wtorek, 4 grudnia 2018

Polacy przeznaczeni na części...

 

Minister Zdrowia nie dysponuje dokumentami świadczącymi o tym, że Program Szczepień Ochronnych rzeczywiście chroni zdrowie Polaków
Czy kogoś to jeszcze dziwi, że Ministerstwo Zdrowia nie posiada żadnych dokumentów, które świadczyłyby o tym, że „szczepienia ochronne” faktycznie chronią zdrowie Polaków?…

Wniosek o informację publiczną do Ministra Zdrowia
Niniejszym wnoszę o udostępnienie mi informacji publicznej w następującym zakresie, bądź o wskazanie organu lub urzędu będącego w posiadaniu następującej informacji publicznej:
wyniki analiz i badań porównawczych populacji Polaków szczepionych oraz nieszczepionych, które uzasadniają tezę, że polski Program Szczepień Ochronnych (PSO), wykonywanych zgodnie z aktualnym „kalendarzem szczepień” GIS, chroni zdrowie Polaków.
Celem wyjaśnienia intencji mojego wniosku pozwolę sobie zauważyć, że sam fakt zmniejszenia zachorowalności na choroby zakaźne objęte „szczepieniami ochronnymi” dzieci i młodzieży (wynikający z raportów o zachorowalności na choroby zakaźne publikowanych przez NIZP-PZH) nie jest równoznaczny ze stwierdzeniem, że „dzięki obowiązkowym szczepieniom ochronnym Polacy są zdrowsi” lub ze stwierdzeniem „Polacy szczepieni zgodnie z PSO są zdrowsi, niż nieszczepieni” lub ze stwierdzeniem „PSO pozytywnie wpływa na kondycję zdrowotną Polaków”.
Jeśli w wyniku „szczepień ochronnych” Polacy mniej chorują na choroby zakaźne objęte „szczepieniami ochronnymi”, to oznacza co najwyżej, że „szczepienia ochronne” są skuteczne i w żaden sposób nie świadczy to jeszcze o ich bezpieczeństwie, jeśli na przykład nie wiadomo, jaka jest zachorowalność na nowotwory wśród dzieci szczepionych zgodnie z PSO i wśród dzieci nieszczepionych, lub, na tej samej zasadzie, jaka jest umieralność dzieci „z przyczyn nieznanych” (np. SIDS) w obu tych grupach.
Wnoszę więc o udostępnienie mi kopii dokumentów (analizy i badania porównawcze), których treść dowodzi, że dzięki Programowi Szczepień Ochronnych Polacy szczepieni są zdrowsi, lub że przynajmniej nie chorują częściej od Polaków nieszczepionych, czyli że nie tylko chorują rzadziej na choroby zakaźne objęte szczepieniami, ale także nie chorują częściej, niż Polacy nieszczepieni, na choroby przewlekłe (nowotwory, autyzm, alergie, choroby immunologiczne, metaboliczne i inne), są hospitalizowani nie częściej, niż Polacy nieszczepieni, że dzieci szczepione zgodnie z PSO nie umierają częściej „z nieznanych przyczyn” (np. na SIDS) niż dzieci nieszczepione itp.
Wnoszę o udostępnienie mi kopii dokumentów, które uzasadniają tezę, że kondycja zdrowotna Polaków szczepionych zgodnie z PSO jest lepsza, lub przynajmniej nie jest gorsza, niż kondycja zdrowotna Polaków nieszczepionych pamiętając, że wyłącznie same statystyki zachorowalności na choroby zakaźne objęte „szczepieniami ochronnymi” dzieci i młodzieży, w oderwaniu od statystyk zachorowalności i umieralności na choroby inne niż choroby zakaźne objęte „szczepieniami ochronnymi”, świadczą co najwyżej o skuteczności szczepień ochronnych, a nie o braku ich negatywnego wpływu na zdrowie populacji szczepionej w porównaniu do populacji nieszczepionej.
Wnoszę również o udostępnienie kopii dokumentów (wyniki badań i analiz), które świadczą o tym, że obowiązkowe szczepienia ochronne prowadzone wyłącznie wśród dzieci i młodzieży skutecznie chronią całą populację nieszczepioną, która ze względów zdrowotnych nie może być szczepiona pomimo na przykład obecności w Polsce kilku milionów obcokrajowców o nieznanym stanie wyszczepialności.
Wnoszę także o wskazanie wyników badań z których wynika, jaki odsetek wszystkich obywateli Polski, a nie wyłącznie dzieci, musi być skutecznie zaszczepiony przeciw odrze, aby występował efekt „ochrony kokonowej” osób, które szczepić się nie mogą.
Jednocześnie wnoszę o wskazanie organu, który na bieżąco monitoruje bezpieczeństwo PSO, czyli wpływ „szczepień ochronnych” na kondycję zdrowotną populacji szczepionej zgodnie z PSO w porównaniu do populacji nieszczepionej.

w szczepionkach znacznie przekracza poziomy bezpieczeństwa

Aluminium w szczepionkach jak się potocznie określa sole glinu wodorotlenek i fosforan glinu pełni  w niektórych szczepionkach rolę adiuwantu wzmacniającego ich działanie poprzez maksymalnie wydłużenie czasu utrzymywania antygenów w organizmie.  Oficjalne zapewnia się, że niewielka dawka aluminium w szczepionkach jest całkowicie bezpieczna dla dzieci i dorosłych, poza występowaniem niewielkich miejscowych odczynów poszczepiennych.
Wyniki opublikowanych w bieżącym roku badań pokazują, że dopuszczalne poziomy aluminium w szczepionkach oparte są na błędach, nieaktualnych informacjach i nieuzasadnionych założeniach.  Obliczono że 250 mcg wodorotlenku glinu zawartego w szczepionce jest bezpieczne dla osoby dorosłej o wadze 150 kg. Autorzy publikacji twierdzą, że naraża to niemowlęta na ryzyko chronicznie toksycznego poziomu tego pierwiastka w organizmie. W skrajnych przypadkach w zależności od masy ciała dziecka dawka przekracza nawet 1800% biologiczną zdolność detoksykacji i utylizacji metalu z ustroju przy założeniu, że nie występują genetyczne zaburzenia.  I tak np. nierzadka przecież mutacja genu MTHFR zaburza naturalną zdolność usuwania toksyn z organizmu w ponad 90%, co powoduje, że organizm nie daje sobie rady nawet z ich minimalnymi ilościami substancji toksycznych. Kwalifikując pacjenta do szczepienia szczególnie jeśli są to niemowlęta i noworodki powinno się przynajmniej wykluczać podobne wrodzone wady genetyczne, a tego niestety się nie praktykuje.
Aktualne obliczenia wskazują, że w pierwszym dniu życia niemowlęta otrzymują 17 razy wyższe dawki związków glinu, niż gdyby bezpieczny poziom właściwie dostosowany byłyby do masy ciała.

Aluminium w szczepionkach znacznie przekracza poziomy bezpieczeństwa

Wykazano, że dotychczasowe regulacje WHO i FDA  błędnie zakładają bezpieczny poziom aluminium w szczepionkach opierając je na skuteczności immunologicznej, czyli wydłużonym czasie utrzymywania antygenów nie biorąc pod uwagę masy ciała noworodków i niemowląt.  Obecne zatwierdzone normy  oparte są na doustnym podawaniu dorosłym gryzoniom – myszom i szczurom. Nikt do czasu ustalenia norm nie badał bezpieczeństwa wprowadzania do organizmu dzieci z ominięciem przewodu pokarmowego poprzez iniekcje.
Przytoczona praca badawcza opiera się na szeregu wcześniejszych publikacji, które między innymi wskazują na przypadki, w których po podaniu młodym zwierzętom laboratoryjnym dawek badawczych poziom aluminium w moczu i krwi pozostał niezmieniony. Powstaje pytanie, gdzie zatem to aluminium się podziało i czy tam gdzie się dostało nie wywiera wpływu na układ odpornościowy, tkanki i narządy?
Odpowiedź przyniosły eksperymenty wykonane na młodych myszach w maju br. Wykazywały szereg zaburzeń u młodych gryzoni narażonych na ekspozycję aluminium zaraz po urodzeniu.  Kolejno wykazano, że niemal 100% domięśniowo wstrzykniętego tlenku glinu na tak wczesnym etapie życia niemal w 100%  dostaje się do układu krążenia i na wiele lat kumuluje się w tkankach mózgu, śledziony, stawów
źródło: sekrety-zdrowia.org

Dwa lata temu prezydent Duda podpisał w sposób spektakularny akt woli, którym to aktem zgadza się na pobranie od niego narządów w celach transplantologicznych....

Dwa lata temu prezydent Duda podpisał w sposób spektakularny akt woli (kliknij), którym to aktem zgadza się na pobranie od niego narządów w celach transplantologicznych. Moim zdaniem tenże "akt" to czystej wody kpina ze społeczeństwa. Kpina, albo nieznajomość przepisów i tematu... wcale bym się tutaj też nie zdziwił. Po pierwsze ...podkreślam to na samym początku, że nie pobiera się absolutnie kluczowych narządów od zmarłych. Gdyby się to robiło, to cmentarze byłyby niemal puste...

Po drugie pan Prezydent powinien wiedzieć jak wygląda procedura ochrony jego osoby i postępowania w razie jakby mu się coś stało. Musi być stwierdzona ponad wszelką wątpliwość jego śmierć. Po tym następuje przejęcie władzy przez marszałka, który pełni w dalszym ciągu funkcję "pełniącego obowiązki". W tym przypadku absolutnie nie jest możliwe pobranie organów, bo jak wspomniałem wyżej od zmarłych się ich nie pobiera.
Nie wyobrażam sobie także sytuacji, gdy konsylium lekarskie decyduje w sprawie prezydenta będącego  w śpiączce, czyli tzw "comie"  jako o przypadku nie rokującym i odłącza go od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe i przeznacza go na części dla biorców, "bo tak se prezydent zażyczył". Na szczęście nie mieliśmy takiej sytuacji, ale można sobie wyobrazić, że w takim wypadku niemożliwe jest, aby pan prezydent Duda oddał swoje organy  w celach transplantologicznych. Dlatego właśnie uważam, że ten "akt woli" to szydercze zagranie pod publikę autorytetu, przekonujące, że transplantologia jest nieskazitelnym dobrem i że nie ma w niej żadnej "ciemnej strony". Niestety ma...

Tutaj należy jasno podkreślić, że każdy....powtarzam, każdy Polak jest potencjalnym dawcą, o ile za życia nie złoży sprzeciwu do Centralnego Rejestru Sprzeciwów Poltransplant ...pod linkiem (kliknij). Jeśli nie złoży sprzeciwu, to można od niego bez pytania rodziny pobrać narządy. Określa to ustawa z dnia 1 lipca 2005 roku, a konkretnie artykuł 5 który ma brzmienie:

 "Pobrania komórek, tkanek lub narządów ze zwłok ludzkich w celu ich przeszczepienia można dokonać, jeżeli osoba zmarła nie wyraziła za życia sprzeciwu."... pod linkiem treść ustawy (kliknij).

Nie wiem jak jest w innych krajach, interesuje mnie jak jest w Polsce. Według mnie taki zapis w ustawie jest żerowaniem i pasożytowaniem na nieświadomości społeczeństwa. Uważam, że jeśli ktoś chce oddać organy, to powinien określić to aktem woli, niedopuszczalne jest według mnie bez ogólnokrajowego referendum w tym temacie ustalać coś, co daje  człowiekowi narzędzie do orzekania w kwestii życia i śmierci innego człowieka.

W tym wypadku człowiek w śpiączce jest w niebezpieczeństwie, zbliżenia się, ale i przekroczenia niewidzialnej, cienkiej granicy pacjent-dawca. Kiedy pacjent mający prawa pacjenta do bezwzględnego ratowania życia i zdrowia, nagle po decyzji konsylium lekarskiego stwierdzającego tzw "śmierci pnia mózgu" traci prawa pacjenta, a nabiera ustawowego obowiązku do oddania swoich organów, wtedy niestety bezpowrotnie przekracza tą granicę.
Tutaj nawet rodzina nie ma specjalnie nic do gadania. Jest jeszcze możliwość, że dwóch dorosłych członków rodziny zezna, że ich bliski jeszcze "za życia" mówił, że nie życzy sobie pobierania organów...jest to jakieś wyjście, lecz może być tak, że niewerbalna presja personelu doprowadzi do niemal przymuszenia odłączenia pacjenta od aparatury i pobrania narządów. (casus Alfie Evansa).

Proszę zwrócić jeszcze uwagę na zapis wyżej wymienionego przeze mnie art 5 ustawy, w którym jest mowa o "zwłokach". Często, a wręcz zawsze należy mówić o "zwłokach z bijącym sercem", które niejednokrotnie mają cząstkę świadomości, słyszą i są świadome w jakim położeniu się znajdują. Tutaj przechodzę do sedna...pacjent, który straci prawo do leczenia i "nabędzie" obowiązek ustawowy jako dawca nie jest znieczulany bo nie ma takiego obowiązku, podaje się tylko środki zwiotczające mięśnie, siłą rzeczy pacjent może odczuwać ból. Przykład...aby pobrać serce trzeba rozciąć piłą klatkę piersiową i powłoki ciała od mostka do spojenia łonowego....jeśli mamy nawet cień wątpliwości, że jednak pacjent do końca nie umarł, to możemy sobie wyobrazić potworny ból i traumę, która temu towarzyszy...

O tej drugiej, ciemnej stronie transplantologi praktycznie wcale się nie mówi w mediach głównego nurtu, albo mówi się o samych korzyściach, pomijając zupełnie zagadnienia etyczne. Temat ten od strony etycznej w Polsce porusza tylko dominikanin ojciec dr Jacek Maria Norkowski, oraz  prof. dr hab. Jan Talar, który wybudził ponad 500 osób, które według tzw służby zdrowia nie rokowały przyszłości, no chyba, że przyszłości jako części zamienne dla innych.

Kryterium tzw "śmierci pnia mózgu" pozwoliło na szybką ewolucję w transplantologi. W zasadzie taki zapis był z punktu widzenia stosowania przeszczepów niemal do tego konieczny. Ojciec dr Jacek Maria Norkowski twierdzi, że zapis o "śmierci pnia mózgu" jest zapisem tylko i wyłącznie do celów transplantacyjnych, a dr Stępkowska, że śmierć orzekana jest tylko na podstawie kryteriów neurologicznych, czyli tak de facto wcale nie jest to śmierć, tylko niewydolność jednego układu. Dr Talar w swojej prelekcji jasno określił, że nie ma czegoś takiego jak śmierć pnia mózgu, według niego śmierć jest, albo jej nie ma...do obejrzenia pod linkiem (kliknij)

Przypomnę, że dr Talar wybudził ponad 500 osób, ale i Fundacja Akogo Ewy Błaszczyk ma swoje sukcesy, w Budziku wybudzonych jest już 50 pacjentów, jest więc wielce zastanawiające, że nikt do tej pory nie obalił definicji "śmierci mózgowej"

Wróćmy właśnie do tejże definicji tzw "śmierci mózgowej", czy "śmierci pnia mózgu", otóż Ojciec Norkowski w wywiadzie dla PCh24.pl stwierdził, cytuję:

Wprowadzenie neurologicznych kryteriów śmierci człowieka jest związane z raportem Harvardzkim z 1968 roku, w którym na samym początku pojawia się ciekawe zdanie:„naszym zadaniem jest zdefiniowanie nieodwracalnej śpiączki jako śmierci człowieka”. To zadanie zostało wykonane, reszta raportu mówi głównie o tym, co należy zrobić od strony praktycznej, aby stwierdzić czyjąś śmierć. Kryteria orzekania śmierci na podstawie stwierdzenia nieodwracalnej śpiączki funkcjonują do dzisiaj. Nie wiadomo zresztą, na jakiej podstawie decyduje się, iż dany przypadek śpiączki jest rzeczywiście nieodwracalny. Nigdy nie uzasadniono, dlaczego człowiek w śpiączce miałby zostać uznany za martwego. 

(...) Nie przeprowadzono żadnych badań naukowych. Zazwyczaj kiedy w medycynie wprowadza się jakąś nowość, trzeba podać, na jakiej grupie pacjentów zostały przeprowadzone badania, ile trwały i jakie przyniosły rezultaty. Tymczasem przy zmianie definicji śmierci człowieka takich badań nie było! Definicję zmieniono po pierwszej operacji przeszczepu serca w południowej Afryce po to, żeby obronić lekarza, który dokonał przeszczepu i któremu groził sąd za zabicie dawcy. Zmiana definicji śmierci sprawiła, iż sądy zaczęły się nią posługiwać i orzekać, iż w momencie pobierania narządu do przeszczepu nie mamy do czynienia z przestępstwem.(kliknij)

Widzimy więc, że definicja "śmierci mózgowej" jest wątpliwa, dęta jakby "robiona na zamówienie".

http://trybeus.neon24.pl/post/146663,polacy-przeznaczeni-na-czesci
za https://robertbrzoza.pl/modal/30899


W 2017 roku odnotowano 3511 niepożądanych odczynów poszczepiennych z czego 1688 to były przypadki ciężkie.
To są dane opublikowane w raporcie rocznym URPL. Nie można ich porównać z danymi PZH, ponieważ mimo obowiązku, do dziś (1 grudnia 2018) PZH nie opublikowało biuletynu za rok 2017.

http://urpl.gov.pl/sites/default/files/RAPORT%20ROCZNY%202017.pdf

Opublikowano , autor:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz