Po wpisie o sznurach "energetycznych" i ich udziale w toksycznych relacjach dostałam kilka maili z pytaniami
dotyczącymi energetycznych podpięć innych bytów (głównie chodziło o demony i
pasożyty energetyczne). W tym artykule podzielę się swoim widzeniem tych
zjawisk. Zapraszam :)
Potrzebujesz sobie uzmysłowić, że omnipotentna komórka macierzysta większości ludzi, jest zasiedlona przez różnego rodzaju pasożyty
(ameby, bakterie, wirusy, grzyby) lub znajduje się "pod obstrzałem"
struktur, które działają, jak pasożyty (np. białka prionowe). Każdy z tych
pasożytów ma jakiś swój plan działania. Pasożytom zależy na tym, aby mieć
wygodne środowisko życia i warunki optymalne do funkcjonowania i rozmnażania
się. W tym celu podjadają to i owo (Ciebie!), wydalają gdzie popadnie,
przemieszczają się wewnątrz komórki, wydzielają związki, które im służą, ale...
to wszystko dzieje się w Twoim "centrum dowodzenia"; w obrębie
pierwotnej matrycy z zapisem wszystkiego, co Ciebie dotyczy...
Wszystko, co dzieje się w obrębie Twojej
omnipotentnej komórki macierzystej rzutuje na całe Twoje ciało, Twoje
samopoczucie, Twoje emocje, Twoje widzenie świata itp. Oznacza to, że jeśli
któryś z tych pasożytów, podczas przemieszczania, uszkodził jakąś organellę, np.
zrobił mikrodziurę w błonie mitochondrium, to ona oczywiście się leczy, ale do
czasu całkowitego uzdrowienia, Ty ponosisz konsekwencje tego uszkodzenia. W tym
konkretnym przypadku może dojść do tego, że cytoplazma zasysana jest do wnętrza
mitochondrium i w komórce robi się coś na kształt lejkowatego wiru. Niby nic,
ale ten wir oznacza, że Tobie w tym czasie kręci się w głowie, masz nudności,
chce Ci się wymiotować i czujesz się jak na porządnym rauszu...
Od wielu, wielu pokoleń większość ludzi
egzystuje z pasożytami mieszającymi im w głowach. W idealnym scenariuszu mówisz
sobie "jestem od tego badziewia wolny!", włączasz jakąś
"czarodziejską praktykę" ;) i się dzieje. Rzecz jednak w tym,
że... się nie dzieje :(
Zdecydowana większość metod rozwoju
osobistego i duchowego nie radzi sobie z pasożytami omnipotentnej komórki
macierzystej. Life Flow pozwala trwale pozbyć się wielu z nich (ten efekt osiąga się dzięki temu stanowi szczytowemu)... na ten moment wciąż jednak trwają badania w jaki sposób uwolnić się od pozostałych.
Wśród znanych metod rozwojowych są takie, które (stawiam na to, że zupełnie nieświadomie) te
pasożyty wzmacniają, lub się z nimi "dogadują". W tym drugim
przypadku działa to trochę, jak układ "będę z jakąś tam częstotliwością
wykonywać konkretną praktykę, dzięki której ty, mój pasożycie, będziesz na haju
i odlecisz z radości, ale za to nie sraj po kątach, żebym ja też mógł w spokoju
zjeść kolację z żoną i dziećmi, zamiast się wkurzać o słoną zupę"... Ten
układ to ewidentna kolaboracja. Wróg Cię najechał. Traktuje Twoje, jak swoje.
Harujesz dla niego, żeby mu było dobrze. Za to on nie strzela Ci prosto między
oczy, tylko - od czasu do czasu - dźga Cię szpicrutą, kiedy uznaje, że harujesz
niezbyt chętnie i nie tak zamaszyście, jakby sobie tego życzył...
Przekichane!
Dlaczego zatem w większości przypadków
się nie dzieje? Dlaczego człowiek, nawet, kiedy chce, nie uwalnia się od tak?
Otóż omnipotentna komórka macierzysta większości ludzi widzi w pasożytach... części siebie :(
Dzieje się tak z kilku powodów:
- po pierwsze dlatego, że komórka ma zaburzone rozpoznawanie tego, co jest swoje, a co obce. Gdyby miała jakiekolwiek doświadczenie w tym, jak to jest żyć bez tego g...., to by wiedziała, jak wygląda zdrowy stan. Jednak, (o zgrozo!), rodzice, dziadkowie i babcie oraz dalsi przodkowie większości ludzi sami byli zainfekowani tymi pasożytami. To w praktyce oznacza, że w każdym momencie rozwojowym, nawet najmniejsza drobinka tych ludzi, zawsze stykała się ze środowiskiem pełnym pasożytów. Z tego powodu ich komórki macierzyste nie znają zdrowego stanu, a pasożyty traktują, jak normę :(
- po drugie dlatego, że komórka czasem wykorzystuje pasożyty do swoich celów (jednymi pasożytami zatyka dziury zrobione przez inne szkodniki, część pasożytów wykorzystuje po to, by mieć większy wpływ na innych ludzi, a dokładniej na ich pasożyty, które to wpływają na tych ludzi etc.)
- po trzecie ponieważ cała rodzina bliższa i dalsza też się z tym badziewiem boryka... Tutaj odzywa się źle pojęta solidarność rodowa (to jest akurat zapisane w traumach i obciążeniach rodowych, ale o tym innym razem).
- po czwarte ze względu na pamięć ciała i specyficzne sklejki, jakie podczas życia człowiek w sobie zakodował, np. dla części osób konkretne pasożyty oznaczają przepustkę do wybranych emocji. Mechanizm tej asocjacji jest z deka bardziej skomplikowany i możliwe, że się kiedyś zabiorę do jego opisania na tych stronach. Na teraz po prostu powiem, że dla tych asocjacji, przyzwyczajeń i lgnięć wszelakich, część osób nie może się pasożytów omnipotentnej komórki macierzystej pozbyć.
Wszystko, co opisałam powyżej kręci się
wokół prostego schematu: w człowieku mieszka badziewie i szkodzi mu na różne
sposoby, człowiek o tym nie wie i żyje w "błogiej" nieświadomości
(choć daleko do błogości temu, w czym na co dzień przebywa...), a nawet kiedy
się otrząśnie i zechce poprawić sobie życie, to kręci się w kółko, bo wiele z
metod po jakie sięga, nie dociera do źródła i nie ma sposobu na to, by się
uciążliwych pasożytów omnipotentnej komórki macierzystej pozbyć. Tak dzieje się
najczęściej.
Czasem jednak dzieje się ciekawiej.
Czasem zaczyna się jazda bez trzymanki!
Otóż bywa tak, że człowiek czuje,
iż coś jest nie tak. Ma trzewiowe przekonanie, że coś go atakuje, zżera,
zabiera mu energię, szkodzi mu itp. Nie ma jednak pojęcia, co to jest. Z
formalnego punktu widzenia wszystko dookoła wygląda "normalnie" i
spokojnie, ale wewnętrznie człowiekiem targa niezachwiane przekonanie, że nie
jest bezpieczny, że wokół czyha "zło"...
Większość obecnie żyjących ludzi nie ma
dostępu do widzenia wewnątrz tkanek i komórek. Dlatego, mimo że zgodnie z
prawdą, część ludzi wyczuwa, że coś jest nie tak, to nie potrafi wskazać i
nazwać, co za szkodnik ich zżera (i miesza przy okazji w inny sposób tak w ich
zdrowiu, relacjach, emocjach, jak i sposobie myślenia). Jedynie promil ludzi
przyjmuje stan taki, jak go odczuwa (wiadomo, że coś jest nie tak i nie wiadomo
co). Zdecydowana większość nie toleruje takiej niepewności. Dlatego znajduje
sposoby, aby sobie z nią poradzić. Wśród ludzi dominują dwa główne mechanizmy
ogarniania tego wewnętrznego, niepewnego pomieszania...
Niektórzy projektują zagrożenie
wewnętrzne na ludzi z ich zewnętrznego otoczenia. Przez to ameba
"rzygająca" w omnipotentnej komórce macierzystej przestaje być
bezosobowym, niezdecydowanym "czymś", które szkodzi. To
nie-wiadomo-co w końcu przybiera ludzką twarz! Od teraz wiadomo, że to nie
"coś", ale Iksiński spod czwórki! Ten sukinkot od zawsze tak dziwnie
się patrzył... Pewnie cały czas śledzi i knuje. Chce zrobić krzywdę. Może
porwać? Może zabić? A ostatnio szedł z plecakiem tak dziwnie wypchanym... Czy
to możliwe, że już kupił broń? Może jeszcze jest na etapie podglądania? O
cholera! To wybrzuszenie wyglądające jak luneta, to może być celownik optyczny!
Ale może to po prostu była luneta lub teleskop, a ten chory zboczeniec wciąż
się zaczaja?
Cóż... witaj w świecie paranoi.
Paradoksalnie dla niektórych paranoja
jest bezpieczniejszym rozwiązaniem, niż permanentne wyczuwanie wewnętrznego
zagrożenia i mierzenie się z ciągłą niepewnością...
Konkretny
przykład obrazujący ten
mechanizm radzenia sobie z percepcją wewnętrznego, odpasożytowego
zagrożenia?
Proszę bardzo. Kobieta po trzydziestce. Młoda mama przebywająca na
urlopie wychowawczym. Przed ciążą bardzo aktywna życiowo i zawodowo.
Roześmiana. Ciekawa świata i ten świat zdobywająca. Po ciąży? Kłębek
nerwów.
Żyjąca w ciągłym zagrożeniu i niepokoju o dziecko. A dokładnie o to, że
inni
dorośli je skrzywdzą. Ta obawa dotyczy szczególnie mężczyzn. Jeszcze w
trakcie ciąży rozstała się z partnerem, bo wiedziała, że ten zagraża
dziecku. Ponieważ po wszystkich aferach tata dziecka trzyma się z daleka
i nie udziela rodzicielsko, to przynajmniej z tym jest spokój.
Dziadkowie
(zarówno tata, jak i teść), którzy od czasu do czasu zajmują się jej
dzieckiem
są najgorszym zagrożeniem. To hipokryci, którzy oszukują całą rodzinę.
Przedstawiają się, jako kochający i opiekuńczy, podczas gdy - tak
naprawdę -
karmią się jej dzieckiem, jego niewinnością, roześmianą buzią i
naiwnością.
Okradają je z energii. Teraz jeszcze tego nie widać, ale jeśli nie
będzie uważać,
to dziecko - okradzione z energii - zacznie chorować, uschnie, zapadnie
się w
sobie, a może nawet umrze... Z dziadkami jest najgorzej, bo oni
bezwstydnie
karmią się energią dziecka i mają do niego dostęp, ale każdy dorosły
stanowi
zagrożenie. W takiej rzeczywistości nie można wrócić do pracy. Nie da
się!
Kilka godzin w pracy, to kilka godzin braku kontroli nad tym, kto i jak
robi
dziecku krzywdę. Wizja żłobka lub opiekunki to horror i koszmar
spędzający sen
z powiek. Dochodzi do tego, że jedyny scenariusz, w którym możliwy jest
powrót
do pracy, zakłada: jedną opiekunkę, mieszkanie naszpikowane kamerami i
mikrofonami oraz zdalny monitoring 24/7. Tylko kto zgodzi się na
pracownika,
który ciągle patrzy w monitor i sprawdza, co dzieje się w jego
mieszkaniu?
Tak wygląda rzeczywistość, którą ta
kobieta sobie w głowie kreuje. To specyficzna obróbka i racjonalizacja tego, co
ona czuje na poziomie omnipotentnej komórki macierzystej. A jak wygląda ta sama
rzeczywistość subkomórkowa? Otóż w tym konkretnym przypadku doszło do
zaburzenia jednego z wczesnych wydarzeń rozwojowych. Na mikrosekundy przed
zapłodnieniem, u mamy, zachodzi wiele, bardzo ważnych procesów. Ich szczegóły
nie są istotne dla tematu, o którym obecnie piszę, więc tylko ogólnie powiem,
że w jej omnipotentnej komórce macierzystej budują się zaczątki
świadomości przyszłych wnuków i wnuczek. Kiedy komórka macierzysta jest
oblegana przez pasożyty, to część z nich traktuje wzmożoną produkcję komórki,
jak zaproszenie na obiad. Pasożyty bezwstydnie zjadają drobiny, które kiedyś, w
przyszłości miały być kolejnymi pokoleniami, przyszłymi członkami rodu tej
kobiety. Niestety podczas ciąży kobieta, o której piszę, nie tylko
"odpamiętała" sobie własną traumę z tego wczesnego momentu
rozwojowego (kiedy to drobiny, które później stały się nią, prawie zostały
zjedzone przez pasożyty), ale też na subkomórkowym poziomie musiała bronić
przyszłych pokoleń przed żarłocznymi pasożytami, które chciały zjeść drobiny
jej przyszłych wnuków... Obecnie w jej komórce wciąż te pasożyty są aktywne.
Różnica polega jednak na tym, że teraz pamięć ciała łączy aktywność pasożytów
ze strachem i zagrożeniem dla dziecka (przyszłych pokoleń). Żeby
zracjonalizować sobie poczucie zagrożenia kobieta projektuje je na otoczenie
(innych dorosłych, którzy mają kontakt z dzieckiem) i tak powstaje nam obraz
paranoicznej rzeczywistości...
Drugi, bardzo powszechny, sposób
tłumaczenia sobie aktywności pasożytów przebywających w omnipotentnej komórce
macierzystej, to... demony, złośliwe byty i pasożyty energetyczne. Zanim
napiszę więcej na ten temat, to warto zdać sobie sprawę z pewnego mechanizmu:
- W omnipotentnej komórce macierzystej danego człowieka (czyli tam, gdzie mieszka jego świadomość), zgraja pasożytów zrobiła sobie melinę - żrą co popadnie, srają po kątach, przestawiają meble i zmieniają wszystko "po swojemu".
- Człowiek czuje wszelkie objawy ich bytowania poprzez symptomy z ciała, konkretne (jakby nie jego / obce) myśli i specyficzne, targające nim emocje.
- Kiedy się skoncentruje i mocno jest w sobie, to czuje te objawy, jako obce... tak jakby pochodziły z zewnątrz jego ciała, np. coś go ciągnie, coś na nim usiadło, coś uciska mu klatkę piersiową itp. z zewnątrz. To kinestetyczna percepcja rzeczywistości subkomórkowej. To co dzieje się w komórce rzutowane jest na całe ciało, a ponieważ pasożyty nie są częścią komórki, więc kinestetycznie człowiek czuje ich działania, jako zewnętrzne (atak na ciało z zewnątrz ciała).
- Człowiek rozgląda się dookoła i wątpi. Oczy nie widzą, co ciągnie i szczypie, ale ciało ewidentnie czuje ciągnięcie i szczypanie (lub całą gamę innych objawów bytowania pasożytów).
- Obserwacja tego mechanizmu w czasie doprowadza człowieka do rozpoznania, że nie tylko coś z zewnątrz atakuje jego ciało... to coś również wpływa na całe jego funkcjonowanie i nie jest to wpływ korzystny (czasem niektóre wpływy wydają się być pożądanymi, ale w dłuższej perspektywie czasowej okazuje się, że przyniosły więcej szkody, niż pożytku).
- Stąd już tylko krok do "oczywistego" wniosku, że to pasożyt energetyczny lub jakiś złośliwy byt (po zamknięciu oczu można go wyczuć swoją "energią", ale po ich otwarciu wciąż nic nie widać). Niektórzy - to jest uzależnione od indywidualnej percepcji - nadają tym zjawiskom także wizualne nakładki. Tym sposobem powstaje cała gama wizerunków demonów i pasożytów energetycznych. O borgu pisałam już wcześniej, tutaj tylko powiem, że zgłaszały się do mnie osoby, które go widziały, jako pająka, lub ośmiornicę.
Chyba więcej na ten temat powiedzą
konkretne przykłady:
PRZYKŁAD 1
Dziewczyna martwi się, że kiedy zasypia
uwodzi ją inkub i całkowicie drenuje ją z energii. Ma klasyczne objawy zespołu
"demona nocy". Opowiada o erotycznych, bardzo pobudzających snach,
budzi się podniecona, czasem zaspokojona, ale zupełnie "wykończona".
Śnią jej się różni mężczyźni i to, jak (w bardzo różny sposób) uprawia z nimi
seks. Na początku nie reagowała na te sny i jakoś sama chciała sobie poradzić.
Denerwujące były nie same sny, ale odczucie zupełnego rozbicia po obudzeniu.
Zaczęła się martwić, kiedy sny się nasiliły, a dodatkowo w snach kochała się
już nie z nieznajomymi mężczyznami, ale z facetami z jej życia. Najgorsze było
to, że to byli faceci, których ona wcale nie uważa za atrakcyjnych, a części z
nich nawet bardzo nie lubi... Kiedy w śnie zapamiętale kochała się z mężczyzną
ze swojej najbliższej rodziny, zaczęła się zastanawiać, czy czasem nie wariuje.
Zaczęła się sobie przyglądać, medytować na ten temat i odkryła, że inkub, który
pojawiał jej się w snach na samym początku wciąż jest obecny. Teraz jednak nie
zachowuje się, jak kochanek, tylko jak alfons i oddaje ją różnym mężczyznom
według swojego widzimisia... W tym momencie uznała, że sama sobie jednak nie
poradzi i zaczęła szukać pomocy.
Tyle jeśli chodzi o obraz sytuacji, jaką
zna ta dziewczyna. To jest rzeczywistość, w której ostatnio żyje. Jak to samo
wygląda z poziomu omnipotentnej komórki macierzystej. Otóż część pasożytów, aby
się rozmnażać, potrzebuje konkretnych hormonów płciowych. Same ich nie
wytwarzają, ale kiedy człowiek je produkuje, to chętnie z tego korzystają.
Problem pojawia się, kiedy dany człowiek przez dłuższy czas żyje
w seksualnej abstynencji. Z punktu widzenia pasożyta najwyższy czas
się rozmnożyć, ale środków do tego brak... Co wówczas robi pasożyt?
Wyjmuje szpicrutę, by dźgnąć we wrażliwe miejsce (choć w tym przykładzie pewnie
bardziej pasuje, że wyjmuje "wibrator"). Pasożyt wykorzystuje zapis
wspomnień (często traumatycznych), zapisany obraz mężczyzn oraz konkretne tematy
powiązane z seksem, których zapis istnieje w omnipotentnej komórce
macierzystej. Żonglując takim orężem doprowadza do tego, że
dziewczyna ląduje w bardzo sugestywnych snach i - chcąc nie chcąc - produkuje
hektolitry hormonów...
Jeśli spojrzeć na to z tej perspektywy, to
może się okazać, że dawne "czarownice" nawiedzane przez inkuby, to
nie były rozwiązłe dziewki, ale właśnie wstrzemięźliwe niewiasty ;P Cóż...
inkwizytorzy też nie znali subkomórkowej rzeczywistości ;)
PRZYKŁAD 2
Mężczyzna rozwijający się; od lat na
ścieżce rozwoju duchowego. Ponieważ jakiś czas temu zauważył, że trudno mu
utrzymać się w przestrzeni serca i że jednak ma kilka blokad, które go stamtąd
skutecznie wyrzucają, więc sięgnął po "otwarte serce", czyli konkretny stan szczytowy świadomości.
Na początku zauważył znaczącą różnicę, ale
później zaczął obserwować, że brak mu energii i ma trudność w tym, by w pełni
poczuć dobrodziejstwa odzyskanego stanu. Doszło do tego, że czuł się duuuużo
gorzej i słabiej, niż przed odzyskaniem dostępu do otwartego serca. Kiedy
zaczął się temu przyglądać odkrył, że w jego otoczeniu, są osoby, które mu
zazdroszczą odzyskania tego stanu szczytowego. Były złe, że "je
wyprzedził". A ponieważ dysponowały dużą mocą i znały techniki magiczne,
więc wykorzystały swoje demony, które mu ten stan zabierały i które
zsyłały na niego choroby...
To jest obraz sytuacji oczami tego
mężczyzny. W tym samym czasie - na poziomie subkomórkowym - zachodzi
specyficzne zjawisko. Czasem - rzeczywiście zazwyczaj z zazdrości - ludzie
aktywizują konkretnego pasożyta swojej omnipotentnej komórki macierzystej. Ten
komunikuje się z takim samym rodzajem pasożyta u innego człowieka i pobudza go
do działania. Normalnie ten pasożyt jest raczej leniwy (leży i
"pachnie"), ale podrażniony zaczyna podgryzać konkretną strukturę
znajdującą się wewnątrz jądra komórkowego... To doprowadza do takich uszkodzeń
i zmian w metabolizmie komórki, że zaatakowany człowiek nie tylko nie czuje
dobrodziejstw płynących z danego stanu szczytowego, ale jeszcze cierpi i przeżywa
objawy będące pokłosiem zmian wewnątrz jądra...
Tyle w temacie demonów. W tym przypadku
demon równa się pasożyt omnipotentnej komórki macierzystej, a wątek o tych
"złych" ludziach zsyłających demony jest tylko częściowo prawdą, a
częściowo projekcją rzeczywistości subkomórkowej.
PRZYKŁAD 3
Kobieta bardzo lękowa. Żyjąca w
przekonaniu, że świat jest niesprawiedliwy, pełen cierpienia i wszędzie czai
się zagrożenie. Dokładnie wszystko jest zagrożeniem i może prowadzić do krzywdy
i bólu: żywność, ciuchy i moda, szczepionki, chemtrailsy, inni ludzie, duchy,
telewizja, wyjście na zakupy, samotne pozostawanie w domu, praca, czytanie
książek, internet itd. Dużo by tu jeszcze wymieniać... generalnie, jeśli
weźmiesz swój najgorszy lęk, pomnożysz go przez milion i rozlejesz na każdy
obszar życia, to zbliżysz się do zrozumienia stanu tej kobiety :( Bóg jej nie
kocha i tak urządził świat, że cokolwiek ona zrobi, to i tak skończy się jej
bólem. Nie ma sensu z tym walczyć, bo ból jest tylko większy. To niesprawiedliwe,
ale ani ona, ani nikt, nic nie może na to poradzić. Znikąd nie otrzyma pomocy.
Pewnie to kara za jakieś paskudne grzechy, których ona nie popełniła, ale może
popełnił je ktoś z jej przodków? To musi być to, bo obok niej, non stop, kręci
się diabeł. Ona nie ma całkowitej pewności, czy to diabeł, ale to taka wielka,
przerośnięta, rogata bestia, która towarzyszy jej krok w krok. Czasem ją
atakuje, np. na nią wskakuje, kłuje ją, dźga, próbuje ją rozerwać...
Nieprzyjemna, wręcz straszna, rzeczywistość,
która jest wynikiem "racjonalnej" obróbki procesów, które w tym samym
czasie dzieją się w obrębie omnipotentnej komórki macierzystej tej kobiety. A
tu... niespodzianka. Dookoła komórki znajduje się kilka białek prionowych,
które chcą w nią wejść. Komórka się broni, ale rzeczywiście jest w sytuacji
permanentnego zagrożenia (dookoła, czasem nie wiadomo nawet z której strony,
czyha zagrożenie). Co więcej - zgodnie z biologiczną prawdą komórki - znikąd
nie widać pomocy...
Tak więc w tym przypadku białko prionowe
zagrażające komórce zyskuje jednocześnie twarz rogatej bestii oraz ogólnego zagrożenia
zewnętrznego (to może być cokolwiek z życia tej kobiety).
PRZYKŁAD 4
Mąż od lat choruje na chorobę
autoimmunologiczną. Żona w czasie życia z nim coraz bardziej edukuje się w
obszarze zdrowia w ogóle, ale też w szczególności w obszarze psychosomatycznych
uwarunkowań niektórych chorób. Przez lata próbuje mężowi przemycać różne
wiadomości, ale mąż zdaje się być na to całkowicie zamknięty. W końcu żona
organizuje „seans z wiedźmą”. Tam mąż się dowiaduje, że został opanowany przez
wężowego demona, który trzyma go w swoim brzuchu i nie pozwala mu zobaczyć
niczego innego, jak to, co wewnątrz demona jest. Póki mąż będzie w mocy tego
demona, to nigdy nie otworzy się na szersze treści. Wszystko, co nie zostanie
przez demona zaakceptowane, nie dostanie się w jego pole widzenia i mąż może
się o coś potknąć, a i tak tego nie zauważy. Mąż obśmiewa wiedźmową gadkę, ale
jednak zgadza się na jakieś „czary-mary”. Jest przekonany, że cokolwiek się
zadzieje i tak nic nie zmieni w jego sytuacji, bo to jakaś szalona kobieta jest,
więc godzi się na „seans” dla świętego spokoju i zadowolenia żony. Po seansie
sytuacja się zmienia o 180 stopni… Mąż otwiera się na treści, na które był
zamknięte przez całe lata, zmienia swój tryb życia, inaczej patrzy na mnóstwo
rzeczy dookoła. Taki stan rzeczy trwa pół roku. Po tym czasie następuje „powrót
do ciemnogrodu”. Żona załamuje ręce i chce ponownie udać się do wiedźmy. Tym razem
jednak mąż zdecydowanie protestuje. Veto jest tak silne, że nie ma mowy choćby
o wzmiance o jakiejkolwiek „czarodziejskiej” praktyce. Tym sposobem trafiają do
mnie, bo na psychologa mąż machnął ręką – wiadomo, że cokolwiek zrobi
psycholog, to i tak nie będzie miało wpływu na jego sytuację ;)
A teraz: jak to samo wygląda
przez pryzmat rzeczywistości subkomórkowej? Otóż błona dookoła komórki
odpowiada za wymianę informacji pomiędzy komórką, a jej otoczeniem. Czasem w
tej błonie żyją pasożyty, które upodobniają się wyglądem do niektórych białek
wchodzących w skład tej błony (przypominają wówczas poskręcane węże). Kiedy już
tam są, uczestniczą w kaskadzie sygnałów pomiędzy otoczeniem, a komórką.
Zwyczajnie część z tych sygnałów blokują, przez co komórka nie może w pełni
elastycznie reagować na środowisko w którym się znajduje, a m.in. nie może
rozpoznać, że niektóre pasożyty w niej robią spustoszenie i na nie odpowiednio
zareagować.
Ten
stan rzeczy w życiu
skutkuje tym, że człowiek ma bardzo wąskie widzenie rzeczywistości.
Jeśli coś
jest poza obrębem jego strefy komfortu (a bardziej: poza strefą komfortu
konkretnych pasożytów), to nie ma szans zaistnieć w jego percepcji.
Gdyby zaistniało, to zmiana sposobu życia i myślenia o pewnych rzeczach,
mogłaby człowieka
doprowadzić do metod umożliwiających mu pozbycie się tych pasożytów…
PRZYKŁAD 5
Młody chłopak, który wyrwał
się (a raczej został wyrwany) z sekty, po okresie przejściowym, zaczął już dobrze
funkcjonować w „normalnej codzienności”. Kiedy teraz patrzy wstecz, to dziwi
się, jak mógł być tak ślepy na pewne zjawiska i jak mógł tak bezkrytycznie iść
za przywódcą sekty. Wiele sobie w tym temacie wyrzuca. Ma jednak problem, bo
kiedy za bardzo się na tym skupia, próbuje dojść do tego, w czym dokładnie
uczestniczył i czemu był poddawany, im
bardziej próbuje to odkryć, tym bardziej „coś go wyłącza”. Czuje się tak, jakby
jego mózg był zbudowany z różnych podzespołów, a każdy z nich ze swoim własnym
źródłem zasilania. Kiedy próbuje wrócić myślami do czasów w sekcie, to po
chwili czuje, że ktoś wyciąga wtyczki kolejnych podzespołów jego mózgu. Zaczyna
się od tego, że traci wątek; gubi ostatnią myśl. Coraz trudniej utrzymać mu
koncentrację. Później robi się senny, aż w końcu zasypia i tyle jest z tego
jego dumania. Zauważył, że im bardziej wraca myślami do przywódcy sekty, tym
szybciej ten proces wyłączania następuje. Jest przekonany, że przywódca musi
być w zmowie z siłami nieczystymi i z demonami, które są na jego usługach;
kontrolują dawnych członków sekty, żeby ci niczego nie powiedzieli. Dlatego,
kiedy ktoś za bardzo zbliży się do prawdy, lub chce ją odkryć, to czuwający
demon, go czasowo wyłącza…
Znowu: to co wyżej, to obraz
widzenia tego młodego chłopaka. Jest on próbą wytłumaczenia rzeczywistości
subkomórkowej. Tymczasem na poziomie omnipotentnej komórki macierzystej znowu
mamy do czynienia z tym, że pasożyty jednego człowieka (przywódcy sekty) gadają
z tymi samymi pasożytami drugiego (chłopaka) i wpływają na ich działanie. W tym
konkretnym przypadku pasożyty, które wyglądem przypominają płaszczki,
przemieszczają się i kładą na błonie wokół jądra komórkowego zasłaniając pory
dające przepływ pomiędzy wnętrzem jądra, a resztą komórki. Błona wokół jądra w
skali makro odpowiada umysłowi. Dlatego pozatykane pory błony skutkują tym, że
umysł „nie działa”; wyłącza się. Przez to człowiek łatwiej ulega różnego
rodzaju sugestiom; poddaje się prowadzeniu innych. Niestety ten mechanizm
wykorzystują przywódcy niektórych grup :(
Dla
pełnej jasności: widziałam zjawiska tłumaczone, jako byty, czy demony,
których odpowiednika nie umiałam znaleźć w obrębie omnipotentnej komórki
macierzystej. Może dlatego, że nie wiedziałam, gdzie szukać, a może
dlatego, że źródło tych zjawisk leży gdzie indziej. Na teraz nie mogę
się zatem podpisać pod stwierdzeniem, że każdy demon, złośliwy byt, czy
pasożyt energetyczny to inna percepcja subkomórkowej rzeczywistości
dziejącej się wewnątrz omnipotentnej komórki macierzystej. Mogę jednak z
pełnym przekonaniem powiedzieć, że bardzo dużo tych zjawisk
(zdecydowana większość tego, co ja widziałam), tym właśnie jest.
P.S. wiem, że to niszowa i mało rozpowszechniona wiedza, więc udostępnij ten posts - niech się w świat niesie :D
P.S.2 jeśli zależy Ci na większej porcji najbardziej aktualnej wiedzy i narzędziach samoleczenia uszkodzeń subkomórkowych oraz traum zapisanych w omnipotentnej komórce macierzystej, to zapisz się do newslettera (formularz znajdziesz na prawym marginesie tej strony).
P.S. wiem, że to niszowa i mało rozpowszechniona wiedza, więc udostępnij ten posts - niech się w świat niesie :D
P.S.2 jeśli zależy Ci na większej porcji najbardziej aktualnej wiedzy i narzędziach samoleczenia uszkodzeń subkomórkowych oraz traum zapisanych w omnipotentnej komórce macierzystej, to zapisz się do newslettera (formularz znajdziesz na prawym marginesie tej strony).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz