Z poczuciem humoru:)
– No cóż, panie Aron – rzekł agent – mamy wolne miejsca na dalekich krańcach naszego systemu gwiezdnego, na „Czerwonej planecie”. Może pan tam leżeć do góry brzuchem i
cieszyć się wszystkimi przyjemnościami życia.
– Byłem tam ostatnio i jest tam wspaniale, ale wolałbym coś bardziej egzotycznego – odpowiedział Aron.
– To może będzie panu odpowiadała „Zielona planeta” w sektorze gwiezdnym 381. Można tam odpoczywać w idealnym spokoju i ciszy. Ostatnio jest to bardzo popularne miejsce.
– Nie – odrzekł Aron – wolałbym okolicę, w której mógłbym stawić czoło jakimś wyzwaniom, aktywnie i ekstremalnie spędzić urlop. Agent zastanowił się przez chwilę i powiedział:
– Myślę, że mam coś takiego. Na dalekich krańcach kosmosu znajduje się bardzo mały sektor gwiazd zwany Drogą Mleczną. Jest w nim ciekawa „Niebieska planeta” zwana Ziemią; można tam bawić się z samym sobą i innymi pana kolegami, którzy spędzają tam swój urlop. Główną rozrywką jest „zabawa w chowanego”. Jest bardzo popularna. Zanim pan tam pojedzie, powinien pan wybrać, zdecydować i zatwierdzić własnym podpisem program pobytu na Ziemi: ile żyć chce pan otrzymać i jaką rolę odgrywać w danym życiu, jakiego ziemskiego surwiwalu doświadczyć, wybrać rodziców, krewnych, płeć, ciało, narodowość, kraj, klimat, i wiele innych szczegółów. Ponieważ w naszym wymiarze czas nie istnieje, może pan dostać tyle żyć, ile pan zechce. Tam całkowicie zapomni pan, kim jest i jaki jest prawdziwy świat, aby mógł pan na nowo szukać siebie, Boga, oświecenia i sensu życia za każdym razem – w każdym życiu od nowa – to ta popularna – „zabawa w chowanego”. W każdym życiu są bardzo fajne gry i zabawy zwane rodziną lub zawodem miłosnym, karierą zawodową. Te to dopiero potrafią człowieka rozśmieszyć i rozbawić!
Aron się zainteresował:
– To brzmi wspaniale i wyjątkowo. Proszę mi jeszcze powiedzieć o innych grach i zabawach, w których mogę uczestniczyć, podczas gdy będę szukał siebie, Boga i sensu życia.
– To brzmi wspaniale i wyjątkowo. Proszę mi jeszcze powiedzieć o innych grach i zabawach, w których mogę uczestniczyć, podczas gdy będę szukał siebie, Boga i sensu życia.
– Och, jest ich dużo. We wszystkich może pan wziąć udział podczas swoich wakacji. Bardzo popularna jest „zabawa w wojownika”. W tej zabawie może pan zobaczyć, ile razy można pana zabić w bitwie albo w innych okolicznościach, w których pomaga pan innym sprawdzić to samo. To bardzo zabawna gra, a najzabawniejsze jest w niej to, że wszyscy traktują ją potwornie serio. Większość bierze w niej udział tysiące razy tak się podoba. Mówię panu, można umrzeć za śmiechu, taka jest fajna.
Jest
też zabawa w biznes. Pokazuje, ile razy można się wzbogacić, a później
wszystko stracić i znowu się wzbogacić, a duże pieniądze ciągle nie będą
dawały szczęścia. Bardzo interesująca, pyszna rozrywka.
Jeśli
wybierze pan płeć żeńską, może pan sprawdzić, ile razy będzie bolała
głowa zamiast czerpania radości z seksu, ile razy potrafi urodzić dzieci
i bez przerwy o nie się niepokoić i martwić, posprzątać dom, ugotować i
wyprać zanim zużyje się ciało oraz ile lat po śmierci męża będzie
narzekać na jego egoizm i brak zrozumienia dla ciężkiej pracy żony w
domu.
Jeśli wybierze pan płeć męską może pan sprawdzić, ile razy na godzinę potrafi pan myśleć o czymś innym niż seks oraz ile lat wytrzyma ciało stałej presji niszczącego stresu zapewnienia rodzinie utrzymania oraz odreagowania frustracji od nieustających urazów swojej męskiej dumy.
Ale jest jeszcze lepsza: „zabawa w studiowanie”, zobaczy pan w niej, ile teorii naukowych, filozoficznych i religijnych można włączyć do swojej kolekcji podczas jednej gry w odnajdywanie siebie. Jeśli stanie się pan w niej dobry, może przekształcić się w „zabawę w guru”, w której uczestnik pomaga innym urlopowiczom bawić się w rozwój duchowy już
przecież doskonałej Istoty Boskiej.
Lecz najpopularniejszą rozrywką jest, niech pan słucha uważnie, zabawa, która trwa równocześnie z innymi zabawami. Nazywa się „zabawą w ofiarę i męczennika na padole łez”. Tu się pan dopiero uśmieje! Boki zrywać! Zobaczy pan, ile zwykłych neutralnych sytuacji potrafi pan przekształcić w „tragedię”, „urazy” i „katastrofy”, ile razy może pan popełnić „samobójstwo” poprzez jakąś wymyśloną przez siebie chorobę, np. raka, ile razy spowodować, że będzie pan, jak tam nazywają, „NIESZCZĘŚLIWY”.
Przy tej grze trzeba tak wytrenować umysł, by potrafił negatywnie oceniać i osądzać doskonałą Boską rzeczywistość, a zamiast pokory i korzystnego działania myśleć w kategoriach walki dobra ze złem. Dla nas w ogóle to jest abstrakcja! Przecież Bóg jest Miłością i jest we wszystkim co istnieje, a dobro i zło jest iluzją podziału wszechmogącego Boga na pół!
Zdaje się, że w tym celu wysyłają urlopowiczów do specjalnych szkół, by się porządnie nauczyli być „nieszczęśliwymi”. Ale pierwsze nauki pobiera się u tych wczasowiczów, którzy bawią się w rodziców i już doskonale umieją być nieszczęśliwymi. Jak pan trochę poćwiczy, to na pewno pan się zorientuje, o co im chodzi i osiągnie ziemski sukces – panu się też uda stać „nieszczęśliwym”. Wierzę w pana!
Jeśli wybierze pan płeć męską może pan sprawdzić, ile razy na godzinę potrafi pan myśleć o czymś innym niż seks oraz ile lat wytrzyma ciało stałej presji niszczącego stresu zapewnienia rodzinie utrzymania oraz odreagowania frustracji od nieustających urazów swojej męskiej dumy.
Ale jest jeszcze lepsza: „zabawa w studiowanie”, zobaczy pan w niej, ile teorii naukowych, filozoficznych i religijnych można włączyć do swojej kolekcji podczas jednej gry w odnajdywanie siebie. Jeśli stanie się pan w niej dobry, może przekształcić się w „zabawę w guru”, w której uczestnik pomaga innym urlopowiczom bawić się w rozwój duchowy już
przecież doskonałej Istoty Boskiej.
Lecz najpopularniejszą rozrywką jest, niech pan słucha uważnie, zabawa, która trwa równocześnie z innymi zabawami. Nazywa się „zabawą w ofiarę i męczennika na padole łez”. Tu się pan dopiero uśmieje! Boki zrywać! Zobaczy pan, ile zwykłych neutralnych sytuacji potrafi pan przekształcić w „tragedię”, „urazy” i „katastrofy”, ile razy może pan popełnić „samobójstwo” poprzez jakąś wymyśloną przez siebie chorobę, np. raka, ile razy spowodować, że będzie pan, jak tam nazywają, „NIESZCZĘŚLIWY”.
Przy tej grze trzeba tak wytrenować umysł, by potrafił negatywnie oceniać i osądzać doskonałą Boską rzeczywistość, a zamiast pokory i korzystnego działania myśleć w kategoriach walki dobra ze złem. Dla nas w ogóle to jest abstrakcja! Przecież Bóg jest Miłością i jest we wszystkim co istnieje, a dobro i zło jest iluzją podziału wszechmogącego Boga na pół!
Zdaje się, że w tym celu wysyłają urlopowiczów do specjalnych szkół, by się porządnie nauczyli być „nieszczęśliwymi”. Ale pierwsze nauki pobiera się u tych wczasowiczów, którzy bawią się w rodziców i już doskonale umieją być nieszczęśliwymi. Jak pan trochę poćwiczy, to na pewno pan się zorientuje, o co im chodzi i osiągnie ziemski sukces – panu się też uda stać „nieszczęśliwym”. Wierzę w pana!
– Bycie „nieszczęśliwym” – to brzmi kusząco i tak egzotycznie – wykrzyczał Aron! Proszę mnie natychmiast wysłać na Ziemię! Dam radę!
Nie wiem kto jest autorem tego tekstu, znalazłem go gdzieś w sieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz