Stworzenie czarnej dziury, która pochłonie Ziemię lub dziwadełek pożerających materię, a nawet otwarcie portalu do innego wymiaru – to tylko niektóre wątki z teorii spiskowych otaczających Wielki Zderzacz Hadronów. Największy na świecie akcelerator cząstek dla wielu stał się "maszyną strachu", a internauci zaczęli głośno pytać, czy fizycy z CERN-u, aby na pewno wiedzą, co robią?
Fizycy-nekromanci

Wielki Zderzacz Hadronów (Large Hadron Collider, LHC) to Titanic świata nauki. Uruchomiona w 2008 r. największa i najdroższa maszyna, jaką zbudował człowiek, miała pomóc uczonym w poszukiwaniu tzw. boskiej cząstki (bozonu Higgsa) i zrozumieniu tego, jak narodził się wszechświat.
Po kilku latach pracy superakceleratora fizycy przyznają jednak, że doszli do ściany. Poza bozonem Higgsa nie wykryli bowiem wiele – żadnych śladów innych wymiarów, dowodów na supersymetrię ani nieznanych cząstek, co martwi ich najbardziej.
Na początku sierpnia 2016 r. uczeni z Europejskiego Centrum Badań Jądrowych (CERN), na którego terenie znajduje się LHC, ogłosili, że uzyskane w grudniu ub. roku dane, z którymi wiązano wielkie nadzieje na odkrycie nowej cząstki, okazały się nic nieznaczącym fałszywym alarmem.
Jednak o CERN zrobiło się ostatnio głośno nie tylko w związku z brakiem sukcesów. W drugim tygodniu sierpnia br. na YouTube pojawiło się nagranie, które wywołało lawinę komentarzy odnośnie do tego, co dzieje się w "domu" Wielkiego Zderzacza. Na filmie widać grupę ludzi odzianych w czarne peleryny, którzy odprawiają dziwaczny rytuał przed znajdującym się w siedzibie CERN posągiem hinduskiego boga Śiwy.
Rzeczniczka CERN-u poinformowała, że nagranie rzeczywiście wykonano na terenie Centrum, ale bez pozwolenia i wiedzy jego władz, a przedstawione na nim osoby musiały posiadać przepustki, bez których nie mogłyby się tam przedostać.
"CERN każdego roku gości tysiące naukowców z różnych stron świata i czasem posuwają się oni za daleko w swoich wygłupach. Właśnie to miało miejsce przy tej okazji" – poinformowała pani rzecznik, dodając, że sprawa jest w trakcie rozpoznania.
Nagranie, na którym odgrywana jest scena składania ofiary z człowieka pod posągiem bóstwa, zyskało rozgłos w sieci i wzbudziło liczne komentarze, umacniając krążącą od lat teorię spiskową o "okultystycznej piątej kolumnie" w szeregach uczonych z CERN.
Przeglądając internet, można natknąć się na dziesiątki odnośników do stron z teoriami, że poszukiwania bozonu Higgsa to tylko przykrywka dla bardziej niecnego przedsięwzięcia.
Tak jak nekromanci i poeci sprzed wieków tworzący magiczne kręgi-portale do świata ciemnych mocy, tak samo fizycy z CERN-u mogą poszukiwać dostępu do innych wymiarów i zamieszkujących je istot – sugerują wielbiciele spisków.
Czego, a w zasadzie kogo, fizycy-okultyści mieliby tam szukać? Wśród internautów nie ma co do tego zgody. Pozostaje pytanie, czy umieszczony na YouTube film nie jest czasem humorystyczną odpowiedzią naukowców dla tych, którzy dopatrują się w działalności CERN "drugiego dna"?
To możliwe, jednak wygłupiając się przed posągiem Śiwy podarowanym przez rząd Indii, popełnili oni faux pas. Śiwa Nataradźa – czyli Śiwa Tańczący jest bowiem symbolicznym odniesieniem do celu poszukiwań LHC, a kosmiczny taniec bóstwa w filozofii hinduskiej oznacza odwieczną aktywność uniwersum i ruch każdego atomu.
"To tańczący Bóg, który wypełnia cały wszechświat – tańczy w każdym atomie i komórce twojego ciała" – pisał o tym amerykański religioznawca Joseph Campbell.
Zwolennicy spisków odpowiadają jednak, że Śiwa to nie tylko pan kreacji, ale i destrukcji…

Dziwadełka zmienią Ziemię w papkę

Historia o okultystach szukających drzwi do innego wymiaru to tylko jedna z kilku teorii spiskowych otaczających CERN i Wielki Zderzacz Hadronów. Pozostałe są równie zaskakujące i, co ciekawe, powstały one w większości nie w internecie, ale w umysłach różnej maści uczonych.
Choć dziś mało kto o tym pamięta, kilka osób próbowało nie dopuścić do uruchomienia LHC, grożąc CERN-owi wstąpieniem na drogę sądową.
Zwolennikiem teorii, że Wielki Zderzacz jest maszyną zagłady, był m.in. niemiecki biochemik Otto Rössler, który próbował zainteresować tą sprawą Europejski Trybunał Praw Człowieka. Niemiec twierdził, że fizycy, poszukując bozonu Higgsa i eksperymentując z egzotyczną materią, narażają ludzkość na zbyt wielkie niebezpieczeństwo.
Rössler obawiał się, że LHC powoła do istnienia czarną minidziurę, która rosnąć może pochłonąć naszą planetę. Choć specjaliści z CERN-u stanowczo wykluczali taki scenariusz, niedługo później astrofizyk Rainer Plaga opublikował artykuł, z którego wynikało, że nikt nie jest w stanie w stu procentach zagwarantować, że LHC nie stanie się maszyną apokalipsy.
Choć protesty zostały oddalone i Wielki Zderzacz uruchomiono, pogląd, że europejski akcelerator to bomba z opóźnionym zapłonem, zyskał sobie zwolenników.
Do innych niebezpieczeństw łączonych z akceleratorem należały dziwadełka, tj. hipotetyczne cząstki tzw. dziwnej materii zbudowanej z hiperonów lub mezonów dziwnych. Gdyby przedostały się one do naszej rzeczywistości, mogłyby zarazić całą materię swoją "innością" i (jak pisał prof. Martin Rees) przemienić Ziemię w "martwą supergęstą kulę" o średnicy 100 metrów.
Na swojej witrynie internetowej uczeni z CERN-u uspokajali jednak, że LHC nie wyprodukuje czarnej dziury, baniek próżniowych ani dziwadełek, ponieważ nie panują w nim odpowiednie warunki. Co jednak tyczy się materii dziwnej, warto dodać, że obawy o jej wytworzenie pojawiały się wielokrotnie w związku z pracą akceleratora RHIC – starszego brata Wielkiego Zderzacza z Brookehaven National Laboratory w Upton.

Sabotaż z przyszłości
LHC, który zasłynął też kilkoma spektakularnymi awariami, nie dostarczył dotąd dowodów na istnienie nieznanych cząstek, które pozwoliłyby uczonym przekroczyć granice tzw. modelu standardowego.
Nieoficjalnie może być jednak zupełnie inaczej, bo ludziom zwykle nie mówi się wszystkiego – sugerują zwolennicy spisków, dodając, że awarie akceleratora CERN także mogą nie być przypadkiem.
Jedną z najoryginalniejszych teorii odnośnie do Wielkiego Zderzacza Hadronów stworzyli Holger Bech Nielsen i Masao Ninomiya reprezentujący kolejno Instytut Nielsa Bohra w Kopenhadze i Uniwersytet w Kioto. Twierdzili oni, że LHC nie działa najlepiej, gdyż… jest sabotowany z przyszłości, i to wcale nie przez podróżników w czasie, którzy chcą powstrzymać ludzkość przed naukową katastrofą.
O co więc dokładnie chodzi? Zdaniem Nielsena i Ninomyi, LHC psuła "fala" z czasów, które dopiero nadejdą. Przyszłość, na co wskazują niektóre modele, może bowiem już istnieć i oddziaływać na teraźniejszość. Ich zdaniem bozon, którego szukano, jest czymś tak nienaturalnym dla naszej rzeczywistości, że uszkadzał mającą go wytworzyć maszynę jeszcze zanim go ona wyprodukowała. Wszystko to dzięki zdolności cząstki Boga do podróży przez czas.
Na poparcie swej dość ekstrawaganckiej hipotezy Nielsen i Ninomiya podawali przykład akceleratora SSC (Superconducting Super Collider), który miał mieć moc trzykrotnie większą od LHC, ale został uziemiony w 1993 r. przez rękę "opatrzności" (a dokładniej problemy finansowe jego twórców).
Pozostaje pytanie, dlaczego najbardziej spektakularny eksperyment w dziejach zamiast entuzjazmu wzbudza strach i dziwne pogłoski? Problemem jest być może jego stopień skomplikowania. Dla większości ludzi to, o czym mówią fizycy obsługujący LHC to (nomen omen) czarna magia, a hasła takie jak "cząstka boga" czy czarna dziura automatycznie budzą strach przed nieznanym…