piątek, 4 stycznia 2019

DOŚWIADCZENIA I PRZEMYŚLENIA W ROKU 2017

 
Moje sny i doświadczenia będą oznaczone kolorem zielonym, a przemyślenia białym - tak aby od razu było wiadomo co czytamy.
Wybór między złotem a diamentami

 
07.01.2016 około 4:44 miałem sen, w którym siedziały na przeciw siebie dwie postacie, jedna przed sobą miała usypaną kupkę złota, a druga wyjęła woreczek i powolutku wysypywała z niej diamenty z pewnymi cienkimi "diamentowymi" walcami do nich przyczepionymi... po pewnej chwili usypała ich sporą kupkę... następnie miałem jakby wybrać między diamentami a złotem, mocno mi sugerowano, abym wybrał złoto, chociaż ja wolałem diamenty... ostatecznie niechętnie wybrałem złoto (chociaż wcale tego nie chciałem wybrać, ale nie wziąłem go do ręki, tylko po prostu tak jakbym słownie zaakceptował swój wybór) i w tym momencie nastąpiło ogromne trzęsienie ziemi... podbiegłem szybko do miejsca, w którym były diamenty, zgarnąłem je wszystkie jednym ruchem ręki, wsadziłem do prawej kieszeni w spodniach i zacząłem uciekać, ale ziemia pode mną się zapadła, cała przestrzeń została wypełniona wodą... i zacząłem płynąć przed siebie.

Spowolnione tempo

 
08.01.2017 około 7:35 miałem sen, w którym szedłem sobie chodnikiem i w pewnym momencie czas bardzo mocno zwolnił... poruszałem się wyjątkowo wolno, ale ludzie jacy byli wokół mnie również... było to bardzo ciekawe doznanie trwające jakiś czas. Bardzo przypomina mi to końcówkę mojego snu z około 16.01.2007 (Czarny domek: LINK!), gdzie również wystąpiło tego typu spowolnienie.

Wypuszczenie gołębi

 
08.01.2017 po południu, gdy byłem na spacerze na przeciwko mnie szło dwóch panów (ja zmierzałem w ich kierunku), nagle się odwrócili i jeden z nich (gdy byłem już bardzo blisko) wypuścił w powietrze gołębia... po kilku sekundach ich minąłem i drugi pan wypuścił kolejnego gołębia (białego), który przeleciał mniej więcej nade mną (w końcu byłem bardzo blisko)... później jeszcze za chwilę zostały kolejne w sumie 2 gołębie wypuszczone - interesujące doświadczenie... według mnie jest na swój sposób symboliczne i postanowiłem je spisać.
 
Urzeczywistnij swoją wizję

 
Jeżeli uważasz, że świat to straszne i przerażające miejsce to zrób coś, aby to zmienić... i nie skupiaj się na takich stanach jak "frustracja" czy "bezradność", bo one tylko zniechęcą cię do jakiegokolwiek działania... uruchom swój potencjał, jaki dał ci Stwórca i urzeczywistnij swoją wizję lepszego świata... i na nikogo nie czekaj, po prostu zacznij działać, a jak już zaczniesz to pójdzie z górki... bo najtrudniejszy jest ten pierwszy krok... i gdy już go zrobisz zrób kolejny... i idź małymi kroczkami do przodu, ale nie zatrzymuj się... a gdy będzie potrzeba przeskoczenia większej rozpadliny zrób to... lepiej "umrzeć" próbując, niż "umrzeć" nie robiąc nic... i pamiętaj, że to do ludzi czynu świat należy, a nie do tych, co tylko się gapią z tylnego siedzenia. Jak chcesz lepszego świata to zacznij go tworzyć, buduj go każdego dnia, rób ten wysiłek, a pewnego dnia może ujrzysz swoją urzeczywistnioną wizję... może nie będzie ona w szybkim tempie urzeczywistniona w pełni, ale ważne, że z czasem będzie się ona wyłaniać coraz to mocniej... i może zająć to wiele lat, aby wyłoniła się w pełnej krasie... ale nie przejmuj się tym, ten czas i tak minie, po prostu każdego dnia idź naprzód, rób swoje i się nie poddawaj... i pamiętaj, że budując lepszy świat jesteś w pozycji człowieka czynu (człowieka wygranego), a nie człowieka wiecznie oczekującego jakiejś zmiany (człowieka przegranego / sfrustrowanego), który nic konkretnego nie robi... to ci, którzy coś robią będą posiadaczami nowej Ziemi miodem i mlekiem płynącej, a nie ci, którzy wiecznie narzekają i nic nie robią, aby nasz świat zmienił się na lepsze (napisane 12.01.2017).

Czy cierpienie nas uszlachetnia, czy może zabija?

 
Wszystko zależy od tego, czy umiemy je przetrawić, czy też nie. Jeżeli cierpienie nas przygniata, powoduje, że nie umiemy sobie z nim poradzić, wręcz dusimy się, gdy ono nadchodzi to ewidentnie nas zabija... ale gdy przychodzi do nas cierpienie, a my umiemy sobie z nim poradzić (rozbijamy je "silnym uderzeniem"; transformujemy je; rozpuszczamy; umiemy zrobić unik; wyrobiliśmy sobie umiejętność niebrania pewnych spraw do siebie) to ewidentnie się uszlachetniamy, gdyż szybko spalamy swoją karmę (zamiast w niej tkwić i cierpieć przez dłuższy czas - jest to dla nas forma zrzucenia niepotrzebnego balastu, jaki dźwigaliśmy w swojej duszy)... jednym słowem wzrastamy, gdyż mamy tą unikalną umiejętność (której wielu ludziom brakuje) gładkiego (nie koniecznie w pełni bezbolesnego) przechodzenia przez cierpienie... a jak wiemy wielu ludzi boi się cierpienia, nie znoszą go doświadczać... ale my poprzez nasze odpowiednie reakcje, specyficzny tok rozumowania i właściwe działanie umiemy sobie z nim poradzić w efektywny sposób. Czasami może się zdarzyć, że trochę pocierpimy, ale przeważnie będzie to krótkotrwały ból, który szybko minie i nigdy już nie wróci... ogólnie sytuacje dnia codziennego nie będą nas dotykać... będziemy odporni na przykre słowa czy inne potencjalne ataki, gdyż będziemy zdawać sobie sprawę z prawdy... więc poznaj prawdę, a prawda cię wyzwoli i wypełni twoje serce i umysł spokojem, a wtedy większość cierpienia, jakiego doświadczasz w swoim życiu po prostu zniknie (napisane 16.01.2017).
 
Widzenie pająka i demoniczne ataki

 
16/17.01.2017 gdy zasypiałem zobaczyłem wyraźnie przed zamkniętymi oczami na czarnym tle dużego pająka, miał grube nogi i w ogóle wyglądał niezbyt przyjaźnie (nie chcielibyśmy znaleźć takiego pająka w swoim domu, nie był on z tych "chudych", raczej z tych "tłustych"). Przez chwilę się mu przyglądałem i co ciekawe wcale nie miał zamiaru "zniknąć", nie podobał mi się jego wygląd (był bodajże koloru czarno-czerwonego), zdecydowanie wzbudzał mój niepokój... po pewnej chwili postanowiłem się go pozbyć (trochę się obawiałem, że może mieć wobec mnie złe zamiary - nie wiedziałem czy to jakaś forma "myślokształtu" czy może "wizualizacja" demona, który jest blisko mnie... tak czy siak przewidywałem, że jest pewne prawdopodobieństwo, że zostanę przez niego zaatakowany) i zacząłem go owijać w pajęczynę (pomagałem sobie przy tym ręką - to bardzo ułatwia tego typu wizualizację / działanie) - gdy wyjątkowo porządnie go zawinąłem chciałem się go pozbyć wyrzucając go z mojej przestrzeni w taki sposób, aby moi opiekunowie go złapali i zrobili z nim to co uważają za słuszne... dałem pająkowi pstryczka, ale wcale daleko nie odleciał, odbił się od pewnego "pola", które jak mniemam mnie otaczało (było ono koloru białego, jakby jedwabna, delikatna otoka, coś na kształt całkowicie wypełniającej przestrzeń delikatnej pajęczyny)... przyjrzałem się mocniej owemu "polu" i zobaczyłem, że znajduje się w nim jakby dziurę w kształcie wieloramiennej gwiazdy... stwierdziłem, że przez ową dziurę go wyrzucę... i tak też zrobiłem... i co ciekawe pająk odleciał w siną dal... i od tej chwili moja głowa była spokojna a w miejscu, w którym wcześniej się owy pająk znajdował było od teraz puste miejsce. Jestem ciekawy czy owa "dziura" była dziurą w mojej aurze, przez którą owy pająk do mnie przyszedł? A może było to coś zupełnie innego? Może to była dziura w "kokonie" jaki owy pająk wokół mnie utworzył? Tak czy siak dodam jeszcze, że tej nocy (już po owym widzeniu) intensywnie atakował mnie pewien demon (nie widziałem jak on wyglądał - najprawdopodobniej przybierał formę "przezroczystą" lub po prostu się dobrze przede mną ukrywał podczas samego ataku, co jest normalne przy tego typu doświadczeniu, żaden demon jako tako nie chce ukazać swojego prawdziwego oblicza, zawsze owe "diabły" jak tylko mogą to atakują zza "pelerynki niewidki" - robi się to między innymi po to, aby ofiara nie zorientowała się, że jest atakowana [chociaż ja akurat w dzisiejszym przypadku się od razu orientowałem, bo akcja jako tako u mnie nie działa się we śnie tylko praktycznie w rzeczywistości - widziałem swoje łóżko, pokój i czułem atak demona]... a pamiętajmy, że trudno jest się czasami zorientować, że jest się atakowanym przez demona, gdy się śpi i gdy demon w naszym śnie przybiera bardziej przyjazne oblicze np. miłego kotka czy lubianej przez nas osoby - demony w ten sposób próbują oszukać naszą podświadomość, aby nas podejść i wystraszyć zabierając naszą energię)... ale co ciekawe udawało mi się zachowywać wyjątkowo duży umysłowy spokój podczas owych ataków (w sensie, że mój umysł usilnie nie chciał dać się "wystraszyć" i wychodziło mu to całkiem dobrze - było to oczywiście związane z robionym przeze mnie świadomym mentalnym wysiłkiem). Dodam jeszcze, że kilka dni temu miałem podobną noc... tylko wtedy owego demona widziałem jako czarny dym (nie wiem czy był to ten sam demon, który mnie atakował dzisiejszej nocy), który podlatując do mnie (a robił to tej nocy wielokrotnie) powodował u mnie silny ucisk w miejscu "kontaktu" (następował w tym momencie atak). Tak czy siak spisuję to jako swego rodzaju ciekawostkę... w końcu nie codziennie widzę coś tak wyraźnie przed zamkniętymi oczami. PS. Po dłuższym rozmyślaniu nad moim doświadczeniem stwierdzam, że owy pająk był czymś na zasadzie demona, który mnie "podchodził", ale na szczęście udało mi się go "oddalić"... co niestety nie wykluczyło późniejszych demonicznych ataków na moją osobę... pytanie brzmi, czy późniejsze nocne demoniczne ataki na moją osobę przeprowadzane były przez "demona-pająka", czy może przez kogoś zupełnie innego?

3 ciosy w głowę

 
22/23.01.2017 miałem w nocy pewien sen, do którego "zakradł" się demon... odpowiednio go zmodyfikował i pod sam jego koniec "strzelił" do mnie w 4 czakrę, a następnie uderzył mnie trzy razy pod rząd w 7 czakrę jakby jakąś pałą czy maczetą... przy każdym takim uderzeniu czułem jak tracę energię z 7 czakry... niestety, ale byłem tak zmanipulowany snem, że nawet podczas ataku nie mogłem się do końca zorientować co się dzieje... byłem wkurzony gdy się obudziłem, gdyż wiedziałem, że straciłem dużo energii z 7 czakry... ale trzeba przyznać, że sen był tak dobrze skonstruowany (zmodyfikowany), że po 1 i 2 ciosie chciałem w pewien sposób doświadczyć 3 ciosu... dostrzegam tutaj demoniczny majstersztyk. Ogólnie umiem docenić demoniczną inteligencję (wiele osób uważa, że demony są głupie, ale nie jest to prawdą, są one mistrzami manipulacji i zwodzenia, a ich IQ znacznie przewyższa nasze)... po tym ataku czułem się mocno zirytowany, gdyż zostałem porządnie zrobiony w konia, a nie zdarza mi się to zbyt często w tej kwestii... i dlatego postanowiłem o tym ataku napisać. Dodam jeszcze, że sam atak najprawdopodobniej został przeprowadzony zza mojej głowy, czyli w taki sposób, aby uderzyć i nie zostać zauważonym, typowe zachowanie demonów. Oczywiście wciąż zdarzają mi się co jakiś czas nocne demoniczne ataki... ale jako tako już o nich nie piszę... ale o tym konkretnym ataku postanowiłem jeszcze wspomnieć.

Świadome zwiedzanie pirackiego statku

 
24.01.2017 około 7:35 miałem sen, w którym usiadłem na portowej ławce (na której siedzieli inni ludzie) i w tym momencie zyskałem pełną świadomość tego, że śnię... ale w żadnym wypadku nie zrobiłem tego sam (tak jak robi się to w kontrolowanych snach), ja po prostu tak jakby w naturalny sposób zyskałem tą świadomość... jakby ktoś przesunął suwak z "nieświadomy" na "świadomy"... ostatnio mi się zaczyna tak zdarzać i to według mnie jest naprawdę interesujące... tak czy siak w tym śnie znalazłem się po chwili na statku pirackim, po którym sobie łaziłem w pełni zdając sobie sprawę z tego, że to sen... zwiedzałem sklepik oglądając i dotykając towarów, chodziłem po schodach czując wysiłek jaki wkładałem w każdy robiony krok, czułem również fale jakie targały statkiem... a pod sam koniec znalazłem się w klasie z innymi uczestnikami tej podróży i nauczyciel spytał nas na ile oceniamy ową przygodę... pamiętam, że ktoś podniósł rękę z dwoma palcami skierowanymi ku górze, ja natomiast ukazałem wszystkie pięć palców... nauczyciel był zaskoczony i spytał mnie dlaczego dałem tak wysoką ocenę... ja powiedziałem, że byłem w pełni świadomy we śnie... nauczyciel był pozytywnie zaskoczony... tak czy siak ja w owym śnie nie mogłem niczego zmieniać... byłem jedynie "turystą" doświadczającym snu :)
 
Czy rywalizacja jest dobra?

 
Niektórzy twierdzą, że rywalizacja jest dobra (a nawet potrzebna), gdyż dzięki niej możemy wspiąć się na swoje wyżyny (np. w kulturystyce czy w innym sporcie), mocniej przykładamy się do swoich treningów (chcemy być nr 1), staramy się osiągnąć jak najlepsze rezultaty w jak najkrótszym czasie (efektywny trening, dieta itd.)... ale czy nie jest tak, że osiągnięcie pierwszego miejsca daje nam wielką radość, która niestety, ale trwa bardzo krótko? Stoimy na podium i jesteśmy wreszcie szczęśliwi... ale ile to nasze szczęście będzie trwało... godzinę, dzień, tydzień? Już po krótkim czasie od wygranej nasze szczęście zaczyna się zmniejszać... gdyż nie pochodzi ono z naszego wnętrza, tylko z zaistniałej zewnętrznej sytuacji, która dostarcza nam silnych bodźców, które z czasem zanikają.

Niektórzy sportowcy pragną, aby inni ludzie ich podziwiali, aby robiono im zdjęcia i przeprowadzano z nimi wywiady... wręcz żywią się tym i odnajdują w tym swoje szczęście... ale pamiętajmy, że są to sytuacje zewnętrzne, które ciągle się zmieniają... dzisiaj ludzie mogą nas podziwiać, a za jakiś czas mogą w ogóle już o nas nie pamiętać... lepiej szukać szczęścia trwałego, które jest w nas niż upatrywać go w rzeczach i sytuacjach, które przemijają i są nietrwałe. W celu odnalezienia trwałego szczęścia warto jest zastosować w swoim życiu codzienną medytację. Odnalezienie prawdziwego szczęścia, które nie przemija i nie jest zależne od naszych sukcesów czy porażek może okazać się znacznie łatwiejsze niż zdobywanie medali, w końcu nie musimy robić całego tego sportowego trudu... wtedy również będziemy rozumieć, że kilka sekund na podium to szczęście ulotne, które trwa jedynie przez krótką chwilę.

W mojej ocenie uprawianie sportu powinno mieć na celu jedynie wybalansowanie samego siebie i ewentualnie bycie inspiracją dla tych, którzy tej inspiracji potrzebują (mam na myśli tutaj np. osoby z nadwagą)... więc nie skupiaj się tak mocno na medalach, wywiadach, miejscach na podium, czy byciu lepszym od innych... skup się na sobie i na tym, aby być najlepszą i najwartościowszą wersją samego siebie, a jeżeli dodatkowo pomożesz innym ludziom w dojściu do wewnętrznej harmonii, to właśnie czynisz świat lepszym miejscem do życia.

Każdy z nas szuka szczęścia i robi różne rzeczy, aby je osiągnąć... jedni biegają, aby być najszybszymi ludźmi na świecie, inni jeżdżą rowerem, aby udowodnić coś swoim znajomym czy rodzinie... ale czy takie działania mają sens? Czy próba zaimponowania innym jest konieczna, aby osiągnąć trwałe szczęście? Może w przeszłości nie byliśmy odpowiednio docenieni przez naszych znajomych, naszą rodzinę, może byliśmy wiecznie krytykowani i dlatego podejmujemy teraz ten trud, aby inni zobaczyli jak osiągamy "sukces"... ale czy to jest naprawdę takie ważne, aby innym zaimponować? Czy nasze szczęście musi zależeć od tego czy ktoś nas poklepie po plecach za nasze osiągnięcia? Robimy cały ten trud z powodu braku wewnętrznego balansu, nie czujemy się kompletni, czujemy, że czegoś nam w naszym wnętrzu brakuje, jakbyśmy mieli w sobie dziurę, którą staramy się za wszelką cenę wypełnić... więc skupiamy się na czynnościach zewnętrznych, zamiast zajrzeć do swojego wnętrza i tam odnaleźć prawdziwe szczęście... dlatego warto rozpocząć swoją przygodę z medytacją, odrzucić część pragnień (oraz oczekiwań naszego środowiska wobec nas), rozpuścić je w ciszy i spokoju (w pustce) i stać się człowiekiem szczęśliwym, który nie będzie musiał robić tych wszystkich niepotrzebnych rzeczy, aby komuś coś udowodnić... zadowolenie do naszego życia przyjdzie, gdy pozbędziemy się zbędnego mentalnego balastu... a sport możemy uprawiać dla siebie (a nie dla nagród czy niezdrowej rywalizacji), albo możemy zostać trenerem młodzieży, aby pomóc młodemu pokoleniu nabrać kondycji i polepszyć ich zdrowie... ale czy naprawdę do bycia szczęśliwym potrzebna jest nam cała ta rywalizacja (wygrywanie) i pokazywanie innym, że jesteśmy od nich silniejsi, szybsi, lepsi? Czy szukanie szczęścia na zewnątrz jest dobrym pomysłem? Czy doznamy dzięki temu trwałej ulgi w naszym cierpieniu? A może sami siebie oszukujemy i gonimy za króliczkiem, którego nigdy na dłuższą chwilę nie będziemy w stanie utrzymać w rękach?

Są ludzie, którzy zawodowo zajmują się bieganiem i na 100 metrów przed metą odpuszczają sobie wyścig i skręcają w boczną uliczkę... takim ludziom nie zależy na wygranej, a stanięcie na podium nie jest im do niczego potrzebne... nikomu niczego nie próbują udowodnić... biorą udział w tego typu biegach, bo po prostu lubią biegać... ale wygrana lub jej brak nie ma dla nich żadnego znaczenia... oni osiągnęli już swój wewnętrzny balans... co więcej nie mówią swoim znajomym, że będą uczestniczyć w owym wyścigu... ani nie robią sobie podczas owego biegu jakiegokolwiek zdjęcia, które mogłoby potwierdzić, że faktycznie brali w nim udział... robią to w pełni dla siebie, ale nie w egoistycznym sensie. W końcu czy to takie istotne, aby zdobyć ten papierek (czy medal) ukończenia wyścigu? Czy naprawdę to sprawi, że będziemy prawdziwie szczęśliwi? A może to szczęście szybko minie i znowu pojawi się kolejny cel, do którego będzie trzeba dotrzeć, aby ponownie być szczęśliwym? A co z innymi, którzy odniosą porażkę i przybiegną na dalszych pozycjach? Czy rywalizacja to produkowanie nieszczęśliwych ludzi, bo przecież wygranych może być zaledwie kilku? Zastanów się nad tym. Na każdego wygranego przypada wielu przegranych... czy to nie jest na swój sposób smutne? Oczywiście nie każdy będzie się przejmował "przegraną", ale będą i tacy, którzy będą to bardzo mocno przeżywać i nie będą mogli się pogodzić z zaistniałą sytuacją... tacy ludzie daleko odeszli od swojej wewnętrznej harmonii.

Również nie należy się przejmować ludźmi, którzy są od ciebie pod wieloma względami lepsi, szybsi, silniejsi... zawsze tacy będą... nie przejmujmy się również tymi, którzy się nadmiernie wywyższają... to jedynie pokazuje ich wielkie ego i brak wewnętrznego balansu... nie musimy brać udziału w tym wyścigu szczurów, gdyż on nigdy się nie kończy oraz nie daje on trwałego szczęścia, a właśnie na nim powinno nam zależeć najbardziej. Prawdziwe szczęście znajdziesz w sobie, a nie w rywalizacji z innymi, więc weź głęboki oddech, zajrzyj w swoje wnętrze i odnajdź swoją wewnętrzną harmonię (napisane 25.01.2017).

Bóg jest wodą życia

 
Bóg jest pięknym naczyniem z wodą życia, która na ciebie spływa, gdy tylko o nią poprosisz... więc nie bój się Boga o nią prosić, gdyż ona jest po to, aby cię napełnić po same brzegi, aby się w ciebie wlać i dodać ci sił... Bóg jest Esencją Stworzenia, przenika cały Wszechświat, a zarazem go tworzy na swój unikalny sposób... Bóg ma swój plan, który jest przed ludzkim wzrokiem ukryty, jest to plan dla wszystkich ludzi, galaktyk i całego Wszechświata... wszystko ma swój cel i sens... więc zjednocz się z Bogiem, a pewne kropelki Jego Mądrości przenikną do twojej świadomości i uczynią cię pełniejszym, staniesz się bardziej sobą, objawisz mocniej swoją prawdziwą naturę... twój pierwotny rdzeń zostanie bardziej odsłonięty, bardziej wyeksponowany, gdyż obecnie został mocno zakryty przez różne zanieczyszczenia, jakie w twoich poprzednich inkarnacjach cię spotkały... ale teraz przychodzi czas na ukazanie twojego piękna, ale aby to nastąpiło w pełni musisz się odpowiednio mocno nasączyć Bogiem, Jego wodą życia, Jego Świętą Esencją Stworzenia, która przywraca człowieka do stanu równowagi, do stanu pełnej harmonii ze Wszechświatem, z życiem samym w sobie... więc pij wodę życia, napełniaj się nią, a pewnego dnia rozwiniesz skrzydła i ujrzysz co skrywają zamknięte na dzień dzisiejszy przed tobą przestrzenie, które są obecnie szczelnie ukryte przed twoim wzrokiem i odczuwaniem (napisane 26.01.2017).

Jaka jest najlepsza religia?

 
Najlepsza religia to taka, która nie ogranicza twojego ducha... która pozwala mu wzrastać i faktycznie to czyni... która pomaga ci wchodzić na wyższe szczeble twojej ewolucji... która współgra z twoim duchem i nie męczy go zbędnymi rytuałami czy praktykami, które są dla niego tylko ciężarem... najlepsza religia to taka, która pomaga tobie jeszcze wyraźniej usłyszeć głos swojego serca... najlepsza religia nie zniewala twojego ducha, ona pozwala mu wzlecieć ponad miarę i pomaga mu szeroko rozłożyć swoje skrzydła... najlepsza religia zawsze działa na twoją korzyść, na korzyść twojego duchowego wzrostu, to religia bez kajdan i bez ciężarów na twoich plecach... najlepsza religia to religia twojego dobrego serca, które chce kochać i miłować, ale nie chce być przez nikogo, ani przez nic przygniatane... twój duch chce być wolny, chce tańczyć, chce wirować, chce dawać i ulepszać, chce nieść pokój i miłość tam, gdzie jest taka potrzeba... najlepsza religia pomaga ci swobodnie płynąć przez życie i nie doprowadza do życiowej stagnacji... najlepsza religia pomaga rozwiązać twoje problemy i nie sprawia, aby się one piętrzyły... najlepsza religia wypełnia cię Boską Energią, łączy cię z nią i z każdym dniem jeszcze mocniej otwiera cię na nieznane tajemnice Boskiej egzystencji (napisane 30.01.2017).

Bądź malarzem swojej rzeczywistości

 
Wyjdź na dwór, powąchaj kwiaty, przejdź się po łące... dotknij ręką trawy... poczuj rosę na swoich dłoniach... cóż za cudowny poranek... owady pracują, trawy rosną, kwiaty pachną... wszystko żyje i rozkwita... a wiatr smuga nasze lico... promienie słoneczne dotykają naszej cery... co za przyjemny dzień... a jest to kolejny dzień naszej wspaniałej egzystencji... gdyż nasza egzystencja nie jest czymś zwykłym, szarym, smutnym... nasza egzystencja jest pełna kolorów, pełna życia, pełna barw... więc weź pędzel w swoje dłonie i pomaluj szare obszary swojego życia... niech się zarumienią, niech nabiorą koloru i blasku... rozwiej smutek, przegnaj rozpacz... otwórz okno i wpuść świeże powietrze... powitaj nowy dzień z radością, z uśmiechem... po prostu to zrób... bądź malarzem swojej rzeczywistości i pozwól swojej fantazji zamalować pięknymi kolorami wszystkie smutne chwile, jakie cię w życiu spotkały... a wtedy na pewno ujrzymy życie z tej prawdziwej strony, nie z tej smutnej, tylko z tej radosnej... bo takie właśnie jest życie w swojej głębi, jest czymś dobrym, szczęśliwym, dającym wewnętrzną radość i satysfakcję... więc maluj z rozmachem, a będziesz zawsze chodzić z uśmiechem na twarzy (napisane 30.01.2017).

Mistyczne chwile - wirujący świat

 
Śpiew ptaków wypełnia twoje ciało... twoje komórki wirują niczym tańczący derwisze... świat wiruje swoimi kolorami... wszystko tańczy i żyje... każdy atom wibruje swoją własną wibracją... pulsuje swoim indywidualnym rytmem... światy wymieniają swoje energie, a kosmiczny dźwięk przenika przestrzeń nadając odpowiedniego brzmienia rzeczywistości i doświadczeniu... życie płynie niczym rzeka... raz wolniej, raz szybciej... i doświadczasz życia takim, jakie ono faktycznie jest... zatapiasz się w błogiej egzystencji, a potoki energii spływają po twojej twarzy... doświadczasz kosmicznego zjednoczenia... nieintelektualnego zrozumienia rzeczywistości, prawdy, rdzenia życia, pierwotnej natury... czujesz odwiecznego Ducha przenikającego przestrzeń... przenika On ciebie i wszystko wokół... twoje komórki tańczą... i zatapiają się w ekstazie... wszystko płonie miłością... a ogień życia wypełnia przestrzeń... i spala złą karmę... spala negatywizm... wypala go do gołej ziemi... i zostaje tylko oddech Boga... i wtedy dostrzegasz w pełni piękno egzystencji... nawiązujesz z życiem osobiste sekretne połączenie... twój mózg dostraja się do częstotliwości Wszechświata... i spływają po nim krople złocistego ognia... jesteś zatopiony w ostatecznej rzeczywistości... przenikasz zasłonę iluzji i odkrywasz nowe światy... doświadczasz wcześniej ci nieznanych doznań... a mistycyzm rozlewa się pod twoimi stopami... wkraczasz w nową krainę cudów i niesamowitości... Boski Płomień spada na twoją głowę i ją dokładnie wypełnia... twoja wibracja się zwiększa... dostrajasz się jeszcze mocniej do wibracji Wszechświata... zasłona opada... i nagle zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś sam... i że nigdy nie byłeś... że zawsze był ktoś, kto chciał ci pomóc, tylko ty tego nie dostrzegałeś... ale teraz już widzisz to wyraźnie... i ten ktoś budzi cię do nowego życia... do nowej rzeczywistości, która znajduje się po drugiej stronie lustra, w której twój umysł ma możliwość osiągnięcia pełnego przebudzenia... więc pozwól mistycznym kroplom spływać po twojej głowie... niech oświecają cię swoim światłem i mistycznym czarem... poczuj to zjednoczenie... i go doświadczaj... i spróbuj usłyszeć ten pradawny śpiew wydobywający się z odległych zakątków Wszechświata... te subtelne tony... te częstotliwości wibracyjne, które wpadają do twojej głowy i jeszcze mocniej pobudzają ją do rozkwitu... twoja wibracja się zwiększa... a twój ogień silniej płonie... bądź ogniem, bądź wodą, bądź balansem, bądź zjednoczeniem żywiołów... płoń mistycznym żarem, a zarazem miej spokój wody... i usłysz wyraźnie ten odwieczny śpiew kosmicznej melodii, który przenika rzeczywistość... i gdy już ci się to uda zatop się w nim swoim umysłem... i trwaj w tym stanie... a po czasie mistyczne drzwi się lekko uchylą... ale czy spojrzysz co jest za nimi? A może nie czujesz się obecnie na to wystarczająco gotowy i wolisz z tym jeszcze trochę zaczekać? (napisane 04.02.2017)

Mistyczny śpiew

 
Mistyczny śpiew z głębin kosmosu dociera do mojej duszy... jest taki wyraźny... niczym nimfa śpiewająca wprost do mojego wnętrza... czy to sen? Czy może moja nowa rzeczywistość? Ogień wypełnia moją przestrzeń, ale to ogień zjednoczenia, ogień życia i ponownych narodzin... dźwięk płynący z głębokiego kosmosu wibruje i przemienia wszystko co napotyka na swojej drodze... to wibracja transformująca rzeczywistość, która przenika Wszechświat... jest to pieśń ognista, pieśń transformacyjna... pieśń życia i przemiany do nowej formy... więc słuchaj co ma do powiedzenia Wszechświat... on śpiewa, usłysz tą melodię, pozwól jej wypełnić twoje wnętrze i je przemienić... ulepszyć... obudzić... niech cię oplecie niczym wiatr jesienny, ale to wiatr dobroci i przyjemnej energii... usłysz te przyjemne tony, te delikatne nuty lecące w twoim kierunku... uderzają w twoją duszę, a ta wibruje i otrząsa się z kurzu przeszłości... oczyszcza się, bo słucha magicznych dźwięków z głębin kosmosu, które z nią rezonują... a ona jest otwarta i chce słuchać... chce wzrastać... chce rozwinąć skrzydła i kochać... i żyć pełnią swojego życia, chce urzeczywistnić swoje mistyczne piękno, chce je rozlać na szare zakamarki egzystencji... chce nadać im barwy i polotu... więc nadstaw uszy, słuchaj dźwięków płynących w twoim kierunku z głębin kosmosu... pozwól im wpłynąć do twojego serca i duszy i doznaj transformacji... i stań się ponownie sobą, tym kim zawsze byłeś... stań się boską wibracją, która wzywa cię do powrotu do Domu, który jest chwilowo ukryty przed twoimi oczami... ale te dźwięki pomogą ci go odnaleźć i zamieszkać w nim na wieki (napisane 04.02.2017).

Transformacja naszego ego

 
Twoje ego może być albo materialistyczne (myślące tylko o sobie), albo duchowe (które myśli non stop jak uczynić świat lepszym miejscem do życia). Ego duchowe to cel duchowości. Nie bój się poświęcić swojego wygodnego materialistycznego życia na rzecz czegoś większego. Czynienie dobra przez wszystkie dni swojego życia to piękna idea, która wymaga naszego poświęcenia... ale za nim do tego dojdzie upewnij się, że posprzątałeś swoje życie na wszystkich możliwych poziomach... musisz w pierwszej kolejności spalić swoją karmę... gdy już to zrobisz, będziesz mógł wejść na dharmę, aby skupić się całym sobą na niesieniu pochodni prawdy i pomocy potrzebującym. Czasami naszą karmę możemy spalać wiele długich lat, a nawet i przez całe nasze życie... ale nie zniechęcaj się, po prostu bądź dobrym człowiekiem i cokolwiek się pojawi na twojej drodze, postaraj się to przejść jak najlepiej umiesz... taka postawa zapewni ci szybki duchowy wzrost i szybkie zmniejszanie swojego karmicznego bagażu. Nie staraj się też być duchowym na siłę, musisz być sobą, jedynie dbaj o to, aby nie przebijały się przez ciebie twoje negatywne cechy, utemperuj je i wzmocnij w sobie dobro. Myśl pozytywnie i siej dobro na miarę swoich możliwości... nie bierz za dużo na swoje plecy, bo się przewrócisz i poobijasz. Jeżeli będziesz zmęczony odpocznij i pamiętaj o Bogu, który zawsze jest chętny wesprzeć cię swoją radą czy wodą życia, która cię wzmocni w twojej podróży ku wyzwoleniu siebie i innych ludzi (napisane 04.02.2017).
cdn...
Dobry Samarytanin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz