czwartek, 28 października 2021

Afganistan stoi na skraju załamania gospodarczego

 

A bakery in Kabul: The Taliban has decreed that bread prices are not allowed to go up.
Foto: Juan Carlos / DER SPIEGEL

Afghanistan Teetering on the Brink of Economic Collapse

Christoph, Der Spiegel, Oct. 25, 2021

(https://www.spiegel.de/international/world/tall-task-for-the-taliban-afghanistan-teetering-on-the-brink-of-economic-collapse-a-c95faf1d-7f01-4780-911f-3879d914a6a9)

Rosnące ceny, słaba waluta i państwo, któremu zaczyna brakować pieniędzy: Talibowie stoją w Afganistanie w obliczu ogromnych wyzwań gospodarczych. A wielu czołowych przywódców kraju wątpi, że są w stanie sprostać temu zadaniu.

Nawet w ciągu ostatnich 20 burzliwych lat w Afganistanie zawsze istniało kilka pewników, na których kraj mógł polegać. Jednym z nich była cena chleba: Mały, 250-gramowy bochenek zawsze kosztował 10 afgani, czyli równowartość około 10 eurocentów.

Przez lata, nawet gdy wojna domowa rozprzestrzeniała się na cały kraj, samobójcze zamachy bombowe wstrząsały Kabulem, a miliardy dolarów znikały na zagranicznych kontach lub były przelewane do willi w Dubaju i Stambule wybudowanych przez wysokich urzędników państwowych, cena chleba zawsze pozostawała taka sama.

I ta cena, zgodnie z ostatnim dekretem talibskiej komisji do spraw gospodarki, nie może się zmienić. Nikt nie wie, gdzie znajduje się ta komisja ani jak można się do niej dostać. Ale ich groźne słowa były transmitowane w telewizji: Nie wolno zmieniać wielkości bochenka chleba ani ceny, jaką się za niego płaci.

Istnieją dobre powody, dla których wydano ten dość paniczny dekret. W istocie mówi on wiele o coraz szybszym pogrążaniu się Afganistanu w gospodarczej zapaści - pogrążaniu, którego nie chcą ani talibowie, ani społeczność międzynarodowa, ale któremu żadna ze stron nie robi wiele, by zapobiec.

Sytuacja zaczęła się gwałtownie pogarszać po nagłej implozji państwa afgańskiego 15 sierpnia. Kraj został nagle odcięty od rezerw walutowych o wartości około 9 miliardów dolarów, czyli ponad 90 procent wszystkich rezerw, z których większość znajduje się w Stanach Zjednoczonych. Prawie wszyscy pracownicy zagranicznej pomocy opuścili kraj, podobnie jak dziesiątki tysięcy wysokich urzędników państwowych, liderów biznesu, bankierów i technokratów.

Państwo, będące obecnie w zasadzie Islamskim Emiratem Talibów, nie jest w stanie wypłacać pensji, z wyjątkiem pensji dla niektórych nauczycieli i pracowników szpitali. Banki mogą wypłacać jedynie niewielkie kwoty w walucie krajowej, afgani. W konsekwencji milionom ludzi kończy się gotówka - w czasie, gdy ceny wielu produktów spożywczych, benzyny i gazu do gotowania gwałtownie rosną. Jest jeszcze elektryczność - w około 80 procentach importowana z sąsiednich krajów: Uzbekistanu, Turkmenistanu, Iranu i Tadżykistanu - ale Kabul nie jest w stanie za nią zapłacić od 15 sierpnia.

Liczba żebraków, zwłaszcza kobiet, wzrosła, a ulice Kabulu są pełne używanych pralek, szafek i garnków, które zostały wystawione na sprzedaż - i których nikt nie kupuje. Jesień to czas zbiorów granatów w kraju, ale sprzedawcy produktów również godzinami czekają na klientów. "Jeśli już ktoś się pojawi, interesuje się tylko uszkodzonymi owocami" - mówi zdesperowany sprzedawca zza swojego wozu pełnego błyszczących, głęboko czerwonych granatów.
Walka z wielką powodzią za pomocą worków z piaskiem

Ale cena chleba, tej świętej podstawy życia wszystkich Afgańczyków, sprzedawanej w Kabulu w tysiącach małych piekarni, może nie wzrosnąć. Na rozkaz nowego reżimu. "Ale jak to ma działać?" żąda wściekły Ihsanullah, który jest właścicielem piekarni w północnym Kabulu. "W lipcu sto kilogramów mąki kosztowało 1300 afganów, teraz kosztuje 2300. Gaz do pieca kosztuje teraz dwa razy więcej niż wcześniej, a właściciel budynku powiedział nam, że musi podnieść czynsz, bo to jego jedyne źródło dochodu."
The streets of Kabul are lined with used washing machines, cabinets and pots that have been put up for sale.

The streets of Kabul are lined with used washing machines, cabinets and pots that have been put up for sale.
Foto: Juan Carlos / DER SPIEGEL



Właściciel piekarni nie może jednak narzekać na brak klientów. Nawet jeśli cierpią oni finansowo, to i tak muszą jeść. "Ale jeśli nie będę mógł podnieść cen, będę musiał zamknąć piekarnię" - mówi Ihsanullah. Na razie do ogrzewania pieca używa drewna, co jest właściwie zabronione ze względu na zanieczyszczenie powietrza. "Ale w tej chwili jest to trochę tańsze niż gaz". Jak tylko będzie musiał płacić więcej za paliwo, mówi: "Będę musiał zamknąć drzwi. I inne piekarnie zrobią to samo".

Dekrety wydane przez Talibów sprawiają trochę wrażenie, jakby próbowali oni powstrzymać wielką powódź za pomocą garści worków z piaskiem. Zaledwie kilka dni po dekrecie o cenach chleba, talibska komisja wydała zakaz podnoszenia czynszów, tym razem za pośrednictwem Facebooka. Jednak przede wszystkim nowi władcy próbują rozdawać coś, czego nie mają: pieniądze.

Talibowie nie ponoszą całkowitej winy za ten stan rzeczy. Waszyngton, Berlin i Bruksela zamroziły aktywa kraju i zawiesiły płatności na rzecz kraju i wszystkich projektów rozwojowych, z wyjątkiem nadzwyczajnej pomocy humanitarnej - pomocy, która pierwotnie miała być przeznaczona dla dotkniętej suszą zachodniej części kraju, ale teraz jest potrzebna wszędzie. Prognozy Światowego Programu Żywnościowego ONZ brzmią coraz bardziej apokaliptycznie, a ogólne założenie jest takie, że cała gospodarka może się załamać w ciągu kilku tygodni.

Jednak w oku gotującej się burzy, wśród kilku wysokich rangą przywódców talibskich, którzy spotykają się z liderami biznesu, banków i technokratami z poprzedniego aparatu państwowego, przesłanie jest zawsze takie samo: "Bądźcie cierpliwi! Zbierzemy komitet, który odpowie na wasze pytania. Oddzwonimy do was."

W ciągu kilku tygodni DER SPIEGEL spotkał się z kilkoma menedżerami najwyższego szczebla, którzy pozostali w kraju - dyrektorami banków, kierownictwem dużych państwowych holdingów i starszymi liderami w innych firmach. Większość rozmów odbywała się w prywatnych mieszkaniach i prawie nikt nie chciał być cytowany z nazwiska na potrzeby tego artykułu. Ale wszystkie ich historie brzmią podobnie. "Twierdzą, że wysłuchają naszej wiedzy" - mówi jeden ze sfrustrowanych wiceprezesów największego prywatnego banku w kraju. "Ale tak nie jest. Duchowni są na wszystkich kierowniczych stanowiskach i nie mają pojęcia o międzynarodowych transakcjach finansowych, o skomplikowanych modelach finansowania w obcej walucie, stworzonych przez afgańskie ministerstwa. Ale nie biorą pod uwagę nas. Nie ufają nikomu i nie podejmują żadnych decyzji".
The Sarai Shahzada market in central Kabul has become the largest site for currency exchange in the country.

The Sarai Shahzada market in central Kabul has become the largest site for currency exchange in the country.
Foto: Juan Carlos / DER SPIEGEL

Inny bankier, po rozmowie z talibskim wiceprezesem, mówi, że przypomniało mu to puste obietnice sprzed wielu lat. "Mamy ogromne ilości zasobów naturalnych, powiedział mi, a Chiny będą inwestować w wydobycie litu, żelaza, miedzi. Afganistan jest na skraju świetlanej przyszłości!". To jednak, kontynuuje bankier, jest dokładnie tym, co Hamid Karzaj powiedział 10 lat temu, kiedy był jeszcze prezydentem. Nawet projekt kopalni miedzi w Aynak, w który Chińczycy początkowo planowali zainwestować, jest od lat martwy. Pekin musiałby zapłacić za kopalnię, drogi i linie kolejowe prowadzące do niej, mówi. "Ale Chiny nie zamierzają inwestować miliardów w niepewny projekt". Pracując kiedyś przez kilka lat w Ministerstwie Górnictwa, wie, o czym mówi.
Stuck in a Dilemma

Talibowie, przyznaje trzeci członek zarządu banku, są szczerzy w swoich wysiłkach, aby rozwiązać problem korupcji w poprzednim rządzie. "Ale to nie wystarczy." Jak, zastanawia się, czy kleryk z ogólnie ograniczoną znajomością Koranu powinien być w stanie rozpoznać państwowe ekscesy bez ich zrozumienia? "Utknęli w dylemacie", kontynuuje. "Jeśli utrzymają obecne zasady, zgodnie z którymi nawet biznesmenom nie wolno wypłacać więcej niż 25 tys. dolarów miesięcznie, firmy i handlowcy wypadną z biznesu. Ale jeśli usuną te zasady, ludzie wycofają wszystko, co mają, banki upadną, a Afgańczycy pogrążą się w przepaści, ponieważ ludzie chcą używać tylko dolarów."

Legalny eksport Afganistanu w ostatnich latach - na przykład węgiel, suszone owoce, owoce i dywany - przynosił tylko mniej niż miliard dolarów rocznie, a eksport narkotyków dodawał do tego kolejne 600 milionów dolarów. Ale towary o wartości ponad 7 miliardów dolarów były importowane. "Kurs wymiany wynoszący około 75 afganów za dolara był w dużej mierze podtrzymywany przez fakt, że od 20 do 30 milionów dolarów napływało z USA każdego tygodnia" - mówi dyrektor banku. "To już się skończyło. Ale wydaje się, że talibowie nadal nie zrozumieli, jak poważna jest sytuacja".

Jak mówi, nawet sądy nie wznowiły pracy. Biurokracja w kraju jest jeszcze bardziej zagmatwana niż kiedyś, ponieważ nikt nie wie, kto jest za co odpowiedzialny.

Talibowie nadal gloryfikują udane wypędzenie obcych sił z ich kraju, nawet jeśli są bardzo zależni od ich powrotu - nie z bronią, ale z pieniędzmi, które wcześniej przywieźli do kraju. A przynajmniej część z nich.

Jeden z nowych duchownych zasiadających w pięcioosobowym zarządzie banku centralnego kraju odwiedził niedawno jeden z najważniejszych prywatnych banków w Kabulu, mający siedzibę w wieżowcu, którego wnętrze mogłoby być rodem z Dubaju lub Kataru: kobiety w luźnych chustach na głowach, mężczyźni w stylowych garniturach, wysokiej klasy technologia konferencyjna i polerowany marmur.

Według osoby, która była obecna podczas wizyty, nowy członek zarządu banku centralnego nie był jednak szczególnie zainteresowany bilansem banku. O wiele bardziej interesowało go to, jak ubrane są kobiety, i nadal skupiał się na ich ubiorze, nawet gdy nikogo nie było w pobliżu. Nie było żadnych natychmiastowych konsekwencji - Talibowie chcieliby przecież prezentować bardziej liberalny wizerunek. Tak czy inaczej, podczas wizyty nie było dyskusji o tym, jak zapobiec całkowitemu upadkowi afgańskiego sektora bankowego.
People waiting in front of a bank in Kabul: "You first have to release our money!"

People waiting in front of a bank in Kabul: “You first have to release our money!”
Foto: Juan Carlos / DER SPIEGEL

Vendors on the streets of Kabul have multiplied, trying to sell furniture, gas stoves and whatever might bring in a bit of money.

Vendors on the streets of Kabul have multiplied, trying to sell furniture, gas stoves and whatever might bring in a bit of money.
Foto: Juan Carlos / DER SPIEGEL

DER SPIEGEL przez tydzień próbował za pośrednictwem Ministerstwa Informacji umówić się na rozmowę z kimś z emiratu, kto jest odpowiedzialny za sprawy gospodarcze i finansowe. Jedyny pracownik, który był w stanie rzetelnie odebrać telefon, podawał jedynie numery stacjonarne, które nigdy nie były odbierane. Szef wszystkich spółek państwowych początkowo zgodził się na rozmowę, ale potem zmienił zdanie. W Ministerstwie Gospodarki różne próby prowadziły aż na samą górę, ale potem okazywało się, że minister nie ma czasu i nie wyznaczył jeszcze zastępcy. Nikt, jak mówiono, nie był upoważniony do rozmów z prasą.

W końcu udało się namierzyć rzecznika Ministerstwa Finansów. Ahmad Wali Haqmal mówi, że krytyka talibów jest niesprawiedliwa. "Zanim będziemy mogli wypłacić pensje, musimy najpierw odfiltrować wszystkich fałszywych pracowników, którzy byli na listach płac, zwłaszcza w policji. Będziemy płacić! Już teraz przyjmujemy 300 do 400 milionów afgani," 3 do 4 milionów euro, "w podatkach i cłach każdego dnia!" Świat, jego zdaniem, musi być bardziej cierpliwy. "Ułatwimy inwestycje zagraniczne i pozbędziemy się biurokracji!" Mówi, że nie może jeszcze powiedzieć, kiedy banki będą mogły być ponownie otwarte, ale wydał apel: "Najpierw musicie uwolnić nasze pieniądze!".
Zawieszenie płatności

Jego apel jest jednym z tych, które odnoszą się również do Niemiec. Odchodząca kanclerz Niemiec Angela Merkel wzięła udział w telekonferencji G-20 12 października, w której poparła udzielenie Afganistanowi pomocy wykraczającej poza zwykłą pomoc doraźną. Jej zdaniem celem nie może być przyglądanie się, jak "40 milionów ludzi pogrąża się w chaosie, ponieważ nie mają prądu ani systemu finansowego". W Berlinie jednak aparat rządowy - w tym przypadku Ministerstwo Rozwoju - robi dokładnie to samo i najwyraźniej uniemożliwia niemieckiej agencji pomocy międzynarodowej GIZ płacenie rachunków w Afganistanie, nawet za usługi świadczone przed przejęciem władzy przez talibów 15 sierpnia. To samo dotyczy KfW, niemieckiego państwowego banku inwestycyjnego i rozwojowego.

Kierownictwo niegdyś bardzo szanowanej firmy konsultingowej zajmującej się kwestiami energetycznymi w Kabulu było zdumione, kiedy we wrześniu zapytało GIZ o fakturę z czerwca, która nie została jeszcze zapłacona. "Z powodu aktualnego nakazu 'Stop' wydanego przez rząd niemiecki," czytamy w mailowym wyjaśnieniu, obecnie nie są dokonywane żadne płatności. Projekt, ocena potrzeb energetycznych dla 43 powiatów w trzech prowincjach, powinien zostać zawieszony, jak napisano w e-mailu. "Jak oni to sobie wyobrażają?" zastanawia się dyrektor naczelny, który nie chce wymieniać swojej firmy z nazwy. "Jak mam zapłacić moim pracownikom i czynsz, skoro Niemcy nie chcą nawet zapłacić za pracę, którą wykonaliśmy za czasów poprzedniego rządu?"
A view of the Kabul city-center

A view of the Kabul city-center
Foto: Juan Carlos / DER SPIEGEL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz