Polacy to jeden z najstarszych narodów świata. Nie
tylko stawialiśmy czoła Rzymianom, ale stworzyliśmy też starożytne
imperium, którego historię cenzuruje się od wieków w ramach spisku, w
którym główną rolę odgrywa Kościół. Najbardziej "hardkorowi" zwolennicy
zakazanej historii Polski wierzą z kolei w pozaziemskie pochodzenie
Słowian i wzmianki o Polakach w Biblii. To wcale nie żarty. Witajcie w
świecie e-Sarmatów.
- Teoria o Imperium Lechitów mówi o istnieniu "prapolskiego" mocarstwa, którego pierwszy władca żył w XVIII w. p.n.e. Lechia zaczęła upadać ok. IX w., gdy rozpoczęto jej chrystianizację.
- Temat "Polski starożytnej" ma w internecie fanatycznych zwolenników, których nazywa się "turbosłowianami".
- Historycy zaprzeczają istnieniu Lechii, twierdząc, że to mit o Sarmatach w nowej odsłonie.
W polskiej sieci narodził się jakiś czas temu
oryginalny nurt, który być może stanie się kiedyś tematem rozpraw
doktorskich z socjologii. Jego przedstawiciele wywyższają Polaków i
innych Słowian ponad wszystkie ludy, twierdząc, że prawda o naszej
najwcześniejszej historii jest zakłamywana przez Niemców i kler, który
chce wymazać pamięć o Imperium Lechitów, niegdyś konkurującym z Rzymem i
trzęsącym połową Starego Świata. Choć historycy nie zostawiają na nich
suchej nitki, a internauci nieraz brutalnie wyśmiewają, Lechici –
współcześni Sarmaci, mają się zaskakująco dobrze i w ciszy for oraz
facebookowych grup "rekonstruują" (pseudo)historię Polski antycznej.
Lechia miała być starożytnym polskim mocarstwem
W
2015 r. Wydawnictwo Bellona – znane z cieszących się uznaniem książek
historycznych, opublikowało dziełko samozwańczego trójmiejskiego
"historyka" Janusza Bieszka, noszące dziwaczny tytuł "Słowiańscy
królowie Lechii. Polska starożytna". Autor zsumował w nim dowody mające
świadczyć, że Polacy są jedną z najstarszych "cywilizacji" świata i że
przez tysiąclecia na ogromnych połaciach rozciągało się Imperium
Lechitów – "Prapolska" rządzona przez mężnych królów nie bojących się
ani Aleksandra Wielkiego, ani rzymskich legionów. Mocarstwo, rozsadzane
od wewnątrz i naciskane przez Niemców oraz Kościół, zostało podstępnie
schrystianizowane, co było początkiem jego końca – twierdził Bieszk, a
wrogowie Polaków w ramach spisku przez kolejne stulecia zakłamywali
historię, by odciąć nasz naród od lechickiej spuścizny.
Teoria o Lechii to jednak stary kotlet w nowej
panierce. Opowieści o tym, jak rzymski obywatel Grakchus założył Kraków i
jak Polacy-Lechici ścierali się z Macedończykami spopularyzował w swej
kronice Wincenty Kadłubek (XII-XIII w.). Renesans teorii o
"Rzeczpospolitej antycznej" miał miejsce w romantyzmie, kiedy znalazły
one wielu głosicieli, m.in. archeologa-amatora Tadeusza Wolańskiego.
Współcześnie ożywił je Bieszk i inni autorzy, na przykład piszący o tym
od dawna Czesław Białczyński (choć internetowy fenomen e-Sarmatów
narodził się po publikacji książki tego pierwszego).
Przeczytaj też:
Autor "Słowiańskich królów Lechii" zdawał sobie
sprawę, że wielkie twierdzenia wymagają wielkich dowodów. Postanowił
więc wydobyć z cienia mało znaną wśród czytelników "Kronikę Polską przez
Prokosza w X wieku napisaną" odkrytą rzekomo w latach 20. XIX w. przez
gen. Franciszka Morawskiego – polityka i literata, który miał znaleźć ją
"przypadkiem" na targu w Lublinie. Okazało się, że jest to kronika
starsza od Gallowej, a jej autorem mógł być pierwszy biskup krakowski
Prohor (X w.), komentarzami zaś uzupełnił ją żyjący wiek później
Kagnimir.
To częściowo na jej podstawie Bieszk
"zrekonstruował" niezakłamany (jego zdaniem) poczet władców
lechicko-polskich, z których pierwszym był żyjący ok. XVIII w. p.n.e.
Sarmata. Po nim mieli rządzić królowie o dziwnie niesłowiańskich
imionach jak Alan, Wandal, Heldwiryk czy Teneryk. Poczet uzupełniają
takie postaci jak król Car, Lech Chytry, Posnan czy Wanda Amazonka.
Drugi "święty Gral" dla bieszkowej wersji dziejów to "Poczet z Jasnej
Góry" (XIX w.), na którym pojawia się m.in. Popiel oraz kilku innych
legendarnych władców polańskich epoki przedchrześcijańskiej.
Swoje wnioski Bieszk poparł również "analizami"
językowymi i genetycznymi. Uznał na przykład, że wiele słów
zawierających rdzeń lach/lech jest śladem po Prapolakach. Z kolei
haplogrupę R1a1 – w Europie występującą najczęściej wśród Serbołużyczan i
Polaków, uznał za "typowo polską", mimo że jest równie rozpowszechniona
wśród ludów tureckich w Azji Środkowej.
Historycy obalają mit o Lechii
"Słowiańscy królowie Lechii" spotkali się z
ogromnym zainteresowaniem czytelników (powstało kilka dodruków książki).
Teoria Bieszka padła na podatny grunt, a ludzie, których wiedza o
Słowianach ograniczała się do legendy o Lechu, Czechu i Rusie nagle
zdali sobie sprawę, o jak wielu rzeczach nie nauczono ich w szkole. Z
najbardziej radykalnych miłośników teorii o Lechii narodzili się tzw.
turbosłowianie/turbolechici, którzy oficjalną historię uznają za baśń
dla naiwniaków. Sami siebie nazywają Lechitami lub Polachami
(turbosłowianin to określenie pejoratywne). Charakteryzuje ich
słowiański szowinizm i niechęć do Zachodu, antyklerykalizm oraz
odporność na wszelkie argumenty historyków. Ich fora i grupy facebookowe
wypełniają monotonne dyskusje o słowiańskich wedach, lechickim
alfabecie, a ostatnio o rapie sławiącym wielkość dawnego imperium.
Historycy-akademicy nie podjęli walki z mitem, a
ten infekował coraz więcej umysłów. Prostowaniem teorii Bieszka i spółki
zajęli się internauci – historycy z wykształcenia albo zwykli pasjonaci
dziejów próbujący tłumaczyć, że Lechia nie istniała, a na historię
trzeba patrzeć z szerszej perspektywy. Jest to jednak zadanie niełatwe i
żmudne z racji wielości wątków (choć doskonale radzi sobie z tym np.
blog "Sigillum Authenticum").
Dlaczego więc – zdaniem nauki – Polski starożytnej
nie było? Główny problem to źródła. Pierwsza księga Kroniki Kadłubka
uzupełnia dzieje elementami legendarnymi, które były dla wykształconego
na Zachodzie autora pomostem łączącym Polskę ze spuścizną antyku. Z
kolei kronika Prokosza już dla XIX-wiecznych historyków pozostawała
dziełem podejrzanym i niewiarygodnym (krytykował ją m.in. Joachim
Lelewel, którego turbolechici nienawidzą, nazywając go niemieckim
czynownikiem). Za jej prawdziwego twórcę uznaje się Przybysława
Dyjamentowskiego (zm. 1774) – fałszerza dokumentów, rodowodów i
dyplomów.
Jeśli zaś chodzi o teorię Bieszka, głównym jej
problemem okazuje się sam autor, który nie ma zielonego pojęcia o
metodologii badań historycznych, krytyce źródeł ani dziejach Słowian i
naszej części Europy. Jego analizy lingwistyczne trącą absurdem,
przypominając bliźniacze starania Stanisława Szukalskiego – malarza,
który na podstawie "badań ze słuchu" uznał polski za przodka wszystkich
języków świata. Bieszk przykładowo wywodzi nazwę Lechitów od
sanskryckiego "leh", które oznaczać ma "pana" lub boga", podczas gdy w
rzeczywistości jest to czasownik "lizać, chłeptać". Na tym jednak autor
"Słowiańskich królów Lechii" nie poprzestaje i sięga głębiej,
przekonując, że Polacy to jeden z najstarszych narodów świata i
potomkowie cywilizacji Gobi (która nie istnieje nigdzie poza jego
umysłem), jaka wywodziła się z kolei z zatopionego (także
nieistniejącego) kontynentu Mu na Pacyfiku.
Obok wielu innych problemów, jak baśniowe wątki o
królu Szczycie – synu Herkulesa i wnuku Ozyrysa, który założył Szczecin
(!) jest jeszcze jedna przeszkoda nie do ominięcia przez Bieszka i jego
zwolenników: władcy i obywatele potężnego Imperium Lechitów zapomnieli
pozostawić po sobie jakiekolwiek ślady – zarówno w wiarygodnych
źródłach, jak i pod postacią zabytków archeologicznych.
Radykalni turbosłowianie wierzą, że Polacy przybyli z kosmosu
Jak to możliwe, że w XXI w., gdy wiedza jest na
wyciągnięcie ręki, ludzie wierzą bardziej blogom niż specjalistom?
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Historia Słowian i plemion
polskich pełna jest tajemnic, ale jednocześnie domysłów i białych plam,
np. w kwestii wierzeń czy praojczyzny Słowian – przyznają uczeni.
Turbolechici oferują tymczasem gotowe scenariusze, dodając całkiem
słusznie, że przez lata temat naszych korzeni był traktowany po
macoszemu, a polski uczeń, potrafiący wymienić jednym tchem bogów
greckich, o słowiańskich nie wie często nic.
Leszek Ostoja-Owsiany, artysta-rodzimowierca z
Torunia inspirujący się motywami związanymi z mitologią i zwyczajami
Słowian mówi, że pseudohistoria karmi się niewiedzą, a książki o
dziejach naszych praprzodków zbyt rzadko trafiały "pod strzechy".
– O Słowianach nadal mówi się stanowczo za mało –
przyznaje. – Wina leży po stronie Kościoła, który od dawna starał się
wymazać z pamięci wcześniejszą wiarę, kulturę, a w zasadzie całą
historię. Szkolnictwo zaś najpierw znajdowało się w rękach kleru, a
potem zaborców, którym nie na rękę było kształcenie świadomych
obywateli. Niestety obecna szkoła jest kontynuacją tych nurtów.
Rodzimowiercy, próbujący wskrzesić bóstwa i tradycje wykorzenione przez chrystianizację, nie patrzą przychylnie na turbosłowian.
– Obserwujemy to zjawisko z niepokojem i często
niesmakiem, uznając je za działanie fałszujące historię, lekceważące
dotychczasowy dorobek naukowy z różnych dziedzin i prowadzące do
wypaczenia naszej tradycji i mitologii – mówi Katarzyna Nowak z
kujawskiego stowarzyszenia "Żertwa", dodając, że Lechia to opowieść o
naszych przodkach nie dość, że przedstawiona w krzywym zwierciadle, to
dodatkowo ujęta w formie groteski.
Uświadamianie turbosłowian to jednak walka z
wiatrakami, tym bardziej, że Bieszk dzięki swoim publikacjom (bo napisał
też "Chrześcijańskich królów Lechii") ujawnił patologiczny trend, jakim
jest utożsamianie "otwartego umysłu" z brakiem krytycznego myślenia.
Wskutek tego na fali opowieści o Lechii powstało mnóstwo innych
niedorzecznych publikacji i teorii, które nietrudno znaleźć w sieci.
Jedna z nich dotyczy obecności Lechitów-Polaków… w
Starym Testamencie. Opiera się ona na fragmencie Księgi Sędziów, w
którym mowa o miejscu zwanym Ramat-Lechi, gdzie mocarz Samson zabił przy
pomocy oślej szczęki tysiąc Filistynów. Wydarzenie to dało początek
nazwie, która po hebrajsku oznacza "Wzgórze Szczęki", jednak dla
turbosłowian obecność "lech" wystarcza za potwierdzenie, że Polacy
mieszkali w Ziemi Obiecanej. Inne teorie "hardkorowych" turbosłowian
dopatrują się śladów Lechii w islamskim imieniu Boga (cytat z jednego
artykułu wyjaśnia to następująco: "Allach Akbar tak naprawdę znaczy Lach
Jest Wielki"), a nawet pytają "Czy Słowianie pochodzą z kosmosu?".
Gdzie i kiedy popełniono więc błąd, skoro w kraju,
gdzie co krok mówi się o historii najlepiej sprzedaje się
pseudohistoria? Turbosłowianizm okazuje się nęcącym mitem
etnogenetycznym (o pochodzeniu nacji). Podobnym był staropolski
sarmatyzm – przekonanie szlachty o pochodzeniu od stepowego ludu
irańskiego. Był on podstawą unikalnej ideologii i kultury, która u
schyłku I Rzeczpospolitej uległa degradacji, stając się synonimem
megalomanii i ciemnoty. Historia, jak widać, zatoczyła koło i mimo
upływu wieków część Polaków nadal nie potrafi wyzbyć się przekonania o
swojej wyjątkowości…
Wiemy jedno i na pewno, że to zwycięscy piszą nam historię,
Podobnie jak naukowcy udowadniają te swoje nowe teorie,
Co ciekawe, obalając cudze wstawiają w to miejsce te swoje,
I kradnąc pomysły innych i to w miejsce zasłyszanych legend.
A więc co jest prawdą to nie wiem, bo archeologia też trzyma,
Nie pasujące do aktualnych pomysłów artefakty w tajemnicy.
Gdzieś dwa wieki podobno nam wcięło,
Ale czy to ważne, historia to relikt czasu.
Autor blogu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz