W ciągu ostatnich 15 lat okresowo rozpalały się
wojownicze debaty o tym, „co zrobić z tym szalonym azjatyckim
dyktatorem” w Korei Północnej. Dzisiejsza brawurowa runda rozgrywana
przez „głębokie państwo” USA i Zachodu przeciwko Korei Północnej –
najprawdopodobniej – skończy się tak samo, jak w poprzednich odcinkach:
wypali się. Gwarantem bezpieczeństwa Korei Północnej są Chiny, więc
Stany Zjednoczone nie pójdą na wojnę z Koreą Północną. Koniec, kropka.
Jednak trwa walka między Trumpem a waszyngtońskimi szaleńcami o
trzymanie wodzy imperium i ten „szalony Koreańczyk” ma w niej swoje
miejsce. Chciałbym wrócić do tego w innym artykule, ale tymczasem
zwróćcie uwagę na sprzeczne wiadomości, jakie docierają z USA. Raz grupy
bojowe Marynarki Wojennej USA są w drodze do Korei Północnej, chwilę
później zmierzają w przeciwnym kierunku. A to systemy rakietowe THAAD
„są zainstalowane w Korei Południowej i gotowe do użycia”, to znów Trump
chce, żeby Korea Południowa za nie zapłaciła. Raz ktoś z amerykańskiej
Rady Bezpieczeństwa Narodowego mówi NBC News, że Stany Zjednoczone
rozważają „dekapitację reżimu Korei Północnej”, po czym Trump informuje,
że będzie zaszczycony spotkaniem z Kim Jung Unem… Wszystko to
sprowokowało rządy Korei Południowej i Japonii do wytknięcia i potępienia mylących i sprzecznych wypowiedzi Trumpa. Czy w tym pozornym szaleństwie Trumpa jest jakaś metoda?
Niedawno przeczytałem książkę „The China Mirage: The Hidden History of American Disaster in Asia(Chiński
miraż. Skrywana historia amerykańskiej katastrofy w Azji) Jamesa
Bradleya – zapierającą dech w piersiach panoramę amerykańskich i
chińskich trajektorii od wojen opiumowych w połowie XIX wieku do
narodzin „komunistycznych” Chin i „Pax Americana” sto lat później.
Naturalnie obejmuje to zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w Korei, więc w
tym artykule chciałbym podzielić się historycznym kontekstem, który w
dostępnych w sieci podsumowaniach stosunków amerykańsko-koreańskich jest
– o ile mi wiadomo – albo niekompletny, albo pomijany.
https://pracownia4.wordpress.com/
Opublikowano 21 minutes ago, autor: adept
No to jeszcze jeden nonsens cywilizacyjny:
Kara śmierci dla ciężarnej krowy za wkroczenie do UE
Nie jest to bynajmniej ponury żart primaaprlisowy. Krowa, która „nielegalnie” przekroczyła granicę Unii Europejskiej została skazana na śmierć przez uśpienie.Obowiązku tego „nie dopełniła” krowa wracając z Serbii do Bułgarii. Właściciel zwierzęcia twierdzi, że posiada wystawione przez weterynarza świadectwo stwierdzające, że jego podopieczna jest całkowicie zdrowa. Jednak, jak widać, taki dokument pozwala na przebywanie zwierzęcia na terenie Unii, lecz nie upoważnia do przekroczenia granicy.
Bułgarskie służby weterynaryjne twierdzą, że muszą uśpić brzemienne zwierzę, gdyż takie są obowiązujące w UE przepisy.
„My tu nie decydujemy, stosujemy się jedynie do reguł, które przychodzą z Brukseli” – mówił cytowany przez agencję AFP ekspert weterynaryjny Lubomir Lubomirow. Właściciel krowy ma nadzieję na jej uratowanie. Rozpoczęto już zbieranie podpisów pod petycją na stronie internetowej change.org, domagającą się anulowania tej antyhumanitarnej decyzji. Do tej pory zebrano niemal 1 800 podpisów.
To kolejna sprawa ukazująca nie tylko absurdalność, lecz także niekiedy nieludzki charakter niektórych unijnych regulacji. Czy doczekamy się również tego, że osoby powracające na teren UE z pozaunijnych obszarów będą musiały wykazać się odpowiednimi zdrowotnymi certyfikatami a w przypadku ich braku będą kierowane do uśpienia?
Autorstwo: BKJ
Zdjęcie: wernerdetjen (CC0)
Źródło: Strajk.eu, wolnemedia.net
Zdjęcie: wernerdetjen (CC0)
Źródło: Strajk.eu, wolnemedia.net
Unijna dyrektywa może zabić Internet
Parlament Europejski w drugiej połowie czerwca ma głosować nad nową dyrektywą, która może zrewolucjonizować Internet – niestety w niezwykle negatywnym tego słowa znaczeniu. Dzięki niej najprawdopodobniej skończy się możliwość wymiany linków, zdjęcia i filmy będą sprawdzane przed wrzuceniem, a najwięksi twórcy treści będą chronieni przez prawo tak, aby inni użytkownicy sieci zapewniali im stały zastrzyk gotówki.
Do
głosowania nad regulacjami proponowanymi przez europarlamentarną
komisję cyfrową ma dojść 20 albo 21 czerwca. Przeciwko nowym przepisom
protestują przede wszystkim „szeregowi” internauci, a także część posłów
do Parlamentu Europejskiego oraz wydawców internetowych. Widzą oni
w nich nową formę porozumienia ACTA, która ma na celu zniszczenie
wolności w sieci internetowej, aby jednocześnie najbardziej zyskały
na tym największe koncerny.
Najbardziej
niepokojące wydają się być artykuły 11 i 13 przygotowywanej dyrektywy.
Pierwszy z nich zakłada, że nie będzie możliwe udostępnianie linków wraz
z krótkimi podsumowaniami, co dotknie przede wszystkim użytkowników
popularnych mediów społecznościowych pokroju Facebooka, Twittera
czy Sqida, a także polskiego Wykopu. Udostępnianie materiałów w postaci
newsów i artykułów miałoby być płatne, czyli wspomniane serwisy
musiałyby wykupić odpowiednią licencję u wydawców takich treści.
Kolejny
z artykułów dyrektywy wprowadziłby działanie automatów cenzurujących.
Według przepisów właściciele stron internetowych musieliby sprawdzać
każdy obraz, muzykę lub materiał wideo jeszcze przed jego publikacją, co
zakończyłoby się właśnie instalacją algorytmów cenzurujących określone
materiały. Tymczasem już w tej chwili choćby na serwisie „You Tube”
istnieją podobne mechanizmy, które prowadzą często do absurdalnych
sytuacji.
Z ich
powodu zresztą nowym przepisom sprzeciwia się spora część wydawców.
Znane są bowiem przypadki kiedy algorytmy usuwały treści należące do ich
twórców, ponieważ automat funkcjonujący na wspomnianym YouTube czynił
to właśnie dzięki zaprogramowanemu algorytmowi. Organizacje obywatelskie
podkreślają przy tym, że artykuł 13 jest napisany niezwykle chaotycznie
i właśnie z tego powodu powinien zostać usunięty.
Na podstawie: Tech.wp.pl
Zdjęcie: fancycrave1 (CC0)
Źródło: Autonom.pl
Zdjęcie: fancycrave1 (CC0)
Źródło: Autonom.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz