poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Archeologia parapsychiczna

  Martwi mnisi udzielają wskazówek



Wiele wskazuje na to, że archeologia może uzyskać nieoczekiwane wsparcie ze strony zjawisk psi. Niektórzy jasnowidze, biorąc do ręki wydobyty spod ziemi artefakt, potrafią bowiem odbyć podróż w przeszłość i opowiedzieć o tym, kto ów przedmiot stworzył, wykorzystywał go itp. W archeologii intuicyjnej ogromne znaczenie wydają się mieć też narzędzia radiestezyjne oraz technika Remote Viewing, dzięki której medium jest w stanie zaobserwować przedmioty, zdarzenia i osoby bez użycia zmysłów. Czy oznacza to rewolucję w klasycznych metodach poznawania naszej przeszłości?
Dzięki metodzie wyśmiewanej przez sceptyków Frederick Bligh Bond zdołał wydostać spod warstw czasu pozostałości czcigodnego opactwa Glastonbury. Tym samym stał się ojcem zupełnie nowej dziedziny wiedzy, tzw. archeologii parapsychicznej.
Miasteczko Glastonbury leży nad rzeką Brue w południowo-wchodniej Anglii. To niewielka handlowa mieścina, otoczona rozległymi łąkami i sadami. Aż do XV wieku dostęp do niej był utrudniony ze względu na bagna. Jednak dawniej istniał podobno kanał łączący Glastonbury z morzem.
Magia tego miejsca przyciąga chrześcijan i wyznawców kultów pogańskich. Każdego dnia przybywają tam pielgrzymki złożone z tysięcy turystów. Panuje przekonanie, że to swego rodzaju sanktuarium. Wielu ludzi wyjeżdża stąd odmienionych, wielu twierdzi, że w Glastonbury natknęli się na prawdziwą Tajemnicę.
Jedna z legend opowiada, że właśnie nad rzeką Brue powstała pierwsza na tym obszarze osada chrześcijańska. Założył ją nie byle kto, bo Józef z Arymatei – faryzeusz, który udostępnił grobowiec na pochówek dla Jezusa. Gdy po wyczerpującej podróży morskiej w 63. roku naszej ery dotarł on do wybrzeży Brytanii, miejscowy władca, Aviragus podarował mu rozległe dobra ziemskie. Odpoczywając na wzgórzu Wearyall, Józef zatknął w ziemię swoją laskę. Był to kij wystrugany z drzewa, z którego upleciono koronę cierniową dla Chrystusa. Wówczas wydarzył się cud: kostur w jednej chwili przemienił się w drzewo. Od tego czasu, zakwita każdej zimy zwiastując nadejście Bożego Narodzenia. Pierwszą obsypaną kwieciem gałązkę tradycja nakazuje przekazać królowej – panującej władczyni.
Do Glastonbury Józef z Arymatei miał też przywieźć cudowne naczynia, zawierające krew i wodę z boku Ukrzyżowanego. Relikwia ta – jak się sądzi – zapewnia bezpośredni kontakt z Bogiem, daje też człowiekowi nieograniczoną władzę nad materią. (O tym, że mit graala wciąż jest żywy świadczy chociażby fakt, iż poszukiwania owego pucharu rozpoczęli w pierwszych latach II wojny światowej przywódcy hitlerowscy, m.in. Heinrich Himmler).
Graal miał zostać zakopany ponad źródłem zaopatrującym Glastonbury w wodę. Przypuszcza się, że Józef ukrył go w miejscu, gdzie dziś znajduje się tzw. Studnia Kielicha. Zdaniem zwolenników tego pomysłu, potwierdza to brunatne zabarwienie wody czerpanej ze studni. Bardziej racjonalna hipoteza głosi, że za czerwony kolor cieczy odpowiadają rozpuszczone w niej związki żelaza.
Wejście na Wzgórze GlastonburyJak podają źródła, mnisi z opactwa Glastonbury cenili relikwie Męki Pańskiej. Udało im się zgromadzić ich niemało: między innymi fragment stołu, przy jakim Galilejczyk i apostołowie spożyli ostatnią wieczerzę, kawałek gąbki, w której podano Jezusowi ocet zmieszany z żółcią, a ponadto: osiem kamieni z Góry Kalwarii, sześć kawałków Grobu Pańskiego kilka fragmentów krzyża oraz kolec z korony cierniowej. Święty Graal byłby ozdobą tej kolekcji – niestety, jak dotąd nikomu nie udało się odnaleźć go na terenie benedyktyńskiego opactwa.
Wróżbita o imieniu Melkin – pierwowzór arturiańskiego Merlina – lokalizował Graala nie w Studni Kielicha, lecz w grobowcu Józefa z Arymatei. W proroctwie pochodzącym z zamierzchłych czasów pisze on: Józef ma ze sobą w sarkofagu dwie białe i srebrne ampułki wypełnione krwią i potem proroka Jezusa. Ta informacja stała się inspiracją dla autorów herbu opactwa; wspomniane ampułki pojawiają się w nim obok zielonego krzyża z gałązek, tło zaś tworzy biel z kroplami krwi. Niestety, grobowca Józefa z Arymatei nie odnaleziono. Melkin głosił, że sarkofag zostanie odkryty cały i nietknięty, a w przyszłości będzie otwarty, by mógł oglądać go (...) świat. W jakiej przyszłości, nie wiadomo.
W Glastonbury, obok legend i podań związanych z Graalem i Zakwitającym Cierniem, żywe są też mity o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu. Niektórzy umiejscawiają celtycki raj – Avalon – właśnie tutaj. Wierzą, że gdy Anglia znajdzie się w nagłej potrzebie, król Artur powstanie z martwych i da skuteczny odpór wrogim siłom.
Glastonbury stało się czymś w rodzaju stolicy ruchu New Age na wyspach brytyjskich. Wszelkiej maści adepci ezoteryki odprawiają tu pradawne celtyckie rytuały i szukają kontaktu mentalnego z rycerzami Okrągłego Stołu. Są przekonani, że w ruinach benedyktyńskiego opactwa znajduje się ukryte przejście do innego wymiaru. W późnych latach dwudziestych ubiegłego wieku rzeźbiarka i okultystka Katherine Maltwood odkryła w topografii terenów rozciągających się wokół Wzgórza Glastonbury przemawiające symbole, które szyfrują świętą odwieczną wiedzę. Dziś mówi się o wielkiej mocy tego miejsca. Padają określenia: planetarna latarnia morska i elektrownia ducha.

 Stuart Gordon pisze w Encyklopedii zjawisk paranormalnych, że być może Glastonbury jest lustrem odbijającym i wzmacniającym oczekiwania tych, którzy je odwiedzają. Mówiąc inaczej: ludzie spotykają tu to, czego poszukują. Jeśli zatem wybierzemy się do Glastonbury, każdy z nas odnajdzie w nim własną odpowiedź, własne marzenie, własnego graala. Tak, jak stało się to udziałem Fredericka Bligha Bonda, o którym opowiemy za chwilę.
Ten skromny archeolog i architekt, począwszy od roku 1888 projektował obiekty mieszkalne i szkolne. Był twórcą m.in.: Akademii Medycznej, szkół inżynieryjnych, Szkoły Muzycznej Cliftona, Szkoły św. Jerzego oraz licznych kamienic w Bristolu. Podręczniki historii architektury opisują Bonda jako projektanta o prawdziwym, choć kapryśnym talencie, osobę barwną, o dobrej reputacji w branży. Podobno od dziecka fascynowały go też kwestie życia i śmierci oraz głoszona przez okultystów idea pamięci Wszechświata.
W pierwszych latach XX wieku Bondowi powierzono nadzór nad wykopaliskami w Glastonbury. Z opactwa, poza upadającą wieżą, kruszącą się Kaplicą Panny i rumowiskiem skalnym, niewiele pozostało. Ruiny przekazano Kościołowi anglikańskiemu – diecezji Bath i Wells, która w błyskawicznym tempie przeprowadziła konieczne naprawy. Przystała też na propozycję Towarzystwa Archeologii i Historii Naturalnej w Somerset, aby rozpocząć prace restauracyjne. Stanowisko dyrektora wykopalisk powierzono Frederickowi, który kierował pracami przez kilka sezonów. Odkrył zaginioną Kaplicę Edgara i rzeczywiste rozmiary opactwa. Obok Katedry św. Pawła kościół w Glastonbury okazał się najdłuższym obiektem sakralnym w Anglii!
Niebawem dały o sobie znać ezoteryczne zainteresowania archeologa, który był już wówczas członkiem brytyjskiego Towarzystwa Badań Parapsychicznych. Najpierw, w roku 1916 wygłosił odczyt sugerujący, że projektanci kościoła stosowali gematrię (okultystyczną naukę powiązaną z geometrią sakralną), kierując się matematyczną formułą zawartą w starotestamentowej Księdze Liczb. Dwa lata później opublikował natomiast książkę zatytułowaną The Gates of Remembrance (Wrota pamięci), w której ujawnił, że wykopaliska w Glastonbury powiodły się dzięki nawiązaniu kontaktu z duchami dawnych budowniczych. To od nich– jak twierdził – uzyskiwał wszystkie informacje.
Czy prace archeologiczne rzeczywiście powiodły się dzięki nawiązaniu kontaktu z duchami dawnych budowniczych?Prace archeologiczne na terenie słynnego opactwa okazały się trudnym zadaniem. Nie istniały żadne archiwalia, z których dałoby się zaczerpnąć wskazówki co do kierunku działań. Ponadto ze względu na deszczowy klimat prowadzenie wykopalisk było możliwe wyłącznie latem. W tej sytuacji Bond, pragnąc sprawdzić swą teoretyczną wiedzę w praktyce, sięgnął po metodę uznawaną przez naukę za humbug. Aby poznać opis opactwa, które nie istniało już w niczyjej pamięci, postanowił mentalnie cofnąć się w czasie i nawiązać kontakt z jego budowniczymi. Jednak sam nie miał zdolności mediumicznych, nigdy też nie posługiwał się pismem automatycznym. O pomoc poprosił więc swego starego przyjaciela, Johna Allena Bartletta, weterana armii indyjskiej.
Eksperymenty przeprowadzano w biurze archeologa. Na stole, przy którym obaj siedzieli, leżał stos kartek; kapitan Bartlett brał do ręki ołówek, Bond kładł swoją dłoń na jego dłoni, a potem swobodnie sobie gawędzili. Wkrótce ich złączone dłonie zaczynały wędrować po kartce.
Starając się nie zwracać na to uwagi, kontynuowali rozmowę, a czasem któryś czytał nawet na głos jakąś nieskomplikowaną książkę. Gdy kartka była zapełniona, odkładali ją na bok i zapisywali kolejną. Dopiero chłód i zmęczenie skłaniały ich do przerwania seansu. Wtedy zapisane stronice odczytywali.
Pewnego razu na kartce pojawił się rysunek przypominający krzyż. Okazał się on dokładnym planem kościoła w Glastonbury, naszkicowanym bez odrywania ołówka od papieru. W poprzek tego szkicu biegł łaciński napis: Guigliemus Monachus (Mnich Wilhelm).
Rzeźbiarka i okultystka Katherine Maltwood odkryła w topografii terenów rozciągających się wokół Wzgórza Glastonbury "przemawiające symbole", które szyfrują "świętą odwieczną wiedzę"Ochłonąwszy z radosnego zdumienia, badacze przeprowadzili kolejną próbę. Tym razem Bond uściślił swoje oczekiwania: Proszę o dokładniejszy plan wschodniej części świątyni. Ręka znów rozpoczęła wędrówkę, rysując schemat pomieszczeń. Kreska w części wschodniej była podwójna, jakby dla podkreślenia wagi tego elementu. Pojawił się też podpis. Mówił o kaplicy noszącej imię króla Edgara, zbudowanej przez opata Richarda Bere`a w pierwszej połowie XVI wieku. Po budowli tej nie pozostał ani jeden ślad, a jej istnienia przed Bondem nie rozważał żaden z archeologów zatrudnionych w tym miejscu.
Chcąc zweryfikować prawdziwość informacji, Frederick rozpoczął wykopaliska dokładnie według wskazówek zmarłego przed 400 laty mnicha. Trwały one kilka miesięcy, aż do nadejścia zimy. Wtedy zostały odsłonięte resztki słynnej kaplicy.
Dzięki metodzie wyśmiewanej przez sceptyków Bond wydostał spod warstw czasu także inne pozostałości czcigodnego opactwa. Tym samym stał się ojcem zupełnie nowej dziedziny wiedzy, tzw. archeologii parapsychicznej. Do metod używanych dotychczas dodał nową: pismo automatyczne.
Jedna z legend dotyczących Glastonbury opowiada o wyspie Avalon, na której został pochowany król Artur. W jej pobliżu miał powstać Camelot. Podczas kilku seansów mnisi z przeszłości – niewidzialni rozmówcy Bonda – potwierdzili prawdziwość tego mitu, wskazując miejsce pochówku władcy. Kopiąc tam Frederick odnalazł grobowiec z czarnego marmuru. Nie udało się udowodnić, że złożono w nim ciało króla Artura, nie ulegało jednak wątpliwości, że spoczywały tam szczątki jakiejś ważnej osobistości.
Kolejną grupą, jaka nawiązała kontakt z Bondem, byli Strażnicy ze Wspólnoty Avalon. Oznaczało to jeszcze głębszą podróż w czasie. Stali się oni doradcami i przewodnikami archeologa i to dzięki nim misja Fredericka przebiegała bez zakłóceń.
Tzw. Naziemny Zodiak Maltwood – grupa ogromnych figur widocznych w terenie na południe od GlastonburyDługie seanse odbywały się regularnie, a na każdym z nich inny przedstawiciel Wspólnoty podpisywał się pod przesłaniami z zaświatów. Charakter pisma zmieniał się w zależności od tożsamości dyktującego. Szelest biegnącego po papierze ołówka był jedynym głosem Strażników. W miarę, jak wykopaliska posuwały się do przodu, wizja zapomnianego świata nabierała coraz wyraźniejszych konturów.
Bond wielokrotnie przekonał się – pisze Reuben Stoneże na automatycznym piśmie mnichów można całkowicie polegać. Na przykład potwierdziło się, że dach kaplicy malowany był złotem i purpurą – robotnicy odkopali wiązania dachowe, z zachowanymi resztkami czerwonej i złotej farby. Sprawdziło się także to, że okna kaplicy były barwione na lazurowo (…). Odkrycie wydawało się o tyle niezwykłe, że w tamtym okresie szkło barwiono głównie na biało lub złoto. Jeszcze ciekawsze było twierdzenie, że we wschodniej ścianie kaplicy znajdowały się drzwi wiodące na ulicę. Większość kościołów nie posiada drzwi za głównym ołtarzem, ale okazało się, że w kaplicy Edgara rzeczywiście znajdują się tam drzwi…


Dokładnie tak, jak poinformowali zmarli mnisi!
Komunikat z przeszłości zapisany pismem automatycznymProblemy zaczęły się, gdy Towarzystwo Archeologii i Historii Naturalnej w Somerset poprosiło archeologa, by wyjaśnił, jak zdobywa informacje. Jeszcze przed zrekonstruowaniem niektórych części opactwa i odkopaniem ruin Bond ogłosił, że w swoich pracach kieruje się intuicją. Z oczywistych względów bał się wyjawić prawdę. Ta ostrożność niestety niewiele pomogła, bo w niektórych kręgach zaczęły pojawiać się złośliwe plotki.
Od powstania opactwa Glastonbury, aż do jego ostatecznego zniszczenia w wyniku pożaru w XVIII wieku, na losy budynków wpływały zawirowania związane z historią Anglii: konflikty lokalne, najazdy Sasów i Normanów oraz walki religijne, które za panowania Henryka VIII doprowadziły do oderwania się kościoła od papiestwa. Liczne refektarze, sale i miejsca wspólnych modłów, kuchnie, cele, kaplica z chórem i nawą, przylegająca do niej Wielka Kaplica św. Edgara – wszystko to zostało odtworzone dzięki informacjom uzyskanym podczas seansów z duchami.
Poszczególne elementy opactwa nie powstawały w tej samej epoce, były burzone i rekonstruowane. Przebadanie ich tradycyjną metodą pochłonęłoby fundusze, których hrabstwo Somerset nie chciało wyasygnować. Natomiast działania Bonda nie obciążały skromnego, lokalnego budżetu.
Za szczególnie zagadkowy uchodził grobowiec odkryty przy zewnętrznym, południowym murze nawy Wielkiej Kaplicy na głębokości zaledwie 3 stóp (około 90 cm). Znaleziono w nim imponujący szkielet o długości nieco ponad 6 stóp i 9 cali (2,1 m), z czaszką w hełmie z polerowanego kamienia, ułożoną pomiędzy stopami. Płytkość grobu zdawała się świadczyć, że kopano go w pośpiechu, jakby dla ofiary wypadku czy morderstwa. Jednak starannie wyciosany kamień przeczył takim wnioskom.
Rozmówcy Bonda wyjaśnili, że w grobowcu pochowano jednego z Normanów, skarbnika Radulfusa Cencellaniusa, zmarłego w roku 1087 w podeszłym wieku. Czując nadchodzącą śmierć wydał on szczegółowe dyspozycje w kwestii swego pogrzebu. Odmówił przyjęcia sakramentów, wskazał też po południowej stronie budynku kwaterę na grobowiec. Chciał, aby promienie słoneczne grzały jego szkielet, jak rozgrzewały krew. W miejscu tym jednak spoczywało ciało Eawulfa z hrabstwa Somerset, którego kilka lat wcześniej Radulfus zabił w walce. Zarządził zatem, by czaszkę mężczyzny ułożono między jego nogami w ten sposób, by rosnące po śmierci paznokcie (…) stóp mogły zmiażdżyć czaszkę starego wroga.
Czy Glastonbury jest lustrem odbijającym i wzmacniającym oczekiwania tych, którzy je odwiedzają? Ruiny opactwaWszystko to wydaje się nieco dziwaczne, lecz interlokutorzy Bonda twierdzili, że byli naocznymi świadkami opisanych wydarzeń. Rzecz jasna w oficjalnych raportach archeolog fakty te pominął, opisując jedynie odnalezione przedmioty.
Wkrótce sukcesy, jakie stały się udziałem Fredericka, wzbudziły podejrzliwość miejscowego duchowieństwa. Stopniowo ograniczano zakres jego kompetencji. Mógł jeszcze zajmować się ruinami położonymi w pobliżu opactwa, gdzie kiedyś znajdowała się kuchnia, potem jednak, w roku 1922 Rada Stowarzyszenia nakazała zawieszenie wszystkich prac wykopaliskowych.
Jeszcze tego samego roku Frederick Bligh Bond wydał książkę zatytułowaną An Architectural Handbook of Glastonbury Abbey With a Historical Chronicle of the Building (Architektoniczny przewodnik po opactwie Glastonbury z historyczną kroniką budowli). Publikacja ta przyniosła mu skromne zyski, ale wkrótce, na skutek negatywnych recenzji, wycofano ją ze sprzedaży. Pozbawiło to autora jakiegokolwiek źródła dochodów.
W latach 1926-1928 archeolog przebywał w Stanach Zjednoczonych na zaproszenie amerykańskiego Towarzystwa Badań Parapsychicznych. Do Somerset przyjeżdżał jeszcze kilkakrotnie, by wreszcie w 1935 roku, wbrew radom swych amerykańskich przyjaciół osiedlić się tam ponownie. W wieku 72 lat, bez mieszkania, zrujnowany moralnie i fizycznie, opuścił świat żywych.
Prace Bonda nie znalazły uznania również po jego śmierci. Dziś niewielu turystów w Glastonbury zna nazwisko człowieka, który – rzucając wyzwanie rozumowi – wydobył spod warstw czasu jeden z najpiękniejszych zabytków.
Jak ustalono, uzyskane w sposób paranormalny informacje o opactwie okazały się w stu procentach prawdziwe. Doktor Ralegh Radford, archeolog przeprowadzający badania w roku 1962, stwierdził, że metoda Bonda przyniosła zaskakujące wyniki i była tak zaawansowana, jak żadna w tamtym okresie. Co ciekawe, w roku 1936 arcybiskup Canterbury powołał specjalną komisję, której zadanie polegało na zbadaniu mediumicznych kontaktów odkrywcy kaplicy św. Edgara. We wnioskach końcowych raportu nikt nie podważał wiarygodności otrzymywania wiadomości od istot duchowych jako że praktyka ta jest zgodna z doktryną chrześcijańską. Jednocześnie jednak zasugerowano, by arcybiskup rozważył utajnienie przytoczonych wniosków. Tym samym do opublikowania raportu doszło dopiero w roku 1979!
Czy osiągnięcia Bonda i Bartletta w piśmie automatycznym są wystarczającym dowodem na istnienie życia po śmierci? – zastanawia się, cytowany już Reuben Stone. – Wydaje się, że tak, ale, jak na ironię, sam Bond w to nie wierzył. Archeolog utrzymywał, że on i Bartlett uzyskali dostęp nie do słów osób zmarłych, ale do czegoś w rodzaju magazynu pogrzebanej być może kulturowej pamięci. Ta koncepcja przypomina pojęcie stworzone przez psychologa Carla Gustava Junga, dotyczące podświadomości zbiorowej charakterystycznej dla Anglii i Anglików, obejmującej ich mity i tradycje. Bramy wiodące do pamięci były pomysłem Bonda. Otworzył je szeroko poprzez dyscyplinę i koncentrację podczas przygotowań do eksperymentów z pismem automatycznym. Jak pisał, potęga intuicji przywołała te obrazy z głębin subiektywnego umysłu.
Wojciech Chudziński
Nieznany Świat 3/2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz