Nie
jesteśmy przygotowani do demokracji. Nie potrafimy myśleć
demokratycznie, ponieważ zawsze był dziedzic i ksiądz, którzy decydowali
za nas. Jeden nam załatwiał zbawienie wieczne, a drugi michę taniej
potrawy. A myśmy dawali im tanią siłę roboczą i cały czas to robimy -
mówi Rafał Olbiński, malarz i grafik, którego prace regularnie ukazują
się na łamach takich magazynów jak "New York Times", "New Yorker" czy
"Time", w rozmowie z Wirtualną Polską. Zdaniem artysty, to, co się teraz
w Polsce dzieje - w kontekście świata, nie tylko naszego małego
podwórka - jest porażające.
WP: Ewa Koszowska: Czy rozpoznawany na całym świecie artysta dobrze się czuje w Warszawie?
Rafał Olbiński:
Właściwie wszędzie czuję się dobrze. Po 34 latach życia w Nowym Jorku
przyjechałem z wielkim entuzjazmem do Polski. Jak się mieszka za
granicą, to jest się wyczulonym na to, co się tam mówi o Polakach. A
mówiło się różnie. Pamiętam artykuły w "New York Timesie" z dawniejszych
lat, które były zawsze krytyczne o Polsce. Dopiero w ciągu ostatnich 10
lat zaczęło się to zmieniać. Pokazały się na przykład artykuły o
Warszawie, że jest fajna, atrakcyjna dla młodzieży. I ten entuzjazm
pewnie spowodował to, że tutaj wróciłem.
WP: Warszawa
jest atrakcyjnym miastem dla cudzoziemców? Hanna Gronkiewicz-Waltz
twierdzi, że ambasadorowie, którzy na co dzień składają jej wizyty są
pozytywnie zaskoczeni warunkami życia w stolicy.
-
Moja córka, która jest Amerykanką, po przyjeździe do Polski była
zachwycona Warszawą. Mówiła, że jest prawie tak fajna jak Berlin, co
jest wielkim komplementem. Dla młodzieży z całego świata Berlin jest
mekką w tej chwili. Jest to miasto otwarte i wielokulturowe. Prawie jak
Nowy Jork, tylko o wiele tańsze. I Warszawa też taka zaczynała być.
Pamiętam zafascynowanie Polską po Euro 2012. Ludzie zjechali się z
całego świata, a Warszawa ich fajnie przyjęła. Poza małymi incydentami
polskich kibiców, którzy atakowali Rosjan. Niestety, to, co się teraz w
Polsce dzieje - w kontekście świata, nie tylko naszego małego podwórka -
jest porażające. Bo nagle wyszła z nas potworna morda chama, prymitywa,
ksenofoba, homofoba, rasisty. I to jest autentyczne.
WP: Faktem
jest, że do prokuratur z roku na rok trafia coraz więcej spraw
dotyczących działania z pobudek rasistowskich i ksenofobicznych.
Dlaczego Polska nie radzi sobie z tymi zjawiskami?
-
Wydaje mi się, że nie ma w Polsce takiej polityki, żeby mówić ludziom,
że to jest złe. A politycy cynicznie to wykorzystują, bo ci ludzie to
ich ewentualny elektorat. A tych chamów jest więcej niż normalnie
myślących ludzi. W związku z tym o wiele bardziej kokietuje się chamstwo
i prostactwo w Polsce niż ludzi, którzy są otwarci i wykształceni. Tacy
ludzie zmieniają świat, a nie te rzesze prymitywów.
WP: To przykre, co pan mówi. Dlaczego uważa pan, że Polacy to chamy?
-
Podam przykład. Mieszkam na Starym Mieście. Niedawno pod moim oknem
była impreza weselna. W zasadzie wielka libacja alkoholowa. W którymś
momencie goście wyszli na ulicę i zaczęli się bić. Z ich krzyków
wyłapałem głównie cztery słowa i były to przekleństwa. To był ich język.
Gdyby mieli noże, na pewno by się zadźgali. Na Starówkę przychodzi
mnóstwo turystów i zobaczyli nagle, jak ta Polska wygląda. I to nie jest
Polska z zabitej dechami wsi, tylko Polska, która ma już pieniądze na
to, żeby wynająć sobie lokal na wesele w reprezentacyjnej części
stolicy.
WP: A jak nowojorczycy traktują Polaków? Spotykał się pan z żartami w stylu Polish jokes?
-
Pewnie. Przez te 30 lat mieszkania w Stanach Zjednoczonych,
gdziekolwiek mówiłem, że jestem Polakiem, od razu leciały tzw. polskie
dowcipy. Określenie "Polak" znaczyło tyle co "głupek", "prymityw". I na
to zapracowało sobie kilka pokoleń Polonii. To nie jest żadna akcja
żydowska, masońska czy jakaś inna. Nie, to Polacy, którzy przyjeżdżali
do Stanów głównie z terenów Podlasia czy Małopolski i osiedlali się w
Chicago. Tam zamykali się w swoich ksenofobicznych parafiach. Nie
wyściubiali nosa poza polskie dzielnice, bo się bali. Mieli kompleksy i
gnuśnieli w tym swoim środowisku przez pokolenia. Nie mieli - jak inne
grupy mniejszościowe - ambicji, żeby się kształcić, żeby wyjść z tego
getta.
WP: Wielu Polaków osiągnęło w Stanach sukces. Pan sam jest tego przykładem.
-
Jednostki - tak, oczywiście. Ale mówię generalnie o zaistniałym
trendzie. Syn pracował w tym samym zawodzie, co ojciec. Polscy górnicy w
Pensylwanii, polscy murarze i sprzątaczki. Tania siła robocza,
prymitywna, głupia, bez ambicji - tak byli postrzegani Polacy. W Anglii
Polacy są najliczniejszą "mniejszością narodową" siedzącą w więzieniach.
A my boimy się o Syryjczyków, którzy przyjdą do Polski. Chciałbym, żeby
w Polsce, było coś takiego, jak w Ameryce. Że Steve Wozniak - syn
polskich emigrantów i Steve Jobs - syn syryjskiego imigranta wymyślają w
garażu Apple Computers. To, co wydaje się niemożliwe w Polsce - żeby
Polak z Syryjczykiem robili coś razem - jest możliwe w Ameryce. Mamy
strasznie dużo do zrobienia i zaczynaliśmy to robić. Polska zaczynała
być otwarta, tolerancyjna, liberalna. Dążyła to tego, czego tzw.
rozwinięte społeczeństwa Europy Zachodniej się dorobiły. I nagle to
wszystko stanęło. Niestety, cięgle należymy do Wschodu. Ciągle jesteśmy
społeczeństwem postfeudalnym, w którym ostatni chłop
pańszczyźniany umarł w latach 60.
pańszczyźniany umarł w latach 60.
WP: Czym pan to tłumaczy?
Dalej: https://opinie.wp.pl/rafal-olbinski-to-co-sie-teraz-w-polsce-dzieje-jest-porazajace-6016711366980225a?ticaid=1172a4
Dalej: https://opinie.wp.pl/rafal-olbinski-to-co-sie-teraz-w-polsce-dzieje-jest-porazajace-6016711366980225a?ticaid=1172a4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz