czwartek, 3 września 2015

Energetyczne fakty życia

Mitch Fraas

Snake ManŻycie to karuzela. Tak jak w końcowej scenie filmu Hitchcocka „Nieznajomi z pociągu”, kręci się poza kontrolą, coraz szybciej i szybciej. Z każdym obrotem, każdy atom, neutron, proton i każdy elektron podnosi swoją prędkość i tym samym wibrację w odpowiedzi na kumulującą się GĘSTOŚĆ naszych czasów.
Odpuśćmy sobie plotki New Age; wszystko wskazuje na to, że kolektywna ludzka świadomość zapada się głębiej i głębiej w Materii, jak chochliki nurzające się w Bagnie, albo Dusza wędrująca po zaświatach. Czym gęstsza Materia, tym powolniejszy jest obrót elektronów, tym mętniejsze staje się bagno i tym głębiej do naszych poziomów cienia schodzimy.

Majowie mówią, że wszystko się zmieni 21 grudnia 2012 roku  – nadejdzie koniec cyklu ludzkiej historii. Ale nie koniec świata, tylko koniec świata jaki znamy i zarazem początek nowego kosmicznego cyklu, w którym Dusza, nie Materia, zapanuje nad świadomością. Czy ma to być moment zwrotny, w którym atomy zmienią swój obrót z yin na yang,  z negatywu na pozytyw? Prawdopodobnie nikt tego nie wie, ponieważ taka właśnie jest natura kosmicznych przemian – cokolwiek się stanie, jeśli się stanie, będzie KOMPLETNIE NIESPODZIEWANE – trochę jak śmierć. Żadna książkowa teoria czy duchowe rozważania nie są w stanie przygotować nas na ostateczną przemianę z ciała i krwi w cokolwiek ma nastąpić. Empiryczne doświadczenie ma znaczenie tylko w Dolnych Światach.

Wróćmy do karuzeli. Powoli  zapadając się w czeluście materializmu i egoniewolnictwa, coraz ważniejsze staje się podniesienie świadomości i energii – naszych wibracji – po to aby utrzymać głowy ponad cuchnącymi wodami Styksu. Przecież  żeby czuć się okey, musimy wykazać się  samodyscypliną, spontanicznością, żywiołowością, akceptacją, odpuszczeniem sobie, humorem, lekkością i gracją. I to tylko po to, aby utrzymać się w równowadze gdy przyciąganie ciemności i desperacji na świecie wzrasta. Przynajmniej tak to odczuwamy.

Więc jeśli nie chcemy być połknięci przez otchłań, wraz ze wzrostem ciemności  nasza umiejętność przyciągania światła musi wzrosnąć. Czas przyspiesza, czy zwalnia? Tak jak korona i korzenie drzewa, nasza świadomość wzrasta i zagłębia się zarazem. Jesteśmy rozciągani ponad naszą ludzką wytrzymałość, aby stworzyć pomost między tym co zwierzęce z tym co boskie, tym co ziemskie z tym co niebiańskie. Nie musi nam się to wcale podobać, nie musimy tego rozumieć. Lecz musimy to znosić, bo ludzkość jest jedynym gatunkiem jaki mamy (tak to przynajmniej wygląda), a ziemia (i twoje ciało) jest jedynym domem – przynajmniej póki co.

Wraz z napierającym chaosem i karuzelą bezwolnie kręcącą się coraz szybciej, utrzymanie równowagi jest coraz trudniejsze. Siła odśrodkowa jest kwadratem grawitacji i w końcu twoja masa ciała zwróci się przeciwko tobie, więc zwykłe stanie w zaparte na nic się nie zda. Jest tylko jedna rzecz która w tej sytuacji zadziała – kierowanie się w stronę środka. Bo w samym środku przyciąganie grawitacji jest równe zeru.
Gdy znajdziesz swój środek, znajdziesz centrum Wszechświata. Każdy z nas jest tym środkiem, albo bylibyśmy niczym. Bo środek jest jedyną rzeczą która nas utrzymuje.

W ciemności pulsuje światło. Materia jest łonem Ducha. Ciemność gęstnieje i kondensuje się, dzięki czemu światło może się przebić przez tę skorupę materii, podobnie jak skorupka jajka, która twardnieje, aby wzrastało w nim  pisklę. Skorupka twojego centralnego egoświata ma właśnie pęknąć wokoło ciebie. Módl się aby tak się stało, inaczej udusisz w środku fałszywą tożsamość, nie znając prawdy. Inaczej koszmar senny twojego życia trwać będzie aż do śmiercionośnego końca, gorszego od śmierci.

Pozostało nam 335 dni do 21 go grudnia  2012 roku (wpis w blogu jest datowany na 10 stycznia 2012). Może nie będzie to koniec rzeczywistości jaką znamy, może nie będzie to koniec czasu, historii lub obecnej cywilizacji (możemy mieć nadzieję). Ale wyobraź sobie, że to koniec twojego życia. Wyobraź sobie, że wszystkie twoje nadzieje i plany kończą się wraz z tą datą! Co byś zrobił z czasem który ci pozostał? Czy przeznaczyłbyś go na podziękowania i pożegnania? Jeśli tak, to jak byś to zrobił? Czy mógłbyś żyć dobrze, porządnie, tak aby pozostawić świat lepszym, wiedząc, że może nie będzie już świata po twojej śmierci? Czy doczołgałbyś się do środka karuzeli? – pokonałbyś tę całą drogę do obecnej chwili, z przekonaniem, że jest ku temu powód, że czujesz odpowiedzialność i wagę sytuacji, że to ma znaczenie przewyższające twoje osobiste pragnienia i cele?

Zapomnij o swoim życiu. Serce wszechświata jest tam gdzie ty. Czym głębsze całe to psychiczne gówno przez które musiałeś przebrnąć tylko po to aby posuwać się do przodu, tym więcej światła będziesz potrzebował wykrzesać z samego siebie, aby wskazywało ci drogę. I czym szybszy twój kręciołek się stanie, tym więcej wszystkich metafizycznych śmieci się z ciebie wytrzęsie i więcej gówna będzie latało.

Wyobraź sobie, że wylewałeś morze krwi przez 12 lat swojego życia, aby stać się członkiem starszyzny Majów jako medicine man. Wtedy wyobraź sobie, że do waszej wspólnoty zachodzą "gringo" – duchowi turyści. Przychodzą do waszej wioski i płacą, aby stać się członkiem starszyzny, tak jak ty, tylko bez najmniejszego wysiłku, be kropli krwi. Czy zezłościłbyś się? Na kogo byś się zezłościł? Na białych gringo, za to że wykorzystują święte  zaufanie i profanują starożytną tradycję? A może byłbyś zły na Majów za to, że biorą współudział w naginaniu ich własnej korupcji? Albo był byś zły na swoją własną naiwność i próżność, na to że wierzyłeś, że twoja krew jest warta więcej niż dolary gringo, że w ogóle istnieje coś takiego jak święte zaufanie i duchowa tradycja poza twoim sercem  - które jest sercem wszechświata?

Boli nas, gdy okazuje się, że korupcja świata jest odzwierciedleniem naszej duszy. Ale prędzej czy później będziemy musieli zdać sobie sprawę z tego, że dusza próbująca stać się uduchowiona, to bezsensowny cel. Bezsens ten polega  na tym, że tylko odciąga nas od naszej prawdziwej natury. To tak, jak gdyby Bóg chciał Kimś zostać. Dla kogo i dlaczego?

Szaman czy medicien man, to zawód jak każdy inny: hydraulika,  cieśli, kotlarza, krawca, sprzedawcy orzeszków,  kucharza taco. Szaman jest nimi wszystkimi, bo nie jest żadnym. Jest częścią długiej i anarchicznej tradycji mistyfikatorów, których czas właśnie nadszedł. To wszystko. Funkcją szamana – mistyfikatora  jest przeszkadzanie nawykom;  poluzowuje więc śruby w maszynie nigdy niekończących się interesów ego i w  zaprogramowanym ludzko – socjalnym matriksie, aby ludziom przypomnieć, że nic nie jest takim jakim się wydaje, nawet on sam. To, co mistyfikatorzy robią, tylko wygląda jak mistyfikacja, bo nie wiemy, co tak naprawdę jest grane. Osobą oszukującą nas jesteśmy my sami. Do mistyfikatora należy najzwyczajniej podniesienie naszej energii i świadomości każdym możliwym sposobem, bo tak podnosi swoją własną.

Mistyfikator rozdaje dzieciom cukierki i uczy je, aby zostawiały kwiaty przed domem w zamian za quetzale (waluta gwatemalska). To taki trick przekazywany z pokolenia na pokolenie, sztuczka ponad sztuki, przypomnienie, że cała przestrzeń jest sacrum, poza profanum. Mistyfikator rozpala fajerwerki podczas religijnych procesji i podkłada pierdzące poduchy pod pupy Królów i Papieży. Robi to, czego się najmniej spodziewamy, bo taka jest jego natura, na co nie jest nic w stanie poradzić. Mistyfikator jest w nas wszystkich; on nam to próbuje pokazać jak najlepiej potrafi.

Jak długo śmiejemy się z jego sztuczek, tak długo poznajemy jego sekret. Nasza moralność czy duchowość nie ocali nas, gdy nastanie mrok, ale śmiech i lekkość tak.

Toczy się wokół nas wojna, choć mało kto ją zauważa. Większość ludzi zda sobie sprawę z tego, że znajduje się na polu bitwy, w momencie utraty ręki albo głowy. Wojna toczy się między grawitacją i lewitacją. Pozostając w stanie lekkości nie ugniemy się pod presją napierającej ciemności  i ciężarowi świata, okazując się letcy jak piórko w momencie zmiany. Jeśli nadejdzie, ponieważ do pewnego stopnia, to zależy od ciebie, od takich jak ty z umiejętnością generowania światła odśrodkowo (a jest was niewielu). Od stanu lekkości i nieważkości zależy jak stawisz czoła swoim cierpieniom. Zależy od stopnia, w jakim potrafisz podnieść swoją energię i świadomość, sam lub z pomocą innych, nawet jeśli tenże kolektyw nadal pogrąża się głębiej i głębiej w beznadzieję – w masę malkontentów.

Są pewne rzeczy, o których każdy z nas powinien wiedzieć, zanim poznamy to, co już wiemy. W tym moja głowa: pomóc znaleźć ci twoją i pokierować nią jak trzeba.  Nie ma czegoś takiego jak darmowa przejażdżka tą łodzią. Tu wszyscy są gotowi na komendę „do wioseł”, gdy wyląduje mothership. Jeśli nie jesteś w stanie udźwignąć swojego ciężaru, staniesz się zbędnym balastem dla reszty. Ale koniec końcem, to przecież jedyna łódź, jaką mamy.
Miałem wam opowiedzieć pewną historię, ale maszyna do pisania się zagalopowała, więc opowiem ją kiedy indziej. To jest tylko przygrywka do tego, co ma być, krótki wstęp do energetycznych faktów życia. To są fakty, których rodzice cię nie nauczyli, bo o nich nie wiedzieli. Nie wiń ich za to. Zwłaszcza, że to się do nich też odnosi. Grzechy matek i ojców są na twojej głowie. Więc żyj, jeśli chcesz ich przeżyć.

Podstawowe informacje, jakie są ci potrzebne, nie tylko aby przetrwać, ale żeby kwitnąć i wzrastać (i rozmnażać się) jako świadomość w nieskończenie rozszerzającym się Wszechświecie, trzymane były przed tobą w tajemnicy. Nie ma powodu doszukiwać się w tym spisku (aczkolwiek jeśli chcesz, to proszę), bo tak właśnie tego chciałeś. Aż do teraz.

Wyobraź sobie, że masz 335 dni życia. Czy chciałbyś wiedzieć o tych wszystkich tajemnicach przodków trzymanych w sekrecie? Tajemnicach którymi nie mieli odwagi się dzielić? Czy chciałbyś?

Nie ma wymówek. Za późno żeby zejść z karuzeli, można tylko z niej wylecieć. Są tylko dwa sposoby na latanie.



Tekst zaczerpnięty ze strony:  http://mitchfraas.blogspot.com/ Living Maya
Tłumaczenie: Paty Becker
Zdjęcie / photo credit: Snake Man - blog Living Maya


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz