niedziela, 23 czerwca 2019

Złoty wiek – czy jesteśmy na niego gotowi?

Ostatnimi czasy rośnie zainteresowanie duchowością, a przynajmniej aspektem naszych duchowych możliwości kreacji. Coraz więcej osób przekonuje się, że na poziom naszego życia, zadowolenia, zdrowia i stan konta wpływa coś tak niewidzialnego jak świadomość i zdaje się być ona nawet ważniejsza, niż rzeczy, do których dotąd przykładaliśmy większą uwagę. Nie do końca jeszcze potrafimy oswoić się z myślą, że jednak to nie okoliczności zewnętrzne a stan świadomości, winduje nas na zupełnie inny poziom rzeczywistości. Nie wierzymy zbyt mocno w moc świadomości dlatego, że nie rozumiemy, jak przejawia się jej moc urzeczywistniania pragnień. Najczęściej sprowadzamy jej funkcję do dyktafonu, na który wgramy listę życzeń, żeby ją potem odtwarzać. Tymczasem wiele wskazuje na to, że świadomość to coś więcej niż zestaw naszych zachcianek. Ustawienia systemowe Hellingera pokazują nam np. że nasz brak szacunku wobec źródła, przez które przyszliśmy na tę planetę, czyli wobec rodziców, a nawet innych przodków, może działać bardzo niekorzystnie na nasze zarobki, albo na stan zdrowia. Techniki uzdrawiania relacji jak np. hooponopono, czy nasze słowiańskie nauki o karmie rodu też pokazują nam, że struktura naszego życia utkana jest z czegoś niewidocznego i nie tak oczywistego jak np. wykształcenie albo pieniądze. Jej wpływ na wszelkie procesy naszego życia wydaje się być jednak tak ogromny, że aż wielu uznaje go za nierealny. Czy istnieją dowody na to, że duchowe starania przyniosą nam namacalne korzyści? Z tego, co można wyczytać w wielu starożytnych tekstach – jak najbardziej.
W epoce poprzedzającej naszą, to jest ponad pięć tysięcy lat temu i wcześniej, ludzie znali metody, które dawały szansę na połączenie ze źródłem ich pomyślności. W minionych wiekach, jak np. w historii opisanej w Mahabharacie skuteczne były tzw. jagje, czyli ofiary. Nie polegały one na ofiarowywaniu ludzi czy zwierząt, jak to dzisiaj sobie wyobrażamy. Tego typu okrutne zachowanie i myślenie jest charakterystyczne dla naszej żelaznej epoki, tzw. kali jugi. Tamte jagje polegały na tym, że król gromadził ogromne ilości złota, aby go stopić w ogniu i prosić o transformację tego działania ku pomyślności – tu proszę o uwagę – wszystkich mieszkańców planety. Nie tylko ludzi i nie wybrańców jednego państwa, ale wszystkich. To jest siła dobroci – życzenie pomyślności wszystkim bez wyjątku i przeobrażenie nawet ton złota, które i tak nie ma wartości, po to, by każdy czuł się szczęśliwy. Paradoksem takiego działania było ogromne bogactwo, które było udziałem każdej istoty. Dzisiaj nie są od nas wymagane tak kosztowne imprezy, bo nie złotem wszyscy dysponujemy. W ofiarach chodzi zawsze o dobrowolne zrzeczenie się czegoś, na czym nam najbardziej zależy.
W epoce zwanej kali jugi rzeczą absolutnie najcenniejszą, której będziemy bronić do krwi ostatniej jest nasza racja. Stąd nazwa naszego wieku zwanego epoką kłótni i hipokryzji. Jak się głębiej zastanowić, to każda kłótnia wynika z tego, że nie dostrzegamy w sobie czegoś, co zarzucamy drugiej stronie. Racja, poglądy, myśli i opinie nie są nami, więc strzelanie do innych, którzy akurat teraz mają inne zdanie, jest stratą czasu. Gdybyśmy mieli dobre intencje, to nawet różnorodne punkty widzenia nie doprowadziłyby nas do kłótni, a co najwyżej do przyjaznej wymiany poglądów. Osoby spełnione i pewne swoich wartości nie potrzebują udowadniać innym swoich racji. Jeśli będą zapytane o zdanie to je wyrażą, ale nie zmieszają rozmówcy z błotem. Tymczasem internet, który jest najlepszym probierzem rzeczywistości, pokazuje nam bardzo wyraźnie, jak wielką satysfakcję czerpiemy dzisiaj nie z życia, ale umniejszania i ośmieszania innych, co bynajmniej nie jest dobrą strategią na odniesienie duchowego sukcesu, o którym tak bardzo marzymy. Dzisiaj chcę się podzielić z tobą historią, zaczerpniętą z najstarszego eposu świata czyli z Mahabharaty, który opowiada o historii naszej planety sprzed ponad 5 tysięcy lat.
W królestwie króla Judisztiry, którego siła ducha pozwalała dobrze zarządzać całą planetą (tak tak, kiedyś podlegaliśmy nie rządom PIS -u, ale rządom bardzo prawego władcy) istniał zwyczaj dbania o interesy każdej żywej istoty. Taki styl opiekowania się a nie wyzyskiwania poddanych wynikał z nastroju siły dobroci, łączącej każdego z każdym a nie, tak jak siła pasji, szukającej tylko własnego zysku. W celu osiągnięcia jak najlepszego stanu pomyślności król czuł się w obowiązku utrzymywania czystej świadomości. Pomocne w tym było wykonywanie rytuałów, które przynoszą dobry los wszystkim bez wyjątku, ponieważ król zdawał sobie sprawę, że nie każdy wie, jak to się robi. No więc on robił to za wszystkich swoich poddanych. Tu między innymi ujawniona jest moc intencji. W dawnych czasach król był szanowany i z całego serca kochany dlatego, że swojej mocy nie wykorzystywał w celach nepotycznych, dla obstawienia stanowisk przez swoich krewnych, tylko w celu służenia absolutnie wszystkim podlegającym jego ochronie istotom. Władcy tamtych czasów tak bardzo zdawali sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na nich ciąży, że aż wahali się przyjmować tak wysoko honorowaną pozycję. Zupełnie odwrotnie niż dzisiaj. Każdy pretendujący dzisiaj do tronu liczy na zyski, zupełnie pomijając swoje kwalifikacje i umiejętności niesienia pomocy. Kiedyś rządzący wiedzieli, że władza znaczy służenie innym i przede wszystkim  zapewnienie ogółowi jak najlepszych warunków rozwoju. W Mahabharacie znajdziemy opis kilku rytuałów, między innymi radżasuja jagji (po polsku oznacza to „królewska ofiara”), która polegała na robieniu ofiary ogniowej o niespotykanym zasięgu. Nad poprawnością przebiegu ceremonii sprawowało pieczę wielu kapłanów, którzy sprawdzali, czy czynności wykonywane są zgodnie z…nie , nie z planem. Nie z takim jak myślisz. Dzisiaj koordynatorzy imprez sprawdzają czy wszystko idzie punkt po punkcie, co ma się zgadzać w czasie i mniej więcej w zewnętrznej formie, ale wtedy kapłani sprawdzali nie tylko poprawność techniczną danego zabiegu, ale też, i to przede wszystkim, wewnętrzną intencję króla i królowej. Para królewska była inicjatorem rytuału kierującego ku pomyślności, więc to jej intencje musiały być absolutnie nieskazitelne.

 Dalej: http://kwantowyzapis.pl/2017/09/28/zloty-wiek-jestesmy-niego-gotowi/?fbclid=IwAR07KDx3xrmOqcOPksovTwecjbhRE2OXdXnPe6SJ0zKjyQzkex7CNFLC0jA

1 komentarz:

  1. A ja właśnie przyszłam na tą przepiękną Planetę tylko z jednym pragnieniem,,żeby wszyscy ludzie na świecie się kochali,aby nie było głodu wojen i chorób,aby wszyscy żyli w zgodzie, radości, miłości i dostatku.
    Niczego bardziej nie pragnę,tylko by to się wypełniło.

    OdpowiedzUsuń