Istnieje kilka formacji skalnych, które według
zwolenników teorii o"zakazanej archeologii" nie są dziełami natury, ale
wytworami zaginionych cywilizacji. Należą do nich m.in. tajemniczy
Sfinks z rumuńskich gór Bucegi oraz podwodna "droga gigantów" na
Bahamach. Czy to rzeczywiście dzieło czyichś rąk sprzed tysięcy lat?
Górski Sfinks z Bucegi
W paśmie Bucegi rozciągającym się w
centralnej Rumunii, na południe od transylwańskiego Braszowa, znajdują
się skały uznawane przez niektórych za zerodowane dzieła przedpotopowej
cywilizacji. Najsłynniejszą z nich jest ośmiometrowy Sfinxul (rum.
Sfinks) położony na rozległym skalnym płaskowyżu na wysokości 2200 m
n.p.m. Oglądany z profilu rzeczywiście przypomina do złudzenia głowę
swojego "większego brata" znad Nilu. Teorię, że Sfinxul nie jest dziełem
natury, lecz prastarym posągiem, spopularyzował rumuński historyk
Nicolae Densuşianu (zm. 1911), który uważał, że zbudowali go tajemniczy
Pelazgowie – lud przybyły do Bucegi po ucieczce z Egiptu. W nowej
ojczyźnie Pelazgowie wykuli w skale kopię Wielkiego Sfinksa z Gizy,
który także miał być ich dziełem. W drugiej połowie XX w. oliwy do ognia
w sprawie Bucegi dolał antropolog i badacz megalitów Dan Brăneanu,
stwierdzając, że płaskowyż przecina sieć tuneli, które mogą skrywać
skarby Daków, jacy wedle legend założyli w tych górach sanktuarium
boskiego mędrca Zalmoksisa. Brăneanu za dzieła zapomnianej cywilizacji
uznawał też inne skały z płaskowyżu, nazywane przez górali Baby czy
Brodata Głowa. Współcześni uczeni, przyzwyczajeni do oceniania zabytków
kultury przez pryzmat starożytnego Egiptu czy Grecji, nie potrafią
dostrzec subtelnego piękna posągów z Bucegi, z których wiatr i woda
starły wszelkie podobieństwo do dzieł ludzkich rąk – przekonywał.
Marcahuasi – wiadomość w kamieniu
Daniel Ruzo (zm. 1991) – peruwiański
pisarz i badacz megalitów uznawał, że przed nami istniało na Ziemi wiele
cywilizacji, które co kilka tysięcy lat upadały w wyniku serii
kataklizmów. Nasza jest spadkobierczynią dużo starszej, zaawansowanej
"cywilizacji-matki", którą nazwał on "Masma". Miała ona istnieć tysiące
lat przed Sumerem i została unicestwiona przez naturę. Uciekinierzy z
Masmy zbiegli w góry, gdzie próbowali utrwalić swoje dziedzictwo. Ślady
ich istnienia – zdaniem Ruzo – zachowały się nie tylko w Bucegi, ale
także w bliźniaczym Marcahuasi (Marcawasi) – płaskowyżu w pobliżu Limy,
gdzie na wysokości ponad 4 tys. m n.p.m. znajduje się wiele skał
przypominających kształtem zwierzęta oraz ludzkie twarze. Ruzo, który
poświęcił lata na dokumentowanie i opisywanie tamtejszych formacji
uznawał, że szczególne znaczenie ma tzw. Twarz Ludzkości – zwietrzały
posąg mający być zapisaną w kamieniu wiadomością od pracywilizacji dla
kolejnych pokoleń. Geniusz jej twórców docenić można oglądając rzeźbę o
różnych porach dnia, kiedy pod wpływem gry światła i cienia stopniowo
uwidaczniają się jej poszczególne detale – twierdził. Inne teorie
dotyczące Marcahuasi mówią o podziemnych tunelach, a nawet unikalnych
właściwościach energetycznych tego miejsca, mającego ponoć zbawienny
wpływ na niektóre dolegliwości. Dla geologów są to jednak tylko skały,
do których ludzka wyobraźnia dorobiła legendę.
Bimini Road – chodnik olbrzymów
Tzw. Droga lub Mur Bimini znajduje się w
pobliżu wyspy Bimini Północne w archipelagu Bahamów, kilkadziesiąt
kilometrów na wschód od wybrzeży Florydy. Tajemnicza struktura leży
sześć metrów pod wodą i widoczna jest z powierzchni w postaci trzech
ciemnych pasów. Największy z nich ma długość 800 m i kształtem
przypomina literę "J". Drugi odcinek, porównywalnej długości, jest nieco
węższy i prosty. Trzeci również jest prosty, lecz o wiele krótszy.
Droga Bimini zbudowana jest z potężnych czworobocznych bloków, których
szerokość dochodzi do czterech metrów. Przypomina ona wielkie "kocie
łby" na dnie morza. Jej niezwykły wygląd sprawia, że od lat krążą
hipotezy uznające ją za pozostałość po zaginionej cywilizacji. Formacja
ta była wielokrotnie badana przez geologów. Na początku lat 80.h dr John
A. Gifford oraz dr Mahlon M. Ball ocenili jej wiek na ok. 14 tys. lat,
nie znajdując jednak w jej pobliżu śladów ludzkiej działalności. Inna
hipoteza zwolenników "zakazanej archeologii" zakłada, że Droga Bimini to
nie trakt, ale wierzchołek muru lub pogrzebanej w morskim dnie budowli.
Jeszcze inna dopatruje się w niej podobieństw do tzw. murów cyklopowych
wznoszonych przez kulturę mykeńską. Twierdzenia te podważają jednak
sceptycy, uznając, że Bimini Road to nie pozostałość po Atlantydzie, ale
spękany naturalny twór zbudowany z miękkiej skały osadowej powszechnie
występującej na Bahamach.
Kamienny gryf z Ałtaju
Jak informował niedawno portal "Siberian
Times", ałtajski badacz megalitów Rusłan Peresiołkow twierdzi, że na
górze Mochnataja k. uzdrowiska Biełokuricha znajdują się dwa potężne
posągi pozostawione przez nieznaną cywilizację. Jeden przedstawia głowę
smoka, drugi, lepiej zachowany, łeb gryfa. O ich twórcach nie wiadomo
kompletnie nic. Zdaniem Peresiołkowa nie byli to Scytowie (często
przedstawiający gryfa w swojej sztuce), ale jakiś bardziej zamierzchły
lud. Choć domniemany ałtajski smok nie robi wielkiego wrażenia, głowa
gryfa rzeczywiście przywodzi na myśl posąg. Pytanie, czy nie jest to
czasem oryginalne dzieło Matki Natury? "Gryf ma wyraźnie widoczną głowę i
dziób oraz wgłębienia w miejscu oczu. Jego kark jest również doskonale
widoczny. Pozostała część posągu skrywa się moim zdaniem pod ziemią.
Rzeźba spogląda w kierunku wschodnim i jest otoczona przez inne dzieła
ludzkich rąk, takie jak otwory, które mogły być wykorzystywane w
ceremoniach religijnych" – mówi badacz, dodając, że nie jest to pierwsze
tego typu odkrycie na Ałtaju. Choć uczeni już dawno zostali
poinformowani o znaleziskach z okolic Biełokurichy, do tej pory nie
skomentowali sprawy.
Yonaguni – japońska Atlantyda
Jedna z najlepiej znanych i budzących
największe kontrowersje formacji skalnych uznawanych przez część
naukowców za dzieło ludzkich rąk leży u wybrzeży Yonaguni – najdalej
wysuniętej na zachód zamieszkałej japońskiej wyspy. Tamtejszy "monument"
odkryli pod koniec lat 80-tych nurkowie, a jego badaniem zajął się
wkrótce prof. Masaaki Kimura z Uniwersytetu Riukiu. Formacja z Yonaguni
to podmorska skała, w której, zdaniem uczonego, nieznana cywilizacja
wykuła tarasy, platformy i schody. Wielu osobom przypomina ona piramidę
lub babiloński ziggurat. Inni wskazują na jej podobieństwo do Huaca del
Sol (Świątyni Słońca) z okolic peruwiańskiego Trujillo. Dla geologa dr.
Roberta Schocha, który badał monument Yonaguni, jest to jednak formacja
naturalna, choć bardzo nietypowa. Kimura nie zgadza się z tą opinią,
wskazując na liczne rzeźby przypominające kolumny, ludzkie twarze czy
wizerunki zwierząt, jakie tam zidentyfikował. Swego czasu uznawał on
nawet, że Yonaguni to część większego zaginionego lądu sprzed 10 tys.
lat i że na dnie morza rozpościerać mogą się ruiny innych budowli. Po
dekadach badań doszedł jednak do wniosku, że skałę, którą potem zalało
morze, przerobiono na świątynię jakieś 3 tys. lat temu. Inna teoria
łączy omawianą podwodną strukturę z charakterystycznymi grobami
stylizowanymi na żółwie pancerze, jakie można spotkać w archipelagu
Riukiu. Są one jednak znacznie młodsze od monumentu Yonaguni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz