Herstoryk
18 listopada 2017
18 listopada 2017
W narodowej epopei „Pan Tadeusz” klucznik Gerwazy, mający osobiste
porachunki z rodem Sopliców, skutecznie podjudza sprytnymi półprawdami i
kłamstwami niezadowoloną szlachtę, płonącą chęcią lania skóry Moskalom,
do ataku na cel zastępczy, Sopliców właśnie.
Podatność na kierowanie gniewu i frustracji społecznych na dogodne kozły
ofiarne nie jest oczywiście wyjątkową cechą Polaków, wydają się oni
jednak – jak dowodzi historia – bardzo podatni na taką manipulację. I
tak na przykład po Potopie Szwedzkim kozłami ofiarnymi stali się Arianie
i protestanci/innowiercy, w II Rzeczpospolitej za bolączki winiono
żydów, w PRLu amerykańskich agentów i „wrogów ludu”, teraz zaś przyszła
kolej na islam, muzułmanów i imigrantów.
Epidemia!
Bezsensowna islamofobia i ksenofobia szerzą się dziś w całej Europie.
Spróbuję zatem dokonać zwięzłej analizy źródeł tych nastrojów przy
użyciu racjonalizmu, znajomości historii, perspektywy, doświadczenia i
zdrowego rozsądku.
Wyjątkowo zadziwia nasilenie i gwałtowność tych nastrojów w Polsce,
biorąc pod uwagę śladową obecność muzułmanów i uchodźców w kraju nad
Wisłą. Pozostawię socjologom i psychologom orzeczenie, czy bierze się to
z powszechnej ignorancji i braku kontaktów z ludźmi innych kultur i/lub
kolorów skóry, czy z prymitywnego ludowego nacjonalizmu narodu
poturbowanego przez historię, czy wreszcie ze strachu i niezadowolenia,
szukających jakiegoś ujścia, czy, co jest najbardziej prawdopodobne, z
toksycznej mieszanki wszystkich tych składników.
Czarne chmury
Cywilizacja zachodnia ma obecnie bardzo poważne fundamentalne problemy, grożące jej załamaniem i upadkiem. Stoi w obliczu:
- zachwiania zachodniej dominacji nad globem, z czego wynikają desperackie, absurdalne i skazane na porażkę wojny na Bliskim Wschodzie oraz agresywne, demonstracyjne potrząsanie szabelką na Dalekim Wschodzie;
- postępującej i zaawansowanej degeneracji demokracji przedstawicielskiej, która wysługuje się dziś najbogatszym oraz wpływowym grupom nacisku reprezentującym wąskie interesy partykularne. Wiąże się z tym upadek zaufania społeczeństw do polityków, instytucji państwowych i naukowych oraz mediów;
- ostrego i długotrwałego kryzysu ekonomii, gdzie „wzrost” opiera się na dodruku pustych walut, spekulacjach finansowych i rozbuchanym konsumeryzmie „na kredyt”. Skutki to ukryte i jawne bezrobocie, prekariat (zatrudnienie doraźne i na śmieciówkach), uwiąd i ubożenie klasy średniej, gigantyczne zyski dla mikroskopijnej grupy hiperbogaczy, drastyczne pogłębienie zróżnicowania społecznego oraz „tragedia dóbr wspólnych” czyli prywatyzacja wszystkich usług społecznych i majątku narodowego;
- postępującego i narastającego zatrucia bezpośredniego otoczenia mieszkańców Zachodu i ich samych, przez wszechobecną w żywności i środowisku chemię – koktajl dziesiątków tysięcy słabo przetestowanych i kontrolowanych substancji. Ocenia się, że rocznie każdy mieszkaniec Europy, USA i Australii zjada z żywnością do 5 kg dodatków i „ulepszaczy”, że nie wspomnieć o środkach owadobójczych i ochrony roślin. Do tego dochodzą lotne związki organiczne z materiałów budowlanych, opakowań, artykułów pierwszej potrzeby, mebli i tkanin oraz gazy emitowane przez pojazdy mechaniczne. Można to wszystko bezpośrednio powiązać z epidemiami otyłości, alergii, cukrzycy, raków, autyzmu i zaburzeń psychicznych oraz drastycznym pogorszeniem płodności mężczyzn (ekstrapolując je w przyszłość, staną się bezpłodni w 2060 r.);
- załamania klimatu, prawie na pewno spowodowanego przez emisję gazów cieplarnianych, objawiającego się destabilizacją pogody, gwałtownymi i niszczycielskimi zjawiskami atmosferycznymi i nagłymi przeskokami z jednej skrajności temperatury i/lub opadów w drugą;
Większość tych zagrożeń jest albo ignorowana przez polityków i media,
albo traktowana wybiórczo i powierzchownie, bez naświetlania ich zakresu
i powagi, albo wreszcie rozmyślnie zakłamywana. Wszystkie mają
„pełzającą” naturę słabo widoczną dla koncentrujących się na życiu
codziennym ludzi. Mimo to, podświadome poczucie zagrożenia wydaje się
szerzyć w zachodnich społeczeństwach.
Strach i nienawiść – Fear and Loathing
Poczucie zagrożenia i bezsilności, niepewność i frustracja powodują
narastanie niezadowolenia społecznego i nieufności wobec polityków,
autorytetów i instytucji oraz szerzenie się teorii spiskowych. Brak
nagłaśniania powyższych zagrożeń i otwartej uczciwej dyskusji na ich
temat stwarza tymczasem politykom i oligarchii podatny grunt do
manipulowania nastrojami społecznymi oraz pozwala na żerowanie na
strachu i niezadowoleniu wyborców, poprzez przekierowywanie ich gniewu i
agresji na dogodne kozły ofiarne. Przynosi to liczne korzyści
polityczne. Po pierwsze, zrzuca winę na „Innych” i chroni oligarchiczne
elity i idących na ich pasku polityków przed konsekwencjami ich decyzji i
błędów. Po drugie pozwala działaczom politycznym na pozowanie na
„Obrońców Ojczyzny” i „Patriotów”. Strach jest najsilniejszą ludzką
emocją, a skutecznie nastraszone wyimaginowanym zagrożeniem
społeczeństwo entuzjastycznie łyka obietnice obrony i popiera pozerów,
którzy je głoszą. Maksyma XVIII-wiecznego angielskiego literata i
politologa, Samuela Johnsona, że „patriotyzm jest ostatnim schronieniem
łajdaków”, jest uogólnieniem, zawiera jednak sporo prawdy. Karierę w
polityce robią bowiem najczęściej oportunistyczni sojcopaci, którzy bez
skrupułów grają na strachu, frustracji i psychologii tłumu, dla korzyści
własnych i dla grup nacisku i poparcia.
Najlepszymi kandydatami na kozły ofiarne są zawsze ludzie z grup
społecznych odróżniających się od większości społeczeństwa. Kolorem
skóry, rysami, religią, ubiorem, obyczajami. Gatunek ludzki ma
genetycznie zakodowaną nieufność do „obcych”, nie należących do
rodziny/klanu/plemienia. Miało to być może ewolucyjne uzasadnienie we
wczesnej fazie rozwoju ludzkości. W zglobalizowanym społeczeństwie
przemysłowym jest jednak anachronizmem, podatnym na eksploatację i
często prowadzącym do dramatów i tragedii.
Wzbudzenie i rozpowszechnienie strachu i nienawiści do wybranych kozłów
ofiarnych jest szczególnie łatwe w czasach kryzysu i gwałtownych zmian
społecznych. Tak było w Niemczech w latach 30-ch, gdy obolałe po klęsce w
Wojnie Światowej i dotknięte Wielką Depresją społeczeństwo skutecznie
przekonano, że 0,75-procentowa żydowska mniejszość, prawie całkowicie
zasymilowana, jest śmiertelnym zagrożeniem dla „Narodu” i
„Niemieckości”. Dziś w podobny sposób straszy się imigrantami, a
szczególnie muzułmanami. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że obawa przed
islamem, imigrantami i nienawiść do nich są „tematem zastępczym”,
świadomie propagowanym, manipulowanym i podsycanym przez rządzące elity i
politycznych karierowiczów, żerujących na psychologii tłumów, na
nieznajomości historii, na nieznajomości islamu i muzułmanów, na
frustracjach wyborców i na „Syndromie/Efekcie Potwierdzenia”[1].
Odrobina historii
W tej fali strachu i nienawiści nie wie się, lub łatwo zapomina, że w
latach 60-ch, podczas zachodnioeuropejskiej hossy gospodarczej i braku
rąk do pracy, gastarbeiterzy z Turcji, Algierii czy Pakistanu byli
często witani kwiatami i przemowami pochwalnymi. Nie wie się, lub łatwo
zapomina, że bliskowschodni terroryzm zaczął się dopiero w 1973 roku,
nie miał początkowo nic wspólnego z religią, a wszystko z konfliktem w
Palestynie. Nie wie się, lub łatwo zapomina, że przez następne 20 lat
był skierowany wyłącznie przeciw sponsorowanym przez Zachód domowym
tyranom i skorumpowanym elitom w krajach muzułmańskich, uważanym za
apostatów, a religii zaczął używać jako najlepszego lewara do zdobycia
poparcia tamtejszych społeczeństw. Nie wie się, lub zapomina, że
bezpośrednią przyczyną znalezienia się USA na celowniku bliskowschodnich
terrorystów była Pierwsza Wojna w Zatoce w 1991 r., powstanie
amerykańskich baz wojskowych w Arabii Saudyjskiej i okrutna, bezsensowna
blokada ekonomiczna Iraku, która kosztowała milion ofiar głodu i
chorób. Nie wie się, lub zapomina, że Europa znalazła się na celowniku
bliskowschodnich terrorystów dopiero po napaści USA i ich europejskich
satelitów na Irak w 2003 roku. Nie wie się, lub zapomina, że powódź
uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki zaczęła się po rozbiciu Libii
przez USA i ich wasali w 2011 r., co otwarło szlak przerzutu uchodźców i
imigantów. Nie wie się, lub zapomina, że Zachód pod wodzą USA pośrednio
wywołał wojnę domową w Syrii, próbując wykorzystać Arabską Wiosnę do
usunięcia sprzymierzonego z Iranem Assada.
Przyczyny i metody manipulacji
Przełomowym momentem w manipulowaniu zachodnią opinią publiczną była
wojna Jom Kippur w 1973 roku, która o mało nie skończyła się klęską
Izraela. Jej bezpośrednimi skutkami było z jednej strony rozpoczęcie
przez OWP (Organizacja Wyzwolenia Palestyny) kampanii terroru, w postaci
porwań samolotów i ataku na żydowską reprezentację na Olimpiadzie w
Monachium, a z drugiej – rozpoczęcie kampanii szkalowania OWP, Arabów i
islamu przez zachodnie media, pod naciskiem i przy udziale
syjonistycznych grup nacisku. Niezbędnym elementem każdego konfliktu
jest wojenna propaganda, demonizująca przeciwnika. Nieuniknioną
konsekwencją coraz głębszego grzęźnięcia Zachodu w bliskowschodnie
wojny, ataki, rewolucje i zbrojne interwencje była intensyfikacja
polityczno-medialnej kampanii propagandowej, mającej na celu przekonanie
wyborców o zasadności i słuszności tego mieszania, poprzez szkalowanie
islamu i muzułmanów. Była ona, i wciąż jest, entuzjastycznie popierana i
wspomagana przez syjonistyczną diasporę żydowską, głównie w USA,
demonizującą z początku Arabów, potem, po ataku 9/11 i napaściach na
Afganistan i Irak – wszystkich muzułmanów, a wreszcie religię i kulturę
islamu [2].
Dwa dziesięciolecia takiej wojny propagandowej ugruntowały i utrwaliły w
społeczeństwach zachodnich przekonanie o skłonności muzułmanów do
przemocy i o ich okrucieństwie i krwiożerczości, rzekomo motywanych
islamem i kulturą, choć zachodnie ofiary islamskich terrorystów to
zaledwie tysiące, a islamskie ofiary zachodnich wojen i interwencji to
miliony.
Podstawowe metody islamofobicznej propagandy to:
- ukrywanie POLITYCZNYCH źródeł i motywów islamistycznego terroryzmu, poprzez koncentrowanie uwagi na wyznaniu oraz religijnych hasłach i sloganach terrorystów;
- sensacjonalistyczne i wyjęte z kontekstu traktowanie wszystkich problemów społecznych powiązanych z islamem/imigracją;
- sensacjonalistyczne nagłaśnianie każdej skrajnej wypowiedzi jakiegoś islamskiego oszołoma-kaznodziei, bez zwracania uwagi na jego rangę, wiedzę, czy popularność, z pominięciem podobnych bzdur głoszonych przez duchownych innych wyznań;
- pełne, 24/7, nasycenie medialne informacjami o każdym, nawet trywialnym, wydarzeniu kryminalnym z udziałem muzułmanów/imigrantów oraz eksponowanie ataków terrorystycznych na Zachodzie, przy całkowitym niemal przemilczaniu innych incydentów kryminalnych i krwawych skutków zachodnich interwencji;
- szerzenie półprawd i post-prawd/fałszywek przez media społeczne.
Zasiane w ten sposób uprzedzenia wyprodukowały w klimacie globalnego
kryzysu finansowego i w połączeniu z nagłą nawałą uchodźców i imigrantów
błędne koło samonakręcającej się epidemii irracjonalnego strachu,
pogardy i nienawiści.
Błędne koło
Przytłaczająca większość ludzi jest silnie podatna na Syndrom/Efekt
Potwierdzenia. Po uformowaniu jakiejś opinii, zwłaszcza związanej z
silnymi emocjami jak np. strach czy wiara (religijna czy ideologiczna),
prowadzi on do odruchowego odrzucania wszystkiego, co jej przeczy, oraz
do równoczesnego bezkrytycznego wyławiania z potoku informacji
wszystkiego, co ją potwierdza, bez względu na wartość i prawdziwość
jednych i drugich doniesień.
Dwadzieścia pięć lat (od 1991 r.) wojennej, wysoce stronniczej i często
islamofobicznej propagandy przez polityków i usługujących im
korporacyjnych mediów głównego nurtu oraz propagatorów syjonizmu i
„starcia cywilizacji” zbudowało potężny fundament uprzedzeń. Na nim
powstała gigantyczna wirtualna internetowa Komora Echa, pełna coraz
głośniejszych i bardziej skrajnych opinii i komentarzy „znawców” Koranu,
„ekspertów” od historii chrześcijaństwa i islamu, „speców” od
imigracji, integracji i kryminologii, których pewność siebie jest
najczęściej odwrotnie proporcjonalna do prawdziwej wiedzy i ekspertyzy.
Absurdalne brednie o „straconej Francji/Niemczech/Szwecji”, o „kalifacie
niemieckim/francuskim/szwedzkim” o „zalaniu Europy”, o „poprawności
politycznej nie pozwalającej na publikowanie prawdy o
muzułmanach/imigrantach”, o „byczkach-gwałcicielach” o „muzułmanach
wyłącznie terrorystach”, o „pasożytach na socjalu”, o „przestępczości
imigrantów/muzułmanów”, o „religii pokoju”, o „strefach no-go” szerzą
się wirusowo i są głośno, ochoczo i bezkrytycznie łykane i powtarzane.
Wielu wyznawców (bo tylko tak można ich nazwać) tych nonsensów, jest
gotowych wyjść na ulice, żeby manifestować swe fobie, a czasem nawet
bronić „wartości” przez bicie „beżowych”.
Niezbędnik racjonalisty
Nie ulega wątpliwości, że imigranci, zwłaszcza z obcych kręgów
kulturowych, zwłaszcza po traumie imigracji, często z dodatkiem wojny,
od której uciekli, mogą mieć problemy z dopasowaniem się do nowych
warunków, z integracją, zwłaszcza w klimacie nieufności, wrogości,
strachu, dyskryminacji, zwłaszcza gdy czasy są ciężkie. Przestępczość i
bezrobocie wśród nich są rzeczywiście wyższe niż wśród rodzimej
populacji. Problemy te nie mają jednak żadnego związku z wyznaniem czy
kolorem skóry i są powszechne i normalne dla imigrantów wszystkich ras i
kultur. Dla Polaków w Austrii i Włoszech w 1981 r. Dla Wietnamczyków w
Australii. Itp, itd. Biorąc to pod uwagę, racjonalnie myślący ludzie
powinni w zetknięciu z powyższymi komentarzami i opiniami zadać sobie
następujące zdrowo-rozsądkowe pytania:
- Czy 8% muzułmanów we Francji, 5% w Anglii i Niemczech, 6% w Szwecji, z których, wg. wiarygodnych statystyk, tylko ok. 30% aktywnie praktykuje a 80% nieźle się zintegrowało, rzeczywiście grozi „straceniem” tych krajów, zaprowadzeniem tam „szariatu” czy ustanowieniem tam „kalifatu”, mimo niechęci reszty narodu i w konfrontacji ze zorganizowanym, sprawnym aparatem państwowo-policyjnym?
- Czy ok. 5% muzułmanów w Unii Europejskiej rzeczywiście ją „zalewa”?
- Czy nie podawanie przez policję imion i nazwisk aresztowanych sprawców wynika z „politycznej poprawności”, czy z wymagań prawa, nakazującego ich anonimowości do czasu potwierdzenia ich winy przez wyrok sądowy, bez względu na to, czy mają na imię Hans, Zbigniew, czy Ahmed?
- Czy dysproporcja pomiędzy liczbą mężczyzn i kobiet wśród imigrantów jest „planowanym zalewem byczków”, czy wynika może z niechęci kobiet do wybierania się wraz z dziećmi w bardzo ryzykowną i niebezpieczną podróż, o ile nie są w naprawdę desperackiej sytuacji, i z preferencji do wysłania najpierw młodego zdrowego faceta dla utorowania drogi?
- Z czego, jak nie z socjale, i gdzie, jak nie w najtańszych dzielnicach, wśród ludzi o niskim statusie społeczno-ekonomicznym, mają żyć przybysze, którzy nie znają języka, nie mogą legalnie pracować albo nie mogą zdobyć pracy przy wysokim bezrobociu?
- Czy doniesienia medialne z sensacyjnymi nagłówkami o wykroczeniach i przestępstwach muzułmanów/imigrantów świadczą o ich wyjątkowej kryminalności, czy też są graniem pod publikę, bo takie sensacje są popularne wśród uprzedzonych odbiorców i zwiększają czytelnictwo/oglądalność, co przekłada się wprost na zyski z reklam?
- Czy liczba gwałtów i rozbojów dokonywanych przez muzułmanów/imigrantów jest znacząco większa niż przestępczość rodzima i czy odróżnia się od przestępczości innych fal migracyjnych, jak np. Polaków w 1981 r.? Czy jest tylko o niej więcej hałasu, podsycającego ksenofobiczne uprzedzenia?
- Czy nagłaśniane przez media głównego nurtu i społeczne ekstremalne i radykalne opinie, manifestacje i zachowania niektórych muzułmanów/imigrantów są reprezentacyjne dla całej ich społeczności, czy są tylko wyskokami marginesu oszołomów, publikowanymi z przyczyn propagandowych (patrz wyżej)?
- Jak się mają ataki terrorystyczne i liczba ich ofiar, które są nagłaśniane do nasycenia, do prawie całkowicie przemilczanego zachodniego terroryzmu państwowego na Bliskim Wschodzie i jego ofiar cywilnych? I jak taka stronniczość oddziaływuje na nastawienie i opinie niektórych muzułmanów, łącznie z drugim i trzecim pokoleniem w Europie?
- Jak wypada porównanie Biblii i pism ojców chrześcijańskich kościołów z Koranem i Hadisami i czy przypadkiem nie każda religia zawiera treści, które można interpretować jako zachętę do przemocy i używać w roli sztandarowych haseł działań i aktów politycznych?
- Dlaczego islam szyderczo nazywany „religią pokoju” nagle i niespodziewanie pojawił się na ustach i sztandarach terrorystów dopiero 30 lat temu? Czy się wtedy zmienił, czy może jednak zrobił się tylko potrzebny do aktywności politycznej? No i wyznawcy której to religii wywołali 2 wojny światowe, w których z błogosławieństwem kleru po każdej stronie, zapewniającego, że „bóg jest z nami”, życie straciło 60 mln ludzi? I terroryzm IRA pod sztandarem katolickim oraz UDF pod protestanckim?
Racjonalnie myślący i trzymający się rzeczywistości ludzie dopiero po
uczciwej i bezstronnej odpowiedzi na te pytania powinni formułować i
głosić poinformowaną i racjonalną opinię na wrażliwy i potencjalnie
wybuchowy temat.
Podsumowanie
Biorąc pod uwagę naprawdę niebezpieczne zagrożenia dla zachodniej
cywilizacji, wyliczone powyżej, demonizowanie pięciu procent muzułmanów w
Europie i straszenie „islamizacją”, „kalifatem” i „przestępczością”
jest rozmyślnym populistycznym biciem nacjonalistycznej piany, mającym
na celu odwrócenie uwagi społeczeństw od prawdziwych problemów. Rządzące
elity i sprzymierzone z nimi media dążą do uniknięcia za wszelką cenę
zachwiania dotychczasowego porządku, który gwarantuje im władzę,
gigantyczne zyski i bezkarność polityczną, a często i kryminalną.
Obowiązkiem każdego zdrowo myślącego człowieka jest nie dać się
zwariować, bo w przeszłości bardzo często prowadziło to do ludobójczych
tragedii. Muzułmanie i imigranci to tacy sami ludzie jak wyznawcy każdej
innej religii, reagujący podobnie na określone sytuacje polityczne i
społeczne.
Demonizowanie, dyskryminacja i wrogość, przy równoczesnym oskarżaniu o
niechęć do asymilacji są wzajemnie wykluczającym się logicznym nonsensem
i samospełniającą się przepowiednią!
Szwedzkie post scriptum
Szwecja i wiązanie tamtejszej rzekomej epidemii gwałtów z imigrantami, a
szczególnie muzułmanami, oraz rzekome strefy „no-go” w szwedzkich
miastach są ulubionymi konikami islamofobów i ksenofobów, do znudzenia,
bezkrytycznie powtarzanymi przy każdej okazji. Stały się wirusową
legendą miejską, szerzoną i nagłaśnianą przez propagandystów mających
silne związki z neokonserwatywną syjonistyczną alternatywną prawicą
i/lub populistycznymi krzykaczami kręcącymi polityczne lody na
straszeniu islamem i imigrantami.
Wiarygodne i obiektywne źródła nie potwierdzają żadnego z ww. mitów miejskich. „The Local”[3], opierając się na danych policyjnych potwierdza, że w szwedzkich miastach są strefy/dzielnice „specjalnej troski”, zamieszkane przez ludzi o niskim statusie ekonomiczno-społecznym, często właśnie imigrantów, gdzie przestępczość jest wyższa niż gdzie indziej i gdzie działają gangi oraz mniej formalne siatki przestępcze. Większość mieszkańców tych dzielnic prowadzi jednak normalne życie i czuje się względnie bezpiecznie. Wbrew bredniom o „no-go” obecność policji jest tam bardziej intensywna niż gdzie indziej, przy użyciu wzmocnionych patroli. Co więcej, ostra przemoc kryminalna w Szwecji maleje od lat 1990. choć wzrosło użycie broni palnej w porachunkach pomiędzy gangami.
Ogólnie rzecz biorąc, rzekome strefy „no-go” nie różnią się od wielu polskich „blokowisk”.
Wiarygodne i obiektywne źródła nie potwierdzają żadnego z ww. mitów miejskich. „The Local”[3], opierając się na danych policyjnych potwierdza, że w szwedzkich miastach są strefy/dzielnice „specjalnej troski”, zamieszkane przez ludzi o niskim statusie ekonomiczno-społecznym, często właśnie imigrantów, gdzie przestępczość jest wyższa niż gdzie indziej i gdzie działają gangi oraz mniej formalne siatki przestępcze. Większość mieszkańców tych dzielnic prowadzi jednak normalne życie i czuje się względnie bezpiecznie. Wbrew bredniom o „no-go” obecność policji jest tam bardziej intensywna niż gdzie indziej, przy użyciu wzmocnionych patroli. Co więcej, ostra przemoc kryminalna w Szwecji maleje od lat 1990. choć wzrosło użycie broni palnej w porachunkach pomiędzy gangami.
Ogólnie rzecz biorąc, rzekome strefy „no-go” nie różnią się od wielu polskich „blokowisk”.
Epidemia gwałtów jest drugim mitem używanym do szerzenia populistycznej
propagandy strachu. Opiera się on na rozmyślnym, dla celów
propagandowych, zacieraniu różnicy pomiędzy „wykroczeniem/przestępstwem
seksualnym”, a „gwałtem”. Szwecja ma najwyższą w Europie liczbę
„PRZESTĘPSTW SEKSUALNYCH”, a nie gwałtów. Tylko i wyłącznie dlatego, że i
„przestępstwo seksualne” i „gwałt” mają w szwedzkim prawie wyjątkowo
szeroką definicję oraz nietypową metodę statystycznego liczenia tego
typu wykroczeń . I tak, jeśli np. ktoś zgwałci kobietę 3 razy podczas
jednego incydentu, jest to liczone jako 3 gwałty, a nie jeden. Jeśli
ktoś w pracy rozmyślnie przez rok ocierał się 3 razy w ciągu tygodnia o
koleżankę, będzie to wg. prawa liczone jako 156 PRZESTĘPSTW SEKSUALNYCH i
taka właśnie liczba trafi do statystyk policyjnych i sądowych. Itp,
itd.
Szwedzkie statyski PRZESTĘPSTW SEKSUALNYCH (nazywanych w propagandzie
gwałtami) są silnie skorelowane NIE Z FALAMI IMIGRACJI, ale z
KILKAKROTNYM W OSTATNICH DZIESIĘCIOLECIACH drastycznym zaostrzaniem
prawa [4].
Źródła:
[1] Efekt potwierdzenia
[2] Ośmiornica podżegaczy nienawiści – część 1, część 2, część 3
[3] So… are they no-go zones? What you need to know about Sweden’s vulnerable areas
[4] Sweden’s rape crisis isn’t what it seems
[2] Ośmiornica podżegaczy nienawiści – część 1, część 2, część 3
[3] So… are they no-go zones? What you need to know about Sweden’s vulnerable areas
[4] Sweden’s rape crisis isn’t what it seems
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz