niedziela, 5 lutego 2017

O pułapkach duchowości

 

W artykule o wzorcu i archetypie Lucyfera (który reprezentuje Ducha – Świadomość, czyli przejaw umysłu zbiorowego i indywidualnego każdego człowieka) pisałam o tym, że Lucyfer to duchowość wyidealizowana, w oderwaniu od materii, cielesności i spraw doczesnych. Świadomość uwikłana we wzorcu lucyferycznym postrzega duchowość przez pryzmat ego, ponieważ reprezentuje już tą fazę Szatana, który nie wiedząc o tym – odłączył się od Absolutu i staje się samoświadomy. Lucyfer jest tym, który wzgardził ciałem człowieka wg mitów monoteistycznych, jak również zbuntował się przeciwko niedoskonałości świata, podważając Mądrość Bożą – czyli żeńską emanację Absolutu – Materię, Ciało, Formę. Dlatego tą postać wybrałam na opisanie archetypu duchowości negującej cielesność i materię, która w tym porządku jawi się jako „ciemna, niedoskonała strona” podczas gdy stanowi ona żeński pierwiastek każdej jaźni człowieka i całego stworzenia.  Dla człowieka z nieprzepracowanym  lucyferycznym wzorcem, duchowość równa się dążeniu do doskonałości, światła, jasności w sposób liniowy, nie uwzględniając paradoksów. Dlatego osoby prezentujące ten wzorzec duchowości są uwikłane w dualistyczne i manicheistyczne postrzeganie świata (dzielące a nie dążące do jedności) co powoduje, że jednocześnie walczą z odbiciem schematu duchowej doskonałości, którą przyjęły za cel.
Dlatego na mojej Mandali Cienia, naturalnym cieniem i opozycjonistą dla takiej postawy, jest szeroko pojęty mrok, który ujęłam we wzorcu arymanicznym zgodnie z tradycjami ezoterycznymi (Aryman – od zaratusztriańskiej siły ciemności, Ducha uwięzionego w podziemiach, który dał początek postaci Szatana w religiach monoteistycznych).  I to z nim walczą osoby lucyferyczne, wikłając się w grę i wojnę Światło-Mrok, nie tolerując żadnych odmian ciemnych energii i nie rozumiejąc paradoksu duchowości.  Polega on na tym, że mrok rodzi światło, a światło tworzy mrok w niekończącej się grze dualizmów jaka rozgrywa się w umyśle każdego człowieka, czego fraktalne odniesienie mamy w cyklu dobowym Dnia i Nocy , oraz rocznym cyklu Słonecznym. Prawdziwa duchowość to wyjście z dualizmów i osiągnięcie jedności w perspektywie Światło-Mrok, harmonijne połączenie Dnia i Nocy w swojej jaźni,  prawidłowe ukierunkowanie ku Miłości do ludzi, świata i Boga.
Tyle tytułem wstępu. Przejdźmy teraz do konkretnych przykładów pułapek duchowych nieprzepracowanego wzorca lucyferycznego. Są to pułapki, którym sama uległam na swojej drodze duchowej. Zauważyłam, że inni adepci, również mają do nich skłonność, dlatego zdecydowałam się je opisać:
1. PUŁAPKA – PRYMAT DUCHA NAD CIAŁEM I MATERIĄ
Ludzie idący drogą duchowości, często wyznają prymat świata duchowego nad światem fizycznym, co oczywiście nie jest niczym negatywnym bo odzwierciedla strukturę światów (świat fizyczny wyłonił się ze świata duchowego). Problem zaczyna się wtedy, gdy w imię tej idei, zaczynamy negować materię i cielesność, traktując jako siedlisko niskich energii, niedoskonałości. Tu już mamy pożywkę dla wzorca lucyferycznego, który nie akceptuje swojego żeńskiego pierwiastka – szeroko pojętej cielesności. Popadanie w skrajność  duchowości i zaniedbywanie materii, pracy, rodziny, ciała, spraw doczesnych to częsta pułapka rozwoju duchowego – sama w nią wpadałam co najmniej kilka razy w swoim życiu. Jak to się kończy ? Zazwyczaj tym, że bujając w obłokach, karmiąc się wysokimi energiami, jasnościami itd, w którymś momencie odezwie się cień, czyli wzorzec arymaniczny i zaczną się problemy na gruncie fizyczno-materialnym. Od delikatnych sygnałów – np problemy w pracy, odsunięcie się otoczenia po poważne – łącznie z problemami zdrowotnymi, zazwczyczaj w obrębie czakry podstawy, która archetypowo związana jest z naszą łącznością z Ziemią. Mogą też zdarzyć się problemy z układem kostnym (jako, że od układu kostnego zależy nasza postawa), jak również problemy z nogami, stopami, układem krążenia (krew to życie, esencja cielesności) itp. Najgorzej jest wtedy, gdy osoby rozwijające się duchowo, biorą te problemy jako potwierdzenie słuszności swojej drogi i dochodzą do absurdalnych wniosków typu: „moje ciało się oczyszcza, zacząłem/zaczęłam wibrować wysokimi energiami, dlatego choruję”, albo „niskie energie – demoniczne chcą mi przeszkodzić na drodze rozwoju”. Oczywiście nie mają racji, bo te objawy są wynikiem walki ego ze swoim własnym cieniem psychicznym, projektowanym na zewnątrz. Dostrzeżmy jak nasze ciało, materia i grunt, który utraciliśmy, próbują nas z powrotem przywrócić do prawidłowej postawy. Tylko połączenie spraw duchowych ze sprawami ziemskimi gwarantują harmonię i prawidłowy rozwój duchowy. Po to mamy głowę, żeby móc czasem bujać w obłokach, ale nogi po to, by twardo stać na ziemi. Musimy połączyć górę z dołem (Ducha z Ciałem) i zapewnić harmonijny przepływ energii. W przeciwnym wypadku, gdy stracimy grunt pod nogami, mogą się także odezwać lęki psychiczne, jako efekt oderwania od rzeczywistości i materii, która powinna być źródłem naszej wewnętrznej pewności i stabilności, przestrzenią dla wyrażenia się naszego Ducha.
2. PUŁAPKA – NISKIE ENERGIE ATAKUJĄ

Agresja ze strony otoczenia  często pojawia się gdy za bardzo dajemy się ponieść lucyferycznemu idealizmowi i zakotwiczamy się w biegunie jasności, światła i duchowości. Wielu mistrzów New Age traktuje to jako potwierdzenie, że wibrujemy wysoko, a niskie demoniczne energie pozostałych ludzi nie mogą tego znieść i stąd agresja oraz wrogość jakiej doświadczamy. Nic bardziej zwodniczego i błędnego. Agresja ze strony ludzi jest najczęściej sygnałem, że coś w nas jest nie tak, i że naruszyliśmy wewnętrzną harmonię, idąc w skrajność. Przy nieprzepracowanej ciemnej stronie umysłu, odpowiedzialnej za agresję ze strony innych ludzi i będącej drugim biegunem lucyferycznej duchowości, dochodzi do konfrontacji z własnym lustrem projekcji cienia, który podświadomie tworzymy i przenosimy na innych.  Zawsze będziemy mieć wrogów – na tym polega życie, ale przy przepracowanym wzorcu Światło-Mrok, najczęściej nie dosięga nas już krzywda z ich strony. Jak ten mechanizm działa? Bardzo prosto – każdy napotkany w życiu człowiek jest odbiciem jakiegoś aspektu naszej jaźni. Ludzie agresywni, demoniczni,  są odbiciem nieprzepracowanego wzorca arymanicznego w naszej jaźni. W momencie gdy zaakceptujemy cienia – naszą własną nieidealną agresję, niedoskonałość, jak również niedoskonałość świata i ludzi (czego archetypowo Lucyfer nie potrafił zrobić, bo uznał człowieka za „niegodnego”ze względu na Ciało), wtedy wewnętrzny pokój działa rozbrajająco także i na arymanicznych ludzi, będących naszymi wrogami . Ci ostatni nie mają już punktu zaczepienia w naszej psychice bo wyszła ona z pułapki lucyferycznego wzorca idealności, doskonałości i światła,  które  tworzyły cień psychiczny projektowany na otoczenie.
3. Pułapka – NIEPRAWDZIWA DUCHOWA TOŻSAMOŚĆ
Ludzie z lucyferycznym wzorcem duchowości uwielbiają podawać gotowe recepty na to, kim powinniśmy być zgodnie z gotowym schematem pakującym wszystkich do jednego, duchowego worka. Wg nich role i zawody, pozwalające na poświęcenie się duchowości to na przykład bycie eztorykiem, przeprowadzaczem dusz, myślicielem, medytującym, bioenergoterapeutą, magiem, wróżbitą i tak dalej  a już szczytem marzeń jest przeprowadzka do klasztoru medytujących i życie w zgodzie z zasadami „duchowości”. Jest to kolejna pułapka, często prowadząca do zmiany swojej prawdziwej tożsamości na „duchową” i niestety nieprawdziwą. Po pierwsze – każdy człowiek jest inny, bo ma unikalny zestaw genów. W skład tych genów wchodzą wzorce przekazywane nam przez przodków i mające swoje odbicie duchowe w archetypach dominujących w  psychice. Jeśli ktoś ma duszę wojownika i wywodzi się od przodków – wojowników, nigdy się nie spełni jako nawołujący do jasności guru z kwiatami wokół szyi. Wojownik to wojownik, potrzebuje energii z czakry podstawy, czyli agresji (a to się bardzo lucyferycznemu wzorcowi duchowości nie podoba), potrzebuje walki, bo do tego został stworzony. Może być oczywiście wojownikiem na poziomie duchowym (to najwyższy poziom archetypu wojownika), ale cały czas  czas będzie mieć łączność z cechami związanymi z czakrą podstawy, która rozwijana a nie tłumiona, pozwala się spełnić w tym powołaniu. Jeśli ktoś ma umysł ścisły, nie zostanie dobrym wróżbitą, gdzie jak wiemy lanie wody jest bardzo istotne. Jeśli ktoś ma w sobie mocny  archetyp króla – kierującego i zarządzającego innymi – no to  niestety nie sprawdzi się jako medytujący w odosobnieniu mnich, bo go szlag trafi w którymś momencie – że nie ma ludzi, którymi mógłby zarządzać i „królestwa” (to może być firma, projekt, instytucja), które mógłby rozwijać. Jakakolwiek zmiana na siłę i próba wyrzeczenia się siebie skończy się fatalnie – bo jak zwykle w takich przypadkach, to życie weryfikuje naszą ścieżkę. Jeśli z niej zboczymy, dostaniemy ostro „po tyłku” od naszego Wyższego Ja.
Po drugie – ludziom się wydaje, że żeby duchowo się rozwijać, powinni  zostawić swoje dotychczasowe zawody, które sprawiały im satysfakcję, i które były zgodne z ich życiowym powołaniem na rzecz zawodów i ról „duchowych”. Otóż tak nie jest. Rozwój duchowy to nie jest odgrywanie jakiejś roli ani zawodu, ani życie wg sztywnych zasad duchowych, to coś innego, paradoksalnego bo jest wyjściem z każdego schematu. Rozwój duchowy to oczyszczenie, uwolnienie i integracja Ciała i Ducha – żeńskiego i męskiego pierwiastka w Jaźni, na podobieństwo czego zbudowany jest świat w każdym przekroju. To życie pełnią i w wewnętrznej wolności, w zgodzie ze swoją prawdziwą tożsamością. To ukierunkowanie wszystkich aspektów siebie na harmonię i jedność, która emanuje na zewnątrz, a nie wyrzekanie sie czegokolwiek i próba zmiany siebie na siłę. Niezmiernie rzadko sie zdarza, żeby po przebudzeniu duchowym okazało się, że naszym powołaniem jest życie duchowością w pełnym znaczeniu tego słowa. Przebudzenie duchowe to proces, który może dotknąć każdego człowieka, także ateistę i materialistę, którzy w wymiar duchowy nie wierzą. Po przebudzeniu nie staną się nagle medytującymi guru, tylko odkryją swoje prawdziwe powołanie, najczęściej nie związane z zawodami, które uważamy za „duchowe”. Jeden odkryje, że powołaniem jest bycie lekarzem, inny odkryje, ze powołaniem jest prowadzić biznes , ktoś inny zostanie artystą, a jedna na ileś tam osób, rzeczywiście zajmie się duchowością i będzie nauczać innych i prowadzić.
Duchowość realizujemy na wiele sposobów. Lekarz ratujący życie innych, choćby nie uznawał duchowości, to tak naprawdę – paradoksalnie – realizuje tą duchowość w pełni – bo działa w zgodzie ze swoją tożsamością i programem duchowym, który nakazuje mu w tym życie ratować ludzi w taki, a nie inny sposób. Naukowiec, który swoim odkryciem zmienia świat – dostaje inspirację od góry, od najwyższych poziomów duchowych,  nawet jeśli jest ateistą i nie wierzy w wymiary duchowe. Z kolei medytujący w klasztorze adept, żyjący w całkowitym odosobnieniu co robi dla ludzi? co robi dla świata, żeby go zmienić na lepsze? Prawdopodobnie, w wielu przypadkach – niewiele. Realizuje duchowość  skupioną na sobie i  w oderwaniu od spraw doczesnych. Oczywiście nie ma w tym nic złego, jeśli to jego prawdziwe powołanie.
Duchowość lucyferyczna jest potrzebna, jej idealizm i filozofia są inspirujące i stanowią ważny fundament wielu mistycznych ścieżek. Największym pozytywem wzorca lucyferycznego jest chęć zmiany świata na lepsze co dynamizuje działania ludzi na całym świecie.  To są ci wszyscy szaleńcy, którzy dokonali rzeczy niemożliwych i zawalczyli o swoje idee, zaszczepiając je u innych.
Ale ilu jest takich, którym się nie udało bo w imię idei próbowali być na siłę kimś innym, dlatego nie wyszło?  Dlatego wzorzec lucyferyczny należy realizować mądrze, na miarę realiów i swojej prawdziwej tożsamości,  nie można wyrzekać się siebie, popadać w skrajności i fanatyzmy które rozbijają psychikę. Najważniejsze to działać zgodnie ze sobą. Duchowość to paradoksy, proszę Państwa, zgodnie z tym co napisano w Biblii: „pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi”. Człowiek odwalający dobrą robotę w tym, do czego jest powołany, spełnia  się duchowo – obojętnie czy jest tego świadomy,  czy nie, najważniejsze, że jest usatysfakcjonowany i szczęśliwy. Każdy jest po coś, każdy ma do przesunięcia swoją cegiełkę w zbiorowości ludzkiej. Robi to zarówno ezoteryk jak i ślusarz i „Pan Zdzisław” prowadzący warsztat samochodowy.
DUCH, KTÓRY ISTNIEJE DLA CIAŁA
Gdyby wszyscy ludzie mieli zajmować się duchowością w wydaniu, jak to nazywam- lucyferycznym, to postęp nigdy by nie nastąpił i ludzkość by wymarła z powodu chorób i innych problemów (Bo na przykład ten, którego Bóg powołał na wybitnego lekarza, radośnie pląsałby na jakiejś odosobnionej fermie sekciarskiej zamiast ratować ludzi). Dlatego doceńmy naszą różnorodność i nie oceniajmy nikogo w kategoriach „rozwoju duchowego” bo to może być bardzo mylące.
To ludzie, których uznalibyśmy za nieuduchowionych, tak naprawdę odwalają kawał dobrej roboty i zmieniają świat na lepsze, bo potrafią odkryć swoje miejsce w wielkiej układance zbiorowego umysłu. Tacy ludzie są skuteczni i konkretni- a więc biorą udział w rozwoju globalnej świadomości, humanizmu i jakości życia. Duch nie po to zszedł na ziemię i się ucieleśnił w postaci człowieka, by za życia wracać do siebie… pamiętajmy o tym. Duch jest po to tutaj na ziemi, żeby naszymi rękoma zmieniać świat – swój żeński pierwiastek – wymiar fizyczny na lepsze.  O tym piszę w artykule: Duch, który istnieje dla Ciała. To może być jak wspomniałam ateista, który odkrył lek na raka ratując tym samym tysiące ludzi,  to może być informatyk, który wymyślił ideę internetu, czym przyczynił się do wzrostu świadomości ludzi na całym świecie, dzięki szybkiej wymianie informacji i zasobów. Każdy człowiek jest unikatem na skalę wszechświata i jego zadaniem jest odkryć swoje prawdziwe powołanie i tożsamość, następnie umieć je realizować. To jest ta prawdziwa duchowość i przebudzenie –  a nie wpasowywanie się w jakikolwiek schemat tożsamości kreowany sztucznie przez różne filozofie i instytucje duchowe.
4. PUŁAPKA – ZBAWIANIE INNYCH NA SIŁĘ
Osoby z uaktywnionym wzorcem lucyferycznym, czasem czują dyskomfort, że oni sie rowijają duchowo, a ich otoczenie nie. Próbują więc na siłę wprowadzić zasady, które uważają za słuszne – dla dobra tych drugich. Pomimo dobrych intencji, nie tędy jednak droga. Pomagać i „oświecać” należy wtedy, gdy ktoś przyjdzie i poprosi o pomoc. W przeciwnym wypadku odezwie sie cień Lucyfera – czyli wzorzec arymaniczny, i po prostu spotkamy się z agresją tych, których próbujemy na siłę „zbawiać”. Podstawą prawdziwej duchowości jest właściwe rozeznanie, komu można i należy pomóc, a kto jeszcze do tego nie dojrzał.  Jak również dostrzeżenie, że każdy człowiek jest na swoim właściwym miejscu i etapie rozwoju. Zadowolony i szczęśliwy „Pan Zdzisław” żyjący klatkę obok, będący dobrym mężem i ojcem, może być paradoksalnie – bardziej rozwinięty duchowo, niż niejeden sfrustrowany adept duchowości, który przechodzi ze skrajności w skrajność, w praktykach duchowych szukający ujścia swojego wewnętrznego konfliktu. Sama takim frustratem byłam, więc wiem o czym mówię  Na koniec uwaga – jeśli irytuje nas zło i cierpienie na świecie, pomagajmy w sposób efektywny. Instytucje charytatywne czekają na wolontariuszy, przeprowadźmy staruszkę przez ulicę, zróbmy zakupy dziadkowi, który żyje sam. I nie nawracajmy na siłę „Pana Zdzisława”, który ma poukładane życie, tylko dlatego, że nie potrafimy się z nim dogadać bo wydaje nam się, że jest poziom niżej. Znajdźmy kilku przyjaciół, którzy nas rozumieją i zostawmy w spokoju „normalnych” ludzi, jak i tych, którzy pomimo posiadania wyraźnych problemów – po prostu nie chcą pomocy.
Pamiętajmy również o tym, że to czasem ludzie, którzy nie radzą sobie z cielesnością (czyli żeńskim pierwiastkiem) mają tendencje do duchowości i magicznego, życzeniowego myślenia i praktyk zapewniających powodzenie. Człowiek, który jest wewnętrznie spójny i poukładany, zna swoje powołanie i płynie przez życie w harmonii. I nawet jeśli nie da się z nim pogadać o duchowości, tak naprawdę tą duchowość w pełni reprezentuje. Duch, który jest harmonijnie połączony z Ciałem, umie w pełni realizować się w wymiarze fizycznym, co więcej – umie go efektywnie zmieniać na lepsze. I nie potrzebuje do tego żadnych ezoteryk, magii ani praktyk duchowych. Dlatego społecznik może mieć w sobie więcej mocy i Ducha, niż niejeden adept duchowości odlatujący w przestworza (czyt: uciekający od Życia – żeńskiego przejawu Absolutu). To właśnie życie i materia, jako przestrzeń dla wyrażenia się Ducha, są miarą jego dojrzałości, mądrości i mocy, a nie jakość „odlotów” duchowych, bo te i tak czekają każdego człowieka po śmierci.
5. PUŁAPKA – ZASADY CZYSTOŚCI DUCHOWEJ
Lucyferyczna duchowość to taka, która tworzy zasady czystości duchowej, a wszystko inne piętnuje jako zagrożenie dla duszy a nawet grzech. Najważniejszym jest utrzymanie swojej świadomości w wysokich, jasnych wibracjach – energiach a przeszkadzają temu między innymi:
– agresja
– złość
– seksualność (najlepiej wg wielu praktyków duchowych-  energię seksualną przepuścić przez wyższe czakry, żeby zamieniła się w duchową)
– telewizja
– materializm
– pieniądze
– oglądanie filmów o innej tematyce niż duchowa
– słuchanie muzyki „niskich wibracji” – np techno, pop, rocka czy metalu  i tak dalej, więcej absurdów nie chce mi się wymieniać
Znam takich pseudo-mistrzów duchowych, którzy nie akceptowali żadnej z powyższych rzeczy i głosili kompletnie nienaturalne zasady rozwoju duchowego opartego na wstrzemięźliwości i ograniczeniach, po to by utrzymać czystość ducha i myśli. Otóż nie ma czegoś takiego jak czystość ducha i myśli. Dążenie do tego łatwo się może skończyć paranoją i frustracją, gdy zaczną nas atakować energie odrzucone, czyli te „niższe i ciemne”, których się wyrzekliśmy. Taki jest mechanizm psychologiczny oraz duchowy i nic na to nie poradzimy. Człowiek ma swoją jasną i ciemną stronę, swoją wyższą i niższą, swoją czystą i brudną, grzeszną. Tak zostaliśmy stworzeni i tego nie zmienimy żadnymi praktykami wstrzemięźliwości oraz wyrzekania się rzeczy, które notabene nie decydują o duchowości. To błędne koło – wyrzekanie się zawsze rodzi drugi biegun czyli przymus. Prędzej czy później popadniemy w skrajność, od której uciekliśmy, dlatego daremna to droga. Nauczmy się być w pełni ludźmi bo wszystkie nasze jasne i ciemne strony, niskie i wysokie wibracje są potrzebne i do czegoś służą – na przykład niszczeniu albo budowaniu mostów między ludźmi. Ograniczenia i piętnowanie innych praktyk jako grzesznych niestety nie buduje mostów tylko je niszczy. Zaakceptujmy nasze Ciało i jego potrzeby – w tym seksualne, dbajmy o higienę psychiczną, która czasem potrzebuje odprężenia i przyjemności.  Kochajmy siebie i innych takimi jakimi jesteśmy a nie jakimi chcielibyśmy być. 
Nie ma pełnej duchowości bez cielesności i seksualności, bo są one częścią jaźni każdego człowieka. Udawanie, że jesteśmy czyści od spraw ciała i seksu i zaniedbywanie tych sfer jest duchową hipokryzją i lucyferycznym dążeniem do doskonałości duchowej,  która jest iluzją i wyrazem pychy, aczkolwiek na tej iluzji bazuje wiele ścieżek. Możemy robić wszystko, o ile nikogo tym nie krzywdzimy.
Wszystkie nasze ciemne i „niższe” aspekty i wzorce ukierunkujmy na dążenie do jedności a nie do wyrzekania się, tłumienia, niszczenia czegokolwiek  w imię dążenia do utopijnej doskonałości bo to prowadzi do rozłamu wewnętrznego i zewnętrznego poprzez tworzenie cienia psychicznego w podświadomości. Psychika jest pełnią, ma swoje jasne i ciemne cechy bo NIKT NIE JEST OD NICH WOLNY, chodzi o to, że mamy nad nimi zapanować, przepracować i właściwie ukierunkować. Nie da się czegokolwiek w sobie zniszczyć ani wyrzec, bo to powróci prędzej czy później. Dlatego praktyki duchowe oparte na wiązaniu się z tylko z jednym biegunem psychicznym –  są po prostu niezgodne z mechanizmami działania umysłu i tworzą później problemy z alter ego i cieniem projektowanym na otoczenie, co  może objawić się problemami i zamętem w różnych sferach życia.
ROZWÓJ DUCHOWY
Rozwój duchowy najogólniej to nauka wyrażania siebie w sposób coraz bardziej prawdziwy i doskonały, co umożliwia coraz pełniejszą i piękniejszą relację miłości – z drugim człowiekiem, światem, wreszcie Absolutem (Bogiem, Boginią). Rozwój duchowy nie potrzebuje powtarzalnych czynności typu klepanie afirmacji, modlitw, mantr i rytuałów. Paradoksalnie jest wędrówką w przeszłość – przedzieraniem się przez cały materiał podświadomości, nagromadzony od pierwszego oddechu, który wydaliśmy przychodząc na świat. W tej właśnie podświadomości, konfrontując się z jej negatywnymi projekcjami (cieniami, demonami albo iluzjami wg Buddy), uwalniamy z nich aspekty Świadomości – Ducha. Dzięki temu scalamy je z „górą” a podświadomość oczyszczamy. W tą oczyszczoną z cieni podświadomość (Ciało) wnika potem scalony i zintegrowany Duch, wypełniając wszystkie jej warstwy – ciała subtelne człowieka. Rolą kobiet jest wejść w żeńską połówkę Duszy czyli Ciało, a mężczyzn –  w męską czyli Ducha. Na tym polega każda praktyka duchowa  – wschodnia i zachodnia, tylko ich twórcy nie rozpoznali, że jedna praktyka zakotwicza w męskiej roli, a druga w żeńskiej i zupełnie niepotrzebnie wzajemnie się podważają. Mamy to w buddyzmie, gdzie Pustką jest oczyszczona podświadomość (Ciało – Forma), w którą wnika Świadomość (Duch). W chrześcijaństwie  Matka Boska jest archetypem czystego (niepokalanego) Ciała a Duch Święty – Świadomością Boga, który w nią wnika. Na tym polega też Kundalini – uwolniony z ziemi (nieświadomości) Duch wnika i wypełnia Ciało człowieka. Nawet w judaizmie termin Szechina oznacza Ducha w „przybytku”, czyli po prostu w Formie,  w Ciele.  Duch wcielony staje się żywą obecnością Boga, dlatego ludzie, którzy przeszli ten proces stają się nauczycielami i mistrzami. Wszystkie religie i filozofie mówią tak naprawdę o tym samym, tyle, że używają różnych metafor i nazw na określenie uniwersalnego procesu wypełniania Duchem  (Świadomością Boga) całej Nieświadomości – Ciała człowieka. Ta komunia Ducha w Ciele, Boga w Bogini, jest aktem zaślubin przeciwieństw, Hieros Gamos, mistyczną tantrą, błogością, stanem Duszy i pełną relacją z Absolutem,
Całą praktykę duchową, można sprowadzić do rozjaśniania świadomością, miłością i akceptacją wszystkich zakamarków, wzorców, cieni podświadomości, po to, by dotrzeć do jądra naszej jaźni. Tam z najgłębszej ciemności,  po  przepracowaniu przyczyny naszego największego, pierwotnego lęku i pustki (zmierzenie się z archetypem Cienia na poziomie Niszczyciela, podczas którego występuje śmierć duchowa), wydobywamy z mroku tak zwany kamień filozoficzny – czyli archetypowy skarb. Jest to najczystszy (pozbawionym już zniekształcających projekcji) obraz Ducha i Ciała,   Wyższej Jaźni, Boga i Bogini. To może być na przykład:  Absolut, Pustka – Pełnia, Anioł, Logos, Duch Święty, Matka Boska, Jezus, Sziwa, Budda, Sakti,  bóg, bogini z kultów pogańskich,  czy inny boski archetyp (to może być też figura, symbol, itd) na który dotąd patrzyliśmy przez pryzmat naszego cienia i nieprzepracowanych wzorców podświadomości. Tenże obraz -boski archetyp jednocześnie zawiera informację o naszej prawdziwej tożsamości i powołaniu, dla którego znaleźliśmy się na tej ziemi, ponieważ jest naszym Rodzicem i jednocześnie drugą połówką Duszy.
Bo mechanizm jest zawsze taki sam – na Wyższą Jaźń patrzymy zawsze przez wzorzec (cienia) jaki produkuje podświadomość, dlatego bez porządnego wgłębienia się w nią i przepracowania wszystkich toksycznych „programów” nie można mówić o żadnym „rozwoju”. Przy zasyfionej podświadomości, Wyższa Jaźń może się nawet jawić demonicznie, to kolejny paradoks duchowy, ale z punktu widzenia psychologii całkowicie rozpoznany (mechanizm cienia, za którym stoi potencjał widziany w negatywie).
Dla ateistów po przepracowaniu podświadomości i wszystkich archetypów cienia po prostu następuje spotkanie ze swoim prawdziwym Ja, swoim Duchem, archetypem jaźni, który odtąd pomaga im się przebudzić i odkryć wewnętrzną wolność, prawdziwą tożsamość.  I tyle. Przedzierając się przez przeszłość jaką symbolizuje nasza podświadomość jednocześnie docieramy do naszej przyszłości – czyli Wyższego Ja.  Proszę zwrócić uwagę na ten kolejny paradoks duchowy: droga do przyszłości (wyższej świadomości) prowadzi przez przeszłość (Niższa Jaźń, podświadomość).  Po oczyszczeniu całej podświadomości docieramy do stanu  przed fizycznymi narodzinami i wchodzimy w stan tzw edeniczny, w którym byliśmy przed przyjściem na świat, ale różnica jest taka, że wracamy do tego jako Świadomość Duszy, czyli jesteśmy dojrzali do relacji z Absolutem. Odnajdujemy się w stanie Tu i Teraz, który jest zwornikiem łączącym stan przeszły naszej jaźni (podświadomość, Ciało, Niższa Jaźń) z przyszłym (Nadświadomość, Wyższa Jaźń). To stan duchowy, który może osiągnąć każdy człowiek,  niezależnie w co wierzy.  Jak widać nikt nie ma wyłączności na „rozwój”, nie ma lepszych i gorszych.
Można to osiągnąć w prosty sposób – odwołać się do Nadświadomości, Rodzica, od którego pochodzi ego (ego jest świadomością ograniczoną, podzieloną, dlatego projektuje stan dysharmonijnego wnętrza na życie). Nadświadomość, w formie symboli boskich – męskiej i żeńskiej emanacji Absolutu czyli Ducha i Ciała – Boga i Bogini (którzy jak wspomniałam, mogą przybrać DOWOLNY wygląd) zaczyna prowadzić ego w nieświadomość, w genialnym i skutecznym procesie integracyjnym. Warto zrozumieć, że ego samo siebie nie oświeci, tak jak dziecko samo się nie wychowa. Pod przewodnictwem jedynych tak naprawdę, boskich Mistrzów i Rodziców człowieka, następuje  uwalnianie wszystkich aspektów świadomości uwięzionych w podświadomości i ego rozkwita do poziomu duszy. Nie trzeba robić nic, poza wejściem w relację miłości ze swoim duchowym Rodzicem, rozumieniem symbolicznego języka Wyższej Jaźni i pracy ze snami, wizjami, cieniami, wzorcami i programami, które po kolei WJ wywleka z nieświadomości. Nie potrzeba tutaj żadnej nadgorliwości, rytuałów itd, wystarczy iść za tym, co pokazuje nam Wyższa Jaźń w snach, wizjach, poprzez synchronie w życiu. Ze wszystkiego co ego postrzega jako negatyw,  ma nauczyć się wydobyć wiedzę i duchowy potencjał w harmonii, a nie uciekać przed swoją ciemną stroną.  Mimo to, powstają na ten temat rozległe doktryny, filozofie, religie i ich instytucje, skomplikowane ścieżki, mnóstwo niepotrzebnych zasad i rytuałów, nieskutecznych afirmacji i ćwiczeń, które zamiast prowadzić do duchowej wewnętrznej wolności tak naprawdę zniewalają schematami dualizmów np kar i nagród, czystości i grzechu , jasności i ciemności itp. Nie mówiąc o uwikłaniu człowieka w nerwicę duchową, czyli wmówienie mu, że od danych czynności (np wyklepanych modlitw, mantr, zapalanie świeczek, ćwiczeń energetycznych, oczyszczania codziennie aury itd) zależy jego rozwój duchowy, co jest bzdurą. Duchowość to dojrzewanie do relacji miłości poprzez rozwój Świadomości, a Świadomość jest ROZUMIENIEM natury swojej i świata na coraz wyższym poziomie asymilacji paradoksów. Rozumienie najgłębszych przyczyn – prawd, przekłada się na uwolnienie z cierpienia i na jakość życia, ponieważ wolność umysłu idzie w parze ze skutecznością działania. Życie układa się w harmonii, zgodnie ze stanem wnętrza, a ściślej – oczyszczonej podświadomości, w którą wnika wreszcie Duch czyli Wiedza, czemu towarzyszą tzw olśnienia na poziomie myślenia oraz doznania błogości na poziomie Ciała.
Warto jeszcze dodać, na przekór niektórym trendom ezoterycznym, że my w procesie duchowego rozwoju, nie mamy być aseksualnymi, nie myślącymi, obojniaczymi i zakotwiczonymi w „nicości” (jako błędnie pojmowanej pustce) „amebami”, ponieważ jest to niezgodne z wolą Absolutu i kierunkiem ewolucji – czyli Jego Duchem wyrażającym się w Materii. Po to mamy wykształcony mózg i płeć, by móc wznieść swoje myślenie, osobowość, miłość i seksualność na poziom Wyższej Jaźni, co umożliwia duchową, fascynującą i inteligentną relację z Absolutem. Próba degradacji siebie – swojej cielesności, seksualności, myślenia, osobowości itd  jest  duchowym samobójstwem, cofaniem się w rozwoju, ucieczką od relacji miłości, która zobowiązuje do pełni wyrażenia się. Zwłaszcza, że Bóg i Bogini – zbiorowy umysł żeński i męski, na podobieństwo których powstaje każda jednostka – kobieta i mężczyzna, jak najbardziej mają płeć, seksualność, pragnienia, osobowości i MYŚLĄ w sposób inteligentny a nawet genialny, o czym wie każdy, kto ma kontakt z Wyższą Jaźnią. Różnica między Nimi a człowiekiem polega na tym, że wyrażają Siebie w sposób doskonały, harmonijny i w imię miłości. Ta miłość wcale nie jest okrojona, cukierkowa i jasna, tylko nieskończenie fascynująca i ma wiele barw – także i ciemnych, tyle, że nie są toksyczne, egoistyczne jak w świecie ludzi ale… rozwijające i uświęcające. Ego człowieka nie potrafi wznieść się na ten poziom umysłu Boga i Bogini, dlatego łatwiej mu wyprzeć aspekty problematyczne, nad którymi nie panuje, czyli np swoją seksualność czy ciemną, perwersyjną stronę. Z powodu swojej niewiedzy, nieoczyszczonej podświadomości,  wewnętrznego podzielenia, człowiek jest uwikłany albo w jednym biegunie albo w drugim, co rodzi fałszywą tożsamość, frustrację i toksyczność w relacji miłości i seksu.
Zamiast prowadzić do ROZUMIENIA I CAŁOŚCI, do PEŁNI wszystkich aspektów człowieka (jasnych i ciemnych,  duchowych i  cielesnych) ścieżki duchowe i ezoteryczne narzucają schemat dzielenia i wyparcia wybranych naturalnych przejawów umysłu, ciała, świata i życia, najczęściej demonizując cielesność, materię i seksualność.  Natomiast prawdziwa duchowość to dojrzała świadomość, która niczego nie wypiera, tylko potrafi łączyć przeciwieństwa w harmonijną jedność.
Dlatego religie oraz bogata, spisana wiedza mistyków jak najbardziej powinny być źródłem inspiracji do duchowego rozwoju, ale nauczmy się odróżniać co w nich rzeczywiście pochodzi od Boga, a co od nieprzepracowanych wzorców psychicznych ludzi, którzy wieki temu wpadali w te same pułapki duchowe co każdy z nas współcześnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz