wtorek, 28 lutego 2017

Saint Germain na temat miłości do własnego boskiego ja

protection-auras

„Największą i najważniejszą Działalnością Życia jest Miłość, Oddanie i Wdzięczność za wszystko co Życie nam daje.  Gdy nasza zewnętrzna świadomość zostaje wzniesiona przez utrzymywanie jej uwagi na nieustannym miłowaniu „Potężnej Obecności Jam Jest”, Boga w działaniu we wszystkim i ciągłym uznawaniu jedynej Doskonałości Życia, wszelkie ludzkie nawyki i błędne koncepcje znikają
Ludzki intelekt nabywa wiele szczególnych wynaturzeń w swoim myśleniu, a jednym z najbardziej katastrofalnych jest działalność ludzkiej świadomości odrzucającej i zapominającej, że należy kochać i dziękować Życiu czyli „Potężnej Obecności Jam Jest” za Błogosławieństwa, jakimi nieustannie obdarza ono ludzkość i Ziemię.
Przeciętna ludzka istota żyje Życie po Życiu nie kochając nawet raz, ani nie dziękując własnej „Potężnej Obecności Jam Jest” za energię, która nieustannie płynie przez jej umysł i ciało, za substancję, której używa w swoim ciele i świecie, czy za setki innych drobnych rzeczy, którymi jest nieustannie otaczana, których używa i którymi się cieszy, a jednak nie daje nic z siebie w zamian.
Wielu ludzi nosi w sobie uczucie osobowej urazy skierowanej pod adresem Życia, obwiniając Je za swe cierpienie i porażki, podczas gdy nawet bardzo niewielka ilość wdzięczności i Miłości wylana na „Obecność Jam Jest” przebywająca w każdym ludzkim sercu, w każdej ludzkiej komórce, przemieniłaby wszelki dysonans w Pokój i Miłość, wprowadzając Doskonałość Życia do zewnętrznej działalności jednostki.
Ludzie znajdują wiele czasu na kochanie psów, kotów, jedzenia, ubrań, pieniędzy, diamentów, innych ludzi oraz tysiąca i jednej rzeczy, lecz bardzo rzadko zdarza się, że jednostka poświęca chociażby pięć minut w przeciągu swojego wcielenia, na kochanie swojej własnej Boskości, choć w każdej sekundzie używa Jej Życia i Energii, za pomocą której jest w stanie cieszyć się tymi rzeczami. Nawet ci, którzy myślą, że kochają Boga prawie nie przekazują dziękczynienia „Potężnej Obecności Jam Jest”, przebywającej wewnątrz nich i nie okazują Jej wdzięczności za dobre rzeczy, jakie przychodzą do ich Życia.
Nie chodzi o to, aby nie wylewać Miłości na rzeczy znajdujące się na zewnątrz nas, lecz z całą pewnością powinniśmy na pierwszy miejscu i bardziej kochać naszą Boskość Wewnętrzną niż jakąkolwiek zewnętrzną rzecz, czy osobowość. Jest Ona samym Życiem i Świadomością, za sprawą której istniejemy.
Szczęśliwość nie może istnieć, jeżeli nie jest wylewana Miłość. Oto Prawo Życia. Gdy ludzie kochają coś lub kogoś, są szczęśliwi. Nawet skąpiec jest szczęśliwy, gdy kocha swoje złoto, ponieważ wylewa na zewnątrz uczucie miłości w kierunku rzeczy, które stara się utrzymać. To, co w rzeczywistości stara się utrzymać to szczęście, lecz nie jest świadom, że uczucie szczęścia nie jest zawarte w złocie, lecz w wylewaniu przez siebie uczucia miłości. W tym wylewaniu pozwala on płynąć Życiu nieprzerwanie i harmonijnie.
Jednakże otrzymawszy wszelkie dobro, jakie kiedykolwiek użytkowaliśmy, pochodzące od „Potężnej Obecności Jam Jest”, która jest budowniczym każdego fizycznego ciała, pierwszy i największy Wylew naszej Miłości należy jest zwrócić naszemu własnemu Zindywidualizowanemu Płomieniowi Boga – Potężnej Świadomości Życia wewnątrz nas. Czy możliwe jest, aby istniało cokolwiek ważniejszego, czy większego niż Wszystko, co Boskie? Tylko rozumienie i czucie tego może rozkuć samowytworzone kajdany ludzkości.
Prawdziwa modlitwa powinna być wyciszeniem intelektu i uspokojeniem uczuć, tak aby osobowość mogła czuć Wylew „Potężnej Obecności JAM JEST” i otrzymać odpowiedź od wewnątrz. Modlitwa powinna być wylewem Miłości i Wdzięczności dla „Obecności Jam Jest” za nieograniczone możliwości i dobro zawarte w życiu.
Zewnętrzny świat lubi schlebiać swojej próżności poprzez poczucie, że ma on zdolność osiągania wielkich rzeczy, lecz jeżeli chodzi o kontrolę i doskonałość uczuć, to znajduje się on wciąż w stanie dzikości. Istoty ludzkie żądlą innych, jak również siebie same poprzez brutalne uczucia tak pewnie, jak czyni to skorpion. Dominujące uczucie we współczesnym świecie jest przerażająco gwałtowne i polega na tym, że jedne osobowości przeciwstawiają się i krytykują inne, które się z nimi nie zgadzają. Tak zwani cywilizowani ludzi popełniają morderstwa każdego dnia tygodnia poprzez wysyłanie rozzłoszczonych i rozdrażnionych uczuć, które zabijają w innych wyższe impulsy.
Godne politowania jest to, jak ludzka rasa przez stulecia traciła czas i  zużywała swoją energię na budowanie rzeczy przy użyciu myśli, a jednocześnie rozdzierała swoją kreację poprzez nieharmonijne uczucia. Jest to dziecinne i jest to uporczywą odmową, aby wypełnić Wieczny Plan Doskonałości.
Dla istot ludzkich, które nie rozpoznają lub nie chcą rozpoznać „Potężnej Obecności Jam Jest” w sobie, użytkowanie, radość i wolność tej wielkiej szczodrości pochodzącej od bezpośredniej percypitacji pozostaje nie spożytkowana, ponieważ ich uczucia lęku, wątpliwości, nienawiści, gniewu, winy, egoizmu , czy żądzy tworzą ścianę nie do pokonania, zamykając je na Moc i Doskonałość Światła, które w przeciwnym wypadku by się do nich przedostało.
Tak długo dopóki ktoś nie dąży do Uwolnienia Światła wewnątrz siebie, nie jest on w stanie w pełni zrozumieć i docenić uczucia mówiącego, że tak naprawdę nic nie jest istotne poza „Wszystkim, co Boskie” i tymi doświadczeniami, przy pomocy których uwalnianie jest światło.”
Saint Germain – „Wyjawione Tajemnice tom II”

poniedziałek, 27 lutego 2017

Cud światła. Oculus rzymskiego Panteonu





Michał Anioł twierdził, że Panteon jest tak wspaniały, że musieli go zbudować aniołowie; Goethe pisał, że świątynia wręcz przytłacza swoim pięknem. Freud uznał budowlę za synonim id, a mieszkańcy Rzymu przez wieki uważali, że zamieszkuje ją siedem demonów.
Promień światła wędruje po wnętrzu rzymskiego Panteonu; gra światłocieni buduje potęgę świątyni. Iluminacja płynie z otworu wieńczącego sklepienie, zwanego oculusem. Wystarczy jedno spojrzenie, aby zrozumieć, dlaczego zwykło się mówić, że to on definiuje Panteon. 
Oculusy (oculus – łac. ‚oko’) – nieozdobione, okrągłe bądź owalne otwory w ścianie lub szczytowej części sklepienia – znane są w architekturze od czasów bizantyjskich. Od zawsze miały znaczenie praktyczne, bowiem wpuszczały do mrocznych pomieszczeń światło; symbolizowały także łączność z boską jasnością. Jeśli się przez chwilę zastanowimy, to okaże się jednak, że oculusy, w swej najbardziej pierwotnej formie, są tak stare, jak stare są wszelkie ludzkie budowle. Otwory w dachu mają przecież i leśne szałasy, i eskimoskie igloo. Najsłynniejszym, najbardziej znanym i podziwianym jest jednak bez wątpienia oculus z rzymskiego Panteonu.


Catherine Wilson
Fot. Catherine Wilson / Flickr
Prawie dwa tysiące lat historii
Panteon jest jednym z najlepiej zachowanych starożytnych zabytków. Pierwszą znajdującą się na Polu Marsowym świątynię ufundował w 27 r. p.n.e. bliski przyjaciel, zięć i współpracownik cesarza Augusta, Marek Agrypa. Niestety budynek doszczętnie spłonął w roku 80 naszej ery. Odbudował go czterdzieści pięć lat później cesarz Hadrian, zachowując przy tym ocalały od ognia prostokątny portyk z kolumnadą i napisem fundacyjnym. Według niektórych historyków starożytni Rzymianie wierzyli, że Panteon wzniesiono w miejscu, z którego Romulus, założyciel Wiecznego miasta, został wzięty do nieba podczas pewnej gwałtownej burzy.


Fot. Julia Wollner
Oculus widziany z ukosa. Fot. Julia Wollner

Panteon przetrwał dziejowe zawieruchy. Najpierw był świątynią, w której, zgodnie z nazwą przybytku (z greckiego Πάνθειον, pan – wszystko, theoi – bogowie), czczono wszystkie bóstwa – te rzymskie i te z krajów przez cesarstwo podbitych. Potem, w VII wieku, stał się kościołem pod wezwaniem Matki Boskiej i Męczenników. Zmianie ulegała aranżacja wnętrza – w okresie renesansu zajął się tym sam Rafael Santi. Bez względu na te modyfikacje, bryła pozostawała nienaruszona. Jak przed wiekami, także i dziś kopuła ma 42,2 metry średnicy i tyleż samo wysokości. Odlano ją z niezbrojonego betonu. To na niej wzorował się Filippo Brunelleschi, projektując kopułę katedry we Florencji. Uczynił ją jednak większą – kopuła florenckiego duomo ma 45,4 m średnicy i wysokości.



Wnętrze Panteonu. Fot. Michael Vadon/Flickr.
Wnętrze Panteonu. Fot. Michael Vadon/Flickr
Zapisany w genach kultur
Gdy wchodzi się na niewielki, wypełniony turystami plac della Rotonda, przy którym stoi Panteon, widać tylko jego fronton z kolumnadą w stylu korynckim. Cylindryczna bryła schowana jest za innymi budynkami, jakby skromnie przycupnęła w środku miejskiego gwaru. Tym bardziej nie dziwi fakt, że po wejściu do świątyni następuje zwykle chwila olśnienia. Wnętrze jest ogromne, pełne powietrza. Masywna kopuła zdaje się lekko unosić nad ścianami, z jej szczytu zaś, przez oculus, spływa światło. Ani fotografie, ani filmy, ani nawet dzieła Piranesiego nie oddadzą olbrzymiego wrażenia, które robi Panteon oglądany na własne oczy. Michał Anioł miał twierdzić, że Panteon jest tak wspaniały, że musieli go zbudować aniołowie. Wiedział, co mówi – wszak to on zaprojektował kopułę Bazyliki św. Piotra. Niemiecki romantyk Johann Wolfgang Goethe w swoich dziennikach pt. Podróż włoska napisał, że Panteon wręcz przytłacza swoim pięknem; psychoanalityk Zygmunt Freud uznał budowlę za synonim id, czyli tego, co pierwotne i zapisane w kulturowych genach.



Panteon widziany z Piazza Rotonda. Fot. Chrisobayda/Flickr
Panteon widziany z Piazza Rotonda. Fot. Chrisobayda/Flickr
Rzeczywiście nie da się odmówić Panteonowi więzi z tym, co pradawne. Konstrukcja budowli, przez umieszczony na szczycie kopuły oculus, pozostaje w głębokim związku z boskością natury. Spojrzenia, myśli i modlitwy mogą szybować bez skrępowania w górę. By poczuć to w pełni, trzeba stanąć w centralnym miejscu świątyni, tuż pod oculusem, a następnie spojrzeć w jego centrum.
Oculus jest duży, ma średnicę ponad dziewięciu metrów. Wpada przez niego światło i powietrze. Podczas deszczu strugi wody spływają z nieba do świątyni. Jednak nawet podczas ulewy w Panteonie nie znajdziemy większych kałuży, bowiem marmurowa posadzka tuż pod oculusem jest delikatnie wklęsła, a specjalny system rowków odprowadza wodę. We Włoszech popularne jest przysłowie, według którego szczęśliwa jest panna młoda zmoknięta (sposa bagnata, sposa fortunata). Jeśli więc narzeczonym podczas ślubu w Panteonie trafi się odrobina deszczu, szczęścia powinni mieć pod dostatkiem.


Thomas Shahan
Fot. Thomas Shahan / Flickr
Słoneczna świątynia 
Kopuła jest jak sklepienie nieba z oculusem słońcem, który zajmuje miejsce centralne. Stwierdzono, że każdego dnia roku, w południe, promienie słoneczne wpadające przez oculus zatrzymują się w innym miejscu w świątyni. Tak samo, rok za rokiem. Naukowcy kilka lat temu doszli więc do wniosku, że wnętrze Panteonu jest wielkim zegarem słonecznym, zaś najważniejszą rolę gra tu właśnie oculus – jest bowiem tego zegara wskazówką. Co więcej, wejście do świątyni umieszczono w takim miejscu, by 21 marca i 21 kwietnia oświetlały je promienie słoneczne. Nie są to daty przypadkowe – 21 marca to równonoc wiosenna, która w starożytnym Rzymie była początkiem nowego roku. Na dzień 21 kwietnia przypadają zaś urodziny Rzymu. W tych datach urządzano w Panteonie uroczystości, w których uczestniczył cesarz. Wchodząc do świątyni, był skąpany w słonecznych promieniach, co podkreślało jego rzekomą boskość.



Maria Eklind
Fot. Maria Eklind / Flickr
Potyczki z diabłem 
Starożytne budowle budzą ciekawość, a czasem także niepokój. Ludzie przez wieki starali się oswoić tajemnicę Panteonu. Powiadano na przykład, że oculus jest wynikiem działania… diabła, który w takim popłochu uciekał ze świątyni, że wybił dziurę w kopule. Stało się to, gdy mag Bailardo zakpił sobie z niego i dzięki podstępowi ocalił duszę, którą wcześniej złemu zapisał. Diabeł wystrzelił jak z procy wprost w sklepienie Panteonu, przebił je i strącił z niego wieńczącą całość złotą szyszkę – tę, którą teraz podziwiać można na Cortile della Pigna w Watykanie. Inna legenda mówi, że na początku siódmego wieku, podczas konsekracji Panteonu, obudziło się siedem demonów, które mieszkały tam od czasów pogańskich. I to one, uciekając w popłochu, miały z impetem zrobić otwór w sklepieniu.
Panteon i oculus kryją na pewne jeszcze niejedną tajemnicę. Badania naukowe będą je powoli wyjaśniać, ale nie da się ukryć, że mity i baśnie bardziej przemawiają do wyobraźni. W połączeniu z architektonicznym pięknem sprawiają, że rzymska świątynia jest jednym z najchętniej odwiedzanych zabytków na świecie – rocznie składa w nim wizytę około 7 milionów turystów. Włoski minister kultury Dario Franceschini zaproponował niedawno wprowadzenie opłaty za wstęp. Widok z oculusa na błękitne rzymskie niebo na pewno jednak złagodzi tę niedogodność.

niedziela, 26 lutego 2017

Czy starożytni Egipcjanie znali elektryczność. Wyprawa w poszukiwaniu żarówek faraonów

Kiedy koledzy z redakcji pytali mnie, dokąd tym razem się wybieram, a ja mówiłem, że znowu do Egiptu, z niedowierzaniem pukali się w czoło. To miała być moja siódma wyprawa do kraju faraonów, więc nic dziwnego, że patrzyli na mnie jak na wariata, który zamiast szukać nowych atrakcji i poznawać kolejne kraje, znów jedzie w te same miejsca. Nie, nie w te same! Wyjazd był krótki, bo tylko ośmiodniowy, a cel jeden - Dendera. - Bo tam są starożytne żarówki - odpowiadałem z przekąsem, a miny rozmówców jeszcze wyraźniej zdradzały, co sądzą o mnie i moich planach. A mnie udało się napisać o tym książkę.

Egipt od zawsze mnie fascynował. Po pierwsze dlatego, że kiedy w naszej części świata przodkowie Polaków biegali w skórach i zamieszkiwali jaskinie, nad Nilem kwitła wspaniała cywilizacja, zajmująca się astronomią, wspaniale władająca matematyką.
Po drugie, bo już jakieś dwa tysiące lat przed Chrystusem, starożytne świątynie poświęcone były triadom bóstw, które stanowiły jedność, więc chrześcijańska Trójca Święta ma swoje korzenie właśnie tu.

Dendera, Egipt  

Dendera, Egipt Foto: Tomasz Bonek / replika.eu

Po trzecie, ze względu na niepodważalny fakt, że nikt inny na świecie nie zbudował niczego innego, co przetrwałoby w doskonałej, niezmienionej, prawie formie ponad 4,5 tys. lat, tak jak piramidy w Gizie, które nadal są cudem świata (starsze świątynie na Malcie nie są, tak dobrze zachowane).
Lodowce odsłaniają ciała poległych żołnierzy

Po czwarte, bo współcześni lekarze nadal potrafią spartaczyć wycięcie wyrostka robaczkowego, a  medycy faraonów przeprowadzali misterne operacje neurochirurgiczne, ich pacjenci przeżywali, żyli potem długo i szczęśliwie, co nie jest normą nawet w dzisiejszej medycynie.
Po piąte, dziesiąte i dwudzieste... No i wreszcie, przede wszystkim ze względu na tajemnice. Nad Nil jeżdżę więc prawie co roku, by je odkrywać. O tych podróżach jest też moja najnowsza książka "Set Maat - Siedlisko Prawdy".
Starożytny Egipt wciąż nie jest całkowicie odkryty. Pod piaskami pustyni czekają skarby faraonów i kapłanów, zamknięte w nienaruszonych grobowcach. Nadal nie wiadomo, jak tak naprawdę budowano kolosalne świątynie i piramidy, a wiele inskrypcji zapisanych w hieroglifach wciąż czeka na poprawne zinterpretowanie. Tak, jak te ze świątyni bogini Hathor, która znajduje się w Denderze.
Książka
Raczej nie czytam fantastyki ani dzieł pseudonaukowych. Von Daenikena musiałem wziąć do ręki, bo skoro tak pokochałem starożytny Egipt, to nie wypadałoby nie znać jego poglądów. Ale nie wierzę, jak on, że piramidy budowali kosmici. Z wrodzonym sceptycyzmem podszedłem też do dzieła Petera Krassa i Reinhard Habeck’a pt.: "Światło Faraonów - najwyższe technologie i prąd elektryczny w starożytnym Egipcie", ale skuszony ceną (10 zł) nabyłem i zacząłem czytać.

Dendera, Egipt Dendera, Egipt Foto: Tomasz Bonek / replika.eu

"Pomieszczenie, w jakim się znaleźliśmy, zalegały ciemności, które z powodzeniem można by określić mianem egipskich. Nikt nie przeczuwał, że za chwilę stanie się coś tak nieprawdopodobnego. Wydarzenia, jakie tu nastąpiły, były dla nas całkowitym zaskoczeniem. Nagle przestrzeń wypełniła się przypominającym błyskawice światłem, które wśród niesamowitych trzasków, niczym ognie św. Elma, układało się w powyginane gałęzie. Następnie między obydwoma końcami dużej szklanej kolby zaczął wić się znienacka wąski ognik, wydając jednocześnie syczący dźwięk, przypominający odgłos jadowitego węża. Pomieszczenie zalało się jasnym blaskiem, w którym na kilka sekund widoczne stały się zarysy umieszczonej w laboratorium aparatury.
REKLAMA
Jak płonący dywan albo jaskrawo świecąca skóra ładunek elektryczny wypełniał od wewnątrz szklane ścianki gruszkowatego przyrządu. Wszystko dookoła pogrążone było w widmowym, niebieskawym świetle. Obserwowaliśmy to osobliwe zdarzenie w całkowitym milczeniu, niezdolni do jakiejkolwiek reakcji. Choć nikt z nas nie spodziewał się takiego wyniku eksperymentu, wszelkie nasze przypuszczenia potwierdziły się: korzystanie z energii elektrycznej nie było bynajmniej odkryciem dopiero co minionego stulecia. To nie Duńczyk Hans Christian Oerstedt (1777 - 1851), nie Anglik Michael Faraday (1791 - 1867) i nie Amerykanin Thomas Alva Edison (1847 - 1931) byli pionierami w tej dziedzinie - wiedzę o istnieniu energii elektrycznej i umiejętność jej zastosowania egipscy kapłani posiadali już wiele tysięcy lat temu. Już oni potrafili uczynić z nocy dzień, rozświetlić ciemne pomieszczenia. I to nie tylko za pomocą prymitywnych pochodni, lamp oliwnych czy naftowych. Stosowane przez nich źródło światła już w tamtych czasach opierało się na - elektryczności. Hipotezę tę potwierdzają zarówno przekazy plastyczne, jak i pisemne, które dostarczają dowodów na to, iż wysocy słudzy egipskiej świątyni na długo przed naszą erą potrafili wykorzystać istniejące w przyrodzie możliwości."
O co chodzi? Krassa i Habeck tak opisali eksperyment, który przeprowadził austriacki inżynier Walter Garn, który zbudował model żarówki w oparciu o to, co zobaczył na płaskorzeźbach w świątyni w Denderze.
Bateria bagdacka
Książkę połknąłem w jeden wieczór. Do rana szukałem w internecie kolejnych informacji i zdjęć. Kiedy zobaczyłem pierwsze rysunki żarówek z Dendery wykonane w 1869 r. przez francuskiego archeologa Augusta Mariette’a, a później zdjęcia zrobione kilka lat temu przez współczesnych naukowców, pomyślałem: - Cholera, coś w tym jest. Trzeba tam jechać.

Dendera, Egipt Dendera, Egipt Foto: Tomasz Bonek / replika.eu
Tajemnice katakumb pod Odessą

Ostatecznie przekonała mnie informacja, że Walter Garn w swoim eksperymencie, jako źródła prądu użył modelu tzw. baterii bagdackiej. W 1936 r. pod Bagdadem odkryto pozostałości miasta Partów, starożytnego królestwa, trwającego między III w. p.n.e., a III w. n.e. Wśród znalezionych zabytków było gliniane naczynie, wypełnione wyschniętym, sfermentowanym sokiem z winogron, w którym tkwił miedziany pręt. Podobnie zbudowane są dzisiejsze baterie, w których prąd wytwarzany jest dzięki różnicy potencjałów. Naukowcy stwierdzili, że jest to prawdopodobnie starożytne ogniwo, które mogło służyć np. do pozłacania przedmiotów. Jak się okazało, mogło wytwarzać prąd o napięciu 0,5 V, co już wystarczy do galwanizacji.
Skoro więc elektryczność wykorzystywano na Bliskim Wschodzie 1700 lat przed doświadczeniami Galvani’ego i Volty, to dlaczego nie w starożytnym Egipcie?
Wyprawa
Dwa tygodnie później już byłem w Egipcie. W hotelu w Luksorze studiowałem wszystko, co udało mi się zdobyć na temat świątyni w Denderze. Pierwsze obiekty sakralne powstały tutaj 2500 lat p.n.e., w czasach Starego Państwa, czyli kiedy budowano piramidy w Gizie. To, co stoi dzisiaj, powstawało między 150 r. p.n.e. a rokiem 60 n.e. Jest to sanktuarium bogini Hathor, patronki miłości, tańca, muzyki. To tu była jej główna siedziba, to tu działała jedna z najważniejszych egipskich wyroczni przepowiadających przyszłość. Denderę szczególnie upodobała sobie słynna Kleopatra i to jej wizerunek, zdobi główną fasadę.

Dendera, Egipt Dendera, Egipt Foto: Tomasz Bonek / replika.eu
Tutejsza świątynia jest najlepiej zachowanym domem bożym w całym Egipcie i zarazem zupełnie innym niż wszystkie. Nie ma tu posągów, obelisków, ani pylonów. Jest natomiast wspaniały pawilon z trzema kondygnacjami, przykryty oryginalnym dachem. Bliźniaczy - i co ciekawe, też bardzo dobrze zachowany - znajduje się w odległej o kilkaset kilometrów Esnie. To co widać na powierzchni, to tylko dwie piąte całości. Pod budowlą znajdują się tajemnicze krypty  i to właśnie je musiałem zobaczyć.
Do Dendery z Luksoru dojechałem wynajętym mikrobusem. Mogłem romantycznie popłynąć Nilem, ale rejsy po tej rzece, prawie takim samym statkiem jak Agatha Christie w "Śmierci na Nilu", zaliczyłem już kilkakrotnie podczas wcześniejszych wypraw. Zresztą, nie miałem na to ani czasu, ani ochoty, bo podczas każdego spływu chorowałem w toalecie. Wszystko przez instalacje wodne na tych krążownikach, które raczej nigdy nie są dezynfekowane i samo umycie zębów w kajucie przyprawia o rozstrój jelit.
Kiedy w końcu dotarłem na miejsce, ogarnął mnie błogostan. Wokół panowała majestatyczna cisza - nie było milionów turystów szturmujących najsłynniejsze miejsca w Egipcie, takie jak Dolina Królów, świątynia Hatszepsut czy okręg Amona-Ra w Karnaku. Dendera wciąż nie jest odkryta przez topowe biura podróży, więc mało która wycieczka tu zagląda. Ruszyłem do środka.
Łapówka
Szybko obejrzałem pierwszy poziom świątyni z myślą, że wrócę do niego później, kiedy już zobaczę żarówki. Poszukiwane płaskorzeźby miały znajdować się w jednej z 12 podziemnych krypt. Tylko jak tu znaleźć do nich wejście... Koniec języka za przewodnika. Podszedłem do pierwszego spotkanego strażnika i po prostu zapytałem. Ubrany w galabiję Egipcjanin powiedział łamaną angielszczyzną: - Nie, sir. Nie można. Zamknięte, wstęp turystom zabroniony.
Jakbym dostał w twarz. Nie wiedziałem co powiedzieć. Stałem tak dłuższą chwilę z tępą miną krowy (nomen omen, Hathor przedstawiano często jako krowę), jakbym czekał na cudowne odmienienie losu. I się doczekałem. Bezzębny pilnujący powiedział magiczne słowa: - 10 dolarów?

Dendera, Egipt Dendera, Egipt Foto: Tomasz Bonek / replika.eu
Szybko mnie odetkało. Na takie sytuacje jak zwykle byłem przygotowany. Podczas podróży zawsze noszę trochę drobnych w różnych kieszeniach, aby nie wyciągać całego portfela, kiedy targuję się podczas zakupów, albo trzeba - jak tym razem - dać komuś łapówkę.
W ten sposób zostałem w tym dniu najlepszym przyjacielem Mahmuda, który z uśmiechem na twarzy poklepał mnie po ramieniu, wymamrotał, że jestem "good boy" i "the best friend" i w końcu zaciągnął w jakiś zakamarek świątyni, gdzie zaczął zdejmować z podłogi deski maskujące wąski otwór. Wlazłem do środka.
Płaskorzeźby
Byłem w południowej krypcie. Według tłumaczeń egiptologów inskrypcje wyryte na jej ścianach mówiły, że przechowywano tu dwa pozłacane posągi Hathor wysadzane drogimi kamieniami. Opuszczały ją tylko podczas najważniejszych świąt.
Najdziwniejsze zjawiska przyrodnicze na Ziemi

W końcu znalazłem to, co chciałem zobaczyć od tygodni. Stałem przed tajemniczymi reliefami, wykonanymi nie jak cała świątynia w piaskowcu, lecz wyrytymi w kalcytowych płytach. Dwie postacie trzymają na nich coś w rodzaju wielkich baniek, w środku, których wije się wąż. Bańki mają oprawy w kształcie kwiatów lotosu do złudzenia przypominające oprawki żarówek, z których wychodzi przewód podłączony do jakiegoś sześcianu. Obok umieszczony jest - powszechny w przedstawieniach ze starożytnego Egiptu - symbol dżed, słup czy kolumna oznaczająca trwałość. Krassa i Habeck uważają, że jest to zwykły izolator, taki jak porcelanowy przy współczesnych liniach wysokiego napięcia.
Czy bańki to natomiast rzeczywiście starożytne żarówki? Autorzy "Światła faraonów" nie mają wątpliwości. Dowodzą, że ściany krypt w Denderze nie są pokryte sadzą, więc inskrypcje na nich musiały powstać przy elektrycznym świetle.  Egiptolodzy tę tezę wyśmiewają - wystarczy użyć lamp z olejem rycynowym bądź tłuszczem zwierzęcym, aby zminimalizować kopcenie.
Bezsporny jest tylko fakt, że nigdzie indziej w Egipcie nie znaleziono podobnych przedstawień i naukowcy spierają się, co mogą one oznaczać. Żaden ich nie rozszyfrował niepodważalnie. Są jedynie hipotezy. W mitologii egipskiej w postaci węża przedstawiano rodzące się słońce, na wyspie płomieni, położonej na jeziorze dwóch noży, gdzie znajduje się kosmiczne jajo, z którego powstanie światłość.
Czy starożytni Egipcjanie znali więc elektryczność? Nie rozstrzygnie tego jedna inskrypcja. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że podczas wielu prowadzonych nad Nilem wykopalisk, jakiś zespół archeologów znajdzie np. egipską baterię podobną do bagdackiej. Albo całą żarówkę! To tak samo prawdopodobne, jak znalezienie kolejnego nietkniętego grobowca pełnego takich skarbów, jak te należące do Tutenchamona. I nawet gdyby to miała być setna moja podróż do Egiptu, to i tak bez wahania się w nią wybiorę, by to zobaczyć.

Tomasz Bonek, Set Maat - Siedlisko Prawdy Tomasz Bonek, Set Maat - Siedlisko Prawdy Foto: replika.eu
Reportaż pochodzi z nowej książki Tomasza Bonka pt. "Set Maat - Siedlisko Prawdy", która ukazała się nakładem wydawnictwa Replika. Reporterskie podróże Tomasz Bonka wiodą Czytelnika po szlakach pozornie znanych. Przecież to miejsca, gdzie codziennie przewijają się tysiące turystów! A jednak Bonek lubi skręcić w bok, zabrać czytelnika tam, gdzie ten z wykupioną wycieczką nie dotrze. Pokazać to, czego spieszący za grupą człowiek nie zauważy. "Set Maat" to opowieść o tym, co tak naprawdę stanowi esencję bycia podróżnikiem. Oto wyprawa po świecie niesamowicie ciekawym, fascynującym, a jednocześnie słabo widocznym zza szyb autokarów. Po świecie, który dziś coraz trudniej zobaczyć samemu, gdyż w ostatnich latach spowija go coraz większy mrok.

sobota, 25 lutego 2017

PO CO BÓG PRZYSZEDŁ NA ZIEMIĘ


PO CO BÓG PRZYSZEDŁ NA ZIEMIĘ
O tym PO CO Bóg przyszedł na ziemię mówi historia Hioba
Niestety ludzie czytający tą historię błędnie zakładają, że .....
Bóg układa się z szatanem

To ukochana narracja PANA TEGO ŚWIATA.
UWAŻNY czytelnik zauważy, że…
To nie Bóg zakłada się z szatanem, tylko…
Szatan SZANTAŻUJE Boga
Szatan stawia Boga w niewygodnym położeniu by przejąć Jego tron
Sytuacja z Hiobem pokazuje PRZEBIEGŁOŚĆ upadłego anioła
Szatan wie, że jest coś takiego jak PRAWO
i że prawo jest NIEZMIENNE
i że obowiązuje KAŻDEGO
Boga również
Więc za wszelką cenę stara się doprowadzić do takiej sytuacji, by wymusić na Bogu złamanie PRAWA
Bóg oczywiście nie może tego zrobić i w Swojej MĄDROŚCI znajduje takie rozwiązania, by zawsze wyjść obronną ręką.
Gdyby Bóg nie zgodził się na to co PROPONUJE szatan, ten powiedziałby wszystkim aniołom tak:
Widzicie?
On nie jest sprawiedliwy…
Jego prawo jest RÓŻNE dla każdego…
On jednych kocha…
a innych nie
Gdyby Bóg zabronił szatanowi np. odebrania Hiobowi żony, to szatan by powiedział, że Bóg go FAWORYZUJE
Zatem Bóg MĄDRZE odwołuje się do PIERWSZEGO ustanowionego prawa - PRAWA WOLNOŚCI
Niech Hiob SAM zdecyduje co się stanie
Jeżeli przejdzie próbę - WYGRA
Jeśli nie – PRZEGRA
Innymi słowy
Jeżeli Hiob nie ulegnie i wybierze PRAWO czyli stanie po stronie Boga, Bóg bez konsekwencji narażenia się na STRONNICZOŚĆ będzie mógł na powrót mu wszystko oddać, a nawet dołożyć coś od Siebie
Dzięki temu posunięciu Bóg zachował tron i stanowisko, jako Tego SPRAWIEDLIWEGO w oczach aniołów, a HIOB miał szansę wykazać się WIARĄ
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Tak było zanim przyszedł na ziemię JEZUS
Szatan całymi dniami oskarżał wszystkich – zarówno anioły jak i ludzi przed Bogiem.
Ci którzy znają tę historię wiedzą jak srogiej próbie został poddany Hiob. On z tej próby wyszedł zwycięsko.
Jak myślicie, ilu mogło być takich Hiobów?
Zapewne niewielu.
Szatan tylko czyhał na okazję, by móc BEZKARNIE kogoś zniszczyć.
Zawsze mógł przecież powiedzieć Bogu:
Zobacz. On złamał prawo. Należała mu się śmierć.
I Bóg miał dość szantażowania
więc osobiście przyszedł na ziemię, by..
SZATAN PODDAŁ GO PRÓBIE
Bóg nie mógł zniszczyć szatana, bo nie mógłby wytłumaczyć tego innym aniołom - złamałby PIERWSZE podstawowe prawo życia
WOLNOŚĆ WYBORU
Zatem skoro nie mógł zabić szatana…
postanowił zrobić coś czego NIKT SIĘ NIE SPODZIEWAŁ
postanowił stanąć PONAD PRAWEM
Ustanowił PRAWO ŁASKI
Ale żeby tego dokonać musiał udowodnić wszystkim istotom, że nie zrobi im krzywdy, jak dyktator, którego nagle prawo nie obowiązuje
Jak to zrobić?
Jak przejąć władzę NIKOGO przy tym NIE KRZYWDZĄC?
Jak pokazać SWOJĄ POTĘGĘ tak by nie wprowadzić dyktatury strachu?
Jedynym wyjściem było…
ODDANIE ŻYCIA
Bóg postanowił oddać SWOJE życie ZA SWOJE DZIECI
Gdyby Bóg tego nie zrobił szatan szantażowałby Go do dziś i niewielu by takich Hiobów na ziemi zostało.

POBYT JEZUSA NA ZIEMI MÓWI COŚ TAKIEGO
(interpretacja własna)
Zobaczcie!!!
Jestem tu… - mówi Bóg
Przyjrzyjcie się uważnie…
Kogo uważacie za Boga?!!!
Jego?
Spójrzcie co on robi…
Zabija…
Gwałci…
Morduje..
Całymi dniami oskarża ludzi i was..
Takiego boga chcecie?!!!!!!!!!!
A Ja…
Ja nie urągam nikomu
chodzę...
nauczam...
leczę...
wskrzeszam…
Czy teraz widzicie kto jest prawdziwym bogiem?!!!

Zobaczcie..
Co on robi tym ludziom…
Jak wyglądają jego rządy…
Tego chcecie?!!!!
JEGO RZĄDY OZNACZAJĄ WASZĄ ŚMIERĆ !!!

A gdy został pojmany i biczowany to tak jakby powiedział tak:

Zobaczcie…
Co on ze Mną robi..
NICZYM nie zgrzeszyłem…
Ani słowem…
Ani uczynkiem…
Na nikogo ręki nie podniosłem..
Nikogo nie skrzywdziłem…
Jak sie teraz wytłumaczy?
Co wam teraz powie?
Gdy oskarżał ludzi..
albo was...
Zawsze mógł powiedzieć:
Bo zgrzeszył..
Należy mu się śmierć…

Ale Ja NIE GRZESZĘ
Ja stanowię prawo!!!!!!!!!
Jak wytłumaczy Moją śmierć?!!!!!!!!!
Śmierć NIEWINNEJ istoty..
...
NIE WYTŁUMACZY....

A gdy wreszcie powieszono Go na krzyżu, mieszkańcy wszechświata otrzymali taki oto przekaz:

Zobaczcie…
Powiesił Mnie na swoim drzewie…
Niedługo umrę…
Ten dureń myśli, że jak umrę odziedziczy tron..
bo…
nie ma pojęcia kim jest Syn
On myśli, że Syn jest człowiekiem
Dlatego ważył się Go zabić…

On nie ma pojęcia, że Moim Synem JESTEM JA !!!!!!!!!!!
Ten KTÓRY to wszystko stworzył
On nie ma pojęcia na jaką POTĘGĘ podniósł rękę.
Moja śmierć to połowa wygranej…
Moja śmierć otworzyła wam oczy…
Wy już wiecie, który z nas jest prawdziwy
On jeszcze nie wie

Za trzy dni
Tak jak zapowiedziałem
powrócę...
...
Przez trzy dni cały wszechświat wstrzymał oddech
Wszyscy mieszkańcy wszechświata zastanawiali się:
Co teraz?
On przecież zabił naszego Boga..
Kto wygrał?
i …
trzeciego dnia…
wczesnym rankiem…
tak..
żeby dłużej nie kazać na Siebie czekać
WRACA

I tutaj wypełniają się słowa Apokalipsy:
I radują się niebiosa
weselą się anieli..
ale
BIADA
MIESZKAŃCOM
ZIEMI !!!

Zmartwychwstanie Jezusa było demonstracją siły.
W POKOJOWY sposób Bóg przejął władzę
Dlatego mówi:
„Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi....”
DANA MI JEST !!!
...
Nie zabrana...
...
Bóg pokazał Swoją POTĘGĘ
Tak jak by zapytał:
KTO Z WAS TO POTRAFI?!!!!!!!!!!
Wskrzesić kogoś to jest cud
ale umrzeć…
popaść w NICOŚĆ..
I z NICOŚCI powrócić.
KTO Z WAS TAK POTRAFI !!!!!!!!!!!
....
N
I
K
T

Tylko JA

Jezus triumfalnie wraca do Nieba i robi NOWE porządki
(mniej więcej takie)

a teraz posłuchaj MNIE uważnie szatan…
zabieraj się stąd…Ty
i WSZYSCY twoi zwolennicy.
WYNOŚCIE ŚIĘ !!!
Już nigdy więcej nikt nie będzie MNIE szantażował !!!
I pamiętaj…
Niebawem przyjdę po was…
Przyjdę i zniszczę wszelkie zło
Spalę je ogniem wiecznym

I otrę wszelką łzę
i już głodu NIGDY nie będzie
i znoju NIGDY nie będzie
ani..
ŚMIERCI
NIE BĘDZIE…

Nadchodzą wydarzenia jakich świat nie widział od początku jego założenia.
KTO NIE JEST ZE MNĄ JEST PRZECIWKO MNIE – mówi Bóg
Niebawem KAŻDY mieszkaniec ziemi stanie przed wyborem.
Wybór jest prosty:
ŻYCIE
Albo
ŚMIERĆ
Kiedy ostatni sprawiedliwy dokona wyboru… nastąpią rzeczy, na które osobiście wolałbym nie patrzeć.
….
Dlatego mam dla państwa informację od Niego
WRÓĆ DO MNIE…. – mówi Bóg
I..
ŻYJ…
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Więcej informacji na ten temat i nie tylko pod tym adresem.
https://dysk.onet.pl/link/0PM90
Proszę czytać wszystko w ponumerowanej kolejności (nie inaczej). Podajcie ten link jak najdalej. Pozdrawiam i miłej lektury życzę
INFORMACJĘ PRZEKAZAŁEM
TWÓJ RUCH.

 Historia jak naszego rządu co się układa z posłami,
 Jak rżnąć nas jako głupa podatkami..

autor blogu

piątek, 24 lutego 2017

Teologia krzyża

 Zdjęcie użytkownika Aleksandra Kowalska.
Poniższe fragmenty pochodzą z książki On Being a Theologian of the Cross: Reflections on Luther's Heidelberg Disputation, 1518 (Theology), Gerhard O. Forde (e-book i wersja papierowa)

__________________________________ 


Krzyż jest, po pierwsze, Bożym atakiem na ludzki grzech. Po drugie, a tak naprawdę przede wszystkim - jest zbawieniem od grzechu. Pogubimy się jednak, jeśli nie zrozumiemy, że w pierwszej kolejności jest atakiem na grzech. Ale jaki przedziwny to atak - cierpieć i umrzeć z naszych rąk. [...]



Atak ten uświadamia nam, że grzech nie ulokował się w naszym ciele, ale w naszych "duchowych" aspiracjach - w naszej teologii chwały. Chodzi o to, że to, co dzieje się przez krzyż, jest w zupełnej sprzeczności z naszym zwykłym myśleniem o religii. Święty Paweł zdawał sobie z tego sprawę. W Pierwszym Liście do Koryntian (1: 18-25) pisał:


Albowiem mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną, natomiast dla nas, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą. Napisano bowiem: Wniwecz obrócę mądrość mądrych, a roztropność roztropnych odrzucę. Gdzie jest mądry? Gdzie uczony? Gdzie badacz wieku tego? Czyż Bóg nie obrócił w głupstwo mądrości świata? Skoro bowiem świat przez mądrość swoją nie poznał Boga w jego Bożej mądrości, przeto upodobało się Bogu zbawić wierzących przez głupie zwiastowanie. Podczas gdy Żydzi znaków się domagają, a Grecy mądrości poszukują, My zwiastujemy Chrystusa ukrzyżowanego, dla Żydów wprawdzie zgorszenie, a dla pogan głupstwo, Natomiast dla powołanych - i Żydów, i Greków, zwiastujemy Chrystusa, który jest mocą Bożą i mądrością Bożą. Bo głupstwo Boże jest mędrsze niż ludzie, a słabość Boża mocniejsza niż ludzie.


Tak więc teologia krzyża jest teologią , która budzi oburzenie. To oburzenie wynika z tego, że w przeciwieństwie do wszelkich innych teologii, teologia krzyża atakuje to, co zwykle uważane jest za "najlepsze" w naszej religii. Teolodzy krzyża nie koncentrują się ani na tym, co w oczywisty sposób jest złe w naszej religii, ani na złych uczynkach. Koncentrują się na fałszu, który towarzyszy naszym dobrym uczynkom. O teologii krzyża można dyskutować w uczciwy sposób wyłącznie w opozycji do pozostałych teologii. Luter dokonał wyraźnego rozróżnienia między teologią krzyża a teologią chwały. Tak więc teologia krzyża nie jest zaledwie jedną z wielu możliwych teologii. Można powiedzieć, że mimo ogromnej różnorodności religii i teologii, tak naprawdę istnieją tylko dwie teologie: teologia chwały i teologia krzyża. Teologia krzyża całkowicie odróżnia się od wszelkich pozostałych religii i teologii. [...]


Bardzo trudno jest pisać o teologii krzyża. W zasadzie nie da się pisać o "tej konkretnej" czy "jakiejś" teologii krzyża. Byłaby to kolejna nieudana próba udzielenia ostatecznej odpowiedzi na wołanie Jezusa z krzyża: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?" Nie możemy odpowiedzieć na to pytanie Jezusa. Możemy jedynie umrzeć z Nim i spodziewać się odpowiedzi w Nim. Próba odpowiedzi na to pytanie równałaby się porzuceniu krzyża na rzecz tworzenia teologii książkowej. Byłaby to kolejna teologia "o krzyżu", a nie teologia krzyża. Tak naprawdę wszystkie teologie "o krzyżu" przeistaczają się w teologię chwały.


Ta trudność (w pisaniu o teologii krzyża) bierze się stąd, że to sam krzyż jest teo-logią, czyli Słowem Boga. Słowo krzyża jest atakiem. Nie jest zbiorem łatwych teologicznych formułek, które możemy przyswoić i żyć tak, jak do tej pory. Słowo krzyża uśmierca i wskrzesza. Krzyżuje to, co stare, w oczekiwaniu na powstanie nowego. Luter mawiał "Tylko krzyż jest naszą teologią". Te często cytowane słowa należy rozumieć dosłownie. Nie da się jednak ukryć, że twierdzenie to jest trochę dziwne. Jak krzyż może być teologią? Ukrzyżowanie było wydarzeniem, a teologia to przecież refleksja nad tym wydarzeniem i próba jego wytłumaczenia. Teologia jest "o" wydarzeniu, czyż nie? I to właśnie sprawia, że napisanie definitywnej teologii krzyża jest niemożliwe. Tak napisana teologia w najlepszym razie może przygotować drogę dla proklamacji krzyża i skłaniać, byśmy głosili słowo krzyża jako to, co pokonuje mądrość mędrców, mimo że wśród ludzi powszechnie uchodzi za głupstwo / szaleństwo. [...]


Teologia krzyża zawsze będzie wzbudzać sprzeciw. Jest to nieuniknione, ponieważ krzyż ciągle na nowo eksponuje to, jak my, grzesznicy, potrafimy ukrywać swoją perfidię za fasadami pobożności. Teologia krzyża bywa bolesna (i dlatego wzbudza sprzeciw), ponieważ atakuje to, co mamy "najlepszego",  a nie to, co mamy najgorszego. To dlatego o teologii krzyża mówi się w opozycji do teologii chwały. Te dwie teologie są zawsze zwarte w śmiertelnym pojedynku. Zawsze, gdy mówi się o teologii krzyża bez równoczesnego wskazania na tę ciągłą walkę, dochodzi do zafałszowania. Kaznodzieja-teolog musi być tego świadom i musi się nauczyć, jak posługiwać się słowem krzyża w tej walce. 



ciąg dalszy nastąpi

czwartek, 23 lutego 2017

TRÓJKĄT BERMUDZKI

 cz.1 KAŻDY KIEDYŚ O NIM SŁYSZAŁ



Czasem poszukiwanie prawdy może prowadzić do szaleństwa, a czasem do przeżycia pewnych doświadczeń, które nas wzbogacą.

O Trójkącie Bermudzkim po raz pierwszy usłyszałem kilkanaście lat temu, kiedy jeszcze byłem mały i pewne kwestie nie docierały do mnie w pełni. Włączyłem telewizor, w którym relacjonowano akurat sprawę związaną właśnie z tym tajemniczym miejscem. Odtwarzano głos pilota, który miał znajdować się na terenie owego trójkąta. Pierwsze, co przykuło moją uwagę to fakt, że głos ten cechowała w pewnym sensie panika a sam przekaz dość mocno się rwał, by ostatecznie całkowicie zaniknąć. Nie wiem, co później wydarzyło się jeszcze w tej sprawie, nie wiem czy ów pilot został odnaleziony czy też nie. Wiem natomiast, że od tamtego momentu upłynęło wiele lat, a sprawa Trójkąta Bermudzkiego nadal budzi kontrowersje, być może nawet większe niż wtedy. Dziś wiem także to, że sprawa tego tajemniczego miejsca jest jedną z największych zagadek współczesnego świata. Setki statków, samolotów pasażerskich czy też prywatnych, tysiące ludzi, którzy w tym rejonie zaginęli bez śladu, a co najgorsze, nie udało się ich odnaleźć. Wszyscy Ci ludzie znikneli w jednym miejscu, to nie może być przypadek, to tylko potwierdza wyjątkowość Trójkąta Bermudzkiego. Siłą rzeczy w takich sytuacjach rodzą się pytania, same pytania, można napisać, że każde pytanie prowadzi nas do kolejnego i tak bez końca. W tej serii artykułów postaramy się odpowiedzieć na niektóre z nich i bliżej poznać tajemnicę, która kryje się na obszarze oceanu niedaleko wybrzeża Florydy.

Na tym obszarze dochodzi do występowania wielu różnego rodzaju anomalii, do nich możemy zaliczyć pojawianie się dziwnych tuneli wydrążonych w chmurach, silne pole magnetyczne, ciągłe zmiany pogodowe, dosłownie w kilka minut pogoda może ulec całkowitemu przekształceniu. Miejsce to jest wysoce niestabilne. Dlatego jedną z hipotez, która tłumaczy fenomen Trójkąta Bermudzkiego jest twierdzenie, że w wyniku owych skrajnych zachować pogodowych dochodzi do katastrof, czyli wszystko dzieje się w warunkach naturalnych. Jednak czy odpowiedz może być tak prosta? Zapewne w wielu przypadkach tak, ale nie we wszystkich. W ostatnich stu latach doszło do tysiąca odnotowanych zaginięć, jednak historia tego mrocznego miejsca sięga znacznie dalej. Już od czasów Kolumba wielu żeglarzy pisało i wspominało o dziwnych zjawiskach w obrębie Trójkąta, mowa jest tutaj o dziwnych światłach, niezwykłych burzach, odgłosach niosących się w powietrzu, dochodziło nawet do sytuacji, w której członkowie załogi dosłownie popadali w obłęd. Wszystko to potęguje strach przed oceanem i wzmaga legendę Trójkąta Bermudzkiego. Jedno jest pewne, tajemnica tego miejsca jest złożona i składa się z kilku płaszczyzn, nie można udzielić tylko jednej odpowiedzi. Na wstępie mogę napisać, że bardzo ważnym czynnikiem, który wpływa na zjawiska występujące w owym Trójkącie jest silne pole magnetyczne, jest ono tak silne, że można je nazwać anomalią o wysokim poziomie. Pole magnetyczne to dość ciekawe zagadnienie, które jak później zobaczymy, udzieli nam wielu odpowiedzi.

Jaka była jedna z pierwszych legend? Ma ona swoje korzenie w relacjach żeglarzy, którzy poszli a w zasadzie popłynęli śladami Kolumba. Na podstawie dziwnych i niewytłumaczalnych zjawisk, które miały miejsce w obrębie Trójkąta Bermudzkiego wnioskowali oni, że jest to miejsce przeklęte. Wnioski swoje opierali o przekonania i wiarę, w tamtych czasach ludzie byli przesądni i gotowi uwierzyć w różne relacje. To też jest mowa o duchach, bogach oceanów, potworach morskich i niewyjaśnionych stworzeniach pod niebem. Być może pierwsze wzmianki o UFO? Jedno jest pewne, i jedno możemy już wywnioskować teraz. Obszar należący do Trójkąta Bermudzkiego nie jest zwykłym elementem naszej planety. Mają tam miejsce wydarzenia wymykające się ocenie tak zwanego zdrowego rozsądku. Część z nich zakrawa o duchowość a nawet pewne oddziaływanie na psychikę człowieka. Można z dużą dozą pewności pokusić się o stwierdzenie, że ten obszar jest wyjątkowy i może stanowić element czegoś większego, być może nawet tunelu czasoprzestrzennego? Takiej opcji nie można wykluczać zwłaszcza, jeżeli uświadomimy sobie, iż najwięksi naukowcy na tym świecie badają tego typu fenomeny. Na koniec dodam tylko, że kiedyś było coś takiego jak projekt Filadelfijski, on ma dużo wspólnego z tym, co dzieje się w Trójkącie Bermudzkim, ale o tym w kolejnych artykułach. Tajemnica Trójkąta Bermudzkiego jeszcze przed nami, pozostało wiele pytań i kilka odpowiedzi.

TRÓJKĄT BERMUDZKI cz.2 TUNELE CZASOPRZESTRZENNE

Fot. ask.com
Fot. ask.com

Opowieści poruszające takie tajemnice jak różnego rodzaju ruiny, piramidy, nieznane hieroglify czy właśnie legenda trójkąta bermudzkiego od zawsze ciekawiły i wciągały, czy to osoby młodsze czy już nieco starsze. Trójkąt Bermudzki jest obszarem, który wymyka się jednolitej definicji. Miejsce to charakteryzuje wysoka niestabilność. Czy jest to związane w dużej mierze z polem magnetycznym, które tam występuje? Nasza planeta jest chroniona dzięki osłonie magnetycznej, która broni nas przed promieniowaniem pochodzącym z kosmosu, gdyby nie owa osłona wówczas wszyscy bylibyśmy już martwi. Oczywiście ostatnimi laty występuje pewne niepokojące zjawisko, a mianowicie, pole magnetyczne ziemi słabnie, przez co wzrasta chociażby liczba osób, które chorują na raka skóry. Nie mniej jednak, widzimy, że pole magnetyczne odgrywa bardzo ważną rolę.

Kolejnym czynnikiem, o którym powinniśmy wiedzieć, jest fakt, że owe pole ma zróżnicowaną moc. W jednych miejscach jest silniejsze a w innych słabsze. Podobnie jest już na samej ziemi. Naukowcy przeprowadzili eksperyment, w którym dowiedli, że dzieci dorastające w miejscach zwiększonego działania pola magnetycznego są mądrzejsze i bardziej rozwinięte. Zatem pole magnetyczne oddziałuje także na nas, to bardzo istotne. Teraz, jeżeli weźmiemy pod uwagę to, że na obszarze trójkąta bermudzkie występuje bardzo dziwne i nienaturalnie wysokie stężenie pola magnetycznego, wówczas możemy dojść do wniosku, że to ono jest odpowiedzialne w dużej mierze za to, co się tam dzieje. Niestety nie wiemy, dlaczego jest ono tam tak silne. Być może jest to związane z położeniem tego miejsca, czyli w jakimś stopniu występuje silna i wzajemna reakcja po między jądrem ziemi a owym skrawkiem już na powierzchni.

Wielu naukowców utrzymuje, że istnieją tunele czasoprzestrzenne, co ważne, nie można ich od tak sobie stworzyć w każdym miejscu. Natomiast istnieją na ziemi obszary, które stanowią właśnie owe tunele czasoprzestrzenne, są ich elementami. My tego nie rozumiemy, ponieważ jeszcze nie zbadaliśmy tego typu zjawisk, to też, jeżeli gdzieś na ziemi dzieją się dziwne rzeczy, to są one dla nas po prostu zwykłymi anomaliami, a w gruncie rzeczy mogą to być miejsca szczególnego przeznaczenia. Dwadzieścia lat temu, pewien naukowiec, niestety nie ujawniono jego danych, przeprowadził doświadczenie. Do jego przeprowadzenia użył filmu, na którym widnieje nasza planeta. Był to krótki fragment wykonany przez astronautę w kosmosie. Ów film podzielił na klatki i część z nich poddał działaniu promieni UV i silnego działania sztucznie wytworzonego pola magnetycznego. Oczywiście można się domyślić, że to nie całość eksperymentu, nie mniej jednak tyle zostało ujawnione. Rezultat był dość szokujący, na każdy z poszczególnych kadrów można było dostrzec jak naszą planetę przecinają czerwonawe kreski, co ważne, jedna z nich przechodziła idealnie przez obszar trójkąta bermudzkiego. Początkowo nikt nie wiedział, co to za kreski, być może zwykła anomalia, którą należało zignorować. Na kolejnym etapie dochodzenia do prawdy odkryto, że owe kreski, jeżeli by je przedłużyć będą stanowić połączenie między naszą planetą a Jowiszem, Marsem i tak dalej. Było to szokujące rozwiązanie, ponieważ potwierdza ono istnienie pewnych tuneli czasoprzestrzennych, które łączą chociażby wszystkie planety naszego układu słonecznego. Ale to nie wszystko, owych kresek, czy też tuneli było więcej niż planet w naszym układzie. Czy to znaczy, że są jeszcze jakieś nie odkryte, czy może chodzi o tajemniczą planetę Nibiru? A może wszystko jest już jasne, tylko NASA ukrywa przed nami prawdę?

Widzimy zatem, że wystarczy trochę informacji i wyobraźni by połączyć ze sobą coś takiego jak planeta Nibiru, trójkąt bermudzki i tunele czasowe co teoretycznie nie ma ze sobą związku. Moim zdaniem począwszy od piramid, stonehende, różnych pradawnych ruin i zapisków na ścianach po przez rysunki i linie naziemne pustyni Nazca a skończywszy chociażby na różnego rodzaju doniesieniach o UFO czy pewnych zjawiskach kosmicznych, to wszystko można jakoś sensownie połączyć. Trzeba jednak do tego wiedzy i umiejętności łączenia faktów. Na stronie tajemnice świata, będziemy dla Was takich odkryć, co jakiś czas dokonywać, będziemy szukać prawdy i światła w mroku. Zachęcamy Was do tego samego, pomóżcie nam, podsyłajcie informacje czy nowinki, z chęcią również i je zamieścimy w kolejnych artykułach. Strona tajemnice świata jest projektem innowacyjnym mającym na celu stworzenie pewnego rodzaju społeczności osób poszukujących prawdy. Sam fakt, że można coś odkryć i dojść do zrozumienia jest czymś fascynującym czymś, co sprawia, że możemy być ludźmi, możemy odkrywać i tworzyć coś z niczego. Prawda gdzieś jest, nikt nie zdoła jej na tyle ukryć by ostatecznie nie dało się jej na nowo odkryć. Na razie to tyle w kwestii trójkąta bermudzkiego, ale w przyszłości jeszcze do tego tematu powrócimy nie raz.

Autor:
Tomasz M „Pielgrzym”

środa, 22 lutego 2017

OBURZAJĄCE!

Firma farmaceutyczna ukrywa zdumiewające odkrycie naturalnego zabójcy raka. 10.000 x silniejszy od chemii – bez żadnych skutków ubocznych! A postanowiła… nigdy o tym nie powiedzieć!

a
Drogi Czytelniku
Nie ma bardziej przerażającego momentu w życiu niż pozytywny wynik biopsji. To rak… Jest to początek walki  w której wszystkie chwyty są dozwolone. Każdy rozsądny człowiek zrobi niemal wszystko żeby spróbować zniszczyć chorobę-zabójcę.
Wyobraź sobie, że jedna firma farmaceutyczna ma odpowiedź… miała ją przez SIEDEM PEŁNYCH LAT… a jeszcze nie tylko nikomu o tym nie powiedziała, a faktycznie postanowiła nie powiedzieć o tym nikomu nigdy!?
Prawda jest szokująca: głęboko w amazońskich lasach deszczowych rośnie drzewo, które może dosłownie zrewolucjonizować to co ty, twój lekarz i reszta świata myślicie o leczeniu raka i szansach przeżycia. Przyszłość nigdy nie wyglądała bardziej obiecująco. Badania pokazują, że wyciągi tego cudownego drzewa teraz mogą…
  • Bezpiecznie i skutecznie atakować raka zupełnie naturalną terapią, która nie daje ekstremalnych nudności, utraty wagi i włosów
  • Chronić system odpornościowy i unikać śmiertelnych infekcji
  • Sprawić iż czujesz się silniejszy i zdrowszy w trakcie leczenia
  • Wzmocnić twoją energię i poprawić twoje poglądy na życie.
a
Graviola: drzewo, owoc i nasiona
Udało mi się RAZ kupić w Biedronce pod nazwą Cherimoya [swahili, wym. czerymodzia].
Angielska nazwa: Custard Apple = budyniowe jabłko
Źródło tej informacji jest tak samo zdumiewające: pochodzi z jednej z największych amerykańskich firm farmaceutycznych, owoc ponad 20 badań laboratoryjnych przeprowadzonych od lat 1970! Co te badania pokazują jest niewyobrażalne… Wyciąg z drzewa pokazał że:
  • Skutecznie znajduje i zabija złośliwe komórki 12 rodzajów raka, w tym: jelita grubego, piersi, prostaty, płuc i trzustki
  • Jest 000 mocniejszy w spowolnieniu rozrostu raka niż Adriamycin, lek powszechnie używany w chemioterapii!
  • Co więcej, odwrotnie do chemioterapii, wyciąg selektywnie ściga i zabija tylko komórki raka. Nie uszkadza zdrowych komórek!
Zdumiewające właściwości przeciwrakowe Gravioli badano bardzo dokładnie, więc dlaczego nic o tym nie słyszałeś? Jeśli wyciąg z Gravioli jest w 50% tak obiecujący jak się wydaje, to dlaczego żaden onkolog z każdego głównego szpitala nie nalega na używanie go przez wszystkich jego/jej pacjentów?
Mrożąca krew w żyłach odpowiedź ilustruje jak łatwo jest kontrolować nasze zdrowie pieniędzmi i władzą.

Graviola – lek który działał zbyt dobrze

Jeden z największych producentów leków w Ameryce rozpoczął poszukiwania leku na raka, i ich poszukiwania skupiały się na Gravioli, legendarnym leczniczym drzewie z amazońskich lasów deszczowych.
Różne części tego drzewa: kora, liście, korzenie, owoce i nasiona od wieków stosowali szamani i tubylczy Indianie w Ameryce Południowej w leczeniu choroby serca, astmy, problemów z wątrobą i zapalenie stawów.
Opierając się na mało udokumentowanych dowodach naukowych, firma wydawała pieniądze na badania właściwości przeciwrakowych tego drzewa, i byli zszokowani rezultatami. Graviola pokazała się jako dynamo przeciwrakowe.
Ale na tym historia z Graviolą prawie się zakończyła.
Firma miała z Graviolą ogromny problem: jest absolutnie naturalna, i zgodnie z prawem federalnym, nie można było jej opatentować. Nie ma sposobu żeby zrobić na niej ogromne zyski.
Okazuje się, że firma zainwestowała prawie 7 lat na wyprodukowanie dwóch z najpotężniejszych przeciwrakowych składników Gravioli. Gdyby mogli wyizolować i wyprodukować klony tego co robi Graviolę tak silną, to mogliby je opatentować i odzyskać pieniądze.
Niestety, zderzyli się ze ścianą. Oryginału po prostu nie dało się sklonować. Nie było żadnego sposobu żeby firma mogła chronić swoje zyski, czy nawet odrobić miliony zainwestowane w badania.
Kiedy marzenie o ogromnych zyskach wyparowało, badanie Gravioli się zakończyło. Jeszcze gorzej, firma odłożyła na półki cały projekt i postanowiła nie publikować wyników badań!
Ale na szczęście był jeden naukowiec w zespole badawczym, któremu sumienie nie pozwoliło na dokonanie takiego okrucieństwa. Ryzykując karierę skontaktował się z firmą zajmująca się zbieraniem roślin leczniczych w amazońskich lasach i ujawnił im tajemnicę.

Cud uwolniony

Kiedy badaczy w Health Sciences zaalarmowała informacja o Gravioli, zaczęli szukać badań przeprowadzonych na tym zabijającym raka drzewie. Dowody na zdumiewającą skuteczność Gravioli – i szokujące jej ukrywanie – przyszły szybko i wściekle…
…The National Cancer Institute przeprowadził pierwsze badanie naukowe w 1976. Rezultaty wykazały, że „liście i łodygi Gravioli okazały się być skuteczne w atakowaniu i niszczeniu złośliwych komórek”. Niewytłumaczalnie, rezultaty opublikowano w raporcie wewnętrznym i nigdy nie ujawniono opinii publicznej…
…Od 1976, Graviola sprawdziła się jako ogromnie potężny zabójca raka w 20 niezależnych badaniach laboratoryjnych, ale nigdy nie wszczęto żadnych podwójnie ślepych prób klinicznych – typowego badania wykorzystywanego przez lekarzy głównego nurtu i czasopisma do oszacowania wartości leczenia…
…Badanie opublikowane w Journal of Natural Products, po ostatnim badaniu przeprowadzonym przez Catholic University Płd Korei stwierdziło, że jedna substancja chemiczna w Gra-violi wyszukiwała i zabijała komórki raka jelita grubego z „10.000 x większą siłą niż (powszechnie używany w chemioterapii lek)  Adriamycin…”
… Najważniejszą częścią raportu tego Uniwersytetu jest to, że Graviola pokazała iż selektywnie wybiera komórki rakowe, pozostawiając nietknięte zdrowe komórki. Odwrotnie do chemioterapii, która na oślep niszczy wszystkie czynnie reprodukujące się komórki (np. żołądka i włosów), często wywołując u pacjentów dewastujące skutki uboczne – nudności i utratę włosów.
…Badanie na Purdue University ostatnio wykryło, że liście Gravioli zabijają komórki rakowe pośród 6 ludzkich linii komórkowych i są szczególnie skuteczne w raku prostaty, trzustki  i płuc.

Przerwane siedem lat milczenia – w końcu go mamy!

Ograniczone dostawy wyciągu z Gravioli, uprawianej i zbieranej przez tubylczych Brazylijczyków, w końcu są dostępne w Ameryce.
Jenny Thompson
Dyrektor, Health Sciences Institute
http://hsionlineorders.net/HTML5/Sacred_Book_G/graviola.php?efo=HSI131025&xco=XHSIPBAA&pco=LHSIPB49&eco=LHSIPC36
Tłum. Ola Gordon

wtorek, 21 lutego 2017

Obserwuj nas na Facebooku!




bozonX_odkrycie

Odkryto piątą siłę natury! Teoria Wielkiej Unifikacji pokaże nam świat zupełnie inny niż znamy?

Dział: Nauka i Odkrycia W popularnych | 20 sierpnia 2016
Pochłonięta wojnami i konfliktami na całym świecie ludzkość nie zwróciła większej uwagi na opublikowane kilka dni temu przez amerykańskich uczonych odkrycie, które prawdopodobnie już wkrótce całkowicie odmieni postrzeganie przez nas naszej rzeczywistości i całego Wszechświata.
Swoje odkrycie fizycy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine opublikowali swoje odkrycie w „Physical Review Letters”. Opiera się ona na wcześniejszych obserwacjach dokonanych przez naukowców z Węgierskiej Akademii Nauk, którzy w 2015 r. poszukiwali tzw. „ciemnego fotonu”, czyli nośnika piątej – nieznanej dotychczas ludzkości siły natury.
Przypomnijmy, że dotychczas znaliśmy tylko cztery podstawowe siły natury: grawitację, oddziaływanie elektromagnetyczne oraz słabe i silne oddziaływanie nuklearne. Kiedy jednak węgierscy uczeni zderzali izotop litu-7 z protonami, odkryli obecność nowej cząstki nazwanej bozon X („protophobic X boson”), ok. 30 razy cięższej od elektronu.
Węgrzy nie byli jednak pewni, czy ta cząstka jest nośnikiem jakichś oddziaływań. Po przeanalizowaniu ich obserwacji uczeni z Kalifornii nie mają wątpliwości – we Wszechświecie działa piąta, całkowicie nieznana dotychczas siła.
Według prof. fizyki i astronomii Jonathana Fenga, siła ta – wspólnie z czterema pozostałymi – składa się na jedną fundamentalną siłę stanowiącą podstawę funkcjonowania Wszechświata. „Być może istnieje też oddzielny „ciemny sektor”, który posiada własną materię oraz siły i oddziałuje z naszym w ukryty sposób” – rozwija swoją teorię prof. Feng.
Jego zdaniem, odkrycie to kompletnie odmieni nasze postrzeganie Wszechświata. Teraz – kiedy istnienie bozonu X przestało już być tylko hipotezą i zostało całkowicie dowiedzione teoretycznie – można oczekiwać, że już w najbliższym czasie zostanie on uzyskany doświadczalnie.
„Cząstka nie jest tak ciężka i laboratoria mają wymaganą moc do jej stworzenia już od lat 50-ch i 60-ch. Lecz powód, dla którego trudno ją znaleźć był taki, że jej oddziaływania są bardzo słabe. W czasie gdy normalne siły elektryczne współdziałają z elektronami i protonami, ten nowy bozon oddziałuje tylko z elektronami i neutronami w bardzo ograniczonym zakresie” – tłumaczy prof. Feng.
„Teraz jednak nawet grupy eksperymentalne pracujące w małych laboratoriach wiedzą, gdzie trzeba jej szukać” – mówi amerykański fizyk.
Obecne odkrycie oznacza absolutną rewolucję w całej nauce, gdyż wszystkie dotychczasowe hipotezy i badania zostaną prawdopodobnie połączone w jedną całość w ramach tzw. Teorii Wielkiej Unifikacji.
Zmieni się fizyka, algebra, geometria i cały szereg innych nauk i wkrótce może się okazać, że nasz świat działa zupełnie inaczej niż dotychczas sądziliśmy. Być może dowiedzione też zostanie istnienie równoległych rzeczywistości.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Cukrzyca, miażdżyca, nadciśnienie – Jeźdźcy Apokalipsy III tysiąclecia, czyli jak przehandlowano nasze zdrowie.


A kiedy otworzył pieczęć trzecią, usłyszałem trzecie zwierzę mówiące: Przybywaj!
I zobaczyłem: oto koń czarny, a na nim jeździec trzymający wagę w ręku.
Apokalipsa św. Jana
Dwudziesty wiek jawi się w dziejach ludzkości jako okres niebywałego rozwoju cywilizacji a jednocześnie nasilonej ekspansji chorób cywilizacyjnych. Żyjemy pod znakiem cukrzycy, miażdżycy, nadciśnienia  – trzech współczesnych Jeźdźców Apokalipsy. Jest tak pomimo objęcia powszechną opieką medyczną większości ludzi w krajach rozwiniętych, czyli właśnie tam, gdzie te choroby zbierają największe żniwo. Skala tego zjawiska jest przerażająca. Szacuje się, że obecnie co szósty dorosły ma podwyższony poziom glukozy we krwi a co trzeci umrze na raka. Na pytanie, dlaczego tak jest pomimo rozwoju medycyny, pada bezradna odpowiedź: winna jest cywilizacja. Czyli Nikt. Z Nikim nie da się walczyć, Nikogo nie możemy pociągnąć do odpowiedzialności za spowodowanie chorób ani zmusić, żeby przestał nasze zdrowie niszczyć. Cywilizacji nie cofniemy. Nasze żony nie zechcą już prać lnianych koszul kijanką w rzece, nasze dzieci nie zrezygnują z przesiadywania przed monitorem komputera a my sami nie przesiądziemy się z samochodów na wozy drabiniaste. Czy zatem choroby cywilizacyjne to cena, jaką musimy płacić za cywilizacyjne udogodnienia? I czy nauka oraz technologia nie wymyślą czegoś, żeby tę epidemię opanować?

Płacimy całkiem niemałe podatki, również na naukę. Każdego dnia słyszymy o nowych odkryciach medycznych, o wyprodukowaniu nowych leków. Przejmujemy się losem holywoodzkich bohaterów, którym na koniec filmu scenarzyści znajdują dawcę i przeszczepiają wątrobę. Podziwiamy wirtuozerię filmowych chirurgów. Mniej zdajemy sobie sprawę z tego, że taki przeszczep jest odrzucany przeciętnie po pięciu, najdalej dziecięciu latach, a operacja to dopiero początek walki o życie i niczego nie kończy, odwrotnie, niż w cukierkowym filmie. Wierzymy w magiczną wiedzę lekarza, który przepisuje nam tabletki na nadciśnienie i autorytatywnie potwierdza, że trzeba je brać do końca życia. Dołączoną do tabletek ulotkę wyrzucamy do kosza, pomimo, że pisze na niej jak byk, że jest przeznaczona dla pacjenta i nie należy jej wyrzucać, aby móc przeczytać ponownie w razie potrzeby. I nie „jarzymy”, że coś jest nie tak z tym leczeniem, które nie leczy.
Leczenie objawowe, a do takich należy leczenie nadciśnienia, niczego nie leczy, jedynie zmusza organizm poprzez podawanie trucizn do zmiany jednego z trzech wskaźników: poziomu glukozy, poziomu lipidów oraz  ciśnienia krwi zwanego marketingowo w Polsce tętniczym. Przy czym nie chodzi o ustawienie odpowiednich poziomów tych wskaźników, ale wyłącznie o obniżenie poziomów wysokich poniżej pewnych wartości. Poziomy zbyt niskie medycyna traktuje po macoszemu i zajmuje się nimi sporadycznie, tylko, gdy zagrażają życiu. Czy stosowane leki są truciznami? Oczywiście. Schabowego możemy zjeść jedno deko albo cały kilogram i nic się nie stanie. A spróbujmy zjeść dziesięciokrotnie większą dawkę leku na nadciśnienie.
Skąd lekarz wie, jaki środek hipotensyjny (tak się w języku medycznym nazywa lek obniżający ciśnienie tętnicze krwi) należy zastosować? Nie musi nic wiedzieć. Leczenie objawowe od dawna jest zalgorytmizowane, tzn. podlega sztywnym schematom, podobnie jak program w kalkulatorze. Mierzymy ciśnienie krwi pacjenta i dalej wystarczy komputer, by przepisywać kolejne leki wg schematu, bowiem to właśnie komputery najlepiej realizują algorytmy. Skąd biorą się schematy leczenia, zwane czasem na wyrost procedurami? Formułują je różne gremia specjalistów na podstawie obserwacji i prac naukowych, klinicznych i tzw. wieloośrodkowych. Te zespoły są powoływane ad hoc lub na stałe przez agendy rządowe różnych państw oraz WHO – Światową Organizację Zdrowia.
Prześledźmy proces formułowania schematu leczenia nadciśnienia na klarownym przykładzie medycyny amerykańskiej. Tam funkcjonuje Narodowy Program Edukacji w Zakresie Nadciśnienia Krwi – National High Blood Pressure Education Program. Swoje zalecenia specjaliści przedstawili w pracy: „The Seventh Report of the Joint National Committee on Prevention, Detection, Evaluation, and Treatment of High Blood Pressure. NIH Publication No. 04-5230 August 2004. U. S. Department of Health and Human Services. This work was supported entirely by the National Heart, Lung, and Blood Institute.” („Siódmy Raport Narodowego Komitetu Zapobiegania, Wykrywania, Oceny i Leczenia Nadciśnienia Krwi. Departament Zdrowia USA. Ta praca powstała przy pełnym wsparciu Narodowego Instytutu Serca, Płuc i Układu Krwionośnego”).
Poniżej członkowie Komitetu Wykonawczego tego gremium:
Chair – Przewodniczący
  • Aram V. Chobanian, M.D.- Boston University School of Medicine, Boston, MA
Executive Committee – Komitet Wykonawczy
  • George L. Bakris, M.D.  – Rush University Medical Center, Chicago, IL;
  • Henry R. Black, M.D. – Rush University Medical Center, Chicago, IL;
  • William C. Cushman, M.D. – Veterans Affairs Medical Center, Memphis, TN;
  • Lee A. Green, M.D., M.P.H. – University of Michigan, Ann Arbor, MI;
  • Joseph L. Izzo, Jr., M.D. – State University of New York at Buffalo School of Medicine, Buffalo
  • Daniel W. Jones, M.D. – University of Mississippi Medical Center, Jackson, MS;
  • Barry J. Materson, M.D., M.B.A. – University of Miami, Miami, FL;
  • Suzanne Oparil, M.D. – University of Alabama at Birmingham, Birmingham, AL;
  • Jackson T. Wright, Jr., M.D., Ph.D. – Case Western Reserve University, Cleveland, OH
 Executive Secretary – Sekretarz Komitetu
  • Edward J. Roccella, Ph.D., M.P.H. – National Heart, Lung, and Blood Institute, Bethesda, MD
Zwięzłe zalecenia autorzy przedstawiają na samym wstępie i są one zrozumiałe dla każdej osoby nieprzygotowanej medycznie.
  1. U osób powyżej 50-tego roku życia ciśnienie skurczowe ponad 140 mm Hg znacznie bardziej zwiększa ryzyko chorób sercowo-naczyniowych niż podwyższone ciśnienie rozkurczowe.
  2. Ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, poczynając od wartości ciśnienia 115/75 mm Hg, podwaja się z każdym wzrostem ciśnienia o 20/10 mm Hg. [115 to ciśnienie skurczowe, 75 – rozkurczowe. Analogicznie 20/10 dotyczy wzrostu: 20-ciśn. skurczowego, 10-rozkurczowego. Przyp. JW.]
  3. Ciśnienie skurczowe w granicach 120-139 lub rozkurczowe 80-89 mm Hg powinno być traktowane jako podwyższone, wymagające obniżenia poprzez modyfikację trybu życia w celu obniżenia ryzyka chorób sercowo-naczyniowych.
  4. Pacjenci z niepowikłanym ciśnieniem samoistnym w pierwszej kolejności powinni być leczeni diuretykami z grupy thiazydu albo pojedynczym lekiem z pozostałych grup, natomiast w przypadku współwystępowania cukrzycy lub chorób nerek należy obligatoryjnie stosować drugi lek z innej grupy.
  5. Większość pacjentów wymaga zazwyczaj dwóch lub więcej leków dla osiągnięcia właściwego ciśnienia (mniejszego niż 140/90 mm Hg albo mniejszego niż 130/80 w przypadku cukrzycy lub chorób nerek).
  6. Jeżeli ciśnienie przekracza założoną, prawidłową wartość o 20/10 mm Hg należy obligatoryjnie wprowadzić drugi lek, przy czym jednym z nich powinien być diuretyk (lek moczopędny).
  7. Terapia jest bardziej skuteczna, jeżeli pacjent ma zaufanie do swojego lekarza i jest zmotywowany pozytywnymi efektami leczenia, co z kolei zwiększa zaangażowanie i zaufanie leczonego.
Jak widać, schemat postępowania medycznego w przypadku nadciśnienia jest banalnie prosty i doskonale przygotowany do komputeryzacji.
Zapytajmy, na jakiej podstawie ustalane są takie schematy? Czym kierują się gremia je opracowujące? Z początków XX wieku wywodzi się prosta reguła, zgodnie z którą wszystko jest normą, co mieści się w obszarze tzw. dwukrotnego odchylenia standardowego, czyli  +/- 2SD – Standard Deviation – pole zielone na wykresie obejmujące 95,4% wszystkich wyników.

Jeżeli zaczniemy mierzyć dowolny parametr człowieka, np. wzrost, wagę, ciśnienie skurczowe, poziom glukozy, hemoglobiny itp. to okaże się, że otrzymamy podobny wykres, zgodny ze wzorem matematyka Gaussa.

Ten wykres dotyczy ciśnienia skurczowego wg danych z 1950 roku, kiedy na całym świecie żyło około 3,7 miliarda ludzi, czyli 3700 milionów albo 3’700’000’000 osób. W praktyce bada się kilka tysięcy ludzi, a potem wyniki odnosi do całej populacji. Wyobraźmy sobie jednak, że mierzymy ciśnienie skurczowe (tylko skurczowe) każdego człowieka, a następnie rysujemy na wykresie kropkę w miejscu, które odpowiada temu ciśnieniu. Okaże się, że ludzi mających ciśnienie 120 mm Hg będzie kilkadziesiąt milionów i tyle kropek jedna nad drugą postawimy ponad wartością 120. Analogicznie zliczymy ludzi, którzy mają ciśnienie 140 i tak samo umieścimy kropki nad liczbą 140. Podobnie postąpimy dla pośrednich wartości ciśnienia: 121, 122 … 130, 131 … 139, itd., dla wszystkich pozostałych wielkości od 60 do 180 mm Hg, a nawet powyżej. W ten sposób kropki na wykresie symbolizują poszczególne osoby. Jak widać, najwięcej kropek jest w pobliżu liczby 120, tzn., że najwięcej osób na świecie ma ciśnienie skurczowe około 120 mm Hg. Za wybiegające poza normę zdrowia, wg zasad z 1950 roku, uznamy osoby z ciśnieniem wykraczającym poza 2SD, czyli wyższym niż 160 mm lub niższym niż 60 mm Hg. Wg tamtej definicji, osób mających nadciśnienie będzie 2,3% czyli 85 milionów oraz taka sama będzie liczba osób z niedociśnieniem. Pozostałe 95,6% uznajemy za normę. Było tych zdrowych osób w 1950 roku ponad 3,5 mld.
Od tamtych czasów konsekwentnie obniżane są normy zdrowia dotyczące trzech wskaźników: ciśnienia tętniczego krwi, poziomu glukozy i poziomu cholesterolu.Niewielkie obniżenie normy ciśnienia ze 160 mm Hg do 140 mm Hg, praktycznie niezauważalne przez opinię publiczną, lekarzy i samych chorych, zaowocowało w latach 70-tych zwiększeniem liczby osób kwalifikowanych do leczenia lekami hipotensyjnymi z 2,3% do 16% czyli blisko  siedmiokrotnie. Jak widać z wykresu, już nigdy nie uda się firmom farmaceutycznym osiągnąć tak znacznego zwielokrotnienia sprzedaży, jak wtenczas.
Nawet, gdyby zmuszono następnym razem wszystkich zdrowych ludzi do leczenia się, to i tak zwiększyłoby to sprzedaż leków tylko pięciokrotnie, z 842 mln do 4337 mln. A przecież nie można uznać 100 % ludzi za chorych, jakaś niewielka grupa musi mieć normalne ciśnienie.

W kolejnych latach polityka konsekwentnego obniżania norm zdrowia przyniosła dalszy wzrost liczby chorych i sprzedaży leków. Pewną rolę odegrał w tym przyrost demograficzny ludności świata, która prawie się podwoiła i liczy obecnie 6,8 mld. Jednak główną przyczyną jest obniżenie norm zdrowia, które spowodowało wzrost sprzedaży leków  z 2,3% do 60% populacji u której stwierdza się podwyższenie ryzyka różnych chorób związanych z nadciśnieniem krwi.

Oczywiście krzyczącą niesprawiedliwością i szkalowaniem dobrego imienia firm farmaceutycznych byłoby stwierdzenie, że to one wprowadziły normę 115 mm Hg dla ciśnienia skurczowego. Po pierwsze, firmy tylko produkują standaryzowane chemiczne substancje, powodujące obniżanie ciśnienia krwi, zwane  lekami i uczciwie uprzedzają, że te substancje nie leczą nadciśnienia a działają wyłącznie objawowo, wywierając przy okazji rozliczne szkodliwe efekty uboczne. Firmy nie ustalają same norm medycznych. Po drugie, obecnie zgodnie z przedstawionym schematem „leczenia” nadciśnienia, bezwzględnego podawania leków hipotensyjnych wymagają osoby zdrowe  z ciśnieniem ponad 140 mm Hg oraz diabetycy z ciśnieniem powyżej 130 mm Hg.

Do 115 mm Hg jeszcze dosyć daleko. Więc o co chodzi? Chodzi o punkt nr 2 powyższych zaleceń: Ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, poczynając od wartości ciśnienia 115/75 mm Hg, podwaja się z każdym wzrostem ciśnienia o 20/10 mm Hg. Przecież każdy chce być zdrowy, piękny i bogaty. Skoro ryzyko chorób podwaja się powyżej 115 mm Hg, słusznym jest to ciśnienie obniżać poniżej tej wartości. Zaniepokojony pacjent zażąda od lekarza recepty, a lekarz zgodnie ze schematem leczenia te środki hipotensyjne przepisze, bo nie jest samobójcą, który samotnie wypowie wojnę WHO, FDA, ichniej Izbie Lekarskiej itd.

Trend jest jasny, stopniowo normy są obniżane, i wcześniej, czy później wszyscy mający ciśnienie powyżej 115 mm Hg będą posłusznie łykać tabletki wierząc, że tylko dzięki nim ochronią swoje zdrowie.  Dzięki globalizacji ten trend obejmie cały świat. I to jest piękne. Dla producentów.

Jak widać na poniższym wykresie, dzięki obniżeniu norm, w przeciągu zaledwie pół wieku, liczba osób, którym należy podawać substancje hipotensyjne (obniżające sztucznie ciśnienie) wzrosła z 85 milionów do 4066 mln, blisko 48 razy (słownie: czterdzieści osiem).

W podobnej proporcji wzrosła lub wkrótce wzrośnie sprzedaż i zyski koncernów farmaceutycznych. Jednocześnie w tym samym okresie, pomimo eksplozji demograficznej, zmalała liczba osób kwalifikowanych jako zupełnie zdrowe z 3,5 miliarda do 2,6 mld. Najdalej za 20 lat wszyscy zapomną, że 120 mm Hg, to jest ciśnienie średnie, że połowa ludzkości musi mieć ciśnienie niższe, a połowa wyższe.
Tak więc najdalej za 20 lat wszyscy zapomną, że 120 mm Hg, to jest średnia, że połowa ludzkości musi mieć ciśnienie niższe, a połowa wyższe. Stopniowo wszyscy oswoją się ze świadomością, że substancje hipotensyjne trzeba podawać także niektórym przedszkolakom, tak, jak dziś podaje się psychotropy dzieciom z tzw. ADHD.  Z tak zwanym, ponieważ do niedawna uznawano za normalne, że dzieci są aktywne, pobudliwe i uwielbiają biegać.
To, co wkrótce stanie się z nadciśnieniem, już stało się z cholesterolem. Przeciętny dorosły człowiek zazwyczaj ma poziom cholesterolu całkowitego 220-250 mg/100 ml. Ustanowiono więc normę na 200, a w przypadku występowania chorób niedokrwiennych nawet, gdy pacjent ma poziom 180 mg% nadal przepisuje się odpowiednie leki obniżające ten wskaźnik. Magiczną liczbę 200 tak pijarzy wbili wszystkim do głów, że obecnie spotykamy kobiety szczerze zaniepokojone swoim podwyższonym poziomem cholesterolu. Na pytanie, jak bardzo, pada odpowiedź: 205 mg%. Sic! Dwieście pięć jest powodem do troski! Tymczasem 20 lat temu (właśnie przed 20 laty) uznawano za normę poziom do 280 mg%. Ponadto młode kobiety są chronione przed miażdżycą przez estrogeny. A wreszcie, poziom cholesterolu nie ma bezpośredniego związku z chorobą. Można mieć 350 mg% i elastyczne naczynia, a można 160 mg% i przebyć zawał. Naczyniowcy, w przeciwieństwie do kardiologów, traktują badania cholesterolowe racjonalnie, bez histerii. Zapewne dlatego, że naocznie na swoim ekranie ultrasonografu widzą brak związku poziomu cholesterolu z miażdżycą, ale to już inna historia.
Podobnie dzieje się z normami poziomu glukozy we krwi. Przez długi czas uznawano za prawidłowy poranny poziom do 120 mg% na czczo, a i wyższy traktowano pobłażliwie. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ po przeciętnym posiłku ten poziom wzrasta do 180 mg%. Skoro jest to powszechne zjawisko, znaczy to, że 180 mg% nijak nie jest ilością szkodliwą czy toksyczną. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy taki poziom utrzymuje się samoistnie przez dłuższy czas. Niestety, obecnie coraz częściej spotykamy osoby, które są leczone dlatego, że mają poziom glukozy na czczo zaledwie 105 mg% i biorą na wszelki wypadek leki, żeby uniknąć cukrzycy. Taki sposób profilaktyki na pewno te cukrzycę spowoduje, ponieważ przyzwyczai organizm do tychże leków.
Powszechny nacisk na obniżanie w/w trzech norm medycznych nawzajem się wspiera i powiększa liczbę osób kwalifikowanych do leczenia. Zauważmy, że w przypadku podwyższonego ciśnienia zawsze zaleca się diuretyki a dopiero w drugiej kolejności inne leki. Otóż właśnie diuretyki – substancje moczopędne – podwyższają poziom glukozy we krwi. Przy obecnej tendencji do traktowania poziomu glukozy powyżej 110 mg% jako patologii, oczywistym jest korzyść z terapii diuretykami. Dosyć szybko doprowadzają do podwyższenia poziomu glukozy i konieczności przepisania leków przeciwcukrzycowych, bo lekarz prowadzący nie jest samobójcą, który samotnie wypowie wojnę WHO… itd. Leki przeciwcukrzycowe zastosowane w cukrzycy II nie dość, że niczego nie leczą, a tylko działają objawowo, to jeszcze utrwalają nietolerancję glukozy i powodują rozwój choroby. Zamiast zmienić leki i zmniejszyć spożycie węglowodanów, których organizm już nie przyjmuje, zwiększa się sztucznie ilość insuliny we krwi. Insulina jest niezbędna do życia, ale w nadmiernej ilości powoduje miażdżycę, angiopatie, niegojące się rany itd. Standardowo diabetyk ma badany poziom cholesterolu, ponieważ wszyscy wiedzą, że ten poziom będzie podwyższony. Gdy do tego dojdzie, poziom cholesterolu obniża się sztucznie, podając substancje zatruwające wątrobę, dawniej fibraty, obecnie statyny. Ponieważ są szkodliwe dla wątroby, więc po kilku miesiącach pogarszają się próby wątrobowe i wątroba coraz gorzej radzi sobie z utrzymywaniem właściwego poziomu glukozy we krwi, bowiem to ona, a nie trzustka jest za to odpowiedzialna w pierwszym rzędzie. I tak dalej. Kółeczko się zamyka.
A zaczyna się od tego, że obniżone normy ciśnienia powodują, iż w zasadzie zdrowy człowiek zaczyna przyjmować diuretyki, które podnoszą poziom glukozy. Dzięki obniżeniu norm glukozy oraz diuretykom pacjent kwalifikowany jest wówczas do terapii przeciwcukrzycowej, która utrwala wysoki poziom glukozy i pogarsza wskaźniki cholesterolowe. Pogorszone wskaźniki cholesterolowe wymuszają podawanie fibratów lub statyn, które to substancje obciążają wątrobę i utrudniają jej sprawne metabolizowanie tłuszczów oraz glukozy, co musi doprowadzić do utrwalenia cukrzycy i zaburzeń lipidowych. Przy okazji pojawia się arytmia serca, depresja, otyłość, impotencja. No właśnie, także i viagra znajdzie zastosowanie.
Sam pacjent jest szczęśliwy, że ktoś mu to wszystko w porę wykrył. Bo jak by nie wykrył, to… to co? Właściwie, to nic. Nic mu nie groziło. Z badań japońskich wynika, że przeciętni Japończycy mają wyższe ciśnienie krwi i gorsze wskaźniki cholesterolowe niż Amerykanie w USA. Pomimo tego znacznie rzadziej się leczą i dłużej żyją w lepszym zdrowiu.
Powyższe rozważania dotyczą większości pacjentów. Nieliczna mniejszość z bardzo zaburzonymi wskaźnikami musi oczywiście być intensywnie leczona, ale to jest kilka procent populacji, a nie 60%.
Na koniec, warto dodać, że, inaczej niż u nas, w USA prawo wymusza podawanie źródeł finansowania autorów takich publikacji, jak omawiany raport o nadciśnieniu. Niechętnie, ale jednak autorzy ujawnili, od kogo brali pieniądze. Zrobili to tylko w pełnej wersji raportu. W wersji raportu skróconej dla pielęgniarek niczego już nie ujawniali, widocznie uznając, że średniemu personelowi medycznemu informacje o jakichś tam finansach nie są potrzebne. Ponieważ lista donacji jest długa, my tutaj ujawnimy tylko mały fragment, żeby nie zajmować niepotrzebnie miejsca.
Financial Disclosures – Ujawnienie źródeł finansowania
  • Przewodniczący Dr. Chobanian – otrzymywał honoraria za prelekcje od firm: Monarch, Wyeth, Astra- Zeneca, Solvay, and Bristol-Myers Squibb.
  • Dr. Bakris – otrzymywał honoraria za prelekcje od firm: Astra-Zeneca, Abbott, Alteon, Biovail, Boerhinger-Ingelheim, Bristol-Myers Squibb, Forest, GlaxoSmithKline, Merck, Novartis, Sanofi, Sankyo i Solvay oraz wsparcie finansowe dla swoich badań od National Institutes of Health i firm: Astra- Zeneca, Abbott, Alteon, Boerhinger-Ingelheim, Forest, GlaxoSmithKline, Merck, Novartis, Sankyo i Solvay; otrzymywał honoraria jako konsultant/doradca od firm: Astra-Zeneca, Abbott, Alteon, Biovail, Boerhinger-Ingelheim, Bristol-Myers Squibb, Forest, GlaxoSmithKline, Merck, Novartis, Sanofi, Sankyo i Solvay.
  • Dr. Black otrzymywał honoraria za prelekcje od firm: Astra-Zeneca, Bristol-Myers Squibb, Novartis, Pfizer, Pharmacia, and Wyeth-Ayerst.
  • Itd.
Większość członków Komitetu Wykonawczego otrzymywała podobne honoraria i wsparcie dla badań od w/w firm, wśród których Czytelnik bez trudu dostrzeże największe koncerny farmaceutyczne.
Witold Jarmołowicz
Akademia Zdrowia Dan-Wit
jw@danwit.pl
Jeśli spodobał ci się ten artykuł podziel się nim ze znajomymi! Przyłącz się do Nowej Debaty na FacebookuTwitterzeWesprzyj rozwój Nowej Debaty darowizną w dowolnej kwocie. Dziękujemy!

Przeczytaj również: