poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Zamach bombowy w Petersburskim metro, atak chemiczny w Syrii – czy Trump ugina się pod presją „głębokiego państwa”?


Joe Quinn
Sott.net
5 kwietnia 2017 23:58 UTC

Ostatnie dni były interesujące: ataki terrorystyczne i „Trump kontra głębokie państwo”, jedno i drugie o geopolitycznym znaczeniu i niekoniecznie bez wzajemnego powiązania.
Najpierw mieliśmy atak w Petersburgu, gdzie młody człowiek z Kirgistanu, bez śladów brutalnych zachowań w przeszłości, zdecydował się zdetonować w metrze bombę domowej roboty, zabijając siebie i 14 niewinnych osób cywilnych. Rosyjska policja znalazła DNA mieszkającego od kilku lat w Rosji Akbarżona Dżaliłowa w wagonie metra, w którym nastąpił wybuch, oraz na drugim ładunku, który nie został zdetonowany, na innej stacji metra. Oczywiście nie oznacza to, że Dżaliłow działał sam ani że popełniona zbrodnia była jego własnym pomysłem. Jak już rozważałem przy kilku okazjach, każdy, kto jest wystarczająco naiwny bądź łatwo daje się zmanipulować, może dać się namówić do przeniesienia przekazanego mu plecaka w jakieś miejsce i stać się nieświadomym „zamachowcem-samobójcą”.
Kim więc mogli być wspólnicy Dżaliłowa? Według zachodnich mediów gdzieś na samej górze listy plasuje się sam Putin. BBC nie miało żadnego problemu ze snuciem teorii, że zamach bombowy był „próbą odwrócenia uwagi od nawoływań o wszczęcie dochodzenia w sprawie korupcji i domagania się ustąpienia prezydenta Putina ze stanowiska…”.



Poważnie? No, dalej, powiedz pan coś jeszcze, panie korespondencie BBC. Co dokładnie ma pan na myśli mówiąc, że zamach był „próbą odwrócenie uwagi”? Naprawdę sugeruje pan, że jakieś państwo (w tym wypadku Rosja) może posunąć się do tego, że przeprowadzi zamach bombowy i zabije swoich własnych cywilnych obywateli, po czym zrzuci winę na jakiegoś „islamskiego terrorystę”, żeby przekierować uwagę opinii publicznej na jakąś specyficzną narrację? Jeśli tak, to brzmi to jak jakaś oburzająca teoria spiskowa, w dodatku niebezpieczna. Trochę więcej takiej gadki i może będziemy musieli wrócić do narracji wokół zamachów z 11 września albo bomb w Londynie czy Madrycie!
Felietonista New York Post John Podhoretz podzielił tę opinię, uważając za „interesujące, że wybuchy bomb w Petersburgu tak często następują po demonstracjach”.



Redaktor Sky News Diplomatic, Dominic Waghorn, był nieco bardziej powściągliwy, ale i tak był pewien, że „znając sposób, w jaki działają rosyjskie władze”, ataki te będą wykorzystane przez rosyjski rząd do zdławienia „antykorupcyjnych” protestów.


Następnego dnia po zamachu w Petersbugu w prowincji Idlib na pn. wsch. Syrii atak z użyciem “broni chemicznej” zabił co najmniej 70 osób, w tym 10 dzieci. Tempo, w jakim rządy USA, Wlk. Brytanii i Francji obwiniły za atak Syrię i zwołały nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ, żeby potępić Damaszek i – przez skojarzenie – również Rosję i Iran, oraz zagroziły jednostronną akcją militarną przeciwko Syrii, skłania do podejrzeń, że tylko na to czekały, a może i wiedziały z góry, co się wydarzy. W końcu, jeśli ktokolwiek zapomniał, atak z użyciem „broni chemicznej” to ulubiony casus belli USA i ich sojuszników. Najpierw, w 1990 r. i ponownie w 2003 r., był to Saddam Husajn (za każdym razem oskarżenie okazało się bezpodstawne). Następnie, w 2013 r.,  była Syria (również, jak dowiedziono, niesłuszne oskarżenie), kiedy zbombardowaniu kraju przez NATO w ostatniej chwili zapobiegła umiejętna rosyjska dyplomacja.



Rząd Asada odrzucił oskarżenia i winą za atak obarczył najlepszych przyjaciół Zachodu w Syrii (aka „rebelianci” albo „szaleni najemnicy dżihadyjscy”, w zależności od tego, do jakiego stopnia jesteście realistami). Wydaje się to być rozsądnym stanowiskiem, zważywszy na to (jak już wspomniałem), że kiedy ostatnim razem USA oskarżały Syryjczyków o atakowanie własnego narodu bronią chemiczną, wkrótce potem zostało dowiedzione, że za atak odpowiedzialni byli dżihadyjscy przyjaciele Zachodu. Logika podpowiada, że w obu wypadkach – ataku w Gucie w sierpniu 2013 i w Idlib w tym tygodniu – rząd Asada zupełnie nic by nie zyskał na zaatakowaniu, i to w tak rażąco barbarzyński sposób, syryjskiej ludności cywilnej, za to wiele mógł stracić. W 2013 roku atak miał miejsce dokładnie w dniu, kiedy do Syrii przybyli inspektorzy ONZ, żeby sprawdzić syryjskie składy broni chemicznej. Gdyby Asad chciał być nazwany brutalnym dyktatorem i wręczyć NATO w prezencie dobry powód do rozniesienia na strzępy jego kraju (i prawdopodobnie jego samego), trudno by mu było wymyślić coś lepszego.
To samo rozumowanie stosuje się do wczorajszego ataku. Asad jest w tej chwili w najlepszej sytuacji od czasu, kiedy 6 lat temu Zachód przypuścił atak na jego rządy i naród. Dlaczego miałby dawać Zachodnim podżegaczom wojennym usprawiedliwienie to „uprawnionego” zbombardowania jego kraju, nie osiągając przy tym żadnych korzyści militarnych?

Trump ma przechlapane

Wszystko wskazuje na to, że Donald Trump rozpoczął walkę z „głębokim państwem” na długo przed inauguracją prezydencką. Kiedy zachodnie media przechodzą same siebie, żeby na siłę wcisnąć zachodniemu społeczeństwu w oczywisty sposób fałszywe „dokumenty zachodniego wywiadu”, można mieć pewność, że w grę wchodzą „interesy głębokiego państwa”. Przez długie miesiące musieliśmy znosić zupełnie bezsensowne twierdzenia, że „Rosja ingerowała w amerykańskie wybory, żeby pomóc Trumpowi” i że Trump „ma powiązania z Rosją”. Jako że jest całkowicie przejrzyste, co ci ludzie próbują w ten sposób osiągnąć, jest zdumiewające, że nie zostali jeszcze wygnani śmiechem z tej planety. No ale wierzenie we własne bzdury, kiedy od tego zależy tłusta wypłata, czyni te bzdury bardziej strawnymi, niezależnie od tego, czy ktokolwiek ci wierzy.
Przez pewien czas Trump jakoś przeciwstawiał się tym atakom, jednak ostatnio przedstawiciele „państwa w państwie” podkręcili kurki, kiedy senator Richard Blumenthal, przedstawiciel Demokratów z Connecticut, otwarcie przewidywał „kryzys konstytucjonalny”, związany z „nadciągającym” impeachmentem. Porównując sytuację Trumpa do historii Richarda Nixona, który ustąpił w 1974 roku pod groźbą impeachmentu, Blumenthal powiedział w poniedziałek:
„Możliwość, że Sąd Najwyższy wyda decyzję wystosowania wobec prezydenta Stanów Zjednoczonych  wezwania do sądu nie jest czystą spekulacją. Zdarzyło się to już w sprawie Stany Zjednoczone przeciw Nixonowi”.
W ubiegłym tygodniu ambasador USA w ONZ Nikki Haley oraz Sekretarz Stanu Rex Tillerson powiedzieli, że Stany Zjednoczone nie będą już koncentrowały się na próbie usunięcia Asada:
Według agencji Reuters Haley powiedziała niewielkiej grupie dziennikarzy, że „Siedzenie tam i skupianie się na odsunięciu Asada nie jest już naszym priorytetem”.

„Myślę, że…  o statusie prezydenta Asada na dłuższą metę zadecyduje naród syryjski” –powiedział Tillerson na wspólnej konferencji prasowej z ministrem spraw zagranicznych Turcji Mevutem Cavusoglu, jak poinformowała agencja France 24.
Nawet The Donald stwierdził, że użycie broni chemicznej zmieniło jego zdanie na temat Syrii i Asada i nazwał je (w klasycznym stylu amerykańskiego interwencjonizmu humanitarnego) „hańbą dla ludzkości…”
„Mój stosunek do Syrii i Asada bardzo się zmienił… Mówimy teraz o zupełnie innym poziomie. Powiem wam, że bardzo przeżyłem wczorajszy atak na dzieci – bardzo. Kiedy ktoś zabija niewinne dzieci… to przekracza wszelkie granice” – The Donald .
W tym tygodniu, tego samego dnia, kiedy Blumenthal wygłosił swój komentarz o „impeachmencie”, w Petersburgu wybuchła bomba, a zachodnia prasa obwiniła o to Putina. Następnego dnia był atak chemiczny w Syrii. Dzień później administracja Trumpa (reprezentowana przez Nikki Haley) pełną parą podżegała w ONZ do wojny z Syrią i Rosją, a Trump wykonał zwrot o 180 stopni w kwestii Syrii. Dzisiaj Steve Bannon został wykopany z Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
[Niepełne dwa dni później, w kolejnej odsłonie knowań „państwa w państwie”, USA wystrzeliły 59 pocisków Tomahawk w syryjską bazę lotniczą pod Homsem. Na szczęście do celu doleciało niewiele ponad 20, dając całkiem przypadkowo świadectwo „wysokiej skuteczności” amerykańskiej siły militarnej. Nieco paradoksalnie, atak ten pokazał również, że USA nie zamierzają, bądź nie są w stanie przypuścić na Syrię i Rosję ataku na pełną skalę, na wzór ataku na Afganistan w 2001 czy Jugosławię w 1999 r. – przyp. Pracowni]
A wy myśleliście, że w USA nie ma żadnego „głębokiego państwa”.


Joe Quinn jest współautorem książek 9/11: The Ultimate Truth (z Laurą Knight-Jadczyk, 2006 r.) i Manufactured Terror: The Boston Marathon Bombings, Sandy Hook, Aurora Shooting and Other False Flag Terror Attacks (z Niallem Bradleyem, 2014 r.), autorem i prezenterem The Sott Report Videos i współgospodarzem cotygodniowej audycji radiowej „Behind the Headlines” w ramach Sott Talk Radio network.
Uznany internetowy eseista od ponad 10 lat pisze wnikliwe analizy dla Sott.net. Jego artykuły ukazały się na wielu alternatywnych stronach poświęconych wydarzeniom na świecie, internetowe stacje radiowe przeprowadzały z nim wywiady, gościł też w irańskiej telewizji Press TV. Jego artykuły można również znaleźć na jego prywatnym blogu JoeQuinn.net.

Tłumaczenie: PRACowniA
Dla przypomnienia: Syria, broń chemiczna, Britam i napuszczanie NATO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz