poniedziałek, 10 maja 2021

Wo i pokój lekcji

 

 Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Podczas spotkania w Kręgu Dwunastu z dnia 5 maja, 2021 Kryon wspomniał dobrze znaną przypowieść, która po raz pierwszy została nam przekazana jeszcze w starym tysiącleciu, lecz która wciąż jest bardzo na czasie. Poniżej jej tłumaczenie wraz z oryginalnym komentarzem Lee.
Wo i pokój lekcji
Pewnego razu żył sobie Człowiek imieniem Wo. Jego płeć nie jest w naszej przypowieści ważna, lecz ponieważ nie macie odpowiedniego określenia na istotę pozbawioną płci, nazwiemy go Wo, aby tym imieniem objąć i kobietę, i mężczyznę. [Nieprzetłumaczalna i przezabawna gra słów w oryg. ang., gdzie Wo-man, to tak samo po prostu kobieta – woman – jak i mężczyzna imieniem Wo: Wo-man- przyp. tłum.] Zatem tylko dla ułatwienia przekładu na ludzki język określimy Wo jako mężczyznę i obdarzymy zaimkiem osobowym on.
Jak wszyscy inni Ludzie w jego kulturze, mieszkał w domu, choć tak naprawdę najlepiej czuł się w jednym pokoju i interesowało go tylko to, co się w tym pokoju działo, gdyż ten pokój był tylko jego. Był przepiękny i tylko on był odpowiedzialny za to, aby ten pokój takim pozostał, co zresztą czynił.
Wo wiodło się dobrze; był członkiem kultury, w której nietrudno o wyżywienie, gdyż zawsze było obficie dostępne. Nigdy nie było mu zimno, gdyż zawsze miał się czym przykryć. Dorastając, Wo nauczył się o sobie wielu rzeczy, nauczył się, co czyniło go zadowolonym i szczęśliwym. Wynajdywał przedmioty oddające to zadowolenie i wieszał je u siebie w pokoju tak, żeby patrząc na nie czyniły go szczęśliwym. Nauczył się także, co czyniło go smutnym oraz co wieszać w pokoju, kiedy miał ochotę być smutny. Wo wiedział, co wprawiało go w gniew, nauczył się wyciągać wszystkie rzeczy, które wprawiały go w złość i wieszać je tak, aby móc na nie patrzeć za każdym razem, kiedy postanawiał się złościć.
Tak samo, jak inni, Wo miał wiele lęków; chociaż dysponował wszystkim, co potrzebne do życia, obawiał się innych Ludzi i pewnych sytuacji. Obawiał się Ludzi i sytuacji, które mogłyby w jego życie wnieść zmiany. Działo się tak, gdyż czuł się ustatkowany i stabilny i nie chciał, aby cokolwiek ten stan rzeczy odmieniło; prócz tego, ciężko zapracował na swój dobrobyt i stateczność, całkowicie odpowiadało mu więc, jak się mają pod tym względem sprawy na świecie. Wo obawiał się sytuacji, które zdawały się sprawować kontrolę nad stabilnością pokoju oraz Ludzi, którzy tymi sytuacjami manipulowali.
O Bogu nauczył się od innych. Powiedzieli mu, że Istota Ludzka jest maluczka i Wo w to uwierzył. Przecież rozglądając się wokół widział miliony podobnych mu istot a Bóg był tylko jeden. Nauczono go, że Bóg był wszystkim a on sam niczym, choć w swej nieskończonej miłości spełni modlitwy Wo, jeśli ten będzie się modlił szczerze i całe życie zachowywał się odpowiednio, dbając o integralność. Będąc Człowiekiem uduchowionym, Wo modlił się o to, aby ani Ludzie, ani kontrolowane przez nich sprawy, których się obawiał, nie wprowadziły w jego życie żadnych zmian... i Bóg tej modlitwy wysłuchał.
Wo bał się przeszłości, gdyż przypominała mu o nieprzyjemnych sprawach, modlił się więc do Boga prosząc, aby te wspomnienia zablokował...i Bóg tej modlitwy wysłuchał. Obawiał się także przyszłości, gdyż niosła ze sobą potencjał zmiany, wydawała się mroczna, niepewna i niedostępna jego oczom. Modlił się więc do Boga, aby przyszłość niczego w jego pokoju nie zmieniła... i Bóg tej modlitwy wysłuchał. Wo nigdy zbyt daleko nie wychodził z pokoju, gdyż tylko w jednym jego rogu było wszystko, czego jako Człowiekowi, tak naprawdę było mu potrzeba. Kiedy z wizytą przychodzili do niego znajomi i przyjaciele, pokazywał im tylko ten róg... i był z tego zadowolony.
W wieku około 26. Lat, Wo po raz pierwszy zauważył w rogu jakiś ruch. Ciężko się przestraszył i natychmiast zaczął się modlić, żeby ruch ustał, gdyż świadczył o tym, że Wo wcale w pokoju nie był sam, a to wydawało się mu nie do przyjęcia. Bóg odpowiedział na prośbę i Wo przestał się bać.
Ruch się powtórzył, kiedy Wo miał 34 lata i znów poprosił, aby ustał, gdyż bardzo się go obawiał. Zanim jednak ustał, Wo zdołał zauważyć, że tam w rogu były także jakieś drzwi, których jak dotąd nigdy nie widział. Nad drzwiami widniał jeszcze napis w dziwmy języku, i Wo bardzo się przestraszył, implikacji tego, co ten napis może znaczyć.
Postanowił zapytać księży, co ten dziwny ruch, drzwi i napis mogą znaczyć, lecz ci ostrzegli go, aby do tych drzwi nie podchodzić, gdyż są to drzwi śmierci oraz że niechybnie zginie, jeśli da się ponieść własnej ciekawości. Powiedziano mu także, iż napis nad drzwiami pochodził od złego i żeby nigdy więcej w jego kierunku nawet nie patrzył. Zamiast tego, księża zachęcali, aby Wo wziął udział w pewnym obrzędzie religijnym, podzielił się z grupą współwyznawców swoimi uzdolnieniami i zarobkami... za co – jak mu powiedziano — będzie mu się w życiu dobrze wiodło.
Kiedy Wo miał 42 lata, ruch w rogu pokoju znów się powtórzył i choć tym razem już się go nie bał, to jednak znowu poprosił, aby się uspokoił... i ruch zniknął. Bóg musiał być dobry, skoro tak szybko i efektywnie mu odpowiedział, Wo poczuł się podbudowany tym, że jego modlitwy przynoszą rezultaty.
W wieku lat 50. Wo się rozchorował i umarł. Prawdę mówiąc, nawet nie zaważył, kiedy to się stało. Znów zobaczył ruch w rogu więc zaczął się modlić, aby ucichł, jednak tym razem, zamiast się uspokoić, ruch ten stawał się coraz bardziej wyraźny i coraz bardziej się zbliżał. Przestraszony, Wo wstał z łóżka i wtedy się przekonał, że ciało nań pozostało, a on sam był w swej formie duchowej. Ruch podchodził coraz bliżej i Wo zaczął go jakoś rozpoznawać. Przestał się bać, za to stał się ciekawy, a swe ciało duchowe potraktował jak coś zupełnie naturalnego.
Teraz było wyraźnie widać, że ruch to dwie zbliżające się postacie. Całe w bieli, jaśniały, jakby rozświetlone od wewnątrz i podchodząc bardzo blisko zatrzymały się tuż przed Wo, a ten zdumiał się ich majestatem i wcale się ich nie bał.
Jedna z postaci przemówiła: „Chodź kochany, już pora iść”. Głos miała łagodny i jakoś znajomy, więc bez ociągania, Wo zaczął iść w towarzystwie dwóch postaci i przypominał, jakże to wszystko było mu znajome. Oglądając się za siebie, zobaczył swe martwe ciało, jakby leżąc w łóżku dalej sobie spało. Był przepełniony wspaniałym odczuciem, którego nie potrafił wytłumaczyć. Jedna z postaci chwyciła go za rękę i skierowała prosto do drzwi z dziwnym napisem. Otworzyły się same i cała trójka przeszła przez próg.
Wo znalazł się w długim korytarzu z szeregiem drzwi po obu stronach. Pomyślał sobie: „Ten dom jest faktycznie znacznie większy, niż to sobie wyobrażałem”. Na pierwszych zauważył jakiś dziwny napis zapytał się więc jedną z białych postaci: „Co jest za pierwszymi drzwiami po prawej?” Bez słowa postać otworzyła drzwi i ruchem ręki zaprosiła do środka. Wo wszedł i osłupiał: Od sufitu do podłogi pokój był wypełniony skarbami przechodzącymi wszelkie wyobrażenie! Były tam sztaby złota, perły i diamenty. Tylko w jednym rogu było tyle rubinów i klejnotów, że można było za nie kupić całe królestwo! Spojrzał się na swych jaśniejących bielą kompanów i zapytał: „Co to za miejsce?” Odpowiedział mu ten wyższy: „Jest to twój pokój obfitości i za życia mogłeś zawsze do niego wejść. On zawsze będzie twój, nawet w przyszłości”. Informacja ta bardzo Wo zaskoczyła.
Po wyjściu z pokoju już w korytarzu, Wo zapytał: „Co jest w pierwszym pokoju po lewej?” Napis nad tamtymi drzwiami jakoś stawał się bardziej czytelny. Drzwi otworzyła mu postać w bieli mówiąc: „To jest twój pokój spokoju, na wypadek, gdybyś chciał tutaj kiedykolwiek wchodzić". Kiedy wraz z kompanami weszli, Wo natychmiast otoczyła gęsta, biała mgła; wydawała się żywa i natychmiast spowiła go od stóp do głów, Wo głęboko nią odetchnął i poczuł cudowne ukojenie, gdyż wiedział, że już nigdy niczego nie będzie się lękać. Poczuł spokój, który przechodzi wszelki umysł, spokój wobec spraw, które nigdy mu spokoju nie dawały. Pragną w tym pokoju pozostać na zawsze, lecz jego kompani gestami zachęcali do dalszej wędrówki długim korytarzem.
Doszli do następnych drzwi po lewej i Wo zapytał: „Co to za pokój?” „Tutaj możesz wejść tylko ty sam” – odpowiedziała mu mniejsza istota w bieli. Jak tylko Wo tam wszedł, natychmiast wypełniło go złote światło, które rozpoznał, gdyż była to jego własna esencja, oświecenie, znajomość przeszłości i przyszłości. Pokój, w którym się znalazł, był jego własnym magazynem ducha i miłości. Wo rozpłakał się z radości, bardzo długo stał na środku wchłaniając w siebie prawdę i zrozumienie. Kompani mu nie przeszkadzali i cierpliwie czekali na korytarzu.
Po długiej chwili Wo znów wyszedł na korytarz. Był przemieniony i spoglądając na swych kompanów, natychmiast ich rozpoznał i rzeczowo oznajmił: „Wy jesteście anielskimi przewodnikami!” - „Nie” – zareagował większy – „Jesteśmy TWOIMI anielskimi przewodnikami” – po czym z niezmąconą miłością ciągnął dalej — „Towarzyszymy ci od urodzenia wyłącznie z jednego, jedynego powodu, aby cię kochać i pomagać w odnalezieniu drzwi. Bałeś się nas i prosiłeś, abyśmy odeszli, więc tak uczyniliśmy. Służymy ci w miłości, szanując twą ekspresję inkarnacji”. W odpowiedzi Wo nie wyczuł żadnego wyrzutu i zrozumiał, że wcale go nie osądzali, ale raczej oddawali mu cześć, ich miłość była odczuwalna.
Rozglądają się po korytarzu, Wo teraz sam czytał napisy nad drzwiami! Krocząc wzdłuż, widział drzwi oznaczone UZDROWIENIE, KONTRAKT, na innych pisało: RADOŚĆ. Tak idąc, zobaczył więcej, niż oczekiwał, gdyż tam dalej były drzwi z imionami nienarodzonych dzieci... a nad jednymi zobaczył nawet napis: ŚWIATOWY PRZYWÓDCA. Zaczynał sobie uzmysławiać, co go ominęło. Jak gdyby znali dokładnie tok jego myśli, odezwali się przewodnicy: Nie wyrzucaj własnemu duchowi, gdyż nie jest to stosowne, ani godne twej wspaniałości”. Wo nie bardzo zrozumiał ich słowa, spojrzał się za siebie, tam skąd przyszedł i zauważył napis nad drzwiami, ten sam który za życia tak go wystraszył! Było to jego własne imię! Jego WŁASNE, prawdziwe imię… i teraz całkowicie zrozumiał wszystko.
Przypomniał sobie całą rutynę, przypomniał dobie wszystko i wiedział, że nie jest już Wo. Pożegnał się z przewodnikami dziękując za wierną służbę. Długo tak stał przyglądając się im i miłując. Następnie skierował się w do światła w końcu korytarza, dobrze wiedział, że już kiedyś tutaj był, wiedział, co go czeka podczas trzydniowej podróży do Jaskini Stworzenia, skąd po odebraniu esencji miał się stawić w sali czci i celebracji, gdzie oczekiwali go wszyscy jego kochani bliscy, włącznie z tymi, których na Ziemi stracił. Wo doskonale wiedział gdzie był oraz dokąd zmierzał dalej. Wo szedł do Domu.
Komentarz Lee
Jako narrator przypowieści, Kyron bardzo wcześnie w przekazie przedstawia nam pozbawioną określonej płci postać Wo. Raz jest on mężczyzną, a raz kobietą. W ten sposób Kryon celowo nie chce nas uprzedzać w odbiorze protagonisty, żeby łatwiej nam przyszło się z nim utożsamić.
W powyższej przypowieści dom Wo wyraźnie przedstawia życie, czyli ekspresję (jak Kryon określa wcielenie) na Ziemi. Analogia różnych pokoi to odniesienie do różnych okien możliwości, które są nam w życiu dawane, a które wiążą się z naszym kontraktem, karmą, czyli całym naszym ziemskim potencjałem.
Część, której Wo uczy się, co go czyni zadowolonym, smutnym, albo wzbudza złość, oraz wieszanie tego na ścianach, aby mógł to wszystko lepiej poczuć, to bardzo wnikliwa obserwacja na temat natury ludzkiej. Odnosi się to do naszej chęci drążenia własnej przeszłości pod pewnym kątem, aby móc odczuwać to, co pragniemy odczuwać. Zwykle nie jest to zachowanie zbyt oświecone ani stosowne, ponieważ często służy do wywlekania nieprzyjemnych przeżyć w celu osiągnięcia pewnego pożądanego stanu emocjonalnego takiego jak: złość, nienawiść, chęć zemsty, czy poczucie bycia ofiarą życia. Często jest to także marzenie o powrocie do czasów, kiedy czuliśmy się zadowoleni i szczęśliwi, jak na przykład, kiedy dorastaliśmy, czy w dzieciństwie.
Bardzo znaczące jest określenie Kryona, że Wo te wszystkie rzeczy wieszał na ścianie. Kiedy przyjdziecie do mnie, zobaczycie to wyraźnie: w domu wiszą fotografie rodziny i obiekty sztuki. Gdy przychodzą do mnie obcy, od razu widzą, co jest dla mnie w życiu ważne. Oznacza to, że wieszając coś na ścianie, nadaję tym obiektom szczególne znaczenie. Stąd Kryon mówi, że Wo pewne rzeczy sobie wiesza na „ścianie lekcji”, gdyż tak samo, jak wiele Ludzi, pragnie angażować innych w swój własny proces, ponieważ wtedy jest mu lepiej. Wo jak na razie nie wie, co to odpowiedzialność. Jednak, jak się tego dowiadujemy w dalszym toku przypowieści, niezależnie od tego, jak bardzo daleko czy blisko jest od oświecenia, Bóg go nigdy za nic nie osądza. Nigdy.
Widzimy, że Wo ma wiele lęków, główny z których dotyczy kontroli, wygląda na to, że najbardziej obawia się wszystkiego, co mogłoby odmienić jego pokój (życie). Reagując na wszystkie lęki, Wo najbardziej by chciał, żeby w jego życiu sprawy pozostały takie same; pragnie stabilności, nieodmiennej wrażliwość percepcyjnej. Obawia się także przeszłości, lecz dokładnie nie wie dlaczego? Zwraca się do innych Ludzi, aby dowiedzieć się o Bogu i wszystko, czego się od nich uczy, używa jako ochrony przed zmianami. Jest to doprawdy bardzo wyraźny przykład tego, czego w dobie obecnej nauczają nas różne religie. Według nich Bóg to odpowiedzialny obrońca przed złym, członkowie kongregacji są zachęcani, aby w podróży przez tę ciemną dolinę [Aluzja do Psalmu 23.] iść za opiekuńczym duszpasterzem. Taki stan rzeczy wcale nie zachęca do podejmowania własnej mocy ani do samodzielnego myślenia na temat zagadnień duchowych. Nie zachęca to także do przyjęcia na siebie odpowiedzialności za własne życie, czyli uczynienia tego, co nam poprzez swe nauki radzi Kryon.
Najwspanialsze, co z tej przypowieści wynika, to to, że choć Wo „połyka” zwyczajowo podyktowany przejaw życia duchowego i doktrynę, to jego modlitwy są wysłuchiwane! Jest chroniony od wszystkiego, od czego chce być chroniony, chroniony jest od zmian, od niepokojącego ruchu w kącie pokoju. Powtarzam, Kryon niejednokrotnie naucza, że Duch boży działa zawsze tak samo, ta miłująca energia odpowiada na wyrażone w modlitwie intencje niezależnie od denominacji. Przypomnijcie sobie jednak to stare powiedzenie: „Uważaj na to, czego chcesz, bo możesz to otrzymać”. Jak wynika z przypowieści, to prawda!
Wszyscy w życiu doświadczamy okazji na podjęcie własnej mocy i na samopoznanie i Wo nie stanowi tutaj wyjątku. Chociaż on sam bardzo był zadowolony z tego, że jego modlitwy były zawsze wysłuchane, to Bóg od czasu do czasu oddawał mu cześć, dozwalając na „szturchnięcie” od przewodników. Niepokojący ruch w rogu pokoju i wizja drzwi, to właśnie byli oni. W ten sposób przewodnicy chcieli zaznajomić go z inną rzeczywistością, dać mu szansę na przemianę...oraz szansę na zmierzenie się z własnymi lękami. W tym miejscu Kryon ponownie dowodzi swojej wnikliwości, dając do zrozumienia, że tradycyjne religie postrzegają takie „szturchnięcia” jako pochodzące od złego. Nawet w obecnych czasach, niemalże we wszystkich religiach właśnie tak najczęściej tłumaczy się wszelkie doznania sprzeczne z obowiązującymi doktrynami. Wo także powiedziano, że ruch w rogu pochodził od złego. Wielu, kiedy nie zgadza się ze światopoglądem kogoś innego, nazywa go złym, nawet nie przyglądając się bliżej żadnym przesłankom, czy związanej z nim energii.
W końcu Wo umiera i wtedy przytrafia się mu to, czego najbardziej się za życia obawiał: Ruch w rogu pokoju staje się rzeczywistością. Jednak jakoś go rozpoznaje i już się nie boi. Następnie oglądamy wszystkie pokoje za drzwiami i wraz z Wo zaczynamy odkrywczą podróż.
Odwiedzanie różnych pokoi to ekspozycja ziemskiego kontraktu, tego, który sam sobie ułożył. Wo ogląda wszystkie potencjalne momenty, w których mógłby doznać oświecenia... włącznie z bogactwem, spokojem wewnętrznym, z zespoleniem się z własną boską esencją, własną „cząstką Boga”. Podczas wędrówki korytarzem rozpoznaje swych przewodników, co wskazuje na to, że tak naprawdę my ich znamy, choć za życia ta znajomość się przed nami ukrywa. Tylko sobie wyobraźcie, jak to jest, iść przez życie wiedząc, że ramie w ramię kroczą z wami dwaj, trzej (może więcej) wasi najbliżsi przyjaciele... a wy cały czas ich ignorujecie! Przecież Wo tak się zachowywał, ale przewodnicy wcale go za to nie osądzili. Tak właśnie wygląda tkań miłości bożej.
Wo zaczynał rozpoznawać cały obraz życia czując się niepewnie, gdyż wydawało mu się, że bardzo sprawy zaniedbał. Przewodnicy jednak natychmiast go uspokoili, mówiąc: „Niczego nie wyrzucaj swemu Duchowi, gdyż nie jest to stosowne, ani nie jest godne twej wspaniałości”. Tak wygląda przejście Wo na drugą stronę zasłony. Doszedł do momentu, kiedy jako „były Człowiek odbywający lekcje” z powrotem stał się tym, kim był i jest zawsze: częścią Boga, istotą uniwersalną. Następnie spojrzał w kierunku napisu nad drzwiami, w którym rozpoznał swe prawdziwe imię i wtedy przypomniał sobie wszystko.
Podczas przekazu, kiedy Kryon zabiera nas w jakąś podróż, czy opowiada przypowieści, daje mi to wszystko jednocześnie zobaczyć, abym lepiej wiedział, co tłumaczę. Podczas przekazu powyższej przypowieści czułem wiatr i zmiany temperatury. Kryon często pozwala mi opisywać to, co „widzę”, w dodatku do tego, co sam przekazuje. Podczas przekazu, gdy siedzę na scenie, jestem pod bardzo silnym wpływem jego energii, często płaczę z radości pod wpływem pełnego zrozumienia jego sedna. Tego uczucia nie da się z niczym porównać, chyba że do odczuć doświadczanych w bardzo, ale to bardzo wyraźnym i rzeczywistym śnie.
Wraz z Wo więc stałem na krawędzi powrotu do Domu, skąpany w miłości bożej. Czułem, jak mnie delikatne pociągali wszyscy, którzy już poza ten punkt przeszli i sam poczułem tęsknotę za wszystkimi bliskimi, którzy przeszli na drugą stronę. Zobaczyłem mych jaśniejących żarem przewodników, poczułem ich miłość, a następnie chwyciłem Kryona z rękę i wróciłem na spotkanie w Del Mar, na stojące na scenie krzesło.
Tłumaczyła: Julita Gonera
Fot. Internet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz