sobota, 30 września 2017

Przebudzenie: dzień przed


Wywiad z Igorem Witkowskim, wiz­jonerem i pis­arzem, badaczem początków ludzkości, prop­a­ga­torem idei kos­micznej współpracy, lau­re­atem Nagrody Hon­orowej Niez­nanego Świata za 2016 r.

roz­mawia: Jędrzej Fijałkowski
Jesteśmy w czarnej dzi­urze, świat osza­lał, zagu­bil­iśmy drogę nie tylko do udu­chowienia, ale i zwykłej przyz­woitości. Nie ma auto­ry­tetów, nie ma wizji przyszłości. Zdążamy ku glob­al­nej katas­trofie. Tym­cza­sem z Pańs­kich książek wynika, że jest Pan optymistą: widzi „światełko w tunelu” i prog­nozuje, że pośpieszą nam z pomocą inne kos­miczne cywiliza­cje. Z ich wspar­ciem wszys­tko napraw­imy. Optymizm to towar wyjątkowo defi­cy­towy. Kto go Panu dostarcza?
– Optymizm bierze się stąd, że ja miałem z Nimi kon­takt. Nawet nie jeden. O szczegółach wolałbym jed­nak nie mówić. Dzięki temu wiem, że ist­nieje konkretny plan odnowienia Ziemi i prze­bu­dowa­nia naszej tożsamości. Więcej – ja widzę, że to się już dzieje, choć więk­szość ludzi wciąż jeszcze tych zmian nie dostrzega. Wiem także, jak to się skończy – musi przynieść konkretny, pozy­ty­wny efekt. Po prostu nie ma innego wyjścia.
We Wszechświecie obow­iązują pewne uni­w­er­salne, odwieczne zasady, które wymuszają konieczność roz­woju, my zaś jako raczku­jąca cywiliza­cja jesteśmy zobow­iązani, we włas­nym intere­sie, je zaak­cep­tować. Dzi­ała­nia Kos­micznych Braci nato­mi­ast mają świad­czyć, że trak­tują nas jak część Kos­mosu, którą zawsze byliśmy, i że więź, jaka nas łączy, oblig­uje ich do wyrów­na­nia dys­pro­por­cji, które ist­nieją między nimi a nami. Takie jest po prostu kos­miczne prawo. Tym bardziej, że wes­zliśmy na kry­ty­czną ścieżkę, która mogłaby doprowadzić do całkowitej zagłady. Ci więc, którzy mają więcej doświad­czenia, usiłują nas z tej drogi zawrócić.
Optymizm czer­pię także z wiedzy o tym, jak Kos­mos funkcjonuje, jakie prawa w nim panują. Jeśli cywiliza­cje w ogóle są (załóżmy…) i rozwi­jają się od mil­ionów czy mil­iardów lat, to te, które przetr­wały nie­zlic­zone zagroże­nia wieku młodzieńczego i pełnią obec­nie wiodącą rolę, muszą być, na zasadzie praw ewolucji, bardzo sil­nie ukierunk­owane na rozwój. W efek­cie prawo jego wspiera­nia jest w Kos­mosie prawem najwyższym. Gdyby chodz­iło np. o sce­nar­iusz z filmu Wojna Światów, to byśmy teraz nie roz­maw­iali. Poza tym, jeśli przyjrzeć się różnym dzi­wnym wydarzeniom z his­torii ludzkości, nietrudno dostrzec, że wielokrot­nie już próbowano nas pok­ierować we właś­ciwą stronę.
– Czy real­iza­cja tego pomysłu dojdzie do skutku i przyszłość będzie wyglą­dała tak, jak Pan to ujął, stupro­cen­towej pewności oczy­wiś­cie nie ma.
Wygląda na to, że jest Pan abso­lut­nie przeko­nany o takim roz­woju sytu­acji. Po przeczy­ta­niu pier­wszego tomu z serii „Instrukcje prze­budzenia” byłem oszołomiony ogromem przed­staw­ionych fak­tów potwierdza­ją­cych Pańską tezę. Fak­tów, które nie pozwalają mieć wąt­pli­wości, że jest tak, jak Pan pisze. Bada­nia piramid i innych wiekowych obiek­tów, które niejed­nokrot­nie sam Pan odwiedzał, fotografował i robił obliczenia, arte­fakty „zakazanej arche­ologii”, niesamowite linie na mapach, koś­cioły na mega­l­i­ty­cznych świą­ty­ni­ach… To, jak Pan pisze, „niemal stupro­cen­towe dowody”. A jed­nak Pańska kon­cepcja dla prze­cięt­nego zjadacza chleba jest karkołomna: oblicze świata, w którym żyjemy, musi ulec meta­mor­fozie, ponieważ w prze­ci­wnym razie świat ten ode­jdzie w niebyt, jedynym zaś ratunkiem są Obcy, którzy tysiące lat temu pozostaw­ili na Ziemi ślady swo­jej byt­ności. Myśli Pan, że wszyscy ludzie chęt­nie wyjdą im naprze­ciw z gołąbkami pokoju w ręku, nie bacząc, że pro­ponowana roz­wo­jowa przyszłość, pełna miłości i zrozu­mienia, pozbawi ich ulu­bionej nien­aw­iści, mamony, uciech fizy­cznych i możli­wości popeł­ni­a­nia wszys­t­kich sied­miu grzechów głównych?
By odpowiedź stała się jasna, muszę krótko opisać, dlaczego jest w ogóle jakiś plan wobec Ziemi. Stanowi to kon­sek­wencję faktu, iż ludzkość stworzyła bardzo poważne zagroże­nie dla swo­jej przyszłości, którego nie jest w stanie dostrzec, mimo wezwań płyną­cych z różnych kierunków. Zatraciła zdol­ność do roz­woju i nie widzi rzeczy pod­sta­wowych, tworzy zagroże­nia mogące pch­nąć ją ku wojnom domowym, nowemu śred­niowieczu itp. Przede wszys­tkim jed­nak zna­j­duje się na progu potężnego kryzysu, jakiego jeszcze nigdy nie było. I kryzys ten nie spadł z nieba, lecz jest kon­sek­wencją decyzji, o jakich w ogóle się nie mówi. Jeśli nakładają się na to dra­maty­cznie naras­ta­jące dys­pro­por­cje mate­ri­alne, groźba wojny religi­jnej w obrę­bie samego Zachodu, rysuje się sce­nar­iusz bardzo ponury, który – jakby mało było doty­chcza­sowego zas­toju – mógłby nas nawet cofnąć. Prob­lem imi­grantów także pojawił się w wyniku real­i­zowa­nia przez Zachód poli­tyki desta­bi­liza­cji Bliskiego Wschodu. To tylko wyr­wane z kon­tek­stu przykłady, bo destrukcja i zastój są w naszym świecie po prostu wszechobecne.
Czytel­nicy Niez­nanego Świata aku­rat dobrze wiedzą, ilu rzeczy nauka nie jest w stanie dostrzec. Nie będę wyliczał wszys­t­kich ist­nieją­cych blokad men­tal­nych, ale z punktu widzenia Obcych w naszym roz­woju osiągnęliśmy punkt zwrotny. Owa mamona i nien­aw­iść – to metody sterowa­nia ludźmi, od których muszą się oni wresz­cie uwolnić…
A co do gołąbków pokoju, wcale nie muszą wychodzić z nimi na pow­i­tanie wszyscy. Chodzi głównie o to, żeby ludziom pokazać prob­lem i dać im rozwiąza­nia, jakich sami by raczej nie stworzyli. Nie będzie żad­nego przy­musu. Niek­tóre jed­nos­tki, jak i kraje nie będą w stanie pójść do przodu, ku oświece­niu, ale wystar­czy, że pow­staną oazy światła, by prob­lem się rozwiązał. Bo ci, którzy zostaną z tyłu, jeśli tacy będą, po jakimś cza­sie po prostu przes­taną mieć wpływ na cokol­wiek. To, co opisuję w książkach, służy pokaza­niu nie tylko innej his­torii ludzkości, ale dostar­cza też dowodów, jak wielu spraw nasz świat nie jest w stanie dostrzec. Różnych spraw, w sumie jed­nak można to chyba nazwać brakiem duchowości.
W swoich stricte naukowych oraz świato­poglą­dowych rozważa­ni­ach zauważa Pan, że rozwój kul­tury „jest zwrot­nicą, mogącą ukierunk­ować rozwój sytu­acji w przyszłości. Na razie nie jedzie (…) żaden pociąg, ale pojawi się on, gdy tylko na Zachodzie będą widoczne zała­ma­nia sys­temu. Wtedy wyłonią się pyta­nia o dal­szą drogę roz­woju…”. Przy­pom­ina mi to moją ulu­bioną his­torię, którą zawsze obdzielam wąt­pią­cych. Otóż między Włochami a Aus­trią, na stromych zboczach Alp, położone jest miasteczko Sem­mer­ing. Ogrom­nym nakła­dem pracy wydrążono w litej skale tunel i zbu­dowano linię kole­jową łączącą Wiedeń z Wenecją. Paradok­salne, że doko­nano tego, zanim skon­struowano pociąg, który był zdolny tę trasę pokonać. Co znaczy wiara i zde­cy­dowana wizja…
Ale, jak ustalil­iśmy na początku roz­mowy – jest Pan optymistą. Jeśli bowiem kul­tura ma zmienić świat…
– Fakt, że zmi­ana będzie miała charak­ter kul­tur­owy, nie mając nic wspól­nego z zagładą, zniszcze­niem czy też III wojną świa­tową, potwierdzają nawet źródła religi­jne, choćby objaw­ienia w Aki­cie w Japonii w lat­ach 80XX wieku. W objaw­ie­niu z Med­ju­gorie podana jest nawet dokładna data tego przełomu, jed­nak została ona przez Koś­ciół uta­jniona, pewnie z obawy przed niepotrzebną paniką. Podob­nie jest zresztą z objaw­ie­niem fatim­skim, którego pełen przekaz nadal nie jest dostępny dla wszys­t­kich. Gdy sięg­niemy do Apokalipsy św. Jana, zna­jdziemy tam taki tekst: W swo­jej prawej dłoni miał sie­dem gwiazd, a z Jego ust wychodził ostry miecz obosieczny, a Jego twarz jaś­ni­ała jak słońce w pełnej mocy. Był to posłaniec, podobny do Syna Człowieczego, miecz, zaś jako język – to ale­go­ryczna zapowiedź przekazu infor­ma­cji. Infor­ma­cji, jak ów miecz — obosiecznej. Niosącej dla jed­nych złe, dla innych dobre nowiny.
To wyraźna wskazówka, że nawet w Bib­lii mamy zapowiedź szoku kul­tur­owego, wstrząśnię­cia ludźmi przez potężny przekaz wychodzący z ust. Przekaz prawdy.
Zapowiedzi Obcych, przepowied­nie, a nawet objaw­ienia religi­jne – wszys­tkie w grun­cie rzeczy mówią więc o tym samym. Tu zdradzę pewien szczegół z uta­jnionego przesła­nia z Med­ju­gorie, które pojaw­iło się w maju lub czer­wcu 2012 roku. Wynikało z niego, że się wiosną 2017 r. pojawi potężny znak. Nie ma pewności, czy tak będzie, aczkol­wiek są i inne syg­nały na ten temat, których jed­nak wolę szerzej nie opisy­wać. Nieza­leżnie od tego w Watykanie panuje już zamieszanie w związku z tym, że w Fatimie padła zapowiedź wielkiego szoku, a wiosna 2017 to również stule­cie tej zapowiedzi.

Igor w drodze
Dochodz­imy do tego, jaką rolę w nad­cią­ga­ją­cych cza­sach mogłyby pełnić Pana książki – udoku­men­towane w sposób niezwykle pre­cyzyjny i przekonu­jący, zaw­ier­a­jące najnowsze wyniki badań naukowych z całego świata. Nie należy Pan jed­nak do najpop­u­larniejszych pis­arzy między Odrą i Bugiem. Czy nie czuje się Pan nieco bezradny, siedząc w psy­chotron­icznej niszy? Jest Pan czy­tany głównie w środowisku, które aku­rat nieźle ori­en­tuje się w tej tem­atyce. Mało kto nato­mi­ast w obrę­bie innych grup społecznych trak­tuje takie pub­likacje serio. Ilu ludzi gotowych jest na zmi­anę? Ilu zechce ją przyjąć?
– Nie ma żad­nego znaczenia, że nie jestem w stanie prze­bić lit­er­atury dla uczest­ników wyś­cigu szczurów… TO będzie się upowszech­niać różnymi kanałami, poprzez słowo, książkę, inter­net. Ludzie już zaczy­nają zauważać, że coś dzi­wnego dzieje się z naszym światem, zwłaszcza od momentu, gdy zaczęto mówić o początku końca Unii. Wyczuwają to, przy­na­jm­niej w Polsce, zaskaku­jąco dobrze. A niedługo zaczną dostrze­gać o wiele bardziej. Moim zadaniem nie jest przemie­nie­nie całego społeczeństwa, lecz pokazanie drogi wyjś­cia, rozwiązań. Proszę mi wierzyć – jestem pewien, że przy­na­jm­niej Polacy uch­wycą sens przemian. Nie ma obawy.
Już Max Planck stwierdził, że nowe idee nie dlat­ego są w końcu akcep­towane, że ludzie się do nich przekonują, ale że wymier­ają, a nowe pokole­nie dojrzewa już z nimi oswo­jone. I właśnie to nowe pokole­nie otworzy się na przemi­any o wiele łatwiej. Tego doty­czy zupełnie odrębny plan, którego na razie nie opisuję…
Błę­dem jest więc przykładanie tu miary obec­nych ograniczeń kul­tur­owych i przekonań. Proszę mi wierzyć, że inteligencje kos­miczne są naprawdę doskon­ałe w swoich skutecznych dzi­ała­ni­ach, na które zuży­wają o wiele mniej energii i szumu, niż my. Mają w tych sprawach duże doświadczenie.

W swoim sied­miok­sięgu „Instrukcje prze­budzenia” wspom­ina Pan często o „Księdze Uran­tii”. To przekaz Stamtąd, ode­brany przez jed­nych ekstrasen­sów, którego wiaro­god­ność potwierdz­iło wielu innych. Od braci z Wszechświata płyną rady, co robić, jak prze­jść od umysłowej degren­go­lady do duchowego rozk­witu. Jed­nakże ist­nieje mnóstwo innych przesłań, zapeł­ni­a­ją­cych głównie półki z sen­sacją i przynoszą­cych niezłe hon­o­raria autorom. Skąd więc pewność, że Księga jest aut­en­ty­cznym dro­gowskazem, przekazem od tych, który pragną nam pomóc w imię dobrostanu całego Wszechświata? Czy mamy jakąś gwarancję, że podobne przekazy są prawdziwe?
– Nie mamy gwarancji. Wiele z tych przesłań jest albo całkowicie wys­sana z palca, albo okazuje się tylko częś­ciowo prawdą, a częś­ciowo manip­u­lacją, mającą na celu osiąg­nię­cie określonych celów przez pozaziem­skie lub ludzkie istoty. Na szczęś­cie zaan­gażowani w ten pro­jekt są w stanie dostrzec, które z przekazów są prawdziwe.
Księga Uran­tii, niedawno zresztą wydana w języku pol­skim, potwierdza wydarzenia, które miały już miejsce, trwają lub w niedalekiej przyszłości się ujawnią, co zaczyna być sprawdzalne. Stąd zau­fanie, że pow­stawała z inspiracji Obcych. Że jest to możliwe, doświad­czyłem na włas­nej skórze, mogę więc mówić o tym z więk­szą pewnoś­cią. Nato­mi­ast nie mogę stwierdzić z całkow­itą pewnoś­cią, czy to także nie jest forma manip­u­lacji. Gdy jed­nak widzę, że nie mamy do czynienia z pus­tosłowiem upraw­ianym pod hasłem kocha­jmy się i uśmiecha­jmy, lecz tworzy się pewna spójna, zazębi­a­jąca się w każdej dziedzinie wizja – daję temu wiarę.
Jak się wydaje, tak właśnie wygląda rzecz z Księgą Uran­tii. Nie twierdzę, że to jedynie słuszna prawda, bo byłoby to typowo ludzkie pode­jś­cie. Ale ona coś tworzy, wywołuje jakiś pozy­ty­wny fer­ment i to mnie przekonuje. Pon­adto można tam znaleźć wiele odniesień do ewolucji wierzeń i w ogóle ewolucji myśle­nia, co bardzo mnie intere­sowało, a czego nigdy nie dowiemy się z wykopalisk arche­o­log­icznych. W tym, intere­su­ją­cym mnie sen­sie, Księga Uran­tii stanowi źródło jedyne w swoim rodzaju. Nie wyk­luczyłbym też, że wskazuje ona celowo także mroczne strony religii (religii jako insty­tucji w ogóle, nie tylko chrześ­ci­jańskiej) po to, by zas­tanowić się, czy jej niere­for­mowalne i skost­ni­ałe dok­tryny nie blokują możli­wości naszego przyszłego duchowego rozwoju.
Koś­ciół zresztą – o czym wiem z kon­tak­tów, które posi­adam – także ma świado­mość nad­chodzą­cych przemian. Ich wizja jed­nak jest wizją powrotu do Koś­cioła Jezu­sowego, do początków chrześ­ci­jaństwa. Ale nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. To będzie zupełnie coś nowego.
Nasza roz­mowa może wydawać się wizją abso­lut­nie fan­tas­mago­ryczną. Wskazuje Pan na logikę, którą charak­teryzuje się plan wprowadzenia ludzkości na wyższy poziom duchowy i kul­tur­owy, niem­niej wszys­tko to nadal są rozważa­nia teo­re­ty­czne. Czy moglibyśmy je pode­przeć, jak sam Pan wspom­niał na początku, „niemal stupro­cen­towymi dowodami”?
– Rozważa­nia teo­re­ty­czne, wspo­ma­gane logiką, mają swoje potwierdze­nie w setkach znalezisk oraz zjawisk funkcjonu­ją­cych w naszym świecie. Nie da się ich inaczej wytłu­maczyć, niż tylko pozostaw­ie­niem na Ziemi przed tysią­cami lat syg­nałów zapowiada­ją­cych zmi­any w momen­cie, kiedy ludzkość dojrzeje do przełomu, określanego przez nią jako Era Wod­nika. Dopiero dziś potrafimy te syg­nały odnaleźć, zrozu­mieć i nawet inter­pre­tować. Pokazują one, że w przeszłości miały miejsce ingerencje oraz przekazy niemożli­wej wiedzy.
Nie da się wszys­tkiego zrzu­cić na przy­padek, albo zamieść pod dywan. Piramidy w wielu zakątkach świata zaw­ier­a­jące przekazy geom­e­tryczne i matem­aty­czne, wartości liczbowe – liczba Pi, ciąg Fibonac­ciego, odkryte dopiero tysiące lat później, wielotonowe bloki skalne obro­bione z dokład­noś­cią do 0,1 mm i wydrążone wewnątrz w taki sposób, że jeszcze dziś nie potrafil­ibyśmy sobie dać rady z podobną tech­niką, linie na płaskowyżu Nazca, mapy liczące ponad 1500 lat, na których wid­nieją oba kon­ty­nenty amerykańskie, cza­szka z krysz­tału, bez widocznych najm­niejszych śladów obróbki i tysiące innych, podob­nych przykładów… – nie da się wytłu­maczyć w inny sposób, niż tym, że Ziemię już dawno musieli odwiedzić Kos­mici, pozostaw­ia­jąc te znaki do odkrycia ludziom przyszłości.
Jakie to ma znacze­nie? Przede wszys­tkim ukazuje, że nauka nie była dotąd w stanie dostrzec dowodów, bowiem, jak cała obecna cywiliza­cja, nie jest w stanie zobaczyć tego, co ma tuż przed nosem. Wymaga więc zre­for­mowa­nia – i z tego punktu widzenia wszys­tko to służy przyszłej trans­for­ma­cji. Nie oszuku­jmy się, to były potężne przed­sięwz­ię­cia stanow­iące niejed­nokrot­nie główne doko­na­nia innych cywiliza­cji, zatem na pewno miały log­iczny cel. Nasza cywiliza­cja nie widzi czegoś takiego jak dzi­ała­nia dłu­go­falowe, ale właśnie po tym poz­na­jemy, że nie ona za tym stała.
Najbardziej niepraw­dopodobne są jed­nak ruiny Puma Punku – mon­u­men­tal­nego kom­pleksu świą­tyn­nego, kul­towego obiektu zamierzchłej cywiliza­cji, leżącego nieopo­dal Tiahua­naco w Boli­wii na wysokości około 3800 m n.p.m. Zbu­dowane są z niepraw­dopodob­nie obro­bionych bloków andezytu oraz dio­rytu, jed­nych z najt­ward­szych skał, trans­portowanych z odległego o 15 km miejsca w pobliżu jeziora Tit­i­caca. Najwięk­szy z tych mono­litów ma wymi­ary 8,71m x 5,17m x 1,07m. Całość przy­pom­ina wielką budowlę ze ściśle dopa­sowanych i skom­p­likowanych klocków lego. Zain­tere­sowanych szczegółami odsyłam do moich książek, a tu jedynie powiem, że znaleziono tam blok skalny z wewnętrznym otworem o kwadra­towym przekroju, tworzą­cym cztery skręty pod kątem 90 stopni każdy! Pod­czas badań podobny otwór usiłowano zro­bić w skale za pomocą współczes­nych narzędzi i próba ta zakończyła się sro­motną porażką.
Ostat­nio okazało się, że w pro­por­c­jach licznych bloków zawarta jest tzw. stała złotej pro­por­cji, roz­maite wartości tan­gen­sów, liczba Pi, i wiele innych współza­leżności matematyczno-​geometrycznych.
Javier Escalante, znany i zasłużony arche­olog boli­wi­jski, mówiąc w 2001 roku o Puma Punku, stwierdził, iż najnowsze bada­nia pokazują, że wszys­tko, czego tam doko­nano, było wcześniej pro­jek­towane i planowane przed wyko­naniem w kamie­niu oraz, że kom­pleks ten zaw­iera przekazy o charak­terze matem­aty­cznym i geom­e­trycznym, przy czym nade­jdzie czas, kiedy te przekazy dla przyszłości zostaną rozszyfrowane.
Tu istot­nie się nie mylił. Powoli je odkry­wamy. Sam oso­biś­cie badałem ruiny Puma Punku. Pod­czas wykony­wanych pomi­arów odkryłem kilka dotąd jeszcze niez­nanych zależności liczbowych, przekazów matem­aty­cznych. Ruiny tego świą­tyn­nego kom­pleksu są pod każdym wzglę­dem zdu­miewa­ją­cym zjawiskiem, generu­ją­cym pyta­nia, na które współczesna nauka wciąż jeszcze nie znalazła odpowiedzi. Zresztą ona nawet nie stawia takich pytań!

Dyplom laureata Nagrody Honorowej NŚ za 2016 rok
Pana książki, to nie tylko infor­ma­cyjny przekaz o możli­woś­ci­ach i rzeczy­wis­tości, która ma nade­jść. To także pasja, za pomocą której chce Pan przekonać czytel­ników, że wszys­tko jest możliwe, i że ist­nieje – ba, już się tworzy – możli­wość lep­szego jutra. Zdaje Pan jed­nak sobie na pewno sprawę z tego, że gdyby naszą roz­mowę zaprezen­tować gdzieś na forum ludzi niezain­tere­sowanych syg­nal­i­zowaną prob­lematyką, zostal­ibyśmy wyśmi­ani i wyszydzeni…
– Mam tego świado­mość. Jed­nak pojawia się tu sprzy­ja­jąca okoliczność, która polega na potwierdza­niu na każdym kroku wydarzeń, które opisuję w swoich książkach jako przyszłą wizję. I ludzie już zaczy­nają rozu­mieć, że coś się na Ziemi zmienia. To odczu­cie jest coraz powszech­niejsze. Dostrzegam to na spotka­ni­ach, w kon­tak­tach oso­bistych, kore­spon­dencji mailowej. Mniej więcej od roku pojawia się przeko­nanie wieszczące koniec Unii Europe­jskiej, coraz wyraźniejsze są głosy, że Zachód stoi dziś na roz­drożu, ist­nieje przeświad­cze­nie o kra­chu finan­sowym, na rynkach masowo kupowane jest złoto. Te zjawiska będą się nasi­lać, a próba wyśmi­a­nia naszej roz­mowy przy­pom­i­nałaby trochę gogolowskie: Z kogo się śmieje­cie? Z samych siebie się śmieje­cie
Co jest przy­czyną tak dra­maty­cznej sytu­acji całej ludzkości? Niead­ek­watny do współczes­ności paradyg­mat naukowy? Zagu­bil­iśmy cel ist­nienia? Złoty cielec i kor­po­racje stały się współczes­nymi bogami, a nien­aw­iść naszą modlitwą?
– Wszys­tko razem wzięte. Wszys­tko razem jest przy­czyną zała­ma­nia się doty­chcza­sowej wizji świata, wizji ist­nienia, bycia. To są poje­dyncze man­i­fes­tacje jed­nej więk­szej całości. Jedna wyjęta cegła z fun­da­mentu może zawalić dom. Tych cegieł wyjęliśmy znacznie więcej. Czego więc możemy oczeki­wać, jeśli nie katastrofy?
Nauka napotkała na bari­ery nierozwiązy­walne na bazie aktu­al­nego paradyg­matu. Zachód zapętlił się we własne sidła; nie dostrzega, że nad­szedł koniec gospo­darki rabunkowej, za najbliższym rogiem czeka kryzys gospo­dar­czy zupełnie inny, niż ten, który przewidują roz­maici spece od rynków. To coś, czego jeszcze nie było. Nato­mi­ast na pewno będzie on kon­sek­wencją poli­tyki glob­al­iza­cji pomyślanej tak, że eksportu­jemy prze­mysł do Trze­ciego Świata, obniżamy koszty, firmy odno­towują zyski, ale równocześnie ludzie tracą pracę, bo własny prze­mysł zamiera. Ten model jest na dłuższą metę nie do utrzy­ma­nia. Dlat­ego wspom­i­nałem wcześniej o gospo­darce rabunkowej. To doprowadzi do śmierci tego systemu.
Zmi­any nie ograniczają się jedynie do Pol­ski, Europy, czy USA. Nabier­ają mocy glob­al­nej. W ostat­nim cza­sie pow­stały różnego rodzaju świa­towe insty­tucje wywiadu gospo­dar­czego, mające za zadanie określanie w poszczegól­nych kra­jach praw­dopodobieństwa spodziewanych masowych fal rozruchów społecznych. Jedna z nich wymieniła w swoim rapor­cie kilka państw, których te rozruchy mogą dosięgnąć, w tym, niestety, również i Pol­skę, na równi z Libanem i Ara­bią Saudyjską. Niepoko­jąco wyglą­dają także prog­nozy w przy­padku Chin.
Dziś zbier­ane jest żniwo tego, co zostało zasiane. Może to być początkiem roz­padu egzys­tenc­jal­nego Europy. I nie chodzi tu wcale o ataki ter­ro­rysty­czne. Prob­lem w tym, że jeśli rozpocznie się kryzys gospo­dar­czy, a może to nastąpić już wkrótce, wyleje się on po prostu na ulice, prowadząc do ujawnienia wszys­t­kich doty­chcza­sowych napięć w każdej dziedzinie życia. Dys­pro­por­cji mate­ri­al­nych, etnicznych, religi­jnych, kul­tur­owych… I nikt nad tym nie zapanuje, a tę bezrad­ność widać już dziś. To w nieodległej per­spek­ty­wie krach doty­chcza­sowych sys­temów władzy.
Zau­fanie do poli­tyków spad­nie do zera, Ludzie odwrócą się od aktu­al­nego układu, winiąc go za upadek. To wyt­worzy inne niż doty­chczas, odd­olne mech­a­nizmy, które całkowicie prze­budują zachod­nie społeczeństwa (zburzyć stare, by zbu­dować nowe). Nawet gdy­bym nie wiedział tego, co wiem – potwierdza to zwykła logika. Tu nie potrzeba jas­nowidza. W Polsce ten odd­olny ruch już się pojawił. I cho­ciaż wielu ludzi odbiera taką sytu­ację w ponurych barwach, uważam, że jesteśmy mimo wszys­tko w lep­szej sytu­acji. Nam łatwiej będzie zmienić pode­jś­cie do nowych wartości, do nowej wizji społeczeństwa. Sądzę, że nasze społeczeństwo budzi się nieco wcześniej, niż gdzie indziej.
Kiedy przy­jeżdżają do mnie ludzie z Zachodu i przeprowadzają wywiad, czy też robią audy­cję dla telewizji, widzę, że oni mają zupełnie inną per­cepcję rzeczy­wis­tości i dużo więk­sze ograniczenia od nas, Polaków. Wychowano ich od kołyski na tzw. kul­turze masowej i pewnych rzeczy w ogóle nie są w stanie dostrzec. Nie znają żad­nej alter­natywy. To, co podaje prasa i telewizja, jest dla nich pro­gramem do wierzenia. U nas, zanim taką medi­alną infor­ma­cję zaak­cep­tu­jemy, wzbudzi ona dziesiątki wąt­pli­wości. Świad­czy to o tym, że Pol­ska ma pewien atut do wyko­rzys­ta­nia, swoisty hand­i­cap kulturowy.
Nasi Nauczy­ciele, tak myślę, powinni jed­nak chyba w jakiś sposób przy­go­tować nas do zrozu­mienia nad­chodzą­cych zmian. Zostaw­ili, co prawda, mnóstwo arte­fak­tów, świad­czą­cych, że ich powrót będzie nie­u­nikniony, przez te lata przy­było nam rozumu i także nauka zmieniła swoje oblicze, ale prze­cież będziemy wchodzić w te zmi­any z nowym paradyg­matem kulturowo-​duchowym. To jakby inna bajka, na którą nie za bardzo jesteśmy przygotowani…
– I tak się dzieje. To ważna część zmian. W różnego rodzaju zapowiedzi­ach mowa jest o tym, że u ludzi zostanie otwarte trze­cie oko. Oczy­wiś­cie nie w ten sposób, że Oni uczynią to za pomocą jakiegoś mag­icznego zak­lę­cia, lecz udostęp­nią nam sposoby, dzięki którym będziemy mogli to uczynić. Tak, jak robią to zresztą cały czas: nie dają ryby, tylko wędkę. A do nas należy wybór, czy będzie nam się chci­ało chcieć. I jeśli mogę się tu nieskrom­nie pochwalić, mnie się to udało, zaś metodę doty­czącą zdoby­cia tej umiejęt­ności opisałem w siód­mym tomie Instrukcji prze­budzenia zaty­tułowanym Otwar­cie trze­ciego oka, który ukaże się wiosną 2017 r. To zupełnie odmi­enna, niez­nana do tej pory tech­nika; inna niż ta, którą doty­chczas stosowal­iśmy. Niema­jąca nic wspól­nego z nap­inaniem woli, dra­maty­cznym skupi­e­niem i wypowiadaniem tajem­niczych mantr. Wręcz prze­ci­wnie – to droga całkowitego rozluźnienia. Nad tą tech­niką pra­cow­ali amerykańscy i rosyjscy pra­cown­icy służb spec­jal­nych, poświę­ca­jąc jej stworze­niu ponad dwadzieś­cia lat. Chodzi o metodę całkowicie skuteczną, bo, jak mówię, sam ją na sobie sprawdz­iłem. W książce pod­jąłem bardzo konkretne i dostępne dla każdego ćwiczenia umożli­wia­jące otwar­cie trze­ciego oka.
Czy możemy się jeszcze jakoś przy­go­tować do tej Przemi­any? W 2012 budowano betonowe schrony…
– Schrony tu nie pomogą. To zupełnie coś innego. Nie można nawet powiedzieć, że chodzi o zagroże­nie. Nie ma potrzeby wykupy­wa­nia cukru, mąki i innych artykułów spoży­w­czych, bo to niczego nie zmieni. Co ludzie mogą naprawdę zro­bić i co będzie miało duże znacze­nie, to otwar­cie się na całkowicie nowe i zupełnie inne infor­ma­cje niż te, do jakich byli dotąd przyzwycza­jeni. Istota prob­lemu polega na tym, by, patrzeć szerzej niż dotąd, być elasty­cznym w sto­sunku do rzeczy­wis­tości i odna­jdy­wać w niej nowe hory­zonty oraz nowe możli­wości, nie zaś zagroże­nie. Kryzys, o którym roz­maw­ial­iśmy, będzie trwał jakiś czas, chodzi więc o to, żeby mimo chwilowych złych odczuć nie pod­dać się prz­er­aże­niu, gdyż sytu­acja będzie ewolu­owała w dobrą stronę.
Pon­adto myślę, że bardzo pomocne może też być przeczy­tanie szczegól­nie szóstego tomu Instrukcji prze­budzenia, w którym został opisany sce­nar­iusz tych wydarzeń. Cho­ciaż wszys­tkie tomy mają tę wartość, że z każdej strony wyjaś­ni­ają i przy­bliżają naszej per­cepcji najbliższą przyszłość. Bo to naprawdę już się dzieje.
Czeka­jmy cier­pli­wie. To, co nade­jdzie jest nie­u­niknione i pojawi się na naszych oczach. Nie jest Armage­donem, lecz lep­szą przyszłoś­cią. Będziemy tego świadkami.
Pozosta­jąc pod niekła­manym wraże­niem naszej roz­mowy, dziękuję za spotkanie.

BIOGRAM

IGOR WITKOWSKI jest autorem ponad 60 książek oraz ponad stu artykułów, pub­likowanych głównie w cza­sopis­mach piszą­cych o tech­nice wojskowej. Brał udział w kilku­nastu telewiz­yjnych pro­gra­mach doku­men­tal­nych real­i­zowanych dla stacji TVP, TVN, Dis­cov­ery Chan­nel i amerykańskiego kanału His­tory Chan­nel. Był redak­torem naczel­nym miesięczników Tech­nika Wojskowa i Druga Wojna Świa­towa. Więk­szość jego książek poświę­cona jest his­torii wojskowej, a w szczegól­ności his­torii Trze­ciej Rzeszy. Za swe najwięk­sze osiąg­nię­cie uważa Nową prawdę o Wun­der­waffe, która stanowi kom­plek­sowy opis niemiec­kich pro­jek­tów zbro­je­niowych i naukowych i, jak żadna inna podobna pub­likacja, została oparta na poszuki­wa­ni­ach autora w archi­wach na trzech kon­ty­nen­tach, stanow­iąc uko­ronowanie kilku­nastu lat pracy badaw­czej. Warte odno­towa­nia są też zawarte w jego pub­likac­jach anal­izy doty­czące zagroże­nia terrorystycznego.
Drugi, niem­niej istotny panel zain­tere­sowań i badań autora, którego efek­tem jest również kilka­naś­cie wydanych książek, stanowi his­to­ria naszej cywiliza­cji, w tym niez­nane aspekty cywiliza­cji starożyt­nych. Za najważniejszą z tego punktu widzenia uważana jest książka Oś świata zaw­ier­a­jąca opis oso­bistych badań autora boli­wi­js­kich ruin Puma Punku, gdzie zna­j­dują się bloki kami­enne, których sko­pi­owanie, zdaniem wielu spec­jal­istów, byłoby niemożliwe nawet dzisiaj. Oś świata to jedyna na świecie edy­cja poświę­cona głównie tej zagadce. I. Witkowski jest także autorem sied­miok­sięgu Instrukcje prze­budzenia (w dal­szej per­spek­ty­wie będzie to dziewię­ciok­siąg), doty­czącego nad­chodzą­cych przemian cywiliza­cyjnych. W jego dorobku zna­j­dują się też powieści: Kod Adolfa Hitlera, Podziemna reduta Hitlera, Sie­dem spo­jrzeń na sre­brną relik­wię.

Artykuł opub­likowano w numerze 12/​2016 (312)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz