Czy kosmici ucywilizowali ludzkość? Zwolennicy
teorii o "bogach z kosmosu" od lat szukają odpowiedzi na to pytanie w
mitach i przekazach kultur starożytnego Wschodu. Tymczasem dowody
znajdują się po drugiej stronie oceanu, a znaleźć je można… na polach
uprawnych.
Teoria o prakontakcie ludzi z kosmitami mówi, że u
zarania dziejów przybysze z kosmosu odwiedzili naszą planetę i
rozpoczęli żmudny proces cywilizowania Homo sapiens. Podania o
dobrodziejach z nieba, którzy nauczyli człowieka uprawy roli, rzemiosła,
pisma i podstaw nauk pojawiają się w mitologiach z różnych stron
świata. W Sumerze rolę taką pełnił Oannes - pół-człowiek, pół-ryba, w
Egipcie Thot, a w Ameryce Środkowej Quetzalcoatl - Pierzasty Wąż.
REKLAMA
"Bogowie"
dzielili się z ludźmi głównie wiedzą i nie pozostawili po sobie żadnych
rozpoznawalnych wytworów techniki, choć jest to kwestia sporna.
Zwolennicy teorii o prakontakcie sugerują, że przybysze jeden ze swoich
"wynalazków" mogli podarować prymitywnym Indianom z Ameryki Środkowej.
Była to… kukurydza - najbardziej tajemnicza roślina w dziejach botaniki.
To jednak nie wszystko, bo równie praktyczny prezent przekazali
mieszkańcom jałowej Doliny Amazonki. Była nim zagadkowa terra preta…
Geniusze z lasu deszczowego
Pod tym tajemniczym terminem wywodzącym się z
języka portugalskiego kryje się "amazoński czarnoziem" - żyzna gleba
występująca w centralnej części Amazonii, a miejscami także w Peru i
Ekwadorze. To ciemnobrunatna ziemia
o wysokiej zawartości węgla drzewnego oraz… odpadków. Z tych drugich
najwięcej jest w niej fragmentów ceramiki i szczątków zwierząt. Mimo to
terra preta doskonale nadaje się pod uprawę ziemniaków, batatów,
pomidorów, cytrusów, kukurydzy i czego tylko dusza zapragnie.
Tylko co wspólnego ze "starożytnymi kosmitami" ma rolnictwo w Ameryce Południowej?
Odpowiedź może zaskoczyć. Otóż terra preta nie jest
glebą naturalną. Dobrego porównania użył chemik Bruno Glaser, nazywając
ją "czymś, co nie powinno istnieć". Tymczasem czarnoziem nie dość, że
istnieje, to jeszcze od wieków idealnie sprawdza się w praktyce.
Pola terra preta ("czarnej ziemi") lub terra preta
de indio ("indiańskiej czarnej ziemi") są niemałe, a ich średnia
powierzchnia wynosi 20 ha. Warstwa czarnoziemu sięga na nich zaledwie
pół metra w głąb ziemi, choć w niektórych miejscach głęboka jest na 2-3
m. Gleba ta jest dużo wydajniejsza od innych amazońskich ziem - kwaśnych
acrisoli i ferrasoli - ubogich w próchnicę i wyjałowionych przez obfite
opady. Terra preta ugoruje zaledwie kilka miesięcy, choć według badacza
Jamesa B. Petersena w okolicach Açutuba znajduje się jej pole uprawiane
nieustannie od 40 lat.
Z istnienia terra preta zdano sobie sprawę
względnie niedawno, bo pod koniec XIX w. i od tamtego czasu uczeni
zastanawiają się nad pochodzeniem tych "oaz żyzności" w nieprzyjaznym
lesie deszczowym. Jedna z wczesnych hipotez sugerowała, że są to "plamy"
pyłu wulkanicznego, ale badania składu czarnoziemu po II wojnie
wykazały, że jest on… dziełem człowieka. I to genialnym.
Terra preta zachowuje się bowiem jak nieustannie
regenerujący się organizm, który doskonale magazynuje wartości odżywcze.
Co najciekawsze, obecne stanowiska pochodzą z okresu V-IX w. n.e. i są
dziełem dawnych pokoleń Indian. Okazuje się również, że w okresie
prekolumbijskim Amazonia - dzisiaj dzika i rzadko zaludniona, wypełniona
była osadami
rolniczymi wyrosłymi na czarnoziemie. Opisywał je w swoich relacjach
konkwistador Francisco de Orellana, który w XVI w. wędrował wzdłuż
Amazonki, poszukując legendarnego El Dorado. Niedługo potem z bliżej
nieznanych powodów wielkie rolnicze osady Indian upadły i pochłonęła je
"dżungla". Dziś regularnie natrafia się na ich ślady w miejscach, gdzie
wykarczowano las deszczowy, a jedne z największych połaci terra preta
znaleziono na równinie Llano de Moxos w północnej Boliwii.
Pozostaje pytanie, kto nauczył ludzi tej
zadziwiającej i ponadczasowej techniki uprawy roli? Sekret terra preta
zdaniem ekspertów tkwi w jej prostocie - to zwykła ziemia zmieszana z
niedopalonym węglem drzewnym i odpadami organicznymi wspomaganymi przez
bakterie i grzyby. Wrażenie robi też obszar przekształcony przez
prymitywnych Indian amazońskich na czarnoziem, który wedle niektórych
szacunków ma powierzchnię równą dwóm Polskom.
Kukurydza - dar bogów
Terra preta to niewątpliwie zadziwiający wynalazek.
To samo można powiedzieć o kukurydzy - podstawie wyżywienia cywilizacji
prekolumbijskich i jednym z najważniejszych zbóż
dzisiejszego świata. Słowo "wynalazek" jest tu jak najbardziej na
miejscu. Philip Coppens - znany pisarz i publicysta z dziedziny historii
zakazanej nazwał tę roślinę "najdonioślejszym osiągnięciem człowieka w
dziedzinie inżynierii genetycznej". Dlaczego?
Pochodzenie kukurydzy znika we mgle dziejów. Według
ustaleń archeologów i botaników, pierwsze ślady jej spożycia przez
człowieka pochodzą z IV tysiąclecia p.n.e. z terenów stanu Oaxaca
(Meksyk), skąd roślina wywędrowała potem dalej na południe. Najnowsze
badania przeprowadzone przez specjalistów z University of Wisconsin
sugerują jednak, że kukurydzę zaczęto uprawiać już 9 tys. lat temu.
Ponieważ złote ziarna towarzyszyły ludom
prekolumbijskim od zawsze, będąc podstawą ich wyżywienia, nie dziwi,
dlaczego zboże to otaczał kult. Majowie wierzyli na przykład, że bogowie
ulepili człowieka z ciasta z mąki kukurydzianej zmieszanej z krwią. Jak
wspomina "Popol Vuh" (XVI w.) - kronika majańskiego ludu Kicze,
ojczyzną rośliny miał być obszar zwany Paxil. Rosła tam ona pierwotnie
do czasu, aż leśne zwierzęta powiedziały o niej człowiekowi. Z kolei
według innej wersji kukurydzę miał przynieść ze świętej góry
Tonocatepetl bóg Quetzalcoatl.
Niemal mistyczny związek ludów prekolumbijskich z
kukurydzą nie wziął się znikąd. Ludzie byli zależni od kukurydzy, a ona
od ludzi. Roślina ze względu na swą budowę nie może sama się rozsiewać -
człowiek musi wydobywać nasiona z kolb i je sadzić.
Przez dekady pochodzenie kukurydzy było jedną z
największych zagadek botaniki, tym bardziej, że okazało się, iż zboże
to… nie ma najwyraźniej żadnego bezpośredniego dzikiego przodka. Innymi
słowy wyglądało to tak, jakby kukurydza pewnego dnia po prostu pojawiła
się na Ziemi albo rzeczywiście została podarowana mieszkańcom Ameryki Środkowej przez bogów.
Współcześnie część botaników uznaje, że przodkowie
kukurydzy wymarli albo wciąż czekają na zidentyfikowanie. W pierwszej
połowie XX w. pojawiła się jednak mocna hipoteza, że zboże wyhodowano z
dzikiej meksykańskiej trawy teosinte wypuszczającej chude kłosy ze
"sznurami" nasion w twardych skorupkach. Nie przypomina ona jednak
kukurydzy, a raczej ryż.
W latach 30. wybuchł nawet gorący spór między
genetykiem Georgem W. Beadlem (późniejszym noblistą) a Paulem C.
Mangelsdorfem. Ten pierwszy twierdził, że kukurydza pochodzi od teosinte
i że zdołał nawet skrzyżować obie rośliny. Drugi uczony uznał to za
bzdurę, twierdząc, że jest ona hybrydą między pewną wymarłą rośliną a
dzikimi trawami z rodzaju Tripsacum. Przez kolejne lata pojawiały się
argumenty to za jedną, to za drugą hipotezą. Ostatnio John Doebley z
University of Wisconsin potwierdził wniosek Beadle’a, jednak nadal nie
wiadomo, w jaki sposób przed tysiącleciami udało się przekształcić
strączki w kolby.
Nauka nie umie wybrnąć z tego problemu. Coppens
cytował nawet opinię biolog Niny Fedoroff, która stwierdziła, że gdyby
dziś jakiemuś uczonemu udało się przekształcić teosinte w kukurydzę,
przyniosłoby mu to Nagrodę Nobla (jeśli wcześniej ekolodzy nie
zamknęliby jego laboratorium za śmiałe modyfikacje genetyczne).
W innym świetle problem ten ukazał "New York
Times", pisząc przed kilkoma laty o przedłużającym się poszukiwaniu
"korzeni" kukurydzy:
"Najbardziej zadziwiający aspekt jej historii wiąże
się z możliwościami rolników sprzed 9 tys. lat. Ludzie ci żyli w
grupkach i sezonowo zmieniali miejsce zamieszkania. Byli jednak w stanie
przekształcić dziwną trawę w wysokowydajne i łatwe w uprawie zboże.
Proces udomowienia musiał odbywać się wieloetapowo, był rozłożony w
czasie, a w jego toku poddawano modyfikacji wiele różnych cech rośliny".
Opinia ta sugeruje, że przed tysiącami lat w
Ameryce Środkowej żyli inżynierowie genetyczni bez dyplomów, którzy "na
oko", w kontrolowanym chyba wyłącznie intuicją procesie, tworzyli
pokolenie po pokoleniu wspaniały wynalazek, z którego dziś powstają
chrupki, płatki i pasza dla zwierząt.
Czy niecywilizowani ludzie, nieznający jeszcze koła
ani metalu, byliby w stanie osiągnąć coś takiego i czy można posądzać
ich o tak dalekosiężne wizjonerstwo? A może Indian, zarówno w przypadku
kukurydzy, jak i terra preta wiódł za rękę ktoś dużo lepiej rozwinięty?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz