Udostępniam artykuł z grudnia 2011 roku, w którym astrolog Piotr Gibaszewski w interesujący sposób przedstawia wizję nieuchronnych zmian, jakie dokonają się na naszej planecie w ciągu kilkudziesięciu lat.
Jesteśmy świadkami i uczestnikami tych zdarzeń.
Źródło: internet |
"Mistyczny prostokąt – niezwykle rzadka i ważna figura planetarna z listopada – to zwiastun nadchodzących czasów, wielkich zmian i rewolucji, które czekają świat w czekających nas latach. Jowisz w Byku, Mars w Pannie, Neptun w Wodniku i Saturn w Wadze tworząc mistyczny prostokąt niosą przesłanie tym wszystkim, którzy się zastanawiają nad tym, dokąd zmierza świat, ludzkość, globalna gospodarka i stosunki łączące ludzi. Dzięki tej konfiguracji patrzymy na świat zupełnie inaczej, niż nastawieni na sensację dziennikarze, zagonieni w kozi róg analitycy, przestraszeni inwestorzy, zagubieni zwykli konsumenci.
Mandaryńskie słowo, które oznacza kryzys „weiji” składa się z dwóch członów, które zapisywane są dwoma znakami, „wei” (危) oraz „ji” 机). „Wei” oznacza „niebezpieczeństwo”, a „ji w weiji” oznacza „początkowy moment, rozstrzygajacy punkt lub szansę”. Wspomniał o tym prezydent Kennedy w swoim przemówieniu w Indianapolis w 1959 roku. Kryzysy ostatnich lat to zapowiedź czekającej nas zupełnie nowej rzeczywistości. Praca, stosunki ekonomiczne, rola dużych instytucji finansowych, banków i giełd – to wszystko przeobrazi się na skalę na razie niewyobrażalną. W nadchodzących czasach – w Erze Wodnika – właściwie wszystko będzie wyglądać inaczej, niż teraz.
To co jest niemal podstawową doktryną ekonomiczną, czyli zasada opierająca się na znaczeniu konsumpcji i wzroście PKB (produkt krajowy brutto – najważniejszy wskaźnik gospodarczy), ulegnie głębokiej przemianie. Nie da się bowiem cały czas zwiększać poziomu produkcji i konsumpcji przy zachowaniu tych samych zasobów naturalnych. A zatem obawy, że ludność świata stale będzie się zwiększać, nie są zasadne. Przeciwnie. W skali kilku kolejnych stuleci liczba ludzi zamiast rosnąć, zacznie spadać. Upadnie mit stałego wzrostu PKB, jako czynnika postępu ekonomicznego. Stanie się nawet coś zadziwiającego. Ludzie zaczną ograniczać swoje potrzeby, posiadanie, dobra. Właściwie zaniknie prywatna własność – coś, co jest podstawą wolnorynkowej gospodarki. Nikt nie będzie zabiegał o posiadanie swojego domu, swojego samochodu, jachtu, samolotu. Te przedmioty będziemy bowiem posiadać w czymś w rodzaju „użyczenia”. To rodzaj dzierżawy, leasingu, chwilowego przejmowania. Kiedyś za kilkadziesiąt lat ludzie się będą pukać w głowę zastanawiając się, po cholerę ludzie tak bardzo zabiegali o to, by posiadać tyle różnych rzeczy, kiedy to nie ma właściwie żadnego sensu, gdyż każdy ma tyle, by mu to wystarczało. Zaniknie bowiem zupełnie potrzeba rywalizacji, więc nikt nie będzie kupować sobie nowego mercedesa po to, by się wyróżnić na tle sąsiada, żeby się dowartościować, wyleczyć swoje kompleksy. Powszechny egalitaryzm w posiadaniu dóbr i dochodów przełoży się na całkowitą rezygnację z wyścigu szczurów. Nie będzie bowiem powodu, by się z kimkolwiek o cokolwiek ścigać. Prestiż i pozycję społeczną nie będą wyznaczać posiadane dochody, ale raczej funkcja publiczna, rola, pomocniczość i służba innym ludziom. Czyli „kariera” w naszym współczesnym znaczeniu będzie związana z tym, ile jestem w stanie dać społeczeństwu, ludziom, jak bardzo mogę im pomóc. „Wynagrodzeniem” będzie poczucie wdzięczności, miłości i dobra.
Właściwie zaniknie znaczenie giełd, rynków finansowych, instrumentów, banków, agencji ratingowych – przynajmniej tak, jak to znamy obecnie. Giełdy będą przypominać współczesne biblioteki rejestrujące różne dane i informacje, raczej jako banki danych, niż pole szalonych spekulacji, bezwzględnej walki i niszczenia innych. Nikt nie będzie tracić majątku na giełdowe ryzyko, bo ono stanie się czymś po prostu niezrozumiałym, jak współcześnie nikt już nie jest w stanie zrozumieć znaczenia rycerskiego honoru, śmierci na polu bitwy w imię swojego wasala i swojej damy serca. I choć pieniądze nadal będą istnieć, to ich całkowita dematerializacja, ograniczenie znaczenia produkcji i ekspansji ekonomicznej sprawi, że nabiorą znaczenia jedynie matematycznego i rachunkowego, nie zaś jako obiekt straszliwych pasji, namiętności i obsesji – jak ma to miejsce obecnie.
Myliłby się jednak ktoś, komu wydaje się, że czeka nas społeczeństwo leni, uciekających przed życiem szukających wygody i samych przyjemności niebieskich ptaków. Przeciwnie. Ludzie będą nadal dużo i intensywnie pracować, ale inaczej. Będą pracować właściwie do końca życia przechodząc na rentę wyłącznie ze względów zdrowotnych. Praca jednak nie będzie zupełnie przypominać tego, czym jest obecnie. Starsi ludzie, którzy teraz nierzadko albo wegetują na marginesie, albo stają się uciążliwym kosztem społecznym, zaczną odzyskiwać swoją podmiotowość. Okaże się, że siedemdziesięciolatek wcale nie musi być sfrustrowanym staruszkiem. Że tacy ludzie mogą wiele pożytecznego wnieść do społeczeństwa pomagając swoim rówieśnikom, wykonując pewne prace społeczne i socjalne, służąc swoim doświadczeniem i wiedzą. Starsi ludzie nie będą „siedzieć na emeryturze”, lecz będą swoją mądrością wspierać młodszych. Ludzie będą pracować nie po to, by przeżyć, ale dlatego, że to ich rozwija i wzbogaca wewnętrznie. Praca będzie bardziej polegać na wzajemnej pomocy, wspieraniu się i uczeniu, niż na zimnych stosunkach ekonomicznych i w niczym nie będzie w przypominać stosunków panujących w dzisiejszych przedsiębiorstwach, biurach lub urzędach. Finansowe ambicje zdecydowanie zejdą na dalszy plan, gdyż właściwie każdy będzie mieć poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego.
Ciemną – ale nie do końca – stroną nadchodzących czasów będzie rola osób wykluczonych. Alkoholików, narkomanów, dysfunkcjonalnych społecznie ludzi, zaburzonych, przestępców, psychopatów umieszczać się będzie w czymś, co będzie przypominać ośrodki reedukacyjne, coś jak norweskie więzienie, przypominające ośrodek wczasowy, a nie kryminał. Będą tam mieć wszystko, czego tylko zapragną. Będą się mogli oddawać nowoczesnym narkotykom dającym im ekstazę, przyjemność i spokój, doświadczać będą elektronicznych iluzji seksu, władzy, odlotu. Nikt ich tam nie będzie umieszczać na siłę. Ich obecność w takich miejscach będzie dobrowolnym porozumieniem władzy – reprezentowanej przez społeczne funkcje z samymi zainteresowanymi. Jeśli będą chcieli coś zmienić w swoim życiu, poddać się leczeniu, terapii, zmianie osobowości – będą to mogli uczynić, kiedy tylko zechcą. Nie będą jednak żebrać na ulicach lub spać po melinach. Ich wolność będzie zatem ograniczona, ale każdy sam będzie ograniczać swoją wolność w odniesieniu do potrzeb społeczeństwa, więc strajki, anarchiści, społeczne protesty i bunty będą pozbawione sensu.
Czeka nas powszechna kontrola i inwigilacja. Jednak zwolennicy spiskowych teorii muszą nieco odpuścić. To nie będzie oko wielkiego brata, podsłuch tajniaków, którzy będą wydzierać nasze tajemnice, by nami manipulować i rządzić. Przypominać to będzie pilną obserwację pani w przedszkolu, która przyglądając się niesfornym dzieciom będzie starała się im pomóc, ucząc je, wychowując, prowadząc, choć czasem też karząc i strofując. Czy będziemy szczęśliwsi w tych nowych czasach? Może nieco bardziej, niż teraz. Trochę bardziej samotni, skupieni na sobie, słabiej związani z bliskimi, ale bez dramatycznych problemów natury egzystencjalnej i materialnej. Z dużo większą zaś potrzebą rozwoju osobistego, który dalece przekraczać będzie to, co my teraz rozumiemy pod tym pojęciem. Wyobraźmy więc sobie zwykłą szkołę, grupę wsparcia psychologicznego, zajęcia coachingu, spotkanie z psychoterapeutą, wróżką lub astrologiem, szamanem, plemiennym czarownikiem, znachorem, lekarzem medycyny klasycznej, naturalnej i nadnaturalnej, doradcą biznesowym i ubezpieczeniowym, salę treningową do ćwiczeń jogi, fitness, salon masażu, świątynię jakiejś religii. Połączmy to wszystko w jedną całość i wyjdzie nam to, co będziemy wszyscy robić za tych – bagatela – kilkadziesiąt lat. Pustkę po naszej konsumpcji, rzeczach i przedmiotach, o które zabiegaliśmy, zapełni szukanie czegoś zupełnie innego – sensu, celu i znaczenia swojej egzystencji na tej planecie, na której się chwilowo inkarnowaliśmy."
Piotr Gibaszewski
Artykuł źródłowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz