środa, 2 września 2015

Były astronauta przyznaje: "Obcy uratowali Ziemię"

 

Były amerykański astronauta stwierdził, że wzrost obserwacji "latających talerzy" po II wojnie światowej wynikał z obaw kosmitów o atomowy Armagedon, jaki mogła zgotować sobie ludzkość. "Próbowali powstrzymać nas przed kolejną wojną" - powiedział, dodając, że informacje te uzyskał od wysokich rangą urzędników i wojskowych…
Edgar Mitchell (ur. 1930) - były astronauta Apollo 14 i szósty człowiek na Księżycu po raz kolejny zaskoczył swoimi rewelacjami na temat UFO i kosmitów. W wywiadzie udzielonym portalowi "Mirror Online" stwierdził, że pokojowo nastawieni obcy byli bardzo zatroskani zbudowaniem przez ludzkość bomby atomowej, dlatego po II wojnie światowej zintensyfikowali swą aktywność na Ziemi. Mitchell zapewnia, że informacje te zdobył od wysokich rangą urzędników i wojskowych, którzy nie chcą jednak powiedzieć o tym obywatelom.


Edgar Mitchell  
Edgar Mitchell Foto: www.thespacerace.com
"Oni tu są!

Mitchell znany jest z zainteresowania zjawiskami paranormalnymi i ufologią. I choć przyznaje, że osobiście nigdy nie widział żadnego UFO, kontakty w NASA, wojsku i świecie polityki pozwoliły mu poznać prawdę o aktywności obcych na Ziemi. W ostatnim wywiadzie powiedział, że kosmitów szczególnie interesował rozbudowywany po II wojnie arsenał nuklearny. Z tego powodu "latające talerze" często pojawiały się nad bazami wojskowymi czy poligonami testowymi.
- Oni chcieli poznać nasze zdolności militarne - powiedział Mitchell. - Z moich osobistych rozmów z różnymi ludźmi wynika jasno, że obcy próbowali powstrzymać nas przed kolejną wojną i pomogli zaprowadzić na Ziemi pokój. Rozmawiałem z wieloma oficerami lotnictwa, którzy pracowali przy silosach z bronią jądrową w czasach zimnej wojny. Mówili mi, że nad ich stanowiskami często pojawiały się obiekty UFO i unieruchamiały pociski. Inni oficerowie powiedzieli mi, że na wybrzeżu Pacyfiku często dochodziło do zestrzeliwania pocisków przez obce statki latające. W tamtych latach naprawdę wiele się działo…
Temat UFO zaciekawił Mitchella być może dlatego, że dzieciństwo spędził on w Artesia - miasteczku sąsiadującym z Roswell (stan Nowy Meksyk), w okolicach którego w 1947 r. miało dojść do legendarnej katastrofy statku obcych. Przez lata ukrywał on jednak swoje zainteresowania. W 1953 r. wstąpił do Marynarki Wojennej, kształcąc się dalej w zakresie aeronautyki i astronautyki. W 1964 r. obronił doktorat na prestiżowym Massachusetts Institute of Technology, a w 1966 r. został zaklasyfikowany do programu kosmicznego. Na Księżyc poleciał w 1971 r. w ramach misji Apollo 14. Towarzyszyli mu Stuart A. Roosa (1923-94) oraz słynny Alan Shepard (1923-98) - drugi po Gagarinie człowiek w kosmosie. Ekipa zaliczyła najdłuższy w dziejach spacer po powierzchni Srebrnego Globu, a Mitchell był szóstą osobą, która postawiła nogę na jałowym księżycowym gruncie.
Mitchell pisał, że lot w kosmos i widok Błękitnej Planety w oceanie czerni mocno go zmieniły. Po odejściu ze służby w 1972 postanowił poświęcić się zgłębianiu niewyjaśnionego i rok później założył Instytut Nauki Noetycznej, który skupił się na badaniu zagadek świadomości.
Publicznie o UFO Mitchell zaczął opowiadać w latach 90., czym od razu przykuł uwagę mediów. W jednej ze swoich najgłośniejszych wypowiedzi przyznał, że dzięki znajomościom dowiedział się, iż Ziemia jest odwiedzana przez przedstawicieli obcej inteligencji, a fenomen UFO jest realny. Dodawał, że w ramach amerykańskiego rządu działa grupa, która zajmuje się tą kwestią. Jej przedstawiciele mieli badać ciała obcych, a nawet zdołali skopiować co nieco z pozaziemskiej technologii.
Oprócz tego były astronauta otwarcie przyznał, że katastrofa w Roswell wydarzyła się naprawdę:
- Swe historie opowiedziało mi wielu ludzi obecnych na miejscu, a także krewni tych, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w ten incydent - mówił Mitchell. - Poszedłem z tym również do Pentagonu. Admirał, z którym rozmawiałem pojechał do Nowego Meksyku, żeby się wszystkiego dowiedzieć i powiedział mi potem, że to miało miejsce naprawdę. Zdecydowano jednak, by trzymać sprawę w ukryciu i z dala od kogokolwiek.
Kosmici mają nas na oku
Nick Pope (ur. 1965) - ufolog, a dawniej pracownik specjalnego wydziału brytyjskiego Ministerstwa Obrony, którego zadaniem było gromadzenie danych na temat obserwacji UFO mówi, że szanuje Mitchella, ale w jego wypowiedziach niepokoi go jedna rzecz:
- Z tego, co wiem, większość jego informacji pochodzi nie z własnego doświadczenia, ale od innych ludzi - mówi badacz. - Z racji swojej pozycji miał on dostęp do najwyższych szczebli rządowych, wojskowych i wywiadowczych. Z tego powodu nie może on ujawniać nazwisk swoich informatorów, ale też nie wiemy, czy byli oni z nim szczerzy i naprawdę wiedzieli coś o zjawisku UFO.
Mimo to rewelacje byłego astronauty znajdują potwierdzenie w innych źródłach.
Pierwsza fala UFO nad USA rozpoczęła się w czerwcu 1947 r. (poprzedziły ją podobne serie obserwacji w Szwecji oraz Grecji). Jak wynikało ze statystyk ufologa Teda Bloechera, w samym czerwcu i lipcu owego roku w Stanach Zjednoczonych doszło do ponad 850 spotkań z "latającymi talerzami" (szczególnie niepokojące dla lotnictwa było wtargnięcie niezidentyfikowanych obiektów w zamkniętą przestrzeń powietrzną bazy Muroc). W kolejnych latach doszło do innych incydentów, które wzbudziły obawy o bezpieczeństwo kraju. Przykładowo, w 1948 r. podczas pogoni za "latającym dyskiem" zginął pilot Thomas Mantell. Z kolei w 1952 r. doszło do "nalotu UFO" na wschodnie wybrzeże USA, a tajemnicze obiekty (tym razem nie spodki, ale świetlne kule) znalazły się niebezpiecznie blisko Waszyngtonu.
Zdarzenia te skrupulatnie analizował jeden z pierwszych badaczy UFO, Donald Keyhoe (1897-1988) - emerytowany major Lotnictwa Morskiego, który doszedł do wniosku, że istnieje związek między zwiększoną aktywnością tych obiektów, a testami broni jądrowej. Keyhoe uważał, że obcy, którzy od dawna stacjonują na naszej planecie zaniepokoili się ziemskim arsenałem jądrowym. Czy bali się o bezpieczeństwo swoich baz, czy może stali na straży rozwoju ludzkości, tego już nie było wiadomo.
Związki między UFO a bronią jądrową bada też Robert Hastings (ur. 1950) - były pracownik uniwersytecki i ufolog, który zebrał liczne relacje od żołnierzy - świadków obserwacji dziwnych obiektów nad silosami z pociskami balistycznymi. Najsłynniejszy tego typu incydent miał miejsce w marcu 1967 r. w bazie Malmstrom AFB (Montana). Strażnicy informowali wówczas o zaobserwowaniu niezidentyfikowanego obiektu, który, jak się potem okazało, zawisł nad jednym z silosów, powodując utratę kontroli nad pociskami. Nad Malmstrom UFO wracało jeszcze kilkakrotnie (m.in. w 1975 i 1992). Awarię połączoną z obserwacją dziwnego obiektu zanotowano także w 1966 r. w bazie Ellsworth AFB (Dakota Południowa) oraz w wielu innych jednostkach, o czym Hastings szczegółowo pisze w książce "UFO i broń jądrowa".
- Według mnie u podstaw tego typu przypadków leży próba przekazania ludziom wiadomości, iż rozwijając i posiadając broń jądrową igramy z ogniem - powiedział Hastings w wywiadzie dla miesięcznika "Nieznany Świat". - Jeśli kiedyś wybuchnie wojna atomowa w pełnej skali, wpłynie ona w fundamentalny sposób na ludzką cywilizację i integralność środowiska naturalnego. Przy atomowej zimie może nas czekać kryzys w produkcji żywności i głód na masową skalę powiązany ze skażeniem na miarę planetarną. Być może z powodów, których nie jesteśmy jeszcze w stanie zrozumieć goście z kosmosu próbują odwieść nas od ziszczenia się takiego scenariusza - dodał.
Czy zatem Mitchell ma rację, twierdząc, że jakaś obca rasa monitoruje rozwój ludzkości?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz