poniedziałek, 24 października 2016

LIST OTWARTY DO WSZECHŚWIATA W SPRAWIE KOŃCA WSZECHŚWIATA.



*******************************************************************************
„It is certainly possible that some alien beings with seventeen arms, infrared eyes and a habit of blowing clotted cream out their ears would make the same experimental observations that we do, but describe them without quarks.” - Stephen Hawking „Grand Design”. Dla niekumatych: Stephen Hawking mówi, że zjawiska wyjaśniane przez wielce uczonych profesorów, przez Ufoków mogą być wyjaśniane zupełnie inaczej.
*******************************************************************************
Na pastwisku sołtysa mojej wioski wylądowało
UFO!!!
Ale nie to jest ważne. Ważne jest to co o wszechświecie opowiedziały mi Ufoki. Bo opowieść Ufoków ma się
nijak
do tego co o wszechświecie opowiadają wielce uczeni profesorowie, którzy zresztą, jak sami mówią, o wszechświecie wiedzą niewiele.
Odkrycia naukowców nagrodzonych w tym roku (2011) Noblem pokazały, jak niewielka jest nasza wiedza o wszechświecie. (...) można powiedzieć, że dzięki odkryciom tegorocznych noblistów z fizyki wreszcie wiemy, jak mało wiemy.” - dr Arkadiusz Olech, Centrum Astronomiczne PAN.
Wszystko to co o wszechświecie opowiadały Ufoki, zapamiętałem. A potem część z tego spisałem mój tekst jest pod gwiazdkami.
*******************************************************************************
Całość wiedzy naukowej w dowolnym momencie historii, w tym również obecnie, jest po prostu kolekcją teorii i poglądów na świat, które jeszcze nie okazały się błędne.” - Brian Cox, Jeff Forshaw „Dlaczego E = mc2 (i dlaczego powinno nas to obchodzić)”.
*******************************************************************************
Panie Paździoch, są na tym świecie rzeczy, które nie śniły się nawet fizjologom.- mój ulubiony klasyk.
*******************************************************************************
Wszechświat według Ufoków na
********************************************************************************
Uwaga!!!
Poniższy tekst nie jest teorią fizyczną.
Mój tekst ma jedynie na celu nakłonienie Cię do przemyśleń i refleksji. A jeśli po jego przeczytaniu zadasz sobie pytanie:
może coś w tym jest?
To wtedy zadanie powierzone mi przez Ufoków będę uważał za wykonane.
********************************************************************************
I jeszcze jedno. Sołtys mojej wioski ufundował nagrodę w wysokości
1000000 dolarów Zimbabwe
dla każdego kto wykaże, że w moim tekście cokolwiek jest niezgodne z dokonanymi obserwacjami, lub/i jest niespójne, albo/i jest niemożliwe. Do sięgnięcia po nagrodę szczególnie zachęcam wielce uczonych profesorów. Bo gdy żaden wielce uczony profesor nagrody nie zdobędzie, to nie będzie znaczyć, że wielce uczeni profesorowie nią wzgardzili (bo któż nie chciałby zdobyć takiej fortuny), to będzie znaczyć, że wszechświat opisany przeze mnie ma sens.
W przeciwieństwie do niedorzecznego wszechświata pełnego absurdów, który wielce uczeni profesorowie uprawiają na wielce szacownych uniwersytetach.
*******************************************************************************
A
dowiesz się z jakiej planety przybyły Ufoki.
*******************************************************************************
A teraz już:
„I gaz do dechy i wypuszczam czad. Z aparatury co ma 1000 Wat.” – Franek Kimono.
*******************************************************************************
Według Ufoków wszechświat jest
jakby
odbiciem w trójwymiarowym lustrze czegoś dziewięciowymiarowego.
Wyobraź sobie chałupę sołtysa pewnej bajkowej wioski. Na ścianie w sieni wisi lustro w którym widać koło. Koło jest odbiciem nadmuchanego wołowego pęcherza, który leży na kuchennym stole.
Aby poprawnie zrozumieć zdarzenia zachodzące w trójwymiarowym wszechświecie, trzeba
odtworzyć”
to dziewięciowymiarowe coś.
I trzeba przenieść tam te zdarzenia.
To dziewięciowymiarowe coś, które jest tylko
fantazmatem,
Fantazmat: osoba, rzecz, miejsce itp. będące wytworem wyobraźni <źródło: Wikisłownik>
Ufoki zwą Umhlabasonem. A częścią fantazmatycznego Umhlabasona, jest czterowymiarowe coś co Ufoki zwą Gungwasolem.
[Na marginesie wyjaśnię Ci gdzie jest czwarty wymiar fantazmatycznego Gungwasola. Wyobraź sobie trójwymiarowy nadmuchany wołowy pęcherz leżący na kuchennym stole. Teraz w Twojej wyobraźni nie ma już miejsca na dodatkowy wymiar, ale możesz go sobie wyobrazić stosując prostą sztuczkę. Mianowicie wyobraź sobie odbicie pęcherza w upstrzonym przez muchy lustrze. Stojąc w kuchni widzę w lustrze dwuwymiarowe koło. To tak jakby dwa wymiary pęcherza złożyły się w jeden wspólny. Gdzie jest czwarty wymiar względem tego spłaszczonego trójwymiaru? Oczywiście tam gdzie są moje oczy.]
{Przerwa na przeniesienie Kleofasa-naukowca i Wasyla-kosmonautę na Gungwasola.}
A teraz wyobraź sobie bajkowy ocean, który widać z okna sołtysowej chałupy. Ocean ma powierzchnię dwuwymiarową płaszczyznę i trzeci/głębokościowy wymiar. Dwuwymiarowa powierzchnia oceanu jest pusta i sucha, a trzeci wymiar oceanu jest pełen mokrej wody. Zatem trzeci/niepowierzchniowy wymiar oceanu jest czymś zupełnie innym niż jego dwa powierzchniowe wymiary.
Podobnie jest w Gungwasolu. Trójwymiarowa „powierzchnia” czterowymiarowego Gungwasola – tą fantazmatyczną „powierzchnię” Ufoki zwą Nafasibeną – jest pusta. A jego czwarty „głębokościowy” wymiar jest wypełniony czymś co Ufoki zwą amanzirrą. Zatem czwarty/nienafasibenowy wymiar Gungwasola jest czymś
zupełnie innym
niż jego trzy nafasibenowe wymiary.
A teraz wyobraź sobie malutkie stworki żyjące na dwuwymiarowej powierzchni oceanu. Stworki te mogą przemieszczać się tylko na tej pustej i suchej powierzchni, bo woda wypełniająca trzeci wymiar oceanu jest nieprzystępna.
Podobnie jest w Gungwasolu. Fantazmatyczna amanzirra wypełniająca czwarty wymiar Gungwasola jest nieprzystępna. Dlatego czwarty wymiar Gungwasola jest dla Kleofasa
niedostępny.
A teraz wyobraź sobie falę oceaniczną. Fala nie sięga w głąb oceanu, a rozchodzi się tylko na jego powierzchni.
Podobnie jest w Gungwasolu.
Dlatego czwarty/nienafasibenowy wymiar Gungwasola jest dla Kleofasa
niewidzialny.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, co różni czwarty wymiar od trzech wymiarów znanych z codziennego doświadczenia.
Na to pytanie odpowiadają także wielce uczeni profesorowie:
W artykule przesłanym Einsteinowi w 1919 roku Kaluza przedstawił zdumiewającą propozycję. Zasugerował, że przestrzenna struktura Wszechświata ma więcej niż trzy wymiary znane z codziennego doświadczenia. Kaluza zaproponował tak radykalną zmianę, odkrywszy, że wprowadzenie jej umożliwia stworzenie eleganckiej i przekonującej struktury pojęciowej łączącej ogólną teorię względności Einsteina z teorią elektromagnetyzmu Maxwella. Natychmiast nasuwa się jednak pytanie, jak pogodzić propozycję Kaluzy z tym, że widzimy dokładnie trzy wymiary. Odpowiedź zawarta była implicite w pracy Kaluzy, a jej poprawioną wersję przedstawił w 1926 roku szwedzki matematyk Oskar Klein. Brzmi ona następująco: struktura przestrzenna naszego Wszechświata ma prawdopodobnie zarówno rozciągłe, jak i zwinięte wymiary. Ma bowiem wymiary duże, rozciągłe i łatwo dostrzegalne (trzy wymiary przestrzenne znane z codziennego doświadczenia) oraz dodatkowe wymiary przestrzenne, ciasno zwinięte w tak małej przestrzeni, że do tej pory nie udało się ich wykryć za pomocą najlepszej aparatury.” - profesor fizyki Brian Greene „Piękno Wszechświata. Superstruny, ukryte wymiary i poszukiwania teorii ostatecznej.”
I w taki sposób wielce uczeni profesorowie „rozwiązali” zagadkę niedostępności i niewidzialności dodatkowych wymiarów.
Ale wszystko to co o strukturze wszechświata opowiadają wielce uczeni profesorowie, to są
banialuki.
Synonimy do słowa banialuki: androny, duby smalone, dyrdymały, ecie-pecie, farmazony, gadka szmatka, głodne kawałki, hocki-klocki, klituś-bajduś, koszałki-opałki, mowa-trawa, ple-ple, tere-fere, trele-morele, <źródło: www.synonim.net>
Wielce uczeni profesorowie opowiadają te ciasno zwinięte banialuki, bo nie mają pojęcia o „istnieniu” Gungwasola.
[To jak dokładnie zbudowany jest czterowymiar Gungwasola opisałem na stronie:
Tam jest inne nazewnictwo – na przykład zamiast Gungwasola jest oceanus, a zamiast amanzirry jest energia. Na dodatek tamta „fabuła” nie jest spójna z tą. Co więcej, nie wszystkie koncepcje opisane tam i tu są takie same. Ale to nie ma istotnego znaczenia. W tamtym tekście najważniejsze są czterowymiarowe geometryczne zależności, które dawno temu odkryły Ufoki. Te zależności można różnie interpretować. Ten tekst, który właśnie czytasz, jest jedną z możliwych interpretacji. Czy ta interpretacja jest prawdziwa? Tego nie wiedzą nawet Ufoki. Ale z pewnością jest prawdziwsza od wszechświata, który wielce uczeni profesorowie uprawiają na wielce szacownych uniwersytetach.]
A teraz wyobraź sobie, że te bajkowe stworki żyjące na powierzchni oceanu są płaszczakami. Dwuwymiarowe płaszczaki mają dwuwymiarową wyobraźnię, dlatego nie potrafią wyobrazić sobie trzeciego wymiaru. A zatem płaszczaki nie mogą przemieszczać się w trzecim/niepowierzchniowym wymiarze, nie mogą go zobaczyć, i nie potrafią go sobie wyobrazić. Dlatego płaszczaki nie mają w ogóle pojęcia o istnieniu trzeciego/niepowierzchniowego wymiaru. A tym samym nie mają pojęcia o istnieniu wody znajdującej się w tymże wymiarze. A teraz wyobraź sobie szybującego kondora królewskiego, który akurat przelatuje nad bajkowym oceanem. Kondor patrząc w dół widzi – z perspektywy trzeciego wymiaru – że każdy dwuwymiarowy płaszczak jest otoczony trójwymiarem. Więc każdy płaszczak, chociaż nie ma o tym pojęcia, ma zawsze kontakt z wodą.
Podobnie jest w Gungwasolu. Trójwymiarowy Kleofas jest otoczony czterowymiarem. Dlatego Kleofas, chociaż nie ma o tym pojęcia, ma zawsze
kontakt z amanzirrą.
{Przerwa na wlanie syropu do miski.}
A teraz wyobraź sobie glinianą miskę stojącą na kuchennym stole. Miska jest pełna syropu. A syrop jest lepki.
Podobnie jest w Gungwasolu. Amanzirra z którą Kleofas ma kontakt w czwartym wymiarze, jest
lepka.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego masz masę.
To fragment z książki „Dlaczego E = mc2 (i dlaczego powinno nas to obchodzić)” autorstwa profesora fizyki Briana Coxa i profesora fizyki Jeffa Forshawa, który przystępnie ilustruje zjawisko masy:
Wyobraź sobie, że stoisz z zawiązanymi oczyma, trzymając w ręku zawieszoną na sznurku piłeczkę pingpongową. Jeśli pociągniesz za sznurek, zorientujesz się, że na jego końcu znajduje się coś o niewielkiej masie. Przypuśćmy teraz, że piłeczka, zamiast poruszać się swobodnie, została zanurzona w gęstym syropie klonowym. Gdy teraz znów pociągniesz za sznurek, poczujesz mocniejszy opór i możesz rozsądnie wywnioskować, że przedmiot przymocowany do końca sznurka jest znacznie cięższy niż piłeczka pingpongowa. Piłeczka wydaje się cięższa, bo syrop powstrzymuje jej przemieszczanie się. Wyobraź sobie teraz kosmiczny syrop klonowy wypełniający dokładnie całą przestrzeń, znajdujący się w każdym jej zakątku, wszechobecny do tego stopnia, że nawet go nie zauważamy.”
Wielce uczeni profesorowie twierdzą, że „syrop” nadający Ci masę wypełnia dokładnie całą przestrzeń, i jest wszechobecny do tego stopnia, że nawet go nie zauważasz. Ale to co opowiadają wielce uczeni profesorowie, jest wielce naciągane.
Wszechobecny do tego stopnia, że nawet go nie zauważamy.”
Wielce naciągane, nieprawdaż?
Kleofas nie dlatego nie zauważa amanzirry, bo ta jest wszechobecna w Nafasibenie, tylko dlatego, że amanzirry w Nafasibenie
nie ma.
Syropu na powierzchni syropu nie ma.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego masa jest niezauważalna.
A to cytat ze strony internetowej Centrum Nauki Kopernik:
Dlaczego w ogóle cokolwiek ma masę? Naukowcy nie uporali się jeszcze ze wszystkimi szczegółami, (...)”.
W języku dyplomatycznym stwierdzenie: nie uporaliśmy się jeszcze ze wszystkimi szczegółami, znaczy: nie mamy bladego pojęcia. Wielce uczeni profesorowie nie mają bladego pojęcia dlaczego cokolwiek ma masę, bo nie mają pojęcia o „istnieniu” lepkiej amanzirry.
A teraz wyobraź sobie, że kondor zrobił to co od czasu do czasu robią przelatujące ptaszyska. I wyobraź sobie, że to coś wpadło do oceanu tworząc wodne rozbryzgi. Teraz płaszczaki zobaczyły niezwykłe zjawisko, i nie mogą się nadziwić skąd te mokre rozbryzgi, które po chwili zniknęły w jakimś niebycie, wzięły się w ich suchej płaszczyźnie. Dwuwymiarowe płaszczaki nie mają pojęcia o prawdziwej naturze tego trójwymiarowego zjawiska, ale teraz wiedzą już, że dwuwymiarowa płaszczyzna na której żyją jest jakoś tak nie całkiem sucha.
Podobnie jest w Gungwasolu. Chociaż amanzirra jest ukryta przed Kleofasem w czwartym wymiarze Gungwasola, to jej
rozbryzgi mogą na chwilę pojawiać się w Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń jest jakoś tak nie całkiem pustą próżnią.
Wielce uczeni profesorowie nie wiedzą nic o „istnieniu” amanzirry. Ale wiedzą, że przestrzeń jest jakoś tak nie całkiem pustą próżnią.
"Studies with large particle accelerators have now led us to understand that space is more like a piece of window glass than ideal Newtonian emptiness. It is filled with 'stuff' that is normally transparent but can be made visible by hitting it sufficiently hard to knock out a part." - Robert Betts Laughlin, Nobel Laureate in Physics.
Moje chłopskie tłumaczenie powyższego cytatu:
Eksperymenty wykonane z pomocą akceleratorów prowadzą do wniosku, że przestrzeń nie jest newtonowską pustką, tylko przypomina okienną szybę. W przestrzeni jest coś co normalnie jest przeźroczyste, ale może stać się widzialne, gdy uderzy się to coś odpowiednio mocno.” - Robert Betts Laughlin, laureat nagrody Nobla z fizyki.
{Przerwa na wsypanie piasku do klepsydry.}
A teraz wyobraź sobie starą klepsydrę stojącą na komodzie, która stoi w gościnnym pokoju sołtysowej chałupy. W klepsydrze przesypuje się piasek.
Podobnie jest w pięciowymiarowym fantazmacie, który Ufoki zwą Qlepsydronem. Qlepsydron ma czterowymiarowe dno – Gungwasola – i piąty wymiar w którym przepływa amanzirra. Tą fantazmatyczną rzekę płynącą w piątym fantazmatycznym wymiarze Ufoki zwą Rwizisą.
[Ponownie na marginesie, wyjaśnię Ci gdzie jest piąty wymiar Qlepsydronu. Znowu wyobraź sobie odbicie wołowego pęcherza w lustrze. A teraz wyobraź sobie, że ten spłaszczony trójwymiar wyciągnąłem z lustra, i ustawiłem na kuchennym stole bokiem do lustra i pionowo. Teraz stojąc za stołem widzę w lustrze pionową jednowymiarową strunę. Gdzie jest piąty wymiar względem tego po dwakroć spłaszczonego trójwymiaru? Oczywiście tam gdzie są moje uszy. Bo każdy kolejny wymiar dziewięciowymiarowego Umhlabasona jest prostopadły względem zbiorczego wielowymiaru. Więc trzeci wymiar jest prostopadły względem dwuwymiarowej powierzchni koła, czwarty wymiar jest prostopadły względem trójwymiarowej Nafasibeny, piąty wymiar jest prostopadły względem czterowymiarowego Gungwasola, itd.]
A teraz wyobraź sobie, że z wołowego pęcherza, którego poprzednim właścicielem była nieboszczka krowa Dziewanna, zeszło całe powietrze. Do pęcherza sołtys właśnie zaczął wdmuchiwać powietrze. Teraz trójwymiarowy pęcherz się powiększa, i tym samym rozszerza się jego dwuwymiarowa powierzchnia.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Na skutek wpływania Rwizisy do Gungwasola, czterowymiarowy Gungwasol się powiększa, i tym samym
rozszerza się trójwymiarowa Nafasibena.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń się rozszerza.
A teraz wyobraź sobie, że w bajkowej wiosce właśnie zaczął padać deszcz. Względem dwuwymiarowej powierzchni sołtysowego podwórka, trzeci/pionowy wymiar jest wszędzie. Dlatego krople deszczu spadają na każde miejsce podwórka.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Cząstki amanzirry „spadają” do Gungwasola w każdym miejscu Gungwasola, bo względem czterowymiarowego Gungwasola, piąty/prostopadły wymiar jest wszędzie.
Gdyby sołtysowe podwórko było większe, to więcej kropel by na nie spadało.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Im Gungwasol staje się większy, tym więcej amanzirry – płynącej ze stałą prędkością – do niego wpływa. Dlatego Gungwasol powiększałby się ze stalą prędkością.
Powiększałby się ze stałą prędkością, a nie powiększa, bo w Nafasibenie są „dziurki”.
A teraz wyobraź sobie, że
zanim
sołtys zaczął wdmuchiwać powietrze do wołowego pęcherza, pod jego powierzchnią, która wtedy była tak mała jakby jej w ogóle nie było, sołtysowa położyła laskę dynamitu, i podpaliła lont. I zaraz po tym jak schowała się za piecem, dynamit wybuchnął. A teraz wyobraź sobie, że im większy staje się wołowy pęcherz, tym więcej powietrza sołtys do niego wdmuchuje. Dlatego pęcherz powiększałby się ze stałą prędkością. Powiększałby się, a nie powiększa, bo w powierzchni pęcherza są małe dziurki, które powstały na skutek wybuchu dynamitu. Przez te dziurki powietrze ucieka na zewnątrz pęcherza, przez co pęcherz powiększa się wolniej.
Podobnie było w Qlepsydronie. W Qlepsydronie był Wielki Wybuch. Wybuch ten sprawił, że:
1. pojawił się Gungwasol, przez co amanzirra ma się w co wlewać
2. w Nafasibenie powstały „dziurki”.
[Czym są poWybuchowe „dziurki”, dlaczego mają energię akurat c2, i kosztem czego powstały, opisałem na stronie www.solomon.pl]
I tymi „dziurkami” amanzirra przelewa się na zewnątrz Gungwasola.
[Oczywiście to jest tylko metaforyczny opis. Jak to naprawdę działa opisałem na stronie www.solomon.pl]
Dlatego Gungwasol powiększa się wolniej, i tym samym wolniej rozszerza się Nafasibena.
Ale im większy staje się wołowy pęcherz, tym szybciej się powiększa (bo bajkowe dziurki nie zmieniają wielkości, i ich nie przybywa). I tym samym
przyśpiesza rozszerzanie się powierzchni pęcherza.
Podobnie jest w Gungwasolu. PoWybuchowych „dziurek” nie przybywa, i nie stają się większe. Więc im większa staje się Nafasibena,
tym szybciej się rozszerza.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń rozszerza się coraz szybciej.
Na pytanie dlaczego przestrzeń się rozszerza, odpowiadają także wielce uczeni profesorowie.
Utożsamianie Wielkiego Wybuchu z eksplozją jest o tyle niefortunne, że proces ten, tak jak rozumie i ujmuje go współczesna kosmologia, nie polegał na ekspansji w pustej przestrzeni, lecz dotyczył rozszerzenia się przestrzeni.” - Wikipedia.
Zatem według wielce uczonych profesorów, to Wielki Wybuch jest odpowiedzialny za rozszerzanie się przestrzeni. Ale to co opowiadają wielce uczeni profesorowie, to są banialuki. Czego dowodzi obserwacja, której dokonano niedawno. Niedawno bowiem zaobserwowano, że rozszerzanie się przestrzeni przyśpiesza. A wiadomo, że energia każdego wybuchu z czasem słabnie (rozprasza się), a nie wzmaga się. Więc jak to się dzieje, że przestrzeń rozszerza się coraz szybciej? Na to pytanie „odpowiada” pewien wielce uczony profesor:
Na skutek odkryć tegorocznych noblistów ustalono, że musi istnieć dodatkowa siła – nazwano ją ciemną energią – która powoduje ekspansję wszechświata (znaczy się przestrzeni wszechświata). Uczciwie należy powiedzieć, że nie wiemy, czym jest ciemna energia. Wiemy tylko, że jest i to ona powoduje napędzanie się wszechświata.” - dr Andrzej Marecki, Centrum Astronomii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (Rzeczpospolita z 2011 roku).
Krótko mówiąc, wielce uczeni profesorowie są w ciemnej kosmologicznej *****. Ale wielce uczeni profesorowie nie tylko nie mają pojęcia dlaczego przestrzeń się rozszerza i dlaczego przyśpiesza, wielce uczeni profesorowie nie mają także pojęcia dlaczego przestrzeń jest jednorodna. To cytat z książki Stephena Hawkinga „Krótka historia czasu”:
Dlaczego wszechświat jest jednorodny w dużych skalach? Dlaczego wygląda tak samo z każdego punktu i w każdym kierunku? W szczególności, dlaczego temperatura mikrofalowego promieniowania tła jest tak dokładnie jednakowa, niezależnie od kierunku obserwacji? Przypomina to trochę egzaminy studentów: jeśli wszyscy podali takie same odpowiedzi, to można być pewnym, że porozumiewali się między sobą. Ale (…) światło nie miało od wielkiego wybuchu dość czasu, by przedostać się z jednego odległego rejonu do drugiego, nawet gdy regiony te były położone blisko siebie we wczesnym wszechświecie.
[Według Stephena Hawkinga przestrzeń na początku rozszerzała się z prędkością światła, a nawet szybciej.]
Zgodnie z teorią względności, jeśli światło nie mogło przedostać się z jednego regionu do drugiego, to nie mogła przedostać się tam również żadna informacja w jakiejkolwiek innej postaci. Wobec tego nie było żadnego sposobu wyrównania temperatury różnych regionów we wczesnym wszechświecie; z jakiegoś niezrozumiałego powodu musiały mieć one od początku temperaturę jednakową.”
{Przerwa na zerwanie szczawiu rosnącego w przydrożnym rowie.}
A teraz wyobraź sobie chwilę w której wybuchła bajkowa laska dynamitu. Na początku powierzchnia wołowego pęcherza jest bardzo mała, a powybuchowych dziurek jest całkiem sporo. Dlatego większość powietrza wdmuchiwanego przez sołtysa ucieka na zewnątrz pęcherza, przez co pęcherz na początku powiększa się bardzo powoli.
I tym samym jego powierzchnia rozszerza się bardzo powoli.
Podobnie było w Gungwasolu. Na początku „podziurkowany” Gungwasol powiększał się
bardzo powoli.
I dlatego Nafasibena na początku rozszerzała się
bardzo powoli.
A teraz wyobraź sobie sołtysową mieszającą zupę chochlą. Przez to szczawiówka jest dobrze wymieszana.
Podobnie było w Gungwasolu.
Ogromna siła Wielkiego Wybuchu była „chochlą” mieszającą w wolno rozszerzającej się Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń jest jednorodna.
{Przerwa na przyniesienie jajek z kurnika.}
Wielce uczeni profesorowie, będąc w ciemnej kosmologicznej *****, nie mogą się nadziwić dlaczego przestrzeń jest jednorodna, ale taka nie do końca jednorodna.
Mimo, że w dużych skalach wszechświat jest tak jednorodny, zawiera jednak lokalne nieregularności, takie jak gwiazdy i galaktyki. Uważamy, że powstały one wskutek niewielkich różnic gęstości między różnymi obszarami we wczesnym wszechświecie. Skąd wzięły się te fluktuacje gęstości?” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A teraz ponownie wyobraź sobie sołtysową mieszającą zupę chochlą. Ale choćby sołtysowa mieszała i sto dwa lata, to szczawiówka z jajeczkami nigdy nie będzie wymieszana idealnie.
Podobnie było w Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń jest jednorodna, ale taka nie do końca jednorodna.
{Czas na obiad: szczawiówka sołtysowej. Szczawiówka sołtysowej to największy przysmak w mojej wiosce.}
To cytat ze strony www.czas.net:
Jaka jest definicja czasu? Niestety w tym przypadku możemy śmiało powiedzieć, że nie ma jednej definicji przyjętej przez ogół ludności. Ludzie po prostu nie potrafią konkretnie i dosłownie określić czym jest czas. (...) na przełomie dwóch tysięcy lat ludzie nie mogli ustalić jednej konkretnej definicji czasu i nadal nie mogą tego zrobić. Jest to temat, który rozpoczął się w sferach filozoficznych przechodząc dalej do sfer fizycznych, a obecnie temat ten znów powraca do sfer filozoficznych.”
Ponad sto lat temu Herman Minkowski wpadł na pomysł, że tajemniczy i zagadkowy czas może być wymiarem – wymiarem w zasadzie
takim samym
jak trzy wymiary przestrzenne. I tak wielce uczony profesor stworzył koncepcję czterowymiarowej czasoprzestrzeni, którą inni wielce uczeni profesorowie powszechnie zaakceptowali.
Używamy czasoprzestrzeni euklidesowych, w których czas jest traktowany tak samo jak przestrzeń.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A koncepcja euklidesowej czasoprzestrzeni, w której czas jest traktowany tak samo jak przestrzeń, prowadzi do niezwykłego wniosku: skoro można dowolnie podróżować w „drabiniastej” przestrzeni (układ współrzędnych niewątpliwie przypomina trzy połączone drabiny), to i dowolnie można wchodzić i schodzić po czwartej „drabinie” czasu!
Wehikuły czasu są w zasadzie zgodne z prawami fizyki znanymi nam do tej pory. (...) W 1998 roku Kip Thorne z kolegami z Caltechu znaleźli rozwiązanie równań Einsteina, które dopuszczają podróże w czasie przez tunele czasoprzestrzenne.” - profesor fizyki Michio Kaku „Kosmos Einsteina”.
Wielce uczeni profesorowie już nie mogą się doczekać kiedy wyprawią się na mezozoiczne safari aby upolować rogatego triceratopsa. Cóż to będzie za trofeum! Ale co by było gdyby wielce uczony profesor, podróżując w czasie, zabił w przeszłości swojego dziadka zanim ten spłodził jego ojca? W tej sytuacji wielce uczony profesor nigdy nie narodziłby się w przyszłości. Więc jak on mógł pojawić się w przeszłości i zamordować tam dziadka, skoro nie istniał w przyszłości? I do takiego kosmicznego domu wariatów prowadzi koncepcja „drabiniastego” czasu uznawana przez wielce uczonych profesorów za prawdziwą.
A teraz wyobraź sobie rzekę płynącą przez bajkową wioskę.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Bo w Qlepsydronie płynie rzeka. A nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki.
A w szczególności do fantazmatycznej Rwizisy, która płynie w piątym fantazmatycznym wymiarze.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego wszechświat nie jest domem wariatów, który uprawiają wielce uczeni profesorowie na wielce szacownych uniwersytetach.
{Przerwa na repetę.}
A teraz ponownie wyobraź sobie kondora królewskiego przelatującego nad oceanem. Ale teraz pada deszcz. Dlatego teraz kondor widzi, że każdy płaszczak ma kontakt nie tylko z wodą oceaniczną, ale i z tą spadającą do oceanu.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Kleofas ma nieobserwowalny kontakt nie tylko z
lepkością
amanzirry wypełniającej czwarty wymiar Gungwasola, ale i z
prędkością
z jaką amanzirra przepływa w piątym wymiarze Qlepsydronu.
Dlatego Kleofas jest nie tylko jazzy, ale i trendy.
{Przerwa na poobiednią degustację purpurowego samogonu, który pędzi sołtys mojej wioski. Po pierwszym kubku sołtysowego samogonu staje się światłość.}
A teraz ponownie wyobraź sobie nadmuchiwany przez sołtysa wołowy pęcherz. Pęcherz jest wypełniony zielonym powietrzem. Ale powietrze, które sołtys wdmuchuje, jest purpurowe.
Podobnie jest w Gungwasolu. W momencie wpływania amanzirry do Gungwasola, jej kierunek przepływu jest przeciwny względem przepływu tej amanzirry, która wpłynęła wcześniej.
[Na marginesie wyjaśnię Ci o co tu chodzi. Wyobraź sobie koło. A na obwód koła od wewnątrz napierają strzałki. Koło się powiększa, bo do koła wpływają kolejne strzałki. Ale przybywające strzałki, w momencie wpływania do koła, są skierowane w przeciwną stronę niż te napierające na jego obwód. Dla podkreślenia różnicy w kierunku działania strzałek, można je pomalować kredką. Te napierające pomalowałem kredką zieloną, a te skierowane przeciwnie – wpływające – pomalowałem kredką purpurową.]
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego we wszechświecie istnieją dwa przeciwstawne ładunki elektryczne.
[Jak dokładnie to działa opisałem na stronie www.solomon.pl]
A jak na pytanie, dlaczego we wszechświecie istnieją dwa przeciwstawne ładunki elektryczne, odpowiadają wielce uczeni profesorowie? Wcale nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia.
A teraz wyobraź sobie, że sołtysowski syn Kaziuk pomalował rzeczną wodę purpurową kredką. A oceaniczną wodę pomalował zieloną kredką. Teraz wyobraź sobie, że rzeczna woda wpływa do oceanu. Ta przybyła purpurowa woda rozprzestrzenia się po całym zielonym oceanie.
Podobnie jest w Gungwasolu. Amanzirra, która wpłynęła do Gungwasola, rozprzestrzenia się po całym Gungwasolu. Ten fantazmatyczny wewnętrzgungwasolowy „prąd oceaniczny”, Ufoki zwą Yangokurasem. Ale gdy Yangokuras przepływa gładko w czwartym wymiarze Gungwasola, to wtedy Kleofas – istota żyjąca w trójwymiarowej Nafasibenie – tego przepływu nie odczuwa. Ale wibrujące cząstki amanzirry wnikają w trójwymiarową Nafasibenę, dlatego Kleofas je odczuwa.
[Na marginesie doprecyzuję o co tu chodzi. Wyobraź sobie piłeczkę ping-pongową zawieszoną na sznurku – niech ta piłeczka nazywa się Kleofas. A milimetr pod Kleofasem stoi sobie taśmociąg. Teraz wyobraź sobie, że sznurek symbolizuje trzy wymiary Nafasibeny, a taśma taśmociągu prostopadła względem sznurka symbolizuje czwarty wymiar Gungwasola. Taśmę nazwijmy Yangokurasem. Gdy Yangokuras przewijający się w czwartym wymiarze jest gładki, to z Kleofasem zawieszonym w trzech wymiarach nic się nie dzieje. Ale teraz wyobraź sobie, że na Yangokurasie, w pewnej odległości od Kleofasa, podskakuje małpa wabiąca się Elektron Elektron podskakuje pionowo, więc w trzech wymiarach. I podskakujący Elektron sprawia, że taśma staje się pofałdowana. I niech każdy najmniejszy fragment tego pofałdowania nazywa się foton. Za chwilę jakiś foton uderzy Kleofasa.]
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego we wszechświecie staje się światłość.
Na to pytanie odpowiada także wielce uczony profesor Stephen Hawking:
Elektryczna siła odpychająca między dwoma elektronami polega na wymianie wirtualnych fotonów, których nie można zaobserwować; jeśli jednak elektron przelatuje obok drugiego, mogą być emitowane rzeczywiste fotony, które obserwujemy jako fale świetlne.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Wielce uczony profesor opowiada banialuki o wirtualnych fotonach, bo nie ma pojęcia o „istnieniu” cząstek amanzirry. A dlaczego fotony śmigają akurat z prędkością prawie 300 000 km/s? Na to pytanie wielce uczeni profesorowie nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia.
Cząstki amanzirry mają prędkość prawie 300 000 km/s, bo z tą prędkością przepływa Rwizisa,
i tym samym z tą prędkością przepływa Yangokuras.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego światło śmiga akurat z prędkością prawie 300 000 km/s.
{Przerwa na wymyślenie zagadki.}
Zgodnie z prawami Newtona żaden wyróżniony stan spoczynku nie istnieje. Można powiedzieć, że ciało A spoczywa, a ciało B porusza się względem niego ze stałą prędkością, ale też równie dobrze powiedzieć można, że spoczywa ciało B, a porusza się ciało A. Na przykład, pomijając wirowanie Ziemi i jej ruch wokół Słońca, można powiedzieć, że Ziemia spoczywa, a pewien pociąg porusza się na północ z prędkością 150 km/h, lub odwrotnie, że pociąg spoczywa, a Ziemia porusza się na południe z tą samą prędkością.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu.”
Z teorii Maxwella wynikało, że światło porusza się ze stałą prędkością. Ale skoro teoria Newtona wyeliminowała pojęcie absolutnego spoczynku, to mówiąc, iż światło porusza się ze stałą prędkością, należało koniecznie powiedzieć, względem czego ta prędkość ma być mierzona. Wobec tego fizycy zasugerowali istnienie pewnej specjalnej substancji zwanej „eterem”, obecnej wszędzie, nawet w „pustej” przestrzeni.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu.”
Ale:
Doświadczenie Michelsona-Morleya – eksperyment zaliczany obecnie do najważniejszych doświadczeń w historii fizyki. Miał na celu wykazanie ruchu Ziemi względem hipotetycznego eteru poprzez porównanie prędkości światła w różnych kierunkach względem kierunku ruchu Ziemi. Doświadczenie zostało przeprowadzone po raz pierwszy w 1881 roku przez Alberta Abrahama Michelsona i powtórzone przez niego wraz z Edwardem Morleyem w roku 1887. Dało ono wynik negatywny (tj. wykazało niezależność prędkości światła od prędkości Ziemi w przestrzeni). - Wikipedia.
Ale zaobserwowano, że niezależnie od tego w którą stronę Ziemia pędzi w przestrzeni, światło nadchodzi ku niej z wszystkich kierunków z tą samą prędkością. Dla dziewiętnastowiecznych fizyków było to niezwykłe i przedziwne. Bo przecież kamień wystrzelony z procy od strony w którą biegłbyś uderzyłby Cię z większą siłą (tak jakby leciał szybciej), a wystrzelony od strony przeciwnej uderzyłby słabiej (tak jakby leciał wolniej). Kamienie wystrzelone z przeciwnych kierunków uderzyłyby Cię z tą samą siłą tylko wtedy, gdybyś był w bezruchu. Więc jak światło nadchodzące z różnych kierunków może nadchodzić ku Ziemi z tą samą prędkością?
To ci dopiero zagadka!
Tą zagadkę „rozwiązałwielce uczony profesor Albert Einstein:
Ostatecznie zrezygnowano z wyjaśnienia doświadczenia Michelsona-Morleya na gruncie koncepcji eteru. Jest ono natomiast zgodne z ogłoszoną przez A. Einsteina w 1905 roku szczególną teorią względności, według której prędkość światła w próżni jest jednakowa we wszystkich inercjalnych układach odniesienia wprost z definicji.” - Wikipedia.
Układ inercjalny (inaczej inercyjny) – układ odniesienia, względem którego każde ciało, niepodlegające zewnętrznemu oddziaływaniu z innymi ciałami, porusza się bez przyspieszenia (tzn. ruchem jednostajnym prostoliniowym) lub pozostaje w spoczynku. - Wikipedia.
Zatem Einstein swoją szczególną teorią względności „rozwiązał tę zagadkę tak:
Ziemia jest w ruchu jednostajnym prostoliniowym, który jest względny. Czyli z punktu widzenia Ziemi, Ziemia nie jest w ruchu. Więc nie ma się co dziwić, że z punktu widzenia Ziemi światło nadchodzi ku niej z każdej strony z tą samą prędkością.
I wszyscy wielce uczeni profesorowie od razu przestali się dziwić, bo teraz prędkość światła nadchodzącego z każdej strony jest taka sama
wprost z definicji.
Ale światło
zachowuje się tak samo
w
przyśpieszającej
rakiecie. A taka rakieta nie jest przecież inercjalnym układem odniesienia. Więc jak to się dzieje, że światło ku kosmonaucie nadchodzi z tą samą prędkością z wszystkich kierunków, pomimo tego, że przyśpieszająca rakieta nie jest inercjalnym układem odniesienia? Na to pytanie wielce uczeni profesorowie nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia.
A po przerwie zdradzę Ci jakie jest fantazmatyczne rozwiązanie tej zagadki.
{Przerwa na pomalowanie deszczu.}
A teraz wyobraź sobie pewnego miastowego, który właśnie przyjechał PKS-em. Miastowy przechadza się po bajkowej wiosce w czapce zrobionej z czerwonego foliowego worka, bo pada deszcz pomalowany purpurową kredką. Ale bez względu na to w którym kierunku wypoziomowanego dwuwymiaru miastowy idzie, krople spadające w trzecim/pionowym wymiarze uderzają go zawsze z tą samą siłą. Miastowy ma osobliwą wadę wzroku: nie widzi trzeciego wymiaru. To tak jakby jego oczy ZRĄBAŁY każdy pionowo stojący słup telegraficzny, tak że wszystkie leżą płasko na ziemi. A krople deszczu spadające pionowo, miastowy postrzega tak jakby latały poziomo. W tym ZRĄBANYM trójwymiarze krople deszczu uderzają miastowego z tą samą siłą ze wszystkich kierunków pozornego dwuwymiaru, niezależnie od kierunku jego ruchu.
Podobnie jest w Gungwasolu. Yangokuras przepływa w czwartym wymiarze, ale z punktu widzenia trójwymiarowego Wasyla, czterowymiar Gungwasola przybiera ZRĄBANĄ postać
pozornego trójwymiaru.
Dlatego niezależnie od tego w którym kierunku wasylowa rakieta leci w Nafasibenie, wibrujące cząstki amanzirry
nadchodzące od „nawietrznej”, uderzają rakietę z tą samą siłą jak te nadchodzące od „zawietrznej”.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego prędkość światła jest
bezwzględna,
i tym samym niezależna od prędkości Ziemi w przestrzeni.
I nie ma znaczenia to czy wasylowa rakieta przyśpiesza, czy nie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego w przyśpieszającej rakiecie światło nadchodzi ku kosmonaucie z tą samą prędkością ze wszystkich kierunków.
A po przerwie uświadomię Ci jakim absurdem jest szczególna teoria względności.
{Przerwa na zrobienie procy.}
A teraz ponownie wyobraź sobie miastowego. Miastowy oczywiście nie ma pojęcia o tym, że ten widziany przez niego ZRĄBANY trójwymiar jest tylko optycznym złudzeniem. Więc co myśli miastowy spacerując w deszczu? Otóż miastowy myśli, że dzieją się jakieś niezwykłe i przedziwne rzeczy. Bo przecież uderzenie latającym kamykiem, który Kaziuk wystrzelił z procy, było mocniejsze gdy miastowy szedł w stronę Kaziuka ukrytego za wychodkiem, a gdy ucieka przed Kaziukiem to jest słabsze. Więc jak to się dzieje, że krople nadlatujące z przeciwnych kierunków uderzają go z tą samą siłą? Miastowy w końcu zdefiniował, że gdy on przemieszcza się ze stałą prędkością, to krople myślą, że on stoi w miejscu. I od razu przestał się dziwić, bo teraz siła kropel nadlatujących z każdej strony, jest jednakowa
wprost z definicji.
Ale gdy miastowy ucieka przed Kaziukiem coraz szybciej, to krople nadal uderzają go z wszystkich kierunków z tą samą siłą! Jak to możliwe? Na to pytanie miastowy nie odpowiada, bo nie ma pojęcia.
{Przerwa na pomalowanie much czerwoną kredką.}
Purpurowe powietrze, które już wpłynęło do bajkowego wołowego pęcherza, zmienia kolor na zielony. Przez co wnętrze pęcherza jest zielone.
Podobnie jest w Gungwasolu.
[Na marginesie wyjaśnię Ci dlaczego. Po wpłynięciu do koła, purpurowe strzałki rozpływają się po całym kole. Ale w momencie gdy docierają do obwodu, to zaczynają na niego napierać. Te purpurowe strzałki już nie różnią się kierunkiem działania od strzałek zielonych. Dlatego trzeba je przemalować na zielono.]
A teraz ponownie wyobraź sobie zielony wołowy pęcherz nadmuchiwany przez sołtysa. Co prawda powiększanie się pęcherza cały czas przyśpiesza, ale teraz pęcherz jest już tak duży, że w zasadzie powiększa się ze stałą prędkością. Powierzchnia pęcherza jest zakrzywiona w trzecim wymiarze, dlatego z punktu widzenia każdej czerwonej muchy stojącej na tejże powierzchni, ona jest na samym wierzchołku pęcherza. Więc z punktu widzenia każdej muchy, inne muchy oddalają się od niej ze stałą prędkością. Zatem jednostajny i prostoliniowy ruch much będący pochodną rozszerzania się powierzchni pęcherza, jest
względny.
Podobnie jest w Gungwasolu. Ruch jednostajny prostoliniowy związany z rozszerzaniem się Nafasibeny jest
względny.
[Nafasibena oczywiście przyśpiesza, więc tak naprawdę względny ruch Kleofasa wcale nie jest jednostajny (względny względem Wasyla, oczywiście). Ale Gungwasol jest już całkiem spory, dlatego przyśpieszanie Nafasibeny jest tak nieznaczne, że pomijalne.]
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego ruch jednostajny prostoliniowy Drogi Mlecznej (w tym Ziemi)
związany z rozszerzaniem się przestrzeni,
jest względny (względem odległych galaktyk, oczywiście).
A teraz wyobraź sobie, że na powierzchni zielonego syropu biegnie czerwona mucha. Mucha przebiega obok drugiej muchy, która leży na tejże powierzchni. Pierwsza mucha stąpając na powierzchnię syropu tworzy
falę,
a druga mucha nie. Dlatego ruch much po powierzchni bajkowego syropu nie jest względny.
Podobnie jest w Gungwasolu. Wasylowa rakieta lecąca w trójwymiarowej Nafasibenie czterowymiarowego Gungwasola pełnego amanzirry, „stąpając” tworzy
falę
w Nafasibenie.
A im szybciej leci, tym fala jest większa.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego w przestrzeni powstają fale grawitacyjne, które niedawno odkryto.
Z ogólnej teorii względności wynika, iż ciała o wielkiej masie, poruszając się, emitują fale grawitacyjne, to znaczy rozchodzące się z prędkością światła zaburzenia krzywizny przestrzeni. Fale grawitacyjne przypominają fale świetlne, będące zaburzeniami pola elektromagnetycznego, są jednak o wiele trudniejsze do wykrycia.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu.”
I właśnie na podstawie wielkości fali, w Nafasibenie określa się
BEZWZGLĘDNĄ
prędkość wasylowej rakiety. A przynajmniej teoretycznie. Bo w przypadku malutkiej rakiety fala w Nafasibenie jest bardzo mała, więc niezwykle trudna dla Kleofasa do zaobserwowania.
Ale jest.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego ruch jednostajny prostoliniowy Ziemi
w przestrzeni
nie jest względny. Ale taka jest też fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego we wszechświecie istnieją
dwa różne
ruchy jednostajne prostoliniowe – jeden względny, a drugi bezwzględny.
Takich pytań oczywiście nigdy żaden wielce uczony profesor nie zadał. Bo według wielce uczonych profesorów istnieje tylko jeden ruch jednostajny prostoliniowy, który jest względny. A fale grawitacyjne, według wielce uczonych profesorów, tworzą tylko ciała poruszające się z przyśpieszeniem.
Źródłem fal grawitacyjnych jest ciało poruszające się z przyspieszeniem.” - Wikipedia.
A teraz wyobraź sobie muchę biegnącą na powierzchni syropu ze stałą prędkością prosto przed siebie. I wyobraź sobie drugą muchę biegnącą zygzakiem i przyśpieszającą raz po raz. Ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie w jaki sposób biegną muchy? Oczywiście, że nie. Bo przyśpieszanie, lub jego brak, nie ma żadnego wpływu na tworzenie się fali i jej wielkość. Liczy się
tylko i wyłącznie
prędkość w danej chwili, a właściwie to jak akurat mocno mucha stąpnęła.
Podobnie jest w Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna riposta na relatywistyczne banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
{Przerwa na narysowanie kondora królewskiego.}
W Nafasibenie stoi sobie słup telegraficzny. I do tegoż słupa puścił zajączka Wasyl, który podróżuje w rakiecie lecącej w stronę słupa. Rakieta leci ze stałą prędkością równą połowie prędkości zajączka.
Wielce uczeni profesorowie twierdzą, że rakieta dotrze do słupa dwa razy później niż światło, ale tylko z punktu widzenia stojącego słupa. Bo według wielce uczonych profesorów, z punktu widzenia kosmonauty, rakieta stoi a galopuje słup telegraficzny. Więc według wielce uczonych profesorów, sytuacja z punktu widzenia kosmonauty wygląda tak: światło leci do słupa z prędkością światła, a słup galopuje ku światłu z połową tej prędkości. Dlatego spotkają się w odległości 2/3 początkowej odległości dzielącej słup od rakiety. W tej sytuacji słup ma jeszcze do pokonania dwa odcinki z trzech, więc dotrze do rakiety
trzy razy później
niż do słupa dotarło światło. Zatem wielce uczeni profesorowie uważają, że gdy kosmonauta i dżokej – który dosiada naszego gniadego słupa – spotkają się, to dżokej powie, że dali sobie buziaka na powitanie
dwa razy później
niż do słupa dotarło światło, a kosmonauta powie, że
trzy razy później.
A teraz wyobraź sobie Kaziuka biegnącego po łące. Kaziuk biegnąc strzela z procy prosto do góry do szybującego kondora królewskiego, który akurat przelatuje nad zieloną sołtysową łąką. Kondor widzi z perspektywy trzeciego wymiaru, że niezależnie od tego jak szybko Kaziuk biegnie w dwuwymiarze, kamyki wystrzelone w trzeci wymiar lecą pionowo zawsze z tą samą prędkością. Dzieje się tak, bo w tej trójwymiarowej konfiguracji pozioma prędkość Kaziuka nie dodaje się do pionowej prędkości kamyka.
Podobnie jest w Gungwasolu. Prędkość zajączka odbitego od lusterka nie dodaje się do prędkości rakiety, bo rakieta leci w trójwymiarze, a zajączek w czwartym wymiarze. Więc zajączek zawsze oddala się od wasylowej rakiety z prędkością c,
bez względu na prędkość rakiety.
A teraz wyobraź sobie takiego samego kondora królewskiego, ale narysowanego czerwoną kredką na sołtysowym wozie obładowanym sianem. Kaziuk biegnie ku temu narysowanemu kondorowi w dwuwymiarze, a strzela do prawdziwego w trzecim wymiarze. Ale gdy prawdziwy kondor dostanie kamykiem, to ten narysowany wrzaśnie. Dlaczego? Bo tak jest w tej bajkowej krainie.
Podobnie jest w Gungwasolu. Z punktu widzenia Wasyla słup jest
w trójwymiarowej Nafasibenie,
a z punktu widzenia zajączka, słup jest
w czwartym wymiarze Gungwasola.
Zatem w czterowymiarze Gungwasola, lecąca rakieta dotrze do stojącego słupa dwa razy później niż dotrze zajączek. Tyle, że dotrą innymi drogami.
I nie ma przy tym znaczenia kto jest obserwatorem tego zdarzenia.
I taka jest fantazmatyczna riposta na relatywistyczne banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
{Przerwa na robienie głupich min do pasażerów pociągu, który akurat przejeżdża po torach przecinających sołtysową łąkę.}
To cytat ze strony www.fizykon.org:
Wyobraźmy sobie superekspresowy pociąg przejeżdżający przez stację (pociąg Einsteina). Pociąg jest o tyle nietypowy, że porusza się z prędkością bliską prędkości światła. Poza tym pociąg ma tylko jeden wagon, na którego obu końcach znajdują się drzwi otwierane fotokomórką. W środku wagonu znajduje się lampka, która wysyła światło otwierające drzwi. Zastanówmy się nad tym jak będą otwierały się drzwi pociągu z punktu widzenia osoby znajdującej się wewnątrz pociągu, a jak dla zawiadowcy stacji. Łatwo jest wszystko przewidzieć dla osoby wewnątrz pociągu – ponieważ prędkość światła jest stała, więc rozchodzące się promienie świetlne odbędą taką samą drogę do jednych i drugich drzwi wagonu, dlatego fotokomórki zadziałają jednocześnie i drzwi otworzą się jednocześnie. Z punktu widzenia zawiadowcy stacji sytuacja jest bardziej skomplikowana. Cóż on widzi: w pewnym momencie w środku przejeżdżającego wagonu rozbłysło światło. Jego promienie poruszające się względem zawiadowcy z prędkością światła (prędkość ta jest niezależna od układu odniesienia – patrz doświadczenie Michelsona Morleya), zachowują się jednak różnie – promień wysłany w przód goni drzwi z fotokomórką i ostatecznie, zanim je dopędzi, przebędzie znacznie dłuższą drogę, niż promień poruszający się kierunku tyłu pociągu, który zmierza na spotkanie swoich drzwi. W efekcie najpierw otworzą się drzwi tylne, a dopiero potem przednie.
I do takiego absurdu prowadzą założenia szczególnej teorii względności Einsteina. Ale dla wielce uczonych profesorów to jest normalna rzecz. Bo według wielce uczonych profesorów, równoczesność jest przecież względna:
Jeżeli dwaj obserwatorzy znajdują się w dwóch różnych układach odniesienia, (...), wówczas, stosując szczególną teorię względności, można dowieść, że dla obu obserwatorów zdarzenia A i B mogą następować w różnej kolejności czasowej. (...) Wynika stąd, że również pojęcie równoczesności jest względne. Jeżeli jakieś dwa zdarzenia są równoczesne dla jednego obserwatora, wcale nie muszą być takie dla innego obserwatora.- Wikipedia
To wszystko są absurdy Ale wielce uczeni profesorowie nasiąkali takimi relatywistycznymi absurdami od niemowlaka. Więc nie ma się co dziwić, że te absurdy dla nich są czymś normalnym. I to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego to co dla normalnych ludzi jest absurdalne, dla wielce uczonych profesorów jest normalne. Ale problem polega na tym, że po ponad stuletnim powszechnym relatywistycznym praniu mózgów, normalnych ludzi już prawie nie ma. Niemal wszyscy są jak wycięci z relatywistycznego komiksu.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Apropopo:
Zbieram komiksy i bajki wydane w PRL-u. Jeśli masz takowe, które tylko zawalają Ci chałupę albo strych, to napisz na mój e-mail:
kondorman@o2.pl
Sie dogadamy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A po przerwie wyjaśnię Ci dlaczego oboje drzwi jadącego wagonu otworzą się równocześnie, bez względu na to kto jest obserwatorem tego zdarzenia.
{Przerwa na narysowanie drugiego kondora.}
A teraz wyobraź sobie Kaziuka stojącego obok wozu ciągnionego przez chabetę Zuzannę. I wyobraź sobie, że Kaziuk znowu strzela z procy. Ale tym razem dwoma kamykami naraz do dwóch kondorów znajdujących się w tej samej odległości w trzecim wymiarze. I wyobraź sobie, że z przodu wozu jest narysowany jeden z tych kondorów, a na końcu wozu – w tej samej odległości od Kaziuka – narysowany jest drugi. I chociaż Kaziuk strzela do prawdziwych kondorów, to tak jakby strzelał do tych narysowanych. Bo, jak już wiesz, w tej bajkowej krainie jak prawdziwe kondory dostaną kamykami, to wrzasną te narysowane. A teraz zadam Ci pytanie: czy to, że wóz jedzie w dwuwymiarze, i tym samym względem Kaziuka położenie zmieniają narysowane kondory, ma jakiekolwiek znaczenie w tej sytuacji? Oczywiście, że nie. W tej trójwymiarowej bajkowej sytuacji, niezależnie od tego czy wóz jedzie czy stoi, oba narysowane kondory wrzasną
równocześnie,
bo oba prawdziwe kondory dostaną kamykami równocześnie.
Podobnie jest w czterowymiarowym Gugwasolu.
I taka jest fantazmatyczna riposta na relatywistyczne banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
{Przerwa na przyniesienie z podwórka świeżego krowiego placka.}
A teraz wyobraź sobie muchę zjadającą świeży krowi placek. Placek jest czerwony, bo zrobiony przez krowę rasy polskiej czerwonej. A gdy mucha pomalowana czerwoną kredką zjada czerwony krowi placek, to biegnie po powierzchni zielonego syropu.
Podobnie było w Gungwasolu. Gdy Wasyl wrzucił łopatę ususzonych krowich placków do rakietowego pieca, to rakieta poleciała w Nafasibenie.
A gdy mucha biegnie, to stąpa – naciska na powierzchnię syropu.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy wasylowa rakieta leci, to „stąpa” – naciska na Nafasibenę.
Dlatego pod biegnącą muchą dwuwymiarowa powierzchnia syropu jest zapadnięta w trzecim wymiarze.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy wasylowa rakieta „stąpa”, to trójwymiarowa Nafasibena jest
zapadnięta
w czwartym wymiarze.
Gdy powierzchnia syropu jest zapadnięta, to syrop jest w tym miejscu gęstszy, i tym samym bardziej lepki.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy w jakimś miejscu Gungwasola zapadnięta jest Nafasibena, to amanzirra jest tam bardziej gęsta, przez co jest bardziej lepka.
A gdy syrop jest bardziej lepki, to musze trudniej jest oderwać od niego nogę – to tak jakby noga była
cięższa.
Podobnie jest w Gungwasolu.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego ciało w ruchu ma
większą masę.
Sensowna, nieprawdaż?
[Moje wzory będące odzwierciedleniem zależności zachodzących w czterowymiarze Gungwasola są na stronie:
Z czterowymiarowego wzoru przedstawionego na tamtej stronie uzyskuje się te same wartości liczbowe dotyczące wzrostu masy jak ze wzoru, który uprawiają wielce uczeni profesorowie na wielce szacownych uniwersytetach. Bo oba te wzory są oparte na geometrycznych zależnościach odkrytych przez Pitagorasa (albo może przez jakiegoś egipskiego kapłana). Więc nie jest problemem poprawne wyliczenie tego czy owego, gdy coś się dzieje. W moim tekście chodzi o interpretację tego co
się dzieje.
A interpretacja może być sensowna, albo może być horrendalną bzdurą.]
A teraz na pytanie dlaczego ciało w ruchu ma większą masę, odpowie wielce uczony profesor Stephen Hawking:
(...) energia związana z ruchem ciała
wnosi wkład do jego masy, (...)
- Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A teraz uświadomię Ci jaką
horrendalną bzdurą
jest to co twierdzi wielce uczony profesor (ale przecież nie tylko on, bo tak twierdzą wszyscy wielce uczeni profesorowie).
Wyobraź sobie, że właśnie do sołtysowej chałupy wszedł miastowy. Jak już wiesz, miastowy ma osobliwą wadę wzroku: nie widzi trzeciego wymiaru. Dlatego to co
się dzieje
w sołtysowej chałupie, miastowy widzi tak samo jak czterech pancernych widzi sołtysostwo na dwuwymiarowym ekranie swojego Rubina. Teraz miastowy patrzy na muchę biegnącą po powierzchni syropu, i mówi tak:
- Gdy mucha zjada krowi placek, to biegnie. Ale jednocześnie syrop staje się bardziej lepki. Zatem krowi placek związany z ruchem muchy
wnosi wkład do lepkości syropu.
To co mówi miastowy, który nie ma pojęcia o tym, że to się dzieje w trzech wymiarach, jest horrendalną bzdurą. Nieprawdaż?
Wielce uczony profesor nie ma pojęcia o tym, że to się dzieje tak
jakby
się działo w czterech wymiarach, z których czwarty jest pełen gęstniejącej amanzirry. Przez co nie ma pojęcia jakie są fantazmatyczne związki przyczynowo-skutkowe w relacji energia-masa. Dlatego opowiada
horrendalne bzdury.
A teraz wyobraź sobie, że odcinek czterech pancernych już się skończył. Teraz sołtysowa ubrana w czerwoną kieckę stoi na zielonym sołtysowym podwórku, i w ręce trzyma kaziukową procę zrobioną z wyszczerbionego purpurowego widelca i zielonej gumy. Teraz sołtysowa w jednej ręce trzyma widelec, a drugą ręką, trzymając palcami czerwony kamyk, rozciąga gumę. Kamyk zmienia położenie wraz z rozciągającą się gumą, ale im guma jest bardziej rozciągnięta, tym większy opór stawia. Więc im więcej z wysiłku stęka sołtysowa, tym kamyk jest dalej, ale ze względu na wzrastający opór rozciąganej gumy, stękanie sołtysowej nie przekłada się proporcjonalnie na oddalenie się kamyka.
Podobnie jest w Gungwasolu. Im więcej Wasyl wrzuca krowich placków do rakietowego pieca, tym rakieta leci szybciej. Ale im szybsza jest rakieta w Nafasibenie, tym mocniej na nią „stąpa”. A im mocniej „stąpa”, tym bardziej Nafasibena jest zapadnięta, i tym bardziej lepka jest amanzirra. A im bardziej lepka jest amanzirra ukryta w czwartym wymiarze Gungwasola, tym
bardziej utrudnia wzrost prędkości wasylowej rakiety w trójwymiarowej Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego energia
nie przekłada się
proporcjonalnie na prędkość ciała. Sensowna, nieprawdaż?
A to kontynuacja powyższego cytatu, która jest odpowiedzią wielce uczonego profesora na to samo pytanie:
(...), innymi słowy,
energia ta utrudnia wzrost prędkości ciała.”
- Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
I to jest kolejna
horrendalna bzdura.
A teraz Ci to uświadomię.
Wyobraź sobie, że na sołtysowe podwórko zawitało wielu mieszkańców bajkowej wioski. A między nimi stoi wioskowy ślepiec. Wioskowy ślepiec gada tak:
- Im więcej stęka sołtysowa, tym dalej jest kamyk. Ale kamyk oddala się od widelca coraz wolniej, bo
to sołtysowowe stękanie utrudnia oddalanie się kamyka.
To co gada ślepiec jest absurdalnym bełkotem, nieprawdaż? Ślepiec gada horrendalne bzdury, bo nie widzi rozciąganej gumy.
Wielce uczony profesor Stephen Hawking opowiada horrendalne bzdury, bo jest „ślepcem” niewidzącym gęstniejącej amanzirry. A to ciąg dalszy opowieści wielce uczonego profesora (ten akurat fragment jest do rzeczy):
Ten efekt staje się rzeczywiście istotny dopiero wtedy, gdy obiekt porusza się z prędkością bliską prędkości światła. Na przykład gdy ciało porusza się z prędkością równą 10% prędkości światła, jego masa wzrasta tylko o 5%, ale przy prędkości równej 90% prędkości światła masa staje się już przeszło dwukrotnie większa. W miarę zbliżania się prędkości ciała do prędkości światła, jego masa wzrasta coraz szybciej, potrzeba zatem coraz więcej energii, by zwiększyć jego prędkość jeszcze bardziej.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A teraz ponownie wyobraź sobie gumę rozciąganą przez sołtysową. Jednak teraz guma jest już bardzo mocno rozciągnięta, i tym samym bardzo oporna. W tej sytuacji siła sołtysowej już nie wystarcza, aby kamyk przesunął się jeszcze bardziej. A teraz wyobraź sobie, że teraz kamyk ciągnie także Kaziuk w czerwonym berecie z zielono-purpurową antenką. Teraz guma rozciągnęła się jeszcze bardziej, i tym samym kamyk przesunął się jeszcze bardziej. Ale teraz kamyk przesuwał się bardzo powolutku, i to pomimo bardzo dużej siły (Kaziuk to kawał chłopa) z jaką ciągnęło go 2/3 sołtysostwa.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy prędkość wasylowej rakiety zbliża się do prędkości światła, to wtedy rakieta „stąpa” z ogromną siłą. Dlatego Nafasibena jest bardzo zapadnięta. I tym samym amanzirra jest tak lepka, że ogromna ilość energii, którą do pieca wrzuca Wasyl, przekłada się na malutki wzrost prędkości rakiety.
I jeszcze kawałek z wielce uczonego profesora (ten to jest jazda na nieskończoności bez trzymanki):
W rzeczywistości ciało to nigdy nie osiągnie prędkości światła, gdyż jego masa byłaby wtedy nieskończona, a z równoważności masy i energii wynika, że potrzebna byłaby wtedy i nieskończona energia. - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Wielce uczony profesor opowiada banialuki o nieskończonościach, bo jest „ślepcem” niewidzącym dna Gungwasola.
Gungwasol ma w czwartym wymiarze dno. Więc Nafasibena może zapaść się tylko do dna Gungwasola.
To jest MAX.
[To jaką czwartowymiarową głębokość ma Gungwasol, i dlaczego akurat taką, opisałem na stronie www.solomon.pl]
A gdy Nafasibena jest maksymalnie zapadnięta, to amanzirra w tym miejscu ma maksymalną gęstość, i tym samym
maksymalną lepkość.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, którego żaden wielce uczony profesor nigdy nie zadał: dlaczego masa
nie zwiększa się
w nieskończoność, tylko osiąga maksymalną wielkość.
[To jaki jest maksymalny wzrost gęstości amanzirry podałem na stronie www.solomon.pl]
Ale żeby amanzirra mogła osiągnąć maksymalną gęstość, wasylowa rakieta musi osiągnąć maksymalną prędkość. Maksymalna prędkość rakiety jest tylko ociupinkę mniejsza od prędkości światła. A ta ociupinka jest już niepodzielna.
[Jak już raz napisałem, wzory i czterowymiarowe geometryczne zależności z których wynikają wartości liczbowe, są przedstawione na stronie www.solomon.pl]
A teraz wyobraź sobie, że teraz kamyk ciągną wszyscy zgromadzeni wieśniacy ubrani w czerwone kubraki. Teraz guma jest rozciągnięta maksymalnie. Ale teraz wyobraź sobie, że za czerwony kamyk pociągnął również nasz znajomy miastowy w czerwonej czapce. Teraz zielona guma pękła.
Podobnie było w Gungwasolu. Gdy Wasyl w rakiecie lecącej z maksymalną prędkością, wrzucił do pieca jeszcze jednego krowiego placka, to rakieta „stąpnęła” z taką gigantyczną siłą, że zrobiła
dziurę w dnie Gungwasola.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego żadne ciało mające masę nie może osiągnąć prędkości światła.
A teraz wyobraź sobie moment w którym pękła guma. Ale nie taki moment i nie ta guma. Jeszcze raz. Wyobraź sobie chwilę w której pękła guma wyciągnięta przez Kaziuka z zielonych kalesonów sołtysa. Teraz cała siła z jaką ciągnęli kamyk wszyscy mieszkańcy bajkowej wioski, oderwała się od gumy. Dlatego teraz wszyscy, pchani tą oderwaną energią, robią do tyłu fikołki na sołtysowym podwórku.
Podobnie było w Gungwasolu. Gdy wasylowa rakieta zrobiła dziurę w dnie Gungwasola, to wtedy zniknęła z Nafasibeny. Ale nie zniknęła energia, którą Wasyl wrzucał do rakietowego pieca. Ta energia, która była kumulowana poprzez to, że amanzirra stawała się coraz bardziej lepka, teraz oderwała się od „gumy”.
A teraz wyobraź sobie, że cały ten fikołkujący tłum bajkowych wieśniaków w czerwonych kubrakach, wpadł na stodołę stojącą na zielonym podwórku. I tak właśnie stodoła zbudowana z czerwonych cegieł się zawaliła.
Podobnie byłoby w Nafasibenie. Gdyby ta gigantyczna energia potrzebna do rozpędzenia rakiety do maksymalnej prędkości (czyli prędkości światła pomniejszonej o jedną niepodzielną ociupinkę) wbrew lepkości amanzirry rosnącej do maksymalnej wartości (czyli gigantycznej wartości), uwolniła się w Nafasibenie w pobliżu jakiejś stodoły, to zdarzyłaby się piękna katastrofa.
A teraz wyobraź sobie kamyk. Gdzie teraz jest czerwony kamyk?
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdzie teraz są Wasyl i jego rakieta? Odpowiedź na to pytanie znajdziesz na stronie:
{Przerwa na drugi kubek sołtysowego samogonu. Po drugim kubku czas zwalnia. A szczególnie wtedy, gdy biegnie się po zagrychę.}
Już w dziewiętnastym wieku zauważono, że czas zwalnia gdy ciało jest w ruchu. Dlaczego? Wielce uczeni profesorowie na to pytanie odpowiadają tak (tym razem nie będę nikogo cytował, sam od razu napiszę o co chodzi – tak po chłopsku):
Wyobraź sobie lustro położone na płasko, i drugie lustro zawieszone w taki sam sposób nad tym pierwszym w jakiejś tam odległości – ale tak fejs tu fejs. Między dwoma lustrami porusza się promień świetlny. Po odbiciu się od górnego leci do dolnego, po czym odbija się od dolnego, następnie leci do górnego itd. To jest zegar świetlny. A teraz wyobraź sobie, że ten zegar świetlny podróżuje pociągiem. Światło właśnie odbiło się od dolnego lustra i zrobiło TIK. Jednak zanim dotrze do górnego, to górne lustro zmieni położenie wraz z jadącym pociągiem. Więc światło aby odbić się od górnego lustra, i zrobić TAK, musi przemieszczać się na skos. A na skos jest dalej niż prosto do góry. Dlatego w jadącym pociągu zegar świetlny tyka rzadziej. Wniosek: w jadącym pociągu czas płynie wolniej.
Tako prawią wielce uczeni profesorowie. Ale ta świetlna zegarologia uprawiana przez wielce uczonych profesorów na wielce szacownych uniwersytetach, jest absurdem. A teraz uzasadnię moje twierdzenie. Teraz wyobraź sobie taki sam zegar świetlny ale ustawiony pionowo. Taki pionowy zegar tyka z tą samą częstotliwością jak ten poziomy. Ale teraz oba zegary wsadźmy do pociągu, który za chwilę pojedzie w siną dal. Jadący poziomy zegar tyka wolniej, bo promień świetlny robiąc TIK TAK pokonuje dłuższą drogę. Ale w przypadku zegara pionowego, promień nie pokonuje dłuższej drogi robiąc pełne TIK TAK, bo
odległość między lustrami jest cały czas taka sama.
Dlatego jadący pionowy zegar świetlny nie chodzi wolniej. Wniosek: w jadącym pociągu czas nie płynie wolniej. Absurd, nieprawdaż?
[W powyższym opisie jest zawarte twierdzenie Pitagorasa. Ale te geometryczne zależności można zinterpretować inaczej. Na stronie www.solomon.pl pokazałem to na czterowymiarowych rysunkach. W tamtym tekście dodatkowe wymiary – czwarty i piąty – są numerem czwartym (różnią się tylko kolorami). To dlatego, że tamten tekst jest bardzo trudny do zrozumienia. Gdyby tam był jeszcze jeden wymiar więcej, to chyba nikt nic by z niego nie zrozumiał.]
A teraz wyobraź sobie Kaziuka biegnącego do bajkowego GS-u po kiszonego ogórka na zagrychę. Kaziuk biegnie po płaskiej i wypoziomowanej powierzchni wiejskiej drogi, dlatego purpurowe krople deszczu uderzają jego czerwony beret zawsze z tą samą siłą. A teraz wyobraź sobie, że teraz Kaziuk zbiega ze stromej wydmy. Krople spadają cały czas z tą samą prędkością, ale teraz uderzają beret Kaziuka z mniejszą siłą – bo z punktu widzenia zbiegającego Kaziuka, spadają wolniej.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Im wasylowa rakieta jest bardziej zapadnięta w czwartym wymiarze, tym działanie Rwizisy płynącej w piątym wymiarze jest słabsze.
[Na marginesie wyjaśnię Ci dlaczego. Pierwszy i drugi wymiar są prostopadłe względem siebie. Tak samo czwarty i piąty wymiar Qlepsydronu są prostopadłe względem siebie. A teraz wyobraź sobie kulkę plasteliny i wetknięte w nią dwie zapałki, ale tak prostopadle względem siebie. Jedna zapałka jest oznaczona czwórką, a druga piątką. Gdy mucha idąca po zapałce-czwórce oddala się od kulki, to oddala się też od zapałki-piątki.]
To tak jakby Rwizisa płynęła wolniej.
A teraz wyobraź sobie czerwoną skałę – tą wystającą z bajkowego oceanu niedaleko od wydmy z której właśnie zbiega bajkowy Kaziuk – i spadające na nią krople purpurowej wody. Krople drążą skałę, i dlatego skała kiedyś się rozpadnie. Ale gdyby krople spadały wolniej, to skała rozpadłaby się później.
Podobnie jest w Qlepsydronie.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego w rozpędzonej sondzie kosmicznej zegar atomowy chodzi wolniej.
{Przerwa na zagrychę.}
Gdy działanie Rwizisy płynącej w piątym wymiarze Qlepsydronu jest słabsze, to
mniejsza jest prędkość Yangokurasa w czwartym wymiarze Gungwasola.
A gdy Yangokuras jest wolniejszy, to:
Po pierwsze,
cząstki amanzirry są wolniejsze.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego prędkość światła maleje wraz ze spowolnieniem zegara atomowego.
A jak na to pytanie odpowiadają wielce uczeni profesorowie? Wcale nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia, że takie absolutne i bezwzględne zjawisko istnieje. Wielce uczeni profesorowie opowiadają jakieś relatywistyczne banialuki.
Po drugie,
wasylowa rakieta staje się skurczona.
[To jak dokładnie to kurczenie się dzieje opisałem na stronie www.solomon.pl]
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego ciało będące w ruchu jest mniejsze.
Takiego pytania żaden wielce uczony profesor oczywiście nigdy nie zadał. Bo wielce uczeni profesorowie twierdzą, za swoim guru Albertem Einsteinem, że ciało skraca się w kierunku jego ruchu (to cytat ze strony www.fizykon.org):
Istotą zjawiska (skracania się długości ciała w ruchu) jest stwierdzenie, że odległość mierzona (...) będzie inna, niż mierzona w spoczynku. Np. pręt o długości 1 metra obserwowany wtedy gdy koło nas przelatuje, jest dla nas krótszy, niż gdyby leżał sobie spokojnie obok. Efekt ten zachodzi jednak tylko w kierunku ruchu – gdyby miarka metrowa z naszego przykładu była ustawiona prostopadle do prędkości, to zarówno w układzie w którym spoczywa, jak i w tym w którym się porusza – cały czas będzie miała dokładnie 1 metr. Wynika z tego np. że przelatująca kula zamienia się dla obserwatora widzącego ją w ruchu w elipsoidę.”
Wasylowa rakieta zawsze kurczy się
symetrycznie,
bez względu na kierunek jej ruchu w trójwymiarowej Nafasibenie.
Bo Yangokuras przepływa w czwartym/prostopadłym wymiarze.
I taka jest fantazmatyczna riposta na banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
{Przerwa na nalanie syropu do drugiej miski.}
Gdy wielce uczeni profesorowie zaobserwowali, że czas zwalnia gdy ciało jest w ruchu, wówczas oczywiście zabrali się za rozważania.
Langevin rozważał sytuację dwóch braci bliźniaków, mieszkających na Ziemi. Jeden z nich odbywa podróż z prędkością bliską prędkości światła, po czym wraca na Ziemię. Na Ziemi mija, powiedzmy, 50 lat, ale ponieważ czas w statku kosmicznym zwalnia, podróżujący nim bliźniak zestarzeje się tylko o 10 lat. Kiedy bracia w końcu się spotkają, każdy z nich będzie w innym wieku, ponieważ bliźniak na statku kosmicznego będzie o 40 lat młodszy.” - Michio Kaku „Kosmos Einsteina.”
Cóż za fascynujące i ekscytujące zjawisko! To tak jakby kosmonauta przeniósł się w ziemską przyszłość!! Wielce uczeni profesorowie już nie mogą się doczekać kiedy w rakietach pędzących z prędkością podświetlną udadzą się w odwiedziny do swoich ulubionych praprapraprapraprapraprawnuków. Cóż to będzie za niespodzianka!
A teraz wyobraź sobie drugą miskę pełną syropu stojącą obok tej pierwszej – ale w drugiej misce syrop jest gęstszy. Teraz wyobraź sobie, że w obu syropach muchy robią pajacyki. Jednak mucha zanurzona w gęstszym syropie robi pajacyki wolniej, niż mucha zanurzona w rzadszym syropie – powiedzmy dwa razy wolniej.
Podobnie jest w Gungwasolu. Wasylowa rakieta leci w Nafasibenie, a platforma startowa na której mieszka Kleofas, nie. Przez co Wasyl jest „zanurzony w gęstszym syropie” niż Kleofas. Dlatego Wasyl robi pajacyki wolniej niż Kleofas.
A teraz wyobraź sobie, że mucha w gęstszym syropie nagle stała się dwa razy mniejsza. Teraz bajkowe muchy robią pajacyki w tym samym rytmie. Bo chociaż wolniejsza mucha macha nogami dwa razy wolniej, to jej dwa razy mniejsze nogi mają dwa razy mniejszy dystans do pokonania.
Podobnie jest w Gungwasolu. Im bardziej wasylowa rakieta jest zapadnięta w czwartym wymiarze, tym jest mniejsza, i tym samym mniejszy jest Wasyl. Dlatego Wasyl i Kleofas robią pajacyki w tym samym rytmie, piją Mocne Fulle w tym samym rytmie, w tym samym rytmie oglądają meczyki Ligi Mistrzów, i w tym samym rytmie zabawiają sąsiadki. I co najważniejsze,
obaj starzeją się w tym samym rytmie.
I taka jest fantazmatyczna riposta na banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
A to dalszy ciąg wywodu wielce uczonego profesora Michio Kaku:
Spójrzmy teraz na tę sytuację oczami tego bliźniaka (kosmonauty). Z jego perspektywy to on pozostawał w spoczynku, a Ziemia wystartowała w przestrzeń, a zatem to zegarek bliźniaka ziemskiego chodził wolniej. Kiedy obaj bliźniacy w końcu się spotkają, bliźniak ziemski powinien być młodszy, a nie bliźniak ze statku. Ponieważ ruch jest względny, powstaje pytanie, który z bliźniaków jest naprawdę młodszy. Ponieważ obie sytuacje wydają się być symetryczne, zagadka ta nawet dzisiaj stanowi twardy orzech do zgryzienia dla każdego studenta próbującego zrozumieć teorię względności. Rozwiązanie zagadki, jak to wykazał Einstein, polega na tym, że to bliźniak ze statku kosmicznego, a nie bliźniak na Ziemi, był poddawany przyśpieszeniu. Statek musiał zwolnić, zatrzymać się i zawrócić, co w oczywisty sposób wywierało wielki wpływ na podróżującego bliźniaka. Innymi słowy: sytuacja
nie jest symetryczna
z powodu przyśpieszenia, które nie jest uwzględniane w założeniach szczególnej teorii względności, a dotyczy tylko bliźniaka ze statku, który w rzeczywistości staje się młodszy.” - Michio Kaku „Kosmos Einsteina.”
A po przerwie ponownie uświadomię Ci jakim absurdem jest szczególna teoria względności.
{Przerwa na włączenie Rubina, bo zaraz będzie Janosik.}
A teraz wyobraź sobie, że całe sołtysostwo ogląda Janosika. Janosika razem z sołtysostwem ogląda też miastowy. Na środku ekranu stoi Kwiczoł, a z prawej strony ekranu Pyzdra zbiega z górki. Pyzdra najpierw zbliżył się do Kwiczoła, a potem zaczął znikać. Ale zaraz potem pojawił się po drugiej stronie Kwiczoła. Kondor królewski, który dopiero co przysiadł na parapecie okna sołtysowej chałupy, też ogląda film. Kondor wie, że dwuwymiarowa powierzchnia ekranu Rubina jest
jakby
trójwymiarowa. Dlatego Pyzdra mógł minąć Kwiczoła w trzecim wymiarze, i mógł na chwilę ukryć się za nim. Ale miastowy, który nigdy nie widział trzeciego wymiaru i nie ma pojęcia o jego istnieniu, zdarzenie, które zaszło na dwuwymiarowej powierzchni ekranu komentuje tak:
- Po zetknięciu się z Kwiczołem Pyzdra się zdematerializował, i po chwili zmaterializował się z drugiej strony.
A żeby nie być gołosłownym, miastowy zabazgrał cały kuchenny stół wzorami. Teraz wyobraź sobie Kaziuka gapiącego się z opadniętą szczęką na te matematyczne bohomazy. Kaziuk to prosty chłop z bajkowej wioski, dlatego nic z nich nie rozumie. Ale Kaziuk ma swój chłopski rozum, dlatego zadał miastowemu takie oto pytanie:
- A dlaczego Pyzdra zniknął, a nie Kwiczoł? Bo przecież Kwiczoł zetknął się z Pyzdrą tak samo jak Pyzdra z Kwiczołem.
Miastowy z wielce uczoną miną odpowiada tak:
- Kwiczoł względem Pyzdry jest w ruchu tak samo jak Pyzdra względem Kwiczoła. Więc po zetknięciu się, z punktu widzenia Kwiczoła dematerializuje się Pyzdra, a z punktu widzenia Pyzdry dematerializuje się Kwiczoł. Ale to wtedy, gdy względem siebie są w ruchu jednostajnym prostoliniowym. W sytuacji oglądanej na filmie, Pyzdra poruszał się z przyśpieszeniem. Więc sytuacja
nie była symetryczna.
I dlatego to Pyzdra się zdematerializował, a nie Kwiczoł.
Ale najlepsze dopiero będzie (to ciąg dalszy tego pseudouczonego bełkotu wielce uczonego profesora Michio Kaku):
Jednakże sytuacja jest jeszcze bardziej zagadkowa, kiedy statek kosmiczny z bliźniakiem nie wraca. W tym scenariuszu każdy z bliźniaków widzi przez teleskop, że jego brat starzeje się wolniej. Ponieważ sytuacja jest teraz dokładnie symetryczna, to każdy z obu bliźniaków jest przekonany, że jego brat jest młodszy.”
Każdy z bliźniaków widzi, że jego brat starzeje się wolniej!!!
I właśnie do takiego megaabsurdu prowadzi dogmat
W potocznym języku za dogmat rozumie się pewnik przyjęty tylko na zasadzie autorytetu, bez poddania go badaniu krytycznemu co do prawdziwości i zgodności z doświadczeniem. <źródło: Wikipedia>
wyznawany przez wielce uczonych profesorów mówiący, że każdy ruch jednostajny prostoliniowy jest względny.
{Przerwa na pomalowanie wiatru wiejącego nad oceanem.}
A teraz wyobraź sobie, że syrop stężał i zamienił się w galaretkę. W zielonej galaretce są czerwone muchy, ale nie za wiele. Teraz Kaziuk nabrał czerwoną łyżką trochę galaretki, przez co zrobił się w niej dołek.
Podobnie jest w Gungwasolu. Obecność kleofasowej platformy startowej w Nafasibenie sprawia, że w czwartym wymiarze Gungwasola utworzył się dołek. Bo platforma startowa jest jakby łyżką wybierającą „galaretkę”.
[To jak to naprawdę działa opisałem na stronie www.solomon.pl]
W tej sytuacji Nafasibena jest zapadnięta w czwartym wymiarze.
[To jest inny rodzaj zapadnięcia się Nafasibeny, niż to spowodowane przez „stąpanie” wasylowej rakiety.]
A teraz wyobraź sobie, że do dołka w zielonej galaretce wbiegła czerwona mrówka. Krzywizna powierzchni galaretki sprawiła, że zmienił się kierunek ruchu mrówki.
Podobnie jest w Gungwasolu. Z powodu zakrzywienia się Nafasibeny w czwartym wymiarze, zmienił się kierunek ruchu wasylowej rakiety, która akurat przelatywała obok kleofasowej platformy startowej.
Czasoprzestrzeń nie jest płaska, jak zakładano uprzednio, lecz zakrzywiona lub „pofałdowana” przez rozłożoną w niej energię i masę. Ciała takie jak Ziemia nie są zmuszone do poruszania się po zakrzywionej orbicie przez siłę ciążenia; należy raczej powiedzieć, że poruszają się w zakrzywionej przestrzeni (...).” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
I to się zgadza. Ale Einstein i wszyscy inni wielce uczeni profesorowie twierdzą, że krzywizna przestrzeni jest
grawitacją.
Rewolucyjność pomysłu Einsteina polega na potraktowaniu grawitacji odmiennie niż innych sił, a mianowicie jako konsekwencji krzywizny czasoprzestrzeni.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Czyli sprawcą tego, że jabłko spadło Newtonowi na głowę. Ale to co o przyczynie spadania jabłek twierdzą wielce uczeni profesorowie, ja nominowałem do prestiżowej nagrody ufundowanej przez sołtysa mojej wioski:
Pierdoła Milionlecia.
A teraz wyobraź sobie Kaziuka, który nabierając łyżką galaretkę, zerka na ocean z okna sołtysowej chałupy. I wyobraź sobie czerwoną żaglówkę płynącą na powierzchni zielonego oceanu. Żaglówka płynie – zmienia położenie – bo nad, czyli poza, oceanem wieje wiatr pomalowany zieloną kredką.
Podobnie jest w Qlepsydronie.
Poza Gungwasolem wieje wiatr.
Ten fantazmatyczny zewnętrzny wiatr – zewnętrzny względem Gungwasola – Ufoki zwą Upeporokiem.
A teraz ponownie wyobraź sobie nadmuchiwany przez sołtysa podziurkowany wołowy pęcherz. Czy oczami wyobraźni widzisz ten zielony wiatr uciekający dziurkami na zewnątrz pęcherza?
Podobnie jest w Qlepsydronie.
[Jak powstaje Upeporok, kosztem czego powstaje, i dlaczego dwa razy dalej jest cztery razy słabszy, dokładnie opisałem na stronie www.solomon.pl]
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytania, jak powstaje grawitacja, kosztem czego powstaje, i dlaczego dwa razy dalej jest cztery razy słabsza.
Przyciąganie grawitacyjne między Ziemią i Słońcem przypisujemy wymianie grawitonów między cząstkami składającymi się na oba ciała. Choć wymieniane grawitony są wirtualne, a zatem nieobserwowalne, wywołują widzialny efekt — Ziemia porusza się wokół Słońca!” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Wielce uczony profesor ponownie opowiada wirtualne banialuki, bo nie ma pojęcia o „istnieniu” Upeporoka. A w jaki sposób wielce uczeni profesorowie, nie wiedząc nic o „istnieniu” Upeporoka, potrafią wyliczyć dokładnie siłę grawitacji? To proste.
Gdy w Gungwasolu robi się coraz większy dołek, to zakrzywienie Nafasibeny jest coraz większe, i jednocześnie coraz silniejszy jest Upeporok. Bo Upeporok jest wypełniaczem tego dołka.
Więc siła Upeporoka jest zawsze proporcjonalna do stopnia zakrzywienia Nafasibeny w danym miejscu.
Zatem aby obliczyć siłę Upeporoka w danym miejscu Nafasibeny, wystarczy zmierzyć jej krzywiznę.
I dlatego wielce uczeni profesorowie, nie mając pojęcia o „istnieniu” Upeporoka, mogą poprawnie obliczyć siłę, która ciągnęła,
a właściwie pchała,
jabłko ku głowie Newtona. Ale czym innym jest poprawne obliczenie tego czy owego, a czym innym jest zrozumienie mechanizmu działania danego zjawiska. Bo jak się nie rozumie tego fantazmatycznego mechanizmu, to wtedy ma się poważny problem, żeby nie powiedzieć najpoważniejszy.
Najpoważniejszym problemem jest ujednolicenie ogólnej teorii względności opisującej grawitację w makroskali (czyli ugięcie przestrzeni, które nie jest grawitacją) z mechaniką kwantową opisującą oddziaływania fundamentalne w skali subatomowej (czyli z grawitacją).” - Wikipedia.
A to cytat ze strony internetowej Centrum Nauki Kopernik:
Grawitacja stanowi bez wątpienia enfant terrible nowoczesnej fizyki. Stanowi w tej chwili jedyną przeszkodę na drodze do tak zwanej Wielkiej Unifikacji — stworzenia teorii fizycznej, która za pomocą jednego mechanizmu tłumaczy istnienie wszystkich rodzajów oddziaływań we Wszechświecie. Pozostałe oddziaływania — elektromagnetyzm, jądrowe silne i jądrowe słabe — udało się wcisnąć do jednego obrazka. Jedynie grawitacja wystaje z ram.”
W Qlepsydronie wszechstronny Yangokuras przepływa
wewnątrz Gungwasola.
Ale Upeporok przepływa na
zewnętrz Gungwasola.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego grawitacja „wystaje z ram”.
A dlaczego grawitacja jest taka słaba?
Siły elektromagnetyczne są o wiele potężniejsze niż grawitacyjne. Na przykład, siła elektromagnetyczna między dwoma elektronami jest około milion miliardów miliardów miliardów miliardów (1 i czterdzieści dwa zera) razy większa niż siła grawitacyjna.” - Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Na to pytanie wielce uczeni profesorowie nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia.
To dlaczego Upeporok jest taki słaby opisałem na stronie www.solomon.pl
{Przerwa na pomachanie ręką żaglówce na pożegnanie, bo zaraz zniknie za horyzontem.}
A teraz wyobraź sobie, że im głębszy dołek w galaretce wykopuje Kaziuk, tym silniejszy wiatr wieje nad oceanem, i tym samym z coraz większą prędkością żaglówka zmierza ku horyzontowi. Ale galaretka ma pewną ograniczoną głębokość, więc Kaziuk nie będzie kopał w nieskończoność, i tym samym żaglówka nie będzie przyśpieszać w nieskończoność.
Podobnie jest w Gungwasolu. Czwartowymiarowy dołek w Gungwasolu nie może być głębszy od czwartowymiarowej głębokości Gungwasola.
[Jak już raz napisałem, to jaką czwartowymiarową głębokość ma Gungwasol, i dlaczego akurat taką, opisałem na stronie www.solomon.pl]
Dlatego siła Upeporoka
nie może rosnąć w nieskończoność.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, którego oczywiście żaden wielce uczony profesor nigdy nie zadał: dlaczego siła grawitacji
nie może rosnąć
w nieskończoność, tylko może osiągnąć maksymalną wielkość.
A teraz wyobraź sobie, że w tym samym momencie kiedy Kaziuk dokopał się do dna miski, żaglówka osiągnęła maksymalną prędkość, i zniknęła za horyzontem. Teraz już nie ma dołka w galaretce, teraz jest
dziura
w galaretce.
Podobne dziury są w Gungwasolu.
I taka jest fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, czym są czarne dziury.
{Przerwa na zawrócenie rzeki kijem.}
Wielce uczeni profesorowie, będąc w ciemnej kosmologicznej *****, zastanawiają się czy przestrzeń będzie się rozszerzać wiecznie. A może kiedyś zacznie się kurczyć? A co będzie wówczas, gdy zacznie się kurczyć?
Fizyk Stephen Hawking wierzył nawet, że odwróceniu może ulec sam czas, gdy tylko wszechświat zacznie się kurczyć, i że historia powtórzy się w odwrotnym kierunku. Oznaczałoby to, że ludzie stawaliby się coraz młodsi i wracali do łona matek, wynurzyliby się tyłem z basenu i lądowali bez kropli wody na trampolinie, a smażone jajka wskakiwałyby do smażonych nieuszkodzonych skorupek.” - Michio Kaku „Kosmos Einsteina”.
A teraz już po raz ostatni wyobraź sobie nadmuchiwany wołowy pęcherz. Dopóki sołtys w purpurowym kubraku i zielonych kalesonach przewiązanych sznurkiem, będzie wdmuchiwał purpurowe powietrze do pęcherza, dopóty zielony pęcherz będzie się powiększał.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Dopóki do Gungwasola będzie wpływała Rwizisa, dopóty Gungwasol będzie się powiększał, i tym samym Nafasibena będzie się rozszerzać.
A teraz ponownie wyobraź sobie starą klepsydrę stojącą na równie starej komodzie. Żeby na dole mogło przybywać piasku, u góry musi go ubywać.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Fantazmatyczny Losawgnug – „odwrócony na lewą stronę” czterowymiarowy wierzch pięciowymiarowego Qlepsydronu – się zmniejsza, bo amanzirra z niego wypływa.
Kiedyś w klepsydrze przesypie się cały piasek. I wtedy sołtys bajkowej wioski ją odwróci.
Podobnie będzie w Qlepsydronie. Kiedyś cała amanzirra przeleje się do Gungwasola, i wtedy Qlepsydron się odwróci.
A na zakończenie wyobraź sobie młyn wodny stojący nad rzeką przepływającą przez bajkową wioskę. Teraz rzeka płynie w drugą stronę. Czy teraz z mąki powstają ziarna?
Podobnie będzie w Umhlabasonie.
Koniec części pierwszej (9-07-2016).
Solomon Sarcoramphus Papa
Dla swojaków Kaziuk z wioski
e-mail: kondorman@o2.pl

Wszechświat według Ufoków na
*******************************************************************************
Ostrzeżenie!
Wszystkie słowa/nazwy, które częściowo wymyśliłem:
- amanzirra (amanzi to woda w języku ludu Xhosa)
- gungwasol (gungwa to ocean w języku ludu Shona)
- losawgnug
- nafasibena (nafasi to przestrzeń w języku Suahili)
- qlepsydron
- rwizisa (rwizi to rzeka w języku ludu Shona)
- umhlabason (umhlaba to kraina w języku ludu Xhosa)
- upeporok (upepo to wiatr w języku Suahili)
- yangokuras (yangoku to prąd, na przykład oceaniczny, w języku ludu Xhosa)
oraz wyrażenia, które wymyśliłem:
- sołtysowy samogon
- szczawiówka sołtysowej
stanowią moją własność intelektualną.
[Mam porobione zrzuty z ekranu – wyniki wyszukiwań w Google – na dowód, że powyższe słowa i wyrażenia nie istniały zanim ich nie wymyśliłem.]
Więc nie radzę używać ich w celach komercyjnych bez mojej zgody. A jeżeli ktoś wykupi domenę na przykład amanzirra.pl albo gungwasol.com albo umhlabason.de itp. itd., i bez mojej zgody zrobi sobie pod tym adresem stronę w internecie, to dam mu sposobność wykazania przed sądem jakie on ma prawa do tego wymyślonego przeze mnie słowa.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ptah-kefer zaśmiał się i rzekł:
Jeśli się widzi człowieka umierającego z głodu, dobrze jest go nakarmić. Lecz jeśli wzbrania się jeść, podejrzewając, że pożywienie jest zatrute, to nie należy mu je wciskać przemocą do ust, gdyż strawa tak podana może go udławić, zamiast zaspokoić jego głód. I nie należy dawać głodnemu dużej misy jadła, bo może połknąć je zbyt śpiesznie i mieć dolegliwości, a potem narzekać: "To było bardzo szkodliwe jedzenie, w przyszłości muszę go unikać". Raczej należy karmić go stopniowo, po trochu za każdym razem, i trzeba mu dać mleka, nim będzie w stanie przyjąć ciężkostrawne mięso. Wtedy skorzysta z tego, co dostanie, i zapragnie więcej, by wzmóc swe siły”. - Joan Grant „Uskrzydlony faraon”.
A jeśli po wypiciu „mleka” czujesz się na siłach przyjąć „ciężkostrawne mięso”, to znajdziesz je na stronie:
I jeszcze coś. Ukryłem w tamtym tekście dwa zasadnicze, aczkolwiek bardzo subtelne, błędy. A na tego kto odnajdzie te błędy, czeka Grand Prix:
przejażdżka na moim wieprzku Winnetou na oklep.
To nie lada gratka, a zagadka nie jest łatwa. Więc dam Ci fory. Pierwszego błędu trzeba szukać jak wiatru we włosach. A drugi błąd jest ukryty w cieście wyrośniętym nie w tą stronę co trzeba.

Bajka o prostym chłopie.
(Przeczytaj koniecznie, bo to wielce pouczająca bajka.)

Dawno dawno temu był sobie prosty chłop. Pewnego razu pojechał do miasta aby na rynku sprzedać ziemniaki. Na rynku swoje towary sprzedawał także cudzoziemski kupiec. Kupiec widząc zainteresowanie chłopa pewnym skomplikowanym urządzeniem, wyjaśnił mu, że to jest model wszechświata – w środku wszechświata jest Ziemia, a Księżyc, Słońce i planety krążą wokół niej. Chłop był prosty, ale nie głupi, dlatego po chwili spostrzegł coś dziwnego. Otóż na modelu wszechświata Księżyc czasami bywał dwa razy bliżej Ziemi, więc czasem powinien wydawać się dwa razy większy niż kiedy indziej.
Model Ptolemeuszowski (model geocentryczny, czyli z Ziemią w środku) pozwalał na w miarę dokładne przewidywanie położeń ciał niebieskich na niebie. Aby jednak osiągnąć tą dokładność, Ptolemeusz musiał przyjąć, iż Księżyc porusza się po takiej orbicie, że gdy znajduje się najbliżej Ziemi, jego odległość od niej jest dwukrotnie mniejsza, niż gdy znajduje się najdalej od Ziemi. Oznacza to, że Księżyc czasem powinien wydawać się dwa razy większy niż kiedy indziej! Ptolemeusz zdawał sobie sprawę z tego problemu, ale mimo to jego model został ogólnie zaakceptowany.” – Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A przecież tak nie było! Chłop wyraził powątpiewanie co do poprawności modelu. A rozgniewany kupiec na to tak:
– Wielce uczeni profesorowie mówią, że wszechświat wygląda tak jak pokazane jest na modelu. I ci światli profesorowie z pewnością wiedzą co mówią. A ty ciemny chłopie zamiast mędrkować zajmij się ziemniakami.
Ale chłop przestał zajmować się ziemniakami. Odtąd chłop zajęty był rozmyślaniem o tym co jest nie tak z modelem, który zobaczył na rynku. Co prawda chłop był nieczytaty i niepisaty, ale za to bystry, cierpliwy i uparty, a przede wszystkim był obdarzony strzelistą wyobraźnią. Ileż razy na przeróżne sposoby chłop przekonponował model w swojej wyobraźni! Ileż nocy nie przespał! Ileż wyrwał włosów z głowy! A w międzyczasie samodzielnie nauczył się czytać i pisać. I aczkolwiek z mozołem, ale robił postępy. Po kilku latach nieustannych myślowych zmagań z modelem, chłop w końcu znalazł rozwiązanie wszystkich problemów. Wtedy wyskoczył z beczki po smole w której akurat brał kąpiel, i biegając na golasa po swojej wiosce krzyczał: Znalazłem! Znalazłem!! Znalazłem!!!
Heureka (z gr. znalazłem) – uważa się, że okrzyk ten został wprowadzony do naszej kultury przez Archimedesa, starożytnego greckiego filozofa i matematyka. Miało tak się stać, gdy zauważył, że przedmioty zanurzone w wodzie pozornie tracą na wadze tyle, ile waży wyparta przez nie woda i odkrył tym samym podstawowe prawo hydrostatyki nazwane jego imieniem. Jego wołanie utrwaliło się w pamięci Ateńczyków, ponieważ miał on dokonać tego odkrycia podczas kąpieli i podekscytowany odkryciem wybiegł na ulicę z tym okrzykiem na ustach.” – Wikipedia
Po powrocie do chałupy chłop postanowił poinformować wielce uczonych profesorów o swoim doniosłym odkryciu. Odświętnie ubrany udał się do miasta, a następnie śmiało wkroczył do wielce szacownego uniwersytetu. Ale większość wielce uczonych profesorów nie chciała go nawet wysłuchać. A ci nieliczni pozostali drwili z niego tak:
– Co ty ciemny chłopie możesz wiedzieć o wszechświecie? Zajmij się ziemniakami, bo od zajmowania się wszechświatem jesteśmy my: wielce uczeni profesorowie! A poza tym twoje twierdzenie, że Ziemia krąży wokół Słońca jest tak samo bezdennie głupie jak twierdzenie, że maszyna cięższa od powietrza może latać.
Żadna maszyna cięższa od powietrza nie może latać.” – Lord Kalvin, autorytet naukowy drugiej poł. XIX w.
Wychodząc z wielce szacownego uniwersytetu – tego przybytku próżności i pychy – chłop obiecał sobie, że nie tylko obali ogólnie zaakceptowany model z Ziemią w środku, ale zrobi też pośmiewisko z tych aroganckich, zarozumiałych i niereformowalnych osłów nazywających siebie profesorami. Następnego dnia stanął na środku rynku, i zaczął przekonywać przechodniów o tym, że Ziemia krąży wokół Słońca. Ale opowiadał też o tym jak absurdalny i niedorzeczny jest model z Ziemią w środku. Na początku przechodnie pukali się w czoło. Jednak od czasu do czasu ktoś przystawał na dłużej, i zdziwiony dochodził do wniosku, że to co chłop mówi ma sens. Po jakimś czasie chłopa słuchała już spora gromadka ludzi mruczących pod nosem:
– A może jednak się kręci?
Eppur si muove (z wł. A jednak się kręci) – słowa według legendy wypowiedziane szeptem przez Galileusza w roku 1633 gdy stanął przed sądem inkwizycji rzymskiej. Galileusz miał w ten sposób wyrazić przekonanie, że to Ziemia krąży wokół Słońca, choć wcześniej publicznie musiał się wyrzec swoich poglądów.” – Wikipedia.
Grono słuchających tego co o wszechświecie mówił chłop rosło w szybkim tempie. To co działo się na rynku, z okien wielce szacownego uniwersytetu obserwowali wielce uczeni profesorowie. I jak nietrudno się domyśleć, wielce uczeni profesorowie byli wielce niezadowoleni i wielce zaniepokojeni. Bo co będzie gdy te herezje głoszone przez chłopa rozleją się po całym królestwie?
Epilog.
Następnego dnia ponownie „stanąłem na rynku”. Napisałem nowy post o mojej alternatywnej koncepcji wszechświata, ale też o tym jak absurdalna i niedorzeczna jest koncepcja wszechświata uprawiana przez wielce uczonych profesorów na wielce szacownych uniwersytetach. I wtedy zobaczyłem zdumiony, że facebook uniemożliwił mi promowanie postów!!! Mój „spalony na stosie” fanpage nazywa się Wszechświat według Ufoków.

Autor bajki: Solomon Sarcoramphus Papa, dla swojaków Kaziuk z wioski.
email: kondorman@o2.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz