sobota, 29 października 2016

Świadomość serca



Świadomość serca uczy akceptować różnice międzyludzkie. Nie ma potrzeby ich atakowania, jeśli nikomu nic złego nie czynią. Człowiek świadomy, jeśli prawdziwie szanuje siebie, to szanuje też i innych, nawet jeśli się z nimi nie zgadza, czy po prostu ich nie lubi. Warto tu podkreślić, że szacunek do drugiego człowieka, nie oznacza zgody na bycie jego ofiarą. Co więc zrobić, jeśli szanujesz odmienność i nie masz potrzeby obrażania i zaczepiania innych ludzi, natomiast to oni wchodzą w twoją przestrzeń z buciorami, by zaatakować ciebie?
W duchowej perspektywie każdy człowiek napotkany na drodze, będzie twoim nauczycielem, nawet jeśli jest wrogiem. W tym drugim przypadku, nauczy cię czegoś bardzo cennego – jak wyjść z roli ofiary i bronić się przed jego własną niedojrzałością, którą projektuje na ciebie. Ty z kolei projektujesz na niego swoją wypartą agresję, dlatego do ciebie wraca. I wracać będzie tak długo, aż nie powiesz jej NIE i nie nauczysz się bronić. Tylko tak zintegrujesz cienia, który cię nęka pod postacią innych ludzi.
Niektórzy ludzie błędnie myślą, że praca z cieniem polega na tym, że jeśli ktoś atakuje, to nie mam prawa się bronić, bo wtedy będzie to dowód na nieprzepracowanego cienia. Jest wręcz przeciwnie.  Przepracujesz cienia wtedy, gdy zasymilujesz potencjał tego, który ciebie atakuje. Czyli wykorzystasz jego agresję w pozytywie – w słusznej sprawie – broniąc siebie i innych.
W idei karmy zdarza się podobna, błędna logika. Ludzie nie bronią się przed wrogami czy przeciwnościami losu, bo uważają, ze mają je przyjmować z pokorą, żeby przepracować karmę. Tymczasem powinno być na odwrót – pokonywanie przeciwności losu jest właśnie tym przepracowaniem karmy, wzięciem udziału w postępie indywidualnym i zbiorowym. Zakotwiczenie w roli ofiary tylko pogłębia karmę, i przyjdzie taki moment, kiedy nie będzie mieć wyjścia. Żeby przeżyć będzie musiała zrobić to, czego tak nie lubi – zawalczyć o siebie i swoich bliskich. Dorosnąć do życia i wziąć sprawy w swoje ręce.
Wewnętrzny stosunek do „ciemnej strony” nie ma nic do rzeczy. Można kochać swoich oprawców, katów, kochać Boga za każde zesłane nieszczęście. Chodzi o to, że praca wewnętrzna to jedno, a drugie to praca na zewnątrz. Praca na zewnątrz to konkretne uwolnienie energii w realu. Cienia uwalniamy w działaniach w rzeczywistości fizycznej, albowiem to jest nasz świat i przestrzeń ekspresji.
Dlaczego jednak tak chętnie wchodzimy w rolę ofiary i usprawiedliwiamy to duchowością ?
Otóż przypomnę ci, że jako dziecko byłeś ofiarą silniejszego od siebie – np. toksycznego rodzica, starszego rodzeństwa, albo wrednych kolegów ze starszych klas. Gdy byłeś małym chłopcem mama cię prosiła, byś się nie bił, bo to brzydko, i jeszcze uczynisz sobie krzywdę. A dziewczynka ma być uśmiechnięta, grzeczna i dobrze wychowana, nawet jeśli koleżanki i koledzy ją opluwają i wyzywają od najgorszych.
Potem ci wmówiono, że bycie ofiarą to coś dobrego i wartościowego. Zalano cię ideologią, że należy być biernym wobec agresji, bo przecież na nią zasłużyłeś, czy to w poprzednich wcieleniach, błędach życiowych, grzechu pierworodnego, czy w wyniku twojej odmienności. Jezus się poświęcił i ty również musisz. Dzisiaj być może nie uczęszczasz do kościoła, ale za to są tacy, którzy ci wmawiają, że agresja to zło, i należy tą emocję wyprzeć z siebie, odgrodzić się od niej wielkim murem, żebyś był święty i niewzruszony. Nawet gdy ktoś obok atakuje kobietę z dzieckiem, bo przecież nie możesz brać jej karmy na siebie.  W imię fałszywie pojętej praktyki osobistej, są ludzie, którzy wyparli się własnego dziedzictwa ewolucyjnego – siły, która istnieje po to, by bronić siebie i słabszych. A przecież każda emocja jaką mamy, ma swoją nie tylko zwierzęcą ale i boską przyczynę, którą należy odkryć i używać świadomie (bo jak na górze tak i na dole).
Niektórzy ci wmówili, że powinieneś być wdzięczny swojemu katowi, który cię krzywdzi, bo w zamian jesteś np. utrzymywany finansowo, czy czerpiesz inne korzyści z tej toksycznej relacji. Niektórzy ci powiedzą, że masz znosić przemoc od strony kata, ponieważ ma inne dobre cechy i to się przecież równoważy. A po za tym sam nie jesteś idealny, więc powinieneś znosić zło, które cię dotyka, bo ono też jest w tobie.
Kolejnym argumentem jest źle pojęta zasada projekcji. Mianowicie sam sprokurowałeś sobie oprawcę, czyli do swojego życia zaprosiłeś kata. Oczywiście podświadomie, ale jednak. Więc musisz teraz zaproszonego kata znosić. W obliczu takich argumentów, nie pozostaje ci nic innego jako stłumić własną agresję, na rzecz usprawiedliwienia przemocy, której doświadczasz.
Tym samym na wszystkie sposoby zostałeś utwierdzony w poglądzie, że NIE NALEŻY NICZEGO ZMIENIAĆ. Jesteś przekonany, że musisz się poświęcić i zaczekać, aż „karma się wypali”, cień rozjaśni, więc i kat sam się zmieni. Zło, które ciebie dotyka chcesz zintegrować w umyśle, by nie sprawiało już cierpienia. Chcesz być „ponad” tym. I dlatego uciekasz w duchowość, szukając w niej tej mocy, której sam się wyrzekłeś.
Niestety, ale życie weryfikuje iluzje i fałszywe założenia. Otóż w większości przypadków kat sam się NIE ZMIENI. A prawdziwe zło pozostanie prawdziwym złem w wymiarze fizycznym, dopóki na nie pozwalasz. Nawet jak nazwiesz zło czymś dobrym, to niestety dalej będzie to zło, ponieważ rzeczywistość fizyczna jest dosłowna. O ile w duchowości widzimy wymiar przyczynowy, gdzie wszystko jest paradoksem miłości i lekcją, tak w realnym życiu gwałt to gwałt, przemoc to przemoc. A jeśli będziemy doszukiwać się w tym  coś dobrego, by zachować uległą postawę, to znaczy że wciąż jesteśmy uzależnieni od programu kat – ofiara. I nic tego nie zmieni, nawet milion medytacji i modlitw. Cień sam się nie przepracuje, ani nie uwolni. Jeśli człowiek powstrzymuje się przed podjęciem działań asertywnych, to cień będzie cały czas wracał coraz silniejszy.
Usprawiedliwiamy kata i umniejszamy zło, którego doświadczamy z prostej przyczyny. Nie chcemy wyjść poza schemat uległości, bo to się wiąże z wzięciem odpowiedzialności za siebie, swoje życie – i jakby na to nie patrzeć – pewną pracą do wykonania, żeby przeciąć relację toksyczną i się usamodzielnić. Niestety, jeśli tej pracy nie wykonamy, będziemy realizować cały czas ten sam program, bo podświadomość nie zna innych rozwiązań.
W praktyce oznacza to, że jeśli ofiara sama nie postawi granic, to kat wciąż będzie ją nękał, przeświadczony o swoim słusznym postępowaniu.  Tak właśnie wyglądał świat przez tysiące lat, podczas których funkcjonowało prawo silniejszych, którzy skutecznie uciszali głosy ofiar. Przemoc usprawiedliwiano ideologicznie, religijnie itd. Zło nazywano dobrem. Dopóki ofiary siedziały cicho, przemoc wobec nich działa się cały czas. Dopóki ofiary tłumiły w sobie agresję, to zgodnie z zasadą wyparcia cienia, projektowały ją na katów z otoczenia, którzy używali wobec nich przemocy.
Postęp nie dokonał się dlatego, że agresorzy nagle się opamiętali i przyszła nowa era. Nie. Postęp dokonuje się dlatego, że ofiary zrozumiały, że to co ich spotyka jest złem. Uwolniły wreszcie swojego cienia – agresję. I zaczęły wspólnie działać i pokazywać swoją siłę, by wywalczyć swoje prawa i zmianę w świadomości ogółu.  Zrobiły to po to, by zło zaczęto nazywać złem, a nie dobrem. Normy dobra i zła ewoluują w czasie, bo człowiek jest coraz bardziej świadomy. Wraz ze świadomością otwierają się szerzej oczy (przebudzanie się z iluzji). Potrafi dostrzec zło wokół siebie i prawidłowo je ocenić, a potem zapobiegać poprzez czynną postawę. Ale te procesy rozróżniania dobra i zła trwają bardzo długo i pełne są zniekształceń i pomieszania.
Dla przykładu – gdyby kobiety nie wywalczyły 100 lat temu praw obywatelskich, do dzisiaj by ich nie miały.  Gdyby kilkadziesiąt lat temu ofiary pedofilii nie zaczęły głośno mówić o swoich traumach, do dzisiaj nie byłaby zmian w prawie, a wielu rodziców nie byłoby świadomych zagrożenia i skali problemu. Spójrzcie, jak w krajach mało postępowych, do dzisiaj gwałciciele nie są karani, ponieważ w świadomości społecznej wciąż obarcza się ofiarę winą za gwałt. Kiedyś w  Polsce również uważano, że kobiety są winne gwałtu, a mimo to dokonał się skok w myśleniu, głównie dzięki kobietom, które zaczęły się bronić przed takimi stereotypami, wymuszając w mężczyznach większą wrażliwość i empatię na swoje krzywdy. Tak samo  jest w przypadku homoseksualistów, którzy również muszą walczyć z niesprawiedliwymi osądami na swój temat.
Proces rozróżniania  prawdy od iluzji się nie kończy. Dla przykładu nasza współczesna, polska kultura wciąż ma przekłamania na innych polach. Usprawiedliwiamy chamstwo, seksizm, wulgarność, jaką prezentują nasze gwiazdy i autorytety (także i duchowe). Przyklaskujemy im, gdy pogardzają i ośmieszają czyjąś osobę, wygląd, płeć, orientację seksualną, kolor skóry. Uprzedmiotawianie ludzi dzieje się nieustannie w mediach i świecie wirtualnym, a my wciąż nie potrafimy odróżnić chamstwa od konstruktywnej krytyki.
Pamiętajmy,  każda zmiana w prawie i w świadomości społecznej zostaje zapoczątkowana przez osoby pokrzywdzone, które uczą się pokonywać barierę wstydu i działać kolektywnie.  Mówić głośno o swojej traumie. Do tego potrzeba ogromnej odwagi i temu służy ich ciemna strona, wyzwolona pod wpływem życiowych dramatów. Agresja w pozytywie, daje wielką siłę do działania i determinację. Pragnie innych uchronić i pragnie zmian na lepsze. Oczywiście nieświadomi ludzie z otoczenia będą próbowali przyblokować jednostki postępowe. Będą bronić programu kat – ofiara za wszelką cenę, ponieważ wg niego działają, jak roboty.
Dzięki ludziom, którzy wyszli z bierności, zaczynasz odróżniasz co jest fałszem, a co prawdą. Odrzucasz ideologie, które utrzymywały twoją uległość, bo widzisz teraz wyraźnie, że bierność prowadzi do bycia jeszcze większą ofiarą. Odkrywasz w sobie siłę do powiedzenia „nie” swoim agresorom i wychodzisz z postawy świętego męczennika. Rozumiesz już, że po to masz swoją ciemną stronę i  demony, by używać mocy w słusznych sprawach. Rozumiesz już, że po to zaprosiłeś kata do swojego życia, by nie znosić zła w milczeniu, ale nauczyć się NIE BYĆ OFIARĄ. Pamiętaj, nie chodzi o to, by stać się  taki, jak oprawca. Ale warto obudzić w sobie zdrowy egoizm i szanować siebie, swoją osobę, ciało i przestrzeń. To w końcu żeński pierwiastek, którego wartość uczymy się dostrzegać i uświęcać w praktyce osobistej.
Prawo do ochrony siebie, to jedna z najcenniejszych lekcji w rozwoju osobistym. Jest czymś oczywistym, ale wciąż mamy z nią problem . Szacunek i prawo do ochrony siebie stanowią podstawę zdrowej miłości i zdrowych relacji międzyludzkich, niezależnie od ideologii religijnych i duchowych.
AUTOR 
ciemnanoc.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz