METALOWE KULE MAJĄ TRZY MILIARDY LAT!
Mark Sokołow
Już
od wielu lat uczeni usiłują odgadnąć pochodzenie i przeznaczenie
przedmiotów, zjawisk i biologicznych fenomenów, które odkryto „nie na
swoich miejscach” w świecie. I znów w 2005 roku rozgorzała dyskusja na
temat pochodzenia metalowych kulek z RPA. Średnice ich wynoszą 2,5 – 10 cm
i wyglądają, jakby wykonane były przez człowieka. Tylko że... – tylko
że mogły powstać one w Prekambrze, o wiele dawniej niż pojawił się Homo sapiens sapiens
na Ziemi – bowiem one liczą sobie – bagatela! – od 2,8 do 3 mld lat!!!
(Czyli mniej więcej z przełomu Katarchaiku i Archaiku, w czasie
formowania się najstarszych Marealbidów – uwaga tłum.) O odkryciu tego i
innych artefaktów traktuje artykuł zamieszczony na łamach rosyjskiego
czasopisma „NLO” nr 16/2005.
Model Gwiazdy Śmierci sprzed 3 mld lat?
O
istnieniu tych metalicznych kulek stało się głośno już w 1977 roku,
kiedy trzeba było ratować dawne petroglify (rysunki naskalne – przyp.
tłum.) na pirofillicie (cudownym kamieniu – jak go tam nazywają – przyp.
aut.), a którego ogromne bloki zaczęto rozpiłowywać na mniejsze, kiedy
tnące urządzenie natknęło się na taką sferoidę. Wszystkich zdumiał
idealny kształt tej kulki, a także nacięcie wykonane tylko pośrodku.
W
następnych dziesięcioleciach południowoafrykańscy górnicy znaleźli co
najmniej 200 takich kulek. Niektóre z nich mają na swym „równiku” do 3
równoległych rowków. (Czyż jedna z tych kulek przedstawiona na fot. 2
nie przypomina modelu... Gwiazdy Śmierci z filmu George’a Lucasa,
albo Mimasa – satelity Saturna? – uwaga tłum.) Niektóre z kulek udało
się przepołowić. Okazało się, że są one pokryte pancerzem o
6-milimetrowej grubości. W środku znajdował się gąbczasty materiał,
który w zetknięciu się z powietrzem zamieniał się w pył. Przypominał on
swym wyglądem węgiel drzewny. Inne kulki okazały się być pełne i
zrobiono je z niebieskawego metalu w białe cętki.
Twarda kulka do zgryzienia...
Co
to był za metal? Analiza wykazała, że był to stop stali i niklu, ale w
Przyrodzie coś takiego nigdy nie występuje. Z punku widzenia Rolfa Marxa
– kustosza Południowoafrykańskiego Muzeum w Klerksdorfie – kulki te
stanowią najprawdziwszą zagadkę. Te, które znajdują się w jego muzeum
same wibrują w jakimś dziwnym rytmie, chociaż odcięte są od
jakichkolwiek źródeł energii. Być może we wnętrzu kulek jest ukryta
jakaś tajemnicza energia, która się jeszcze nie zużyła pomimo upływu 3
mld lat?
Pewnego
razu przywieziono do muzeum znanego czarownika, który powiedział, że
kulka ta przywędrowała do nas z Kosmosu i posiada czarodziejską moc.
W
1984 roku, w odpowiedzi na zapytanie jednej z redakcji R. Marx napisał,
że praktycznie nie istnieją żadne prace naukowe na temat tych kulek,
ale takie sferoidy można znaleźć w pirofillicie, wydobywanym nieopodal
miasteczka Ottosdal w Zachodnim Transwaalu. Pirofillit o wzorze
chemicznym Al2[Si4O10](OH)2 jest miękkim minerałem. Kulki zaś charakteryzują się dużą twardością i trudno jest je zarysować stalowym ostrzem.
Druga
zagadka kulek – odporność na cięcie. Trzeba próbować znaleźć jakieś
wyjaśnienie dla powstania tych żłobków wokół sferoid – szczególnie tych
trzech równoległych do siebie. Jeżeli nie znajdziemy naukowego
wyjaśnienia tego problemu – to trzeba będzie przyznać się do czegoś
mistycznego – a mianowicie tego, że te kulki, które dziś znajdują się w
głębokich warstwach skalnych, wykonały przed miliardami lat jakieś
istoty rozumne...
15 lat temu, sferoidy te przyciągnęły uwagę Johna Hunda
z południowoafrykańskiego Petersburga. Pojechał do kopalni i znalazł
taką kulkę, dokładnie taką, jaka znajduje się w muzeum w Klerksdorfie.
Pewnego razu siedząc przy stoliku w restauracji wyjął kulkę i położył ja
na stole, zauważył, że kulka ta jest bardzo stabilna. Hund postanowił
przesłać artefakt do amerykańskiego Instytutu Badań Kosmosu przy
Caltech, w Kalifornii. Okazało się, że kulka jest idealnie wyważona.
Dokładność wyważenia sięga 1/100.000 cala! Pewien uczony z NASA przyznał
się do tego, że u nich nie istnieje technologia, która umożliwiłaby
zrobienie czegoś takiego na Ziemi. Coś takiego zrobić można - owszem,
ale... tylko i wyłącznie w warunkach zerowej grawitacji. W warunkach
stanu nieważkości. Tylko w Kosmosie!...
Kierowana panspermia i maszyna czasu
I tak holenderski uczony B. V. Lourker
zakłada, że jakieś 3 mld lat temu kulki te przywieźli ze sobą
Pozaziemianie – Kosmici, Przybysze, Obcy, czy jeszcze jak ich tam zwać.
Po co? Były to kontenerki zawierające jednokomórkowe organizmy,
najprymitywniejsze formy życia. A teraz popatrzmy na to w ten sposób –
skoro Oni mieli wtedy taką technologię, to do czego doszli dzisiaj? Po
dwóch – trzech miliardach lat swego istnienia?!
No,
a skoro to nie byli Oni, to może wykonała je jakaś pradawna rasa
Ziemian, która żyła dawno przed nami na tej planecie, i która albo
wyginęła, albo opuściła Ziemię? (Jak w powieści R. Cooka pt. „Uprowadzenie”, w której występują tzw. Ludzie I Generacji, którzy zaszyli się pod powierzchnią Ziemi – uwaga tłum.)
Być
może także te kuleczki sformowały się same wskutek jakiegoś naturalnego
procesu – jak sferoidy na Marsie. Ale dlaczego ta muzealna kuleczka
jest taka stabilna – no wskutek działania pól magnetycznych...
Niektórzy
uczeni, którym udało się zbadać te kuleczki doszli do wniosku, że
sferoidy te zostały wytworzone sztucznie, a nie powstały wskutek
procesów naturalnych. I być może wcale nie pochodzą z Przeszłości, ale
na odwrót – z Przyszłości! Powiem tak – przyleciał do nas z Przyszłości
jakiś czasolot, który w Przeszłości uległ awarii. Załoga albo zginęła,
albo jakimś sposobem udało się jej wrócić do swego czasu, pozostawiając w
Przeszłości detale swego pojazdu, a może nawet cały pojazd???
Przyziemne wyjaśnienia
Są
także wersje bardziej przyziemne – w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Skoro Ziemia w czasie swej historii przeszła wiele straszliwych
kataklizmów, to jej warstwy geologiczne mogły się wielokrotnie
przemieszać i zamieniać miejscami. I tak zatem, jakieś współczesne
przedmioty mogły dostać się do najstarszych skał na Ziemi, wskutek
czystego przypadku. Badacz Paul Heinrich pisał jeszcze pięć lat
temu, że wokół tego problemu podniósł się niezdrowy szum, spowodowany
głównie przez najrozmaitszej maści łowców sensacji skupionych przy
tabloidzie „Weekly World News”. Błędy i nieścisłości znalazły się nawet w książce M. Cremo i R. Thompsona pt. „Zakazana archeologia” oraz w programie NBC pt. „Mistyczne pochodzenie człowieka”.
I nie jest prawdą, że na temat afrykańskich sferoid nie ma żadnej
literatury naukowej. Ona istnieje. I z niej jasno wynika, że pirofillit
to skała metamorficzna, a nie osadowa. Ten metamorfizm objawia się w
umiarkowanych temperaturach na głębokości kilku kilometrów. Przy pomocy
geologów z RPA, Heinrich doszedł do wniosku, że tajemnicze kulki
składają się z pirytu – siarczku żelaza – FeS2 i getytu
(goethytu) – tlenowodorku żelaza – FeO(OH). W procesie przeobrażania się
gliny lub popiołu wulkanicznego w pirofillity uformowały się w
górotworze pirytowe sferoidy. A z gniazdowych złóż pirytów, które
zostały wypchnięte do strefy utleniania powstał getyt. Tak zatem nie są
to żadne konkrecje – jak napisano w całym szeregu opracowań...
I
to wszystko, ale dlaczego te kulki są tak twarde? A to dlatego, że
getytowe kulki mogą wchłaniać jeszcze inne wodorotlenki, które po
związaniu się z nimi powodują zwiększenie twardości tych kulek.
A do tego jeszcze Anglicy postanowili na tych kulkach zrobić interes. Wytwarzają oni kulki o średnicy 7 – 15 cm z pirytu i za cenę 100 USD za sztukę sprzedają je kolekcjonerom osobliwości i miłośnikom egzotyki.
Co
się zaś tyczy kulistego kształtu tych sferoid, to Przyroda potrafi
ukształtować swe twory dowolnie i artystycznie. Wystarczy wspomnieć
tylko ogromne kamienne kule Kostaryki. (Jednak największa kamienna kula
znajduje się w kamieniołomie koło miejscowości Klokočov na Kysucach na
Słowacji. Mierzy ona 305 cm
średnicy i składa się ona z brązowego piaskowca magurskiego – przyp.
tłum), a do tego trzeba dodać, że pełnometaliczne kule nieraz spadały z
nieba w różnych krajach świata. Trzy takie błyszczące, wypolerowane
sferoidy o średnicy 35 cm każda znaleziono na australijskiej pustyni w 1963 roku. Występując w parlamencie australijski minister obrony Allen Feihell przyznał, że wszelkie próby otwarcia tych kul spełzły na niczym. (Opisał to Lucjan Znicz-Sawicki w swej pracy „Goście z Kosmosu – NOL”
– przyp. tłum.) Krążą pogłoski, że kule te zostały przekazane USAF i
słuch o nich zaginął. Niewielkie różnokolorowe kule znaleziono na
terytorium Francji i to w takiej ilości, że wyglądało jakby spadły z
deszczem. Jak widać – Przyroda lubi z nami grać w kulki!...
Przekład z j. rosyjskiego i opracowanie –
Robert K. Leśniakiewicz ©
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz