niedziela, 10 kwietnia 2016

ABD-RU-SHIN

 
 
ŻYCIE ABD-RU-SHINA NA ZIEMI
KRAINĄ pędził samotny jeździec… zmierzał przez nieurodzajny step w kierunku łańcucha górskiego, który w dali niejasno rysował się na horyzoncie. Zbocza gór stromo wybiegały w niebo, jak gdyby groziły i chciały każdego obcego śmiałka odwrócić od myśli przybliżenia się do nich.
Skalne doliny tych gór zamieszkiwały dzikie plemiona. Inne plemiona nie napadały na nie, bały się z powodu ich okrucieństwa. Jakikolwiek obcy zabłądziłby w rozpadliskach owego praświata. Wydawało się bowiem, że nie prowadzą tędy żadne drogi, które przeznaczone byłyby dla ludzi. Tutejsi mieszkańcy przemierzali piargi pokrywające górskie zbocza i wędrowali po nich w górę, tak jak gdyby były wygodnymi drogami.
Do doliny, która cienką wyrwą w skale ostro i prawie niewidocznie wrzynała się w góry, dotarł pod wieczór samotny jeździec i zeskoczył z konia. Podczas jazdy cały czas przyciskał do piersi zawiniątko i dopiero teraz ostrożnie położył je na ziemię. Z torby umocowanej na końskim siodle wyciągnął jedzenie i skórzane naczynie z wodą. Usiadł obok zawiniątka, w którym zaczęło się nagle coś żwawo poruszać.
Mężczyzna wziął węzełek na kolana i odwinął z niego cienką materię. Kiedy zobaczył uśmiechającą się do niego twarzyczkę mniej więcej rocznego chłopca, jego twarz rozjaśnił uśmiech. Zatroszczył się o dziecko jak matka. Ostrożnie rozwinął koce, w które było mocno owinięte, delikatnie dał mu się napić i nakarmił je.
 
 
 
 cd.: na stronie: ABD-RU-SHIN    http://tamar102a.blogspot.com/p/blog-page_10.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz