czwartek, 13 grudnia 2018

Dusza jako implant i uwolnienie od Anunnaków

Uwolnienie od niższych wibracji
Temat obejmuje sposób na uwolnienie się od wielu, wielu spraw, zwłaszcza duchowych, ale nie tylko, które przeszkadzają w życiu. Sposobem na to jest uwalnianie się od niższych wibracji, które są wibracjami Duszy.
W tym uwalniamy się od tak znaczących spraw jak od:
  • karmy własnej duszy, przyniesionej tu z dawnych wcieleń duszy,
  • od zależności od „władców karmy”, Archontów, twórców Dusz, Anunaków, Opiekunów symbiontów, Archaniołów itd. (jak tam ich zwał)
  • Jest to też równoznaczne z uwolnieniem od tzw. „astrala”, świata astralnego.
Ileś nurtów duchowych proponuje ćwiczenia wiodące ku temu, przejściu w krainę Ducha. A tam znajduje się uwolnienie. Można domyślać się, że w pierwotnym chrześciaństwie takie przejście „ku Duchowi” nazywano „zbawieniem”.
Nie trzeba się tutaj bać, bo nie „odlecimy” jak w przypadku narkotyków. Wchodząc w sferę Ducha wewnątrz siebie zmniejszamy nieprzytomność, zmniejszamy nieświadomość, a powiększamy przyjemne i miłe odczucia, a także ugruntowania w ciele. Mniej więcej efekty tych działań pokrywają się z tym, co naucza Eckhart Tolle.
Uwaga! Temat jest złożony, bo przejawione życie jest złożone. Nie jestem fanem skrótów i uproszczeń. I to co E.Tolle mówi językiem ze szkoły podstawowej, ja ubieram w złożone rozważania. Nigdy jakoś nie docierały do mnie argumenty „powinieneś uwierzyć”, więc sam poszukiwałem wyjaśnienia, które dawałoby argumenty logiczne, chociaż trzeba przyznać, że nie jest to logika zredukowana do logiki naukowej.
Światy duchowe rządzą się swoimi prawami, a jest tych światów trochę, zwykle nieznanych „człowiekowi z ulicy”. Aby ogarnąć poniższy tekst potrzebna jest więc znajomość stosowanego tu nazewnictwa. Jeśli nie przeczytałeś/aś tekstu o Duszy [link], to może ci się np. mylić Dusza z podświadomością. Możliwe są wtedy różne błędy logiczne. Bez znajomości mojego podejścia, poniższego tekstu nie ma co czytać. Bo zwykle ludzie stosują swoje zrozumienie, a tu słownictwo jest inne.
Podobnie do zrozumienia wykresu poziomów duchowych potrzebna jest znajomość ich wedyjskiego nazewnictwa [link]. Inaczej będą to słowa mało co mówiące.
Dobre zapoznanie się z tymi sprawami pozostawiam czytelnikowi.

Nieziemscy Opiekunowie Duchowi

Z sesji z jedną koleżanką:
Koleżanka miała sesję, Jej Dusza jest z obcej cywilizacji i pokazał się tamten nieziemski świat, pokazały się jego poziomy duchowe. (Obce cywilizacje, inne systemy słoneczne też jak najbardziej mają światy duchowe. To, że jakiś system słoneczny nie posiada życia w formie fizycznej nie oznacza, że na wyższych poziomach, np. na witalnym, astralnym, mentalnym go nie ma. Wiele światów, które widać przez teleskop nie ma życia fizycznego, ale ma eteryczne i wyżej.)
I pokazali się Opiekunowie z tamtego świata – były to wysokie istoty, które miały „opiekę” nad istotami na niższych poziomach. I ci Opiekunowie projektowali (rzutowali, posyłali)) karmę w postaci energii ze swoich umysłów ku tym niższym istotom. Mieli jakieś pomysły, idee w swoich umysłach. Jakoś zupełnie nie przejmowali się bytem owych podopiecznych. Wręcz można odnieść było wrażenie, że bawi ich ta działalność. A tam „niżej” było to odczuwane jako „całe życie” i to skomplikowana, wielowątkowa aktywność.
Pokazała się taka sytuacja: Opiekun sobie w umyśle roi zależności, relacje między stronami w dualistycznym świecie. I je przekazuje (projektuje) na niższe istoty, obarczając je jakby swoją karmą. A te istoty (ich Dusze) nie mają specjalnie możliwości aby żyć inaczej, bo nie są świadome, że mogą inaczej żyć, że mogą nie poddawać się tym energiom. I właśnie się im poddają. Energie z wyższych poziomów, z wyższych światów są na tyle wysokowibracyjne i na tyle rzadkie, że przenikają nas, nasze ciała. A nasze Dusze reagują na te energie i na intencje, które przychodzą do nas na fali tych energii. Dusza nie umie rozróżnić, czy to jest od niej samej, czy przychodzi z zewnątrz, ważne że jest to silne i wysokowibracyjne. Bo wszystko co ma wyższe wibracje uznawane jest przez Duszę jako ważne. Wszystko, niezależnie od jakości tych wysokich energii. Można więc być równie dobrze zainspirowanym od strony czystej (jasnej, łuku wstępującego), bądź od strony ciemnej (łuku zstępującego).
Tu także można dopatrywać się zjawiska, które wielokrotnie opisywałem: odbierania energii od „większych” bytów, które nie mają niższych poziomów subtelnych. Zacząłem od opisu tego, co nazwałem „demonem pogodowym” – jest to wielkoskalowy obiekt energetyczny, który modyfikuje odczucia, samopoczucia ludzi na sporym terenie (średnica od 200 do ok 2000km).
Można odbierać taką energię od bytów, które „zamieszkują” te wyższe poziomy. Ale, tu dla wielu niespodzianka – wiele bytów modyfikuje energie ku gorszym przeżyciom. Im więcej mamy karmy, im bardziej mamy uruchomione Ciało Bolesne (zrestymulowane engramy – językiem audytingu L.R. Hubbarda) tym więcej mamy tych odczuć, a mniej mamy samostanowienia. Im większa (i starsza) jest Dusza, im bardziej receptywna – tym bardziej odbiera takie projekcje energii z wyższych poziomów.
Energie „z tamtej strony” mogą być różne: od energii mentalnej – konkretnych wskazań co do tego jak żyć (Edgar Cayce miał wiele takich przekazów), do niekonkretnych, acz wysokowibracyjnych emocji „zalewających” człowieka wraz z pogodą. Mogą to być równie dobrze bardzo miłe i przyjemne wibracje występujące w zjawiskach pogodowych (tzw. „piękna pogoda”). Wiele, wiele istot wysokowibracyjnych ma bardzo przyjazne nastawienie!



Obszerne duchy z wysokich poziomów mają rozrzedzone dusze, które rozciągają się na setki kilometrów, a kotwiczą się w zjawiskach pogodowych (o takim kotwiczeniu pisał Rudolf Steiner). I potem „nasuwa się” taka pogoda na jakiś obszar i ludzie czują się gorzej, czują np. przygnębienie. Albo radość. Albo zniechęcenie. Może nie uświadamiają sobie tego, ale są poddani owym energiom. Pierwszym krokiem jest przeżywanie zmienionego nastroju, drugim jest świadome odczuwanie tego, że czuję się inaczej i to nie pochodzi ode mnie. „Przeżywanie” tamtych emocji, przeżyć, niezależnie czy się tego chce czy też nie..

Receptywność daje odczyty

Wiele razy spotykam się z wytykaniem mi, że tak szukam na zewnątrz siebie przyczyn własnych stanów emocjonalnych, że jakobym obwiniał krokodyle za tyle kłopotów w życiu, które nam robią itd. Że nie mam postawy odpowiedzialności za to, co mi się dzieje.
Mówią to zwykle ludzie, którzy mają zdefiniowane centra energetyczne w ciele. Zwłaszcza te, nazywane w HD „motorami”.  W tych centrach mają osobisty dostęp do energii życiowej, z której mogą korzystać w działaniach życiowych. I to robią. I patrzą na mnie, który nie mam żadnego z tych centrów zdefiniowanego i tak mówią. Nie uświadamiają sobie, że nie mam takich możliwości jak oni.
A już super sprawni są ci mający zdefiniowane serce fizyczne, ponieważ mają do dyspozycji energie plemienne, ponadosobiste, nawet trochę podobne do energii symbionta. Są to energie na tyle wysokie, aby móc ochronić plemię, aby móc działać w imieniu, na rzecz całego plemienia, także przeciwstawiając się różnym bytom duchowym.
I tacy ludzie nie mają nawet odczuć, że są jakieś zagrożenia w energiach, więc oczywiście o wiele im łatwiej podważyć moje odczucia i oskarżać, że mi się coś śni, wydaje.
Ale nie to jest ważne.
Ważne jest to, że przez takie osobiste poczucie sprawczości nie dostrzegają czegoś, co tutaj się na Ziemi rozgrywa i nie mają możliwości aby to odczuwać. Przykładowo mają przekonanie, że o człowieku to nie można się wiele dowiedzieć z jego wibracji. Potrzeba dopiero posiadać jakieś materialne łącze do niego, aby to robić. Mnie w moich wahaniach wystarczały zawsze niematerialne – np. obraz na komputerze, albo nawet tylko próbka pisma, i to też komputerowego.
Patrz: HD i receptywność na czakrach, W systemie Human Design mówi się o tym, że jesteśmy receptywni tam, gdzie mamy centra niezdefiniowane. A tą energię z zewnątrz, która przychodzi i powoduje uruchomienie się procesów w naszych centrach nazywa „warunkowaniem” („conditioning”).
Zapewne, nasze przeżycia są w dużym stopniu zdeterminowane przez karmę naszej Duszy!
Jednak nie godzę się na takie postawienie sprawy, że „spotyka cię to, bo tak sobie myślisz”. To byłoby zbyt proste. Znam ogromną liczbę ludzi, którzy w swojej osobowości twardo nie zgadzają się na to, co im się przydarza, i uważają to za niesprawiedliwe. Rzadko który z nich jednak patrzy na swoją Duszę i widzi, że to w Duszy ma właśnie postawę, która jest otwarta na dokładnie takie wydarzenia. To nie JEGO spotyka to, tylko JEGO DUSZĘ [piszę o tym].
Moja Dusza od dzieciństwa chciała kontynuować „walkę ze złem”, po stronie białej. Jako osobowość byłem przekonany do tego, że nie ma co walczyć, ale moja Dusza mnie przekonywała swoimi energiami, że tak trzeba. Presjowała mnie mocno. Ja jednak powoli dystansowałem się od tych pragnień, uważając je za mało realistyczne.
Jak Dusza chciała walczyć ze złem, to i odnajdywała owo „zło”. Miała wieloletni kontakt z krokodylami w osobie bliskiej, więc była usatysfakcjonowana, „wiedziała po co żyje”. Ja, jako osobowość, jako dziecko nie wiedziałem jednak co się dzieje. Byłem przez krokodyla atakowany, raniony. Leczyłem się potem z bycia DDA. Wkurzało mnie to, że tak mi się zaczęło życie. A wiadomo, że początek jest bardzo ważny.

Uwolnienie

Jak więc – zgodnie z tematem – uwolnić się od tych energii? od tych symbiontów – krokodyli, jak moja Dusza ciągła była na nie wściekła. A jednocześnie nie była skłonna aby być uczona, aby uczyć się z tego, co ja sam jej mówiłem, jakie miałem przekonania? Dusze mają mentalność czterolatka i bardziej zaawansowane argumentacje do nich nie przemawiają. Praca z afirmacjami skutkuje w niewielkim stopniu, dając co najwyżej lekkie polepszenie warunków życia. Sesje uwalniające także nie dają spektakularnych efektów, na które liczą klienci. Wiele osób z rozwoju nie chce tego przyznawać, bo by się im biznes posypał. Owszem, sesje działają, ale efekty nie są powalające. Owszem, można wiele z nich się nauczyć. Dusze bowiem są zwykle tak duże, skomplikowane, a w sobie mają tak namieszane, że rozplątywanie tego nie ma końca.
W sesjowaniu można trafić na mistrza, ale można nie trafić.

Przekroczenie

Moim odkryciem dla siebie jest to, że nie ma co liczyć na oczyszczenie Duszy. W różnych kulturach i religiach znajdujemy tzw. duchowe ścieżki ostateczne i dopiero one dają wyjście ponad Duszę, ponad jej rojenia, ponad jej bagaż doświadczeń. Tu działa typowy mechanizm duchowy, który nazywa się „przekroczeniem”, inaczej transcednencją. Wznosimy wibracje i przechodzimy do kolejnej warstwy duchowej, ponad niższe, gdzie mamy kłopoty i opresje.
Znany z tematów duchowych jest przymiotnik „transcendentalny”. Oznacza on – przekraczający. Np. TM, Medytacja Transcendentalna – to medytacja przekraczania duchowego.



Nie jest to jednocześnie ucieczka, bo nigdzie nie uciekamy. Można uciekać – i to bardzo podobnie wygląda – przez zaprzeczanie, tłumienie. „To na mnie nie wpływa bo tego nie ma” – to nie jest postawa transcendencji. Albo „nie będę tego widział, tego przeżywać, to mi będzie łatwiej”. Miło, fajnie, ale zakłamanie jest. Jednym z typów zakłamania jest wzięcie symbionta na pomocnika. Są wtedy dostępne dodatkowe, wysokie, pół-boskie energie dla nosiciela symbionta, a on sam jest w „bańce ochronnej”, z której życie wygląda jak klatki z filmu. Nie raz miałem różne symbionty, więc wiem jak to się odczuwa. Taka bańka jest podobna do „bańki astralnej” (narzuconej przez duchy jak sieć – z tego też wychodziłem), natomiast symbiont daje w „bańce ochronnej” super komfortowe warunki. To tak jakby porównać Skodę do Rols-Royce’a – o wiele wyższa klasa komfortu niż oferuje „zwykłe” przeżywanie. A jednak – jest uzależnienie, ucieczka od realiów.
Wzięcie symbionta zmienia relację wobec kłopotów – dystansuje od nich, jednocześnie nie zabierając ich, nie zmniejszając.
To co nazywam przekroczeniem duchowym (transcendencją) również daje komfort. Nawet nie potrzeba sobie „poradzić” z kłopotami. Wystarczy wznieść wibracje.
Jak to nazywa Nowy Testament: „jesteśmy w tym świecie ale nie z tego świata”.
A wznoszenie wibracje określa: „wznieśmy serca”. Serce w Biblii jest synonimem Duszy.

Akceptacja Duszy

W przekroczeniu bierzemy to, co się wydarza i akceptujemy, całkowicie akceptujemy.
Tak więc – aby przekroczyć Duszę z jej kłopotami, potrzebą jest zaakceptować całkowicie Duszę.
Aby ją zaakceptować, trzeba ją poznać, aby wiedzieć, co się akceptuje.
Na mojej witrynie jest wiele stron o Duszy, o jej zachowaniach, o pracach z nią: ustawieniach systemowych, o sesjach z Duszami, o rozmowach z Duszami. Można tu doczytać się wielu doświadczeń które przeszedłem ja i moi znajomi.
Dzięki temu, mamy możliwość widzieć Dusze i ich poruszenia i zaakceptować je, w ich braku realizmu, w ich skromnym, ograniczonym myśleniu popartym bardzo dużymi energiami własnymi.
I dzięki temu możemy przejść do poziomu Ducha, przekraczając Duszę. Nie musimy niewolniczo się trzymać Duszy. Zwłaszcza, że okazuje się, że nie jest ona aż taka przyjazna dla nas, jakby się wydawało.
Pisałem, że gatunek ludzki został stworzony, według Sumeryjskich przekazów na tabliczkach klinowych, jako modyfikowany genetycznie przez bogów „przybyłych z nieba”, czyli Anunaków. To raz.
Ale jest i więcej. Wydaje się bowiem, po przesłuchaniu wywiadu z p. Sławkiem, który rozmawiał mediumicznie z o. Pio („rozmowy z o.Pio” na YT), że są dwa poziomy światów, ten zewnętrzny stworzony przez Boga Kreatora, i te wewnętrzne światy, stworzone przez niższych bogów, nazywanych różnie: Archontami, Archaniołami, Demiurgami, Reptilianami itd.


Wywiady te wywołały trochę nieprzyjemnego zamieszania tu na blogu, ponieważ wiele osób zraziła ich forma. Zmieniłem stronę o tych wywiadach, skasowałem łącza. Ale proszę pamiętać, że forma to nie wszystko. Ważna wiedza przychodzi czasami w kiepskiej formie. Gdy nie umiemy jej stamtąd wyciągnąć, gdy wzdrygamy się skorzystać z różnorakich źródeł – możemy utknąć. Bo nie ma tak, że tu na Ziemi będziemy mieć cudowną wiedzę przekazywaną w cudownym opakowaniu i dzięki temu cudownie wzniesiemy się do cudownego nieba.
To są duchowe fantazje. Widziałem wiele osób, które tkwią, łakną, a nawet żądają realizacji takich cudownych fantazji. A za pazuchą zwykle mają ciemne wzorce a nawet współpracę z ciemną stroną duchową. Czemu? Bo istoty duchowe z ciemnej strony „cudownie” poddają idee doskonałości jako realne do urzeczywistnienia dla człowieka. Co prawda.. z ich (ciemnej strony) łagodnym acz istotnym wspomaganiem (wzięcie symbionta, podlinkowanie pod ciemnych). I dzięki tej idei doskonałości duchowej jadą, aby zrealizować swoje niecne interesy. A wiele, wiele osób nabiera się na to. Np. „poszukując prawdy” – bezwzględnej, doskonałej prawdy, na każdym poziomie subtelnym będącej prawdziwą. To jest nie do osiągnięcia, jest to niemożliwe. Czemu? Ponieważ na wyższych poziomach nie ma bezwzględnej prawdy, tylko względna, subiektywna. Jest wiele, subiektywnych prawd. A jeszcze wyżej już zostaje tylko twórczość [mój tekst o tym].
Tak więc, jeśli Anunaki, półbogowie stworzyli ludzkość (jest wiele o tym przekazów), to wychodzi na to, że:

nasze Dusze są również kreacją półbogów,
Twórców Dusz.

A że Anunaki wcale nie są dla nas przyjazne (są egoistycznie nastawione), to i nasze Dusze także są tak zrobione, żeby dla nas nie być przyjazne w dużym stopniu.

Nie raz spotkałem się z tym, że ludzka dusza człowieka szkodziła temu właśnie człowiekowi. I miała w nosie to, że mu szkodzi. Wręcz uważała za słuszne, że on żyje w kłopotliwym stanie.
Bardzo mocne przykłady mamy u osób z wzorcami ofiary. Tam Dusze są przekonane, że poddawanie się karom jest dobre, poprawne. Że wchodzenie po uszy w lęki jest jak najbardziej zrozumiałe i poprawne.
Dusze tłumaczą to swoimi postawami. Nabytymi w swoich poprzednich wcieleniach. Człowiek (Osobowość) zaś nie ma nic wspólnego z tym, bo jako osobowość powstawał w niemowlęctwie, w tym wcieleniu Duszy. Duch tego człowieka też nie bardzo ma z tym coś wspólnego, ponieważ Duch żyje w wiecznym Teraz, a więc w Świecie Wyższym, gdzie nie ma karmy. I tak trochę się zdumiewa tą Duszą, co ona robi.
Jak tak patrzeć, to jesteśmy wystawieni na spłacanie długów Duszy.
Czyli karma może być postrzegana jako projekcja umysłów Archontów (Anunnaków, Twórców Dusz, jak ich nie nazywać). Tu takie sumeryjskie wyobrażenie owego półboga:

Jeśli w umysłach istot na poziomach ponadatmaczninych się pojawiła i jest utrzymywana – to musi stwarzać, i stwarza – w Niższym Świecie stwarza najpierw Dusze, a potem nawet i ciała, w które ta Dusza wchodzi i przeżywa ten „dramat”, który urodził się w chorej wyobraźni oddzielonego od Najwyższego Twórcy Dusz.
Można więc powiedzieć, że „nasza” Dusza jest skrystalizowanymi myślami Archontów – Twórców Dusz. I karma naszej Duszy także, jest realizacją pomysłów, idei owych archonckich Istot.
Czyli – jaka ona jest „nasza”? To jest urealnienie czyjegoś śnienia. A my będąc także Duchami podpinamy się pod czyjeś śnienie i śnimy czyjś sen.
Słyszałem kiedyś o tym, że „mamy narzuconą karmę”. Poddałem ten temat Wyższym Jaźniom (Istotom z wyższych planów z łuku wstępującego), ponieważ mnie samemu się trochę w głowie nie mieścił. Wtedy tak bardzo byłem przekonany o sprawiedliwości karmy i o tym, że karma działa na zasadach, którym się powinniśmy poddać. Tak to realnie wyglądało. Jednak byłem otwarty, mówię, co ma się pokazać, to niech się pokazuje. I okazało się, że wyższe Istoty z łuku zstępującego (Archonci, półbogowie) maczały w tym palce.

Przywiązanie do krzywdziciela

Świetnie widać to w obciążeniach białej strony, zwłaszcza u ludzi którzy chcą innym pomagać, innych „ratować”. Nie zważają na siebie, zważają na czyjeś cierpienie. I mogą mieć kiepsko u siebie, ale na tyle ich boli, że mniej boleśnie jest pomóc komuś. Jak to mówią psychologowie: „aby tylko nie zająć się sobą”.
Nie wiem, czy kiedyś słyszeliście żonę alkoholika mówiącą o swoim mężu. Ja słyszałem takich opowieści setki.
Taka żona jest tak zajęta przeżywaniem życia swojego męża-alkoholika, że prawie w ogóle o sobie nie wspomina. Oczywiście – ciągle o sobie pamięta, ponieważ „jego wyczyny” są ciągle odnoszone do tego, że to właśnie wobec niej się nie tak zachował, nie zrobił tego czy tamtego. A co innego właśnie zrobił, i to wobec niej też było nie do przyjęcia
.


Jednak ciągle „to on” i „to on”. Może zemdlić takie przylgnięcie. To ciągle wzorce białe w działaniu.
Jednak – jak dla mnie – jest to zupełnie zrozumiałe. Zarówno Dusza jak i osobowość takiej żony nie jest w stanie zrozumieć, że ma do czynienia z symbiontem. Doszukuje się w mężu człowieka, a ten wystawia symbionta i dziobie nią tym symbiontem jak nożem. Stąd ona chce bardziej i bardziej, być bliżej niego. Bo mówi sobie: „o, biedny, poraniony w dzieciństwie, nie umie kochać, ja go otoczę moją miłością! Moja miłość go zmieni! Na pewno!” Zaczyna się od miłości, a jak ona jest, to się dzieją dziwne rzeczy. Zarówno kobieta jest a) przyciągana (wyczynami samca alfa), jak i b) odpychana (raniona jest przez symbionta). I to jest koktajl narkotyczny dla kobiet. Hormony mówią: „to on, ten jedyny, bierz go!”, a Dusza łka: „zobacz jak mnie poranił, pokaż mu to, niech przeprosi, niech się pokaja, niech wyrówna za swoje błędy!”
To jest majstersztyk!
Dlaczego? Bo to tak mocno wiąże kobietę z alkoholikiem, jak również tak mocno ją rani.
Mimo iż ona wie, że jest krzywdzona, tym bardziej czuje się przywiązana.
Przez co, przez kogo? Przez własną Duszę i jej postawy, z powodu cech Duszy.
Oba tematy a) i b) razem w koktajlu powodują przemożne przyciąganie i ogromne poczucie realności i „konieczności wytłumaczenia jemu, co ONA przeżywa”.
Ofiara lgnie do kata. Lgnięcie jak przy potężnym magnesie!
Podobną sytuację mamy w przypadku Dusz przeżywających swoją karmę wobec Anunaków. Dusze do tych półbogów również mają takie postawy: zarówno są odpychane i krzywdzone, i przyciąganie przez ich ogromne wysokopoziomowe energie. Taki „bóg” potrafi zarówno być okrutny, jak i miłujący! (Popatrz na Biblię: część starotestamentowa to ogrom krzywdzenia, część nowotestamentowa to próby podniesienia się z pomocą bezgranicznej miłości). W przypadku nieuświadomionego, mało rozgarniętego czytelnika, wiernego „jak mi to podają, to widocznie mają rację”. Tak to Dusza bezkrytycznie, bezrefleksyjnie przyjmuje. I potrafi taki człowiek całe życie strawić na połączeniu czarnego z białym. „Bo to wszystko musi być prawdą, oni są tak wzniośli!” Zapewne. Natomiast niewiele osób mówi, że wysokowibracyjne Istoty, które są na łuku zstępującym (czyli półbogowie typu Lucyfer, Metatron, Logos) mają tak oślepiająco wysokie energie, że mało kto się nie nabiera.
Ja sam kiedyś miałem automatyczną, samorzutną inicjację w symbol Merkaby. Ok roku 1997 w internecie znalazłem animowany trójwymiarowy symbol Merkaby (gwiazdy złożonej z dwóch piramid kręcących się w odwrotnych kierunkach), tak przekonujący, że moja Dusza od razu zareagowała „JA CHCĘ!!!” i sobie to od razu wzięła do czakramu serca duchowego – literalnie, sama się zakodowała.
Po chwili czuję, jak moje serce energetycznie rośnie i rośnie, z każdym 10 sekund odczuwałem znaczne napęcznienie tego czakramu. Mówię – z jednej strony świetnie, bo mówili, że „mieć duży czakram serca to dobrze”. Ale z drugiej strony – to zaczyna mnie boleć! No i co robić? Na szalach rozwój duchowy i ból.. Szybko pomyślałem, że coś, co jest realnie od Boga to tak od razu boleć nie powinno. Nie powinno mi rozsadzać serca. I zrezygnowałem, odrzuciłem „propozycję”, po czym za chwilę moje serce duchowe zaczęło przychodzić do swojej poprzednich wielkości.
Tak to moja Dusza się skusiła na oszałamiające, wysokie, acz – kodujące serce – energie.

Błędne postrzeżenia Dusz

Dusza jeśli jest kreacją Anunaków to upatruje w nich swoich bogów-rodzicielskich. Stąd nawet są realne możliwości pomylenia półbogów z Bogiem Dawcą Życia (Bogiem-Źródłem), o czym mówi i pisze Sławomir Majda.
Dusza upatruje w Anunakach swoich bogów-rodzicielskich. I mówi Osobowości – to są twoi bogowie. W religiach brzmi to: „To jest twój Bóg”, kłaniaj się mu, mów, że jesteś wobec niego grzeszny, niegodny, poddany. Półbogowie tego oczekują. Osobowość czuje mocną presję Duszy, czuje presję egregora (i Duszy grupowej) religii i poddaje się owemu półbogowi. Choć to nie jest Najwyższy Dawca Życia…
Najwyższymi nie są , choć są to na tyle wysokie istoty, że spokojnie można je nazwać półbogami. Przykładowo hinduski Ganiesza. Jak ten dziad potrafi manipulować Duszą! A jak jego się słucha Dusza wierząca w jego oszustwa! Totalny bajzel karmiczny się robi. Dusza głupia z tego jest, bo nie mądrzeje z doświadczeń a ciągle wpatrzona w obiecującego Ganieszę jak w obrazek.. To jest realne sprawozdanie z jednej z sesji z Duszą.
Dusza ubóstwia swoich Twórców. I wręcz jest chyba tak zaprogramowana, aby nie poszukiwać kogokolwiek innego poza nimi. Albo przynajmniej – ze swojej własnej inicjatywy, aby tego nie robiła. To bardzo dla półbogów wygodne.
A z drugiej strony Dusza bierze od nich te wyżej opisane ich „przemyślenia” i je realizuje w Niższym Świecie.
Czemu mówię, że półbogowie mają kiełbie we łbie? Ano popatrzcie sobie na historie o Anunakach, półbogach z Sumeru.

Przykładowo „Zaginiona księga Enki” Sitchina pokazuje jak pomieszane i nieprzytomne to wtedy było towarzystwo. Zupełnie jasnym jest, że ci półbogowie siedzą sobie na łuku zstępującym Wszechkreacji. Jeśliby byli „święci”, to by byli na łuku wstępującym, i mieliby twarze zwrócone do Źródła, ku Źródłu, tak jak wiele „Wielkich Aniołów” ma. Jednak Anunccy półbogowie nie mają nawet podstawowych umiejętności interpersonalnych, jak wnioskować z ich kiepskich sposobów relacji pomiędzy sobą. Kłócili się, a nawet występowali zbrojnie przeciwko sobie. To dokumentnie wskazuje, że ich uwaga jest skierowana na niskie poziomy bytu, „patrzą się w dół”. A ludzie są w ich kręgu zainteresowania, więc ułożyli, stworzyli im takie środowisko jakie uznali za stosowne dla swoich potrzeb. W Sumerze było to wydobywanie złota, obecnie jest to „wydobywanie” niskowibracyjnych energii emocjonalnych, które ich żywią.
A jednocześnie – są to byty tak zaawansowane, że tworzyły genom ludzki!, dostosowywały Dusze do życia jako człowiek!
Odpowiedzialność? Żadnej odpowiedzialności nie chcieli za to brać na siebie. Odwrotnie, niejednokrotnie spuszczali na swoją kreację potop, aby wytłuc te wszystkie istoty do nogi, bo albo „coś nie tak poszło”, albo nie potrzebne już były..
Takich twórców ciał i dusz możemy się doszukiwać, oczekiwać. Nie innych. Oni są na łuku zstępującym, czyli od Boga poprzez odłączenie się od Boga Dawcy Życia, aż do stworzenia swoich wtórnych istot i zarządzania nimi.
Owe wysokie istoty tworzące Dusze są na łuku schodzącym. Na tym łuku jest ateizm: zapomnienie o tym, że jesteśmy jednością z Bogiem (jak mówi p. Jarosław Bzoma).
Gdy otrząsamy się, możemy się „odnaleźć” w tej sytuacji – widzimy: jesteśmy tu i tu, przeżywamy życie w materii, mamy Dusze, które nam organizują życie i presjują, aby odgrywać nie nasze wybory, ale aby realizować ich karmiczne pomysły na życie. Które to pomysły nawet nie są ich, tylko są realizacją, materializacją treści umysłów istot nieodpowiedzialnych. Pięknie..

Jestem cząstką Źródła!

TO jedno stwierdzenie stawia nas w odpowiedniej, prawidłowej postawie. Wtedy żaden półbóg nie jest nam w stanie duchowo zagrozić, ani nas zniewolić. Realizacja owego „Jestem cząstką Źródła!” daje nam bezpośredni temat praktyki duchowej – bezpośredniego, natychmiastowego, bezstopniowego osiągnięcia czegoś, co nazywają „Oświeceniem”. Zdanie znacie, na ile je zrealizujecie w swoim życiu – to już od was zależy.

„Jestem cząstką Źródła!”

– to stwierdzenie inicjuje ruch ku Źródłu, czyli przejście na łuk wstępujący i redukowanie przeżyć, doświadczeń i procesów.

„Nie jestem cząstką Źródła!”

– to stwierdzenie inicjuje ruch od Źródła, czyli przejście na łuk zstępujący i uruchamianie przeżyć, doświadczeń i procesów. Taka postawa w ogóle wyodrębniła od Źródła owe Pierwsze Wielkie Anioły schodzące po łuku zstępującym, które dalej uruchamiały następne światy.
(Praca z tym sformułowaniem, deklaracją „Jestem cząstką Źródła” nie od razu daje efekty i nie ze wszystkimi cząstkami naszej Istoty, ponieważ niektóre mają masywną inercję. Niemniej zawsze można taką postawę przyjąć – jedną z dwóch powyższych, jak tam kto chce. Inspiracja do użycia tego sformułowania pochodzi ze świetnych wywiadów w Tagentv z J. Bzomą)
Na szczęście więc nie jesteśmy w potrzasku!
My, jako Duchy jesteśmy cząstkami Boskiego Ducha, jesteśmy jednością z Duchem Boskim, Duchem Bożym. To jest podstawą jogi. Joga daje zrealizowanie tej właśnie myśli: to, co tu widzę, jest realne, to jest jednak także ułuda, bo moja Duchowa realność jest realnością bycia jednym z Bogiem. Czytałem nie jeden traktat jogiczny, który tylko i wyłącznie ten jeden prosty fakt próbował przekazać. Niestety, te traktaty były pisane ohydnie manipulatywnym językiem. Podobnie jak przymuszano niewolników do pracy, tak i w takich traktatach także nie było miejsca na własne, osobiste przemyślenia, rozważania, gromadzenie wiedzy. Nie było mowy o refleksjach osobistych. To dawało brak odniesienia do osobistej historii a w rezultacie – religię, podejście religijne.
„Masz w to uwierzyć i to się stanie”… skąd my to znamy! I jak bardzo tego nie lubimy aby nam tak narzucać co mamy myśleć i w co wierzyć!
Tak więc nawet nie podaję nazw tych traktatów jogicznych..
Mamy dobrze działające, sprawne umysły. Mamy świetny aparat odczuciowy! Możemy dobrze popatrzeć i odczuć naszą sytuację jako żyjącego Ducha. Możemy rozpoznać Duszę jako nie naszą spuściznę.
A nie jesteśmy duszą, tylko jesteśmy Duchem. Mamy co prawda duszę, ale też nie utożsamiamy się z nią. Utożsamiamy się z osobowością.
Możemy jako osobowość za siebie odpowiadać. A Dusza? Jej postawy i energie mogą nieźle nam namieszać w życiu. I dlatego proponuję oddać Duszę tam, gdzie jest jej miejsce, skąd przyszła. Jako twór energetyczny należy do Twórców Dusz, niech sobie jej karmiczne energie biorą.
Jesteśmy jak ta żona alkoholika – bita, męczona, ale która ciągle „trwa na posterunku, przy mężu”. Tak i my ciągle myślimy, mamy nadzieję, oszukujemy się, że kiedyś się da oczyścić tą Duszę.. że kiedyś będzie dzięki temu wreszcie dobrze i przyjemnie.
Nie, nie będzie.
Czemu się tak oszukujemy? To jest druga strona medalu – Dusza jest mocniejsza, potężniejsza od Osobowości. Ma wiele przystosowań do życia, ma pragnienia przeżywania. To jest niezwykle atrakcyjne, niezwykle łatwo się zidentyfikować z Duszą: „to ja właśnie tak chcę, to ja tak chcę przeżywać!” A może się zdarzyć, że przeżywania od Ducha jest 20%, a przeżywania od Duszy, uruchomionego poprzez jej postawy jest 80%. I kto tu żyje w tym moim życiu? Moja Dusza, która nie jest ze mnie tylko z jakiś tam półbogów? Taka prawda.

Nie nasza karma

Przez wiele lat miałem przekonanie, że karma mojej Duszy jest „moją karmą”. Ale.. jak widzisz z powyższego rozumowania tak nie jest. Owszem, trochę poluźniłem sobie więzy karmiczne poprzez wieloletnie praktyki oczyszczania karmy. Ale Duszy nie oczyściłem, mimo, iż tak zapewniali i terapeuci i nauczyciele duchowi, którzy kierowali tymi oczyszczeniami.
Przez wiele lat złudnie miałem przekonanie, że da się to zmienić. Ale nie, nawet terapie reinkarnacyjne nie są tego w stanie dokonać. Dusze są tak potężne (zwłaszcza u osób świadomych duchowo), że nie ma na to szans. To nie znaczy, że mamy pozwalać duszom na samowolę, nie. To oznacza, że mamy wyjść ponad duszę i nie być przez nią terroryzowani.
Wiele razy słyszałem argument przeciw sobie: „ale dusza to ty, to ty tak podziałałeś, to teraz to spłacaj”. Nie, chłopie, to nie ja, ja nie jestem duszą, tylko Duchem. [tu tekst o inkarnacji Ducha w już skreowane Dusze].
Jestem Duchem i nie mam co spłacać czyichś długów. Nie oznacza to, ze ich nie ma. Nie wątpię, że karma jest, że są długi, spłaty, te wszystkie więzy są skreowane na odpowiednich poziomach. Ale na na dzisiaj ja mam decyzję je przekraczać.
Uważam, że w takim wydaniu w jakim karma naszych dusz jest, to jest ona nam narzucona. Nie bezpośrednio (jak się niektórzy takiej wersji niesprawiedliwości dopatrują). Nie, to nie sama karma jest narzucona, to narzucony jest system narastania karmy, który istnieje i działa w duszach. A jest tam za sprawą anunacką.



Mogę zatem uznać karmę mojej duszy za niebyłą dla siebie. I nie muszę przebywać, motać się w tej karmie. Nie muszę uznawać jej przejawów (postaw, energii, poruszeń od ciała astralnego do atmanicznego) za coś dla mnie obowiązującego.

Dalej: https://swiatducha.wordpress.com/2018/02/04/dusza-jako-implant/?fbclid=IwAR1vyNuC2wqITKyp8pYflI5OZcO1CKPrGPxZgu6vhsOfYHPVkvr53u1Oeu0


Pozwoliłem sobie sam skopiować wywody autora bloga, jak i on Ojca Pio,
Te o dwóch płaszczyznach istnienia, gdzie obserwator stoi przed ekranem.

Z tym, że ten prawidłowy stworzył Stwórca to nie ma wątpliwości, bo kto inny?
Natomiast już niekoniecznie, co do interpretacji wewnętrznego obrazu światów.

Odniosę się do mojego porównania do amfiteatru i duszy siedzenia jak w kinie,
Jesteśmy duchem, który może wyjść z teatru, ale nie może, bo tworzy swoją rolę.

Za sprawą wmontowanego w niego okularów postrzegania ego umysłu,
W oderwaniu od duszy i kalejdoskopem wmontowanym przez program.

Ten trzymany przed oczami duszy kalejdoskop zawiera na niby,
Te wewnętrzne światy stworzonego amfiteatru i zamazuje Boski.

Dopóki siedzimy w kinie Matriksu i oglądamy tylko samą naturę i ją kochamy,
Mamy szansę, aby zaćma minęła i wróciło wrażenie kina z którego można wyjść.

Niestety program Matriksa, jak każda żona każe po sobie posprzątać,
A amfiteatr zmusza i kusi, aby to zostawiać za sobą i wchodzić w teatr.

A więc zgoda, że to wewnętrzne światy nas trzymają złudnie, 
Ale też za sprawą ekranu człowiek nie zwraca się do wewnątrz.

A to tylko tam jest wyjście z kina w sercu i pozostawienie 3D okularów...

autor blogu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz