To, co wydarzyło się na Kapitolu 6 stycznia, było bez wątpienia zamieszkami o podłożu politycznym. W związku z tym uznanie ich za niebezpieczny epizod nie powinno budzić kontrowersji. Każdy przypadek wprowadzenia siły lub przemocy w to, co powinno być pokojowym rozwiązaniem konfliktów politycznych, powinien być opłakany i potępiony.
Ale nic z tego nie usprawiedliwia kłamstw na temat tego, co wydarzyło się tamtego dnia, zwłaszcza w mediach informacyjnych. Potępienie tamtych zamieszek nie pozwala, a tym bardziej nie wymaga, powtarzania fałszywych twierdzeń, aby uczynić to wydarzenie bardziej groźnym i poważnym, niż było w rzeczywistości. Nie ma żadnych okoliczności ani motywów, które usprawiedliwiałyby rozpowszechnianie fałszywych twierdzeń przez dziennikarzy. Im bardziej znaczące wydarzenie, tym mniej uzasadnione i bardziej szkodliwe są seryjne dziennikarskie fałsze.
A jednak właśnie to się stało i nadal się dzieje, od czasu tych zamieszek sprzed prawie siedmiu tygodni. A każdy, kto próbuje sprostować te nieprawdziwe informacje, jest natychmiast atakowany cynicznym oskarżeniem, że jeśli chcesz tylko prawdziwych relacji o tym, co się stało, to próbujesz "zminimalizować" to, co się stało i prawdopodobnie jesteś apologetą, jeśli nie pełnoprawnym zwolennikiem samych protestujących.
Jednym z najbardziej znaczących z tych przekłamań była opowieść - powtarzana w kółko bez żadnych zastrzeżeń przez media przez ponad miesiąc - że oficer policji Kapitolu Brian Sicknick został zamordowany przez pro-trumpowski tłum, który pobił go na śmierć gaśnicą. To twierdzenie zostało po raz pierwszy opublikowane przez The New York Times 8 stycznia w artykule zatytułowanym "Capitol Police Officer Dies From Injuries in Pro-Trump Rampage". Powołał się on na "dwóch [anonimowych] funkcjonariuszy organów ścigania", twierdząc, że Sicknick zmarł "wraz z tłumem szalejącym po salach Kongresu" i po tym, jak "został uderzony gaśnicą".
Drugi artykuł New York Timesa z późniejszego tego dnia - opatrzony bardziej dramatycznym nagłówkiem: "He Dreamed of Being a Police Officer, Then Was Killed by a Pro-Trump Mob" - rozwinął tę historię:
The New York Times, w obecnie "zaktualizowanym" artykule, 8 stycznia 2021 r.
Po opublikowaniu tych dwóch artykułów, ta przerażająca historia o pro-trumpowskim tłumie, który pobił policjanta na śmierć gaśnicą, była powtarzana w kółko przez wielu dziennikarzy w telewizji, w prasie i w mediach społecznościowych. Stała się ona prawdopodobnie najbardziej nagłośnioną i znaną historią tego wydarzenia, co jest zrozumiałe - był to brutalny i barbarzyński akt, który doprowadził do wstrząsającego zabójstwa młodego policjanta z Kapitolu przez tłum zwolenników Trumpa.
Nabrało ono takiego znaczenia z jasnego powodu: Śmierć Sicknicka była jedynym przykładem, jaki miały media, że pro-Trumpowy tłum celowo kogoś zabił. W artykule z 11 stycznia opisującym pięć osób, które zginęły w dniu protestu na Kapitolu, New York Times ponownie opowiedział historię Sicknicka: "Funkcjonariusze organów ścigania powiedzieli, że był on 'fizycznie angażujący się w protestujących' i został uderzony w głowę gaśnicą".
Ale żadna z pozostałych czterech ofiar śmiertelnych nie była z rąk protestujących: jedyną inną osobą zabitą z użyciem umyślnej przemocy była pro-trumpowska protestująca Ashli Babbitt, nieuzbrojona, gdy została postrzelona w szyję przez policjanta z bliskiej odległości. Pozostałe trzy ofiary śmiertelne to wszyscy protestujący pro-Trump: Kevin Greeson, który zmarł na zawał serca na zewnątrz Kapitolu; Benjamin Philips, 50, "założyciel strony internetowej pro-Trump o nazwie Trumparoo", który zmarł na udar mózgu tego dnia; i Rosanne Boyland, fanatyczna zwolenniczka Trumpa, o której Times mówi, że została nieumyślnie "zabita w zgniataniu kolegów z zamieszek podczas ich próby walki przez linię policji".
Dlatego właśnie historia z gaśnicą stała się tak istotna dla tych, którzy zamierzają przedstawić te wydarzenia w jak najbardziej brutalnym i groźnym świetle. Bez Sicknicka, który roztrzaskał sobie czaszkę gaśnicą, nie było tego dnia żadnych ofiar śmiertelnych, które można by przypisać celowej przemocy ze strony protestujących pro-Trumpowców. Trzy tygodnie później "The Washington Post" podał, że dziesiątki funkcjonariuszy (w sumie 140) odniosło obrażenia różnego stopnia, ale żadne nie zagrażały życiu, a co najmniej dwóch policjantów popełniło samobójstwo po zamieszkach. Sicknick był więc jedyną zabitą osobą, która nie była pro-trumpowskim protestującym, i jedyną, która została celowo zabita przez sam tłum.
Trudno przecenić to, jak bardzo ta historia z gaśnicą stała się wszechobecna. Wciąż i wciąż główne media i dziennikarze głównego nurtu wykorzystywali tę historię, aby udramatyzować to, co się stało: Ale 21 stycznia prokuratura przyznała, że nic z tego nie było prawdą. Nie wziął on ze sobą z domu opasek na zamek błyskawiczny ani nie wniósł ich do Kapitolu. Zamiast tego znalazł je na stole i zabrał, aby zapobiec ich użyciu przez policję:
Eric Munchel, pro-Trump zamieszki, który szturmował budynek Kapitolu, trzymając plastikowe kajdanki, wziął ograniczenia ze stołu wewnątrz budynku Kapitolu, prokuratorzy powiedzieli w pliku sądowym w środę.
Munchel, który włamał się do budynku z mamą, został nazwany "zip-tie guy" po tym, jak został sfotografowany, jak pędził w dół sali Senatu trzymając kajdanki. Jego pojawienie się wywołało pytania o to, czy powstańcy, którzy próbowali powstrzymać Kongres przed liczeniem głosów elektorskich 6 stycznia, zamierzali również wziąć ustawodawców jako zakładników.
Ale zgodnie z nowymi aktami, Munchel i jego matka zabrali kajdanki z budynku Kapitolu - najwyraźniej po to, by policja nie mogła ich użyć wobec powstańców - zamiast wnieść je do środka, gdy początkowo wdarli się do budynku.
(Drugi mężczyzna, którego zdjęcie z opaskami na suwak pojawiło się później, powiedział Ronanowi Farrow, że znalazł je na podłodze, a FBI przyznało, że nie ma dowodów na to, że jest inaczej).
Dlaczego to ma znaczenie? Z tego samego powodu, dla którego media tak entuzjastycznie zareagowały na to twierdzenie. Gdyby Munchel przyniósł ze sobą zip-ties, sugerowałoby to, że z premedytacją uknuto spisek mający na celu zatrzymanie ludzi: byłoby to dość przerażające, ponieważ sugeruje złośliwe i dobrze zaplanowane zamiary. Ale zamiast tego znalazł je na stole przez przypadek i, według jego własnych oskarżycieli, chwycił je z łagodnym zamiarem.
Kolejną, być może najważniejszą sprawą, jest ciągłe upieranie się przy nazywaniu zamieszek na Kapitolu zbrojnym powstaniem. Zgodnie z prawem, powstanie jest jednym z najpoważniejszych kryzysów, jakie mogą zaistnieć. Pozwala ono na praktycznie nieograniczone uprawnienia prezydenckie - dlatego też było tak wiele gniewu, kiedy Tom Cotton zaproponował je w swoim op-edzie w New York Times latem, którego publikacja spowodowała odejście dwóch redaktorów. Insurrection pozwala nawet na zawieszenie przez prezydenta habeas corpus: prawa do bycia wysłuchanym w sądzie, jeśli jesteś zatrzymany.
Tak więc ma to ogromne znaczenie prawne, ale także polityczne, jeśli Stany Zjednoczone rzeczywiście doświadczyły zbrojnego powstania i nadal się z nim zmagają. Chociaż nie ma kontrolowanej, jasnej definicji, termin ten zazwyczaj nie oznacza trzygodzinnych zamieszek, ale trwający, poważny spisek frakcji obywateli, mający na celu obalenie lub w inny sposób obalenie rządu.
Właśnie dzisiaj, PolitiFact rzekomo "sprawdził fakty" z poniedziałkowego oświadczenia senatora Rona Johnsona (R-WI). Sen. Johnson powiedział lokalnej stacji radiowej:
"Faktem jest, że nie wyglądało to dla mnie na zbrojną insurekcję. Chodzi mi o uzbrojonych, kiedy słyszysz uzbrojeni, nie myślisz o broni palnej? Oto pytania, które chciałbym zadać. Ile broni palnej skonfiskowano? Ile strzałów oddano? Wiem tylko o jednym, i będę bronił tego stróża prawa za oddanie tego strzału.
Serwis fact-checking przyznał senatorowi za tę wypowiedź oznaczenie "Pants on Fire", nazywając ją "niedorzeczną rewizjonistyczną historią". Ale "fact-checkers" nie mogą obalić ani jednego jego twierdzenia. Przynajmniej z tego, co wiadomo publicznie, nie ma dowodów na to, że choć jeden protestujący posiadał, a tym bardziej używał broni palnej w Kapitolu tego dnia. Jak wskazano, jedyną osobą, która została postrzelona, był pro-trumpowski protestujący zabity przez oficera policji Kapitolu, a jedyna osoba, o której mówi się, że została zabita przez protestujących, oficer Sicknick, zmarła w okolicznościach, które nadal są całkowicie niejasne.
To, że protestujący zostali znalezieni przed i po zamieszkach z bronią, nie oznacza, że zamierzali jej użyć w ramach protestu. Na dobre i na złe, USA to kraj, w którym posiadanie broni palnej jest powszechne i legalne. Wiemy na pewno, że nie ma dowodów na to, że ktokolwiek wymachiwał bronią w tym budynku. Fakt ten sprawia, że próba scharakteryzowania tego wydarzenia jako "zbrojnego powstania", a nie zamieszek, jest dość poważna.
W rzeczywistości najbardziej dramatyczne twierdzenia rozpowszechniane przez media w celu maksymalnego podniesienia poziomu strachu i przedstawienia tego wydarzenia jako gwałtownego powstania okazały się bezpodstawne lub zostały jednoznacznie obalone.
15 stycznia Reuters opublikował artykuł o aresztowaniu "Q-Szamana", Jacoba Chansleya, zatytułowany "U.S. says Capitol rioters meant to 'capture and assassinate' officials". Twierdził on, że "prokuratorzy federalni zaoferowali nową złowieszczą ocenę zeszłotygodniowego oblężenia Kapitolu USA przez zwolenników prezydenta Donalda Trumpa w czwartek, mówiąc w aktach sądowych, że zamieszki miały na celu 'schwytanie i zamordowanie wybranych urzędników.'" Przewidywalnie, to spowodowało wirusowe posty w mediach społecznościowych od reporterów głównego nurtu i prominentnych punditów, takich jak Laurence Tribe z Harvard Law, manifestujących w najbardziej złowieszczych tonach, jak to tylko możliwe:
15 stycznia 2021
711 Retweets2,127 Likes
Wkrótce potem, jednak, DOJ "urzędnik wycofał się z federalnego twierdzenia, że zamieszki na Kapitolu 'zamierzały schwytać i zamordować wybranych urzędników.'" Konkretnie, "p.o. prokuratora Waszyngtonu, Michael Sherwin, powiedział na briefingu telefonicznym, 'Nie ma bezpośrednich dowodów w tym momencie o zespołach kill-capture i zamachach.'"
Wszystko to ma znaczenie, ponieważ z natury rzeczy ma znaczenie, jeśli media lekkomyślnie rozpowszechniają fałszywe informacje na temat najbardziej zapalnych i znaczących historii informacyjnych. Tak jak to miało miejsce w przypadku ich serii wpadek związanych z Russiagate, nawet jeśli każdy "błąd" w pojedynkę może być odrzucony jako stosunkowo nieistotny lub zrozumiały, to kiedy się nawarstwiają - zawsze w tym samym kierunku narracyjnym - ludzie słusznie dochodzą do wniosku, że propaganda jest celowa, a zaufanie do dziennikarstwa ulega dalszej erozji.
Jednak w tym przypadku ma to znaczenie z powodów o wiele bardziej istotnych niż próba ratowania przez media korporacyjne ostatnich resztek wiarygodności. Waszyngton pozostaje bezterminowo zmilitaryzowany. Skrzydła establishmentu obu partii nadal wykorzystują emocje związane z naruszeniem Kapitolu, aby usprawiedliwić nową wojnę z terroryzmem w kraju. FBI jest na tropie dysydentów z prawej i lewej strony, a cenzura w Internecie w imię walki z terroryzmem wewnętrznym wciąż rośnie.
Można - i należy - potępić zamieszki z 6 stycznia bez wyolbrzymiania zagrożenia, jakie stanowiły. Można - i należy - domagać się zarówno dokładności faktograficznej, jak i trzeźwej powściągliwości, nie będąc oskarżonym o sympatyzowanie z uczestnikami zamieszek.
**Source **By Glenn Greenwald
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz