Obudziłam
się późno, po 9, a zasnęłam coś około 21, może trochę po. Teraz piję
kawę (zapomniałam dodać kurkumy...) i nastrajam się do życia. Za oknem
chmury i wiatr, co mnie akurat cieszy po ostatnich upałach (tzn w
Plymouth było 26°—28°,lecz mi to wystarczyło). W nocy spadł deszcz,
podlał spragnioną Ziemię, ulżył glebie, napoił rośliny. Mam nadzieję, że
jeszcze popada. Na to się zanosi. Na dziś żadnych planów, spotkań,
wycieczek, spokój w domu, relaks.
Ostatnio coraz częściej
się zastanawiam nad tak zwanym matrixem.
Dochodzę do wniosków(spostrzeżeń), że to również ma wiele warstw, przez które trzeba
się przekopać, jeśli się chce widzieć wyraźnie. Pierw odkryłam swój
matrix. Odkryłam, że sama nakładam nakładki na ludzi i zdarzenia by
dopasować je do tego, z czym czułam się bezpiecznie w dzieciństwie. To
tworzyło mój osobisty matrix, pułapkę, poza którą nic nie mogłam
zobaczyć. I jedyne co robiłam to powielałam i nakładałam na siebie
kolejne postaci i zdarzenia, co skutkowało niezadowoleniem ze świata,
ludzi i samej siebie. I tak całe życie, do czasu spojrzenia w
zwierciadło, które pokazało mi to i mnie samą w całej okazałości. Tę
dobrą i tę wstrętną. Od tego czasu staram się pracować nad tym jak widzę
i odbieram rzeczywistość i powoli wyłaniam się ze swojego ułudnego
świata. A w trakcie jak się wyłaniam z kłamstwa we mnie zaczynam
dostrzegać kłamstwo wokół. I to zaczyna mnie zastanawiać...
Zostałam
nauczona strachu. Jak my wszyscy,a przynajmniej większość. Do niedawna
bałam się praktycznie każdego zdarzenia, co - jak dochodzę teraz do
wniosku - było totalnie bez sensu. Bałam się policji, urzędów, telefonów
urzędowych bądź nieznanych, wszelakich mundurowych, lekarzom,
telemarketerom czy zbyt miłym ludziom. Chore? Trochę tak, przyznaję.
Lecz to nie był mój świadomy wybór. I nie, nie jest to również wina
moich rodziców. To efekt ogółu czasów, w jakich żyjemy. Od wczesnych lat
dzieciństwa pokazuje się nam, że tym instytucjom ufać nie można.
Straszymy dzieci policjantami, lekarzami i potworami na równi. Może dla
nas, jako dorosłych nie brzmi to wszystko groźnie, ale dla dziecka,
które nie rozumie nawet co zrobiło źle, policja jest jak diabeł, który
je zabierze z bezpiecznego domu. Ile razy mówi się dzieciom "Przestań bo
przyjdzie pan policjant i..." - zakończenia bywają różne. Podobnie z
innymi funkcjami, które powinny wywoływać uczucie bezpieczeństwa. Czy
badania w szkole. Nie wiem jak teraz, ale ja ich nie znosiłam. To
rozbieranie się(czasem przed doktorem, czasem przed doktorem i jakąś
koleżanką), pochylanie i skłanianie było zwyczajnie poniżające. Niby
wiedziałam, że to normalne, ale w środku nie było tej zgody. Wiem, że to
ważne by sprawdzić sprawność dziecka, ale sposób wykonania odstrasza
dzieci od białych kitli. Do tego straszenie zastrzykami itd, itp. W
wieku nastoletnim zazwyczaj to się tylko nasila. Często sami mamy
problemy z policją czy innymi instytucjami, a że już jesteśmy co do nich
nieufni nierealne jest, żeby oni nam pomogli. Nastolatki są zazwyczaj
traktowane jak powietrze albo nawet jak zbędny człon w strukturze
ludzkości. A to właśnie ci młodzi ludzie stoją przed najtrudniejszym
życiowym wyborem. Czy zamknąć do końca swoje serce i wtopić się w ten
dziwny świat, czy też pozostać otwartym i sprawdzić tę drugą opcję. I
niestety, zazwyczaj wybierają te pierwszą opcje, z braku wiary w drugą i
z braku jakiegokolwiek wsparcia. A to dokłada kolejnych lęków, które
rozwijamy pieczołowicie w już dorosłym życiu. Ja dopiero zaczynam
zauważać jakie skutki to wszystko pozostawiło na mnie, a jesteśmy w tym
wszyscy. Ja, jak większość młodych ludzi, wybrałam zamknięcie serca i
pogrążeniu się w mroku własnych lęków. I naprawdę dziękuję wszystkiemu
co jest, że jako dorosła kobieta mogę to zobaczyć i zacząć się uleczać.
Uleczać od lęku, wmówionych postaw, od wrogości do świata. I życzę z
całego serca wszystkim tej możliwości i odwagi by z tej możliwości
skorzystać.
Więcej: https://tamar102a.blogspot.com/p/listy-magdy.html |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz