niedziela, 1 kwietnia 2018

Astralne Miasto Oriin


Miasto Oriin i Świątynia Serca.
Miasto Oriin – miasto astralne. Zbudowane przez istoty duchowe, które przebywają w naszych wymiarach, aby pomóc temu światu podnieść się z kolan. Przebywają tam wyższe cząstki (duchowe) wielu osób, które obecnie inkarnują na tym świecie, a które za zadanie postawiły sobie pomoc w duchowym budzeniu się mieszkańców tej planety. Takie są reguły tej gry. Nie można ot tak sobie zejść na jakąkolwiek planetę w postaci doskonałej przybierając do tego ciało fizyczne razem z całą mocą i wiedzą, jaką posiadają istoty duchowe. Żeby wprowadzać tutaj zmiany trzeba się tu urodzić (w przypadku ziemi jako normalny człowiek), następnie poprzez doświadczenia, wybory i wzrastanie pomału, wznosząc się na wyżyny ludzkiej doskonałości, łącząc się z naszymi wyższymi cząstkami duchowymi, oraz pomału odzyskując ich wsparcie i moc zacząć wprowadzać zmiany. Tak czynił to Budda, tą samą drogą szedł Jezus, a także musi robić to każdy, kto chce zapanować nad własnym życiem i samemu się doskonaląc zacząć wprowadzać zmiany na początku w swoim otoczeniu a z czasem poszerzając zakres swojego oddziaływania wpływać na innych. Nie ma innej drogi. Oczywiście ludzie mogą także odwiedzać owo miasto (jeśli tylko nauczą się podróżowania po świecie duchowym, co zawsze odbywa się przy pomocy wyobraźni), jednak prawo wejścia do owego, może dać tylko Jezus (ponieważ jest on założycielem owego miasta), a także niektóre osoby, które na tyle przepracowały swoje człowieczeństwo (czystość w myśli, mowie i czynie), że stały się ziemskimi reprezentantami mistrza. Co do samego miasta, jak ono wygląda, co się w nim znajduje i wiele innych rzeczy znajdziecie w videoblogach i na stronie internetowej Zbyszka Popko. Dlaczego nie przedstawię tego szerzej. Ponieważ, żeby choć pokrótce opisać temat potrzeba by było dużo czasu zarówno mojego, jak i czytelnika, a i tak wiedza ta nie równała by się do tej już opisanej. Tym bardziej, że Zbyszkowi zajęło to kilka lat. Jednak jest tam jedna budowla, której warta jest bliższego opisania.

















Świątynia Serca.

Będzie to również tylko rys ogólny, ale w zupełności wystarczający do rozeznania się w temacie, a także dający podstawę do samodzielnej eksploatacji tego przybytku. Wchodzi się tam po dużych schodach, na końcu których stoi budowla której wejścia strzegą 64 ogromne filary ustawione w formie kwadratu 8 x 8. Przechodząc pomiędzy nimi wchodzimy do budowli, która zaczyna się drzwiami i długim korytarzem. Po jednej i drugiej stronie umieszczonych jest po 11 drzwi. Na wprost wejścia, na końcu korytarza jest jeszcze dwoje drzwi. W korytarzu po lewej stronie przed rzędem drzwi stoi stolik.
Tak więc mamy już zarys techniczny, teraz przejdźmy do najważniejszej części. Przejdźmy teraz do opisu po co owa budowla została stworzona i jakie jest jej zadanie. Otóż, jak się domyślamy skoro znajduje się ona w takim miejscu, to już z założenia musi służyć sprawie, dla której i miasto Oriin powstało. A jak obudzić ludzkość, skoro tylko Jezusowi udało się zbudzić ze snu iluzji życia (no i Buddzie, ale ten jest na tyle egzotyczny, że większość i tak zna go tylko ze słyszenia, więc go pominę). Do tego właśnie została powołana Świątynia Serca. Jest to swoista szkoła, miejsce gdzie podobnie jak w jej ziemskich odpowiednikach adepci uczą się człowieczeństwa. Nie każdy z nas ma możliwość, ani szczęście w swojej drodze zwanej życiem trafić na prawdziwego nauczyciela. I słowo „prawdziwego” ma tutaj kluczowe znaczenie. Kogoś, kto wzniósł się już na wysoko ponad ziemskie podziały, kto przerobił w sobie stany duchowe jakie potrzebne są, aby nie tylko pomóc innym dźwignąć się z kolan ludzkich niedoskonałości, ale także uzyskał wsparcie świata duchowego dostając moc potrzebną do wykonania tego zadania.
I należy się tutaj słowo wyjaśnienia. Człowieczeństwo w wymiarze duchowym, nie ma nic wspólnego z tym do czego przywykliśmy w naszej fizyczno-duszebnej postaci. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak daleko odbiega nasza ziemska poprawność, od tej jaka oczekiwana jest od nas na wyższych poziomach. W naszym wymiarze ciągle niepodzielnie króluje moralność systemowa i kościelna. Systemowa sprowadza się do kręgu „ty i twoja najbliższa rodzina”, gdzie system udaje, że wspiera finansowo (poprzez pewne ulgi) tą najmniejszą komórkę społeczną. My staramy się rozszerzyć to jeszcze na znajomych i przyjaciół, którym to czasami w przebłysku naszej wielkoduszności lub odruchu zwykłej, ludzkiej solidarności pomagamy w trudniejszych chwilach. Oczywiście działa to w obie strony, więc i czasami również otrzymamy pomoc wtedy, kiedy sami będziemy jej potrzebowali. No cóż, trzeba się czasem jakoś ratować w biedzie.
Co do moralności kościelnej to wypowiadać się nie będę, bo każdy z nas nauczony już wcześniej został do postrzegania jej w pewien określony sposób. Ograniczę się tylko do stwierdzenia, iż zaprogramowano nas do wierzenia, że jedynie nasza wiara jest poprawna i to my mamy na wyłączność na prawdę absolutną.
W obu przypadkach reszta ludzkości nie mieszcząca się w naszym obszarze systemowo-kościelnym traktowana jest jako konkurencja, a w najlepszym razie jako ktoś zupełnie obcy. A ponieważ ogromna większość populacji nie zna innego sposobu patrzenia na świat, więc nawet nam do głowy nie przyjdzie, że ten nie do końca może być poprawny. A chyba każdy pamięta słowa Jezusa „kochaj bliźniego swego jak siebie samego”. Czyli, że co? Że mam kochać wroga – Kowalskiego (który w pracy ciągle podkłada mi świnie i robi wszystko, aby wylano mnie na zbity pysk), Tuska (przez którego mamy kryzys gospodarczy i nie jestem pewien dnia jutrzejszego) i sąsiadki (starej jędzy, której hobby jest uprzykrzanie życia wszystkim mieszkańcom bloku). O reszcie „znajomych” już nie wspomnę. I tak oto postrzegamy świat. Wszystko inne jest tylko implikacją tego faktu. No bo jeśli nie kochamy ludzi, więc też i nie kochamy rzeczy, które do nich należą, co dalej przekłada się na zwierzęta, ulicę za oknem, pogodę i całą resztę. Zresztą jak mamy mówić o pokochaniu innych, skoro najczęściej w samej naszej rodzinie nie jest ciekawie. A na dodatek również nie jesteśmy zadowoleni z nas samych i naszego życia.
Ale odbiegliśmy od tematu. Właśnie w Świątyni Serca uczą nas jak przezwyciężać nasze ograniczenia, rozszerzać nasze widzenie rzeczywistości, zmieniać nasze nastawienie do świata, ludzi i nas samych. Uczą nas od podstaw, podobnie jak w przedszkolu (w którym to tak naprawdę jako ludzkość dopiero jesteśmy), jak drogą malutkich kroczków zmieniać nasze codzienne przyzwyczajenia, przekuwać nasze stare, niewłaściwe nawyki. A że naszymi nauczycielami tam są istoty duchowe, nasi przewodnicy, którym zależy (często w przeciwieństwie do nas samych), aby każdy z nas poprawnie przerobił swoją ziemską wędrówkę, więc też i nie szczędzą wysiłków ani rad, jak nas z tego grajdołka wyciągnąć. Ale ponieważ kościół od małego wmawiał nam, że tylko w tej szacownej instytucji możemy mieć styczność ze światem duchowym, więc też i nie dziwię się, że wielu z was w pierwszej chwili nie uwierzy w to co czytacie. Że możliwy jest samodzielny kontakt ze światem duchowym, bez pośrednictwa księży, guru czy innych mistrzów ezoterycznych. Otóż wyobraźcie sobie że tak. Bo cóż to byłby za ojciec (Bóg), który nie dałby swoim dzieciom szansy na samodzielny kontakt z nim. A proszę pamiętać, że nie mówimy tutaj o ziemskim odpowiedniku tego słowa, ale i Istocie doskonałej, która w swojej nieskończonej miłości do nas stworzyła wszystko co nas otacza, łącznie z nami samymi. Tak więc w Świątyni Serca mamy jak już wspomniałem 24 drzwi, które to są odpowiednikami klas w szkole. Każda z nich ma inną funkcję i w każdej czego innego będziemy się uczyć.
Czego będziemy do tego potrzebować. Dwóch rzeczy. Po pierwsze ciszy i skupienia. Jeśli chcemy eksplorować nasze wewnętrznie światy, do jakich to właśnie ten przybytek należy toteż i przydałaby się chwila zadumy i relaksu. To chyba oczywiste. No i druga sprawa. Potrzebujemy też kogoś, kto pierwszy (i ostatni) raz wprowadzi nas do owego „świata” wiedzy i nauki. Później już możemy sami kontynuować naszą naukę. Sama świątynia leży w pasmach wysokoenergetycznych. Natomiast poszczególne pokoje to już są pasma duchowe. A ponieważ ktoś już zadbał, aby na tym świecie nie było nam za łatwo, odcięto nas od pasm duchowych (węzły karmiczne). Żeby wejść do jakiegokolwiek pokoju trzeba owe mieć ściągnięte. Blokady zostały nam pozakładane w momencie urodzenia, tylko po to, abyśmy sami nie mogli kontaktować się ze światem duchowym. Logicznym też jest, że osoba wprowadzająca musi wam te blokady zdjąć. Możecie również zrobić to sami korzystając z „kręgu ognia”. Linku nie podaję (kryptoreklama), ale wystarczy wpisać w wyszukiwarkę : krąg ognia i rozwój duchowy
Ciekawostką jest jeszcze stolik podań mieszczący się po lewej tronie od wejścia.
Jak sama nazwa mówi, jeśli nie mamy jeszcze rozbudzonej w sobie umiejętności podróżowania po świecie duchowym, a poprzez zdobywanie tam wiedzy i samodzielnego doświadczenia, wówczas wyobrażamy sobie, że wchodząc do Świątyni Serca siadamy przy owym stoliku, piszemy na kartce podanie o rozwiązanie problemu z którym przyszliśmy. Zostawiamy je tam i po krzyku. Dalej niech martwi się już tym świat duchowy. Ono i tak trafi do właściwego pokoju, do którego to sami zanieślibyśmy swoje podanie gdybyśmy tylko potrafili. To taki mały fortel i ukłon świata duchowego w stosunku do tych, którzy sami jeszcze nie wierzą w swoje możliwości. Ale też proszę nie oczekiwać, że świat duchowy sam za nas wszystko załatwi. Dzięki temu jednak dostaniemy w życiu wszystkie podpowiedzi, łącznie z dogodnym sytuacjami w jakich może nasza bolączka zostać rozwiązana.



Źródło: http://niewiarygodne.com.pl/astralne-miasto-oriin/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz