Świadomość serca uczy akceptować różnice międzyludzkie. Nie ma potrzeby ich atakowania, jeśli nikomu nic złego nie czynią. Człowiek świadomy, jeśli prawdziwie szanuje siebie, to szanuje też i innych, nawet jeśli się z nimi nie zgadza, czy po prostu ich nie lubi. Warto tu podkreślić, że szacunek do drugiego człowieka, nie oznacza zgody na bycie jego ofiarą. Co więc zrobić, jeśli szanujesz odmienność i nie masz potrzeby obrażania i zaczepiania innych ludzi, natomiast to oni wchodzą w twoją przestrzeń z buciorami, by zaatakować ciebie?
W
duchowej perspektywie każdy człowiek napotkany na drodze, będzie twoim
nauczycielem, nawet jeśli jest wrogiem. W tym drugim przypadku, nauczy
cię czegoś bardzo cennego – jak wyjść z roli ofiary i bronić się przed
jego własną niedojrzałością, którą projektuje na ciebie. Ty z kolei
projektujesz na niego swoją wypartą agresję, dlatego do ciebie wraca. I
wracać będzie tak długo, aż nie powiesz jej NIE i nie nauczysz się
bronić. Tylko tak zintegrujesz cienia, który cię nęka pod postacią
innych ludzi.
Niektórzy
ludzie błędnie myślą, że praca z cieniem polega na tym, że jeśli ktoś
atakuje, to nie mam prawa się bronić, bo wtedy będzie to dowód na
nieprzepracowanego cienia. Jest wręcz przeciwnie. Przepracujesz cienia
wtedy, gdy zasymilujesz potencjał tego, który ciebie atakuje. Czyli
wykorzystasz jego agresję w pozytywie – w słusznej sprawie – broniąc
siebie i innych.
W
idei karmy zdarza się podobna, błędna logika. Ludzie nie bronią się
przed wrogami czy przeciwnościami losu, bo uważają, ze mają je
przyjmować z pokorą, żeby przepracować karmę. Tymczasem powinno być na
odwrót – pokonywanie przeciwności losu jest właśnie tym przepracowaniem
karmy, wzięciem udziału w postępie indywidualnym i zbiorowym.
Zakotwiczenie w roli ofiary tylko pogłębia karmę, i przyjdzie taki
moment, kiedy nie będzie mieć wyjścia. Żeby przeżyć będzie musiała
zrobić to, czego tak nie lubi – zawalczyć o siebie i swoich bliskich.
Dorosnąć do życia i wziąć sprawy w swoje ręce.
Wewnętrzny
stosunek do „ciemnej strony” nie ma nic do rzeczy. Można kochać swoich
oprawców, katów, kochać Boga za każde zesłane nieszczęście. Chodzi o to,
że praca wewnętrzna to jedno, a drugie to praca na zewnątrz. Praca na
zewnątrz to konkretne uwolnienie energii w realu. Cienia uwalniamy w
działaniach w rzeczywistości fizycznej, albowiem to jest nasz świat i
przestrzeń ekspresji.
Dlaczego jednak tak chętnie wchodzimy w rolę ofiary i usprawiedliwiamy to duchowością ?
Otóż
przypomnę ci, że jako dziecko byłeś ofiarą silniejszego od siebie – np.
toksycznego rodzica, starszego rodzeństwa, albo wrednych kolegów ze
starszych klas. Gdy byłeś małym chłopcem mama cię prosiła, byś się nie
bił, bo to brzydko, i jeszcze uczynisz sobie krzywdę. A dziewczynka ma
być uśmiechnięta, grzeczna i dobrze wychowana, nawet jeśli koleżanki i
koledzy ją opluwają i wyzywają od najgorszych.
Potem
ci wmówiono, że bycie ofiarą to coś dobrego i wartościowego. Zalano cię
ideologią, że należy być biernym wobec agresji, bo przecież na nią
zasłużyłeś, czy to w poprzednich wcieleniach, błędach życiowych, grzechu
pierworodnego, czy w wyniku twojej odmienności. Jezus się poświęcił i
ty również musisz. Dzisiaj być może nie uczęszczasz do kościoła, ale za
to są tacy, którzy ci wmawiają, że agresja to zło, i należy tą emocję
wyprzeć z siebie, odgrodzić się od niej wielkim murem, żebyś był święty i
niewzruszony. Nawet gdy ktoś obok atakuje kobietę z dzieckiem, bo
przecież nie możesz brać jej karmy na siebie. W imię fałszywie pojętej
praktyki osobistej, są ludzie, którzy wyparli się własnego dziedzictwa
ewolucyjnego – siły, która istnieje po to, by bronić siebie i słabszych.
A przecież każda emocja jaką mamy, ma swoją nie tylko zwierzęcą ale i
boską przyczynę, którą należy odkryć i używać świadomie (bo jak na górze
tak i na dole).
Niektórzy
ci wmówili, że powinieneś być wdzięczny swojemu katowi, który cię
krzywdzi, bo w zamian jesteś np. utrzymywany finansowo, czy czerpiesz
inne korzyści z tej toksycznej relacji. Niektórzy ci powiedzą, że masz
znosić przemoc od strony kata, ponieważ ma inne dobre cechy i to się
przecież równoważy. A po za tym sam nie jesteś idealny, więc powinieneś
znosić zło, które cię dotyka, bo ono też jest w tobie.
Kolejnym
argumentem jest źle pojęta zasada projekcji. Mianowicie sam
sprokurowałeś sobie oprawcę, czyli do swojego życia zaprosiłeś kata.
Oczywiście podświadomie, ale jednak. Więc musisz teraz zaproszonego kata
znosić. W obliczu takich argumentów, nie pozostaje ci nic innego jako
stłumić własną agresję, na rzecz usprawiedliwienia przemocy, której
doświadczasz.
Tym
samym na wszystkie sposoby zostałeś utwierdzony w poglądzie, że NIE
NALEŻY NICZEGO ZMIENIAĆ. Jesteś przekonany, że musisz się poświęcić i
zaczekać, aż „karma się wypali”, cień rozjaśni, więc i kat sam się
zmieni. Zło, które ciebie dotyka chcesz zintegrować w umyśle, by nie
sprawiało już cierpienia. Chcesz być „ponad” tym. I dlatego uciekasz w
duchowość, szukając w niej tej mocy, której sam się wyrzekłeś.
Niestety,
ale życie weryfikuje iluzje i fałszywe założenia. Otóż w większości
przypadków kat sam się NIE ZMIENI. A prawdziwe zło pozostanie prawdziwym
złem w wymiarze fizycznym, dopóki na nie pozwalasz. Nawet jak nazwiesz
zło czymś dobrym, to niestety dalej będzie to zło, ponieważ
rzeczywistość fizyczna jest dosłowna. O ile w duchowości widzimy wymiar
przyczynowy, gdzie wszystko jest paradoksem miłości i lekcją, tak w
realnym życiu gwałt to gwałt, przemoc to przemoc. A jeśli będziemy
doszukiwać się w tym coś dobrego, by zachować uległą postawę, to znaczy
że wciąż jesteśmy uzależnieni od programu kat – ofiara. I nic tego nie
zmieni, nawet milion medytacji i modlitw. Cień sam się nie przepracuje,
ani nie uwolni. Jeśli człowiek powstrzymuje się przed podjęciem działań
asertywnych, to cień będzie cały czas wracał coraz silniejszy.
Usprawiedliwiamy
kata i umniejszamy zło, którego doświadczamy z prostej przyczyny. Nie
chcemy wyjść poza schemat uległości, bo to się wiąże z wzięciem
odpowiedzialności za siebie, swoje życie – i jakby na to nie patrzeć –
pewną pracą do wykonania, żeby przeciąć relację toksyczną i się
usamodzielnić. Niestety, jeśli tej pracy nie wykonamy, będziemy
realizować cały czas ten sam program, bo podświadomość nie zna innych
rozwiązań.
W
praktyce oznacza to, że jeśli ofiara sama nie postawi granic, to kat
wciąż będzie ją nękał, przeświadczony o swoim słusznym postępowaniu.
Tak właśnie wyglądał świat przez tysiące lat, podczas których
funkcjonowało prawo silniejszych, którzy skutecznie uciszali głosy
ofiar. Przemoc usprawiedliwiano ideologicznie, religijnie itd. Zło
nazywano dobrem. Dopóki ofiary siedziały cicho, przemoc wobec nich
działa się cały czas. Dopóki ofiary tłumiły w sobie agresję, to zgodnie z
zasadą wyparcia cienia, projektowały ją na katów z otoczenia, którzy
używali wobec nich przemocy.
Postęp
nie dokonał się dlatego, że agresorzy nagle się opamiętali i przyszła
nowa era. Nie. Postęp dokonuje się dlatego, że ofiary zrozumiały, że to
co ich spotyka jest złem. Uwolniły wreszcie swojego cienia – agresję. I
zaczęły wspólnie działać i pokazywać swoją siłę, by wywalczyć swoje
prawa i zmianę w świadomości ogółu. Zrobiły to po to, by zło zaczęto
nazywać złem, a nie dobrem. Normy dobra i zła ewoluują w czasie, bo
człowiek jest coraz bardziej świadomy. Wraz ze świadomością otwierają
się szerzej oczy (przebudzanie się z iluzji). Potrafi dostrzec zło wokół
siebie i prawidłowo je ocenić, a potem zapobiegać poprzez czynną
postawę. Ale te procesy rozróżniania dobra i zła trwają bardzo długo i
pełne są zniekształceń i pomieszania.
Dla
przykładu – gdyby kobiety nie wywalczyły 100 lat temu praw
obywatelskich, do dzisiaj by ich nie miały. Gdyby kilkadziesiąt lat
temu ofiary pedofilii nie zaczęły głośno mówić o swoich traumach, do
dzisiaj nie byłaby zmian w prawie, a wielu rodziców nie byłoby
świadomych zagrożenia i skali problemu. Spójrzcie, jak w krajach mało
postępowych, do dzisiaj gwałciciele nie są karani, ponieważ w
świadomości społecznej wciąż obarcza się ofiarę winą za gwałt. Kiedyś w
Polsce również uważano, że kobiety są winne gwałtu, a mimo to dokonał
się skok w myśleniu, głównie dzięki kobietom, które zaczęły się bronić
przed takimi stereotypami, wymuszając w mężczyznach większą wrażliwość i
empatię na swoje krzywdy. Tak samo jest w przypadku homoseksualistów,
którzy również muszą walczyć z niesprawiedliwymi osądami na swój temat.
Proces
rozróżniania prawdy od iluzji się nie kończy. Dla przykładu nasza
współczesna, polska kultura wciąż ma przekłamania na innych polach.
Usprawiedliwiamy chamstwo, seksizm, wulgarność, jaką prezentują nasze
gwiazdy i autorytety (także i duchowe). Przyklaskujemy im, gdy
pogardzają i ośmieszają czyjąś osobę, wygląd, płeć, orientację
seksualną, kolor skóry. Uprzedmiotawianie ludzi dzieje się nieustannie w
mediach i świecie wirtualnym, a my wciąż nie potrafimy odróżnić
chamstwa od konstruktywnej krytyki.
Pamiętajmy,
każda zmiana w prawie i w świadomości społecznej zostaje zapoczątkowana
przez osoby pokrzywdzone, które uczą się pokonywać barierę wstydu i
działać kolektywnie. Mówić głośno o swojej traumie. Do tego potrzeba
ogromnej odwagi i temu służy ich ciemna strona, wyzwolona pod wpływem
życiowych dramatów. Agresja w pozytywie, daje wielką siłę do działania i
determinację. Pragnie innych uchronić i pragnie zmian na lepsze.
Oczywiście nieświadomi ludzie z otoczenia będą próbowali przyblokować
jednostki postępowe. Będą bronić programu kat – ofiara za wszelką cenę,
ponieważ wg niego działają, jak roboty.
Dzięki
ludziom, którzy wyszli z bierności, zaczynasz odróżniasz co jest
fałszem, a co prawdą. Odrzucasz ideologie, które utrzymywały twoją
uległość, bo widzisz teraz wyraźnie, że bierność prowadzi do bycia
jeszcze większą ofiarą. Odkrywasz w sobie siłę do powiedzenia „nie”
swoim agresorom i wychodzisz z postawy świętego męczennika. Rozumiesz
już, że po to masz swoją ciemną stronę i demony, by używać mocy w
słusznych sprawach. Rozumiesz już, że po to zaprosiłeś kata do swojego
życia, by nie znosić zła w milczeniu, ale nauczyć się NIE BYĆ OFIARĄ.
Pamiętaj, nie chodzi o to, by stać się taki, jak oprawca. Ale warto
obudzić w sobie zdrowy egoizm i szanować siebie, swoją osobę, ciało i
przestrzeń. To w końcu żeński pierwiastek, którego wartość uczymy się
dostrzegać i uświęcać w praktyce osobistej.
Prawo
do ochrony siebie, to jedna z najcenniejszych lekcji w rozwoju
osobistym. Jest czymś oczywistym, ale wciąż mamy z nią problem .
Szacunek i prawo do ochrony siebie stanowią podstawę zdrowej miłości i
zdrowych relacji międzyludzkich, niezależnie od ideologii religijnych i
duchowych.
ciemnanoc.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz