sobota, 26 września 2015

Paramahansa Yogananda – doświadczenie świadomości kosmicznej



Fragment z książki bardzo cenionego przeze mnie jogina Paramahansy Yoganandy.

————————————————————-
Ciało moje znieruchomiało całkowicie, jakby potężny magnes wyciągnął powietrze z mych płuc. Dusza i świadomość uwolniły się momentalnie ze swych fizycznych więzów i jak jakiś świetlisty fluid wypłynęły ze wszystkich porów mego ciała. Ciało było niby martwe, niemniej w głębi intensywnej świadomości wiedziałem, że nigdy przedtem nie żyłem w pełni. Moje poczucie tożsamości nie ograniczało się teraz do samego ciała, lecz ogarniało także wszystkie atomy. Ludzie na dalekich ulicach poruszali się łagodnie na odległej mej peryferii. Korzenie drzew i roślin były widoczne dzięki mglistej przejrzystości gleby; dostrzegałem wewnętrzny przepływ ich soków. Cała okolica jakby obnażona znajdowała się przede mną. Mój zwykły frontalny sposób widzenia zmienił się teraz na rozległe sferyczne widzenie, dostrzegające naraz wszystko. Przez tył głowy widziałem ludzi przechodzących ulicą Rai Ghat; zauważyłem również białą krowę, która powoli się zbliżała. Gdy znalazła się przed otwartą bramą aszramy, obserwowałem ją także fizycznymi oczami. Gdy przeszła dalej poza ceglaną ścianę, widziałem ją nadal wyraźnie. Wszystkie przedmioty w obrębie mego panoramicznego widzenia drgały i wibrowały jak szybko zmieniające się obrazy filmu. Moje ciało i Mistrza, dziedziniec kolumnowy, meble i podłoga, drzewa i światło słoneczne w pewnej chwili gwałtownie się poruszyły, aż wszystko się roztopiło w świetliste morze, podobnie jak kryształy cukru wrzucone do szklanki wody rozpuszczają się, gdy się je porusza. Jednoczące wszystko światło pojawiało się kolejno po materializacjach form w metamorfozach ujawniających działanie prawa przyczyny i skutku w stworzeniu. Ocean radości uderzył o spokojne, nieskończone brzegi mej duszy; Duch Boga, zrozumiałem, jest niewyczerpaną szczęśliwością; ciało Jego to niezliczone tkanki światła. Wzbierająca we mnie wspaniałość zaczęła wyłaniać miasta, kontynenty, ziemię, systemy słoneczne i gwiezdne, delikatne mgławice unoszące się w przestworzach wszechświata.
Cały kosmos, łagodnie jaśniejący, jak miasto widziane w nocy z dala, migotał w nieskończoności mej istoty. Ostro zarysowane linie globów nieco zanikały na najdalszych krańcach, widziałem tam łagodne promieniowanie, nigdy nie słabnące. Było ono nieopisanie subtelne; obrazy planet tworzyły się z gęstego światła. Boskie promieniowanie wylewało się z Wiecznego Źródła, rozpalając się w Mleczne Drogi, przeobrażając się w nie dające się opisać aury. Wciąż na nowo widziałem, jak twórcze promienie zagęszczały się w konstelacje gwiazd, a potem rozpływały się w płaty przejrzystego płomienia. Dzięki rytmicznemu zanikaniu sekstyliony światów przechodziły w stan przeźroczystej światłości, firmament stawał się ogniem. Dostrzegłem centrum najwyższego nieba jako punkt intuicyjnego postrzegania w mym sercu. Promienisty blask szedł od jądra mojej istoty ku każdej części struktury wszechświata. Błoga amrita, nektar nieśmiertelności, pulsowała we mnie z płynnością żywego srebra. Słyszałem rozbrzmiewający twórczy głos Boga jako Aums; wibrowanie Kosmicznego Motoru. Nagle powietrze wróciło do mych płuc. Z rozczarowaniem niemal nie do zniesienia zrozumiałem, że moja nieskończona niezmierzoność przepadła. Z powrotem byłem zamknięty w upokarzającej klatce ciała, niełatwo dającej się przystosować do potrzeb Ducha. Jak marnotrawny syn musiałem porzucić swój makrokosmiczny dom i uwięzić się w ciasnym mikrokosmosie.
Wizja świadomości kosmicznej nauczyła mnie wiele w sposób trwały. Codziennie po uciszeniu myśli mogłem się uwolnić od złudnego przekonania, że jestem masą ciała, krwi i kości chodzącą po twardym gruncie materii. Obserwowałem, że oddech i niespokojny umysł podobne są do gwałtownych burz, które przekształcają ocean światła w fale materialnych form – w ziemię, niebiosa, istoty ludzkie, ptaki, zwierzęta, drzewa. Nie mona ujrzeć Nieskończonego jako Jedynego Światła dopóki się nie uciszy tych burz. Ilekroć uciszyłem te dwie formy zamętu, obserwowałem jak niezliczone fale stworzenia roztapiały się w jedno świecące morze, podobnie jak fale oceanu, gdy ustaje burza, w jasności odzyskują swą jedność. Mistrz obdarza ucznia boskim doświadczeniem kosmicznej świadomości, gdy z pomocą medytacji uczeń wzmocni swój umysł w takim stopniu,  że ten ogrom perspektywy go nie przytłoczy. Doświadczenia tego nie można nigdy nikomu użyczyć na podstawie samej tylko intelektualnej jego gotowości lub otwartości umysłu. Tylko należyte jego wzmocnienie z pomocą ćwiczeń jogi i nabożnej bhakti jest w stanie przygotować umysł na przyjęcie wyzwalającego wstrząsu wszechobecności. Przychodzi on jako naturalna i nieunikniona konieczność do każdego prawdziwie pobożnego człowieka. Intensywne pragnienie zaczyna pchać człowieka ku Bogu z nieodpartą siłą. Pan, jak wizja kosmiczna, zostaje przyciągnięty przez magnetyczny zapał człowieka, który szuka go w kręgu swej świadomości. W późniejszych czasach napisałem poemat Samadhi, w którym usiłuję przekazać wspaniałość i chwałę tego stanu:
Znikły zasłony światła i cienie,
Rozwiał się wszelki opar smutku,
Minęły blaski zmiennej radości,
Przepadły mgliste zmysłowe miraże.
Miłość, nienawiść, zdrowie, choroba, życie i śmierć –
Zginęły te złudne cienie na dwoistości ekranie.
Fale śmiechu, scylle sarkazmu, wiry melancholii
Rozpływają się w wielkim oceanie szczęścia.
Burza mayi, iluzji ucichła
Pod różdżką czarodziejską intuicji.
Przeszłość, przyszłość i teraz – nie dla mnie,
Lecz wieczna teraźniejszość, wszechobecne ja.
Planety, gwiazdy, pył gwiezdny i Ziemia,
Wybuchy wulkanów, sądnego dnia kataklizmy,
Stworzenia wrzący kocioł,
Lodowce cichych promieni X, płonące elektronów fale,
Myśli wszystkich ludzi, przeszłe, obecne i przyszłe,
Każde źdźbło trawy, ja sam i ludzkość,
Każda cząsteczka powszechnego pyłu,
Gniew, chciwość, dobro, zło, zbawienie i żądza –
Wszystko to wchłonąłem, wszystko przemieniłem
W ogromny ocean krwi własnego mego bytu!
Tlące się iskierki radości, rozżarzane wciąż medytacją,
Rozbłysły w nieśmiertelne płomienie szczęścia,
Oślepiając moje łez pełne oczy.
Radość pochłonęła me łzy, mój kształt i całego mnie.
Ty jesteś mną, a ja jestem tobą!
Poznanie, poznający i poznane jest jednym!
Cichy, nieprzerwany dreszcz,
Wiecznie żywy, wiecznie nowy spokój!
Radosna ponad wyobrażenia wszelkie szczęśliwość samadhi
To nie jest stan nieświadomości,
Czy haszysz umysłu woli niepodległy.
Samadhi rozszerza świat mej świadomości
Poza granice śmiertelnej formy,
Aż do kresów najdalszych wieczności,
Gdzie Ja, Ocean kosmiczny,
Patrzę na małe ja we mnie się mieszczące.
Słychać atomów zmienny szmer,
Mroczna ziemia, góry, doliny, patrz! to płynna ciecz.
A oto morza falujące przechodzą w opary mgławice!
Aum dmie w opary, rozdziera przedziwne ich zasłony,
Oceany stoją odsłonięte, świetliste elektrony,
Aż przy ostatnim dźwięku kosmicznego kotła milkną gęstsze światła w wieczystych promieniach
Przenikającej wszystko szczęśliwości.
Z radości powstałem, dla radości żyję,
W świętej radości się rozpływam.
Jako ocean umysłu chłonę całego stworzenia fale.
Oto podniosły się prosto wzwyż
Uniosły się cztery zasłony: masywności, płynu, gazu i światła.
Ja – we wszystkim, wschodzi wielkie Ja.
Na zawsze znikły zmienne cienie śmiertelnych pamięci,
Przede mną i nade mną, wysoko w górze, niebo myśli bez skazy.
Wieczność i ja w jeden promień zjednoczone.
Ja – drobna bańka śmiechu Oceanem samej radości się staję.
Sri Jukteswar nauczył mnie przeżywać to święte doświadczenie zależnie od mej woli, jak również przekazywać je innym, jeśli tylko kanały ich intuicji są dostateczne rozwinięte. W ciągu wielu miesięcy wchodziłem w ekstatyczne zjednoczenie; zrozumiałem, dlaczego Upaniszady mówią, że Bóg jest rasa, czyli „najbardziej przypadającym do smaku”. Pewnego dnia jednak postawiłem Mistrzowi pytanie: – Chciałbym, panie, wiedzieć, kiedy znajdę Boga? – Już go znalazłeś. – O nie, panie, nie sądzę! Mój mistrz uśmiechnął się. – Jestem pewny, że nie szukasz czcigodnej Osobistości, zdobiącej tron w jakimś aseptycznym zakątku wszechświata! Widzę jednak, że wyobrażasz sobie, że posiadanie cudownych władz jest poznaniem Boga. Absolutnie nie. Człowiek może mieć cały wszechświat, a jednak przekonać się, że Pan mu się wymyka! Postępu duchowego nie mierzy się zewnętrznymi władzami, lecz tylko głębią szczęśliwości człowieka podczas medytacji. Odnawiająca się wciąż radość jest Bogiem. On jest niewyczerpany, w miarę jak uprawiasz medytację w ciągu lat, uszczęśliwia cię On z nieskończoną pomysłowością. Ludzie pobożni, którzy tak jak ty znaleźli drogę do Boga, nie marzą nigdy o zamienieniu Go na jakąś inną szczęśliwość; pociąga On nas tak bardzo, że nie można nawet pomyśleć, aby mogło coś z Nim rywalizować.”
Paramahansa Yogananda – „Autobiografia Jogina”
Yogananda
Potrzeba nam ogromnej ilości energii, a my ją rozpraszamy przez strach. Jednak w chwili gdy jest ona w nas - a rodzi się ona z odrzucenia wszelkiej formy strachu - sama ta energia powoduje radykalną przemianę wewnętrzną. I nie musicie już nic czynić w związku z tym.
Ustalmy to jeszcze raz jasno. Każdy z nas widzi już że musi się zmienić zupełnie - aż do sedna swojej istoty. Nie może dłużej zależeć od tradycji, bo ona właśnie doprowadziła do tego kolosalnego rozleniwienia, akceptacji i posłuszeństwa. Żadną miarą nie może oczekiwać od kogokolwiek pomocy w zmienianiu siebie - ani od nauczyciela, ani od Boga, ani od religii, ani od żadnego systemu, ani od żadnego zewnętrznego nacisku czy wpływu.
Tak więc pozostawieni jesteście samym sobie - i taka jest sytuacja człowieka, który traktuje ten problem poważnie.
Gdy już nie oglądacie się na nikogo i od nikogo nie oczekujecie pomocy, wtedy jesteście na tyle wolni, by dokonywać odkryć. Wolność wyzwala też energię; a wolność nie może zrobić nic złego. Wolność jest zupełnie różna od buntu. Gdy w kimś jest wolność, nie ma mowy o czynieniu dobra i zła. Jesteście wolni i z tego centralnego punktu działacie. Od tej chwili nie ma strachu, a umysł, który się nie boi, jest zdolny do wielkiej miłości.
A miłość może czynić, co zechce.

Jiddu Krishnamurti pisze na końcu:
Zacznijmy razem swą podróż, pozostawiwszy poza sobą wszelkie wspomnienie dnia wczorajszego - zacznijmy rozumieć siebie po raz pierwszy.

( z książki 'wolność od znanego' Jiddu Krishnamurtiego)
Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz