czwartek, 28 lipca 2016

Zwierzęta ratują życie - czy to anioły?


Jeżdżę ciężarówką i po długim kursie wracałem do domu. Jadę sobie spokojnie i nagle na drodze widzę psa. Wypisz, wymaluj mój Barii. Pies, którego miałem przez 10 lat. Zmarł ze starości kilka lat temu. Myślę sobie 'pies do psa podobny', ale coś jednak nie dawało mi spokoju. Zwolniłem i tak sobie pomyślałem, że może to ostrzeżenie.

Nasi opiekunowie działają często w zakamuflowany sposób. Dla mnie to oczywiste i jasne. Gdyby mieli ukazać się w swojej prawdziwej formie lub manifestowali swoją obecność jako anioł w ujęciu lansowanym przez ikonografię chrześcijańską, to na widok wielkich skrzydeł i jasnej poświaty ludzie lądowaliby w szpitalu, a nie zastanawiali się nad treścią konkretnego przekazu. Innymi słowy, uważam, że widzimy i słyszymy to, na co jesteśmy gotowi. Forma przekazu dostosowana jest do okoliczności i, jeśli sytuacja tego wymaga, ma zachęcić nas do natychmiastowego działania.


Oto fragment poruszającej historii jednego z czytelników:
„Żona namówiła mnie, żebym napisał do pani i opowiedział historię, która przydarzyła mi się trzy lata temu. Jeżdżę ciężarówką i po długim kursie wracałem do domu. Jadę sobie spokojnie i nagle na drodze widzę psa. Wypisz, wymaluj mój Barii. Pies, którego miałem przez 10 lat. Zmarł ze starości kilka lat temu. Myślę sobie 'pies do psa podobny', ale coś jednak nie dawało mi spokoju. Zwolniłem i tak sobie pomyślałem, że może to ostrzeżenie. Po kilku kilometrach znowu widzę na drodze tego psa. Zdecydowałem, że czas się zatrzymać i wypić jakąś kawę na oprzytomnienie. Nagle patrzę, a tu na drodze stoi Tir na światłach awaryjnych. Minąłem go i popatrzyłem we wsteczne lusterko i co widzę? Barii stoi obok tego tira i wyje. Wie Pani, aż mi się zimno zrobiło. Zaparkowałem na poboczu i podszedłem do tego tira. Psa tam nie było, ale patrzę, a obok tira na takiej górce leży nieprzytomny człowiek. Nachyliłem się nad nim. Nie poczułem alkoholu, ale on nie reagował zupełnie. Wezwałem Policję i Pogotowie. (…) Jak się okazało, był to zawał. Tego człowieka udało się uratować i do dziś utrzymujemy dobry kontakt. Moja żona powiedziała, że to Anioł Stróż chciał, żebym zrobił dobry uczynek. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale faktem jest, że lata temu, kiedy umarła moja babcia, Barii wył całą noc jak oszalały. Nie dało się go uspokoić. Babcia mieszkała w Sanoku, to jest 160 kilometrów od mojego domu rodzinnego. I wie Pani co? Kiedy na drodze spojrzałem w to lusterko, to nie tylko widziałem wyjącego Barika, ale też go słyszałem”.
Jeszcze jeden list:
„(…) W prezencie ślubnym od teściów dostaliśmy grunt pod budowę domu. Nasze działki graniczą ze sobą i, co muszę podkreślić, bardzo dobrze ze sobą żyjemy. Teściowa już nie pracuje, ale teść jeszcze jest aktywny zawodowo i czasem jeździ w delegacje. (…) To była letnia noc. Mój mąż już spał, a proszę mi wierzyć, sen ma wyjątkowo mocny. Ja kończyłam jakąś pilną robotę i położyłam się po północy. Nagle usłyszałam dziwne dźwięki od strony tarasu. Podeszłam do oszklonych drzwi i zobaczyłam kota, który niesamowicie rozrabiał. Zrzucił mi dwie doniczki, przewrócił suszarkę i jeszcze parę innych rzeczy. Wkurzyłam się, bo włożyłam wiele pracy w upiększanie tarasu. Otworzyłam drzwi i przegoniłam go. Po kilku chwilach wrócił i znowu hałasował. Tym razem założyłam szlafrok i postanowiłam się z nim energicznie rozprawić. Na mój widok zeskoczył z tarasu. Poszłam za nim i w świetle latarni zobaczyłam przepiękne zwierzę. Kot był wyjątkowo duży i miał wielkie zielone oczy. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego w okolicy. Wiedziona jakimś przymusem wewnętrznym chciałam go dotknąć. Przeszłam kawałek, a kot odskoczył, ale nie uciekł, tylko siedział na krawędzi trawnika, jakby chciał żebym za nim szła. Poszłam. W pewnej chwili przeskoczył płot na posesji moich teściów. Ze zdziwieniem zauważyłam, że pali się u nich światło w salonie i w kuchni. Zaniepokoiło mnie to, bo teściowa była sama w domu, a zwykła kłaść się spać z kurami. Zawróciłam do domu, żeby obudzić męża. Na tarasie znów siedział ten kot, jakby pilnował, czy robię to, co on chce. Z mężem poszliśmy do domu rodziców i okazało się, że teściowa leży nieprzytomna na podłodze. Wezwaliśmy pomoc.(…) Miała udar i szybka pomoc okazała się niezwykle ważna. Teraz już doszła do siebie i jest dobrze. Pytałam wszystkich mieszkańców okolicznych domów, czy ktoś ma lub widział w okolicy takiego kota. Wszyscy zaprzeczali. Sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Kot na balkonie był i ślady jego demolki również. Gdyby nie on, to oczywiście nie latałabym w szlafroku po całym terenie i nie odkryłabym, co spotkało moją teściową. I jeszcze to, że wrócił, kiedy pobiegłam po męża, a potem zniknął jak kamfora”.
Czy można znaleźć racjonalne wytłumaczenie dla opisanych sytuacji? Owszem, można, jak mawiają ludzie szczególnie asertywni, "wszystko można zrobić”. Ja dodaję od siebie, że nie wszystko warto robić. W opisanych przypadkach dzięki szybkiej reakcji uratowano ludzkie życie. W czasach znieczulicy i obojętności, w czasach, gdy po prostu strach zatrzymać samochód gdzieś na odludziu, taka „zachęta” ze strony Opiekunów jest niezbędna, a dla tych, którym ratunek niesiemy, jest błogosławieństwem. Widać, że Opiekunowie to istoty praktyczne, które rozumieją zasady prawidłowej komunikacji i z definicji działają skutecznie.
Na zakończenie jeszcze jedna historia:
„Moja mama twierdziła, że gdyby nie pies, który jej się ukazał, mój tato wypadłby z okna. Mama spała i nagle poczuła, że coś liże ją po ręce. Otworzyła oczy i ze zdziwieniem stwierdziła, że to duży czarny pies, który błagalnym wzrokiem jakby prosił, żeby szybko poszła za nim do kuchni. Postanowiła za nim pójść i zobaczyła, że mój ojciec o mało co nie wypadnie z okna… Przyszedł z pracy zmęczony, chciał po wyglądać w oknie i chyba zasnął… Mama w ostatniej chwili wciągnęła go za nogi. Zawsze twierdziła, że zjawa psa uratowała mu życie. Chyba nie muszę mówić, że nie mieliśmy psa, nawet nikt z sąsiadów. Gdy mama wciągnęła ojca, po psie nie było śladu… Tak zastanawiam się czasem nad tym, co opowiadała mama, ale mówiąc to była zawsze tak przejęta, że nie sposób podejrzewać było ją o oszustwo…”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz