02.06.21r.
Tak,
oddech. Napisałabym, że jest najważniejszy, bo tak było w moim
przypadku, ale każdy ma swoją ścieżkę, niekoniecznie taką samą. Dla mnie
od oddechu się zaczęło. To znaczy zaczęło się od małej komórki w dolnej
części moich pleców, ale zaraz po operacji wzięłam się porządnie za
ćwiczenie oddechu. Wpierw, żeby łatwiej mi się ćwiczyło. A potem w życiu
codziennym. Zawsze miałam problem z medytacją. Jestem dość porywcza,
gwałtowna, nie potrafię usiedzieć na miejscu, więc za każdym razem, gdy
próbowałam medytacji dość szybko mi się nudziło. Tym razem nie myślałam,
że będę medytować, tylko, że nauczę się oddychać. Jako , że musiałam w
końcu wziąć się za siebie zaczęłam chodzić na basen, 3,4 razy w
tygodniu. Dość szybko okazało się, że nie umiem oddychać. Trochę mnie to
zdziwiło. Wychowałam się nad morzem i z wodą zawsze byłam za pan brat.
Od maleńkości. Z tym, że jak zdałam sobie sprawę, w morzu najczęściej
nurkowałam, nie pływałam. Uwielbiam nurkowanie, ten podwodny świat, tę
ciszę, ale wtedy na basenie pomyślałam, że trzeba było jednak część tej
przyjemności wykorzystać by nauczyć się normalnie pływać. Więc w wieku
32 lat po raz kolejny uczyłam się pływać i co za tym idzie - oddychać.
Przez rok dużo ćwiczyłam, chodziłam na basen, siłownię i parę grupowych
zajęć. Wszędzie uczyłam się oddychać. Po roku, gdy okazało się, że wciąż
czuje się dobrze zwolniłam i wprowadziłam oddech do 15-20 minutowych
odcinków czasu, gdzie po prostu leżałam i myślałam. Pierw parę razy w
tygodniu (tak naprawdę jak mi się przypomniało) a potem, naturalnie co
dzień. Z czasem udało mi się wyeliminować większość myśli skupiając się
tylko na oddechu i intencji. Oddycham z przepony, napełniając powoli
brzuch, potem żebra i na kończy klatkę piersiową. Powoli zaczęłam
odkrywać cudowne właściwości każdego wdechu i wydechu. W życiu nie
podejrzewałam, że oddech może być tak długi... Lepsze samopoczucie,
dobra kondycja fizyczna, zmniejszenie lub zanik bóli, lepsza równowaga
psychiczna ... A trzeba zaznaczyć , że byłam pierwszorzędną
hipochondryczką. Serio - moich stu lekarzy może to potwierdzić :). Teraz
praktykuję oddech parę razy dziennie, codziennie. Już nie muszę
pilnować, żeby pamiętać. Robię to samoistnie, nieważne czy leżę czy
spaceruje po parku. Wiem, czuję, że każda z moich komórek jest mi
wdzięczna za ten święty tlen. A że trzeba być wytrwałym - no trzeba. Mi
zajęło to około dwóch, trzech lat, ale jak już pisałam jestem dość
roztrzepana. Podejrzewam, że w przypadku większości ludzi może być
szybciej. W moim przypadku - może i długo, ale warto.
| |||
https://tamar102a.blogspot.com/p/listy-magdy.html | |||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz