Biegające
po domu skrzaty, owłosione humanoidy albo małe chochlicze karły.
W badaniu zjawisk anomalnych często można natknąć się na mur, który może
okazać się dla wielu badaczy barierą nie do przeskoczenia. Wszak, jak
bowiem podejść
do spraw, gdzie grupka małych istot atakuje w lesie przechodnia i
kradnie mu
buty ? Takie zdarzenie miało miejsce niedaleko miejscowości Miastko, w
woj.
wielkopolskim.
Zdarzenia
z udziałem małych humanoidalnych istot, często przypominających postacie
z
baśni i folkloru, to sprawy szczególne na tle zjawisk, które zwykło
określać się anomalnymi. Wielu badaczy nieznanego posiada wiele tego
typu
przypadków w swoich archiwach, ale ze względu na wręcz kłującą w oczy
niezwykłość tych incydentów po prostu wstrzymuje się z ich
upublicznieniem.
Trudno bowiem traktować poważnie incydenty, gdzie świadek spotyka na
swojej
drodze postać wyglądającą jak – wypisz, wymaluj – skrzat lub chimerę.
Zwykle
wystawia się takiemu świadkowi notę dziwaka lub uznaje się, że uległ
jakiemuś
urojeniu. Często jednak osoby, które doświadczają takich zdarzeń to
wiarygodni
ludzie, którzy w zetknięciu z taką siłą nie potrafią poradzić sobie z
jej interpretacją; są bezradni i wewnętrznie rozdarci. Wielu nie
decyduje się nawet
nikomu o tym mówić z obawy o drwinę i powszechną wzgardę.
Bez
wątpienia Krzysztof M. (lat 44), obecnie mieszkaniec Leszna, po spotkaniu z
tajemniczymi postaciami w lesie przez wiele lat ukrywał się ze swoją historią.
Dopiero moje próby kontaktu z nim zachęciły go do zwierzenia się ze swojego przeżycia.
Zdecydowanie nie było to łatwe dla niego i bardzo długo musiałem czekać na
odpowiedź Krzysztofa na mojego maila z prośbą o kontakt. O sprawie dowiedziałem
się zupełnie przypadkiem podczas dokumentowania pewnej obserwacji UFO w
Lesznie. Świadkiem zdarzenia był brat Krzysztofa – to on opowiedział mi, że w
jego rodzinie kiedyś doszło do przedziwnego epizodu.
Krzysztof
streścił mi swoje przeżycie w mailu, nie co później udało mi się przeprowadzić
z nim kilka rozmów telefonicznych. Po latach zdecydował się nawet wrócić w to
miejsce i specjalnie dla mnie wykonać kilka fotografii. ,,Przez lata starałem
się nie chodzić tą drogą, omijałem ją szerokim łukiem. Jak już, to raczej z
kimś. To, co mnie spotkało było na tyle przerażające, że następnego dnia
obudziłem się z pierwszym kosmykiem siwych włosów, a miałem raptem 23 lata
wówczas. To świadczyło, że przeżyłem to na prawdę I nie przyśniło mi się to
niestety”. – relacjonował w rozmowie telefonicznej.
,,To
mógł być rok 1996 r, na pewno lipiec”. – pisze w liście Krzysztof. -
,,Byłem ja, moja dziewczyna i dwóch naszych znajomych. Siedzieliśmy nad
jeziorem Brzeźnie
do późnego wieczora, koło miejscowości Zaborówiec. Tak często
spędzaliśmy
wieczory, gadając i grając na gitarze. Tego wieczora siedzieliśmy do
godziny 23,
mogła to być sobota, bo wiem, że miałem w tedy dzień wolny od pracy.
Kiedy
zrobiło się już późno, odprowadziłem swoją dziewczynę do wioski
(Zaborówiec),
nasi znajomi też mieszkali w Zaborówcu i z nimi również się
pożegnaliśmy. Choć
była propozycja, aby pójść jeszcze coś wypić, ale ja już byłem zmęczony i
chciałem wrócić do domu. Wracałem do Miastka na przełaj przez łąki,
mając po
prawej stronie jezioro. Doszedłem do polnej drogi łączącej Miasto z
miejscowością Papiernia i kierowałem się na zachód. Po prawej stronie
miałem
las, po lewej stronie pole i otwartą przestrzeń, za chwilę wszedłem w
las.
Zrobiło się nagle cicho
,,Była
już może 24, pięknie słychać było leśną zwierzynę, sowy, coś tam nagle
przebiegło, ale byłem do tego przyzwyczajony, wiedziałem, że to jakaś może
kuna, czy coś takiego. Znałem dobrze te okolice więc się nie bałem. Ale nagle
stało się coś dziwnego, nie wiem czy to moje zmęczenie, ale nagle poczułem
niezrozumiały niepokój. Zrobiło się tak jakoś groźnie, poczułem gęsią skórkę,
zrobiło mi się zimno nagle, a było to lato i było dość ciepło więc trochę
dziwne. W pewnym momencie nic już nie słyszałem, taka cholerna cisza się
zrobiła, że aż stwierdziłem o kurcze trzeba biec, coś się dzieje, bo czułem
spojrzenie. Myślałem, że to może kłusownicy są w lesie, i zacząłem biec, ale
było to dziwne, nogi miałem jak z waty, nie mogłem biec, powłóczałem nogami,
przeszedłem tak może 5 metrów. To było takie uczucie, jak w śnie czasami
próbuje uciekać, a nie mogę. I w tedy usłyszałem taki rechot, ale nie żaby
tylko ludzki, taki śmiech przechodzący w rechot. Stanąłem jak wryty, czułem że
stoją mi wszystkie włosy na głowie. Nie mogłem się w tedy ruszyć i usłyszałem,
że coś się szamocze w krzakach. Prawie łzy mi naszły ze strachu, bo chciałem
uciekać, a nie mogłem. I wtedy zobaczyłem jakieś cienie, sylwetki postaci
wychodzące z tych krzaków, ode mnie to było może 3 m. Była jasna noc, więc widziałem
tylko cienie postaci, było ich może trzech, czterech. Niskiego wzrostu może 1
m. Wyglądały i miały sylwetki ciała jak dzieci, ale dziećmi raczej nie były.
Wylazły z tych krzaków i świergotały, skrzeczały jak jakieś dzikie zwierzęta,
to już nie był dźwięk człowieka, to był dźwięk jakiegoś potwora. Zbliżały się w
moją stronę, skacząc, podskakując odbijały się lekko od ziemi i rzuciły się na
mnie. Poczułem, jak upadłem i czułem, jak skakały po mnie.
,,Ukradli mi buty”
Mapa miejsca obserwacji. Strzałka wskazuje, gdzie doszło zdarzenia |
,,Nie
mogłem nic zrobić, padłem jak kłoda. Po chwili straciłem przytomność. Obudziłem
się i już nikogo nie było obok mnie. Podniosłem się i zacząłem biec, ale nagle
stanąłem, patrzę nie mam butów. Ukradli mi buty pomyślałem, miałem gołe stopy
zabrali mi buty ze skarpetkami. Stanąłem, rozejrzałem się, ale obok mnie nie
było moich butów więc zacząłem biec co sił do domu. Przebiegłem odcinek 500
metrów jak strzała. Wpadłem do domu i pobudziłem swoich rodziców krzycząc, że
mnie napadli w nocy i ukradli buty. Ale rodzice nie uwierzyli, stwierdzili że
popiłem sobie i mam się położyć spać, bo gadam głupoty. Nigdy więcej tamtą
drogą już nie chodziłem sam, balem się zwyczajnie. To coś nie było ludzkie,
choć miało sylwetkę człowieka. Następnego dnia poszedłem, pamiętam, do
kościoła, choć nie uważałem się za wierzącego, ale nie wiem czy to coś nie
miało jakiś diabelskich zamiarów. Pomodliłem się tak szczerze, ale nigdy więcej
już niczego takiego nie spotkałem w swoim życiu. To było tylko raz na tej
drodze koło Miastka”.
Krzysztof
nie wiele zapamiętał szczegółów w wyglądzie postaci, które go napadły w lesie.
Obserwację utrudniały nocne warunki. Widział jedynie sylwetki postaci. Był
jednak pewien, że nie były to zwierzęta. ,,Widziałem kontury ludzkiej postaci.
Oni wyglądali, jak ludzie, ale były niskiego wzrostu. Nie mogły to być dzieci.
Co niby dzieci o tej porze robiłyby w lesie ? Poza tym siłą, jaką dysponowały
nie wskazywała na to, że to dzieci. Powaliły mnie bez problemu na ziemię. Miały
siłę, jak dorosły człowiek, ale ten wzrost był mylący. Na moje oko mogły mieć
jakieś 1,20 m. wzrostu. To jest wzrost co najwyżej ludzkiego karła, ale co
robiła trójka bądź czwórka, teraz już nie pamiętam dokładnie, ile tych postaci
było, w lesie ? To jest wieś, tu się wszyscy znają. Na pewno mieszkańcom byłoby
wiadomo, że w okolicy mieszkają karły. Poza tym dźwięki, jakie wytwarzały nie
były ludzkie. To przypominało rechot pomieszany z jękami. Coś przerażającego.
To mogło mi się skojarzyć z jakimś diabłem albo siłą nieczystą”. – zwierzył się
Krzysztof.
Miejsce, gdzie wyłoniły się istoty |
Droga, którą poruszał się świadek |
Szczególnie interesujące było tutaj porównanie świadka do demonicznych postaci. Faktycznie, słuchając opowieści Krzysztofa ma się wrażenie, że jest rodem z jakiegoś filmu grozy. Problem w tym, że wydarzyła się ona realnie, o czym świadczył brak obuwia na stopach Krzysztofa, kiedy obudził się na drodze leśnej.
Możemy
oczywiście skwitować przeżycie Krzysztofa jako zwykłe złudzenie. Wiadomo, że
podczas towarzyskiego spotkania nad jeziorkiem sięgnął po alkohol. ,,Wypiłem co
najwyżej dwa piwa, nie więcej. Trudno uznać, że mi się to przewidziało po
alkoholu. To było zbyt realne. Coś ewidentnie mnie przestraszyło i napadło. Jak
sobie to nawet dzisiaj przypominam, to mam gęsią skórkę na ręce”. – twierdził.
Gdy
rozłożymy na czynniki pierwsze relację Krzysztofa, dostrzeżemy wiele elementów
wspólnych z bliskimi spotkaniami UFO i zdarzeniami o charakterze paranormalnym.
Przede wszystkim charakterystyczne jest tutaj uczucie grozy i zimna.
,,Poczułem, że narasta, jakaś groza, coś się zaraz wydarzy i jeszcze ten chłód
i gęsia skórka”. To są przypadki świadczące, że w takich momentach dochodzi do
odziaływania silnej energii (być może elektromagnetycznej), która zmienia
potencjał pól elektrostatycznych. Wówczas świadek może odczuwać chłód, mieć
gęsią skórkę a nawet będą mu stawać włosy dęba.
Inna
sprawa to wspomniana ,,cisza”, o niej bardzo często możemy usłyszeć od
świadków, którzy przeżyli bliskie spotkanie z UFO. W literaturze ufologicznej
zwykło określać się ją ,,czynnikiem OZ”. Często świadkowie mają problemy z jej
opisaniem. Jest to stan psychofizyczny wywołany jakimś czynnikiem zewnętrznym,
kiedy dochodzi do całkowitego wyłączenia świadka, chwilowego oderwania go od
rzeczywistości. Z czymś takim spotkał się również Krzysztof, kiedy zza krzaków
wyskoczyły postacie i rzuciły się na niego.
To, co
szczególnie fascynuje w przeżyciu Krzysztofa, dotyczy wspólnych elementów z
,,żywym folklorem”. Tym terminem posługują się badacze dokumentujący przypadki
o wysokim ,,współczynniku dziwności”. Kiedy mówimy o spotkaniach z istotami
wyglądającymi, jak gnomy, skrzaty i chimery, swoim wyglądem wpisujące się w
dawny folklor. Takich spraw udokumentował bardzo wiele Arkadiusz Miazga, autor
słynnego cyklu ,,Magonia po polsku”. Te kontrowersyjne przypadki opisuje
również w swojej książce ,,Magiczna rzeczywistość”.
Motyw
karła jeszcze do niedawno często gościł w bliskich spotkaniach z UFO. Kiedy
sięgniemy do historii ufologii, zauważymy, że podczas słynnej fali UFO w latach
50 – tych we Francji wielokrotnie doszło do spotkań z małymi, brodatymi
postaciami, które wychodziły z groteskowo wyglądających pojazdów latających w
kształcie jaja i często zaczepiały ludzi.
W folklorze
ludowym demoniczne postacie typu skrzaty, elfy i gnomy znane są ze swojej
chochliczej natury. Opisy etnograficzne bardzo często wskazują, że krasnale
potrafiły wykradać ze spichlerza mąkę, podkradać z domu jedzenie, niekiedy ich
łupem padały różne przedmioty i rzeczy osobiste. Przykładowo w irlandzkim
folklorze funkcjonuje mit o Leprechaunie, skrzacie uwielbiającym płatać figle,
mającym skłonność do podkradania ludziom różnych rzeczy.
Czy z
czymś takim spotkał się Krzysztof w lesie, nieopodal miejscowości Miastko ? Nie
wiadomo. Takie zdarzenia dzisiaj uchodzą zdecydowanie za rzadkość. Nie
wykluczone, że nie są to istoty z krwi i kości, ale efemeryczne emanację jakieś
siły, która wchodząc w kontakt z ludźmi dopasowuje swój wygląd do naszych wierzeń,
religii i przekonań. Jest zwodnicza i bardzo często ma naturę psotnika.
Wszystkich świadków podobnych zdarzeń proszę o kontakt na maila:
dam.trela@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz