czwartek, 2 lipca 2015

Fakty o UFO, o których nie masz pojęcia

To, co opinia publiczna wie o UFO to w większości mity i domysły. Wnioski, do jakich doszli uczeni po 70 latach analizy zjawiska "latających talerzy" mogą was zszokować. Wiele wskazuje, że obiekty UFO… nie pochodzą z kosmosu, ale nie są też dziełem ludzi. Mogą być emanacją nieznanej siły, która mieszka z nami na Ziemi albo gośćmi z innych wymiarów. To tylko jeden z kilku faktów, które mogą zmienić wasze spojrzenie na problem UFO.

Fakty o UFO, o których nie masz pojęcia Foto: istock

Większość ludzi uznaje, że UFO to statki istot z kosmosu, które odwiedzają Ziemię w sobie tylko znanych celach. Nic podobnego - odpowiada środowisko ufologiczne. Z biegiem lat badacze doszli do bardzo kontrowersyjnych wniosków odnośnie natury "latających talerzy". Część uznaje, że obiekty UFO pochodzą z Ziemi, ale… nie są dziełem człowieka, tylko przejawem działania "niewidocznej inteligencji", która żyje obok nas. Inni wiążą je z "mózgiem planety" albo wizytami istot z równoległych wymiarów. Jedno jest pewne - im głębiej w problematykę UFO, tym więcej niewiadomych.

UFO stare jak świat
Temat "latających talerzy" pojawił się po II wojnie światowej, kiedy zachodnie media zaczęły informować o fali spotkań z nieznanymi obiektami powietrznymi. Za autora pierwszego doniesienia o UFO symbolicznie uznaje się amerykańskiego pilota Kennetha Arnolda (zm. 1984), który 24 czerwca 1947 r. zobaczył nad Mount Rainier w Górach Kaskadowych przelot dziewięciu srebrzystych dysków.
Prawda jest jednak taka, że ludzie widywali UFO od wieków, a wzmianki o tym zachowały się w źródłach historycznych z różnych epok.
Zdaniem wielu biblijny prorok Ezechiel (ok. VI w. p.n.e.), opisując spotkanie z "bożym rydwanem" nad rzeką Kebar, mówił tak naprawdę o zaawansowanej maszynie latającej. Istnieją też dziesiątki sugestywnych relacji z późniejszych wieków. Przykładowo, w zbiorach klasztoru św. Cyryla z okolic jeziora Roboziero k. Wołogdy (Rosja) znaleziono niezwykłą relację o spotkaniu z latającym dziwem. Obiekt miał pojawić się 15 sierpnia 1663 r. podczas nabożeństwa z okazji święta Wniebowstąpienia NMP.
"Kiedy ludzie byli wewnątrz domu bożego dał się słyszeć w niebie potężny huk i wielu wyszło na plac, by się temu lepiej przyjrzeć. Był wśród nich Lewko Fiedorow, który (…) około południa zobaczył wielką kulę ognia zstępującą nad Roboziero z czystego nieba" - mówi fragment raportu mnicha sporządzony dla przełożonego, który precyzuje dalej, że obiekt miał ok. 45 m. długości, krążył nad jeziorem i wystawały z niego dwa promienie świetlne. "Kiedy kula przelatywała nad wodą, kmiecie, którzy byli w łódkach próbowali się do niej zbliżyć, ale parzył ich ogień i gorąco im na to nie pozwalało. Wody jeziora zostały oświetlone na dużą głębokość."
Dwa lata po tych wydarzeniach "płaską formę przypominającą talerz" zobaczyli pośród dymów i ogni na niebie mieszkańcy nadbałtyckiego Barhöfft. Pisarz Erasmus Francisci relacjonował, że rybacy, którzy próbowali zbliżyć się do latającego tworu na drugi dzień "czuli się niedobrze, trzęśli się i cierpieli na bóle głowy i kończyn".
Wiele intrygujących relacji sprzed wojny znajdziemy także w zbiorach polskich badaczy. Przykładowo w 1922 r. na warszawskim Targówku "coś ze świstem zleciało z nieba", a następnie zawisło 2-3 m. nad ziemią. Był to metaliczny obiekt, który świadkom przypominał "złożone wewnętrzną stroną do siebie spodki".
UFO nie pochodzi z kosmosu?
UFO budzi spory samą nazwą. Jest to akronim od angielskiego terminu oznaczającego "niezidentyfikowany obiekt latający". W szerszym znaczeniu odnosi się to do każdego powietrznego obiektu, którego pochodzenie pozostaje nieznane (niezależnie od tego czy jest to rzucony w powietrze beret czy statek bojowy obcych). W węższym ujęciu oznacza inteligentnie sterowane obiekty latające, które wyglądają na wytwory zaawansowanej techniki, ale które ze względu na nieziemskie osiągi czy dziwnych pasażerów nie mogą być dziełem człowieka.
Od końca lat 40., kiedy zachodnie media ogarnął szał na "latające talerze" utwierdzano społeczeństwo w przekonaniu, że za niewyjaśnione spotkania z UFO odpowiadają przybysze z kosmosu. Większość ludzi uważa tak do dziś, ale ci, którzy wnikliwiej przeanalizowali ten problem, doszli do zupełnie innych wniosków. Jedną z takich osób jest dr Jacques Vallée (ur. 1939) - francuski astronom, informatyk (jeden z twórców Arpanetu - poprzednika Internetu) i inwestor, a także jeden z najbardziej poważanych, ale i kontrowersyjnych ufologów.
Dr. Vallée najbardziej nurtuje wewnętrzna niespójność zjawiska UFO. Przebadawszy wiele spraw zauważył, że choć pozornie wyglądały na absurdalne, były zupełnie realne. Ale nie była to jedyna obserwacja, która doprowadziła go do wniosku, że "latające spodki" nie są dziełem kosmitów.
W relacjach świadków bliskich spotkań uderzyła go ogromna rozbieżność. Mówiąc krótko, trudno znaleźć dwa takie same opisy obiektów i ich pasażerów (świadkowie opisują je podobnie, ale za każdym razem inaczej). Po drugie, obiekty i ich załogi nigdy nie dążą do otwartego kontaktu. Potrafią za to perfekcyjnie manipulować świadomością i psychiką obserwatorów. Umieją też znikać, ulatniać się w ostatniej chwili i zawsze są o krok przed ludźmi, jakby z góry znali ich zamiary. Z kolei opisywani przez świadków ufonauci z jakichś powodów mają niemal zawsze humanoidalną budowę, widywani są na Ziemi bez skafandrów ochronnych (co dla astronauty jest jak samobójstwo) i często zachowują się w sposób niegodny zaawansowanych eksploratorów z kosmosu: straszą, napadają i terroryzują Bogu ducha winnych Ziemian. Często mówią ziemskimi językami, a nawet wyglądają na ludzi!
Analizując przebieg dziesiątków wiarygodnych bliskich spotkań, dr Vallée doszedł do kontrowersyjnego zdaniem niektórych wniosku: UFO jest realne, ale nie pochodzi z kosmosu - jest wytworem tajemniczej "inteligencji", która współistnieje z nami na planecie.
Uczonemu nie chodzi jednak o osiedlonych na Ziemi kosmitów. Uznaje on, że UFO to efekt działania jakiegoś mechanizmu naszej rzeczywistości, który ma ściśle określony cel. Jego zdaniem jest on niczym "metafizyczny nauczyciel". Poprzez zdarzenia jak spotkania z obcymi, objawienia maryjne, doznania mistyczne itp. próbuje on kierować rozwojem ludzkości, ucząc nas nowych idei oraz ostrzegając przed niebezpieczeństwami. Jest on jak rodzaj "myślącego żywiołu" lub inteligencji, która jednak nie może się z nami porozumieć w otwarty sposób.
Vallée uznał też, że głównym celem UFO jak i całego "systemu" jest zmiana świadomości ludzi.
"Życie tych, którzy spotkali UFO często ulega dramatycznym zmianom. Niekiedy rozwijają oni nowe uzdolnienia. Ilość świadków, którzy mówią otwarcie o swoich doświadczeniach jest względnie niewielka, gdyż większość wybiera milczenie. Kontakt między człowiekiem a UFO następuje w warunkach kontrolowanych ściśle przez drugą wymienioną stronę. Cechą charakterystyczną tego zjawiska jest pozorna absurdalność, która powoduje odrzucenie go przez niektóre warstwy społeczne i przyswajanie jego znaczenia na poziomie podświadomości" - pisał.
Innymi słowy zdaniem dr. Vallée UFO to produkt nieznanego pochodzenia "programu" wgranego do naszej rzeczywistości, którego zadaniem jest kształtowanie rozwoju ludzkości. To on, objawiając się w postaci "bóstw w rydwanach" i tym podobnych stworzył religię. Pokazując się z kolei jako "latające spodki" przyzwyczaił ludzkość do idei istnienia we wszechświecie inteligentnych ras. Równocześnie przestrzega on nas przed degradacją planety, bo o tym zwykle w swych przekazach mówią obcy.
Jaki jest jego ostateczny cel i pochodzenie, nie wiadomo. Może jest to inteligencja planety, a może "system" zainstalowany w "matriksie" rzeczywistości przez projektantów naszego wszechświata? Vallée sugeruje z kolei, że przypomina to zbiorową nieświadomość z koncepcji Carla G. Junga (niezależny twór powstający z myśli i sił psychicznych wszystkich ludzi).
Inne hipotezy, które kwestionują kosmiczne pochodzenie UFO uznają te obiekty za pojazdy przybyszów z przyszłości, gości z innego wymiaru albo "kryptoziemian" - rasy, która rozwija się w rzeczywistości ukrytej przed ludzkimi zmysłami.
Czy UFO ewoluuje?
Jedna z hipotez uznaje, że UFO towarzyszy człowiekowi od zawsze, choć jego interpretacja była zależna od epoki. Ezechiel wziął je za "rydwan Jahwe". Z kolei w średniowiecznym folklorze latające machiny brano za przybyszów z cudownej krainy Magonia. Wiele wskazuje jednak na to, że UFO nie jest jednorodne i co jakiś czas… zmienia formę, w jakiej objawia się ludziom. Tego zdania był m.in. John A. Keel (1930-2010) - znany amerykański pisarz i badacz UFO nazywający te obiekty "końmi trojańskimi". Tłumaczył, że widzimy tylko ich zewnętrzną powłokę, podczas gdy wnętrze skrywa nieznaną i wciąż niepojętą siłę.
Keel twierdził, że to nie ludzie zmieniają pogląd na zjawisko UFO, tylko energia za nim stojąca dopasowuje się do naszego postrzegania. Nazywał ją "superspektrum", uznając, że ma ona naturę elektromagnetyczną i jest rodzajem niepoznanego dotąd "inteligentnego żywiołu", z którym współistniejemy na planecie. Superspektrum wchodzi w nieustanne relacje z człowiekiem, objawiając mu się na różne sposoby i tworząc - jak w systemie dr. Vallée - kolejne idee i wierzenia. Innymi słowy, wychowuje ono Homo sapiens.
Superspektrum najpierw powołało do istnienia religie, przyjmując postać bogów. Potem widywane były wspominane "podniebne okręty" z Magonii. Na przełomie XIX i XX w. przez USA przetoczyła się z kolei fala obserwacji "latających machin" i "widmowych sterowców", których pasażerowie, jak wynika z licznych relacji, zachowywali się równie absurdalnie, co ufonauci. Podczas II wojny światowej piloci obu stron konfliktu widywali tajemnicze światła zwane "foo fighters". Ostatecznie po 1945 nastała fala spotkań z "widmowymi rakietami" i "pociskami", a w końcu z "latającymi talerzami", które w okresie pierwszych lotów w kosmos utożsamiono z obcymi. Po latach "talerze" zastąpiły "latające trójkąty" i "bumerangi" stanowiące obecnie często obserwowaną kategorię UFO.
Badania nad UFO
Od momentu pojawienia się "foo fighters" wśród władz wojskowych i cywilnych wzrosło zainteresowanie niezidentyfikowanymi obiektami. Wzmocniło je kilka dziwnych incydentów, które sprawiły, że zaczęto zastanawiać się, czy UFO nie jest wrogie wobec ludzkości. Jednym z pierwszych była tzw. bitwa o Los Angeles z 1942 r., kiedy nieznanego pochodzenia obiekt w kształcie dysku zawisł nad "Miastem Aniołów" i został ostrzelany z dział przeciwlotniczych. Jeszcze większy popłoch wywołało kilkukrotne pojawienie się eskadry UFO nad Waszyngtonem w lipcu 1952 r., czego nie potrafiło wyjaśnić Amerykańskie Lotnictwo.
Lata powojenne były okresem, kiedy zagrożenie ze strony UFO traktowano na Zachodzie z powagą i w mediach nie stroniono od tego tematu. Już w 1948 r. powołano w USA pierwszą wojskową grupę mającą badać to zjawisko. Na jej podstawie w 1952 powstał słynny Projekt Blue Book (Niebieska Księga). W 1954 r., za czasów, kiedy kierował nim kpt. Edward J. Ruppelt (zm. 1960), opublikowano słynne memorandum, zgodnie z którym liczba niewyjaśnionych incydentów z UFO wynosiła 22 procent wszystkich zgłoszeń. Ruppelta szybko odsunięto na bok, a amerykańskie władze nabrały wody w usta w kwestii "latających talerzy", co stało się podstawą teorii spiskowych, iż wiedzą one o UFO coś, o czym nie powinni dowiedzieć się ludzie.
Projekt Blue Book istniał do 1970 r., a podsumowujący raport nt. zagrożeń ze strony UFO opracował dla niego znany fizyk Edward Condon (zm. 1974). Wniosek stwierdzał: "Żadna z relacji o UFO nie wskazywała na możliwość zagrożenia kraju. Siły Powietrzne nie znalazły też dowodów na to, że wśród zdarzeń uznanych za ‘niewyjaśnione’ są takie, które można przypisać technologii nieznanej nauce. Nie ma też dowodów, by za niezidentyfikowane przypadki odpowiadały pojazdy spoza Ziemi." W prywatnych wypowiedziach Condon wyjaśniał jednak, że nie oznaczało to, iż UFO nie istnieje, ale że nie da się go badać przy pomocy metod naukowych. Podobne zdanie miał Sir Hugh Dowding (zm. 1970) - naczelny dowódca RAF w bitwie o Anglię i marszałek brytyjskiego lotnictwa podkreślający, że natura UFO wykracza poza ramy naszego myślenia.
Od tamtego czasu rząd ani armia USA oficjalnie nie badają zjawiska UFO, ale też mu nie zaprzeczają. Wszelkie pytania kwitują zwykle odpowiedzią, iż "nie stanowi ono przedmiotu zainteresowania, gdyż nie stwierdzono, by było zagrożeniem dla bezpieczeństwa kraju". Swoje odpowiedniki Projektu Blue Book posiadali także Sowieci (tzw. program Sietka). Komórki badające UFO działają z kolei nadal m.in. w Brazylii, Peru, Chile i Francji, gdzie grupa GEIPAN podlegająca tamtejszej Agencji Kosmicznej ilość niewyjaśnionych incydentów z udziałem UFO szacuje na 22 procent wszystkich zgłoszeń.
Ludzie od zawsze wierzą w obcych
Wielu ludzi utożsamia temat życia pozaziemskiego ze zjawiskiem UFO, sądząc, że wiara w obcych pojawiła się po wojnie wraz z doniesieniami o "latających talerzach" i wyścigiem w kosmos. Nic podobnego. Już grecki filozof Anaksagoras (V w. p.n.e.) snuł spekulacje o mieszkańcach Księżyca. Tomasz z Akwinu (XIII w.) sugerował możliwość istnienia więcej niż jednego świata. W XVI w. o obcych rozmyślał Giordano Bruno (spalony na stosie przez inkwizycję), zaś Bernard Fontenelle w dziele "O mnogości światów" (1686) pytał o prawdopodobieństwo odwiedzin istot z jednej planety na drugiej. Z kolei w XVIII w. księgi o swoich duchowych wyprawach na inne światy i spotkaniach z kosmitami publikował szwedzki uczony Emanuel Swedenborg.
Przyjrzeliśmy się kilku kwestiom pokazującym, że życie pozaziemskie i prawda o UFO to problemy bardziej skomplikowane niż się powszechnie sądzi. Tylko gdzie szukać ostatecznych odpowiedzi?
Najlepiej gdzieś pośrodku. Możliwe, że fenomen UFO jest jak worek, do którego wrzuca się zdarzenia o różnym pochodzeniu. Obok teorii dr. Vallée czy tej o przybyszach z innego wymiaru znajduje się mała przestrzeń dla obcych astronautów.
Wiele osób nadal wierzy, że wzrost obserwacji UFO po II wojnie wynikał z tego, iż obserwatorzy z obcych światów zauważyli szaleństwo ludzkości i zaczęli się nam baczniej przyglądać. Możliwe też, że z biegiem lat ufonauci, zwątpiwszy w ludzkość, zrezygnowali z kontaktu. Jesteśmy dla nich niebezpieczni, zbyt głupi albo stanowimy tylko mieszkańców planetarnego zoo.

Nie wiem, czy jesteście ciekawi, co ja o tym myślę,
Oczywiście po odrzuceniu tu nieznanej technologii,
Naszych ludzi wspieranych lub nie przez tzw. obcych.

 Ja to już wiem wcześniej i z własnego doświadczenia, 
Gdy po defibrylacji, zwiedzałem równoległe światy, 
I tak, że byłem w nich widziany tak jako kula światła.

Podobnie jak my mieszkańcy ich reagowali na mnie, 
Więc dla mnie to jest najrozsądniejsze wytłumaczenie, 
Jak i to, że po drugiej stronie nie musimy mieć statki, 
Bo świadomość tego nie potrzebuje, ale to nie znaczy, 
Że ich nie ma i nie jest jeszcze gotowa na takie wybryki.

autor blogu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz