środa, 29 listopada 2017

Dlaczego lekarze nie szczepią siebie i swoich dzieci



IAN SINCLAIR
DR ARCHIE KALOKERINOS Uodporniać czy nie? – to często zadawane pytanie, na które odpowiedź nie jest prosta. Tyle wiedzy potrzeba, by choć częściowo zrozumieć istotę sprawy, że ktoś mógłby uznać za konieczne ukończenie studiów medycznych, aby pojąć najistotniejsze fakty. Zatem istniała potrzeba opracowania obszernego tekstu na ten temat. Ian Sinclair podjął się tego wyzwania. Podobnie jak większość lekarzy, podczas praktyk zawodowych oraz w pierwszych latach po ukończeniu studiów bezgranicznie wierzyłem w cud, jakim były dla mnie szczepionki.
Dobrze pamiętam ostatnią epidemię choroby Heinego – Medina, która przeszła przez Australię. Kilkanaście niemowląt, dzieci i dorosłych zmarło podczas mojego nadzoru. Także jeden z moich kolegów cierpiał z powodu całkowitego paraliżu. Dlatego kiedy wprowadzono szczepionkę, omal nie odetchnąłem z ulgą i zaakceptowałem ją bez głębszego zastanowienia. Podobnie było z błonicą. Walczyłem o uratowanie niejednego życia, ale też niejedna osoba umarła.
Nigdy nie zapomnę cierpienia tych dzieci. Na zawsze pozostanie mi w pamięci mały chłopiec umierający na tężca w gwałtownych spazmach. Z tych powodów byłem stanowczym zwolennikiem szczepionek. Pierwsza przemiana, jaka zaszła w moim przekonaniu, nastąpiła w dziesięć lat po ukończeniu studiów, kiedy zaobserwowałem, że rutynowe szczepienie i uodpornianie wywoływało chorobę u dzieci i mogło nawet prowadzić do śmierci.
Muszę jednak zaznaczyć, że były to jedynie moje obserwacje, a nie teoria. Od tego momentu zmieniłem myślenie o szczepionkach i zdałem sobie sprawę, że dzieci chore, choćby z banalnym przeziębieniem, nie powinny być uodporniane. Dla mnie był to prosty, ale jakże ważny fakt. Ku mojemu zdziwieniu, moi koledzy nie tylko się ze mną nie zgodzili, ale stali się wrogo do mnie nastawieni. Ich wrogość zabiła dwoje małych dzieci z obszaru będącego pod moją częściową kontrolą. W ten sposób zostałem zmuszony do głębszej analizy. Odkryłem niebezpieczny grunt, który można nazwać niczym innym, jak spiskiem prowadzącym do ukrycia prawdy przed ludźmi.
Doskonale pamiętam, jak kilka lat temu słuchałem w radiu wypowiedzi o szczepionkach uznanego badacza medycznego. Opowiedział on dwie klasyczne historie zaczerpnięte z książek historycznych. Pierwsza z nich dotyczyła Edwarda Jennera, który zaobserwował, jak pewna dojarka została zarażona wirusem krowianki.

Skorumpowany establishment medyczny oraz media nieustannie nas straszą epidemiami „śmiertelnych” chorób takich jak odra, świnka, krztusiec, czy ospa wietrzna, na które od lat nikt nie umiera ani w Polsce ani w innych krajach rozwiniętych, choć tysiące dzieci nadal na nie chorują.  

 

Nic więc dziwnego, że młodzi rodzice, którzy mają świadomość zagrożeń dla zdrowia i życia ze strony szczepień, dręczą się wątpliwościami czy, czym i kiedy szczepić swe dzieci.   Przez wiele dekad badania porównujące zdrowie dzieci szczepionych i nieszczepionych były torpedowane przez koncerny farmaceutyczne, jednak ostatnio własnym sumptem rodziców i niezależnych naukowców takie badanie udało się przeprowadzić w USA.  Wyniki jednoznacznie pokazują, że dzieci szczepione wielokrotnie częściej chorują na różne choroby chroniczne, neurologiczne, nieprorozwojowe, psychiczne (autyzm, ADHD, upośledzenie umysłowe), gastryczno-jelitowe i immunologiczne, a także na ciężkie choroby zakaźne takie jak zapalenie płuc.   W  przeciwieństwie, dzieci nieszczepione są doskonale rozwinięte, wyjątkowo zdrowe, inteligentne, oraz rzadko chorują, choć częściej zapadają na krztusiec i ospę wietrzną (dziś choroby łagodne i łatwo uleczalne). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz