środa, 12 lipca 2017

Rafał Olbiński: to, co się teraz w Polsce dzieje, jest porażające

Nie jesteśmy przygotowani do demokracji. Nie potrafimy myśleć demokratycznie, ponieważ zawsze był dziedzic i ksiądz, którzy decydowali za nas. Jeden nam załatwiał zbawienie wieczne, a drugi michę taniej potrawy. A myśmy dawali im tanią siłę roboczą i cały czas to robimy - mówi Rafał Olbiński, malarz i grafik, którego prace regularnie ukazują się na łamach takich magazynów jak "New York Times", "New Yorker" czy "Time", w rozmowie z Wirtualną Polską. Zdaniem artysty, to, co się teraz w Polsce dzieje - w kontekście świata, nie tylko naszego małego podwórka - jest porażające.

Rafał Olbiński
Rafał Olbiński (Eastnews, Fot: Andrzej Iwanczuk/REPORTER)
WP: Ewa Koszowska: Czy rozpoznawany na całym świecie artysta dobrze się czuje w Warszawie?
Rafał Olbiński: Właściwie wszędzie czuję się dobrze. Po 34 latach życia w Nowym Jorku przyjechałem z wielkim entuzjazmem do Polski. Jak się mieszka za granicą, to jest się wyczulonym na to, co się tam mówi o Polakach. A mówiło się różnie. Pamiętam artykuły w "New York Timesie" z dawniejszych lat, które były zawsze krytyczne o Polsce. Dopiero w ciągu ostatnich 10 lat zaczęło się to zmieniać. Pokazały się na przykład artykuły o Warszawie, że jest fajna, atrakcyjna dla młodzieży. I ten entuzjazm pewnie spowodował to, że tutaj wróciłem.
wp
WP: Warszawa jest atrakcyjnym miastem dla cudzoziemców? Hanna Gronkiewicz-Waltz twierdzi, że ambasadorowie, którzy na co dzień składają jej wizyty są pozytywnie zaskoczeni warunkami życia w stolicy.
- Moja córka, która jest Amerykanką, po przyjeździe do Polski była zachwycona Warszawą. Mówiła, że jest prawie tak fajna jak Berlin, co jest wielkim komplementem. Dla młodzieży z całego świata Berlin jest mekką w tej chwili. Jest to miasto otwarte i wielokulturowe. Prawie jak Nowy Jork, tylko o wiele tańsze. I Warszawa też taka zaczynała być. Pamiętam zafascynowanie Polską po Euro 2012. Ludzie zjechali się z całego świata, a Warszawa ich fajnie przyjęła. Poza małymi incydentami polskich kibiców, którzy atakowali Rosjan. Niestety, to, co się teraz w Polsce dzieje - w kontekście świata, nie tylko naszego małego podwórka - jest porażające. Bo nagle wyszła z nas potworna morda chama, prymitywa, ksenofoba, homofoba, rasisty. I to jest autentyczne.
WP: Faktem jest, że do prokuratur z roku na rok trafia coraz więcej spraw dotyczących działania z pobudek rasistowskich i ksenofobicznych. Dlaczego Polska nie radzi sobie z tymi zjawiskami?
- Wydaje mi się, że nie ma w Polsce takiej polityki, żeby mówić ludziom, że to jest złe. A politycy cynicznie to wykorzystują, bo ci ludzie to ich ewentualny elektorat. A tych chamów jest więcej niż normalnie myślących ludzi. W związku z tym o wiele bardziej kokietuje się chamstwo i prostactwo w Polsce niż ludzi, którzy są otwarci i wykształceni. Tacy ludzie zmieniają świat, a nie te rzesze prymitywów.
wp
WP: To przykre, co pan mówi. Dlaczego uważa pan, że Polacy to chamy?
- Podam przykład. Mieszkam na Starym Mieście. Niedawno pod moim oknem była impreza weselna. W zasadzie wielka libacja alkoholowa. W którymś momencie goście wyszli na ulicę i zaczęli się bić. Z ich krzyków wyłapałem głównie cztery słowa i były to przekleństwa. To był ich język. Gdyby mieli noże, na pewno by się zadźgali. Na Starówkę przychodzi mnóstwo turystów i zobaczyli nagle, jak ta Polska wygląda. I to nie jest Polska z zabitej dechami wsi, tylko Polska, która ma już pieniądze na to, żeby wynająć sobie lokal na wesele w reprezentacyjnej części stolicy.
WP: A jak nowojorczycy traktują Polaków? Spotykał się pan z żartami w stylu Polish jokes?
- Pewnie. Przez te 30 lat mieszkania w Stanach Zjednoczonych, gdziekolwiek mówiłem, że jestem Polakiem, od razu leciały tzw. polskie dowcipy. Określenie "Polak" znaczyło tyle co "głupek", "prymityw". I na to zapracowało sobie kilka pokoleń Polonii. To nie jest żadna akcja żydowska, masońska czy jakaś inna. Nie, to Polacy, którzy przyjeżdżali do Stanów głównie z terenów Podlasia czy Małopolski i osiedlali się w Chicago. Tam zamykali się w swoich ksenofobicznych parafiach. Nie wyściubiali nosa poza polskie dzielnice, bo się bali. Mieli kompleksy i gnuśnieli w tym swoim środowisku przez pokolenia. Nie mieli - jak inne grupy mniejszościowe - ambicji, żeby się kształcić, żeby wyjść z tego getta.
wp
WP: Wielu Polaków osiągnęło w Stanach sukces. Pan sam jest tego przykładem.
- Jednostki - tak, oczywiście. Ale mówię generalnie o zaistniałym trendzie. Syn pracował w tym samym zawodzie, co ojciec. Polscy górnicy w Pensylwanii, polscy murarze i sprzątaczki. Tania siła robocza, prymitywna, głupia, bez ambicji - tak byli postrzegani Polacy. W Anglii Polacy są najliczniejszą "mniejszością narodową" siedzącą w więzieniach. A my boimy się o Syryjczyków, którzy przyjdą do Polski. Chciałbym, żeby w Polsce, było coś takiego, jak w Ameryce. Że Steve Wozniak - syn polskich emigrantów i Steve Jobs - syn syryjskiego imigranta wymyślają w garażu Apple Computers. To, co wydaje się niemożliwe w Polsce - żeby Polak z Syryjczykiem robili coś razem - jest możliwe w Ameryce. Mamy strasznie dużo do zrobienia i zaczynaliśmy to robić. Polska zaczynała być otwarta, tolerancyjna, liberalna. Dążyła to tego, czego tzw. rozwinięte społeczeństwa Europy Zachodniej się dorobiły. I nagle to wszystko stanęło. Niestety, cięgle należymy do Wschodu. Ciągle jesteśmy społeczeństwem postfeudalnym, w którym ostatni chłop
pańszczyźniany umarł w latach 60.
WP: Czym pan to tłumaczy?

Dalej:  https://opinie.wp.pl/rafal-olbinski-to-co-sie-teraz-w-polsce-dzieje-jest-porazajace-6016711366980225a?ticaid=1172a4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz