Zwariowałam!
Po pierwszym koncercie Davida Garretta w Monachium
ogarnęła mnie przeogromna chęć zobaczenia go jeszcze raz w tym
samym programie. Tylko jak zdobyć dobry bilet w dobrej cenie? I
dopasować termin z praca? Koncertów pozostało już niewiele.
Zapadła decyzja Singen-Aach. Koncert w niedziele
wiec nie koliduje z obowiązkami zawodowymi. Trochę daleko.....ale
czego nie zrobiłabym, żeby GO jeszcze raz zobaczyć i usłyszeć
:)
Pozostało jeszcze zdobyć bilet! I tu szczęście
się do mnie uśmiechnęło.....za znacznie niższa cenę odkupiłam
od znajomego, znajomej, znajomych (trochę skomplikowane...ale czy to
ważne?) bilet: rząd 5 miejsce 8 !!!!! Matko tak blisko!!! I co
najważniejsze Sektor po "stronie" Marcusa Wolfa....czyli
idealnie:)
Nie miałam już takiego ciśnienia jak za pierwszym
razem. Wiedziałam na co jadę i czego mogę się spodziewać. Czyli
luz-bluz??? O nie! Trzeba było jeszcze przetrwać cały tydzień w
pracy (co wcale nie było łatwe ze względu na niepohamowaną chęć
przyłożenia pieści do czyjejś szczeki za brak używania płatów
mózgowych!)...... Jednak myśl o koncercie działała na mnie
powiedzmy....uspokajająco :)
Dzień koncertu nadszedł bardzo szybko. Rano
pobudka, kawusia, pakowanie sprzetu dokumentującego, kilku polskich
gadżetów i w drogę.
Po 4 godzinach jazdy autem byłam na miejscu.
Głodna i zmęczona, ale jakże szczęśliwa, stałam
przed bramkami i czekałam na otwarcie.
Było widać kawałek sceny i co najważniejsze
słyszałam jak chłopaki z ekipy "się próbują".....
Jeff Lipstein grał na perkusji, John Haywood na fortepianie, Jeff Allen na basie.....nawet Franck van der Heijden grał coś i śpiewał. Kamera do telebimu tez musiała być wypróbowana wiec co nieco widziałam na kawałeczku ekranu. Z uśmiechniętym "pyskiem" stałam tam wiec i czekałam.
David , Marcus, Franck |
Jeff Lipstein grał na perkusji, John Haywood na fortepianie, Jeff Allen na basie.....nawet Franck van der Heijden grał coś i śpiewał. Kamera do telebimu tez musiała być wypróbowana wiec co nieco widziałam na kawałeczku ekranu. Z uśmiechniętym "pyskiem" stałam tam wiec i czekałam.
Pogoda była idealna - bezchmurne niebo i piękne
słoneczko.....jakaż odmiana po deszczowym Monachium.
Marcus Wolf |
No wreszcie otworzyli bramki.....sprawdzanie biletu,
przegląd torebek i.........jupiiiiiii znowu tu jestem! Znowu Go
zobaczę! Znowu Go usłyszę! Wystarczy jeszcze tylko troszeczkę
poczekać.
Zegar na telebimie odliczał minuty do rozpoczęcia
koncertu, Kamera pokazywała przygotowującego się Davida a
ja.....zawzięcie machałam polska flaga do Marcusa. Zauważył
mnie....hurrra i nawet pomachał ze sceny obdarzając niezapomnianym
uśmiechem.
A ja..... zapatrzona, zasłuchana, zaczarowana. Urzeczona pięknem.....nie tylko muzycznym.
Czy można bez slow wyrazić to co się czuje? Czy
można jednym spojrzeniem zniewolić tysiące osób zebranych na
koncercie? Czy można przez jeden uśmiech zapomnieć o prawdziwym
życiu?
Można! David jest tego doskonałym przykładem.
Jak ubrać w słowa te wszystkie emocje które mną
targają słuchając Davida Garretta? Jak przelać na papier myśli
przelatujące mi przez głowę? Muzyki nie da się opisać. Ma tak
wielka moc, ze porusza każdy nerw mojego ciała, oddziałuje na
każdy zmysł, jest we mnie, obok mnie, przy mnie...kiedy jestem tam
razem z nim, kiedy słucham płyt, kiedy śpię, kiedy gram, kiedy
pracuje i kiedy jem... kiedy jestem smutna i w każdej radosnej
chwili mojego istnienia. Muzyka to jest moje życie, moja
miłość....muzyka to jestem ja!
http://violeczki.blogspot.com/2013/06/zwariowalam-czyli-david-garrett-jeszcze_18.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz