisują się swoimi uprzedzeniami, swoimi przesądami. Szkoda zawracać sobie nimi głowę. Nie mam zamiaru rozwodzić się na temat, kto jest oświecony, a kto nie, ale mogę wam proste kryterium, które jesteście w stanie zrozumieć. Jedna rzecz jest absolutnie pewna: żaden sado-masochista nie ma szans na oświecenie. Kto zadręcza siebie samego i innych; kto się tym delektuje, ten nie może być oświecony. Oświecenie jest stanem pełnym radości, stanem niczym nie zmąconej pogody ducha. Oświecenie może być dostojne, ale nie może być poważne. Jest samą radością!
Jeśli słyszałeś o człowieku poważnym i smutnym, który został oświecony, to albo nie był w rzeczywistości taki poważny i smutny, albo się przesłyszałeś. Ludzie poważni i smutni stają się papieżami, matkami Teresami, mahatmami Gandhimi, rabinami, kapłanami. Kościoły, synagogi, świątynie, meczety - wszystko to jest pełne takich właśnie poważnych i smutnych ludzi. Czasami gromadzą się oni wokół jakiegoś oświeconego człowieka i zaczynają wszystko psuć, co ten dokonał. Zaczynają tworzyć martwą tradycję - a tradycja musi być przecież poważna.
Człowiek oświecony jest zawsze pogodny, radosny, ale żadna tradycja, żadna konwencja nie może być właśnie taka. Cała natura tradycji jest do cna polityczna. Tradycja jest po to, żeby panować; jest po to, żeby tłamsić jednostkę; jest po to, żeby jednostkę wyzyskiwać. A przecież nie da się z uśmiechem na twarzy wyzyskiwać człowieka, żartując i figlując. Nie, trzeba być przy tym śmiertelnie poważnym. Trzeba uczynić ludzi smutnymi, trzeba ich zastraszyć, trzeba zastraszyć ich samym życiem, trzeba ich dusze wprawić w drżenie. Wówczas sami wpadną w zastawione sidła. I tak właśnie ludzie stają się bezwolnymi obiektami całkowicie podatnymi na manipulację.
Ktoś taki jak ja nie może was wyzyskiwać, gdyż miejsce w którym jesteśmy jest bardziej knajpą niż kościołem. Tutaj po prostu wszystko traktuje się bardziej żartem niż serio. Razem odstawiamy tutaj niezłą hecę! Jeżeli tak to potraktujesz, cała ta bombastyczna powaga zniknie, wszystko stanie się lżejsze, twój krok stanie się lekki jak piórko. Cóż miałoby cię gnębić?
Ale kapłani tego nie znają, cały ich prestiż bazuje na powadze. Są bardzo poważni i będą robić wszystko w tym kierunku - będą pościć, będą się umartwiać na wszelkie możliwe sposoby. Naturalnie człowiek który pości, staje się bardzo poważny - nie jest mu wcale do śmiechu. Jeśli odczuwasz głód, nie jesteś w stanie się śmiać - nie pozwalasz także śmiać się innym - nie przecież w tym nic zabawnego! Skazujesz się na głodowanie, robisz z siebie ofiarę, sam siebie ukrzyżowujesz, a inni mieliby się z tego śmiać? W takiej sytuacji śmiech byłby przestępstwem, profanacją. Nie, tego byś nie przebaczył.
No i oczywiście jest to zaraźliwe! Jeśli idziesz do kogoś, kto pości - musisz zachować powagę. Tak przecież nakazuje przyzwoitość.
Można nabawić się poczucia winy. Jeśli poszczą, a ty zjadłeś właśnie pyszny obiad, to czujesz się jakoś winny. Jeśli stoją na głowie, a ty po prostu stoisz na dwóch nogach, no to może ci się wydać, że postępujesz źle: “Nie jestem jeszcze doskonałym człowiekiem - ten oto tutaj, który stoi na głowie... ooo, ten to jest doskonały!”
Czy dostrzegacie cały idiotyzm tego wszystkiego? Gdyby Bóg rzeczywiście chciał, żebyście stali na głowach, to już dawno by się o to postarał.
Ale ci idioci zawzięcie uskuteczniają różne rzeczy niezgodne z naturą. I właśnie ich niezgodne z naturą nastawienie do życia czyni ich tak poważnymi. Próbują płynąć pod prąd, są wyczerpani, zmęczeni, znudzeni. Ich jedyną radością jest zadręczanie innych.
A teraz dowcip.
Levi nie może się zdecydować, kim miałby zostać jego syn. Idzie więc do rabina i pyta o radę. Rabin radzi:
- To całkiem proste. Połóżmy na stole Talmud, Torę i parę banknotów, a on niech wybiera. Jeżeli wybierze Talmud - zostanie rabinem. Jeżeli Torę - zostanie prawnikiem. Jeżeli zaś sięgnie po pieniądze - zostanie człowiekiem interesu.
Levi zgadza się i przywołuje syna. Ten rzuca okiem na przedmioty leżące na stole i bierze wszystko. Levi jest zakłopotany:
- I kim on będzie?
Na co rabin odpowiada:
- Katolickim kapłanem.
Ludzie smutni, przygnębieni, nie znajdujący w życiu żadnej radości - tacy ludzie zostają katolickimi kapłanami, hinduskimi shankaracharyami, mahometańskimi imami, itd. Tacy poważni ludzie tracą swoje człowieczeństwo, stają się niczym innym, jak tylko papugami. Jako papuga nie potrzebujesz dużo inteligencji; jako papuga nie potrzebujesz dużo odwagi. Jeśli tylko twoja pamięć dobrze działa i potrafisz wyrecytować fragmenty Wed, Gity, Koranu, Biblii - będziesz respektowany i poważany. Nie robisz nic twórczego, nie wnosisz nic do bogactwa świata. Wręcz przeciwnie - niszczysz. Ale ludzie od tysiącleci ulegają uwarunkowaniom; od tysiącleci postępują według narzuconego im wzorca.
Tacy smutni ludzie stają się kapłanami, profesorami, filozofami, teologami, ale nigdy nie zostają oświeceni. Możecie być tego absolutnie pewni - to po prostu nie leży w naturze rzeczy.
Aby zostać oświeconym, trzeba lekkości kwiecia, lekkości piórka, trzeba wielokolorowości tęczy, radości ptaków o poranku, wolności chmur. Mówiąc inaczej: trzeba serca wypełnionego ekstazą - nie chodzi tutaj o jakąś tam ekstazę absolutem, o jakąś tam rajską ekstazę, ale o ekstazę tym, co jest akurat tutaj i teraz - o ekstazę tej właśnie chwili. Żyjesz faktami. Nie ma tutaj miejsca na nic innego, na żadną przeszłość, na żadną przyszłość. Ta chwila przenika cię całkowicie - tak intensywnie, tak namiętnie, że nie ma w tobie miejsca na nic innego. To właśnie jest zgodna z naturą postawa wobec egzystencji.
Dlatego powiadam: skoro tylko żyjesz radośnie i pogodnie w tak zwanym dniu powszednim - już jesteś oświecony. Wszelkie duchowe i ezoteryczne wygłupy prowadzą jedynie na manowce.

niedziela, 30 października 2016

ŚWIĘTO ZMARŁYCH CZYM NAPRAWDĘ JEST TEN DZIEŃ?


CZYM NAPRAWDĘ JEST TEN DZIEŃ?
Przekaz z Serca dnia 25 październik 2016r
Ukochani! Nastaje,,dzień świętapodanego ludziom przez świątynie Matrixa, które dumnie nazwaliście – Świętem Zmarłych”, a które świętując teraz, dosłownie głosujesz, że wybierasz – „Trupi świat”zamiast życia.
Ukochani! Bliscy, którzy Was opuścili w większości są już wśród Was, a przywracanie pamięci zgniliźnie ciał, których nie spaliliście, których Ziemia nie wchłonęła, utrudnia uwolnieniu się tych Dusz, których cząstki poprzez to pozostają dalej przy kościach. Okultystyczne rytuały, które czyniliście nad grobami, KTÓRYM DAJECIE OSOBISTĄ MOC, zapisując to pamięcią wody Matki, miały za zadanie utrwalić „Trupi Świat” na Ziemi. Chwyt z tym świętem był podany Wam tak, żeby to wyglądało, iż sami dokonaliście takiego wyboru świata dla siebie, że nadal wybieracie doświadczenie śmierci.
Ukochani! Powiedziano Wam, że to dla pamięci potomnych, że to miłość, którą wyrażacie dla odeszłych, ale kiedy odczujesz to sercem, dostrzeżesz programy EGO, które Tobą sterują, chcąc ukoić Twoje spełnienie wobec tych bliskich. Zapominasz wówczas, że wszyscy jesteśmy Jednością, jedną wielką rodziną, a to, co dał Ci Ojciec, dała Matka – możesz wyrównać i pomóc temu, który tego naprawdę potrzebuje.
Ścięte kwiaty, palone znicze, murowane nagrobki nie wypływają z Miłości Serca, tylko z programów, abyś Ty sam mógł na zewnątrz zobaczyć swoją miłość i pokazać ją dla innych. Zmarli tego nie potrzebują i jest to iluzja zewnętrznego świata, w którym tkwisz.
Ukochany! Miłość jest w środku, Ty nią Jesteś. Miłując ją, miłujesz siebie. Teraz sam odczuj jak ma się do tego wielbienie sczezłych kości, gnijących w grobowcach i zakłócanie podróży Dusz swymi wspominkami. Ich droga jest zakończona i kiedy wkraczasz w ich energetykę modłami czarnego świata, ingerujesz w świat innych. Jedyna miłość to ta, którą możesz wyrazić w sercu, bo Ci odeszli nadal tam mieszkają. Oni dosłownie są Tobą i oczyszczając swoją świadomość, pamięć swoich rodów w sobie, pomagasz im skutecznie, bo pomagasz sobie.
Ukochany! Może mienisz się duchowością, może zgłębiłeś nauki człowieka, nosisz tytuły i jego godności, ale kiedy pozostajesz w umyśle, łatwo łapiesz się na nauki czarnego świata dla człowieka – Świetlistej Istoty, którą jesteś naprawdę.
Przeczysz swej Świetlistości niosąc chryzantemy dla ukochanego zmarłego, depcząc przy tym kości wielu innych, którym zakłócasz spokój duszy. I takim obrazem i energetyką utrwalasz Ziemię, blokujesz przebudzenie Matki i przekazując taki świat dla dzieci, aby też to czyniły, same nie wiedząc czemu. Tak przekazujesz więzienie, w którym sam tkwisz głęboko, w którym Cię zahipnotyzowano.
Pokochaj Prawdę, ona jest w Twoim Sercu, a dopóki łapiesz się na prosty chwyt amoku zbiorowej świadomości, przeczysz temu, że jesteś w sercu, że jesteś gotowy na przebudzenie swojej Świetlistości. W taki sposób sam decydujesz o wyborze dalszych doświadczeń w,,światach śmierci”, które gloryfikujesz ułudą swego Ego, twardą jak marmury, które czyścisz, zamiast oczyścić te zatwardziałości w sercu, które masz i nosisz, nie chcąc nawet ich dostrzec.
Ukochany! W ten sposób sam decydujesz o swoim odejściu z Ziemi, bo zagłosowałeś umysłem i nogami wybierając ten świat. Planeta Ziemia budzi się i nieuchronnie przybliża otrzęsienie wszystkich tych, którzy ją krzywdzą i chcą hołubić nadal ,,Trupi Świat”, którego doświadczenie przeminęło.
Nie dziwcie się, że tak wiele Boskich Istot zdecydowało o kontynuacji nauk Gadziego Świata dla człowieka. Nie dziwcie się, że tak mało Dzieci Ziemi nadal jest w sercu. Nie dziwcie się, że tak wiele skażonych Dzieci Ziemi ,,trupią energią” dosłownie chce Cię zjeść, kiedy prawdziwie mówisz sercem czym miłość jest. Nie dziwcie się, że postrzeganie miłości przez programy Matrixa i umysł człowieka jest niezrozumiała. Nie dziwcie się, że Świat Ziemi jest jeszcze tak mało gotowy na – Przebudzenie Serca” a daje prawdę czynami o swoich głębokich wyborach. Widać to wszystko w chorobach, dolegliwościach i przejawie amoku „cmentarnych hien”, na których to dokarmienie podążasz, aby te Istoty mogły się pożywić Twoim światłem połączonych z energią ,,Trupiego jadu” rozkładających się ciał bliskich. Dlaczego na ich pastwę wleczesz tam swoje Dzieci?
Ukochany! Nie widzisz tego, bo może sam zjadasz śmierć, może masz ją właśnie na talerzu. Nie dziw się temu, bo zjadając trupa innej istoty, trupem czynisz siebie i tak tworzysz „Trupi świat” za życia stając się martwy i lękasz się nawet czytać te prawdy, bo nie chcesz przyjąć prawdy o sobie.
Trupie energie przeniknęły Ciebie głęboko, dlatego łatwo prowadzą Cię na cmentarz lub do kościoła – świątyń czarnej mocy, abyś czynił tam uwielbienia męczeństwa i cierpienia, tworząc taki świat na całej Ziemi. W taki sposób sam uczyniłeś się,, cmentarną hieną”, bo to w Twoje ciało zaprosiłeś Demony czarnego światła, aby mogły się w nim spełniać, a na cmentarzu skutecznie się odżywić światłem życia istoty, którą jesteś.
Ukochany Bracie! Ukochana Siostro! Nie jest to oczernianie Ciebie, jest to dar pomocy Prawdy mego Serca, abyś mógł/a zobaczyć czarny świat w sobie i dzięki tej pomocy z niego się wydostać. Tradycja i utrwalanie starych schematów nie pomaga temu, a jedyna zmiana, to zmiana w Tobie,w Teraz, w którym doświadczasz i w którym możesz się przebudzić oraz prosto wydostać z amoku, który Cię pędził, abyś nasycił/a się zgnilizną, podeptał/a spokój Dusz i sam/a przeniknął/eła się czarnymi rytuałami, zasiedlając swoje ciało astralnymi pasożytami, które tam czekają na Ciebie, na Twoje światło, które im niesiesz w ofiarnej trupiej mszy. Potem dziwisz się, gdzie się podziały Twoje energie i obfitość, którą obdarowałeś dobrowolnie Trupi świat, dając jemu życie na Ziemi i narzekasz, że zmiany nie nadchodzą.
Ukochany! Budząc się jako Świetlistość powodujesz, że Czarne Światy przestają istnieć, bo one były tylko przejawem braku miłości w Tobie. Kochając Miłością Serca, dar piękna tych nauk, pomagasz Demonom Trupiego Świata odejść spełnionym ze Świata Ziemi lub przeobrazić się na własnych ścieżkach.
Kocham Cię – Kasia i Grzesiu.

http://prawdaserca.pl/2016/10/swieto-zmarlych-2/

sobota, 29 października 2016

Świadomość serca



Świadomość serca uczy akceptować różnice międzyludzkie. Nie ma potrzeby ich atakowania, jeśli nikomu nic złego nie czynią. Człowiek świadomy, jeśli prawdziwie szanuje siebie, to szanuje też i innych, nawet jeśli się z nimi nie zgadza, czy po prostu ich nie lubi. Warto tu podkreślić, że szacunek do drugiego człowieka, nie oznacza zgody na bycie jego ofiarą. Co więc zrobić, jeśli szanujesz odmienność i nie masz potrzeby obrażania i zaczepiania innych ludzi, natomiast to oni wchodzą w twoją przestrzeń z buciorami, by zaatakować ciebie?
W duchowej perspektywie każdy człowiek napotkany na drodze, będzie twoim nauczycielem, nawet jeśli jest wrogiem. W tym drugim przypadku, nauczy cię czegoś bardzo cennego – jak wyjść z roli ofiary i bronić się przed jego własną niedojrzałością, którą projektuje na ciebie. Ty z kolei projektujesz na niego swoją wypartą agresję, dlatego do ciebie wraca. I wracać będzie tak długo, aż nie powiesz jej NIE i nie nauczysz się bronić. Tylko tak zintegrujesz cienia, który cię nęka pod postacią innych ludzi.
Niektórzy ludzie błędnie myślą, że praca z cieniem polega na tym, że jeśli ktoś atakuje, to nie mam prawa się bronić, bo wtedy będzie to dowód na nieprzepracowanego cienia. Jest wręcz przeciwnie.  Przepracujesz cienia wtedy, gdy zasymilujesz potencjał tego, który ciebie atakuje. Czyli wykorzystasz jego agresję w pozytywie – w słusznej sprawie – broniąc siebie i innych.
W idei karmy zdarza się podobna, błędna logika. Ludzie nie bronią się przed wrogami czy przeciwnościami losu, bo uważają, ze mają je przyjmować z pokorą, żeby przepracować karmę. Tymczasem powinno być na odwrót – pokonywanie przeciwności losu jest właśnie tym przepracowaniem karmy, wzięciem udziału w postępie indywidualnym i zbiorowym. Zakotwiczenie w roli ofiary tylko pogłębia karmę, i przyjdzie taki moment, kiedy nie będzie mieć wyjścia. Żeby przeżyć będzie musiała zrobić to, czego tak nie lubi – zawalczyć o siebie i swoich bliskich. Dorosnąć do życia i wziąć sprawy w swoje ręce.
Wewnętrzny stosunek do „ciemnej strony” nie ma nic do rzeczy. Można kochać swoich oprawców, katów, kochać Boga za każde zesłane nieszczęście. Chodzi o to, że praca wewnętrzna to jedno, a drugie to praca na zewnątrz. Praca na zewnątrz to konkretne uwolnienie energii w realu. Cienia uwalniamy w działaniach w rzeczywistości fizycznej, albowiem to jest nasz świat i przestrzeń ekspresji.
Dlaczego jednak tak chętnie wchodzimy w rolę ofiary i usprawiedliwiamy to duchowością ?
Otóż przypomnę ci, że jako dziecko byłeś ofiarą silniejszego od siebie – np. toksycznego rodzica, starszego rodzeństwa, albo wrednych kolegów ze starszych klas. Gdy byłeś małym chłopcem mama cię prosiła, byś się nie bił, bo to brzydko, i jeszcze uczynisz sobie krzywdę. A dziewczynka ma być uśmiechnięta, grzeczna i dobrze wychowana, nawet jeśli koleżanki i koledzy ją opluwają i wyzywają od najgorszych.
Potem ci wmówiono, że bycie ofiarą to coś dobrego i wartościowego. Zalano cię ideologią, że należy być biernym wobec agresji, bo przecież na nią zasłużyłeś, czy to w poprzednich wcieleniach, błędach życiowych, grzechu pierworodnego, czy w wyniku twojej odmienności. Jezus się poświęcił i ty również musisz. Dzisiaj być może nie uczęszczasz do kościoła, ale za to są tacy, którzy ci wmawiają, że agresja to zło, i należy tą emocję wyprzeć z siebie, odgrodzić się od niej wielkim murem, żebyś był święty i niewzruszony. Nawet gdy ktoś obok atakuje kobietę z dzieckiem, bo przecież nie możesz brać jej karmy na siebie.  W imię fałszywie pojętej praktyki osobistej, są ludzie, którzy wyparli się własnego dziedzictwa ewolucyjnego – siły, która istnieje po to, by bronić siebie i słabszych. A przecież każda emocja jaką mamy, ma swoją nie tylko zwierzęcą ale i boską przyczynę, którą należy odkryć i używać świadomie (bo jak na górze tak i na dole).
Niektórzy ci wmówili, że powinieneś być wdzięczny swojemu katowi, który cię krzywdzi, bo w zamian jesteś np. utrzymywany finansowo, czy czerpiesz inne korzyści z tej toksycznej relacji. Niektórzy ci powiedzą, że masz znosić przemoc od strony kata, ponieważ ma inne dobre cechy i to się przecież równoważy. A po za tym sam nie jesteś idealny, więc powinieneś znosić zło, które cię dotyka, bo ono też jest w tobie.
Kolejnym argumentem jest źle pojęta zasada projekcji. Mianowicie sam sprokurowałeś sobie oprawcę, czyli do swojego życia zaprosiłeś kata. Oczywiście podświadomie, ale jednak. Więc musisz teraz zaproszonego kata znosić. W obliczu takich argumentów, nie pozostaje ci nic innego jako stłumić własną agresję, na rzecz usprawiedliwienia przemocy, której doświadczasz.
Tym samym na wszystkie sposoby zostałeś utwierdzony w poglądzie, że NIE NALEŻY NICZEGO ZMIENIAĆ. Jesteś przekonany, że musisz się poświęcić i zaczekać, aż „karma się wypali”, cień rozjaśni, więc i kat sam się zmieni. Zło, które ciebie dotyka chcesz zintegrować w umyśle, by nie sprawiało już cierpienia. Chcesz być „ponad” tym. I dlatego uciekasz w duchowość, szukając w niej tej mocy, której sam się wyrzekłeś.
Niestety, ale życie weryfikuje iluzje i fałszywe założenia. Otóż w większości przypadków kat sam się NIE ZMIENI. A prawdziwe zło pozostanie prawdziwym złem w wymiarze fizycznym, dopóki na nie pozwalasz. Nawet jak nazwiesz zło czymś dobrym, to niestety dalej będzie to zło, ponieważ rzeczywistość fizyczna jest dosłowna. O ile w duchowości widzimy wymiar przyczynowy, gdzie wszystko jest paradoksem miłości i lekcją, tak w realnym życiu gwałt to gwałt, przemoc to przemoc. A jeśli będziemy doszukiwać się w tym  coś dobrego, by zachować uległą postawę, to znaczy że wciąż jesteśmy uzależnieni od programu kat – ofiara. I nic tego nie zmieni, nawet milion medytacji i modlitw. Cień sam się nie przepracuje, ani nie uwolni. Jeśli człowiek powstrzymuje się przed podjęciem działań asertywnych, to cień będzie cały czas wracał coraz silniejszy.
Usprawiedliwiamy kata i umniejszamy zło, którego doświadczamy z prostej przyczyny. Nie chcemy wyjść poza schemat uległości, bo to się wiąże z wzięciem odpowiedzialności za siebie, swoje życie – i jakby na to nie patrzeć – pewną pracą do wykonania, żeby przeciąć relację toksyczną i się usamodzielnić. Niestety, jeśli tej pracy nie wykonamy, będziemy realizować cały czas ten sam program, bo podświadomość nie zna innych rozwiązań.
W praktyce oznacza to, że jeśli ofiara sama nie postawi granic, to kat wciąż będzie ją nękał, przeświadczony o swoim słusznym postępowaniu.  Tak właśnie wyglądał świat przez tysiące lat, podczas których funkcjonowało prawo silniejszych, którzy skutecznie uciszali głosy ofiar. Przemoc usprawiedliwiano ideologicznie, religijnie itd. Zło nazywano dobrem. Dopóki ofiary siedziały cicho, przemoc wobec nich działa się cały czas. Dopóki ofiary tłumiły w sobie agresję, to zgodnie z zasadą wyparcia cienia, projektowały ją na katów z otoczenia, którzy używali wobec nich przemocy.
Postęp nie dokonał się dlatego, że agresorzy nagle się opamiętali i przyszła nowa era. Nie. Postęp dokonuje się dlatego, że ofiary zrozumiały, że to co ich spotyka jest złem. Uwolniły wreszcie swojego cienia – agresję. I zaczęły wspólnie działać i pokazywać swoją siłę, by wywalczyć swoje prawa i zmianę w świadomości ogółu.  Zrobiły to po to, by zło zaczęto nazywać złem, a nie dobrem. Normy dobra i zła ewoluują w czasie, bo człowiek jest coraz bardziej świadomy. Wraz ze świadomością otwierają się szerzej oczy (przebudzanie się z iluzji). Potrafi dostrzec zło wokół siebie i prawidłowo je ocenić, a potem zapobiegać poprzez czynną postawę. Ale te procesy rozróżniania dobra i zła trwają bardzo długo i pełne są zniekształceń i pomieszania.
Dla przykładu – gdyby kobiety nie wywalczyły 100 lat temu praw obywatelskich, do dzisiaj by ich nie miały.  Gdyby kilkadziesiąt lat temu ofiary pedofilii nie zaczęły głośno mówić o swoich traumach, do dzisiaj nie byłaby zmian w prawie, a wielu rodziców nie byłoby świadomych zagrożenia i skali problemu. Spójrzcie, jak w krajach mało postępowych, do dzisiaj gwałciciele nie są karani, ponieważ w świadomości społecznej wciąż obarcza się ofiarę winą za gwałt. Kiedyś w  Polsce również uważano, że kobiety są winne gwałtu, a mimo to dokonał się skok w myśleniu, głównie dzięki kobietom, które zaczęły się bronić przed takimi stereotypami, wymuszając w mężczyznach większą wrażliwość i empatię na swoje krzywdy. Tak samo  jest w przypadku homoseksualistów, którzy również muszą walczyć z niesprawiedliwymi osądami na swój temat.
Proces rozróżniania  prawdy od iluzji się nie kończy. Dla przykładu nasza współczesna, polska kultura wciąż ma przekłamania na innych polach. Usprawiedliwiamy chamstwo, seksizm, wulgarność, jaką prezentują nasze gwiazdy i autorytety (także i duchowe). Przyklaskujemy im, gdy pogardzają i ośmieszają czyjąś osobę, wygląd, płeć, orientację seksualną, kolor skóry. Uprzedmiotawianie ludzi dzieje się nieustannie w mediach i świecie wirtualnym, a my wciąż nie potrafimy odróżnić chamstwa od konstruktywnej krytyki.
Pamiętajmy,  każda zmiana w prawie i w świadomości społecznej zostaje zapoczątkowana przez osoby pokrzywdzone, które uczą się pokonywać barierę wstydu i działać kolektywnie.  Mówić głośno o swojej traumie. Do tego potrzeba ogromnej odwagi i temu służy ich ciemna strona, wyzwolona pod wpływem życiowych dramatów. Agresja w pozytywie, daje wielką siłę do działania i determinację. Pragnie innych uchronić i pragnie zmian na lepsze. Oczywiście nieświadomi ludzie z otoczenia będą próbowali przyblokować jednostki postępowe. Będą bronić programu kat – ofiara za wszelką cenę, ponieważ wg niego działają, jak roboty.
Dzięki ludziom, którzy wyszli z bierności, zaczynasz odróżniasz co jest fałszem, a co prawdą. Odrzucasz ideologie, które utrzymywały twoją uległość, bo widzisz teraz wyraźnie, że bierność prowadzi do bycia jeszcze większą ofiarą. Odkrywasz w sobie siłę do powiedzenia „nie” swoim agresorom i wychodzisz z postawy świętego męczennika. Rozumiesz już, że po to masz swoją ciemną stronę i  demony, by używać mocy w słusznych sprawach. Rozumiesz już, że po to zaprosiłeś kata do swojego życia, by nie znosić zła w milczeniu, ale nauczyć się NIE BYĆ OFIARĄ. Pamiętaj, nie chodzi o to, by stać się  taki, jak oprawca. Ale warto obudzić w sobie zdrowy egoizm i szanować siebie, swoją osobę, ciało i przestrzeń. To w końcu żeński pierwiastek, którego wartość uczymy się dostrzegać i uświęcać w praktyce osobistej.
Prawo do ochrony siebie, to jedna z najcenniejszych lekcji w rozwoju osobistym. Jest czymś oczywistym, ale wciąż mamy z nią problem . Szacunek i prawo do ochrony siebie stanowią podstawę zdrowej miłości i zdrowych relacji międzyludzkich, niezależnie od ideologii religijnych i duchowych.
AUTOR 
ciemnanoc.pl


piątek, 28 października 2016

Poszczepienne powikłania u polskich dzieci


Szanowni Państwo!



Odważyłam się napisać ten list, by zwrócić Państwa uwagę na problem dzieci z coraz częstszymi powikłaniami poszczepiennymi. Niestety media głównego nurtu wciąż nie podejmują tematu lub jest to przedstawiane w taki sposób, by przedstawić rodziców, jako opornych, którzy z głupoty nie szczepią swoich dzieci. Do momentu, kiedy nie urodziłam dziecka, też byłam zwolenniczką szczepień, jednak, kiedy mój czteromiesięczny synek, oddany zdrowy do szczepienia i do niego zakwalifikowany, dostał ciężkiej biegunki z krwią i dwa tygodnie walczyliśmy, by nie cierpiał, zaczęłam się zastanawiać, co mogło być przyczyną. Lekarz to zbagatelizował, twierdząc, że to przez spadek odporności i zaprzeczył nawet temu, co jest napisane w ulotce przez producenta o rodzajach możliwych skutków ubocznych. Na wizycie prywatnej inny lekarz potwierdził nasze obawy o powikłaniu, jednak nie zostało to nigdzie zapisane w książeczce zdrowia. Zaczęłam wtedy czytać, szukać innych rodziców i okazało się, że to jest tylko czubek góry lodowej. Na szczęście syn nie doznał ciężkich powikłań neurologicznych, jednak wiem, że takie przypadki zdarzają się już bardzo często. Lekarze niestety bagatelizują problem i obawy rodziców. Decyzja o nieszczepieniu czy przerwaniu szczepień wynika właśnie z wcześniejszych, często tragicznych powikłań tego samego dziecka lub starszego rodzeństwa. Rodzice się boją, często są zastraszani postępowaniem administracyjnym i grzywnami za nieszczepienie dzieci i w końcu decydują się zaszczepić, bo nie mają siły walczyć z systemem, mimo swojego lęku o dzieci, nie mają wyboru. Wierzymy, że dobro naszych dzieci nie zostanie przemilczane. Chcemy, aby świadomość ludzi o niebezpieczeństwach i możliwych konsekwencjach nie była zatajana, chcemy, aby rodzice byli informowani przez lekarzy, co może się wydarzyć po podaniu szczepionek. Rodzice ufają także badaniom przed szczepieniem, jednak jako rodzic muszę powiedzieć, że naszą kwalifikacją przed szczepieniem byłam zszokowana – moje płaczące dziecko, płaczące dziecko na korytarzu, pielęgniarka, która weszła do pomieszczenia dwukrotnie – dziecko zostało osłuchane, a lekarz nie zauważył szmerów, bo przy takim hałasie po prostu nie było to możliwe. Zaufaliśmy w pełni lekarzowi, który nawet nie spytał, czy dziecko miało kontakt z osobą chorą, czy gorączkowało, a mimo to bez dokładnego wywiadu zostało zaszczepione. Dlaczego jesteśmy jako rodzice z tym sami? A w dodatku trwa ciągła nagonka na rodziców „oszołomów”, a my po prostu boimy się o nasze dzieci i chcemy dla nich jak najlepiej, a nie jesteśmy przecież ani naukowcami ani lekarzami, a stoimy przed i tak trudnym wyborem. Boli mnie, kiedy pomyślę o tych wszystkich przypadkach zabranego dzieciństwa, ciężkiej choroby i tej bezsilności rodziców, gdyż państwo nie zapewnia żadnej pomocy po ewentualnych powikłaniach. Z drugiej strony wymaga od obywateli i to nawet pod groźbą kary pieniężnej, pełnego i czasami bezrefleksyjnego poddania się obowiązkowemu kalendarzowi szczepień. Liczymy na wsparcie, ponieważ zostaliśmy sami z tym problemem. Nie mamy poczucia, że nasze dzieci są bezpieczne. Tyle ostatnio mówi się o ochronie życia poczętego, a niepokojące są również doniesienia o wykorzystywaniu tkanek z abortowanych płodów do produkcji szczepionek. Jako katoliczka czuję, że to nieetyczne, nie mogę się pogodzić z tym w moim sumieniu, że miałabym pod przymusem podać taką szczepionkę mojemu dziecku, a jesteśmy do tego zmuszani pośrednio i bezpośrednio. Niestety wciąż powielane są przez lekarzy tezy o tym, że powikłania są niezwykle rzadkie, jeśli popatrzy się na całą zaszczepioną populację. Sytuacja zmienia się, kiedy taka tragedia przydarza się własnemu dziecku. Bardzo martwi mnie to, że staliśmy się, i nasze dzieci również, tylko tymi „do odhaczenia” i postawienia stempla, by wszystko zgadzało się na papierze, bo ktoś będzie z tego rozliczał. Martwi mnie, że nie dba się o nasze maluchy w sposób, jaki powinno. Nam udało się wyleczyć dziecko i nie doznało żadnych powikłań neurologicznych, ale nie wszystkie dzieci mają takie szczęście. Nie chcemy być traktowani jak numerki w kolejce, jesteśmy rodzicami i bardzo boimy się o zdrowie i życie naszych maluchów. My rodzice, po prostu boimy się o nasze dzieci. Nie chcemy, by korzyści finansowe były ważniejsze od zdrowia i życia naszych dzieci. Jeśli dzięki temu, że napisaliśmy ten list, chociaż jeden rodzic będzie bardziej czujny, będzie pytał o skład szczepionki, upomni się o pełną informację o stanie zdrowia dziecka oraz o dokładny wywiad i badanie przed szczepieniem, będę czuła, że się udało. Chciałabym, żeby szczepionki nas chroniły, jednak okazuje się, że ich podanie jest czasami niebezpieczne i kończy się ogromną tragedią i dla dziecka i dla jego bliskich. Jako jedni z rodziców, którzy widzieli, czym jest powikłanie poszczepienne, proszę z całego serca o pomoc. Chcielibyśmy, żeby ktoś nas wysłuchał i nagłośnił nasz punkt widzenia.
Z wyrazami szacunku,
(Dane personalne zastrzeżone na prośbę autorów/Red. W-P.)

Z redakcyjnej poczty: http://wolna-polska.pl/

czwartek, 27 października 2016

George Carlin: Robią wszystko dla nienarodzonych, a po urodzeniu mają Cię gdzieś


aborcja

Wklejam szokującą w swej wymowie prelekcję autorstwa George Carlina. Ten oświecony krytyk społecznej iluzji celnie punktuje dogmaty religijne, społeczne, polityczne i medialne.
W swych nagraniach ujmuje widownię giętkością języka i niezwykłą prostotą swojego przekazu. Podstawowym mottem każdego autora powinno być: „Przekazywać wiedzę tak prosto, by prościej się nie dało„. Prawda tkwi w prostocie, a nie slangu i skomplikowanych słowach.
Zrozumieli to ludzie akademickiej nauki, którzy swoje treści, nie zawsze pozytywne, przekazują w formie lifestyle’owej ciekawostki. Istnieje gros tygodników, miesięczników, programów TV, audycji, portali i profili tak przekazujących doktrynę naukową. Ja postawiłem sobie taki sam cel – by przekazywać swoje treści raczej w formie „pop„, niż w formie wiedzy tylko dla wąskiego grona ludzi.
Sama aborcja jest po prostu prawem człowieka. To, że coś wynika z ślepej i głupiej biologii, nie musi oznaczać że ma to człowiekowi psuć życie. Mechanizm seksu i rozmnażania został tak zaprojektowany przez naturę, że świadomość człowieka nie ma kontroli nad momentem zapłodnienia. No i owa natura jest tak zaprojektowana, że powołane do życia istoty muszą żyć w trudzie, znoju, cierpieniu i przede wszystkim niedostatku.
To nieprawda że jak żydowska bozia jahwe dała dzieci, to da i pieniądze na dzieci. Te trzeba w ogromnym znoju i cierpieniu wyszarpywać, i to w maleńkiej ilości. Od polskiego prywaciarza kapitalisty, Janusza Cebulaka, który jeździ 6 razy w roku na wakacje, ale pracownikom płaci tylko 1500 zł i narzeka na podatki, minimalną krajową i koszta pracy.
Gdy zastanawiam się nad tym, czasami nachodzi mnie myśl, że przyszłych pokoleń być nie powinno. Że powoływanie do życia nowych istot w tak okrutnym świecie jest największą zbrodnią – zbrodnią ludobójstwa. Macice bogobojnych kobiet są komorami gazowymi, zaś sielskie konserwatywne domostwa są obozami koncentracyjnymi dla maleńkich istotek. Skrywają często przemoc, molestowania, tragedie, traumy. To sielskie konserwatywne domostwa zamieszkiwane przez szarych Kowalskich, powołały do życia ludzi takich jak Hitler, Stalin, Pol Pot, Rotschild, Obama czy Putin. Proces wychowawczy związany z wkładaniem do głowy toksycznych wzorców (religie, zbiorowe lęki, kompleksy, traumy) można porównać do wyrywania złotych zębów Polakom i Żydom przez Niemców.
Z drugiej strony, krąg życia musi trwać i kimże ja jestem by negować system? On też jest kreacją i jego trwanie też zawiera w sobie pewne piękno. Krąg życia musi trwać, systemowi są potrzebne nowe owieczki. Obywatele, podatnicy, pracownicy, wierni, czy mięso armatnie na wojny o ropę, ups, przepraszam – o standardy demokracji. Niech więc trwa!
Polecam materiały o zadymie związanej z ustawą aborcyjną:
O co chodzi w zadymie o aborcję i czego nie powiedziały Wam media? (Jarek-Kefir.org)
Czarny protest, czyli burza wokół życia (Paulina Pisze)
Nikt nikomu nie ma prawa niszczyć życia narzucając takie a nie inne prawo. Jeśli jesteś przeciwny aborcji, to jej nie rób, proste. To są Twoje poglądy i żyj zgodnie z nimi, i pozwól innym żyć zgodnie ze swoimi. Nie narzucaj swoich poglądów innym. Jeśli martwi Cię przyrost naturalny – to znajdź sobie kobietę i spłódźcie choćby 10 dzieci. A zresztą.. Czy naprawdę nie macie większych zmartwień? Jak można się martwić czymś tak absurdalnym jak przyrost naturalny? Gradobiciem w Zimbabwe i tajfunem w Tajlandii też się tak zamartwiasz?
Poniżej prelekcje George Carlina o aborcji: https://www.youtube.com/watch?v=E5zLR_5cGtA

środa, 26 października 2016

Bądź człowiekiem, poproś !



Wymagamy od dzieci, aby były uczynne dla rodziców. „Moje dziecko powinno o mnie pamiętać”, „Te moje dziecko to jakieś złe, w ogóle nie pamięta o swoich rodzicach”.
„W ogóle mnie nie odwiedzacie” mówi rodzic. Zamiast wydać komunikat wprost – „Stęskniłem się za tobą. Może byś przyjechał?” czy też „Stęskniłem się za tobą, może my was odwiedzimy?”

Jasno powiedzieć o swoich potrzebach i pragnieniach. 
„Potrzebuję, abyś przyjechał i mi pomógł, sam sobie nie poradzę”.
To nie jest nic złego okazać swoje Serce.

Boimy się prosić. Mamy olbrzymi lęk przed proszeniem. Przed pokazaniem, że jesteśmy człowiekiem i mamy swoje potrzeby.
Zamiast powiedzieć „zrób mi proszę rosołek, potrzebuję go”, wydajemy rozmyte komunikaty w stylu „ooo… napiłbym się rosołku”.

Dorosły człowiek powinien wyrażać się jasno – „potrzebuję herbaty”, „przepraszam, muszę wyjść”, „potrzebuję się przytulić, mogę?”

Nie chcemy się przyznać do własnych słabości. Do tego, że czasami sami nie damy sobie rady.
Aby poprosić kogoś o pomoc, trzeba najpierw przyznać się przed samym sobą, że „nie mam siły”, „potrzebuję pomocy”, „czuję się samotny”, itd.
Udajemy twardzieli, bo wstydzimy się własnej uczuciowości. Wstydzimy się otwartości, wrażliwości, czułości czy dobroci.

„JA NIC NIE POTRZEBUJĘ”.

Nie prosząc o pomoc, izolujemy się od ludzi. „Ja nic nie potrzebuję” mówi babcia, jednocześnie mając stale pretensje do własnych dzieci i wnuków, że się jej nie odwiedza.

Dzieciom naprawdę może powstać bałagan w głowie, gdy stale otrzymują 2 sprzeczne komunikaty – „ja nic nie potrzebuję” + nieświadomie wysyłany komunikat całą swoją postawą, który można by zawrzeć w zdaniu – „POWINIENEŚ o mnie pamiętać”.
Skonfundowane dziecko mogłoby zapytać – „to właściwie potrzebujesz czegoś czy nie potrzebujesz?”.
Weź odpowiedzialność za to, co przekazujesz innym swoją osobą.

IZOLACJA.

Nie prosząc o pomoc, izolujemy się od ludzi.
Udajemy, że jesteśmy samowystarczalni – „ja nic nie potrzebuję”, „ach, nie trzeba było”, „to nic takiego”, „nie ma za co”, ale w głębi duszy cholernie tęsknimy za drugim człowiekiem. Za prawdziwym spotkaniem z drugą istotą. 

Nie potrafimy brać i dziękować. Cieszyć się tym, co otrzymujemy od innych. Chwilą bliskości, dobrym gestem, prezentem, krótką rozmową.

Nie okłamuj się zdaniem „ja nic nie potrzebuję”, „jestem silny, dam sobie radę„, „nikogo nie potrzebuję do szczęścia”, bo w ten sposób oddzielasz się od innych. Stajesz się biorobotem, podatnym na zewnętrzne kuszące świecidełka i gadżety, np. internetu, telewizji, szkoleń, zakupów, wódki, które dają ci ILUZJĘ bliskości z innymi. 

Wydaje ci się, że masz dużo przyjaciół, bo Twoi znajomi obserwują cie na Facebooku. Czy też – idziesz z nimi na drinka, więc masz iluzję, że otaczasz się przyjaciółmi i jesteś dobrym człowiekiem. Nie jesteś. Oszukujesz sam siebie. Dobry jesteś wtedy, gdy w odwadze prawdziwie jesteś obecny dla drugiego, jesteś dla niego całym sobą (a nie tylko dodatkiem do „piwka”) i gdy mówisz mu o sobie. O sobie prawdziwym, potrzebującym, czułym i dzielącym swoje smutki i radości. Czy też, gdy razem coś tworzycie dla wspólnego dobra. 

MÓJ SYN TO EGOISTA.

Jako dorośli myślimy sobie „syn powinien się domyślić, on taki egoista”. A przepraszam, czego własną osobą nauczyliśmy własne dzieci? Czy nauczyliśmy je (pokazując w życiu swoją osobą) jasnych i klarownych komunikatów, w stylu – „potrzebuję pomocy”, „zrób to proszę dla mnie”, „dziś nie mogę, jestem zmęczony”? Czy PREZENTOWALIŚMY je w życiu w stosunku do innych?

Nie, często własną osobą prezentujemy coś odmiennego – użalamy się nad sobą „o boże, jak mi źle”, ale nic z tym nie robimy. Ani nie prosimy o pomoc, ani nie tworzymy zmiany. Uczymy więc własne dziecko tkwić w marazmie, w niespełnieniu, w niewiedzeniu czego się chce.

Nie wydajemy jasnych komunikatów – „zostaw, to za dużo dla mnie”, „odejdź”, „przepraszam, dziś nie mam siły, jestem zmęczona”, tylko podkładamy się dla innych, rezygnując z siebie, z własnych potrzeb, z potrzeby odpoczynku, ochronienia własnych granic, z powiedzenia czego się aktualnie potrzebuje.
Mamy w głowie pobożne życzenia, ale ich nie wypowiadamy drugiemu. Nie komunikujemy.

Uczymy w ten sposób własne dzieci, by żyły tak, jak my – nie komunikując, nie wypowiadając, ale wymuszając emocjonalnie na innych – płaczem, żalem, złością, fochem.
Uczymy ich swoją osobą jak stworzyć kolejny toksyczny związek. To toksyczny związek, gdy nie mówimy wprost (ale łagodnie) o naszych potrzebach i granicach.

Z jednej strony chcemy, pragniemy czegoś, tęsknimy, ale zatrzymujemy się tylko na poziomie pragnień.
Nie powiemy drugiemu o naszej tęsknocie czy chęci bliskości.
Mamy za to agresywne tłumione oczekiwania – „ona powinna”, „on powinien” lub obgadujemy innych – „taki to egoista”. 

W ten sposób tworzymy chory schemat uciemiężonej matki Polki, która podkłada się cały czas dla męża, nie zadbając o siebie. I złego, agresywnego męża, którego przecież trzeba nakarmić, napoić i dać mu seks.

OBGADYWANIEM NIE ZMIENISZ SIEBIE.

Obgadujemy innych. Jesteśmy mistrzami w obgadywaniu, ale nie robimy NIC, aby wprowadzić we własne życie zmiany. Wyjść do drugiego. (zobacz też: Dlaczego krytykujemy sukcesy innych?)
Wciąż tkwimy w postawie kilkuletniego dziecka, które ma tylko oczekiwania, a nie chce dać nic od siebie. 

Czasami wylewamy na drugiego parszywe, agresywne, straszące żale, mówiąc mu – „już wszyscy sąsiedzi mnie pytają dlaczego mam takiego złego syna, który w ogóle mnie nie odwiedza”.
To nie syn jest zły. To ty nie dałeś/dałaś mu poprawnych wzorców. Nauczyłeś go egoizmu, będąc egoistą.
On Ciebie tylko skopiował. Miał przecież najlepszego nauczyciela.
„Jak to nauczyciela? O czym ty mówisz!?”, „Nie masz prawa tak mówić do własnego ojca! To chamstwo! Rodzicowi należy się szacunek!”

Zapamiętaj jedno – szacunek to nie straszenie. Szacunek to nie bycie wyższym. Szacunek to nie górowanie nad drugim. Górowanie nad drugim to poczucie władzy. A władza na ma nic wspólnego z szacunkiem.
Jeśli chcesz zyskać autorytet, okaż miłość, a nie wymagania. Bądź dobry. Szacunek pojawi się samoczynnie. Obserwując rodzica odważnego, prawdziwego, kochającego, dziecko automatycznie nabiera szacunku do takiej osoby i będzie na nią wpatrzone całe życie. 

PROSZĘ.

Można przecież powiedzieć – „Synu, proszę cię o pomoc”, albo „Córko, tęsknię za tobą”.
To wymaga jednak odwagi. Odwagi, by kochać i wyrażać miłość. A nie umartwiać i użalać się nad sobą. A nie mieć oczekiwania w stylu „syn powinien”. 

Pytanie jest podstawowe – czy nauczyliśmy dziecko przykładem WŁASNEJ osoby, że:
* gdy mam potrzebę, to proszę,
* gdy coś przekracza moje granice, to mówię „nie”,
* gdy tęsknię, to o tym mówię,
* gdy widzę człowieka w potrzebie, to działam.

Czy nauczyliśmy swoje dziecko być przydatnym dla drugiego?
A nauczyć możemy tylko w jeden sposób – pokazując SAMYM SOBĄ, że jesteśmy:
* przydatni sami dla siebie (mówię, czego potrzebuję i robię w życiu to, czego potrzebuję) i
* przydatni dla innych (gdy widzę człowieka w potrzebie, to pomagam, a nie gadam o nim lub użalam się nad tym jak mi źle).

Jeśli chcesz nauczyć dziecko miłości, okaż miłość.
Pokaż, że potrafisz kochać SIEBIE. Pokaż, że potrafisz o siebie zadbać. Poprosić o pomoc. Wyjść do drugiego. Zrobić coś dla siebie.
Jeśli masz potrzebę, poproś.
To nie jest nic złego zadbać o siebie.

http://kimjestem.pl/badz-czlowiekiem-popros/






Duchowe znaczenie włosów.

wtorek, 25 października 2016

Gdy Skala Kosmiczna spotyka się z Mikroskalą

Rozdział 4:

Więc czym jest ta nowa „elektrograwitacja” zwana rezonansem, która potrafi albo stworzyć albo zatrzymać przyszłość całej planety?
  • Po pierwsze, to zjawisko nie jest niczym nowym.  Jest ono fundamentalną częścią podstawowych zjawisk naszego codziennego życia.
  • Po drugie, zjawisko to kształtuje wiele procesów myślowych Istot Pozaziemskich w taki sam sposób, w jaki światło i elektryczność kształtuje myśli ludzi.
Należy tutaj dodać jedną uwagę: niektóre hiper-zaawansowane Istoty Pozaziemskie mogły przekroczyć pojęcie elektrograwitacji przez zdefiniowanie swojej egzystencji w kategoriach głębszych, zmiennych cykli a nie tylko w okresach negatywnych, które definiują elektrograwitację.  Dzięki temu, tworzą one umysły i technologie, które są wrażliwe na rodzaj dynamiki Metawszechświata (definicja tutaj).
Dla zrozumienia podstaw elektrograwitacji, zwracamy się do emerytowanego pułkownika marynarki wojennej Toma Beardena. (link tutaj)
Tom Bearden, brodaty, starszy i przyjacielski gentleman jest inżynierem, który napisał o swoich spotkaniach z technologią elektrograwitacyjną podczas swojej kariery.
Oto krótkie podsumowanie T. Beardena na temat elektrograwitacji:
Gdy fale świetlne zbiegają się ze sobą z przeciwnych kierunków wzdłuż każdej z trzech różnych osi tak, że przeciwstawne fale światła znoszą się nawzajem na każdej z osi, ulatniają się one w coś, co nazywane jest elektrograwitacją.
Proste, prawda?
Powtórzmy ponownie powyższy pomysł tak, aby stało się to jasne.  Pamiętacie punkty współrzędne osi „x”, „y” i „z”, które omawialiście w szkole?  T. Bearden twierdzi, że kiedy dwie różne fale świetlne zbliżają się do siebie z przeciwnych kierunków i wzdłuż każdej z trzech osi falisty garb jest odbiciem lustrzanym garbu na fali przeciwnej, znoszą się one na każdej z tych trzech osi i ulatniają się w energię, która nazywana jest „elektrograwitacją”.
T. Bearden mówi, że aby wyprodukować elektrograwitację, wszystko co należy zrobić jest delikatnie zmieniać poziom energii pomiędzy różnymi punktami (lub przestrzeniami) podczas  skupiania tej energii.
Kiedy więc starannie koncentrujemy tą energię, jest to tak jakby wzmacnianie oraz kierowanie jej do środka jądra atomu, a przez to wysyłanie w głęboką hiperprzestrzeń (podprzestrzeń)  z równoczesnym rezonansem w dalekich, odległych miejscach.  Uwaga autora jest następująca:
„Należy gromadzić tę energię za pomocą innych urządzeń i równocześnie należy podtrzymywać otoczenie w taki sposób, aby przeciwdziałać niebezpiecznym następstwom na nie”.  
Oto prosty sposób na wyobrażenie elektrograwitacji.
Pamiętacie jak nauczyciel w szkole powiedział, że gdy fale świetlne znoszą się nawzajem to wtedy następuje ich zanik?  Jest to nazywane interferencją (z ang. destructive interference). 
To jest właśnie to, do czego odnosi się T.Bearden. Mówi on, że jeżeli wykonamy to w sposób prawidłowy, to wtedy energia ulatnia się w inny wymiar (jako elektrograwitacja).  Oto, jak to się odbywa:
Gdy fale światła zbiegają się i znoszą nawzajem, ich energia nie znika.  W zamian powstaje coś, co jest nazywane „falą stojącą” (z ang. standing wave) i energia tej fali poszukuje ujścia.  To wyjaśnia dlaczego w sposób zróżnicowany i zawikłany pulsuje ona do wewnątrz, podczas gdy w tym samym czasie rezonuje ona przez jądro atomu w odległą przestrzeń.  
Jeżeli energia ta zapada się i zagina do wewnątrz, to w pewnym sensie musi ona również ekspandować na zewnątrz.  Jest ona przyciągana i wzmacniana przez zawiłą, szybszą niż prędkość światła ekspansję hiperprzestrzeni.
T. Bearden nie jest jedyną osobą, która wysnuwa takie twierdzenie.  W styczniu dwutysięcznego roku ukazał się w „Amerykańskim Naukowcu” (z ang. Scientific American) artykuł na temat „energii ujemnej” napisany przez fizyków Lawrenca H. Forda i Thomasa A. Romana. (link tutaj)
Zarówno Lawrence H. Ford jak i Thomas A. Roman są doktorami z dziedziny fizyki. Pierwszy z wymienionych panów był nauczany przez Johna Archibalda Wheelera, a drugi z nich był uczniem rówieśnika i współautora prac (przyp. tłum.) Einsteina.  W artykule tym, Ford i Roman piszą, że naukowcy obecnie prowadzą doświadczenia nad skupianiem wiązki światła laserowego w próżni, co doprowadza do „stanu przytłumionych fluktuacji czasoprzestrzennych w tej próżni”. (W tym miejscu, gdzie fale światła znoszą się, ściskają lub kompresują one czasoprzestrzeń).
Fluktuacje takie wytwarzają „negatywną energię”, czyli miejsce gdzie poziom energii jest „mniejszy od zera”.  Jak energia może posiadać wartość mniejszą od zera? To jest proste, twierdzi T. Bearden: ulatnia się ona w inny wymiar jako pewnego rodzaju sztuczna grawitacja.
Lecz to jeszcze nie wszystko.   T. Bearden twierdzi, że odwrotne działanie również jest słuszne: gdy skupiamy jedną elektrograwitację z drugą w taki sposób, że znosi się ona nawzajem, wtedy zamienia się ona w falę elektromagnetyczną (fale świetlną).  Bearden twierdzi, że istnieje wzajemna zależność między elektromagnetyzmem a elektrograwitacją, zupełnie tak, jak dwa ułamki, które są „do góry nogami” są wzajemnie do siebie odwrotne.
Jeżeli to wszystko spowodowało zamieszanie w waszych głowach, postarajcie się wyobrazić sobie dwie fale świetlne poruszające się ku sobie z przeciwnych kierunków i przeczytajcie ponownie powyższe akapity.  Elektrograwitacja w pewnym sensie zagina zbiegające się energię do wewnątrz w gwałtownie zmieniające się, zwielokrotnione przestrzenie.  Robi ona coś w rodzaju inwersji półobrotu i przeskoku, które zaginając zakrzywia się zarazem do wewnątrz energię i wchodzi głębiej, podczas równoczesnej ekspansji (lub rezonansu) daleko na zewnątrz.
Istoty Pozaziemskie sugerują, że gdy wytwarzamy elektrograwitację, zapada się ona w większą czasoprzestrzeń, gdzie wykonuje ona kilka zgrabnych sztuczek.  T. Beaden mówi, że elektrograwitacja może w rzeczywistości przyśpieszyć upływ czasu w dokładnych, mierzalnych ilościach na całym tym odcinku czasoprzestrzeni.  Bearden idzie w swoich dociekaniach tak daleko, że przekształca on sławne równanie Einsteina z
E=m*c2  (przyp. tłum.)
na
E=Δt *c2
Naukowcy używają w równaniach greckiego znaku Δ (wymowa delta), aby oznaczyć zmiany danej wartości (w tym przypadku zmiany czasu – przyp. tłum.). 
Innymi słowy, T. Bearden mówi, że masa jest równoważna do Δt czyli do zmian w jednostce czasu.  Brzmi dość niewinnie, prawda?
Pomyślmy nad tym jeszcze raz.  To o czym Barden mówi i co Istoty Pozaziemskie wielokrotnie potwierdziły w otwartych komunikacjach, jest stwierdzeniem, że elektrograwitacja może przyśpieszać upływ czasu, prawdopodobnie powodując nawet fluktuacje czasowe w przeszłości (zakładamy, że nie są to stałe zmiany).  Co to więc oznacza?  Oznacza to, że elektrograwitacja nie jest „za darmo”.  Wiąże się ona z kosztami, ponieważ przyśpiesza upływ czasu, za każdym razem skracając czas trwania otaczającego nas kontinuum czasoprzestrzennego.
To znowu oznacza, że lekkomyślne nadużywanie elektrograwitacji, może np. w sposób znaczący skrócić żywotność naszego Słońca.  Niektóre „Szare Istoty”, o których być może już czytaliście zasugerowały, że ich pierwotna planeta stała się nie zdatną do zamieszkania, właśnie przez nadużycia elektrograwitacji na ogromną skalę.  Powinni oni używać jej znacznie wolniej.  Powinni oni być ostrożniejsi.
Jest tam więc zarówno ryzyko, jak i pewnego rodzaju ekologia otaczająca korzystanie z elektrograwitacji (jest to pewnego rodzaju sztuczna grawitacja).
Musi to być regulowane globalnie.
Sekretarz Obrony Narodowej William Cohen raportował podczas prezydentury Clintona o  tym, że istnieje międzynarodowa umowa dotycząca tej kwestii.  Dodatkowo fizyk Mark Comings odkrył podczas testowania innego rodzaju urządzenia do wytwarzania elektrograwitacji w 1984 roku, że istnieje na Ziemi od przynajmniej 1980 roku sieć tzw. detektorów „elektromagnetyzmu skalarnego” (czyli elektrograwitacji).
Uwaga Autora: Jeżeli pojęcie „skalaru” jest dla was czymś nowym, to wyjaśniam, że oznacza to po prostu związek, który wyznacza skalę dla wszystkiego w szerokim spektrum, w pewnym sensie sięga ono przez wszystkie kategorie w tej większej skali.  Detektory mogą być używane do znalezienia i uniknięcia niebezpiecznych zastosowań elektrograwitacji, lecz my musimy tego dokonywać w ramach mniejszego prawa międzynarodowego takiego jak Trybunał Wymiaru Sprawiedliwości, oraz innych.  Istoty Pozaziemskie często wskazywały na to, że małe relacje nauki Przybyszów również nadają kurs czemuś większemu.  Innymi słowy, mniejsze łączy coś znacznie większego i subtelniejszego, a nie coś prymitywnego. Elektrograwitacja jest często nazywana „grawityką” (z ang. gravitics).
Doświadczenia fizyka Marka Comingsa i jego kolegów pokazują, że oficjalne ujawnienie istnienia Istot Pozaziemskich i ich grawitycznej technologii może odbyć się bezpiecznie, gdyż istnieje już na Ziemi sieć detektorów elektrograwitacyjnych.  Mogą one wykrywać to zjawisko na całej kuli Ziemskiej.
Biorąc pod uwagę, że Bearden i jego koledzy, powiedzmy Rosjanie i inne narody, posiadają taką technologię od dziesięcioleci, jest logicznym zakładać, że taka sieć może być skonfigurowana, aby błyskawicznie wykrywać niebezpieczne nadużycia elektrograwitacji (grawityki), a  następnie skierować przeciwny strumień tej energii w kierunku sprawców i spowodować dezaktywację ich urządzeń, jeśli zaszłaby taka potrzeba.  Przybysze potrafią to zrobić i regularnie przypominają o tym fakcie.
Istoty Pozaziemskie sugerują ponadto, że efekt technologii opartej na elektrograwitacji w postaci Δt, musi być moderowany przez równoważenie i łagodniejszą dystrybucję dynamiki energii.  Innymi słowy, aby zapobiegać niekontrolowanym zniszczeniom otoczenia, elektrograwitacja (grawityka) musi być używana z umiarem.  Najbardziej zaawansowani Przybysze sugerują, że może ona być użyta tylko wtedy, gdy zachodzi taka potrzeba w połączeniu z długoterminowymi technologiami energetycznymi, takimi jak energia słoneczna i innymi alternatywnymi źródłami energii.
Najwyraźniej, najmniej szkodliwym sposobem używania elektrograwitacji (grawityki) jest mikrograwityka (z ang. microgravitic) reprezentująca jej użycie w bardzo małej skali kwantowej, np. na potrzeby medycyny i celów odkrywczych (być może również do pewnych ograniczonych podróży w przestrzeni).  Najlepiej, gdy używanie tej technologii rezonuje ze sobą w zrównoważonych przeciwdziałaniach.  Dla Istot Pozaziemskich, używanie jej przez ludzi w sposób nieokrzesany jest analogiczne do lizania przez jaskiniowca roziskrzonego, gorącego przewodu wysokiego napięcia, gdy zamiast tego, musimy używać jej tak, jak używamy elektronicznych mikro-układów (jako dyskretnie połączonych ze sobą systemów, które nie powodują zakłóceń w globalnej ekologii).
Niezastosowanie się do osiągnięcia bardziej pokojowego, opartego na dzieleniu się  zasobami wszechświata porządku, wraz z globalnymi porozumieniami dotyczącymi pokojowego użycia energii może przypieczętować nasz los.  Istnieją Istoty o bardzo zaawansowanych możliwościach, które wyjdą naprzeciw takim problemom i potępią agresywne użycie elektrograwitacji jako broni.
Dla tych, którzy są nowicjuszami w dziedzinie Istot Pozaziemskich pomocnym będzie pamiętanie, że pojęcie Pozaziemskiej Inteligencji dotyczące kwestii energii ujemnej (włączając w to elektrograwitację i magnetograwitację, z których obie w sposób niszczący ingerują zarówno w światło jak i w inne formy magnetyzmu), nie jest zagmatwana w anty-intuicyjne rozumienie tych zagadnień, tak jak ma to miejsce w niektórych problemach Teorii Względności Einsteina.  W zmian za to, nowa dynamika (a raczej hiper-dynamika) oferuje zagadnienia łatwe do zrozumienia, ponieważ scalają one w jedną logiczną całość wzajemne połączenia, które pozwalają zarówno na zrozumienie, jak i pobudzają wrażliwsze zakamarki bardziej  dyskretnego umysłu.
Niektórzy czytelnicy prawdopodobnie myślą sobie teraz: „Chwileczkę, jeśli elektrograwitacja przyśpiesza upływ czasu w jednym miejscu, to czy nie spowalnia ona tego upływu gdzieś indziej?”.
Stwierdzenie to wydaje się być prawdziwe.  W centrum ogniska podczas używania elektrograwitacji czas spowalnia, natomiast przyśpiesza on w otaczającej to zjawisko przestrzeni.  Z drugiej strony, jeśli możemy przyśpieszyć upływ czasu, to moglibyśmy użyć zjawisko elektrograwitacji (grawityki), aby przyśpieszyć czas rozpadu odpadów radioaktywnych w celu zneutralizowania ich.  Mogłoby to spowolnić chemiczne reakcje dla celów naukowych oraz zamrozić czas potrzebny na rozwój nowotworu.
Zaawansowane wykorzystanie elektrograwitacji może skrócić okres półtrwania niebezpiecznych izotopów radioaktywnych  lub usunąć je z otoczenia albo z ciała ludzkiego.  Następną bardziej zaawansowaną metodą użycia elektrograwitacji jest koncentrowanie jej i znoszenie pola elektromagnetycznego, które występuje równolegle do impulsów elektrycznych, a więc Pozaziemska wersja elektrograwitacji, jest pewnego rodzaju „magnetograwitacją”.
Więcej na ten temat powiemy w dalszej części tej książki.
Jeśli nadal powoduje to u was zamęt to mam do zaoferowania prosty, obrazowy sposób myślenia odnośnie energii ujemnej oraz grawityki.  Wiele z tego co uczyliście się w szkołach średnich mówi o większym prawie zachowania energii we Wszechświecie.  Nie możecie uzyskać coś z niczego.
Pomimo tego, że Wszechświat rozszerza się od momentu swojego początku i nadal pozostaje w tym stanie, pewne jego części albo skupiają się razem tworząc gwiazdy (fuzja), albo znikają we wnętrzach czarnych dziur.  Innymi słowy, w miarę jak zewnętrzna przestrzeń ekspanduje, część Wszechświata wykonuje cykle przechodząc w coraz gęstsze formy, które dostarczają bazę podstawową dla wszystkich zagadnień fizyki „stanów zagęszczonych” (z ang. condensate state) lub skomasowanych-razem, takich jak grawityka.
Nowa fizyka „stanów zagęszczonych” (lasery, Kondensat Boseg-Einsteina link tutaj, stany występujące w ciemnej energii – link tutaj, ciemna materia – link tutaj, czarne dziury – link tutaj) są najbardziej zaawansowaną nauką dwudziestego pierwszego wieku.  Jest prawdopodobne, że doprowadzą one do najbardziej wyrafinowanego udoskonalenia naszej nauki w obecnych czasach i wszystko to odnosić się będzie do „nowej” energii pochodzenia pozaziemskiego.
Steven Hawking (link tutaj) pisze w swoich publikacjach, że całkowita suma energii pozytywnej w naszym Wszechświecie (obserwowanej w materii oraz w ruchu energii skierowanym na zewnątrz) jest równa całkowitej sumie energii ujemnej, czyli przyciąganiu grawitacji skierowanemu do wewnątrz.  Ujmując to w skrócie, egzystencja każdej energii wypływającej na zewnątrz wydawałoby się pustej przestrzeni, jest w jakiś sposób oparta na równoczesnym przyciąganiu negatywnej energii, takiej jak grawitacja.
Na przykład, prawie całe widzialne światło jest wynikiem przyciągania grawitacyjnego w  kierunku do środka gwiazdy, które kumuluje materię w coraz gęstsze pierwiastki.  Dzieje się tak przez cały czas i wszystko to jest oparte na negatywnej energii grawitacji danej gwiazdy.
Uwaga Autora: Nie można tego przedstawić wyłącznie za pomocą modelu opartego na tym, co widzimy teraz, lecz musi to być reprezentowane w kategoriach całej rozpiętości życia naszego Wszechświata, z których część oczywiście zostaje ukryta przed nami.  
Zbawmy się przez chwilę w to, że jesteśmy Przybyszami z Kosmosu.  Jeśli mielibyśmy wytworzyć elektrograwitację (czyli sztuczny rodzaj grawitacji), w celu dosłownego połączenia dwóch odległych punktów (okręgów lub sfer) czasoprzestrzeni, aby podróżować z prędkością szybszą niż prędkość światła, tak jak donosi Bob Lazars na temat tego, co robią Istoty Pozaziemskie, pożyczylibyśmy gigantyczną dawkę energii z otaczającej czasoprzestrzeni tak, że zawsze powodowalibyśmy tam nieznaczne przyśpieszenie upływu czasu.
Jeśli przyśpieszasz gdziekolwiek upływ czasu, nieznacznie skracasz na zawsze czas trwania energii w cyklu Wszechświata, co może być powodem do niepokoju Świata Pozaziemskiego.
Jeśli ciągle nie łapiesz tego zagadnienia … oto wizualna metafora, która demonstruje elektrograwitację.
Wyobraź sobie, że Wszechświat jest balonem.  Nadmuchaj teraz ten balon i używając brązowego cienkopisu narysuj wiele kropek po obydwu stronach balonu.  Teraz ściśnij środek balonu dwoma palcami tak, aby dwie kropki po przeciwnych stronach zetknęły się ze sobą w środku balonu.
W pewnym sensie wszystkie atomy i kwanty mogą być przedstawione jako model przy użyciu balonu:
„gdy fale świetlne (oraz inne fale magnetyczne) zbiegają się ze sobą, aby odbić od atomów i przestrzeni elektrograwitację, ściskają one w pewien sposób Wszechświat wewnątrz jądra atomu, co powoduje szybszy upływ czasu w pozostałej części tego Wszechświata (brązowe punktu na balonie, które podczas ściskania oddalają się z dużą prędkością od siebie).”
Jeszcze lepszym przykładem będzie poniższy:
Jeśli wciśniesz głęboko w napompowaną rękawiczkę jej dwa palce, zobaczysz odzwierciedlenie metafory dla elektrograwitacji.  Wetknięty w środek napompowanej rękawiczki czubek każdego palca jest czymś podobnym do fluktuacji grawitacji.  W momencie gdy wciskasz je do wewnątrz, środkowa część rękawiczki rozdyma się do zewnątrz (zupełnie tak jak Wszechświat).
Zadać należy pytanie: jeżeli chcesz odbyć podróż lub nawiązać komunikację z dwoma wciśniętymi do środka czubkami palców, co byłoby łatwiejsze:
poruszanie się po obwodzie rękawiczki, czy skrót przez wewnętrzną przestrzeń?
Oczywiście droga przez wewnętrzną przestrzeń jest szybsza.
Łączenie palców przy użyciu wewnętrznej przestrzeni jest tym, co nazywane jest elektrograwitacją (sztuczną grawitacją, która wypycha z pustej przestrzeni energię na zewnątrz).
Jeśli, tak jak Corso donosił na ten temat, Przybysze zaginają grawitację, to ukazuje nam to w jaki sposób tak naprawdę działa fizyka Istot Pozaziemskich.  Zamiast używać ogromnej, pozornie niemożliwej do skumulowania ilości energii, aby przemieścić się poprzez przestrzeń z prędkością szybszą od prędkości światła, Istoty Pozaziemskie odkryły fakt, że grawitacja jest pewnego rodzaju rezonansem współdzielonym pomiędzy wszystkimi jądrami atomów (oraz czarnych dziur).  Być może zastanawiasz się czym jest „rezonans?
Gdy śpiewaczka operowa zmienia ton głosu na wyższy w taki sposób, który powoduje drganie szyby w oknie, a następnie zwiększa jego intensywność, to może wtedy dojść do pęknięcia szkła. Jest to zjawisko, które nazywamy rezonansem.
Gdy pies biegnie po moście linowym, a rytm jego kroków sprawia, że most porusza się powodując powstanie fali która płynie w przód i w tył, wzmacnia to amplitudę tej fali i wierzcie lub nie, ale może to nawet spowodować zniszczenie mostu.  Pamiętacie doświadczenie z lekcji fizyki, gdy nauczycielka uderzając jeden kamerton wprawiła w drgania drugi, który był w pewnej odległości od tego uderzonego? To był rezonans.
Czy kiedykolwiek byłeś w muzeum nauki, gdzie w dużym pomieszczeniu umieszczone zostały naprzeciw siebie dwie betonowe misy?  Gdy stanąłeś przodem do jednej i rozmawiałeś szeptem, twój głos ulegał rezonansowi, ogniskując się w tej drugiej misie i ktoś kto stał oddalony od ciebie mógł cię słyszeć.
W szybszej od prędkości światła podróży, statki Pozaziemskie zarówno płyną jak i również są ciągnięte oraz ponownie skupiane przez ciasno zwarte gradienty fluktuacji grawityki w głębokiej przestrzeni, która jest pewnego rodzaju ciemną energią, którą statki Pozaziemskie zagęszczają w cyklicznych półobrotach do wewnątrz, podczas jednoczesnego ekspandowania na zewnątrz w celu odbywania podróży.  Te fluktuacje grawityczne pojawiają się w bardzo szerokich podobnych do orbity przestrzeniach wąsko rozciągniętych pół-fal (poruszających się cyklicznie w obu kierunkach), czyli jeśli „płyniesz” na tej fali, pokonujesz ogromne odległości w mgnieniu oka.
Zdaniem Doktora Fizyki Eldona Byrda:
„Poruszanie się w przestrzeni kosmicznej z jednego punktu do innego, nie zabiera żadnego czasu”. 
cdn:
https://ujawnienie.wordpress.com/2012/09/18/alien-mind-ii-rozdzial-4/

poniedziałek, 24 października 2016

LIST OTWARTY DO WSZECHŚWIATA W SPRAWIE KOŃCA WSZECHŚWIATA.



*******************************************************************************
„It is certainly possible that some alien beings with seventeen arms, infrared eyes and a habit of blowing clotted cream out their ears would make the same experimental observations that we do, but describe them without quarks.” - Stephen Hawking „Grand Design”. Dla niekumatych: Stephen Hawking mówi, że zjawiska wyjaśniane przez wielce uczonych profesorów, przez Ufoków mogą być wyjaśniane zupełnie inaczej.
*******************************************************************************
Na pastwisku sołtysa mojej wioski wylądowało
UFO!!!
Ale nie to jest ważne. Ważne jest to co o wszechświecie opowiedziały mi Ufoki. Bo opowieść Ufoków ma się
nijak
do tego co o wszechświecie opowiadają wielce uczeni profesorowie, którzy zresztą, jak sami mówią, o wszechświecie wiedzą niewiele.
Odkrycia naukowców nagrodzonych w tym roku (2011) Noblem pokazały, jak niewielka jest nasza wiedza o wszechświecie. (...) można powiedzieć, że dzięki odkryciom tegorocznych noblistów z fizyki wreszcie wiemy, jak mało wiemy.” - dr Arkadiusz Olech, Centrum Astronomiczne PAN.
Wszystko to co o wszechświecie opowiadały Ufoki, zapamiętałem. A potem część z tego spisałem mój tekst jest pod gwiazdkami.
*******************************************************************************
Całość wiedzy naukowej w dowolnym momencie historii, w tym również obecnie, jest po prostu kolekcją teorii i poglądów na świat, które jeszcze nie okazały się błędne.” - Brian Cox, Jeff Forshaw „Dlaczego E = mc2 (i dlaczego powinno nas to obchodzić)”.
*******************************************************************************
Panie Paździoch, są na tym świecie rzeczy, które nie śniły się nawet fizjologom.- mój ulubiony klasyk.
*******************************************************************************
Wszechświat według Ufoków na
********************************************************************************
Uwaga!!!
Poniższy tekst nie jest teorią fizyczną.
Mój tekst ma jedynie na celu nakłonienie Cię do przemyśleń i refleksji. A jeśli po jego przeczytaniu zadasz sobie pytanie:
może coś w tym jest?
To wtedy zadanie powierzone mi przez Ufoków będę uważał za wykonane.
********************************************************************************
I jeszcze jedno. Sołtys mojej wioski ufundował nagrodę w wysokości
1000000 dolarów Zimbabwe
dla każdego kto wykaże, że w moim tekście cokolwiek jest niezgodne z dokonanymi obserwacjami, lub/i jest niespójne, albo/i jest niemożliwe. Do sięgnięcia po nagrodę szczególnie zachęcam wielce uczonych profesorów. Bo gdy żaden wielce uczony profesor nagrody nie zdobędzie, to nie będzie znaczyć, że wielce uczeni profesorowie nią wzgardzili (bo któż nie chciałby zdobyć takiej fortuny), to będzie znaczyć, że wszechświat opisany przeze mnie ma sens.
W przeciwieństwie do niedorzecznego wszechświata pełnego absurdów, który wielce uczeni profesorowie uprawiają na wielce szacownych uniwersytetach.
*******************************************************************************
A
dowiesz się z jakiej planety przybyły Ufoki.
*******************************************************************************
A teraz już:
„I gaz do dechy i wypuszczam czad. Z aparatury co ma 1000 Wat.” – Franek Kimono.
*******************************************************************************
Według Ufoków wszechświat jest
jakby
odbiciem w trójwymiarowym lustrze czegoś dziewięciowymiarowego.
Wyobraź sobie chałupę sołtysa pewnej bajkowej wioski. Na ścianie w sieni wisi lustro w którym widać koło. Koło jest odbiciem nadmuchanego wołowego pęcherza, który leży na kuchennym stole.
Aby poprawnie zrozumieć zdarzenia zachodzące w trójwymiarowym wszechświecie, trzeba
odtworzyć”
to dziewięciowymiarowe coś.
I trzeba przenieść tam te zdarzenia.
To dziewięciowymiarowe coś, które jest tylko
fantazmatem,
Fantazmat: osoba, rzecz, miejsce itp. będące wytworem wyobraźni <źródło: Wikisłownik>
Ufoki zwą Umhlabasonem. A częścią fantazmatycznego Umhlabasona, jest czterowymiarowe coś co Ufoki zwą Gungwasolem.
[Na marginesie wyjaśnię Ci gdzie jest czwarty wymiar fantazmatycznego Gungwasola. Wyobraź sobie trójwymiarowy nadmuchany wołowy pęcherz leżący na kuchennym stole. Teraz w Twojej wyobraźni nie ma już miejsca na dodatkowy wymiar, ale możesz go sobie wyobrazić stosując prostą sztuczkę. Mianowicie wyobraź sobie odbicie pęcherza w upstrzonym przez muchy lustrze. Stojąc w kuchni widzę w lustrze dwuwymiarowe koło. To tak jakby dwa wymiary pęcherza złożyły się w jeden wspólny. Gdzie jest czwarty wymiar względem tego spłaszczonego trójwymiaru? Oczywiście tam gdzie są moje oczy.]
{Przerwa na przeniesienie Kleofasa-naukowca i Wasyla-kosmonautę na Gungwasola.}
A teraz wyobraź sobie bajkowy ocean, który widać z okna sołtysowej chałupy. Ocean ma powierzchnię dwuwymiarową płaszczyznę i trzeci/głębokościowy wymiar. Dwuwymiarowa powierzchnia oceanu jest pusta i sucha, a trzeci wymiar oceanu jest pełen mokrej wody. Zatem trzeci/niepowierzchniowy wymiar oceanu jest czymś zupełnie innym niż jego dwa powierzchniowe wymiary.
Podobnie jest w Gungwasolu. Trójwymiarowa „powierzchnia” czterowymiarowego Gungwasola – tą fantazmatyczną „powierzchnię” Ufoki zwą Nafasibeną – jest pusta. A jego czwarty „głębokościowy” wymiar jest wypełniony czymś co Ufoki zwą amanzirrą. Zatem czwarty/nienafasibenowy wymiar Gungwasola jest czymś
zupełnie innym
niż jego trzy nafasibenowe wymiary.
A teraz wyobraź sobie malutkie stworki żyjące na dwuwymiarowej powierzchni oceanu. Stworki te mogą przemieszczać się tylko na tej pustej i suchej powierzchni, bo woda wypełniająca trzeci wymiar oceanu jest nieprzystępna.
Podobnie jest w Gungwasolu. Fantazmatyczna amanzirra wypełniająca czwarty wymiar Gungwasola jest nieprzystępna. Dlatego czwarty wymiar Gungwasola jest dla Kleofasa
niedostępny.
A teraz wyobraź sobie falę oceaniczną. Fala nie sięga w głąb oceanu, a rozchodzi się tylko na jego powierzchni.
Podobnie jest w Gungwasolu.
Dlatego czwarty/nienafasibenowy wymiar Gungwasola jest dla Kleofasa
niewidzialny.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, co różni czwarty wymiar od trzech wymiarów znanych z codziennego doświadczenia.
Na to pytanie odpowiadają także wielce uczeni profesorowie:
W artykule przesłanym Einsteinowi w 1919 roku Kaluza przedstawił zdumiewającą propozycję. Zasugerował, że przestrzenna struktura Wszechświata ma więcej niż trzy wymiary znane z codziennego doświadczenia. Kaluza zaproponował tak radykalną zmianę, odkrywszy, że wprowadzenie jej umożliwia stworzenie eleganckiej i przekonującej struktury pojęciowej łączącej ogólną teorię względności Einsteina z teorią elektromagnetyzmu Maxwella. Natychmiast nasuwa się jednak pytanie, jak pogodzić propozycję Kaluzy z tym, że widzimy dokładnie trzy wymiary. Odpowiedź zawarta była implicite w pracy Kaluzy, a jej poprawioną wersję przedstawił w 1926 roku szwedzki matematyk Oskar Klein. Brzmi ona następująco: struktura przestrzenna naszego Wszechświata ma prawdopodobnie zarówno rozciągłe, jak i zwinięte wymiary. Ma bowiem wymiary duże, rozciągłe i łatwo dostrzegalne (trzy wymiary przestrzenne znane z codziennego doświadczenia) oraz dodatkowe wymiary przestrzenne, ciasno zwinięte w tak małej przestrzeni, że do tej pory nie udało się ich wykryć za pomocą najlepszej aparatury.” - profesor fizyki Brian Greene „Piękno Wszechświata. Superstruny, ukryte wymiary i poszukiwania teorii ostatecznej.”
I w taki sposób wielce uczeni profesorowie „rozwiązali” zagadkę niedostępności i niewidzialności dodatkowych wymiarów.
Ale wszystko to co o strukturze wszechświata opowiadają wielce uczeni profesorowie, to są
banialuki.
Synonimy do słowa banialuki: androny, duby smalone, dyrdymały, ecie-pecie, farmazony, gadka szmatka, głodne kawałki, hocki-klocki, klituś-bajduś, koszałki-opałki, mowa-trawa, ple-ple, tere-fere, trele-morele, <źródło: www.synonim.net>
Wielce uczeni profesorowie opowiadają te ciasno zwinięte banialuki, bo nie mają pojęcia o „istnieniu” Gungwasola.
[To jak dokładnie zbudowany jest czterowymiar Gungwasola opisałem na stronie:
Tam jest inne nazewnictwo – na przykład zamiast Gungwasola jest oceanus, a zamiast amanzirry jest energia. Na dodatek tamta „fabuła” nie jest spójna z tą. Co więcej, nie wszystkie koncepcje opisane tam i tu są takie same. Ale to nie ma istotnego znaczenia. W tamtym tekście najważniejsze są czterowymiarowe geometryczne zależności, które dawno temu odkryły Ufoki. Te zależności można różnie interpretować. Ten tekst, który właśnie czytasz, jest jedną z możliwych interpretacji. Czy ta interpretacja jest prawdziwa? Tego nie wiedzą nawet Ufoki. Ale z pewnością jest prawdziwsza od wszechświata, który wielce uczeni profesorowie uprawiają na wielce szacownych uniwersytetach.]
A teraz wyobraź sobie, że te bajkowe stworki żyjące na powierzchni oceanu są płaszczakami. Dwuwymiarowe płaszczaki mają dwuwymiarową wyobraźnię, dlatego nie potrafią wyobrazić sobie trzeciego wymiaru. A zatem płaszczaki nie mogą przemieszczać się w trzecim/niepowierzchniowym wymiarze, nie mogą go zobaczyć, i nie potrafią go sobie wyobrazić. Dlatego płaszczaki nie mają w ogóle pojęcia o istnieniu trzeciego/niepowierzchniowego wymiaru. A tym samym nie mają pojęcia o istnieniu wody znajdującej się w tymże wymiarze. A teraz wyobraź sobie szybującego kondora królewskiego, który akurat przelatuje nad bajkowym oceanem. Kondor patrząc w dół widzi – z perspektywy trzeciego wymiaru – że każdy dwuwymiarowy płaszczak jest otoczony trójwymiarem. Więc każdy płaszczak, chociaż nie ma o tym pojęcia, ma zawsze kontakt z wodą.
Podobnie jest w Gungwasolu. Trójwymiarowy Kleofas jest otoczony czterowymiarem. Dlatego Kleofas, chociaż nie ma o tym pojęcia, ma zawsze
kontakt z amanzirrą.
{Przerwa na wlanie syropu do miski.}
A teraz wyobraź sobie glinianą miskę stojącą na kuchennym stole. Miska jest pełna syropu. A syrop jest lepki.
Podobnie jest w Gungwasolu. Amanzirra z którą Kleofas ma kontakt w czwartym wymiarze, jest
lepka.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego masz masę.
To fragment z książki „Dlaczego E = mc2 (i dlaczego powinno nas to obchodzić)” autorstwa profesora fizyki Briana Coxa i profesora fizyki Jeffa Forshawa, który przystępnie ilustruje zjawisko masy:
Wyobraź sobie, że stoisz z zawiązanymi oczyma, trzymając w ręku zawieszoną na sznurku piłeczkę pingpongową. Jeśli pociągniesz za sznurek, zorientujesz się, że na jego końcu znajduje się coś o niewielkiej masie. Przypuśćmy teraz, że piłeczka, zamiast poruszać się swobodnie, została zanurzona w gęstym syropie klonowym. Gdy teraz znów pociągniesz za sznurek, poczujesz mocniejszy opór i możesz rozsądnie wywnioskować, że przedmiot przymocowany do końca sznurka jest znacznie cięższy niż piłeczka pingpongowa. Piłeczka wydaje się cięższa, bo syrop powstrzymuje jej przemieszczanie się. Wyobraź sobie teraz kosmiczny syrop klonowy wypełniający dokładnie całą przestrzeń, znajdujący się w każdym jej zakątku, wszechobecny do tego stopnia, że nawet go nie zauważamy.”
Wielce uczeni profesorowie twierdzą, że „syrop” nadający Ci masę wypełnia dokładnie całą przestrzeń, i jest wszechobecny do tego stopnia, że nawet go nie zauważasz. Ale to co opowiadają wielce uczeni profesorowie, jest wielce naciągane.
Wszechobecny do tego stopnia, że nawet go nie zauważamy.”
Wielce naciągane, nieprawdaż?
Kleofas nie dlatego nie zauważa amanzirry, bo ta jest wszechobecna w Nafasibenie, tylko dlatego, że amanzirry w Nafasibenie
nie ma.
Syropu na powierzchni syropu nie ma.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego masa jest niezauważalna.
A to cytat ze strony internetowej Centrum Nauki Kopernik:
Dlaczego w ogóle cokolwiek ma masę? Naukowcy nie uporali się jeszcze ze wszystkimi szczegółami, (...)”.
W języku dyplomatycznym stwierdzenie: nie uporaliśmy się jeszcze ze wszystkimi szczegółami, znaczy: nie mamy bladego pojęcia. Wielce uczeni profesorowie nie mają bladego pojęcia dlaczego cokolwiek ma masę, bo nie mają pojęcia o „istnieniu” lepkiej amanzirry.
A teraz wyobraź sobie, że kondor zrobił to co od czasu do czasu robią przelatujące ptaszyska. I wyobraź sobie, że to coś wpadło do oceanu tworząc wodne rozbryzgi. Teraz płaszczaki zobaczyły niezwykłe zjawisko, i nie mogą się nadziwić skąd te mokre rozbryzgi, które po chwili zniknęły w jakimś niebycie, wzięły się w ich suchej płaszczyźnie. Dwuwymiarowe płaszczaki nie mają pojęcia o prawdziwej naturze tego trójwymiarowego zjawiska, ale teraz wiedzą już, że dwuwymiarowa płaszczyzna na której żyją jest jakoś tak nie całkiem sucha.
Podobnie jest w Gungwasolu. Chociaż amanzirra jest ukryta przed Kleofasem w czwartym wymiarze Gungwasola, to jej
rozbryzgi mogą na chwilę pojawiać się w Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń jest jakoś tak nie całkiem pustą próżnią.
Wielce uczeni profesorowie nie wiedzą nic o „istnieniu” amanzirry. Ale wiedzą, że przestrzeń jest jakoś tak nie całkiem pustą próżnią.
"Studies with large particle accelerators have now led us to understand that space is more like a piece of window glass than ideal Newtonian emptiness. It is filled with 'stuff' that is normally transparent but can be made visible by hitting it sufficiently hard to knock out a part." - Robert Betts Laughlin, Nobel Laureate in Physics.
Moje chłopskie tłumaczenie powyższego cytatu:
Eksperymenty wykonane z pomocą akceleratorów prowadzą do wniosku, że przestrzeń nie jest newtonowską pustką, tylko przypomina okienną szybę. W przestrzeni jest coś co normalnie jest przeźroczyste, ale może stać się widzialne, gdy uderzy się to coś odpowiednio mocno.” - Robert Betts Laughlin, laureat nagrody Nobla z fizyki.
{Przerwa na wsypanie piasku do klepsydry.}
A teraz wyobraź sobie starą klepsydrę stojącą na komodzie, która stoi w gościnnym pokoju sołtysowej chałupy. W klepsydrze przesypuje się piasek.
Podobnie jest w pięciowymiarowym fantazmacie, który Ufoki zwą Qlepsydronem. Qlepsydron ma czterowymiarowe dno – Gungwasola – i piąty wymiar w którym przepływa amanzirra. Tą fantazmatyczną rzekę płynącą w piątym fantazmatycznym wymiarze Ufoki zwą Rwizisą.
[Ponownie na marginesie, wyjaśnię Ci gdzie jest piąty wymiar Qlepsydronu. Znowu wyobraź sobie odbicie wołowego pęcherza w lustrze. A teraz wyobraź sobie, że ten spłaszczony trójwymiar wyciągnąłem z lustra, i ustawiłem na kuchennym stole bokiem do lustra i pionowo. Teraz stojąc za stołem widzę w lustrze pionową jednowymiarową strunę. Gdzie jest piąty wymiar względem tego po dwakroć spłaszczonego trójwymiaru? Oczywiście tam gdzie są moje uszy. Bo każdy kolejny wymiar dziewięciowymiarowego Umhlabasona jest prostopadły względem zbiorczego wielowymiaru. Więc trzeci wymiar jest prostopadły względem dwuwymiarowej powierzchni koła, czwarty wymiar jest prostopadły względem trójwymiarowej Nafasibeny, piąty wymiar jest prostopadły względem czterowymiarowego Gungwasola, itd.]
A teraz wyobraź sobie, że z wołowego pęcherza, którego poprzednim właścicielem była nieboszczka krowa Dziewanna, zeszło całe powietrze. Do pęcherza sołtys właśnie zaczął wdmuchiwać powietrze. Teraz trójwymiarowy pęcherz się powiększa, i tym samym rozszerza się jego dwuwymiarowa powierzchnia.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Na skutek wpływania Rwizisy do Gungwasola, czterowymiarowy Gungwasol się powiększa, i tym samym
rozszerza się trójwymiarowa Nafasibena.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń się rozszerza.
A teraz wyobraź sobie, że w bajkowej wiosce właśnie zaczął padać deszcz. Względem dwuwymiarowej powierzchni sołtysowego podwórka, trzeci/pionowy wymiar jest wszędzie. Dlatego krople deszczu spadają na każde miejsce podwórka.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Cząstki amanzirry „spadają” do Gungwasola w każdym miejscu Gungwasola, bo względem czterowymiarowego Gungwasola, piąty/prostopadły wymiar jest wszędzie.
Gdyby sołtysowe podwórko było większe, to więcej kropel by na nie spadało.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Im Gungwasol staje się większy, tym więcej amanzirry – płynącej ze stałą prędkością – do niego wpływa. Dlatego Gungwasol powiększałby się ze stalą prędkością.
Powiększałby się ze stałą prędkością, a nie powiększa, bo w Nafasibenie są „dziurki”.
A teraz wyobraź sobie, że
zanim
sołtys zaczął wdmuchiwać powietrze do wołowego pęcherza, pod jego powierzchnią, która wtedy była tak mała jakby jej w ogóle nie było, sołtysowa położyła laskę dynamitu, i podpaliła lont. I zaraz po tym jak schowała się za piecem, dynamit wybuchnął. A teraz wyobraź sobie, że im większy staje się wołowy pęcherz, tym więcej powietrza sołtys do niego wdmuchuje. Dlatego pęcherz powiększałby się ze stałą prędkością. Powiększałby się, a nie powiększa, bo w powierzchni pęcherza są małe dziurki, które powstały na skutek wybuchu dynamitu. Przez te dziurki powietrze ucieka na zewnątrz pęcherza, przez co pęcherz powiększa się wolniej.
Podobnie było w Qlepsydronie. W Qlepsydronie był Wielki Wybuch. Wybuch ten sprawił, że:
1. pojawił się Gungwasol, przez co amanzirra ma się w co wlewać
2. w Nafasibenie powstały „dziurki”.
[Czym są poWybuchowe „dziurki”, dlaczego mają energię akurat c2, i kosztem czego powstały, opisałem na stronie www.solomon.pl]
I tymi „dziurkami” amanzirra przelewa się na zewnątrz Gungwasola.
[Oczywiście to jest tylko metaforyczny opis. Jak to naprawdę działa opisałem na stronie www.solomon.pl]
Dlatego Gungwasol powiększa się wolniej, i tym samym wolniej rozszerza się Nafasibena.
Ale im większy staje się wołowy pęcherz, tym szybciej się powiększa (bo bajkowe dziurki nie zmieniają wielkości, i ich nie przybywa). I tym samym
przyśpiesza rozszerzanie się powierzchni pęcherza.
Podobnie jest w Gungwasolu. PoWybuchowych „dziurek” nie przybywa, i nie stają się większe. Więc im większa staje się Nafasibena,
tym szybciej się rozszerza.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń rozszerza się coraz szybciej.
Na pytanie dlaczego przestrzeń się rozszerza, odpowiadają także wielce uczeni profesorowie.
Utożsamianie Wielkiego Wybuchu z eksplozją jest o tyle niefortunne, że proces ten, tak jak rozumie i ujmuje go współczesna kosmologia, nie polegał na ekspansji w pustej przestrzeni, lecz dotyczył rozszerzenia się przestrzeni.” - Wikipedia.
Zatem według wielce uczonych profesorów, to Wielki Wybuch jest odpowiedzialny za rozszerzanie się przestrzeni. Ale to co opowiadają wielce uczeni profesorowie, to są banialuki. Czego dowodzi obserwacja, której dokonano niedawno. Niedawno bowiem zaobserwowano, że rozszerzanie się przestrzeni przyśpiesza. A wiadomo, że energia każdego wybuchu z czasem słabnie (rozprasza się), a nie wzmaga się. Więc jak to się dzieje, że przestrzeń rozszerza się coraz szybciej? Na to pytanie „odpowiada” pewien wielce uczony profesor:
Na skutek odkryć tegorocznych noblistów ustalono, że musi istnieć dodatkowa siła – nazwano ją ciemną energią – która powoduje ekspansję wszechświata (znaczy się przestrzeni wszechświata). Uczciwie należy powiedzieć, że nie wiemy, czym jest ciemna energia. Wiemy tylko, że jest i to ona powoduje napędzanie się wszechświata.” - dr Andrzej Marecki, Centrum Astronomii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (Rzeczpospolita z 2011 roku).
Krótko mówiąc, wielce uczeni profesorowie są w ciemnej kosmologicznej *****. Ale wielce uczeni profesorowie nie tylko nie mają pojęcia dlaczego przestrzeń się rozszerza i dlaczego przyśpiesza, wielce uczeni profesorowie nie mają także pojęcia dlaczego przestrzeń jest jednorodna. To cytat z książki Stephena Hawkinga „Krótka historia czasu”:
Dlaczego wszechświat jest jednorodny w dużych skalach? Dlaczego wygląda tak samo z każdego punktu i w każdym kierunku? W szczególności, dlaczego temperatura mikrofalowego promieniowania tła jest tak dokładnie jednakowa, niezależnie od kierunku obserwacji? Przypomina to trochę egzaminy studentów: jeśli wszyscy podali takie same odpowiedzi, to można być pewnym, że porozumiewali się między sobą. Ale (…) światło nie miało od wielkiego wybuchu dość czasu, by przedostać się z jednego odległego rejonu do drugiego, nawet gdy regiony te były położone blisko siebie we wczesnym wszechświecie.
[Według Stephena Hawkinga przestrzeń na początku rozszerzała się z prędkością światła, a nawet szybciej.]
Zgodnie z teorią względności, jeśli światło nie mogło przedostać się z jednego regionu do drugiego, to nie mogła przedostać się tam również żadna informacja w jakiejkolwiek innej postaci. Wobec tego nie było żadnego sposobu wyrównania temperatury różnych regionów we wczesnym wszechświecie; z jakiegoś niezrozumiałego powodu musiały mieć one od początku temperaturę jednakową.”
{Przerwa na zerwanie szczawiu rosnącego w przydrożnym rowie.}
A teraz wyobraź sobie chwilę w której wybuchła bajkowa laska dynamitu. Na początku powierzchnia wołowego pęcherza jest bardzo mała, a powybuchowych dziurek jest całkiem sporo. Dlatego większość powietrza wdmuchiwanego przez sołtysa ucieka na zewnątrz pęcherza, przez co pęcherz na początku powiększa się bardzo powoli.
I tym samym jego powierzchnia rozszerza się bardzo powoli.
Podobnie było w Gungwasolu. Na początku „podziurkowany” Gungwasol powiększał się
bardzo powoli.
I dlatego Nafasibena na początku rozszerzała się
bardzo powoli.
A teraz wyobraź sobie sołtysową mieszającą zupę chochlą. Przez to szczawiówka jest dobrze wymieszana.
Podobnie było w Gungwasolu.
Ogromna siła Wielkiego Wybuchu była „chochlą” mieszającą w wolno rozszerzającej się Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń jest jednorodna.
{Przerwa na przyniesienie jajek z kurnika.}
Wielce uczeni profesorowie, będąc w ciemnej kosmologicznej *****, nie mogą się nadziwić dlaczego przestrzeń jest jednorodna, ale taka nie do końca jednorodna.
Mimo, że w dużych skalach wszechświat jest tak jednorodny, zawiera jednak lokalne nieregularności, takie jak gwiazdy i galaktyki. Uważamy, że powstały one wskutek niewielkich różnic gęstości między różnymi obszarami we wczesnym wszechświecie. Skąd wzięły się te fluktuacje gęstości?” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A teraz ponownie wyobraź sobie sołtysową mieszającą zupę chochlą. Ale choćby sołtysowa mieszała i sto dwa lata, to szczawiówka z jajeczkami nigdy nie będzie wymieszana idealnie.
Podobnie było w Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń jest jednorodna, ale taka nie do końca jednorodna.
{Czas na obiad: szczawiówka sołtysowej. Szczawiówka sołtysowej to największy przysmak w mojej wiosce.}
To cytat ze strony www.czas.net:
Jaka jest definicja czasu? Niestety w tym przypadku możemy śmiało powiedzieć, że nie ma jednej definicji przyjętej przez ogół ludności. Ludzie po prostu nie potrafią konkretnie i dosłownie określić czym jest czas. (...) na przełomie dwóch tysięcy lat ludzie nie mogli ustalić jednej konkretnej definicji czasu i nadal nie mogą tego zrobić. Jest to temat, który rozpoczął się w sferach filozoficznych przechodząc dalej do sfer fizycznych, a obecnie temat ten znów powraca do sfer filozoficznych.”
Ponad sto lat temu Herman Minkowski wpadł na pomysł, że tajemniczy i zagadkowy czas może być wymiarem – wymiarem w zasadzie
takim samym
jak trzy wymiary przestrzenne. I tak wielce uczony profesor stworzył koncepcję czterowymiarowej czasoprzestrzeni, którą inni wielce uczeni profesorowie powszechnie zaakceptowali.
Używamy czasoprzestrzeni euklidesowych, w których czas jest traktowany tak samo jak przestrzeń.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A koncepcja euklidesowej czasoprzestrzeni, w której czas jest traktowany tak samo jak przestrzeń, prowadzi do niezwykłego wniosku: skoro można dowolnie podróżować w „drabiniastej” przestrzeni (układ współrzędnych niewątpliwie przypomina trzy połączone drabiny), to i dowolnie można wchodzić i schodzić po czwartej „drabinie” czasu!
Wehikuły czasu są w zasadzie zgodne z prawami fizyki znanymi nam do tej pory. (...) W 1998 roku Kip Thorne z kolegami z Caltechu znaleźli rozwiązanie równań Einsteina, które dopuszczają podróże w czasie przez tunele czasoprzestrzenne.” - profesor fizyki Michio Kaku „Kosmos Einsteina”.
Wielce uczeni profesorowie już nie mogą się doczekać kiedy wyprawią się na mezozoiczne safari aby upolować rogatego triceratopsa. Cóż to będzie za trofeum! Ale co by było gdyby wielce uczony profesor, podróżując w czasie, zabił w przeszłości swojego dziadka zanim ten spłodził jego ojca? W tej sytuacji wielce uczony profesor nigdy nie narodziłby się w przyszłości. Więc jak on mógł pojawić się w przeszłości i zamordować tam dziadka, skoro nie istniał w przyszłości? I do takiego kosmicznego domu wariatów prowadzi koncepcja „drabiniastego” czasu uznawana przez wielce uczonych profesorów za prawdziwą.
A teraz wyobraź sobie rzekę płynącą przez bajkową wioskę.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Bo w Qlepsydronie płynie rzeka. A nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki.
A w szczególności do fantazmatycznej Rwizisy, która płynie w piątym fantazmatycznym wymiarze.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego wszechświat nie jest domem wariatów, który uprawiają wielce uczeni profesorowie na wielce szacownych uniwersytetach.
{Przerwa na repetę.}
A teraz ponownie wyobraź sobie kondora królewskiego przelatującego nad oceanem. Ale teraz pada deszcz. Dlatego teraz kondor widzi, że każdy płaszczak ma kontakt nie tylko z wodą oceaniczną, ale i z tą spadającą do oceanu.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Kleofas ma nieobserwowalny kontakt nie tylko z
lepkością
amanzirry wypełniającej czwarty wymiar Gungwasola, ale i z
prędkością
z jaką amanzirra przepływa w piątym wymiarze Qlepsydronu.
Dlatego Kleofas jest nie tylko jazzy, ale i trendy.
{Przerwa na poobiednią degustację purpurowego samogonu, który pędzi sołtys mojej wioski. Po pierwszym kubku sołtysowego samogonu staje się światłość.}
A teraz ponownie wyobraź sobie nadmuchiwany przez sołtysa wołowy pęcherz. Pęcherz jest wypełniony zielonym powietrzem. Ale powietrze, które sołtys wdmuchuje, jest purpurowe.
Podobnie jest w Gungwasolu. W momencie wpływania amanzirry do Gungwasola, jej kierunek przepływu jest przeciwny względem przepływu tej amanzirry, która wpłynęła wcześniej.
[Na marginesie wyjaśnię Ci o co tu chodzi. Wyobraź sobie koło. A na obwód koła od wewnątrz napierają strzałki. Koło się powiększa, bo do koła wpływają kolejne strzałki. Ale przybywające strzałki, w momencie wpływania do koła, są skierowane w przeciwną stronę niż te napierające na jego obwód. Dla podkreślenia różnicy w kierunku działania strzałek, można je pomalować kredką. Te napierające pomalowałem kredką zieloną, a te skierowane przeciwnie – wpływające – pomalowałem kredką purpurową.]
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego we wszechświecie istnieją dwa przeciwstawne ładunki elektryczne.
[Jak dokładnie to działa opisałem na stronie www.solomon.pl]
A jak na pytanie, dlaczego we wszechświecie istnieją dwa przeciwstawne ładunki elektryczne, odpowiadają wielce uczeni profesorowie? Wcale nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia.
A teraz wyobraź sobie, że sołtysowski syn Kaziuk pomalował rzeczną wodę purpurową kredką. A oceaniczną wodę pomalował zieloną kredką. Teraz wyobraź sobie, że rzeczna woda wpływa do oceanu. Ta przybyła purpurowa woda rozprzestrzenia się po całym zielonym oceanie.
Podobnie jest w Gungwasolu. Amanzirra, która wpłynęła do Gungwasola, rozprzestrzenia się po całym Gungwasolu. Ten fantazmatyczny wewnętrzgungwasolowy „prąd oceaniczny”, Ufoki zwą Yangokurasem. Ale gdy Yangokuras przepływa gładko w czwartym wymiarze Gungwasola, to wtedy Kleofas – istota żyjąca w trójwymiarowej Nafasibenie – tego przepływu nie odczuwa. Ale wibrujące cząstki amanzirry wnikają w trójwymiarową Nafasibenę, dlatego Kleofas je odczuwa.
[Na marginesie doprecyzuję o co tu chodzi. Wyobraź sobie piłeczkę ping-pongową zawieszoną na sznurku – niech ta piłeczka nazywa się Kleofas. A milimetr pod Kleofasem stoi sobie taśmociąg. Teraz wyobraź sobie, że sznurek symbolizuje trzy wymiary Nafasibeny, a taśma taśmociągu prostopadła względem sznurka symbolizuje czwarty wymiar Gungwasola. Taśmę nazwijmy Yangokurasem. Gdy Yangokuras przewijający się w czwartym wymiarze jest gładki, to z Kleofasem zawieszonym w trzech wymiarach nic się nie dzieje. Ale teraz wyobraź sobie, że na Yangokurasie, w pewnej odległości od Kleofasa, podskakuje małpa wabiąca się Elektron Elektron podskakuje pionowo, więc w trzech wymiarach. I podskakujący Elektron sprawia, że taśma staje się pofałdowana. I niech każdy najmniejszy fragment tego pofałdowania nazywa się foton. Za chwilę jakiś foton uderzy Kleofasa.]
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego we wszechświecie staje się światłość.
Na to pytanie odpowiada także wielce uczony profesor Stephen Hawking:
Elektryczna siła odpychająca między dwoma elektronami polega na wymianie wirtualnych fotonów, których nie można zaobserwować; jeśli jednak elektron przelatuje obok drugiego, mogą być emitowane rzeczywiste fotony, które obserwujemy jako fale świetlne.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Wielce uczony profesor opowiada banialuki o wirtualnych fotonach, bo nie ma pojęcia o „istnieniu” cząstek amanzirry. A dlaczego fotony śmigają akurat z prędkością prawie 300 000 km/s? Na to pytanie wielce uczeni profesorowie nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia.
Cząstki amanzirry mają prędkość prawie 300 000 km/s, bo z tą prędkością przepływa Rwizisa,
i tym samym z tą prędkością przepływa Yangokuras.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego światło śmiga akurat z prędkością prawie 300 000 km/s.
{Przerwa na wymyślenie zagadki.}
Zgodnie z prawami Newtona żaden wyróżniony stan spoczynku nie istnieje. Można powiedzieć, że ciało A spoczywa, a ciało B porusza się względem niego ze stałą prędkością, ale też równie dobrze powiedzieć można, że spoczywa ciało B, a porusza się ciało A. Na przykład, pomijając wirowanie Ziemi i jej ruch wokół Słońca, można powiedzieć, że Ziemia spoczywa, a pewien pociąg porusza się na północ z prędkością 150 km/h, lub odwrotnie, że pociąg spoczywa, a Ziemia porusza się na południe z tą samą prędkością.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu.”
Z teorii Maxwella wynikało, że światło porusza się ze stałą prędkością. Ale skoro teoria Newtona wyeliminowała pojęcie absolutnego spoczynku, to mówiąc, iż światło porusza się ze stałą prędkością, należało koniecznie powiedzieć, względem czego ta prędkość ma być mierzona. Wobec tego fizycy zasugerowali istnienie pewnej specjalnej substancji zwanej „eterem”, obecnej wszędzie, nawet w „pustej” przestrzeni.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu.”
Ale:
Doświadczenie Michelsona-Morleya – eksperyment zaliczany obecnie do najważniejszych doświadczeń w historii fizyki. Miał na celu wykazanie ruchu Ziemi względem hipotetycznego eteru poprzez porównanie prędkości światła w różnych kierunkach względem kierunku ruchu Ziemi. Doświadczenie zostało przeprowadzone po raz pierwszy w 1881 roku przez Alberta Abrahama Michelsona i powtórzone przez niego wraz z Edwardem Morleyem w roku 1887. Dało ono wynik negatywny (tj. wykazało niezależność prędkości światła od prędkości Ziemi w przestrzeni). - Wikipedia.
Ale zaobserwowano, że niezależnie od tego w którą stronę Ziemia pędzi w przestrzeni, światło nadchodzi ku niej z wszystkich kierunków z tą samą prędkością. Dla dziewiętnastowiecznych fizyków było to niezwykłe i przedziwne. Bo przecież kamień wystrzelony z procy od strony w którą biegłbyś uderzyłby Cię z większą siłą (tak jakby leciał szybciej), a wystrzelony od strony przeciwnej uderzyłby słabiej (tak jakby leciał wolniej). Kamienie wystrzelone z przeciwnych kierunków uderzyłyby Cię z tą samą siłą tylko wtedy, gdybyś był w bezruchu. Więc jak światło nadchodzące z różnych kierunków może nadchodzić ku Ziemi z tą samą prędkością?
To ci dopiero zagadka!
Tą zagadkę „rozwiązałwielce uczony profesor Albert Einstein:
Ostatecznie zrezygnowano z wyjaśnienia doświadczenia Michelsona-Morleya na gruncie koncepcji eteru. Jest ono natomiast zgodne z ogłoszoną przez A. Einsteina w 1905 roku szczególną teorią względności, według której prędkość światła w próżni jest jednakowa we wszystkich inercjalnych układach odniesienia wprost z definicji.” - Wikipedia.
Układ inercjalny (inaczej inercyjny) – układ odniesienia, względem którego każde ciało, niepodlegające zewnętrznemu oddziaływaniu z innymi ciałami, porusza się bez przyspieszenia (tzn. ruchem jednostajnym prostoliniowym) lub pozostaje w spoczynku. - Wikipedia.
Zatem Einstein swoją szczególną teorią względności „rozwiązał tę zagadkę tak:
Ziemia jest w ruchu jednostajnym prostoliniowym, który jest względny. Czyli z punktu widzenia Ziemi, Ziemia nie jest w ruchu. Więc nie ma się co dziwić, że z punktu widzenia Ziemi światło nadchodzi ku niej z każdej strony z tą samą prędkością.
I wszyscy wielce uczeni profesorowie od razu przestali się dziwić, bo teraz prędkość światła nadchodzącego z każdej strony jest taka sama
wprost z definicji.
Ale światło
zachowuje się tak samo
w
przyśpieszającej
rakiecie. A taka rakieta nie jest przecież inercjalnym układem odniesienia. Więc jak to się dzieje, że światło ku kosmonaucie nadchodzi z tą samą prędkością z wszystkich kierunków, pomimo tego, że przyśpieszająca rakieta nie jest inercjalnym układem odniesienia? Na to pytanie wielce uczeni profesorowie nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia.
A po przerwie zdradzę Ci jakie jest fantazmatyczne rozwiązanie tej zagadki.
{Przerwa na pomalowanie deszczu.}
A teraz wyobraź sobie pewnego miastowego, który właśnie przyjechał PKS-em. Miastowy przechadza się po bajkowej wiosce w czapce zrobionej z czerwonego foliowego worka, bo pada deszcz pomalowany purpurową kredką. Ale bez względu na to w którym kierunku wypoziomowanego dwuwymiaru miastowy idzie, krople spadające w trzecim/pionowym wymiarze uderzają go zawsze z tą samą siłą. Miastowy ma osobliwą wadę wzroku: nie widzi trzeciego wymiaru. To tak jakby jego oczy ZRĄBAŁY każdy pionowo stojący słup telegraficzny, tak że wszystkie leżą płasko na ziemi. A krople deszczu spadające pionowo, miastowy postrzega tak jakby latały poziomo. W tym ZRĄBANYM trójwymiarze krople deszczu uderzają miastowego z tą samą siłą ze wszystkich kierunków pozornego dwuwymiaru, niezależnie od kierunku jego ruchu.
Podobnie jest w Gungwasolu. Yangokuras przepływa w czwartym wymiarze, ale z punktu widzenia trójwymiarowego Wasyla, czterowymiar Gungwasola przybiera ZRĄBANĄ postać
pozornego trójwymiaru.
Dlatego niezależnie od tego w którym kierunku wasylowa rakieta leci w Nafasibenie, wibrujące cząstki amanzirry
nadchodzące od „nawietrznej”, uderzają rakietę z tą samą siłą jak te nadchodzące od „zawietrznej”.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego prędkość światła jest
bezwzględna,
i tym samym niezależna od prędkości Ziemi w przestrzeni.
I nie ma znaczenia to czy wasylowa rakieta przyśpiesza, czy nie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego w przyśpieszającej rakiecie światło nadchodzi ku kosmonaucie z tą samą prędkością ze wszystkich kierunków.
A po przerwie uświadomię Ci jakim absurdem jest szczególna teoria względności.
{Przerwa na zrobienie procy.}
A teraz ponownie wyobraź sobie miastowego. Miastowy oczywiście nie ma pojęcia o tym, że ten widziany przez niego ZRĄBANY trójwymiar jest tylko optycznym złudzeniem. Więc co myśli miastowy spacerując w deszczu? Otóż miastowy myśli, że dzieją się jakieś niezwykłe i przedziwne rzeczy. Bo przecież uderzenie latającym kamykiem, który Kaziuk wystrzelił z procy, było mocniejsze gdy miastowy szedł w stronę Kaziuka ukrytego za wychodkiem, a gdy ucieka przed Kaziukiem to jest słabsze. Więc jak to się dzieje, że krople nadlatujące z przeciwnych kierunków uderzają go z tą samą siłą? Miastowy w końcu zdefiniował, że gdy on przemieszcza się ze stałą prędkością, to krople myślą, że on stoi w miejscu. I od razu przestał się dziwić, bo teraz siła kropel nadlatujących z każdej strony, jest jednakowa
wprost z definicji.
Ale gdy miastowy ucieka przed Kaziukiem coraz szybciej, to krople nadal uderzają go z wszystkich kierunków z tą samą siłą! Jak to możliwe? Na to pytanie miastowy nie odpowiada, bo nie ma pojęcia.
{Przerwa na pomalowanie much czerwoną kredką.}
Purpurowe powietrze, które już wpłynęło do bajkowego wołowego pęcherza, zmienia kolor na zielony. Przez co wnętrze pęcherza jest zielone.
Podobnie jest w Gungwasolu.
[Na marginesie wyjaśnię Ci dlaczego. Po wpłynięciu do koła, purpurowe strzałki rozpływają się po całym kole. Ale w momencie gdy docierają do obwodu, to zaczynają na niego napierać. Te purpurowe strzałki już nie różnią się kierunkiem działania od strzałek zielonych. Dlatego trzeba je przemalować na zielono.]
A teraz ponownie wyobraź sobie zielony wołowy pęcherz nadmuchiwany przez sołtysa. Co prawda powiększanie się pęcherza cały czas przyśpiesza, ale teraz pęcherz jest już tak duży, że w zasadzie powiększa się ze stałą prędkością. Powierzchnia pęcherza jest zakrzywiona w trzecim wymiarze, dlatego z punktu widzenia każdej czerwonej muchy stojącej na tejże powierzchni, ona jest na samym wierzchołku pęcherza. Więc z punktu widzenia każdej muchy, inne muchy oddalają się od niej ze stałą prędkością. Zatem jednostajny i prostoliniowy ruch much będący pochodną rozszerzania się powierzchni pęcherza, jest
względny.
Podobnie jest w Gungwasolu. Ruch jednostajny prostoliniowy związany z rozszerzaniem się Nafasibeny jest
względny.
[Nafasibena oczywiście przyśpiesza, więc tak naprawdę względny ruch Kleofasa wcale nie jest jednostajny (względny względem Wasyla, oczywiście). Ale Gungwasol jest już całkiem spory, dlatego przyśpieszanie Nafasibeny jest tak nieznaczne, że pomijalne.]
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego ruch jednostajny prostoliniowy Drogi Mlecznej (w tym Ziemi)
związany z rozszerzaniem się przestrzeni,
jest względny (względem odległych galaktyk, oczywiście).
A teraz wyobraź sobie, że na powierzchni zielonego syropu biegnie czerwona mucha. Mucha przebiega obok drugiej muchy, która leży na tejże powierzchni. Pierwsza mucha stąpając na powierzchnię syropu tworzy
falę,
a druga mucha nie. Dlatego ruch much po powierzchni bajkowego syropu nie jest względny.
Podobnie jest w Gungwasolu. Wasylowa rakieta lecąca w trójwymiarowej Nafasibenie czterowymiarowego Gungwasola pełnego amanzirry, „stąpając” tworzy
falę
w Nafasibenie.
A im szybciej leci, tym fala jest większa.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego w przestrzeni powstają fale grawitacyjne, które niedawno odkryto.
Z ogólnej teorii względności wynika, iż ciała o wielkiej masie, poruszając się, emitują fale grawitacyjne, to znaczy rozchodzące się z prędkością światła zaburzenia krzywizny przestrzeni. Fale grawitacyjne przypominają fale świetlne, będące zaburzeniami pola elektromagnetycznego, są jednak o wiele trudniejsze do wykrycia.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu.”
I właśnie na podstawie wielkości fali, w Nafasibenie określa się
BEZWZGLĘDNĄ
prędkość wasylowej rakiety. A przynajmniej teoretycznie. Bo w przypadku malutkiej rakiety fala w Nafasibenie jest bardzo mała, więc niezwykle trudna dla Kleofasa do zaobserwowania.
Ale jest.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego ruch jednostajny prostoliniowy Ziemi
w przestrzeni
nie jest względny. Ale taka jest też fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego we wszechświecie istnieją
dwa różne
ruchy jednostajne prostoliniowe – jeden względny, a drugi bezwzględny.
Takich pytań oczywiście nigdy żaden wielce uczony profesor nie zadał. Bo według wielce uczonych profesorów istnieje tylko jeden ruch jednostajny prostoliniowy, który jest względny. A fale grawitacyjne, według wielce uczonych profesorów, tworzą tylko ciała poruszające się z przyśpieszeniem.
Źródłem fal grawitacyjnych jest ciało poruszające się z przyspieszeniem.” - Wikipedia.
A teraz wyobraź sobie muchę biegnącą na powierzchni syropu ze stałą prędkością prosto przed siebie. I wyobraź sobie drugą muchę biegnącą zygzakiem i przyśpieszającą raz po raz. Ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie w jaki sposób biegną muchy? Oczywiście, że nie. Bo przyśpieszanie, lub jego brak, nie ma żadnego wpływu na tworzenie się fali i jej wielkość. Liczy się
tylko i wyłącznie
prędkość w danej chwili, a właściwie to jak akurat mocno mucha stąpnęła.
Podobnie jest w Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna riposta na relatywistyczne banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
{Przerwa na narysowanie kondora królewskiego.}
W Nafasibenie stoi sobie słup telegraficzny. I do tegoż słupa puścił zajączka Wasyl, który podróżuje w rakiecie lecącej w stronę słupa. Rakieta leci ze stałą prędkością równą połowie prędkości zajączka.
Wielce uczeni profesorowie twierdzą, że rakieta dotrze do słupa dwa razy później niż światło, ale tylko z punktu widzenia stojącego słupa. Bo według wielce uczonych profesorów, z punktu widzenia kosmonauty, rakieta stoi a galopuje słup telegraficzny. Więc według wielce uczonych profesorów, sytuacja z punktu widzenia kosmonauty wygląda tak: światło leci do słupa z prędkością światła, a słup galopuje ku światłu z połową tej prędkości. Dlatego spotkają się w odległości 2/3 początkowej odległości dzielącej słup od rakiety. W tej sytuacji słup ma jeszcze do pokonania dwa odcinki z trzech, więc dotrze do rakiety
trzy razy później
niż do słupa dotarło światło. Zatem wielce uczeni profesorowie uważają, że gdy kosmonauta i dżokej – który dosiada naszego gniadego słupa – spotkają się, to dżokej powie, że dali sobie buziaka na powitanie
dwa razy później
niż do słupa dotarło światło, a kosmonauta powie, że
trzy razy później.
A teraz wyobraź sobie Kaziuka biegnącego po łące. Kaziuk biegnąc strzela z procy prosto do góry do szybującego kondora królewskiego, który akurat przelatuje nad zieloną sołtysową łąką. Kondor widzi z perspektywy trzeciego wymiaru, że niezależnie od tego jak szybko Kaziuk biegnie w dwuwymiarze, kamyki wystrzelone w trzeci wymiar lecą pionowo zawsze z tą samą prędkością. Dzieje się tak, bo w tej trójwymiarowej konfiguracji pozioma prędkość Kaziuka nie dodaje się do pionowej prędkości kamyka.
Podobnie jest w Gungwasolu. Prędkość zajączka odbitego od lusterka nie dodaje się do prędkości rakiety, bo rakieta leci w trójwymiarze, a zajączek w czwartym wymiarze. Więc zajączek zawsze oddala się od wasylowej rakiety z prędkością c,
bez względu na prędkość rakiety.
A teraz wyobraź sobie takiego samego kondora królewskiego, ale narysowanego czerwoną kredką na sołtysowym wozie obładowanym sianem. Kaziuk biegnie ku temu narysowanemu kondorowi w dwuwymiarze, a strzela do prawdziwego w trzecim wymiarze. Ale gdy prawdziwy kondor dostanie kamykiem, to ten narysowany wrzaśnie. Dlaczego? Bo tak jest w tej bajkowej krainie.
Podobnie jest w Gungwasolu. Z punktu widzenia Wasyla słup jest
w trójwymiarowej Nafasibenie,
a z punktu widzenia zajączka, słup jest
w czwartym wymiarze Gungwasola.
Zatem w czterowymiarze Gungwasola, lecąca rakieta dotrze do stojącego słupa dwa razy później niż dotrze zajączek. Tyle, że dotrą innymi drogami.
I nie ma przy tym znaczenia kto jest obserwatorem tego zdarzenia.
I taka jest fantazmatyczna riposta na relatywistyczne banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
{Przerwa na robienie głupich min do pasażerów pociągu, który akurat przejeżdża po torach przecinających sołtysową łąkę.}
To cytat ze strony www.fizykon.org:
Wyobraźmy sobie superekspresowy pociąg przejeżdżający przez stację (pociąg Einsteina). Pociąg jest o tyle nietypowy, że porusza się z prędkością bliską prędkości światła. Poza tym pociąg ma tylko jeden wagon, na którego obu końcach znajdują się drzwi otwierane fotokomórką. W środku wagonu znajduje się lampka, która wysyła światło otwierające drzwi. Zastanówmy się nad tym jak będą otwierały się drzwi pociągu z punktu widzenia osoby znajdującej się wewnątrz pociągu, a jak dla zawiadowcy stacji. Łatwo jest wszystko przewidzieć dla osoby wewnątrz pociągu – ponieważ prędkość światła jest stała, więc rozchodzące się promienie świetlne odbędą taką samą drogę do jednych i drugich drzwi wagonu, dlatego fotokomórki zadziałają jednocześnie i drzwi otworzą się jednocześnie. Z punktu widzenia zawiadowcy stacji sytuacja jest bardziej skomplikowana. Cóż on widzi: w pewnym momencie w środku przejeżdżającego wagonu rozbłysło światło. Jego promienie poruszające się względem zawiadowcy z prędkością światła (prędkość ta jest niezależna od układu odniesienia – patrz doświadczenie Michelsona Morleya), zachowują się jednak różnie – promień wysłany w przód goni drzwi z fotokomórką i ostatecznie, zanim je dopędzi, przebędzie znacznie dłuższą drogę, niż promień poruszający się kierunku tyłu pociągu, który zmierza na spotkanie swoich drzwi. W efekcie najpierw otworzą się drzwi tylne, a dopiero potem przednie.
I do takiego absurdu prowadzą założenia szczególnej teorii względności Einsteina. Ale dla wielce uczonych profesorów to jest normalna rzecz. Bo według wielce uczonych profesorów, równoczesność jest przecież względna:
Jeżeli dwaj obserwatorzy znajdują się w dwóch różnych układach odniesienia, (...), wówczas, stosując szczególną teorię względności, można dowieść, że dla obu obserwatorów zdarzenia A i B mogą następować w różnej kolejności czasowej. (...) Wynika stąd, że również pojęcie równoczesności jest względne. Jeżeli jakieś dwa zdarzenia są równoczesne dla jednego obserwatora, wcale nie muszą być takie dla innego obserwatora.- Wikipedia
To wszystko są absurdy Ale wielce uczeni profesorowie nasiąkali takimi relatywistycznymi absurdami od niemowlaka. Więc nie ma się co dziwić, że te absurdy dla nich są czymś normalnym. I to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego to co dla normalnych ludzi jest absurdalne, dla wielce uczonych profesorów jest normalne. Ale problem polega na tym, że po ponad stuletnim powszechnym relatywistycznym praniu mózgów, normalnych ludzi już prawie nie ma. Niemal wszyscy są jak wycięci z relatywistycznego komiksu.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Apropopo:
Zbieram komiksy i bajki wydane w PRL-u. Jeśli masz takowe, które tylko zawalają Ci chałupę albo strych, to napisz na mój e-mail:
kondorman@o2.pl
Sie dogadamy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A po przerwie wyjaśnię Ci dlaczego oboje drzwi jadącego wagonu otworzą się równocześnie, bez względu na to kto jest obserwatorem tego zdarzenia.
{Przerwa na narysowanie drugiego kondora.}
A teraz wyobraź sobie Kaziuka stojącego obok wozu ciągnionego przez chabetę Zuzannę. I wyobraź sobie, że Kaziuk znowu strzela z procy. Ale tym razem dwoma kamykami naraz do dwóch kondorów znajdujących się w tej samej odległości w trzecim wymiarze. I wyobraź sobie, że z przodu wozu jest narysowany jeden z tych kondorów, a na końcu wozu – w tej samej odległości od Kaziuka – narysowany jest drugi. I chociaż Kaziuk strzela do prawdziwych kondorów, to tak jakby strzelał do tych narysowanych. Bo, jak już wiesz, w tej bajkowej krainie jak prawdziwe kondory dostaną kamykami, to wrzasną te narysowane. A teraz zadam Ci pytanie: czy to, że wóz jedzie w dwuwymiarze, i tym samym względem Kaziuka położenie zmieniają narysowane kondory, ma jakiekolwiek znaczenie w tej sytuacji? Oczywiście, że nie. W tej trójwymiarowej bajkowej sytuacji, niezależnie od tego czy wóz jedzie czy stoi, oba narysowane kondory wrzasną
równocześnie,
bo oba prawdziwe kondory dostaną kamykami równocześnie.
Podobnie jest w czterowymiarowym Gugwasolu.
I taka jest fantazmatyczna riposta na relatywistyczne banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
{Przerwa na przyniesienie z podwórka świeżego krowiego placka.}
A teraz wyobraź sobie muchę zjadającą świeży krowi placek. Placek jest czerwony, bo zrobiony przez krowę rasy polskiej czerwonej. A gdy mucha pomalowana czerwoną kredką zjada czerwony krowi placek, to biegnie po powierzchni zielonego syropu.
Podobnie było w Gungwasolu. Gdy Wasyl wrzucił łopatę ususzonych krowich placków do rakietowego pieca, to rakieta poleciała w Nafasibenie.
A gdy mucha biegnie, to stąpa – naciska na powierzchnię syropu.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy wasylowa rakieta leci, to „stąpa” – naciska na Nafasibenę.
Dlatego pod biegnącą muchą dwuwymiarowa powierzchnia syropu jest zapadnięta w trzecim wymiarze.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy wasylowa rakieta „stąpa”, to trójwymiarowa Nafasibena jest
zapadnięta
w czwartym wymiarze.
Gdy powierzchnia syropu jest zapadnięta, to syrop jest w tym miejscu gęstszy, i tym samym bardziej lepki.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy w jakimś miejscu Gungwasola zapadnięta jest Nafasibena, to amanzirra jest tam bardziej gęsta, przez co jest bardziej lepka.
A gdy syrop jest bardziej lepki, to musze trudniej jest oderwać od niego nogę – to tak jakby noga była
cięższa.
Podobnie jest w Gungwasolu.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego ciało w ruchu ma
większą masę.
Sensowna, nieprawdaż?
[Moje wzory będące odzwierciedleniem zależności zachodzących w czterowymiarze Gungwasola są na stronie:
Z czterowymiarowego wzoru przedstawionego na tamtej stronie uzyskuje się te same wartości liczbowe dotyczące wzrostu masy jak ze wzoru, który uprawiają wielce uczeni profesorowie na wielce szacownych uniwersytetach. Bo oba te wzory są oparte na geometrycznych zależnościach odkrytych przez Pitagorasa (albo może przez jakiegoś egipskiego kapłana). Więc nie jest problemem poprawne wyliczenie tego czy owego, gdy coś się dzieje. W moim tekście chodzi o interpretację tego co
się dzieje.
A interpretacja może być sensowna, albo może być horrendalną bzdurą.]
A teraz na pytanie dlaczego ciało w ruchu ma większą masę, odpowie wielce uczony profesor Stephen Hawking:
(...) energia związana z ruchem ciała
wnosi wkład do jego masy, (...)
- Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A teraz uświadomię Ci jaką
horrendalną bzdurą
jest to co twierdzi wielce uczony profesor (ale przecież nie tylko on, bo tak twierdzą wszyscy wielce uczeni profesorowie).
Wyobraź sobie, że właśnie do sołtysowej chałupy wszedł miastowy. Jak już wiesz, miastowy ma osobliwą wadę wzroku: nie widzi trzeciego wymiaru. Dlatego to co
się dzieje
w sołtysowej chałupie, miastowy widzi tak samo jak czterech pancernych widzi sołtysostwo na dwuwymiarowym ekranie swojego Rubina. Teraz miastowy patrzy na muchę biegnącą po powierzchni syropu, i mówi tak:
- Gdy mucha zjada krowi placek, to biegnie. Ale jednocześnie syrop staje się bardziej lepki. Zatem krowi placek związany z ruchem muchy
wnosi wkład do lepkości syropu.
To co mówi miastowy, który nie ma pojęcia o tym, że to się dzieje w trzech wymiarach, jest horrendalną bzdurą. Nieprawdaż?
Wielce uczony profesor nie ma pojęcia o tym, że to się dzieje tak
jakby
się działo w czterech wymiarach, z których czwarty jest pełen gęstniejącej amanzirry. Przez co nie ma pojęcia jakie są fantazmatyczne związki przyczynowo-skutkowe w relacji energia-masa. Dlatego opowiada
horrendalne bzdury.
A teraz wyobraź sobie, że odcinek czterech pancernych już się skończył. Teraz sołtysowa ubrana w czerwoną kieckę stoi na zielonym sołtysowym podwórku, i w ręce trzyma kaziukową procę zrobioną z wyszczerbionego purpurowego widelca i zielonej gumy. Teraz sołtysowa w jednej ręce trzyma widelec, a drugą ręką, trzymając palcami czerwony kamyk, rozciąga gumę. Kamyk zmienia położenie wraz z rozciągającą się gumą, ale im guma jest bardziej rozciągnięta, tym większy opór stawia. Więc im więcej z wysiłku stęka sołtysowa, tym kamyk jest dalej, ale ze względu na wzrastający opór rozciąganej gumy, stękanie sołtysowej nie przekłada się proporcjonalnie na oddalenie się kamyka.
Podobnie jest w Gungwasolu. Im więcej Wasyl wrzuca krowich placków do rakietowego pieca, tym rakieta leci szybciej. Ale im szybsza jest rakieta w Nafasibenie, tym mocniej na nią „stąpa”. A im mocniej „stąpa”, tym bardziej Nafasibena jest zapadnięta, i tym bardziej lepka jest amanzirra. A im bardziej lepka jest amanzirra ukryta w czwartym wymiarze Gungwasola, tym
bardziej utrudnia wzrost prędkości wasylowej rakiety w trójwymiarowej Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego energia
nie przekłada się
proporcjonalnie na prędkość ciała. Sensowna, nieprawdaż?
A to kontynuacja powyższego cytatu, która jest odpowiedzią wielce uczonego profesora na to samo pytanie:
(...), innymi słowy,
energia ta utrudnia wzrost prędkości ciała.”
- Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
I to jest kolejna
horrendalna bzdura.
A teraz Ci to uświadomię.
Wyobraź sobie, że na sołtysowe podwórko zawitało wielu mieszkańców bajkowej wioski. A między nimi stoi wioskowy ślepiec. Wioskowy ślepiec gada tak:
- Im więcej stęka sołtysowa, tym dalej jest kamyk. Ale kamyk oddala się od widelca coraz wolniej, bo
to sołtysowowe stękanie utrudnia oddalanie się kamyka.
To co gada ślepiec jest absurdalnym bełkotem, nieprawdaż? Ślepiec gada horrendalne bzdury, bo nie widzi rozciąganej gumy.
Wielce uczony profesor Stephen Hawking opowiada horrendalne bzdury, bo jest „ślepcem” niewidzącym gęstniejącej amanzirry. A to ciąg dalszy opowieści wielce uczonego profesora (ten akurat fragment jest do rzeczy):
Ten efekt staje się rzeczywiście istotny dopiero wtedy, gdy obiekt porusza się z prędkością bliską prędkości światła. Na przykład gdy ciało porusza się z prędkością równą 10% prędkości światła, jego masa wzrasta tylko o 5%, ale przy prędkości równej 90% prędkości światła masa staje się już przeszło dwukrotnie większa. W miarę zbliżania się prędkości ciała do prędkości światła, jego masa wzrasta coraz szybciej, potrzeba zatem coraz więcej energii, by zwiększyć jego prędkość jeszcze bardziej.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A teraz ponownie wyobraź sobie gumę rozciąganą przez sołtysową. Jednak teraz guma jest już bardzo mocno rozciągnięta, i tym samym bardzo oporna. W tej sytuacji siła sołtysowej już nie wystarcza, aby kamyk przesunął się jeszcze bardziej. A teraz wyobraź sobie, że teraz kamyk ciągnie także Kaziuk w czerwonym berecie z zielono-purpurową antenką. Teraz guma rozciągnęła się jeszcze bardziej, i tym samym kamyk przesunął się jeszcze bardziej. Ale teraz kamyk przesuwał się bardzo powolutku, i to pomimo bardzo dużej siły (Kaziuk to kawał chłopa) z jaką ciągnęło go 2/3 sołtysostwa.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy prędkość wasylowej rakiety zbliża się do prędkości światła, to wtedy rakieta „stąpa” z ogromną siłą. Dlatego Nafasibena jest bardzo zapadnięta. I tym samym amanzirra jest tak lepka, że ogromna ilość energii, którą do pieca wrzuca Wasyl, przekłada się na malutki wzrost prędkości rakiety.
I jeszcze kawałek z wielce uczonego profesora (ten to jest jazda na nieskończoności bez trzymanki):
W rzeczywistości ciało to nigdy nie osiągnie prędkości światła, gdyż jego masa byłaby wtedy nieskończona, a z równoważności masy i energii wynika, że potrzebna byłaby wtedy i nieskończona energia. - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Wielce uczony profesor opowiada banialuki o nieskończonościach, bo jest „ślepcem” niewidzącym dna Gungwasola.
Gungwasol ma w czwartym wymiarze dno. Więc Nafasibena może zapaść się tylko do dna Gungwasola.
To jest MAX.
[To jaką czwartowymiarową głębokość ma Gungwasol, i dlaczego akurat taką, opisałem na stronie www.solomon.pl]
A gdy Nafasibena jest maksymalnie zapadnięta, to amanzirra w tym miejscu ma maksymalną gęstość, i tym samym
maksymalną lepkość.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, którego żaden wielce uczony profesor nigdy nie zadał: dlaczego masa
nie zwiększa się
w nieskończoność, tylko osiąga maksymalną wielkość.
[To jaki jest maksymalny wzrost gęstości amanzirry podałem na stronie www.solomon.pl]
Ale żeby amanzirra mogła osiągnąć maksymalną gęstość, wasylowa rakieta musi osiągnąć maksymalną prędkość. Maksymalna prędkość rakiety jest tylko ociupinkę mniejsza od prędkości światła. A ta ociupinka jest już niepodzielna.
[Jak już raz napisałem, wzory i czterowymiarowe geometryczne zależności z których wynikają wartości liczbowe, są przedstawione na stronie www.solomon.pl]
A teraz wyobraź sobie, że teraz kamyk ciągną wszyscy zgromadzeni wieśniacy ubrani w czerwone kubraki. Teraz guma jest rozciągnięta maksymalnie. Ale teraz wyobraź sobie, że za czerwony kamyk pociągnął również nasz znajomy miastowy w czerwonej czapce. Teraz zielona guma pękła.
Podobnie było w Gungwasolu. Gdy Wasyl w rakiecie lecącej z maksymalną prędkością, wrzucił do pieca jeszcze jednego krowiego placka, to rakieta „stąpnęła” z taką gigantyczną siłą, że zrobiła
dziurę w dnie Gungwasola.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego żadne ciało mające masę nie może osiągnąć prędkości światła.
A teraz wyobraź sobie moment w którym pękła guma. Ale nie taki moment i nie ta guma. Jeszcze raz. Wyobraź sobie chwilę w której pękła guma wyciągnięta przez Kaziuka z zielonych kalesonów sołtysa. Teraz cała siła z jaką ciągnęli kamyk wszyscy mieszkańcy bajkowej wioski, oderwała się od gumy. Dlatego teraz wszyscy, pchani tą oderwaną energią, robią do tyłu fikołki na sołtysowym podwórku.
Podobnie było w Gungwasolu. Gdy wasylowa rakieta zrobiła dziurę w dnie Gungwasola, to wtedy zniknęła z Nafasibeny. Ale nie zniknęła energia, którą Wasyl wrzucał do rakietowego pieca. Ta energia, która była kumulowana poprzez to, że amanzirra stawała się coraz bardziej lepka, teraz oderwała się od „gumy”.
A teraz wyobraź sobie, że cały ten fikołkujący tłum bajkowych wieśniaków w czerwonych kubrakach, wpadł na stodołę stojącą na zielonym podwórku. I tak właśnie stodoła zbudowana z czerwonych cegieł się zawaliła.
Podobnie byłoby w Nafasibenie. Gdyby ta gigantyczna energia potrzebna do rozpędzenia rakiety do maksymalnej prędkości (czyli prędkości światła pomniejszonej o jedną niepodzielną ociupinkę) wbrew lepkości amanzirry rosnącej do maksymalnej wartości (czyli gigantycznej wartości), uwolniła się w Nafasibenie w pobliżu jakiejś stodoły, to zdarzyłaby się piękna katastrofa.
A teraz wyobraź sobie kamyk. Gdzie teraz jest czerwony kamyk?
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdzie teraz są Wasyl i jego rakieta? Odpowiedź na to pytanie znajdziesz na stronie:
{Przerwa na drugi kubek sołtysowego samogonu. Po drugim kubku czas zwalnia. A szczególnie wtedy, gdy biegnie się po zagrychę.}
Już w dziewiętnastym wieku zauważono, że czas zwalnia gdy ciało jest w ruchu. Dlaczego? Wielce uczeni profesorowie na to pytanie odpowiadają tak (tym razem nie będę nikogo cytował, sam od razu napiszę o co chodzi – tak po chłopsku):
Wyobraź sobie lustro położone na płasko, i drugie lustro zawieszone w taki sam sposób nad tym pierwszym w jakiejś tam odległości – ale tak fejs tu fejs. Między dwoma lustrami porusza się promień świetlny. Po odbiciu się od górnego leci do dolnego, po czym odbija się od dolnego, następnie leci do górnego itd. To jest zegar świetlny. A teraz wyobraź sobie, że ten zegar świetlny podróżuje pociągiem. Światło właśnie odbiło się od dolnego lustra i zrobiło TIK. Jednak zanim dotrze do górnego, to górne lustro zmieni położenie wraz z jadącym pociągiem. Więc światło aby odbić się od górnego lustra, i zrobić TAK, musi przemieszczać się na skos. A na skos jest dalej niż prosto do góry. Dlatego w jadącym pociągu zegar świetlny tyka rzadziej. Wniosek: w jadącym pociągu czas płynie wolniej.
Tako prawią wielce uczeni profesorowie. Ale ta świetlna zegarologia uprawiana przez wielce uczonych profesorów na wielce szacownych uniwersytetach, jest absurdem. A teraz uzasadnię moje twierdzenie. Teraz wyobraź sobie taki sam zegar świetlny ale ustawiony pionowo. Taki pionowy zegar tyka z tą samą częstotliwością jak ten poziomy. Ale teraz oba zegary wsadźmy do pociągu, który za chwilę pojedzie w siną dal. Jadący poziomy zegar tyka wolniej, bo promień świetlny robiąc TIK TAK pokonuje dłuższą drogę. Ale w przypadku zegara pionowego, promień nie pokonuje dłuższej drogi robiąc pełne TIK TAK, bo
odległość między lustrami jest cały czas taka sama.
Dlatego jadący pionowy zegar świetlny nie chodzi wolniej. Wniosek: w jadącym pociągu czas nie płynie wolniej. Absurd, nieprawdaż?
[W powyższym opisie jest zawarte twierdzenie Pitagorasa. Ale te geometryczne zależności można zinterpretować inaczej. Na stronie www.solomon.pl pokazałem to na czterowymiarowych rysunkach. W tamtym tekście dodatkowe wymiary – czwarty i piąty – są numerem czwartym (różnią się tylko kolorami). To dlatego, że tamten tekst jest bardzo trudny do zrozumienia. Gdyby tam był jeszcze jeden wymiar więcej, to chyba nikt nic by z niego nie zrozumiał.]
A teraz wyobraź sobie Kaziuka biegnącego do bajkowego GS-u po kiszonego ogórka na zagrychę. Kaziuk biegnie po płaskiej i wypoziomowanej powierzchni wiejskiej drogi, dlatego purpurowe krople deszczu uderzają jego czerwony beret zawsze z tą samą siłą. A teraz wyobraź sobie, że teraz Kaziuk zbiega ze stromej wydmy. Krople spadają cały czas z tą samą prędkością, ale teraz uderzają beret Kaziuka z mniejszą siłą – bo z punktu widzenia zbiegającego Kaziuka, spadają wolniej.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Im wasylowa rakieta jest bardziej zapadnięta w czwartym wymiarze, tym działanie Rwizisy płynącej w piątym wymiarze jest słabsze.
[Na marginesie wyjaśnię Ci dlaczego. Pierwszy i drugi wymiar są prostopadłe względem siebie. Tak samo czwarty i piąty wymiar Qlepsydronu są prostopadłe względem siebie. A teraz wyobraź sobie kulkę plasteliny i wetknięte w nią dwie zapałki, ale tak prostopadle względem siebie. Jedna zapałka jest oznaczona czwórką, a druga piątką. Gdy mucha idąca po zapałce-czwórce oddala się od kulki, to oddala się też od zapałki-piątki.]
To tak jakby Rwizisa płynęła wolniej.
A teraz wyobraź sobie czerwoną skałę – tą wystającą z bajkowego oceanu niedaleko od wydmy z której właśnie zbiega bajkowy Kaziuk – i spadające na nią krople purpurowej wody. Krople drążą skałę, i dlatego skała kiedyś się rozpadnie. Ale gdyby krople spadały wolniej, to skała rozpadłaby się później.
Podobnie jest w Qlepsydronie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego w rozpędzonej sondzie kosmicznej zegar atomowy chodzi wolniej.
{Przerwa na zagrychę.}
Gdy działanie Rwizisy płynącej w piątym wymiarze Qlepsydronu jest słabsze, to
mniejsza jest prędkość Yangokurasa w czwartym wymiarze Gungwasola.
A gdy Yangokuras jest wolniejszy, to:
Po pierwsze,
cząstki amanzirry są wolniejsze.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego prędkość światła maleje wraz ze spowolnieniem zegara atomowego.
A jak na to pytanie odpowiadają wielce uczeni profesorowie? Wcale nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia, że takie absolutne i bezwzględne zjawisko istnieje. Wielce uczeni profesorowie opowiadają jakieś relatywistyczne banialuki.
Po drugie,
wasylowa rakieta staje się skurczona.
[To jak dokładnie to kurczenie się dzieje opisałem na stronie www.solomon.pl]
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego ciało będące w ruchu jest mniejsze.
Takiego pytania żaden wielce uczony profesor oczywiście nigdy nie zadał. Bo wielce uczeni profesorowie twierdzą, za swoim guru Albertem Einsteinem, że ciało skraca się w kierunku jego ruchu (to cytat ze strony www.fizykon.org):
Istotą zjawiska (skracania się długości ciała w ruchu) jest stwierdzenie, że odległość mierzona (...) będzie inna, niż mierzona w spoczynku. Np. pręt o długości 1 metra obserwowany wtedy gdy koło nas przelatuje, jest dla nas krótszy, niż gdyby leżał sobie spokojnie obok. Efekt ten zachodzi jednak tylko w kierunku ruchu – gdyby miarka metrowa z naszego przykładu była ustawiona prostopadle do prędkości, to zarówno w układzie w którym spoczywa, jak i w tym w którym się porusza – cały czas będzie miała dokładnie 1 metr. Wynika z tego np. że przelatująca kula zamienia się dla obserwatora widzącego ją w ruchu w elipsoidę.”
Wasylowa rakieta zawsze kurczy się
symetrycznie,
bez względu na kierunek jej ruchu w trójwymiarowej Nafasibenie.
Bo Yangokuras przepływa w czwartym/prostopadłym wymiarze.
I taka jest fantazmatyczna riposta na banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
{Przerwa na nalanie syropu do drugiej miski.}
Gdy wielce uczeni profesorowie zaobserwowali, że czas zwalnia gdy ciało jest w ruchu, wówczas oczywiście zabrali się za rozważania.
Langevin rozważał sytuację dwóch braci bliźniaków, mieszkających na Ziemi. Jeden z nich odbywa podróż z prędkością bliską prędkości światła, po czym wraca na Ziemię. Na Ziemi mija, powiedzmy, 50 lat, ale ponieważ czas w statku kosmicznym zwalnia, podróżujący nim bliźniak zestarzeje się tylko o 10 lat. Kiedy bracia w końcu się spotkają, każdy z nich będzie w innym wieku, ponieważ bliźniak na statku kosmicznego będzie o 40 lat młodszy.” - Michio Kaku „Kosmos Einsteina.”
Cóż za fascynujące i ekscytujące zjawisko! To tak jakby kosmonauta przeniósł się w ziemską przyszłość!! Wielce uczeni profesorowie już nie mogą się doczekać kiedy w rakietach pędzących z prędkością podświetlną udadzą się w odwiedziny do swoich ulubionych praprapraprapraprapraprawnuków. Cóż to będzie za niespodzianka!
A teraz wyobraź sobie drugą miskę pełną syropu stojącą obok tej pierwszej – ale w drugiej misce syrop jest gęstszy. Teraz wyobraź sobie, że w obu syropach muchy robią pajacyki. Jednak mucha zanurzona w gęstszym syropie robi pajacyki wolniej, niż mucha zanurzona w rzadszym syropie – powiedzmy dwa razy wolniej.
Podobnie jest w Gungwasolu. Wasylowa rakieta leci w Nafasibenie, a platforma startowa na której mieszka Kleofas, nie. Przez co Wasyl jest „zanurzony w gęstszym syropie” niż Kleofas. Dlatego Wasyl robi pajacyki wolniej niż Kleofas.
A teraz wyobraź sobie, że mucha w gęstszym syropie nagle stała się dwa razy mniejsza. Teraz bajkowe muchy robią pajacyki w tym samym rytmie. Bo chociaż wolniejsza mucha macha nogami dwa razy wolniej, to jej dwa razy mniejsze nogi mają dwa razy mniejszy dystans do pokonania.
Podobnie jest w Gungwasolu. Im bardziej wasylowa rakieta jest zapadnięta w czwartym wymiarze, tym jest mniejsza, i tym samym mniejszy jest Wasyl. Dlatego Wasyl i Kleofas robią pajacyki w tym samym rytmie, piją Mocne Fulle w tym samym rytmie, w tym samym rytmie oglądają meczyki Ligi Mistrzów, i w tym samym rytmie zabawiają sąsiadki. I co najważniejsze,
obaj starzeją się w tym samym rytmie.
I taka jest fantazmatyczna riposta na banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
A to dalszy ciąg wywodu wielce uczonego profesora Michio Kaku:
Spójrzmy teraz na tę sytuację oczami tego bliźniaka (kosmonauty). Z jego perspektywy to on pozostawał w spoczynku, a Ziemia wystartowała w przestrzeń, a zatem to zegarek bliźniaka ziemskiego chodził wolniej. Kiedy obaj bliźniacy w końcu się spotkają, bliźniak ziemski powinien być młodszy, a nie bliźniak ze statku. Ponieważ ruch jest względny, powstaje pytanie, który z bliźniaków jest naprawdę młodszy. Ponieważ obie sytuacje wydają się być symetryczne, zagadka ta nawet dzisiaj stanowi twardy orzech do zgryzienia dla każdego studenta próbującego zrozumieć teorię względności. Rozwiązanie zagadki, jak to wykazał Einstein, polega na tym, że to bliźniak ze statku kosmicznego, a nie bliźniak na Ziemi, był poddawany przyśpieszeniu. Statek musiał zwolnić, zatrzymać się i zawrócić, co w oczywisty sposób wywierało wielki wpływ na podróżującego bliźniaka. Innymi słowy: sytuacja
nie jest symetryczna
z powodu przyśpieszenia, które nie jest uwzględniane w założeniach szczególnej teorii względności, a dotyczy tylko bliźniaka ze statku, który w rzeczywistości staje się młodszy.” - Michio Kaku „Kosmos Einsteina.”
A po przerwie ponownie uświadomię Ci jakim absurdem jest szczególna teoria względności.
{Przerwa na włączenie Rubina, bo zaraz będzie Janosik.}
A teraz wyobraź sobie, że całe sołtysostwo ogląda Janosika. Janosika razem z sołtysostwem ogląda też miastowy. Na środku ekranu stoi Kwiczoł, a z prawej strony ekranu Pyzdra zbiega z górki. Pyzdra najpierw zbliżył się do Kwiczoła, a potem zaczął znikać. Ale zaraz potem pojawił się po drugiej stronie Kwiczoła. Kondor królewski, który dopiero co przysiadł na parapecie okna sołtysowej chałupy, też ogląda film. Kondor wie, że dwuwymiarowa powierzchnia ekranu Rubina jest
jakby
trójwymiarowa. Dlatego Pyzdra mógł minąć Kwiczoła w trzecim wymiarze, i mógł na chwilę ukryć się za nim. Ale miastowy, który nigdy nie widział trzeciego wymiaru i nie ma pojęcia o jego istnieniu, zdarzenie, które zaszło na dwuwymiarowej powierzchni ekranu komentuje tak:
- Po zetknięciu się z Kwiczołem Pyzdra się zdematerializował, i po chwili zmaterializował się z drugiej strony.
A żeby nie być gołosłownym, miastowy zabazgrał cały kuchenny stół wzorami. Teraz wyobraź sobie Kaziuka gapiącego się z opadniętą szczęką na te matematyczne bohomazy. Kaziuk to prosty chłop z bajkowej wioski, dlatego nic z nich nie rozumie. Ale Kaziuk ma swój chłopski rozum, dlatego zadał miastowemu takie oto pytanie:
- A dlaczego Pyzdra zniknął, a nie Kwiczoł? Bo przecież Kwiczoł zetknął się z Pyzdrą tak samo jak Pyzdra z Kwiczołem.
Miastowy z wielce uczoną miną odpowiada tak:
- Kwiczoł względem Pyzdry jest w ruchu tak samo jak Pyzdra względem Kwiczoła. Więc po zetknięciu się, z punktu widzenia Kwiczoła dematerializuje się Pyzdra, a z punktu widzenia Pyzdry dematerializuje się Kwiczoł. Ale to wtedy, gdy względem siebie są w ruchu jednostajnym prostoliniowym. W sytuacji oglądanej na filmie, Pyzdra poruszał się z przyśpieszeniem. Więc sytuacja
nie była symetryczna.
I dlatego to Pyzdra się zdematerializował, a nie Kwiczoł.
Ale najlepsze dopiero będzie (to ciąg dalszy tego pseudouczonego bełkotu wielce uczonego profesora Michio Kaku):
Jednakże sytuacja jest jeszcze bardziej zagadkowa, kiedy statek kosmiczny z bliźniakiem nie wraca. W tym scenariuszu każdy z bliźniaków widzi przez teleskop, że jego brat starzeje się wolniej. Ponieważ sytuacja jest teraz dokładnie symetryczna, to każdy z obu bliźniaków jest przekonany, że jego brat jest młodszy.”
Każdy z bliźniaków widzi, że jego brat starzeje się wolniej!!!
I właśnie do takiego megaabsurdu prowadzi dogmat
W potocznym języku za dogmat rozumie się pewnik przyjęty tylko na zasadzie autorytetu, bez poddania go badaniu krytycznemu co do prawdziwości i zgodności z doświadczeniem. <źródło: Wikipedia>
wyznawany przez wielce uczonych profesorów mówiący, że każdy ruch jednostajny prostoliniowy jest względny.
{Przerwa na pomalowanie wiatru wiejącego nad oceanem.}
A teraz wyobraź sobie, że syrop stężał i zamienił się w galaretkę. W zielonej galaretce są czerwone muchy, ale nie za wiele. Teraz Kaziuk nabrał czerwoną łyżką trochę galaretki, przez co zrobił się w niej dołek.
Podobnie jest w Gungwasolu. Obecność kleofasowej platformy startowej w Nafasibenie sprawia, że w czwartym wymiarze Gungwasola utworzył się dołek. Bo platforma startowa jest jakby łyżką wybierającą „galaretkę”.
[To jak to naprawdę działa opisałem na stronie www.solomon.pl]
W tej sytuacji Nafasibena jest zapadnięta w czwartym wymiarze.
[To jest inny rodzaj zapadnięcia się Nafasibeny, niż to spowodowane przez „stąpanie” wasylowej rakiety.]
A teraz wyobraź sobie, że do dołka w zielonej galaretce wbiegła czerwona mrówka. Krzywizna powierzchni galaretki sprawiła, że zmienił się kierunek ruchu mrówki.
Podobnie jest w Gungwasolu. Z powodu zakrzywienia się Nafasibeny w czwartym wymiarze, zmienił się kierunek ruchu wasylowej rakiety, która akurat przelatywała obok kleofasowej platformy startowej.
Czasoprzestrzeń nie jest płaska, jak zakładano uprzednio, lecz zakrzywiona lub „pofałdowana” przez rozłożoną w niej energię i masę. Ciała takie jak Ziemia nie są zmuszone do poruszania się po zakrzywionej orbicie przez siłę ciążenia; należy raczej powiedzieć, że poruszają się w zakrzywionej przestrzeni (...).” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
I to się zgadza. Ale Einstein i wszyscy inni wielce uczeni profesorowie twierdzą, że krzywizna przestrzeni jest
grawitacją.
Rewolucyjność pomysłu Einsteina polega na potraktowaniu grawitacji odmiennie niż innych sił, a mianowicie jako konsekwencji krzywizny czasoprzestrzeni.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Czyli sprawcą tego, że jabłko spadło Newtonowi na głowę. Ale to co o przyczynie spadania jabłek twierdzą wielce uczeni profesorowie, ja nominowałem do prestiżowej nagrody ufundowanej przez sołtysa mojej wioski:
Pierdoła Milionlecia.
A teraz wyobraź sobie Kaziuka, który nabierając łyżką galaretkę, zerka na ocean z okna sołtysowej chałupy. I wyobraź sobie czerwoną żaglówkę płynącą na powierzchni zielonego oceanu. Żaglówka płynie – zmienia położenie – bo nad, czyli poza, oceanem wieje wiatr pomalowany zieloną kredką.
Podobnie jest w Qlepsydronie.
Poza Gungwasolem wieje wiatr.
Ten fantazmatyczny zewnętrzny wiatr – zewnętrzny względem Gungwasola – Ufoki zwą Upeporokiem.
A teraz ponownie wyobraź sobie nadmuchiwany przez sołtysa podziurkowany wołowy pęcherz. Czy oczami wyobraźni widzisz ten zielony wiatr uciekający dziurkami na zewnątrz pęcherza?
Podobnie jest w Qlepsydronie.
[Jak powstaje Upeporok, kosztem czego powstaje, i dlaczego dwa razy dalej jest cztery razy słabszy, dokładnie opisałem na stronie www.solomon.pl]
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytania, jak powstaje grawitacja, kosztem czego powstaje, i dlaczego dwa razy dalej jest cztery razy słabsza.
Przyciąganie grawitacyjne między Ziemią i Słońcem przypisujemy wymianie grawitonów między cząstkami składającymi się na oba ciała. Choć wymieniane grawitony są wirtualne, a zatem nieobserwowalne, wywołują widzialny efekt — Ziemia porusza się wokół Słońca!” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Wielce uczony profesor ponownie opowiada wirtualne banialuki, bo nie ma pojęcia o „istnieniu” Upeporoka. A w jaki sposób wielce uczeni profesorowie, nie wiedząc nic o „istnieniu” Upeporoka, potrafią wyliczyć dokładnie siłę grawitacji? To proste.
Gdy w Gungwasolu robi się coraz większy dołek, to zakrzywienie Nafasibeny jest coraz większe, i jednocześnie coraz silniejszy jest Upeporok. Bo Upeporok jest wypełniaczem tego dołka.
Więc siła Upeporoka jest zawsze proporcjonalna do stopnia zakrzywienia Nafasibeny w danym miejscu.
Zatem aby obliczyć siłę Upeporoka w danym miejscu Nafasibeny, wystarczy zmierzyć jej krzywiznę.
I dlatego wielce uczeni profesorowie, nie mając pojęcia o „istnieniu” Upeporoka, mogą poprawnie obliczyć siłę, która ciągnęła,
a właściwie pchała,
jabłko ku głowie Newtona. Ale czym innym jest poprawne obliczenie tego czy owego, a czym innym jest zrozumienie mechanizmu działania danego zjawiska. Bo jak się nie rozumie tego fantazmatycznego mechanizmu, to wtedy ma się poważny problem, żeby nie powiedzieć najpoważniejszy.
Najpoważniejszym problemem jest ujednolicenie ogólnej teorii względności opisującej grawitację w makroskali (czyli ugięcie przestrzeni, które nie jest grawitacją) z mechaniką kwantową opisującą oddziaływania fundamentalne w skali subatomowej (czyli z grawitacją).” - Wikipedia.
A to cytat ze strony internetowej Centrum Nauki Kopernik:
Grawitacja stanowi bez wątpienia enfant terrible nowoczesnej fizyki. Stanowi w tej chwili jedyną przeszkodę na drodze do tak zwanej Wielkiej Unifikacji — stworzenia teorii fizycznej, która za pomocą jednego mechanizmu tłumaczy istnienie wszystkich rodzajów oddziaływań we Wszechświecie. Pozostałe oddziaływania — elektromagnetyzm, jądrowe silne i jądrowe słabe — udało się wcisnąć do jednego obrazka. Jedynie grawitacja wystaje z ram.”
W Qlepsydronie wszechstronny Yangokuras przepływa
wewnątrz Gungwasola.
Ale Upeporok przepływa na
zewnętrz Gungwasola.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego grawitacja „wystaje z ram”.
A dlaczego grawitacja jest taka słaba?
Siły elektromagnetyczne są o wiele potężniejsze niż grawitacyjne. Na przykład, siła elektromagnetyczna między dwoma elektronami jest około milion miliardów miliardów miliardów miliardów (1 i czterdzieści dwa zera) razy większa niż siła grawitacyjna.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Na to pytanie wielce uczeni profesorowie nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia.
To dlaczego Upeporok jest taki słaby opisałem na stronie www.solomon.pl
{Przerwa na pomachanie ręką żaglówce na pożegnanie, bo zaraz zniknie za horyzontem.}
A teraz wyobraź sobie, że im głębszy dołek w galaretce wykopuje Kaziuk, tym silniejszy wiatr wieje nad oceanem, i tym samym z coraz większą prędkością żaglówka zmierza ku horyzontowi. Ale galaretka ma pewną ograniczoną głębokość, więc Kaziuk nie będzie kopał w nieskończoność, i tym samym żaglówka nie będzie przyśpieszać w nieskończoność.
Podobnie jest w Gungwasolu. Czwartowymiarowy dołek w Gungwasolu nie może być głębszy od czwartowymiarowej głębokości Gungwasola.
[Jak już raz napisałem, to jaką czwartowymiarową głębokość ma Gungwasol, i dlaczego akurat taką, opisałem na stronie www.solomon.pl]
Dlatego siła Upeporoka
nie może rosnąć w nieskończoność.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, którego oczywiście żaden wielce uczony profesor nigdy nie zadał: dlaczego siła grawitacji
nie może rosnąć
w nieskończoność, tylko może osiągnąć maksymalną wielkość.
A teraz wyobraź sobie, że w tym samym momencie kiedy Kaziuk dokopał się do dna miski, żaglówka osiągnęła maksymalną prędkość, i zniknęła za horyzontem. Teraz już nie ma dołka w galaretce, teraz jest
dziura
w galaretce.
Podobne dziury są w Gungwasolu.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, czym są czarne dziury.
{Przerwa na zawrócenie rzeki kijem.}
Wielce uczeni profesorowie, będąc w ciemnej kosmologicznej *****, zastanawiają się czy przestrzeń będzie się rozszerzać wiecznie. A może kiedyś zacznie się kurczyć? A co będzie wówczas, gdy zacznie się kurczyć?
Fizyk Stephen Hawking wierzył nawet, że odwróceniu może ulec sam czas, gdy tylko wszechświat zacznie się kurczyć, i że historia powtórzy się w odwrotnym kierunku. Oznaczałoby to, że ludzie stawaliby się coraz młodsi i wracali do łona matek, wynurzyliby się tyłem z basenu i lądowali bez kropli wody na trampolinie, a smażone jajka wskakiwałyby do smażonych nieuszkodzonych skorupek.” - Michio Kaku „Kosmos Einsteina”.
A teraz już po raz ostatni wyobraź sobie nadmuchiwany wołowy pęcherz. Dopóki sołtys w purpurowym kubraku i zielonych kalesonach przewiązanych sznurkiem, będzie wdmuchiwał purpurowe powietrze do pęcherza, dopóty zielony pęcherz będzie się powiększał.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Dopóki do Gungwasola będzie wpływała Rwizisa, dopóty Gungwasol będzie się powiększał, i tym samym Nafasibena będzie się rozszerzać.
A teraz ponownie wyobraź sobie starą klepsydrę stojącą na równie starej komodzie. Żeby na dole mogło przybywać piasku, u góry musi go ubywać.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Fantazmatyczny Losawgnug – „odwrócony na lewą stronę” czterowymiarowy wierzch pięciowymiarowego Qlepsydronu – się zmniejsza, bo amanzirra z niego wypływa.
Kiedyś w klepsydrze przesypie się cały piasek. I wtedy sołtys bajkowej wioski ją odwróci.
Podobnie będzie w Qlepsydronie. Kiedyś cała amanzirra przeleje się do Gungwasola, i wtedy Qlepsydron się odwróci.
A na zakończenie wyobraź sobie młyn wodny stojący nad rzeką przepływającą przez bajkową wioskę. Teraz rzeka płynie w drugą stronę. Czy teraz z mąki powstają ziarna?
Podobnie będzie w Umhlabasonie.
Koniec części pierwszej (9-07-2016).
Solomon Sarcoramphus Papa
Dla swojaków Kaziuk z wioski
e-mail: kondorman@o2.pl

Wszechświat według Ufoków na
*******************************************************************************
Ostrzeżenie!
Wszystkie słowa/nazwy, które częściowo wymyśliłem:
- amanzirra (amanzi to woda w języku ludu Xhosa)
- gungwasol (gungwa to ocean w języku ludu Shona)
- losawgnug
- nafasibena (nafasi to przestrzeń w języku Suahili)
- qlepsydron
- rwizisa (rwizi to rzeka w języku ludu Shona)
- umhlabason (umhlaba to kraina w języku ludu Xhosa)
- upeporok (upepo to wiatr w języku Suahili)
- yangokuras (yangoku to prąd, na przykład oceaniczny, w języku ludu Xhosa)
oraz wyrażenia, które wymyśliłem:
- sołtysowy samogon
- szczawiówka sołtysowej
stanowią moją własność intelektualną.
[Mam porobione zrzuty z ekranu – wyniki wyszukiwań w Google – na dowód, że powyższe słowa i wyrażenia nie istniały zanim ich nie wymyśliłem.]
Więc nie radzę używać ich w celach komercyjnych bez mojej zgody. A jeżeli ktoś wykupi domenę na przykład amanzirra.pl albo gungwasol.com albo umhlabason.de itp. itd., i bez mojej zgody zrobi sobie pod tym adresem stronę w internecie, to dam mu sposobność wykazania przed sądem jakie on ma prawa do tego wymyślonego przeze mnie słowa.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ptah-kefer zaśmiał się i rzekł:
Jeśli się widzi człowieka umierającego z głodu, dobrze jest go nakarmić. Lecz jeśli wzbrania się jeść, podejrzewając, że pożywienie jest zatrute, to nie należy mu je wciskać przemocą do ust, gdyż strawa tak podana może go udławić, zamiast zaspokoić jego głód. I nie należy dawać głodnemu dużej misy jadła, bo może połknąć je zbyt śpiesznie i mieć dolegliwości, a potem narzekać: "To było bardzo szkodliwe jedzenie, w przyszłości muszę go unikać". Raczej należy karmić go stopniowo, po trochu za każdym razem, i trzeba mu dać mleka, nim będzie w stanie przyjąć ciężkostrawne mięso. Wtedy skorzysta z tego, co dostanie, i zapragnie więcej, by wzmóc swe siły”. - Joan Grant „Uskrzydlony faraon”.
A jeśli po wypiciu „mleka” czujesz się na siłach przyjąć „ciężkostrawne mięso”, to znajdziesz je na stronie:
I jeszcze coś. Ukryłem w tamtym tekście dwa zasadnicze, aczkolwiek bardzo subtelne, błędy. A na tego kto odnajdzie te błędy, czeka Grand Prix:
przejażdżka na moim wieprzku Winnetou na oklep.
To nie lada gratka, a zagadka nie jest łatwa. Więc dam Ci fory. Pierwszego błędu trzeba szukać jak wiatru we włosach. A drugi błąd jest ukryty w cieście wyrośniętym nie w tą stronę co trzeba.

Bajka o prostym chłopie.
(Przeczytaj koniecznie, bo to wielce pouczająca bajka.)

Dawno dawno temu był sobie prosty chłop. Pewnego razu pojechał do miasta aby na rynku sprzedać ziemniaki. Na rynku swoje towary sprzedawał także cudzoziemski kupiec. Kupiec widząc zainteresowanie chłopa pewnym skomplikowanym urządzeniem, wyjaśnił mu, że to jest model wszechświata – w środku wszechświata jest Ziemia, a Księżyc, Słońce i planety krążą wokół niej. Chłop był prosty, ale nie głupi, dlatego po chwili spostrzegł coś dziwnego. Otóż na modelu wszechświata Księżyc czasami bywał dwa razy bliżej Ziemi, więc czasem powinien wydawać się dwa razy większy niż kiedy indziej.
Model Ptolemeuszowski (model geocentryczny, czyli z Ziemią w środku) pozwalał na w miarę dokładne przewidywanie położeń ciał niebieskich na niebie. Aby jednak osiągnąć tą dokładność, Ptolemeusz musiał przyjąć, iż Księżyc porusza się po takiej orbicie, że gdy znajduje się najbliżej Ziemi, jego odległość od niej jest dwukrotnie mniejsza, niż gdy znajduje się najdalej od Ziemi. Oznacza to, że Księżyc czasem powinien wydawać się dwa razy większy niż kiedy indziej! Ptolemeusz zdawał sobie sprawę z tego problemu, ale mimo to jego model został ogólnie zaakceptowany.” – Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A przecież tak nie było! Chłop wyraził powątpiewanie co do poprawności modelu. A rozgniewany kupiec na to tak:
– Wielce uczeni profesorowie mówią, że wszechświat wygląda tak jak pokazane jest na modelu. I ci światli profesorowie z pewnością wiedzą co mówią. A ty ciemny chłopie zamiast mędrkować zajmij się ziemniakami.
Ale chłop przestał zajmować się ziemniakami. Odtąd chłop zajęty był rozmyślaniem o tym co jest nie tak z modelem, który zobaczył na rynku. Co prawda chłop był nieczytaty i niepisaty, ale za to bystry, cierpliwy i uparty, a przede wszystkim był obdarzony strzelistą wyobraźnią. Ileż razy na przeróżne sposoby chłop przekonponował model w swojej wyobraźni! Ileż nocy nie przespał! Ileż wyrwał włosów z głowy! A w międzyczasie samodzielnie nauczył się czytać i pisać. I aczkolwiek z mozołem, ale robił postępy. Po kilku latach nieustannych myślowych zmagań z modelem, chłop w końcu znalazł rozwiązanie wszystkich problemów. Wtedy wyskoczył z beczki po smole w której akurat brał kąpiel, i biegając na golasa po swojej wiosce krzyczał: Znalazłem! Znalazłem!! Znalazłem!!!
Heureka (z gr. znalazłem) – uważa się, że okrzyk ten został wprowadzony do naszej kultury przez Archimedesa, starożytnego greckiego filozofa i matematyka. Miało tak się stać, gdy zauważył, że przedmioty zanurzone w wodzie pozornie tracą na wadze tyle, ile waży wyparta przez nie woda i odkrył tym samym podstawowe prawo hydrostatyki nazwane jego imieniem. Jego wołanie utrwaliło się w pamięci Ateńczyków, ponieważ miał on dokonać tego odkrycia podczas kąpieli i podekscytowany odkryciem wybiegł na ulicę z tym okrzykiem na ustach.” – Wikipedia
Po powrocie do chałupy chłop postanowił poinformować wielce uczonych profesorów o swoim doniosłym odkryciu. Odświętnie ubrany udał się do miasta, a następnie śmiało wkroczył do wielce szacownego uniwersytetu. Ale większość wielce uczonych profesorów nie chciała go nawet wysłuchać. A ci nieliczni pozostali drwili z niego tak:
– Co ty ciemny chłopie możesz wiedzieć o wszechświecie? Zajmij się ziemniakami, bo od zajmowania się wszechświatem jesteśmy my: wielce uczeni profesorowie! A poza tym twoje twierdzenie, że Ziemia krąży wokół Słońca jest tak samo bezdennie głupie jak twierdzenie, że maszyna cięższa od powietrza może latać.
Żadna maszyna cięższa od powietrza nie może latać.” – Lord Kalvin, autorytet naukowy drugiej poł. XIX w.
Wychodząc z wielce szacownego uniwersytetu – tego przybytku próżności i pychy – chłop obiecał sobie, że nie tylko obali ogólnie zaakceptowany model z Ziemią w środku, ale zrobi też pośmiewisko z tych aroganckich, zarozumiałych i niereformowalnych osłów nazywających siebie profesorami. Następnego dnia stanął na środku rynku, i zaczął przekonywać przechodniów o tym, że Ziemia krąży wokół Słońca. Ale opowiadał też o tym jak absurdalny i niedorzeczny jest model z Ziemią w środku. Na początku przechodnie pukali się w czoło. Jednak od czasu do czasu ktoś przystawał na dłużej, i zdziwiony dochodził do wniosku, że to co chłop mówi ma sens. Po jakimś czasie chłopa słuchała już spora gromadka ludzi mruczących pod nosem:
– A może jednak się kręci?
Eppur si muove (z wł. A jednak się kręci) – słowa według legendy wypowiedziane szeptem przez Galileusza w roku 1633 gdy stanął przed sądem inkwizycji rzymskiej. Galileusz miał w ten sposób wyrazić przekonanie, że to Ziemia krąży wokół Słońca, choć wcześniej publicznie musiał się wyrzec swoich poglądów.” – Wikipedia.
Grono słuchających tego co o wszechświecie mówił chłop rosło w szybkim tempie. To co działo się na rynku, z okien wielce szacownego uniwersytetu obserwowali wielce uczeni profesorowie. I jak nietrudno się domyśleć, wielce uczeni profesorowie byli wielce niezadowoleni i wielce zaniepokojeni. Bo co będzie gdy te herezje głoszone przez chłopa rozleją się po całym królestwie?
Epilog.
Następnego dnia ponownie „stanąłem na rynku”. Napisałem nowy post o mojej alternatywnej koncepcji wszechświata, ale też o tym jak absurdalna i niedorzeczna jest koncepcja wszechświata uprawiana przez wielce uczonych profesorów na wielce szacownych uniwersytetach. I wtedy zobaczyłem zdumiony, że facebook uniemożliwił mi promowanie postów!!! Mój „spalony na stosie” fanpage nazywa się Wszechświat według Ufoków.

Autor bajki: Solomon Sarcoramphus Papa, dla swojaków Kaziuk z wioski.
email: kondorman@o2.pl