Moje sny i doświadczenia będą
oznaczone kolorem
zielonym, a
przemyślenia białym
- tak aby od razu było wiadomo co czytamy.
Wybór między złotem a diamentami
07.01.2016 około 4:44
miałem sen, w którym siedziały na przeciw siebie dwie
postacie, jedna przed sobą miała usypaną kupkę złota, a
druga wyjęła woreczek i powolutku wysypywała z niej diamenty
z pewnymi cienkimi "diamentowymi" walcami do nich
przyczepionymi... po pewnej chwili usypała ich sporą
kupkę... następnie miałem jakby wybrać między diamentami a
złotem, mocno mi sugerowano, abym wybrał złoto, chociaż ja
wolałem diamenty... ostatecznie niechętnie wybrałem złoto
(chociaż wcale tego nie chciałem wybrać, ale nie wziąłem go
do ręki, tylko po prostu tak jakbym słownie zaakceptował
swój wybór) i w tym momencie nastąpiło ogromne trzęsienie
ziemi... podbiegłem szybko do miejsca, w którym były
diamenty, zgarnąłem je wszystkie jednym ruchem ręki,
wsadziłem do prawej kieszeni w spodniach i zacząłem uciekać,
ale ziemia pode mną się zapadła, cała przestrzeń została
wypełniona wodą... i zacząłem płynąć przed siebie.
Spowolnione tempo
08.01.2017 około 7:35
miałem sen, w którym szedłem sobie chodnikiem i w pewnym
momencie czas bardzo mocno zwolnił... poruszałem się
wyjątkowo wolno, ale ludzie jacy byli wokół mnie również...
było to bardzo ciekawe doznanie trwające jakiś czas. Bardzo
przypomina mi to końcówkę mojego snu z około 16.01.2007
(Czarny domek:
LINK!), gdzie również
wystąpiło tego typu spowolnienie.
Wypuszczenie gołębi
08.01.2017 po południu,
gdy byłem na spacerze na przeciwko mnie szło dwóch panów (ja
zmierzałem w ich kierunku), nagle się odwrócili i jeden z
nich (gdy byłem już bardzo blisko) wypuścił w powietrze
gołębia... po kilku sekundach ich minąłem i drugi pan
wypuścił kolejnego gołębia (białego), który przeleciał mniej
więcej nade mną (w końcu byłem bardzo blisko)... później
jeszcze za chwilę zostały kolejne w sumie 2 gołębie
wypuszczone - interesujące doświadczenie... według mnie jest
na swój sposób symboliczne i postanowiłem je spisać.
Urzeczywistnij
swoją wizję
Jeżeli uważasz, że świat to
straszne i przerażające miejsce to zrób coś, aby to
zmienić... i nie skupiaj się na takich stanach jak
"frustracja" czy "bezradność", bo one tylko zniechęcą cię do
jakiegokolwiek działania... uruchom swój potencjał, jaki dał
ci Stwórca i urzeczywistnij swoją wizję lepszego świata... i
na nikogo nie czekaj, po prostu zacznij działać, a jak już
zaczniesz to pójdzie z górki... bo najtrudniejszy jest ten
pierwszy krok... i gdy już go zrobisz zrób kolejny... i idź
małymi kroczkami do przodu, ale nie zatrzymuj się... a gdy
będzie potrzeba przeskoczenia większej rozpadliny zrób to...
lepiej "umrzeć" próbując, niż "umrzeć" nie robiąc nic... i
pamiętaj, że to do ludzi czynu świat należy, a nie do tych,
co tylko się gapią z tylnego siedzenia. Jak chcesz lepszego
świata to zacznij go tworzyć, buduj go każdego dnia, rób ten
wysiłek, a pewnego dnia może ujrzysz swoją urzeczywistnioną
wizję... może nie będzie ona w szybkim tempie
urzeczywistniona w pełni, ale ważne, że z czasem będzie się
ona wyłaniać coraz to mocniej... i może zająć to wiele lat,
aby wyłoniła się w pełnej krasie... ale nie przejmuj się
tym, ten czas i tak minie, po prostu każdego dnia idź
naprzód, rób swoje i się nie poddawaj... i pamiętaj, że
budując lepszy świat jesteś w pozycji człowieka czynu
(człowieka wygranego), a nie człowieka wiecznie oczekującego
jakiejś zmiany (człowieka przegranego / sfrustrowanego),
który nic konkretnego nie robi... to ci, którzy coś robią
będą posiadaczami nowej Ziemi miodem i mlekiem płynącej, a
nie ci, którzy wiecznie narzekają i nic nie robią, aby nasz
świat zmienił się na lepsze (napisane 12.01.2017).
Czy cierpienie nas uszlachetnia, czy może zabija?
Wszystko zależy od tego, czy
umiemy je przetrawić, czy też nie. Jeżeli cierpienie nas
przygniata, powoduje, że nie umiemy sobie z nim poradzić,
wręcz dusimy się, gdy ono nadchodzi to ewidentnie nas
zabija... ale gdy przychodzi do nas cierpienie, a my umiemy
sobie z nim poradzić (rozbijamy je "silnym uderzeniem";
transformujemy je; rozpuszczamy; umiemy zrobić unik;
wyrobiliśmy sobie umiejętność niebrania pewnych spraw do
siebie) to ewidentnie się uszlachetniamy, gdyż szybko
spalamy swoją karmę (zamiast w niej tkwić i cierpieć przez
dłuższy czas - jest to dla nas forma zrzucenia
niepotrzebnego balastu, jaki dźwigaliśmy w swojej duszy)...
jednym słowem wzrastamy, gdyż mamy tą unikalną umiejętność
(której wielu ludziom brakuje) gładkiego (nie koniecznie w
pełni bezbolesnego) przechodzenia przez cierpienie... a jak
wiemy wielu ludzi boi się cierpienia, nie znoszą go
doświadczać... ale my poprzez nasze odpowiednie reakcje,
specyficzny tok rozumowania i właściwe działanie umiemy
sobie z nim poradzić w efektywny sposób. Czasami może się
zdarzyć, że trochę pocierpimy, ale przeważnie będzie to
krótkotrwały ból, który szybko minie i nigdy już nie
wróci... ogólnie sytuacje dnia codziennego nie będą nas
dotykać... będziemy odporni na przykre słowa czy inne
potencjalne ataki, gdyż będziemy zdawać sobie sprawę z
prawdy... więc poznaj prawdę, a prawda cię wyzwoli i wypełni
twoje serce i umysł spokojem, a wtedy większość cierpienia,
jakiego doświadczasz w swoim życiu po prostu zniknie
(napisane 16.01.2017).
Widzenie pająka i demoniczne ataki
16/17.01.2017 gdy
zasypiałem zobaczyłem wyraźnie przed zamkniętymi oczami na
czarnym tle dużego pająka, miał grube nogi i w ogóle
wyglądał niezbyt przyjaźnie (nie chcielibyśmy znaleźć
takiego pająka w swoim domu, nie był on z tych "chudych",
raczej z tych "tłustych"). Przez chwilę się mu przyglądałem
i co ciekawe wcale nie miał zamiaru "zniknąć", nie podobał
mi się jego wygląd (był bodajże koloru czarno-czerwonego),
zdecydowanie wzbudzał mój niepokój... po pewnej chwili
postanowiłem się go pozbyć (trochę się obawiałem, że może
mieć wobec mnie złe zamiary - nie wiedziałem czy to jakaś
forma "myślokształtu" czy może "wizualizacja" demona, który
jest blisko mnie... tak czy siak przewidywałem, że jest
pewne prawdopodobieństwo, że zostanę przez niego
zaatakowany) i zacząłem go owijać w pajęczynę (pomagałem
sobie przy tym ręką - to bardzo ułatwia tego typu
wizualizację / działanie) - gdy wyjątkowo porządnie go
zawinąłem chciałem się go pozbyć wyrzucając go z mojej
przestrzeni w taki sposób, aby moi opiekunowie go złapali i
zrobili z nim to co uważają za słuszne... dałem pająkowi
pstryczka, ale wcale daleko nie odleciał, odbił się od
pewnego "pola", które jak mniemam mnie otaczało (było ono
koloru białego, jakby jedwabna, delikatna otoka, coś na
kształt całkowicie wypełniającej przestrzeń delikatnej
pajęczyny)... przyjrzałem się mocniej owemu "polu" i
zobaczyłem, że znajduje się w nim jakby dziurę w kształcie
wieloramiennej gwiazdy... stwierdziłem, że przez ową dziurę
go wyrzucę... i tak też zrobiłem... i co ciekawe pająk
odleciał w siną dal... i od tej chwili moja głowa była
spokojna a w miejscu, w którym wcześniej się owy pająk
znajdował było od teraz puste miejsce. Jestem ciekawy czy
owa "dziura" była dziurą w mojej aurze, przez którą owy
pająk do mnie przyszedł? A może było to coś zupełnie innego?
Może to była dziura w "kokonie" jaki owy pająk wokół mnie
utworzył? Tak czy siak dodam jeszcze, że tej nocy (już po
owym widzeniu) intensywnie atakował mnie pewien demon (nie
widziałem jak on wyglądał - najprawdopodobniej przybierał
formę "przezroczystą" lub po prostu się dobrze przede mną
ukrywał podczas samego ataku, co jest normalne przy tego
typu doświadczeniu, żaden demon jako tako nie chce ukazać
swojego prawdziwego oblicza, zawsze owe "diabły" jak tylko
mogą to atakują zza "pelerynki niewidki" - robi się to
między innymi po to, aby ofiara nie zorientowała się, że
jest atakowana [chociaż ja akurat w dzisiejszym przypadku
się od razu orientowałem, bo akcja jako tako u mnie nie
działa się we śnie tylko praktycznie w rzeczywistości -
widziałem swoje łóżko, pokój i czułem atak demona]... a
pamiętajmy, że trudno jest się czasami zorientować, że jest
się atakowanym przez demona, gdy się śpi i gdy demon w
naszym śnie przybiera bardziej przyjazne oblicze np. miłego
kotka czy lubianej przez nas osoby - demony w ten sposób
próbują oszukać naszą podświadomość, aby nas podejść i
wystraszyć zabierając naszą energię)... ale co ciekawe
udawało mi się zachowywać wyjątkowo duży umysłowy spokój
podczas owych ataków (w sensie, że mój umysł usilnie nie
chciał dać się "wystraszyć" i wychodziło mu to całkiem
dobrze - było to oczywiście związane z robionym przeze mnie
świadomym mentalnym wysiłkiem). Dodam jeszcze, że kilka dni
temu miałem podobną noc... tylko wtedy owego demona
widziałem jako czarny dym (nie wiem czy był to ten sam
demon, który mnie atakował dzisiejszej nocy), który
podlatując do mnie (a robił to tej nocy wielokrotnie)
powodował u mnie silny ucisk w miejscu "kontaktu"
(następował w tym momencie atak). Tak czy siak spisuję to
jako swego rodzaju ciekawostkę... w końcu nie codziennie
widzę coś tak wyraźnie przed zamkniętymi oczami. PS. Po
dłuższym rozmyślaniu nad moim doświadczeniem stwierdzam, że
owy pająk był czymś na zasadzie demona, który mnie
"podchodził", ale na szczęście udało mi się go "oddalić"...
co niestety nie wykluczyło późniejszych demonicznych ataków
na moją osobę... pytanie brzmi, czy późniejsze nocne
demoniczne ataki na moją osobę przeprowadzane były przez
"demona-pająka", czy może przez kogoś zupełnie innego?
3 ciosy w głowę
22/23.01.2017 miałem w
nocy pewien sen, do którego "zakradł" się demon...
odpowiednio go zmodyfikował i pod sam jego koniec "strzelił"
do mnie w 4 czakrę, a następnie uderzył mnie trzy razy pod
rząd w 7 czakrę jakby jakąś pałą czy maczetą... przy każdym
takim uderzeniu czułem jak tracę energię z 7 czakry...
niestety, ale byłem tak zmanipulowany snem, że nawet podczas
ataku nie mogłem się do końca zorientować co się dzieje...
byłem wkurzony gdy się obudziłem, gdyż wiedziałem, że
straciłem dużo energii z 7 czakry... ale trzeba przyznać, że
sen był tak dobrze skonstruowany (zmodyfikowany), że po 1 i
2 ciosie chciałem w pewien sposób doświadczyć 3 ciosu...
dostrzegam tutaj demoniczny majstersztyk. Ogólnie umiem
docenić demoniczną inteligencję (wiele osób uważa, że demony
są głupie, ale nie jest to prawdą, są one mistrzami
manipulacji i zwodzenia, a ich IQ znacznie przewyższa
nasze)... po tym ataku czułem się mocno zirytowany, gdyż
zostałem porządnie zrobiony w konia, a nie zdarza mi się to
zbyt często w tej kwestii... i dlatego postanowiłem o tym
ataku napisać. Dodam jeszcze, że sam atak najprawdopodobniej
został przeprowadzony zza mojej głowy, czyli w taki sposób,
aby uderzyć i nie zostać zauważonym, typowe zachowanie
demonów. Oczywiście wciąż zdarzają mi się co jakiś czas
nocne demoniczne ataki... ale jako tako już o nich nie
piszę... ale o tym konkretnym ataku postanowiłem jeszcze
wspomnieć.
Świadome zwiedzanie pirackiego statku
24.01.2017 około 7:35
miałem sen, w którym usiadłem na portowej ławce (na której
siedzieli inni ludzie) i w tym momencie zyskałem pełną
świadomość tego, że śnię... ale w żadnym wypadku nie
zrobiłem tego sam (tak jak robi się to w kontrolowanych
snach), ja po prostu tak jakby w naturalny sposób zyskałem
tą świadomość... jakby ktoś przesunął suwak z "nieświadomy"
na "świadomy"... ostatnio mi się zaczyna tak zdarzać i to
według mnie jest naprawdę interesujące... tak czy siak w tym
śnie znalazłem się po chwili na statku pirackim, po którym
sobie łaziłem w pełni zdając sobie sprawę z tego, że to
sen... zwiedzałem sklepik oglądając i dotykając towarów,
chodziłem po schodach czując wysiłek jaki wkładałem w każdy
robiony krok, czułem również fale jakie targały statkiem...
a pod sam koniec znalazłem się w klasie z innymi
uczestnikami tej podróży i nauczyciel spytał nas na ile
oceniamy ową przygodę... pamiętam, że ktoś podniósł rękę z
dwoma palcami skierowanymi ku górze, ja natomiast ukazałem
wszystkie pięć palców... nauczyciel był zaskoczony i spytał
mnie dlaczego dałem tak wysoką ocenę... ja powiedziałem, że
byłem w pełni świadomy we śnie... nauczyciel był pozytywnie
zaskoczony... tak czy siak ja w owym śnie nie mogłem niczego
zmieniać... byłem jedynie "turystą" doświadczającym snu :)
Czy rywalizacja jest dobra?
Niektórzy twierdzą, że
rywalizacja jest dobra (a nawet potrzebna), gdyż dzięki niej
możemy wspiąć się na swoje wyżyny (np. w kulturystyce czy w
innym sporcie), mocniej przykładamy się do swoich treningów
(chcemy być nr 1), staramy się osiągnąć jak najlepsze
rezultaty w jak najkrótszym czasie (efektywny trening, dieta
itd.)... ale czy nie jest tak, że osiągnięcie pierwszego
miejsca daje nam wielką radość, która niestety, ale trwa
bardzo krótko? Stoimy na podium i jesteśmy wreszcie
szczęśliwi... ale ile to nasze szczęście będzie trwało...
godzinę, dzień, tydzień? Już po krótkim czasie od wygranej
nasze szczęście zaczyna się zmniejszać... gdyż nie pochodzi
ono z naszego wnętrza, tylko z zaistniałej zewnętrznej
sytuacji, która dostarcza nam silnych bodźców, które z
czasem zanikają.
Niektórzy sportowcy pragną, aby inni ludzie ich podziwiali, aby robiono im zdjęcia i przeprowadzano z nimi wywiady... wręcz żywią się tym i odnajdują w tym swoje szczęście... ale pamiętajmy, że są to sytuacje zewnętrzne, które ciągle się zmieniają... dzisiaj ludzie mogą nas podziwiać, a za jakiś czas mogą w ogóle już o nas nie pamiętać... lepiej szukać szczęścia trwałego, które jest w nas niż upatrywać go w rzeczach i sytuacjach, które przemijają i są nietrwałe. W celu odnalezienia trwałego szczęścia warto jest zastosować w swoim życiu codzienną medytację. Odnalezienie prawdziwego szczęścia, które nie przemija i nie jest zależne od naszych sukcesów czy porażek może okazać się znacznie łatwiejsze niż zdobywanie medali, w końcu nie musimy robić całego tego sportowego trudu... wtedy również będziemy rozumieć, że kilka sekund na podium to szczęście ulotne, które trwa jedynie przez krótką chwilę. W mojej ocenie uprawianie sportu powinno mieć na celu jedynie wybalansowanie samego siebie i ewentualnie bycie inspiracją dla tych, którzy tej inspiracji potrzebują (mam na myśli tutaj np. osoby z nadwagą)... więc nie skupiaj się tak mocno na medalach, wywiadach, miejscach na podium, czy byciu lepszym od innych... skup się na sobie i na tym, aby być najlepszą i najwartościowszą wersją samego siebie, a jeżeli dodatkowo pomożesz innym ludziom w dojściu do wewnętrznej harmonii, to właśnie czynisz świat lepszym miejscem do życia. Każdy z nas szuka szczęścia i robi różne rzeczy, aby je osiągnąć... jedni biegają, aby być najszybszymi ludźmi na świecie, inni jeżdżą rowerem, aby udowodnić coś swoim znajomym czy rodzinie... ale czy takie działania mają sens? Czy próba zaimponowania innym jest konieczna, aby osiągnąć trwałe szczęście? Może w przeszłości nie byliśmy odpowiednio docenieni przez naszych znajomych, naszą rodzinę, może byliśmy wiecznie krytykowani i dlatego podejmujemy teraz ten trud, aby inni zobaczyli jak osiągamy "sukces"... ale czy to jest naprawdę takie ważne, aby innym zaimponować? Czy nasze szczęście musi zależeć od tego czy ktoś nas poklepie po plecach za nasze osiągnięcia? Robimy cały ten trud z powodu braku wewnętrznego balansu, nie czujemy się kompletni, czujemy, że czegoś nam w naszym wnętrzu brakuje, jakbyśmy mieli w sobie dziurę, którą staramy się za wszelką cenę wypełnić... więc skupiamy się na czynnościach zewnętrznych, zamiast zajrzeć do swojego wnętrza i tam odnaleźć prawdziwe szczęście... dlatego warto rozpocząć swoją przygodę z medytacją, odrzucić część pragnień (oraz oczekiwań naszego środowiska wobec nas), rozpuścić je w ciszy i spokoju (w pustce) i stać się człowiekiem szczęśliwym, który nie będzie musiał robić tych wszystkich niepotrzebnych rzeczy, aby komuś coś udowodnić... zadowolenie do naszego życia przyjdzie, gdy pozbędziemy się zbędnego mentalnego balastu... a sport możemy uprawiać dla siebie (a nie dla nagród czy niezdrowej rywalizacji), albo możemy zostać trenerem młodzieży, aby pomóc młodemu pokoleniu nabrać kondycji i polepszyć ich zdrowie... ale czy naprawdę do bycia szczęśliwym potrzebna jest nam cała ta rywalizacja (wygrywanie) i pokazywanie innym, że jesteśmy od nich silniejsi, szybsi, lepsi? Czy szukanie szczęścia na zewnątrz jest dobrym pomysłem? Czy doznamy dzięki temu trwałej ulgi w naszym cierpieniu? A może sami siebie oszukujemy i gonimy za króliczkiem, którego nigdy na dłuższą chwilę nie będziemy w stanie utrzymać w rękach? Są ludzie, którzy zawodowo zajmują się bieganiem i na 100 metrów przed metą odpuszczają sobie wyścig i skręcają w boczną uliczkę... takim ludziom nie zależy na wygranej, a stanięcie na podium nie jest im do niczego potrzebne... nikomu niczego nie próbują udowodnić... biorą udział w tego typu biegach, bo po prostu lubią biegać... ale wygrana lub jej brak nie ma dla nich żadnego znaczenia... oni osiągnęli już swój wewnętrzny balans... co więcej nie mówią swoim znajomym, że będą uczestniczyć w owym wyścigu... ani nie robią sobie podczas owego biegu jakiegokolwiek zdjęcia, które mogłoby potwierdzić, że faktycznie brali w nim udział... robią to w pełni dla siebie, ale nie w egoistycznym sensie. W końcu czy to takie istotne, aby zdobyć ten papierek (czy medal) ukończenia wyścigu? Czy naprawdę to sprawi, że będziemy prawdziwie szczęśliwi? A może to szczęście szybko minie i znowu pojawi się kolejny cel, do którego będzie trzeba dotrzeć, aby ponownie być szczęśliwym? A co z innymi, którzy odniosą porażkę i przybiegną na dalszych pozycjach? Czy rywalizacja to produkowanie nieszczęśliwych ludzi, bo przecież wygranych może być zaledwie kilku? Zastanów się nad tym. Na każdego wygranego przypada wielu przegranych... czy to nie jest na swój sposób smutne? Oczywiście nie każdy będzie się przejmował "przegraną", ale będą i tacy, którzy będą to bardzo mocno przeżywać i nie będą mogli się pogodzić z zaistniałą sytuacją... tacy ludzie daleko odeszli od swojej wewnętrznej harmonii. Również nie należy się przejmować ludźmi, którzy są od ciebie pod wieloma względami lepsi, szybsi, silniejsi... zawsze tacy będą... nie przejmujmy się również tymi, którzy się nadmiernie wywyższają... to jedynie pokazuje ich wielkie ego i brak wewnętrznego balansu... nie musimy brać udziału w tym wyścigu szczurów, gdyż on nigdy się nie kończy oraz nie daje on trwałego szczęścia, a właśnie na nim powinno nam zależeć najbardziej. Prawdziwe szczęście znajdziesz w sobie, a nie w rywalizacji z innymi, więc weź głęboki oddech, zajrzyj w swoje wnętrze i odnajdź swoją wewnętrzną harmonię (napisane 25.01.2017). Bóg jest wodą życia
Bóg jest pięknym naczyniem z
wodą życia, która na ciebie spływa, gdy tylko o nią
poprosisz... więc nie bój się Boga o nią prosić, gdyż ona
jest po to, aby cię napełnić po same brzegi, aby się w
ciebie wlać i dodać ci sił... Bóg jest Esencją Stworzenia,
przenika cały Wszechświat, a zarazem go tworzy na swój
unikalny sposób... Bóg ma swój plan, który jest przed
ludzkim wzrokiem ukryty, jest to plan dla wszystkich ludzi,
galaktyk i całego Wszechświata... wszystko ma swój cel i
sens... więc zjednocz się z Bogiem, a pewne kropelki Jego
Mądrości przenikną do twojej świadomości i uczynią cię
pełniejszym, staniesz się bardziej sobą, objawisz mocniej
swoją prawdziwą naturę... twój pierwotny rdzeń zostanie
bardziej odsłonięty, bardziej wyeksponowany, gdyż obecnie
został mocno zakryty przez różne zanieczyszczenia, jakie w
twoich poprzednich inkarnacjach cię spotkały... ale teraz
przychodzi czas na ukazanie twojego piękna, ale aby to
nastąpiło w pełni musisz się odpowiednio mocno nasączyć
Bogiem, Jego wodą życia, Jego Świętą Esencją Stworzenia,
która przywraca człowieka do stanu równowagi, do stanu
pełnej harmonii ze Wszechświatem, z życiem samym w sobie...
więc pij wodę życia, napełniaj się nią, a pewnego dnia
rozwiniesz skrzydła i ujrzysz co skrywają zamknięte na dzień
dzisiejszy przed tobą przestrzenie, które są obecnie
szczelnie ukryte przed twoim wzrokiem i odczuwaniem
(napisane 26.01.2017).
Jaka jest najlepsza religia?
Najlepsza religia to taka,
która nie ogranicza twojego ducha... która pozwala mu
wzrastać i faktycznie to czyni... która pomaga ci wchodzić
na wyższe szczeble twojej ewolucji... która współgra z twoim
duchem i nie męczy go zbędnymi rytuałami czy praktykami,
które są dla niego tylko ciężarem... najlepsza religia to
taka, która pomaga tobie jeszcze wyraźniej usłyszeć głos
swojego serca... najlepsza religia nie zniewala twojego
ducha, ona pozwala mu wzlecieć ponad miarę i pomaga mu
szeroko rozłożyć swoje skrzydła... najlepsza religia zawsze
działa na twoją korzyść, na korzyść twojego duchowego
wzrostu, to religia bez kajdan i bez ciężarów na twoich
plecach... najlepsza religia to religia twojego dobrego
serca, które chce kochać i miłować, ale nie chce być przez
nikogo, ani przez nic przygniatane... twój duch chce być
wolny, chce tańczyć, chce wirować, chce dawać i ulepszać,
chce nieść pokój i miłość tam, gdzie jest taka potrzeba...
najlepsza religia pomaga ci swobodnie płynąć przez życie i
nie doprowadza do życiowej stagnacji... najlepsza religia
pomaga rozwiązać twoje problemy i nie sprawia, aby się one
piętrzyły... najlepsza religia wypełnia cię Boską Energią,
łączy cię z nią i z każdym dniem jeszcze mocniej otwiera cię
na nieznane tajemnice Boskiej egzystencji (napisane
30.01.2017).
Bądź malarzem swojej rzeczywistości
Wyjdź na dwór, powąchaj
kwiaty, przejdź się po łące... dotknij ręką trawy... poczuj
rosę na swoich dłoniach... cóż za cudowny poranek... owady
pracują, trawy rosną, kwiaty pachną... wszystko żyje i
rozkwita... a wiatr smuga nasze lico... promienie słoneczne
dotykają naszej cery... co za przyjemny dzień... a jest to
kolejny dzień naszej wspaniałej egzystencji... gdyż nasza
egzystencja nie jest czymś zwykłym, szarym, smutnym... nasza
egzystencja jest pełna kolorów, pełna życia, pełna barw...
więc weź pędzel w swoje dłonie i pomaluj szare obszary
swojego życia... niech się zarumienią, niech nabiorą koloru
i blasku... rozwiej smutek, przegnaj rozpacz... otwórz okno
i wpuść świeże powietrze... powitaj nowy dzień z radością, z
uśmiechem... po prostu to zrób... bądź malarzem swojej
rzeczywistości i pozwól swojej fantazji zamalować pięknymi
kolorami wszystkie smutne chwile, jakie cię w życiu
spotkały... a wtedy na pewno ujrzymy życie z tej prawdziwej
strony, nie z tej smutnej, tylko z tej radosnej... bo takie
właśnie jest życie w swojej głębi, jest czymś dobrym,
szczęśliwym, dającym wewnętrzną radość i satysfakcję... więc
maluj z rozmachem, a będziesz zawsze chodzić z uśmiechem na
twarzy (napisane 30.01.2017).
Mistyczne chwile - wirujący świat
Śpiew ptaków wypełnia twoje
ciało... twoje komórki wirują niczym tańczący derwisze...
świat wiruje swoimi kolorami... wszystko tańczy i żyje...
każdy atom wibruje swoją własną wibracją... pulsuje swoim
indywidualnym rytmem... światy wymieniają swoje energie, a
kosmiczny dźwięk przenika przestrzeń nadając odpowiedniego
brzmienia rzeczywistości i doświadczeniu... życie płynie
niczym rzeka... raz wolniej, raz szybciej... i doświadczasz
życia takim, jakie ono faktycznie jest... zatapiasz się w
błogiej egzystencji, a potoki energii spływają po twojej
twarzy... doświadczasz kosmicznego zjednoczenia...
nieintelektualnego zrozumienia rzeczywistości, prawdy,
rdzenia życia, pierwotnej natury... czujesz odwiecznego
Ducha przenikającego przestrzeń... przenika On ciebie i
wszystko wokół... twoje komórki tańczą... i zatapiają się w
ekstazie... wszystko płonie miłością... a ogień życia
wypełnia przestrzeń... i spala złą karmę... spala
negatywizm... wypala go do gołej ziemi... i zostaje tylko
oddech Boga... i wtedy dostrzegasz w pełni piękno
egzystencji... nawiązujesz z życiem osobiste sekretne
połączenie... twój mózg dostraja się do częstotliwości
Wszechświata... i spływają po nim krople złocistego ognia...
jesteś zatopiony w ostatecznej rzeczywistości... przenikasz
zasłonę iluzji i odkrywasz nowe światy... doświadczasz
wcześniej ci nieznanych doznań... a mistycyzm rozlewa się
pod twoimi stopami... wkraczasz w nową krainę cudów i
niesamowitości... Boski Płomień spada na twoją głowę i ją
dokładnie wypełnia... twoja wibracja się zwiększa...
dostrajasz się jeszcze mocniej do wibracji Wszechświata...
zasłona opada... i nagle zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś
sam... i że nigdy nie byłeś... że zawsze był ktoś, kto
chciał ci pomóc, tylko ty tego nie dostrzegałeś... ale teraz
już widzisz to wyraźnie... i ten ktoś budzi cię do nowego
życia... do nowej rzeczywistości, która znajduje się po
drugiej stronie lustra, w której twój umysł ma możliwość
osiągnięcia pełnego przebudzenia... więc pozwól mistycznym
kroplom spływać po twojej głowie... niech oświecają cię
swoim światłem i mistycznym czarem... poczuj to
zjednoczenie... i go doświadczaj... i spróbuj usłyszeć ten
pradawny śpiew wydobywający się z odległych zakątków
Wszechświata... te subtelne tony... te częstotliwości
wibracyjne, które wpadają do twojej głowy i jeszcze mocniej
pobudzają ją do rozkwitu... twoja wibracja się zwiększa... a
twój ogień silniej płonie... bądź ogniem, bądź wodą, bądź
balansem, bądź zjednoczeniem żywiołów... płoń mistycznym
żarem, a zarazem miej spokój wody... i usłysz wyraźnie ten
odwieczny śpiew kosmicznej melodii, który przenika
rzeczywistość... i gdy już ci się to uda zatop się w nim
swoim umysłem... i trwaj w tym stanie... a po czasie
mistyczne drzwi się lekko uchylą... ale czy spojrzysz co
jest za nimi? A może nie czujesz się obecnie na to
wystarczająco gotowy i wolisz z tym jeszcze trochę zaczekać?
(napisane 04.02.2017)
Mistyczny śpiew
Mistyczny śpiew z głębin
kosmosu dociera do mojej duszy... jest taki wyraźny...
niczym nimfa śpiewająca wprost do mojego wnętrza... czy to
sen? Czy może moja nowa rzeczywistość? Ogień wypełnia moją
przestrzeń, ale to ogień zjednoczenia, ogień życia i
ponownych narodzin... dźwięk płynący z głębokiego kosmosu
wibruje i przemienia wszystko co napotyka na swojej
drodze... to wibracja transformująca rzeczywistość, która
przenika Wszechświat... jest to pieśń ognista, pieśń
transformacyjna... pieśń życia i przemiany do nowej formy...
więc słuchaj co ma do powiedzenia Wszechświat... on śpiewa,
usłysz tą melodię, pozwól jej wypełnić twoje wnętrze i je
przemienić... ulepszyć... obudzić... niech cię oplecie
niczym wiatr jesienny, ale to wiatr dobroci i przyjemnej
energii... usłysz te przyjemne tony, te delikatne nuty
lecące w twoim kierunku... uderzają w twoją duszę, a ta
wibruje i otrząsa się z kurzu przeszłości... oczyszcza się,
bo słucha magicznych dźwięków z głębin kosmosu, które z nią
rezonują... a ona jest otwarta i chce słuchać... chce
wzrastać... chce rozwinąć skrzydła i kochać... i żyć pełnią
swojego życia, chce urzeczywistnić swoje mistyczne piękno,
chce je rozlać na szare zakamarki egzystencji... chce nadać
im barwy i polotu... więc nadstaw uszy, słuchaj dźwięków
płynących w twoim kierunku z głębin kosmosu... pozwól im
wpłynąć do twojego serca i duszy i doznaj transformacji... i
stań się ponownie sobą, tym kim zawsze byłeś... stań się
boską wibracją, która wzywa cię do powrotu do Domu, który
jest chwilowo ukryty przed twoimi oczami... ale te dźwięki
pomogą ci go odnaleźć i zamieszkać w nim na wieki (napisane
04.02.2017).
Transformacja naszego ego
Twoje ego może być albo
materialistyczne (myślące tylko o sobie), albo duchowe
(które myśli non stop jak uczynić świat lepszym miejscem do
życia). Ego duchowe to cel duchowości. Nie bój się poświęcić
swojego wygodnego materialistycznego życia na rzecz czegoś
większego. Czynienie dobra przez wszystkie dni swojego życia
to piękna idea, która wymaga naszego poświęcenia... ale za
nim do tego dojdzie upewnij się, że posprzątałeś swoje życie
na wszystkich możliwych poziomach... musisz w pierwszej
kolejności spalić swoją karmę... gdy już to zrobisz,
będziesz mógł wejść na dharmę, aby skupić się całym sobą na
niesieniu pochodni prawdy i pomocy potrzebującym. Czasami
naszą karmę możemy spalać wiele długich lat, a nawet i przez
całe nasze życie... ale nie zniechęcaj się, po prostu bądź
dobrym człowiekiem i cokolwiek się pojawi na twojej drodze,
postaraj się to przejść jak najlepiej umiesz... taka postawa
zapewni ci szybki duchowy wzrost i szybkie zmniejszanie
swojego karmicznego bagażu. Nie staraj się też być duchowym
na siłę, musisz być sobą, jedynie dbaj o to, aby nie
przebijały się przez ciebie twoje negatywne cechy, utemperuj
je i wzmocnij w sobie dobro. Myśl pozytywnie i siej dobro na
miarę swoich możliwości... nie bierz za dużo na swoje plecy,
bo się przewrócisz i poobijasz. Jeżeli będziesz zmęczony
odpocznij i pamiętaj o Bogu, który zawsze jest chętny
wesprzeć cię swoją radą czy wodą życia, która cię wzmocni w
twojej podróży ku wyzwoleniu siebie i innych ludzi (napisane
04.02.2017).
cdn...
Dobry Samarytanin
|
Absolutnie nic nie jest tym, czym wydaje się być, ponieważ prawdziwa natura rzeczy pozostaje głęboko ukryta pod pozorami rzeczywistości.
piątek, 4 stycznia 2019
DOŚWIADCZENIA I PRZEMYŚLENIA W ROKU 2017
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz