Od XV wieku kaplica Rosslyn zachwyca nas piękną, gotycką architekturą. Styl ten znany jest przede wszystkim z licznych zdobień, dzięki którym gotyk jest uwielbiany przez miłośników architektury oraz osoby zupełnie niezwiązane ze sztuką. Kaplica w Rosslyn jest niezwykle ciekawym obiektem, ponieważ dekoracje i płaskorzeźby pokrywające jej ściany nie są jedynie zdobieniami. Kaplicę nazywa się często „Biblią wykutą w kamieniu” lub „świątynią kodów„. Sam teren wokół niej dobrze znany był już od 1303 roku, kiedy szkoccy rycerze pokonali przeważające ich liczebnie siły angielskie i zrobili to aż trzy razy w ciągu jednej doby. Dla okolicznej ludności musiał to być znak, że miejsce posiada szczególne względy sił wyższych i należy to wykorzystać.
Kaplicę zbudowano dla księcia Orkney, Sir Williama St Claira, który został tam później pochowany. Chociaż budynek jest częścią niedokończonego projektu, trzeba powiedzieć, że praca nad nią była wielkim przedsięwzięciem. Wymagała m.in. sprowadzenia na te tereny robotników i innych rzemieślników, czego skutkiem było założenie wsi Rosslyn. Niestety budowla już po nieco ponad stu latach została częściowo zniszczona przez reformatorów i niszczała aż do XVIII wieku, w międzyczasie niekiedy używana np. jako stajnia dla koni.
Pomimo niezbyt skomplikowanej historii, kaplica zdążyła zyskać wiele sekretów. Spora część jest mroczna i wiąże się ze śmiercią osób związanych z budynkiem. Wydawać by się mogło, że po wejściu do środka, turyści będą wręcz czuli przytłaczającą, ciężką atmosferę – tak, jak podczas zwiedzania nawiedzonych domów. Otóż nie. Turyści twierdzą, że odczucia są jak najbardziej pozytywne. Kojarzą się raczej z romantyczną scenerią spotykaną w filmach. Blask świec palonych w kaplicy oraz piękne wnętrze, skutecznie rozpraszają strach.
Ale czy słusznie? Gdyby dokładnie przyjrzeć się zdobieniom, można nabrać pewnych wątpliwości…
Jedną z bardziej znanych legend kaplicy jest historia Filaru Ucznia, która wcale nie należy do szczęśliwych:
Pewnemu mistrzowi kamieniarskiemu zlecono wykonanie ozdobnej kolumny do budynku. Artysta znany z detali, którymi pokrywał swoje prace, udał się do Rzymu – ówczesnej stolicy sztuki. Podpatrywał tam najnowsze trendy, żeby móc stworzyć dzieło, dzięki któremu jego nazwisko zostałoby zapisane w historii całej Europy na zawsze. Nie spodziewał się, że kiedy wróci z podróży, zastanie swojego ucznia z gotowym filarem (mistrz zlecił mu rozpoczęcie pracy nad nim przed wyjazdem), który przebije wszelkie plany dotyczące kolumny nauczyciela.
Historia ma podobno nawiązywać do śmierci Hirama Abiffa. Ten jednak zginął uderzony przez mistrza młotkiem w głowę, ponieważ nie chciał zdradzić nikomu imienia Boga (środowiska masońskie twierdziły, że je znał).
W późniejszych latach, w kaplicy wykuto scenę upamiętniającą wydarzenie, kiedy to mistrz z Rosslyn przybył na miejsce i pierwszy raz spojrzał na dzieło ucznia.
Powtarzająca się historia może być w jakiś sposób związana z motywem Green Man’a, obecnym w wielu miejscach w kaplicy. Są to twarze wokół których (lub z ich wnętrza) wyrastają liście. Według powszechnej opinii symbolizują one zmartwychwstanie i pochodzą jeszcze sprzed czasów chrześcijańskich, ale oczywiście w kaplicy pojawiły się już po przyjęciu religii. Chociaż chrześcijaństwo nie uznaje reinkarnacji, można założyć, że część mistrzów pracujących nad zdobieniami była innego wyznania. Być może dostrzegła w historii Rosslyn wydarzenia, które w jakiś dziwny sposób łączyły się z pozornie odrębnymi, pochodzącymi z innych czasów? Z drugiej strony chrześcijaństwo również ma swoją formę odrodzenia – zmartwychwstanie. Może więc dwie historie ucznia zostały uznane za jedną, która była kontynuowana? Pomimo braku winy mężczyzny, podobno nikt nie może uciec przed własnym losem, więc może scena pokazuje jego historię, nawiązując do dwóch opowieści, żeby pokazać wiernym siłę boskiej woli i jej nieomylność?
Postaci z rodzaju Green Man powinny wzbudzać w nas radość. Ukazują przecież nowe życie. Drugą szansę. Jeżeli jednak przyjrzymy się im, zauważymy, że wyglądają dość upiornie. Motyw roślinny wydaje się raczej pochłaniać postać ludzką. Przejmować nad nią kontrolę…
Kolejny nie do końca jasny przekaz daje nam rzeźba anioła. Podobnych figur jest tam oczywiście sporo, ale ta wyposażona w instrument szczególnie zwraca uwagę wnikliwych obserwatorów. Jej atrybuty są charakterystyczne dla Szkockich muzyków, którzy w okresie świetności kaplicy w Rosslyn uprzyjemniali życie na dworze królewskim. Pełnili ważną funkcję, ponieważ byli nieodłączną częścią wydarzeń dworskich. Na początku XVI wieku, niektórzy z nich zaczęli nawet dostawać stałe pensje oraz dodatkowe, nieregularne fundusze na zaopatrzenie.
Problem w tym, że po pewnym czasie, ci niepozorni muzycy zaczęli być kojarzeni ze światem zbrodni…
Najgłośniejszym przypadkiem z ich udziałem było morderstwo z końca 1503 roku z Edynburgu, ale nieoficjalnie uważano, że muzycy pozwalają sobie na wiele wybryków, z których tylko część udało się udokumentować i dopasować do sprawcy. Największy problem stanowił fakt, że artyści zazwyczaj byli mocno związani z dworem, na którym pracowali, a sam dwór kochał ich, jako osoby nietypowe, utalentowane i ciekawe. Sekretne przyjaźnie zawierane z wysoko postawionymi przedstawicielami szlachty, czasem nawet romanse – były to główne powody, dla których zabawowicze dworscy byli często praktycznie nietykalni. W przeciwieństwie do zwykłych dworzan mieli oni też o wiele więcej swobody w swoich działaniach. Nie byli przecież urzędnikami. Nikomu nie zależało na sprawdzaniu ich codziennych czynności. Chciano jedynie słuchać ich muzyki.
Czy umieszczenie wizerunku takiego artysty w kaplicy i dodatkowo obdarzenie rzeźby anielskimi skrzydłami jest faktycznie zgodne z zasadami panującymi w świątyniach? A może jest to raczej ukryte nawiązanie do symbolu diabła? Jego również bez problemu znajdziemy w budynku.
Niektóre postaci wzbudzają w nas naprawdę dziwne uczucia. Przykładem może być „Rogaty Mojżesz„. Jego pierwowzór dał ludziom tablice z dziesięcioma przykazaniami, których wierni mieli przestrzegać, żeby móc dostąpić zbawienia. Był to jakby list od Boga, w którym Stwórca przekazuje raz na zawsze swoją wolę. Dlaczego w takim razie umieszczono w kaplicy postać, która wydaje się posiadać zupełnie odwrotny przekaz?
Sztuka ma to do siebie, że lubi pokazywać nam więcej, niż tylko estetykę. Często za jej pośrednictwem „przemycano” informacje, które nie podobały się władzom kościelnym i świeckim. Wizje artystów potrafiły kłamać (upiększać modeli, tworzyć nieistniejące dotąd światy), ale też dawać ludziom prawdę, którą starano się z różnych powodów przed nimi ukryć. Osoby studiujące Biblię nieraz powtarzają, że również ona ma swoje ukryte znaczenia, zarówno jako całość, jak i w niewielkich fragmentach. I tak chociażby moment zjedzenia przez Adama i Ewę zakazanego owocu, przedstawiany przez Kościół, jako pierwszy grzech, jest też rozumiany, jako uzyskanie przez nich wiedzy. Owoc był tak naprawdę metaforą poznania.
Podobnie w przypadku kaplicy w Rosslyn – wydaje się, że kryje ona w sobie wiedzę, która była przez wieki zatajana. Wiadomo, że związane były z nią środowiska templariuszy, a później masońskie. Oba są przykładami bardzo tajemniczych społeczeństw. Podejrzewa się, że posiadają sekrety, które mają w końcu wyjść na światło dzienne. Na ich rozwiązanie składa się wiele kluczy, a kaplica może być jednym z nich… http://www.olabloga.pl/szyfry-kaplicy-rosslin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz