wtorek, 17 października 2017

Imperium Lechitów: Zakazana historia Polski (?)

Polacy to jeden z najstarszych narodów świata. Nie tylko stawialiśmy czoła Rzymianom, ale stworzyliśmy też starożytne imperium, którego historię cenzuruje się od wieków w ramach spisku, w którym główną rolę odgrywa Kościół. Najbardziej "hardkorowi" zwolennicy zakazanej historii Polski wierzą z kolei w pozaziemskie pochodzenie Słowian i wzmianki o Polakach w Biblii. To wcale nie żarty. Witajcie w świecie e-Sarmatów.



Imperium Lechitów: Zakazana historia Polski (?) Foto: istock

  • Teoria o Imperium Lechitów mówi o istnieniu "prapolskiego" mocarstwa, którego pierwszy władca żył w XVIII w. p.n.e. Lechia zaczęła upadać ok. IX w., gdy rozpoczęto jej chrystianizację.
  • Temat "Polski starożytnej" ma w internecie fanatycznych zwolenników, których nazywa się "turbosłowianami".
  • Historycy zaprzeczają istnieniu Lechii, twierdząc, że to mit o Sarmatach w nowej odsłonie.
W polskiej sieci narodził się jakiś czas temu oryginalny nurt, który być może stanie się kiedyś tematem rozpraw doktorskich z socjologii. Jego przedstawiciele wywyższają Polaków i innych Słowian ponad wszystkie ludy, twierdząc, że prawda o naszej najwcześniejszej historii jest zakłamywana przez Niemców i kler, który chce wymazać pamięć o Imperium Lechitów, niegdyś konkurującym z Rzymem i trzęsącym połową Starego Świata. Choć historycy nie zostawiają na nich suchej nitki, a internauci nieraz brutalnie wyśmiewają, Lechici – współcześni Sarmaci, mają się zaskakująco dobrze i w ciszy for oraz facebookowych grup "rekonstruują" (pseudo)historię Polski antycznej.
Lechia miała być starożytnym polskim mocarstwem

W 2015 r. Wydawnictwo Bellona – znane z cieszących się uznaniem książek historycznych, opublikowało dziełko samozwańczego trójmiejskiego "historyka" Janusza Bieszka, noszące dziwaczny tytuł "Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna". Autor zsumował w nim dowody mające świadczyć, że Polacy są jedną z najstarszych "cywilizacji" świata i że przez tysiąclecia na ogromnych połaciach rozciągało się Imperium Lechitów – "Prapolska" rządzona przez mężnych królów nie bojących się ani Aleksandra Wielkiego, ani rzymskich legionów. Mocarstwo, rozsadzane od wewnątrz i naciskane przez Niemców oraz Kościół, zostało podstępnie schrystianizowane, co było początkiem jego końca – twierdził Bieszk, a wrogowie Polaków w ramach spisku przez kolejne stulecia zakłamywali historię, by odciąć nasz naród od lechickiej spuścizny.
Teoria o Lechii to jednak stary kotlet w nowej panierce. Opowieści o tym, jak rzymski obywatel Grakchus założył Kraków i jak Polacy-Lechici ścierali się z Macedończykami spopularyzował w swej kronice Wincenty Kadłubek (XII-XIII w.). Renesans teorii o "Rzeczpospolitej antycznej" miał miejsce w romantyzmie, kiedy znalazły one wielu głosicieli, m.in. archeologa-amatora Tadeusza Wolańskiego. Współcześnie ożywił je Bieszk i inni autorzy, na przykład piszący o tym od dawna Czesław Białczyński (choć internetowy fenomen e-Sarmatów narodził się po publikacji książki tego pierwszego).
Autor "Słowiańskich królów Lechii" zdawał sobie sprawę, że wielkie twierdzenia wymagają wielkich dowodów. Postanowił więc wydobyć z cienia mało znaną wśród czytelników "Kronikę Polską przez Prokosza w X wieku napisaną" odkrytą rzekomo w latach 20. XIX w. przez gen. Franciszka Morawskiego – polityka i literata, który miał znaleźć ją "przypadkiem" na targu w Lublinie. Okazało się, że jest to kronika starsza od Gallowej, a jej autorem mógł być pierwszy biskup krakowski Prohor (X w.), komentarzami zaś uzupełnił ją żyjący wiek później Kagnimir.
To częściowo na jej podstawie Bieszk "zrekonstruował" niezakłamany (jego zdaniem) poczet władców lechicko-polskich, z których pierwszym był żyjący ok. XVIII w. p.n.e. Sarmata. Po nim mieli rządzić królowie o dziwnie niesłowiańskich imionach jak Alan, Wandal, Heldwiryk czy Teneryk. Poczet uzupełniają takie postaci jak król Car, Lech Chytry, Posnan czy Wanda Amazonka. Drugi "święty Gral" dla bieszkowej wersji dziejów to "Poczet z Jasnej Góry" (XIX w.), na którym pojawia się m.in. Popiel oraz kilku innych legendarnych władców polańskich epoki przedchrześcijańskiej.
Swoje wnioski Bieszk poparł również "analizami" językowymi i genetycznymi. Uznał na przykład, że wiele słów zawierających rdzeń lach/lech jest śladem po Prapolakach. Z kolei haplogrupę R1a1 – w Europie występującą najczęściej wśród Serbołużyczan i Polaków, uznał za "typowo polską", mimo że jest równie rozpowszechniona wśród ludów tureckich w Azji Środkowej.
Historycy obalają mit o Lechii
"Słowiańscy królowie Lechii" spotkali się z ogromnym zainteresowaniem czytelników (powstało kilka dodruków książki). Teoria Bieszka padła na podatny grunt, a ludzie, których wiedza o Słowianach ograniczała się do legendy o Lechu, Czechu i Rusie nagle zdali sobie sprawę, o jak wielu rzeczach nie nauczono ich w szkole. Z najbardziej radykalnych miłośników teorii o Lechii narodzili się tzw. turbosłowianie/turbolechici, którzy oficjalną historię uznają za baśń dla naiwniaków. Sami siebie nazywają Lechitami lub Polachami (turbosłowianin to określenie pejoratywne). Charakteryzuje ich słowiański szowinizm i niechęć do Zachodu, antyklerykalizm oraz odporność na wszelkie argumenty historyków. Ich fora i grupy facebookowe wypełniają monotonne dyskusje o słowiańskich wedach, lechickim alfabecie, a ostatnio o rapie sławiącym wielkość dawnego imperium.
Historycy-akademicy nie podjęli walki z mitem, a ten infekował coraz więcej umysłów. Prostowaniem teorii Bieszka i spółki zajęli się internauci – historycy z wykształcenia albo zwykli pasjonaci dziejów próbujący tłumaczyć, że Lechia nie istniała, a na historię trzeba patrzeć z szerszej perspektywy. Jest to jednak zadanie niełatwe i żmudne z racji wielości wątków (choć doskonale radzi sobie z tym np. blog "Sigillum Authenticum").
Dlaczego więc – zdaniem nauki – Polski starożytnej nie było? Główny problem to źródła. Pierwsza księga Kroniki Kadłubka uzupełnia dzieje elementami legendarnymi, które były dla wykształconego na Zachodzie autora pomostem łączącym Polskę ze spuścizną antyku. Z kolei kronika Prokosza już dla XIX-wiecznych historyków pozostawała dziełem podejrzanym i niewiarygodnym (krytykował ją m.in. Joachim Lelewel, którego turbolechici nienawidzą, nazywając go niemieckim czynownikiem). Za jej prawdziwego twórcę uznaje się Przybysława Dyjamentowskiego (zm. 1774) – fałszerza dokumentów, rodowodów i dyplomów.
Jeśli zaś chodzi o teorię Bieszka, głównym jej problemem okazuje się sam autor, który nie ma zielonego pojęcia o metodologii badań historycznych, krytyce źródeł ani dziejach Słowian i naszej części Europy. Jego analizy lingwistyczne trącą absurdem, przypominając bliźniacze starania Stanisława Szukalskiego – malarza, który na podstawie "badań ze słuchu" uznał polski za przodka wszystkich języków świata. Bieszk przykładowo wywodzi nazwę Lechitów od sanskryckiego "leh", które oznaczać ma "pana" lub boga", podczas gdy w rzeczywistości jest to czasownik "lizać, chłeptać". Na tym jednak autor "Słowiańskich królów Lechii" nie poprzestaje i sięga głębiej, przekonując, że Polacy to jeden z najstarszych narodów świata i potomkowie cywilizacji Gobi (która nie istnieje nigdzie poza jego umysłem), jaka wywodziła się z kolei z zatopionego (także nieistniejącego) kontynentu Mu na Pacyfiku.
Obok wielu innych problemów, jak baśniowe wątki o królu Szczycie – synu Herkulesa i wnuku Ozyrysa, który założył Szczecin (!) jest jeszcze jedna przeszkoda nie do ominięcia przez Bieszka i jego zwolenników: władcy i obywatele potężnego Imperium Lechitów zapomnieli pozostawić po sobie jakiekolwiek ślady – zarówno w wiarygodnych źródłach, jak i pod postacią zabytków archeologicznych.
Radykalni turbosłowianie wierzą, że Polacy przybyli z kosmosu
Jak to możliwe, że w XXI w., gdy wiedza jest na wyciągnięcie ręki, ludzie wierzą bardziej blogom niż specjalistom? Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Historia Słowian i plemion polskich pełna jest tajemnic, ale jednocześnie domysłów i białych plam, np. w kwestii wierzeń czy praojczyzny Słowian – przyznają uczeni. Turbolechici oferują tymczasem gotowe scenariusze, dodając całkiem słusznie, że przez lata temat naszych korzeni był traktowany po macoszemu, a polski uczeń, potrafiący wymienić jednym tchem bogów greckich, o słowiańskich nie wie często nic.
Leszek Ostoja-Owsiany, artysta-rodzimowierca z Torunia inspirujący się motywami związanymi z mitologią i zwyczajami Słowian mówi, że pseudohistoria karmi się niewiedzą, a książki o dziejach naszych praprzodków zbyt rzadko trafiały "pod strzechy".
– O Słowianach nadal mówi się stanowczo za mało – przyznaje. – Wina leży po stronie Kościoła, który od dawna starał się wymazać z pamięci wcześniejszą wiarę, kulturę, a w zasadzie całą historię. Szkolnictwo zaś najpierw znajdowało się w rękach kleru, a potem zaborców, którym nie na rękę było kształcenie świadomych obywateli. Niestety obecna szkoła jest kontynuacją tych nurtów.
Rodzimowiercy, próbujący wskrzesić bóstwa i tradycje wykorzenione przez chrystianizację, nie patrzą przychylnie na turbosłowian.
– Obserwujemy to zjawisko z niepokojem i często niesmakiem, uznając je za działanie fałszujące historię, lekceważące dotychczasowy dorobek naukowy z różnych dziedzin i prowadzące do wypaczenia naszej tradycji i mitologii – mówi Katarzyna Nowak z kujawskiego stowarzyszenia "Żertwa", dodając, że Lechia to opowieść o naszych przodkach nie dość, że przedstawiona w krzywym zwierciadle, to dodatkowo ujęta w formie groteski.
Uświadamianie turbosłowian to jednak walka z wiatrakami, tym bardziej, że Bieszk dzięki swoim publikacjom (bo napisał też "Chrześcijańskich królów Lechii") ujawnił patologiczny trend, jakim jest utożsamianie "otwartego umysłu" z brakiem krytycznego myślenia. Wskutek tego na fali opowieści o Lechii powstało mnóstwo innych niedorzecznych publikacji i teorii, które nietrudno znaleźć w sieci.
Jedna z nich dotyczy obecności Lechitów-Polaków… w Starym Testamencie. Opiera się ona na fragmencie Księgi Sędziów, w którym mowa o miejscu zwanym Ramat-Lechi, gdzie mocarz Samson zabił przy pomocy oślej szczęki tysiąc Filistynów. Wydarzenie to dało początek nazwie, która po hebrajsku oznacza "Wzgórze Szczęki", jednak dla turbosłowian obecność "lech" wystarcza za potwierdzenie, że Polacy mieszkali w Ziemi Obiecanej. Inne teorie "hardkorowych" turbosłowian dopatrują się śladów Lechii w islamskim imieniu Boga (cytat z jednego artykułu wyjaśnia to następująco: "Allach Akbar tak naprawdę znaczy Lach Jest Wielki"), a nawet pytają "Czy Słowianie pochodzą z kosmosu?".
Gdzie i kiedy popełniono więc błąd, skoro w kraju, gdzie co krok mówi się o historii najlepiej sprzedaje się pseudohistoria? Turbosłowianizm okazuje się nęcącym mitem etnogenetycznym (o pochodzeniu nacji). Podobnym był staropolski sarmatyzm – przekonanie szlachty o pochodzeniu od stepowego ludu irańskiego. Był on podstawą unikalnej ideologii i kultury, która u schyłku I Rzeczpospolitej uległa degradacji, stając się synonimem megalomanii i ciemnoty. Historia, jak widać, zatoczyła koło i mimo upływu wieków część Polaków nadal nie potrafi wyzbyć się przekonania o swojej wyjątkowości…

Wiemy jedno i na pewno, że to zwycięscy piszą nam historię,
Podobnie jak naukowcy udowadniają te swoje nowe teorie,
Co ciekawe, obalając cudze wstawiają w to miejsce te swoje,
I kradnąc pomysły innych i to w miejsce zasłyszanych legend.

A więc co jest prawdą to nie wiem, bo archeologia też trzyma,
Nie pasujące do aktualnych pomysłów artefakty w tajemnicy.

Gdzieś dwa wieki podobno nam wcięło,
Ale czy to ważne, historia to relikt czasu.

Autor blogu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz