Od czasu do czasu spotykam kogoś, kto przeczytał jeden z moich esejów i zdecydował się nie kontynuować ich dalej, stwierdzając: "Jesteś jednym z tych facetów 'Koniec świata'. Nie mogę się męczyć czytaniem tekstów kogoś, kto uważa, że wszyscy jesteśmy skazani na zagładę. Mam bardziej pozytywne poglądy".
W gruncie rzeczy całkowicie zgadzam się z jego dwoma ostatnimi uwagami. Ja również nie mogę się trudzić czytaniem myśli pisarza, który twierdzi, że wszyscy jesteśmy skazani na zagładę. Ja również mam bardziej pozytywną perspektywę.
Moja jedyna rozbieżność z takimi komentarzami polega na tym, że w żadnym wypadku nie uważam, iż obecny stan rzeczy doprowadzi do końca świata, jak zakłada autor.
Ale nie jestem też na tyle naiwny, aby sądzić, że jeśli tylko będę miał nadzieję na najlepsze, to z sympatii do mnie siły sprawcze przestaną być pasożytnicze i drapieżne. Nie będą.
Każdy poważny student historii w pewnym momencie uświadamia sobie, że rządy są z natury kontrolujące. Im większą mają kontrolę, tym bardziej jej pragną i tym bardziej do niej dążą. W końcu rządy tak naprawdę niczego nie produkują. Istnieją wyłącznie dzięki temu, co mogą wydobyć od ludzi, nad którymi sprawują władzę. Dlatego ich osobistego sukcesu nie mierzy się tym, jak dobrze służą swoim obywatelom, lecz tym, ile mogą od nich wyciągnąć.
Jest więc rzeczą oczywistą, że wszystkie rządy będą dążyć do coraz większego poziomu władzy nad swoimi sługusami, aż do punktu całkowitej dominacji włącznie.
Trzeba powiedzieć, że w rzadkich przypadkach ludzie powstają i tworzą system rządowy, w którym prawa jednostki są najważniejsze. Tak było w przypadku powstania Republiki Ateńskiej, Konstytucji Amerykańskiej, a nawet brytyjskiej Magna Carta.
Takie wydarzenia są jednak dość rzadkie w historii, a co gorsza, gdy tylko do nich dochodzi, ci, którzy zdobywają władzę, robią wszystko, by ograniczyć nowo uzyskane swobody.
Takich wolności prawie nigdy nie da się zniszczyć szybko, ale z czasem i "przez powolne działania", jak lubił mawiać Thomas Jefferson, można liczyć na to, że rządy w końcu zniszczą wszystkie wolności.
Przechodzimy właśnie przez taki okres w historii, w którym proces usuwania wolności jest bliski zakończenia w wielu najważniejszych jurysdykcjach świata. Szczególnie UE i USA przodują w tych działaniach.
W związku z tym nie powinno dziwić, że niektórzy przepowiadają "koniec świata". Ale nie mogliby się bardziej mylić.
Z pewnością w 1789 roku bardziej produktywni mieszkańcy Francji mogli uważać, że rozwijająca się rewolucja francuska zakończy się Armagedonem. Podobnie w 1917 roku ci, którzy tworzyli dobrobyt w Rosji, mogli chcieć podnieść ręce, gdy bolszewicy przejmowali władzę od Romanowów.
Gdy następuje pogorszenie rządów, tak jak to ma miejsce obecnie, obserwator ma trzy wyjścia:
Ogłosić koniec świata
Na całym świecie, a szczególnie w centrach obecnego pogorszenia - UE i USA - jest wielu ludzi, którzy uważają, że skoro sytuacja w ich kraju jest bliska załamania, to cały świat też musi się rozpadać. Jest to nie tylko bardzo krótkowzroczny punkt widzenia, ale także dość nieścisły. W każdym momencie rozwoju cywilizacji w ciągu ostatnich ponad 2000 lat zawsze istniały imperia, które upadały z powodu niemożliwej do zaakceptowania dominacji rządów, a jednocześnie zawsze istniały alternatywne jurysdykcje, w których poziom wolności był większy. W starożytnym Rzymie, kiedy Dioklecjan zdewaluował walutę, podniósł podatki, nasilił działania wojenne i wprowadził kontrolę cen, ludzie, którzy na co dzień tworzyli gospodarkę, znaleźli się w takiej samej sytuacji, w jakiej znajdują się Europejczycy i Amerykanie w XXI wieku.
Mogło się wydawać, że to koniec świata, ale tak nie było. Wystarczająca liczba producentów opuściła Rzym i rozpoczęła działalność od nowa w innych miejscach. Te inne miejsca w końcu rozkwitły dzięki napływowi produktywnych ludzi, podczas gdy Rzym podupadł.
Przymknąć oko
To podejście jest mniej ponure niż powyższe, ale równie bezowocne. W rzeczywistości jest to najczęstsza reakcja - "mieć nadzieję na najlepsze".
Kuszące jest wyobrażenie, że być może rząd zda sobie sprawę, że tylko on korzysta na niszczeniu wolności i dobrobytu, poczuje się źle i odwróci ten proces. Tak się jednak z pewnością nie stanie.
Kuszące jest również wyobrażenie, że może nie będzie dużo gorzej i że życie, choć obecnie nie jest zbyt dobre, może pozostać znośne. Również w tym przypadku jest to myślenie życzeniowe, a szanse na pozytywny obrót spraw są znikome.
Zaakceptuj prawdę, ale zrób coś z tym
To jest oczywiście najtrudniejsze. Zacznij od uznania prawdy. Jeśli ta prawda nie jest do zaakceptowania, należy uważnie przeanalizować sytuację, a po osiągnięciu w miarę jasnego porozumienia - stworzyć alternatywę.
Kiedy rządy wchodzą w fazę ostatecznego upadku, nie zawsze łatwo jest zaakceptować alternatywę. To trochę tak, jak z wyrywaniem zęba. Chcesz to odłożyć, ale ból będzie się nasilał, jeśli będziesz zwlekał. Tak więc z nieszczęściem udajesz się do dentysty, ale kilka tygodni po usunięciu zęba zadajesz sobie pytanie: "Dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej?".
Z pewnością ci, którzy badają i analizują obecną sytuację społeczno-gospodarczo-polityczną, rzeczywiście są bardzo ponurzy, ale nie należy tego mylić z zagładą.
W gruncie rzeczy chodzi o to, by rzucić światło na ten mrok, aby nie skończył się on zgubą.
Należy tu powiedzieć, że pozostanie w kraju, który pod względem społecznym, gospodarczym i politycznym stacza się w dół, również nie jest końcem świata. Prawdą jest jednak, że wynik końcowy nie będzie szczęśliwy. Jeśli historia powtórzy się raz jeszcze, będzie to prawdopodobnie dość nieszczęśliwy przypadek.
Ci, którzy zajmują się badaniem obecnego pogarszającego się stanu rzeczy, muszą, co prawda, zająć się dość przygnębiającymi ewentualnościami i o wiele łatwiej byłoby po prostu zwinąć się w kłębek na kanapie z sześciopakiem i oglądać mecz, ale fakt pozostaje faktem: jeśli nie zbada się nadchodzących problemów i nie znajdzie alternatywy, ci, którzy siedzą na kanapie, staną się ofiarami własnego letargu.
Niestety, żyjemy w takim okresie historii, w którym niektóre z narodów, które niegdyś stanowiły największą obietnicę dla świata, są na najlepszej drodze do stania się najbardziej despotycznymi. Jeśli uznamy ten fakt, będziemy mogli szukać lepszych alternatyw w innych częściach globu, tak jak robili to ludzie w poprzednich epokach. Może się okazać, że pole stokrotek z powyższego zdjęcia nadal istnieje, tylko jest nieco dalej niż w minionych latach.
I jest absolutnie warte tego, by do niego dążyć.
Uwaga redaktora: Niestety, większość ludzi nie ma pojęcia, co tak naprawdę dzieje się, gdy rząd wymyka się spod kontroli, nie mówiąc już o tym, jak się do tego przygotować...
Nadchodzący kryzys gospodarczy i polityczny będzie o wiele gorszy, dłuższy i zupełnie inny niż to, co widzieliśmy w przeszłości.
*By Jeff Thomas
**Source
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz