Na
podstawie osobistej i wieloletniej już praktyki wgłębiania się w
nieświadomość oraz pracy z cieniem, z całą pewnością mogę stwierdzić, że
w rozwoju duchowym niezbędną jest umiejętność panowania nad emocjami. W
praktyce duchowej, medytacja to podstawa. Oczywiście nie chodzi mi o
to, by medytować godzinami w pozycji lotosu. Dla mnie medytacją jest
utrzymanie stanu uważności w stosunku do wydarzeń, myśli i emocji, które
się pojawiają. Umysł nie ulega im, jeśli taką podjął decyzję, tylko się
im przygląda, zachowując dystans. Zachowanie dystansu nie oznacza
tłumienia czy wypierania. Pozwalamy danej emocji być w umyśle, ale to my
decydujemy czy dawać jej ujście na zewnątrz. Niestety zdarza się, że
osoby wchodzą w duchowość bez podstawowej nauki panowania nad emocjami.
To owocuje tym, że praca z podświadomością i tym, co z niej wyłazi, może
je przerosnąć. Będą mieć tendencje do wypierania negatywu z siebie i
projektowania go na innych, zamiast wziąć za niego odpowiedzialność i
zrozumieć sens przemiany w sobie.
O
ile w różnych terapiach chodzi właśnie o to, by uwolnić i przepracować
emocje z dzieciństwa, często pozwalając im na eskalację, wykrzyczenie i
utożsamienie się z dzieckiem, na co nie mogliśmy sobie pozwolić
wcześniej, tak duchowość jest kolejnym poziomem pracy ze sobą.
Wewnętrzne dziecko musi w pewien sposób „dorosnąć” w człowieku. Temu
służą techniki wyciszania umysłu, panowania nad emocjonalnością i
zrozumienie odbić lustrzanych, czyli zasady projekcji. Jest to
zdecydowanie poszerzenie swojego myślenia, które zobowiązuje do
dojrzałego podejścia zarówno do siebie jak i do otaczającego świata.
Niezrozumienie
negatywu, który towarzyszy życiu powodować może wylew żalu, histerii,
roszczeń,i innych emocji z dzieciństwa, przenosząc je na Boga i
obwiniając go o zło. To duchowość niedojrzała. Łatwo wpadamy też w
jakieś zabobony, związane z tym, ze negatyw i różne zjawiska duchowe to
objaw Reptilian, wampirów, Szatana, demonów, egregorów, inkubów itp.
Albo co gorsza, obarczamy swoim stanem jakichś ludzi, którym
przypisujemy rzucanie klątw, uroków i tak dalej, uciekając od
odpowiedzialności za swoje życie wewnętrzne i zewnętrzne. Ucieczka od
odpowiedzialności za duchowe zjawiska, których doświadczamy, jest
postawą dziecinną.
Niestety,
można myśleć, że się rozwijamy duchowo, tymczasem rozwijamy swoje ego
i emocje. To skutkuje tym, że niektórzy mówią wiele o miłości i
filozofii, a najmniejszy kryzys życiowy wytrąca ich z równowagi. Szukają
przyczyn na zewnątrz i wpadają w paranoje walk światła z ciemnością,
albo walki z innymi ludźmi, którym przypisują wyimaginowane, duchowe
zagrożenie i zło. Kreują się na „oświeconych”, a w praktyce mają
tendencje do dowartościowywania się kosztem innych, szukania kozłów
ofiarnych, obrzucania innych błotem, żeby pokazać swoją wyższość. Są to
oczywiście zachowania wewnętrznego, nieprzepracowanego, zakompleksionego
dziecka tychże osób i cienia, nad którym po prostu nie panują, dlatego
projektują nieświadomie na innych ludzi i „złe duchy”, z którymi mają
potrzebę walczyć.
W
swoim życiu zetknęłam się z wieloma osobami, świadomie pracującymi ze
sobą i takimi, którzy uznali się za „mistrzów”, a w praktyce okazali się
osobami toksycznymi i pełnymi pogardy do drugiego człowieka. Teraz wiem
jedno – osobę prawdziwie rozwijającą się duchowo, poznać można nie po
ilości przeczytanych ksiąg, ale przede wszystkim po życiowej praktyce –
stosunku do drugiego człowieka. Człowiek, który uwolnił swoje cienie, ma
w sobie pewną pokorę i miłość do innych ludzi. Nie ma potrzeby
atakowania ani dowartościowywania się ich kosztem, ponieważ dotarł do
światła w sobie i zapełnił na tym poziomie pustkę. To oczywiście nie
oznacza roli ofiary, ale też nie oznacza roli oprawcy. Prawdziwe światło
potrafi siebie obronić, ale nie dąży do gaszenia innych świateł i walki
z nimi, wręcz przeciwnie. Dąży do rozświetlania otoczenia. Człowiek
duchowy akceptuje ludzi odmiennych, którzy idą inną drogą, bo wie, że
mają do tego pełne prawo.
Człowiek
dojrzały akceptuje różnice międzyludzkie, ponieważ odnalazł je w sobie,
właśnie dzięki pracy z cieniem (czyli tym co „dzieli”), choć może ten
proces nazywać inaczej. W swej istocie wszyscy mówią o tym samym, bo
duchowość jest uniwersalnym procesem dojrzewania do miłości. Tym okazuje
się dorosłość – wyjściem z dziecięcych zachowań ego. To właśnie dzieci
mają tendencje do braku refleksji, wytykania innych palcem, wyśmiewania,
oczerniania, nękania i innych niedojrzałych zachowań, które potem
przenosimy w życie dorosłe, i co gorsze – w życie duchowe. Mądrzę się w
tej kwestii, bo sama kiedyś byłam taką osobą, jak również miałam
styczność i relację z takimi ludźmi. To mnie wiele nauczyło o pułapkach
duchowych i hipokryzji, której ulegamy, nie wiedząc o tym.
Wiele
razy podkreślam, że nie da się w rozwoju przeskoczyć etapów. Jeśli nie
popracujemy z emocjami z dzieciństwa, nie rozpoznamy wzorców, którymi
kierujemy się w relacji z ludźmi, to przeniesiemy je później na
duchowość i relację z Jaźnią, nie akceptując jej „ciemnej strony”.
Dlatego ezoteryka pełna jest paranoicznego podejścia do szeroko pojętego
zła i negatywnych zjawisk, które przecież towarzyszą każdemu rozwojowi.
Cienie są źródłem napięcia i zmian, motywacją do doskonalenia.
Duchowość nie uchroni przed cieniem, ale pozwoli go zrozumieć na
poziomie mistycznej jedności, którą jesteśmy na najwyższym poziomie
bytu. Jednak do takiego podejścia trzeba dojrzeć. Zarówno „byt duchowy”
jak i każdy człowiek, z którym masz ochotę walczyć, którego nienawidzisz
i z jakiegoś powodu cię drażni, też jest częścią ciebie, tą
nierozpoznaną. Człowiek nie panujący nad emocjami i nie rozumiejący
zasady projekcji, może ulec własnej toksyczności, dając jej ujście w
stosunku do otoczenia. Cień przez niego przemówi a on, bez zachowania
dystansu, uzna je jeszcze za słuszne zachowanie. To dlatego wokół nas
jest tyle hejtu, oczerniania, i mowy nienawiści, także i pośród osób,
które zajmują się duchowością.
Są
tacy, którzy atakują ludzi przyjaznych, próbujących im pomóc, bo nie
mogą znieść ich światła, kierując się zazdrością i potrzebą niszczenia
tego, co dobre. Atakowani w tym wypadku reprezentują jasne potencjały,
domagające się zjednoczenia w atakujących.
Reasumując
– nie da się wejść w duchowość, bez utrzymania umysłu w stanie
medytacji – to znaczy uważności oraz dystansu do emocji i myśli.
Duchowość to umiejętność bycia mądrym rodzicem w stosunku do
wewnętrznego, czasem rozwydrzonego dziecka. Mądry rodzic nie pozwoli
bachorowi wejść na głowę, tylko potrafi go wychować na pełną miłości i
empatii istotę. Tym jest nauka panowania nad sobą, ale zaznaczam – nie
tłumienia i walki wewnętrznej, która w dłuższej perspektywie także jest
wyniszczająca. Duchowość uczy równowagi poprzez rozpoznanie obu biegunów
w sobie i ich świadomego używania, a nie bycia wykorzystanym przez
własne negatywne emocje i cienie.
AUTOR
ciemnanoc.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz