SHOUD 8 – prezentowany przez ADAMUSA SAINT-GERMAINA za pośrednictwem Geoffreya Hoppe
7
kwietnia 2018 r.
Jestem
Tym, Kim Jestem, Adamus suwerenny.
Ach!
Dobrze jest być tu z powrotem z nadzieją na dobrą kawę w tym miesiącu. Z
nadzieją, że nie trzeba będzie uciekać się do herbaty. Hej, czy dajesz mi jakiś
znak?
LINDA:
O, taak. Jesteś taki przystojny. (Adamus upija łyk kawy)
ADAMUS:
Jeśli o tym mowa, to w Klubie Wzniesionych Mistrzów zaczęli mnie nazywać nie po
prostu Saint-Germain, ale Saint-Peacock*. (śmiech)
*ang. peacock to po polsku paw. (przyp.
tłum.)
LINDA:
Co?!
ADAMUS:
Saint-Peacock, ponieważ chodzę ostatnio dumny jak paw. (ktoś komentuje: „I
słusznie!”) Dumny z tego, co tu razem robimy. (brawa publiczności) A to, co tu
razem robimy, jest naprawdę zdumiewające.
Czy
wiecie, ilu ludzi opuściło Karmazynowy Krąg po naszym ostatnim spotkaniu, po
raczej bezpośrednim, ale…
LINDA:
Dziesięć tysięcy.
ADAMUS:
…szczerym postawieniu sprawy? Linda mówi, że dziesięć tysięcy. A wiecie, ilu
naprawdę odeszło? Jak wielu poczuło się na tyle obrażonych tym, co
powiedziałem: „Czas, żebyście byli gotowi przyzwolić, by energia wam służyła.”
Jak myślicie, ilu? No kto powie? (ktoś mówi: „Nikt”) Nikt. Nie, nie nikt.
Dwadzieścia siedem osób. Dwadzieścia siedem. Nie najgorzej.
LINDA:
Dwadzieścia siedem? To robi wrażenie.
ADAMUS:
Dwadzieścia siedem osób tak się wkurzyło…
LINDA:
Łał.
ADAMUS:
…że wyrzucili i spalili książki Karmazynowego Kręgu. Podarli kartę członkowską.
LINDA:
Łał!
ADAMUS:
Wyrzucili peleryny i kamizelki, i powiedzieli: „Koniec z Karmazynowym Kręgiem.”
LINDA:
Łał.
ADAMUS:
Tymczasem ja myślałem, że będzie ich o wiele więcej i niektórzy spośród
Wzniesionych Mistrzów też myśleli, że będzie ich dużo. Wręcz oblizywali się na myśl, że przejmą tych, którzy opuścili
Karmazynowy Krąg i włączą ich do swojej grupy. Ale te 27 osób, które odeszły, nie zechciały. (kilka
chichotów)
Tak
więc odeszło zaledwie 27 osób. To sprawiło, że poczułem się taki dumny,
ponieważ, tak, przekaz był dość wyraźny i bardzo jasny. Powiedziałem: „Jeśli
nie jesteście gotowi pozwolić energii, żeby wam służyła, wynoście się.
Odejdźcie teraz dla dobra pozostałych, bo tam, dokąd idziemy, nie ma miejsca na
to.” Naprawdę nie ma.
Ciekawe
było obserwować tych dwadzieścioro siedmioro przez ten ostatni miesiąc, ale także
was wszystkich wnikających w to, gdzie jesteście, dokąd zmierzacie, przyglądać
się jak radzicie sobie z energią, tak naprawdę zaglądających w głąb siebie i
pytających: „Czy jestem gotów pozbyć się tych starych problemów?” Nie pracować
nad nimi, nie walczyć z nimi albo je analizować, ale po prostu stwierdzić: „Mam
dość. To koniec. Jestem gotów się od nich
uwolnić.” I właśnie ta gotowość zmieni wszystko. Prawdę mówiąc piękne jest w
tym to, że nie musicie robić dużo. Ta gotowość otwiera drzwi mądrości, żeby
mogła wejść, Mistrzowi, żeby mógł wejść i powiedzieć: „Edith, wezmę od ciebie
cały twój bagaż” – a ty rzeczywiście wciąż trochę go masz, moja droga, ale,
och, tak daleko już zaszłaś – „Wezmę od ciebie cały twój bagaż. Teraz, kiedy
chcesz się od niego uwolnić, ja go…” (Adamus bierze do ręki jej szalik) „Ja go
umądrzę. Wycisnę z niego wszystkie stare problemy (ściska i ugniata szalik w
rękach) Umądrzę go i to wszystko.” (odrzuca szalik daleko od siebie) To
wszystko. Och, ona nienawidziła tego szalika. (śmiech) Naprawdę go
nienawidziła.
Wasza
gotowość uwolnienia się od tych problemów przyzwoli na Mistrza, który jest
mądrością wszystkich waszych wcieleń, przyzwoli na wejście Mistrza, żeby mógł
umądrzyć pozostały bagaż – wasze problemy z pieniędzmi, związkami, zdrowiem i
poczuciem własnej wartości – on wprowadzi w nie mądrość. Wy nie musicie nic
robić. Po prostu wstańcie rano, napijcie się kawy, róbcie do końca dnia co tylko
chcecie. To wszystko. I bawcie się. Cieszcie się życiem. O to w tym chodzi, a
ta gotowość to wszystko, czego
trzeba. O to chodzi.
Nie
musicie wymyślać sposobu przejścia przez to wszystko. Nie potrafilibyście. Nie
przestanę o tym przypominać. Nie możecie wymyślić sposobu przejścia przez to
wszystko. Niektórych z was w którymś momencie zacznie kusić, żeby napisać
książkę, no wiecie, „Moja podróż”, liczącą 4221 stron, „Moja podróż do
Oświecenia”. (Adamus wydaje dźwięk oznaczający odruch wymiotny) To po prostu…
LINDA:
Co to było? (Adamus znowu wydaje z siebie odgłos wymiotowania)
ADAMUS:
To był taki mały odruch wymiotny – (błee!)
– nie taki duży. Tylko – (błee!) –
taki mały. A wy zrozumiecie dlaczego. Dlaczego? Chcę powiedzieć, że to wszystko
to tylko zlepek historii, wy zaś nie potrafilibyście wymyślić sposobu
wydostania się z tego, możecie natomiast dać na to swoje przyzwolenie. Możecie
na to przyzwolić. Możecie przyzwolić na dostatek i na związki, i wszystko inne
w waszym życiu. O to chodzi.
A
więc tak, Saint-Peacock. Po prostu chodzę dumnym krokiem po Klubie Wzniesionych
Mistrzów i, taak!, (Ktoś woła: „Hej, ho!”) i – ach! – rozkładam ogon. (śmiech) Wszystko jasne. Nie muszę używać
wielu słów. To jakby mówić: „Stroszę moje pióra. (więcej śmiechu) Jestem dumny
z Shaumbry. (ktoś znowu woła: „Hej, ho!”) Czasami jesteśmy niekonwencjonalni… (brawa
publiczności) z ciebie też jestem dumny. (do Lindy, która również bije brawo)
Przez
większość czasu jesteśmy niekonwencjonalni. Niekonwencjonalni, bo musimy tacy
być. Niekonwencjonalni, ponieważ musimy się pozbyć starych wzorców, a to nie
jest łatwe do zrobienia, bo wiecie, co wy robicie? Próbujecie pozbyć się
starych wzorców i produkujecie wzorzec, żeby się pozbyć wzorca. A to nie jest
zbyt skuteczne. Tak więc dzisiaj zaczniemy od końca. Lubię zaczynać od końca.
To nadal jest liniowe, ponieważ poruszamy się jakby w odwrotnym kierunku, a
następnie trochę jakby przeskakujemy, co doprowadza Lindę do szału. Tak ona,
jak i niektóre inne osoby lubią wyraźny przekaz z początkiem, środkiem i
zakończeniem, który nie trwa zbyt długo.
Dzisiaj
trochę poskaczemy. Zaczniemy od końca. A zatem…
LINDA:
Ty cały czas skaczesz.
ADAMUS:
Jako Adamus. Bo jako Saint-Germain jestem naprawdę nudny. (śmiech) Mam więcej
zabawy z Adamusem. Prawdę mówiąc, kiedy ostatnio nagrywaliśmy „Życie Mistrza 7,
Jestem Kreacją”, to pierwsze części zostały wykonane przeze mnie jako Saint-Germaina.
W rezultacie nawet mnie to zmęczyło. Ostatecznie w końcowej sesji musiałem
wkroczyć jako Adamus i wnieść trochę zabawy. Nie macie pojęcia jak trudno było
tak stać tutaj przez sześć sesji, siedem sesji „I dlatego też powinniście być
kreacją…” (mówi monotonnym głosem; Linda parska kpiąco) „Przyzwólcie, by
kreacja…” Musiałem w końcu to przerwać i stać się Adamusem, który jest wami. Który
jest wami. Jest to postać stworzona przez was wszystkich.
LINDA:
To brzmi jak zespół osobowości mnogiej.
ADAMUS:
Czasami ją kochacie. Czasem jej nienawidzicie. (więcej chichotów)
Nigdy
więcej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz