Obok Atlantydy legendy wymieniają kilka innych
lądów zamieszkanych przez rozwinięte cywilizacje, które zostały
całkowicie unicestwione przez naturę. Czy to tylko bajki czy raczej
wspomnienie o pracywilizacjach, jakie istniały kilka tysięcy lat przed
pojawieniem się Sumeru i Egiptu?
Lemuria/Mauritia
Choć teoria o Lemurii kojarzy się z
kręgiem miłośników ezoteryki i historii alternatywnej, w rzeczywistości
została ona stworzona przez zoologa. W 1864 r. Philip Sclater zauważył,
że znajdowane w Indiach szczątki kopalnych małpiatek podobne do tych,
jakie obecnie występują jedynie na Madagaskarze mogą świadczyć o tym, że
kiedyś istniał potężny most lądowy łączący oba te obszary. Sclater
nazwał go Lemurią (na cześć lemurów), uznając za jego pozostałość nie
tylko Madagaskar, ale również archipelag Maskarenów. Środowisku uczonych
teoria ta nie przypadła do gustu i szybko o niej zapomniano. Lemuria
powróciła jednak niebawem w dziełach Heleny Pietrownej Bławatskiej (zm.
1891) – rosyjsko-niemieckiej mistyczki, okultystki i pisarki, twórczyni
ruchu filozoficzno-ezoterycznego zwanego teozofią, który opierał się na
naukach, jakie miała ona otrzymać od tajnego zakonu zwanego Wielkim
Białym Bractwem. Wśród wielu różnych elementów doktryna Bławatskiej
obejmowała także zagadnienia związane z historią cywilizacji. Według
niej przed ludźmi istniało na Ziemi kilka innych "rdzennych ras". Jedną z
nich mieli być krzywonodzy, jajorodni i owłosieni Lemurianie
zamieszkujący kontynent, który zatonął w wyniku serii erupcji
wulkanicznych (ich potomkowie, włochate małpoludy w typie Yetiego mają
nadal błąkać się po świecie). Teoria o Lemurii jest więc dziwaczną
mieszaniną ezoteryki i… nauki. W 2013 r. geolodzy poinformowali bowiem,
że materiał geologiczny znaleziony na Mauritiusie wskazuje, że ląd na
podobieństwo Lemurii (nazwany przez nich Mauritią) mógł istnieć w
rzeczywistości, tyle że w bardzo odległych czasach, znikając pod wodą
jakieś 60-80 mln lat temu.
Na zdjęciu: Mauritius - pozostałość po Lemurii?
Kumari Kandam
Potęgę królestwa tamilskich Pandjów
zajmującego południowy kraniec Indii (dzisiejsze stany Tamilnadu i
Kerala) oraz część Sri Lanki podziwiał już grecki podróżnik Megastenes
(IV-III w. p.n.e.), a Marco Polo (XIII-XIV w.) nazwał ten kraj
"najbogatszym i najcudowniejszym na świecie". Oprócz tego królestwo
Pandjów szczyciło się historią sięgającą wielu tysiącleci wstecz. Miało
to nawet odbijać się w nazwie dynastii, gdyż Pandja pochodzi od słowa
"pandu" oznaczającego coś starożytnego. Niestety, pamięć o najstarszych
dziejach Tamilów uległa zatarciu. Pozostały jedynie legendy opowiadające
o sangamach – gromadzących wiedzę akademiach literackich, które zostały
"zabrane przez morze". Dzieło "Iraiyanar Akkaporul" (ok. V-VIII w.
n.e.) podaje, że dwa pierwsze sangamy w Maduraj i Kapatapuram
funkcjonowały wiele tysięcy lat temu, po czym zostały zatopione (inne
źródła dodają, że oprócz nich pod wodą znalazło się wówczas
kilkadziesiąt regionów królestwa). Tamilscy pisarze z przełomu XIX i XX
stulecia, zainspirowani opowieściami o wspaniałej przeszłości oraz o
Lemurii, chcąc pokrzepić ducha rodaków, stworzyli legendę o Kumari
Kandam – lądzie, jaki stanowił przedłużenie Półwyspu Indyjskiego,
rozciągając się daleko na południe i zachód od dzisiejszej Sri Lanki.
Dla wielu Tamilów Kumari Kandam (utożsamiany niekiedy z Lemurią) jest
legendarną praojczyzną przodków, która zniknęła pod wodą, a jej ocaleli
mieszkańcy mieli dać początek Drawidom i twórcom cywilizacji doliny
Indusu.
Na zdjęciu: Świątynia w Maduraj - mieście, gdzie według tradycji miała
istnieć akademia "sangam" zalana przez powódź, która pochłonęła także
znaczną część dawnego królestwa Pandjów.
Mu
Legendarny kontynent Mu – "Atlantyda
Pacyfiku", miał rozciągać się mniej więcej od Hawajów i Wyspy
Wielkanocnej na wschodzie po Fidżi na zachodzie, a jego pozostałość mają
stanowić rozliczne wysepki Oceanii. Koncepcję tę spopularyzował James
Churchward (zm. 1936) – brytyjski pisarz, podróżnik i oficer, o którego
życiu wiadomo bardzo niewiele. Churchward zasłynął twierdzeniami o
odkryciu tekstów opowiadających o zniszczonym przed tysiącami lat
kontynencie. Przebywając w latach 60-tych XIX stulecia w Indiach miał on
zaprzyjaźnić się z kapłanem, który pokazał mu prastare tabliczki z
inskrypcjami w mało komu znanym języku naga-maya. Zawierały one
fantastyczną historię ludu Naacal, jaki przez 50 tys. lat zamieszkiwał
kontynent Mu na Pacyfiku. Naacal byli dużo bardziej rozwinięci od ludzi i
posiadali kolonie na innych kontynentach. 12 tys. lat temu Mu został w
ciągu jednej nocy rozerwany przez wulkany i trzęsienia Ziemi.
Zamieszkiwały go wtedy 64 mln ludzi. Uciekinierzy z kontynentu i
mieszkańcy kolonii stali się kontynuatorami "muańskiej" tradycji, która
stanowiła wspólny mianownik dla późniejszych wielkich starożytnych
cywilizacji. Choć książki Churchwarda uważane są przez większość za
kiczowaty mit skopiowany z Bławatskiej, o Mu w nieco innym kontekście
wspominał też wcześniej francuski archeolog-amator Augustus le Plongeon
(zm. 1908), który ogłosił, że potwierdzenie istnienia "pacyficznej
Atlantydy" znalazł w inskrypcjach w ruinach budowli Majów na Jukatanie.
Na zdjęciu: Zdaniem niektórych, mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej są
potomkami ludu zamieszkującego Mu
Doggerland
Doggerland nie jest zaginionym
kontynentem per se i w przeciwieństwie do Mu czy Lemurii nie budzi on
wątpliwości naukowców. Nazwą tą określa się zatopioną część Europy,
która, gdyby istniała, łączyłaby Dolną Saksonię i kraje Beneluksu z
Wielką Brytanią. Doggerland spoczywa dziś na dnie Morza Północnego, a o
jego istnieniu i tym, że był zamieszkany świadczą wyławiane regularnie
przez rybaków kości zwierząt oraz prymitywne narzędzia (najsłynniejszym
znaleziskiem, które rozpoczęło naukową dysputę o zaginionym europejskim
lądzie był harpun z poroża wyciągnięty z dna w 1931 r.). Przez większość
swojego istnienia Doggerland pozostawał skuty lodem, jednak wraz z
ocieplającym się klimatem ta równinna kraina zaczęła przekształcać się w
doskonały azyl dla ludzi i zwierząt. Niestety topnienie lodowców
podnosiło poziom mórz, przez co powierzchnia lądu stale się kurczyła, aż
wreszcie zostało z niego tylko kilka wysp, z których największą była
dzisiejsza ławica Dogger Bank. Ostatecznie i je ok. 6100 p.n.e.
pochłonęło tsunami wywołane najprawdopodobniej przez gigantyczne
osuwisko Storegga u wybrzeży Norwegii.
Na zdjęciu: Gdyby Doggerland istniał dziś, łączyłby Wielką Brytanię z
wybrzeżem Belgii, Holandii oraz Niemiec.
Atlantyda
Historia o Atlantydzie pochodzi z
dialogów Platona, gdzie wspominał on, że Solon – legendarny prawodawca
ateński z VI w. p.n.e., odwiedzając świątynię w Sais w Delcie Nilu –
mieście, którego mieszkańcy z bliżej nieznanych przyczyn uznawali się za
pobratymców Ateńczyków, dowiedział się od kapłana Sonchisa o istnieniu
Atlantydy – wyspiarskiego państwa (właściwie konfederacji królestw),
które miało zostać zniszczone przez kataklizm jakieś 9 tys. lat
wcześniej. Sonchis – strażnik tajemnic przeszłości twierdził nawet, że
Ateńczycy wojowali z Atlantami, których ojczyzna leżała na zachód od
Słupów Heraklesa (tj. Cieśniny Gibraltarskiej). Oni sami uznawali się za
potomków Posejdona i zamieszkiwali urodzajną równinę chronioną od
północnych wiatrów przez góry. Budynki na Atlantydzie miały być bogato
zdobione cennymi metalami, w tym zagadkowym orichalcum – "górską
miedzią" oraz kością słoniową. Po latach rządów sprawiedliwych władców w
serca Atlantów wdarła się niegodziwość i chęć ekspansji, a Zeus za karę
zesłał na nich straszliwy kataklizm, w wyniku którego ich wyspa
pogrążyła się w oceanie w ciągu jednego dnia i nocy. Wśród historyków
przeważa pogląd, że legenda Atlantydy opierała się na przekazywanych z
pokolenia na pokolenie relacjach o gigantycznych kataklizmach, jakie
nawiedzały basen Morza Śródziemnego. Jednym z nich był wybuch wulkanu na
Santorynie (Therze) w połowie II tysiąclecia p.n.e., który wywołał
tsunami będące początkiem końca cywilizacji minojskiej z Krety.
Zwolennicy teorii alternatywnej uznają z kolei, że historię o
Atlantydzie należy rozpatrywać w szerszym kontekście jako opowieść o
"matce kultur" – zaginionej i zapomnianej pracywilizacji, na której
gruzach wyrosły potem wszystkie wielkie ośrodki starożytności.
Na zdjęciu: Tzw. Droga Bimini - skalna formacja w pobliżu Bahamów,
uznawana przez niektóych za możliwą pozostałość po Atlantydzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz