Były amerykański astronauta stwierdził, że wzrost obserwacji "latających
talerzy" po II wojnie światowej wynikał z obaw kosmitów o atomowy
Armagedon, jaki mogła zgotować sobie ludzkość. "Próbowali powstrzymać
nas przed kolejną wojną" - powiedział, dodając, że informacje te uzyskał
od wysokich rangą urzędników i wojskowych…
Edgar Mitchell (ur. 1930) - były astronauta Apollo
14 i szósty człowiek na Księżycu po raz kolejny zaskoczył swoimi
rewelacjami na temat UFO i kosmitów. W wywiadzie udzielonym portalowi
"Mirror Online" stwierdził, że pokojowo nastawieni obcy byli bardzo
zatroskani zbudowaniem przez ludzkość bomby atomowej, dlatego po II
wojnie światowej zintensyfikowali swą aktywność na Ziemi. Mitchell
zapewnia, że informacje te zdobył od wysokich rangą urzędników i
wojskowych, którzy nie chcą jednak powiedzieć o tym obywatelom.
"Oni tu są!
Mitchell
znany jest z zainteresowania zjawiskami paranormalnymi i ufologią. I
choć przyznaje, że osobiście nigdy nie widział żadnego UFO, kontakty w
NASA, wojsku i świecie polityki pozwoliły mu poznać prawdę o aktywności
obcych na Ziemi. W ostatnim wywiadzie powiedział, że kosmitów
szczególnie interesował rozbudowywany po II wojnie arsenał nuklearny. Z
tego powodu "latające talerze" często pojawiały się nad bazami
wojskowymi czy poligonami testowymi.
- Oni chcieli poznać nasze zdolności militarne -
powiedział Mitchell. - Z moich osobistych rozmów z różnymi ludźmi wynika
jasno, że obcy próbowali powstrzymać nas przed kolejną wojną i pomogli
zaprowadzić na Ziemi pokój. Rozmawiałem z wieloma oficerami lotnictwa,
którzy pracowali przy silosach z bronią jądrową w czasach zimnej wojny.
Mówili mi, że nad ich stanowiskami często pojawiały się obiekty UFO i
unieruchamiały pociski. Inni oficerowie powiedzieli mi, że na wybrzeżu
Pacyfiku często dochodziło do zestrzeliwania pocisków przez obce statki
latające. W tamtych latach naprawdę wiele się działo…
Temat UFO zaciekawił Mitchella być może dlatego, że
dzieciństwo spędził on w Artesia - miasteczku sąsiadującym z Roswell
(stan Nowy Meksyk), w okolicach którego w 1947 r. miało dojść do
legendarnej katastrofy statku obcych. Przez lata ukrywał on jednak swoje
zainteresowania. W 1953 r. wstąpił do Marynarki Wojennej, kształcąc się
dalej w zakresie aeronautyki i astronautyki. W 1964 r. obronił doktorat
na prestiżowym Massachusetts Institute of Technology, a w 1966 r.
został zaklasyfikowany do programu kosmicznego. Na Księżyc poleciał w
1971 r. w ramach misji Apollo 14. Towarzyszyli mu Stuart A. Roosa
(1923-94) oraz słynny Alan Shepard (1923-98) - drugi po Gagarinie
człowiek w kosmosie. Ekipa zaliczyła najdłuższy w dziejach spacer po
powierzchni Srebrnego Globu, a Mitchell był szóstą osobą, która
postawiła nogę na jałowym księżycowym gruncie.
Mitchell pisał, że lot w kosmos i widok Błękitnej
Planety w oceanie czerni mocno go zmieniły. Po odejściu ze służby w 1972
postanowił poświęcić się zgłębianiu niewyjaśnionego i rok później
założył Instytut Nauki Noetycznej, który skupił się na badaniu zagadek
świadomości.
Publicznie o UFO Mitchell zaczął opowiadać w latach
90., czym od razu przykuł uwagę mediów. W jednej ze swoich
najgłośniejszych wypowiedzi przyznał, że dzięki znajomościom dowiedział
się, iż Ziemia jest odwiedzana przez przedstawicieli obcej inteligencji,
a fenomen UFO jest realny. Dodawał, że w ramach amerykańskiego rządu
działa grupa, która zajmuje się tą kwestią. Jej przedstawiciele mieli
badać ciała obcych, a nawet zdołali skopiować co nieco z pozaziemskiej
technologii.
Oprócz tego były astronauta otwarcie przyznał, że katastrofa w Roswell wydarzyła się naprawdę:
- Swe historie opowiedziało mi wielu ludzi obecnych
na miejscu, a także krewni tych, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w
ten incydent - mówił Mitchell. - Poszedłem z tym również do Pentagonu.
Admirał, z którym rozmawiałem pojechał do Nowego Meksyku, żeby się
wszystkiego dowiedzieć i powiedział mi potem, że to miało miejsce
naprawdę. Zdecydowano jednak, by trzymać sprawę w ukryciu i z dala od
kogokolwiek.
Kosmici mają nas na oku
Nick Pope (ur. 1965) - ufolog, a dawniej pracownik
specjalnego wydziału brytyjskiego Ministerstwa Obrony, którego zadaniem
było gromadzenie danych na temat obserwacji UFO mówi, że szanuje
Mitchella, ale w jego wypowiedziach niepokoi go jedna rzecz:
- Z tego, co wiem, większość jego informacji
pochodzi nie z własnego doświadczenia, ale od innych ludzi - mówi
badacz. - Z racji swojej pozycji miał on dostęp do najwyższych szczebli
rządowych, wojskowych i wywiadowczych. Z tego powodu nie może on
ujawniać nazwisk swoich informatorów, ale też nie wiemy, czy byli oni z
nim szczerzy i naprawdę wiedzieli coś o zjawisku UFO.
Mimo to rewelacje byłego astronauty znajdują potwierdzenie w innych źródłach.
Pierwsza fala UFO nad USA rozpoczęła się w czerwcu
1947 r. (poprzedziły ją podobne serie obserwacji w Szwecji oraz Grecji).
Jak wynikało ze statystyk ufologa Teda Bloechera, w samym czerwcu i
lipcu owego roku w Stanach Zjednoczonych doszło do ponad 850 spotkań z
"latającymi talerzami" (szczególnie niepokojące dla lotnictwa było
wtargnięcie niezidentyfikowanych obiektów w zamkniętą przestrzeń
powietrzną bazy Muroc). W kolejnych latach doszło do innych incydentów,
które wzbudziły obawy o bezpieczeństwo kraju. Przykładowo, w 1948 r.
podczas pogoni za "latającym dyskiem" zginął pilot Thomas Mantell. Z
kolei w 1952 r. doszło do "nalotu UFO" na wschodnie wybrzeże USA, a
tajemnicze obiekty (tym razem nie spodki, ale świetlne kule) znalazły
się niebezpiecznie blisko Waszyngtonu.
Zdarzenia te skrupulatnie analizował jeden z
pierwszych badaczy UFO, Donald Keyhoe (1897-1988) - emerytowany major
Lotnictwa Morskiego, który doszedł do wniosku, że istnieje związek
między zwiększoną aktywnością tych obiektów, a testami broni jądrowej.
Keyhoe uważał, że obcy, którzy od dawna stacjonują na naszej planecie
zaniepokoili się ziemskim arsenałem jądrowym. Czy bali się o
bezpieczeństwo swoich baz, czy może stali na straży rozwoju ludzkości,
tego już nie było wiadomo.
Związki między UFO a bronią jądrową bada też Robert
Hastings (ur. 1950) - były pracownik uniwersytecki i ufolog, który
zebrał liczne relacje od żołnierzy - świadków obserwacji dziwnych
obiektów nad silosami z pociskami balistycznymi. Najsłynniejszy tego
typu incydent miał miejsce w marcu 1967 r. w bazie Malmstrom AFB
(Montana). Strażnicy informowali wówczas o zaobserwowaniu
niezidentyfikowanego obiektu, który, jak się potem okazało, zawisł nad
jednym z silosów, powodując utratę kontroli nad pociskami. Nad Malmstrom
UFO wracało jeszcze kilkakrotnie (m.in. w 1975 i 1992). Awarię
połączoną z obserwacją dziwnego obiektu zanotowano także w 1966 r. w
bazie Ellsworth AFB (Dakota Południowa) oraz w wielu innych jednostkach,
o czym Hastings szczegółowo pisze w książce "UFO i broń jądrowa".
- Według mnie u podstaw tego typu przypadków leży
próba przekazania ludziom wiadomości, iż rozwijając i posiadając broń
jądrową igramy z ogniem - powiedział Hastings w wywiadzie dla
miesięcznika "Nieznany Świat". - Jeśli kiedyś wybuchnie wojna atomowa w
pełnej skali, wpłynie ona w fundamentalny sposób na ludzką cywilizację i
integralność środowiska naturalnego. Przy atomowej zimie może nas
czekać kryzys w produkcji żywności i głód na masową skalę powiązany ze
skażeniem na miarę planetarną. Być może z powodów, których nie jesteśmy
jeszcze w stanie zrozumieć goście z kosmosu próbują odwieść nas od
ziszczenia się takiego scenariusza - dodał.
Czy zatem Mitchell ma rację, twierdząc, że jakaś obca rasa monitoruje rozwój ludzkości?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz