*******************************************************************************
„It is certainly possible that some alien beings with seventeen arms,
infrared eyes and a habit of blowing clotted cream out their ears would
make the same experimental observations that we do, but describe them
without quarks.” - Stephen Hawking „Grand Design”.
Dla niekumatych: Stephen Hawking mówi, że zjawiska wyjaśniane przez
wielce uczonych profesorów, przez Ufoków mogą być wyjaśniane zupełnie
inaczej.
*******************************************************************************
*******************************************************************************
Na
pastwisku sołtysa mojej wioski wylądowało
UFO!!!
Ale
nie to jest ważne. Ważne jest to co o wszechświecie opowiedziały mi
Ufoki. Bo opowieść Ufoków ma się
nijak
do
tego co o wszechświecie opowiadają wielce uczeni profesorowie, którzy
zresztą, jak sami mówią, o wszechświecie wiedzą niewiele.
„Odkrycia naukowców
nagrodzonych w tym roku (2011) Noblem pokazały, jak
niewielka jest nasza wiedza o wszechświecie. (...) można
powiedzieć, że dzięki odkryciom tegorocznych noblistów z fizyki
wreszcie wiemy, jak mało wiemy.” - dr
Arkadiusz Olech, Centrum Astronomiczne PAN.
Wszystko to co o wszechświecie
opowiadały Ufoki, zapamiętałem. A potem część z tego spisałem –
mój tekst jest pod gwiazdkami.
*******************************************************************************
„Całość
wiedzy naukowej w dowolnym momencie historii, w tym również obecnie,
jest po prostu kolekcją teorii i poglądów na świat, które jeszcze
nie okazały się błędne.”
- Brian Cox, Jeff Forshaw „Dlaczego E = mc2
(i dlaczego powinno nas to obchodzić)”.
*******************************************************************************
„Panie
Paździoch, są na tym świecie rzeczy, które nie śniły się nawet
fizjologom.”
-
mój ulubiony klasyk.
*******************************************************************************
********************************************************************************
Uwaga!!!
Poniższy tekst nie jest teorią fizyczną.
Mój tekst ma jedynie na celu nakłonienie Cię do przemyśleń i refleksji. A jeśli po jego przeczytaniu zadasz sobie pytanie:
może coś w tym jest?
To wtedy zadanie powierzone mi przez Ufoków będę uważał za wykonane.
********************************************************************************
I jeszcze
jedno. Sołtys mojej wioski ufundował nagrodę w wysokości
1000000
dolarów Zimbabwe
dla każdego
kto wykaże, że w moim tekście cokolwiek jest niezgodne z dokonanymi
obserwacjami, lub/i jest niespójne, albo/i jest niemożliwe.
Do sięgnięcia po nagrodę szczególnie zachęcam wielce uczonych
profesorów. Bo gdy żaden wielce uczony profesor nagrody nie
zdobędzie, to nie będzie znaczyć, że wielce uczeni profesorowie nią
wzgardzili (bo któż nie chciałby zdobyć takiej fortuny), to będzie
znaczyć, że wszechświat opisany przeze mnie ma sens.
W
przeciwieństwie do niedorzecznego wszechświata pełnego absurdów,
który wielce uczeni profesorowie uprawiają na wielce szacownych
uniwersytetach.
*******************************************************************************
A
dowiesz się z jakiej planety przybyły Ufoki.
*******************************************************************************
A teraz już:„I gaz do dechy i wypuszczam czad. Z aparatury co ma 1000 Wat.” – Franek Kimono.
*******************************************************************************
Według Ufoków wszechświat jest
jakby
odbiciem w trójwymiarowym lustrze
czegoś dziewięciowymiarowego.
Wyobraź sobie chałupę sołtysa
pewnej bajkowej wioski. Na ścianie w sieni wisi lustro w którym widać
koło. Koło jest odbiciem nadmuchanego wołowego pęcherza, który leży
na kuchennym stole.
Aby poprawnie zrozumieć zdarzenia
zachodzące w trójwymiarowym wszechświecie, trzeba
„odtworzyć”
to dziewięciowymiarowe coś.
I trzeba
przenieść tam te zdarzenia.
To dziewięciowymiarowe coś, które
jest tylko
fantazmatem,
Fantazmat: osoba, rzecz,
miejsce itp. będące wytworem wyobraźni <źródło: Wikisłownik>
Ufoki zwą Umhlabasonem. A częścią
fantazmatycznego Umhlabasona, jest czterowymiarowe coś co Ufoki zwą
Gungwasolem.
[Na marginesie wyjaśnię Ci gdzie
jest czwarty wymiar fantazmatycznego Gungwasola. Wyobraź sobie
trójwymiarowy nadmuchany wołowy pęcherz leżący na kuchennym stole.
Teraz w Twojej wyobraźni nie ma już miejsca na dodatkowy wymiar, ale
możesz go sobie wyobrazić stosując prostą sztuczkę. Mianowicie
wyobraź sobie odbicie pęcherza w upstrzonym przez muchy lustrze.
Stojąc w kuchni widzę w lustrze dwuwymiarowe koło. To tak jakby dwa
wymiary pęcherza złożyły się w jeden wspólny. Gdzie jest czwarty
wymiar względem tego spłaszczonego trójwymiaru? Oczywiście tam gdzie
są moje oczy.]
{Przerwa na przeniesienie
Kleofasa-naukowca i Wasyla-kosmonautę na Gungwasola.}
A teraz wyobraź sobie bajkowy
ocean, który widać z okna sołtysowej chałupy. Ocean ma powierzchnię –
dwuwymiarową płaszczyznę –
i trzeci/głębokościowy wymiar. Dwuwymiarowa powierzchnia oceanu jest
pusta i sucha, a trzeci wymiar oceanu jest pełen mokrej wody. Zatem
trzeci/niepowierzchniowy wymiar oceanu jest czymś zupełnie innym niż
jego dwa powierzchniowe wymiary.
Podobnie jest w Gungwasolu.
Trójwymiarowa „powierzchnia” czterowymiarowego Gungwasola
– tą fantazmatyczną „powierzchnię” Ufoki zwą
Nafasibeną – jest pusta. A jego czwarty „głębokościowy”
wymiar jest wypełniony czymś co Ufoki zwą amanzirrą. Zatem
czwarty/nienafasibenowy wymiar Gungwasola jest czymś
zupełnie innym
niż jego trzy nafasibenowe
wymiary.
A teraz wyobraź sobie malutkie
stworki żyjące na dwuwymiarowej powierzchni oceanu. Stworki te mogą
przemieszczać się tylko na tej pustej i suchej powierzchni, bo woda
wypełniająca trzeci wymiar oceanu jest nieprzystępna.
Podobnie jest w Gungwasolu.
Fantazmatyczna amanzirra wypełniająca czwarty wymiar Gungwasola jest
nieprzystępna. Dlatego czwarty wymiar Gungwasola jest dla Kleofasa
niedostępny.
A teraz wyobraź sobie falę
oceaniczną. Fala nie sięga w głąb oceanu, a rozchodzi się tylko na
jego powierzchni.
Podobnie
jest w Gungwasolu.
Dlatego czwarty/nienafasibenowy
wymiar Gungwasola jest dla Kleofasa
niewidzialny.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, co różni czwarty wymiar od trzech wymiarów
znanych z codziennego doświadczenia.
Na to pytanie odpowiadają także
wielce uczeni profesorowie:
„W
artykule przesłanym Einsteinowi w 1919 roku
Kaluza
przedstawił zdumiewającą propozycję. Zasugerował, że przestrzenna
struktura Wszechświata ma więcej niż trzy
wymiary znane z codziennego doświadczenia.
Kaluza zaproponował tak radykalną zmianę, odkrywszy, że wprowadzenie
jej umożliwia stworzenie eleganckiej i przekonującej struktury
pojęciowej łączącej ogólną
teorię względności Einsteina z teorią elektromagnetyzmu Maxwella.
Natychmiast nasuwa się jednak pytanie, jak pogodzić propozycję Kaluzy
z tym, że widzimy dokładnie trzy wymiary.
Odpowiedź
zawarta była implicite w pracy Kaluzy, a jej poprawioną wersję
przedstawił w 1926 roku
szwedzki matematyk Oskar Klein. Brzmi ona następująco: struktura
przestrzenna naszego Wszechświata
ma prawdopodobnie zarówno rozciągłe, jak i zwinięte wymiary. Ma
bowiem wymiary duże, rozciągłe i łatwo dostrzegalne (trzy wymiary
przestrzenne znane z codziennego doświadczenia) oraz dodatkowe
wymiary przestrzenne, ciasno
zwinięte
w tak małej przestrzeni, że do tej pory nie udało się ich wykryć za
pomocą najlepszej aparatury.”
- profesor fizyki Brian Greene „Piękno Wszechświata.
Superstruny, ukryte wymiary i poszukiwania teorii ostatecznej.”
I w taki sposób wielce uczeni
profesorowie „rozwiązali” zagadkę niedostępności i
niewidzialności dodatkowych wymiarów.
Ale
wszystko to co o strukturze wszechświata opowiadają wielce uczeni
profesorowie, to są
banialuki.
Synonimy do słowa banialuki:
androny, duby smalone, dyrdymały, ecie-pecie, farmazony, gadka
szmatka, głodne kawałki, hocki-klocki, klituś-bajduś,
koszałki-opałki, mowa-trawa, ple-ple, tere-fere, trele-morele,
<źródło: www.synonim.net>
Wielce uczeni profesorowie
opowiadają te ciasno zwinięte banialuki, bo nie mają pojęcia o
„istnieniu” Gungwasola.
[To jak dokładnie zbudowany jest
czterowymiar Gungwasola opisałem na stronie:
Tam jest inne nazewnictwo –
na przykład zamiast Gungwasola jest oceanus,
a zamiast amanzirry jest energia.
Na dodatek tamta „fabuła” nie jest spójna z tą. Co
więcej, nie wszystkie koncepcje opisane tam i tu są takie same. Ale
to nie ma istotnego znaczenia. W tamtym tekście najważniejsze są
czterowymiarowe geometryczne zależności, które dawno temu odkryły
Ufoki. Te zależności można różnie interpretować. Ten tekst, który
właśnie czytasz, jest jedną z możliwych interpretacji. Czy ta
interpretacja jest prawdziwa? Tego nie wiedzą nawet Ufoki. Ale z
pewnością jest prawdziwsza od wszechświata, który wielce uczeni
profesorowie uprawiają na wielce szacownych uniwersytetach.]
A
teraz wyobraź sobie, że te bajkowe stworki żyjące na powierzchni
oceanu są płaszczakami. Dwuwymiarowe płaszczaki mają dwuwymiarową
wyobraźnię, dlatego nie potrafią wyobrazić sobie trzeciego wymiaru. A
zatem płaszczaki
nie mogą przemieszczać się w trzecim/niepowierzchniowym wymiarze, nie
mogą go zobaczyć, i nie potrafią go sobie wyobrazić. Dlatego
płaszczaki nie mają w ogóle pojęcia o istnieniu
trzeciego/niepowierzchniowego wymiaru. A tym samym nie mają pojęcia o
istnieniu wody znajdującej się w tymże wymiarze. A
teraz wyobraź sobie szybującego kondora królewskiego, który akurat
przelatuje nad bajkowym oceanem. Kondor patrząc w dół widzi – z
perspektywy trzeciego wymiaru – że każdy dwuwymiarowy płaszczak
jest otoczony trójwymiarem. Więc każdy płaszczak, chociaż nie ma o
tym pojęcia, ma zawsze kontakt z wodą.
Podobnie jest w Gungwasolu. Trójwymiarowy Kleofas jest
otoczony czterowymiarem. Dlatego Kleofas, chociaż nie ma o tym
pojęcia, ma zawsze
kontakt z amanzirrą.
{Przerwa na wlanie syropu do
miski.}
A teraz wyobraź sobie glinianą miskę stojącą na
kuchennym stole. Miska jest pełna syropu. A
syrop jest lepki.
Podobnie jest w Gungwasolu.
Amanzirra z którą Kleofas ma kontakt w czwartym wymiarze, jest
lepka.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego masz masę.
To fragment z książki
„Dlaczego E = mc2
(i dlaczego powinno nas to obchodzić)” autorstwa profesora
fizyki Briana Coxa i profesora fizyki Jeffa Forshawa, który
przystępnie ilustruje zjawisko masy:
„Wyobraź sobie, że stoisz z zawiązanymi oczyma,
trzymając w ręku zawieszoną na sznurku piłeczkę pingpongową. Jeśli
pociągniesz za sznurek, zorientujesz się, że na jego końcu znajduje
się coś o niewielkiej masie.
Przypuśćmy teraz, że piłeczka, zamiast poruszać się swobodnie,
została zanurzona w gęstym syropie klonowym. Gdy teraz znów
pociągniesz za sznurek, poczujesz mocniejszy opór i możesz rozsądnie
wywnioskować, że przedmiot przymocowany do końca sznurka jest
znacznie cięższy niż piłeczka pingpongowa. Piłeczka wydaje się
cięższa, bo syrop powstrzymuje jej przemieszczanie się.
Wyobraź sobie teraz kosmiczny syrop klonowy wypełniający dokładnie
całą przestrzeń, znajdujący się w każdym jej zakątku,
wszechobecny do tego stopnia, że nawet go nie zauważamy.”
Wielce uczeni profesorowie twierdzą, że „syrop”
nadający Ci masę wypełnia dokładnie całą przestrzeń, i jest
wszechobecny do tego stopnia, że nawet go nie zauważasz. Ale to
co opowiadają wielce uczeni profesorowie,
jest wielce naciągane.
„Wszechobecny do tego
stopnia, że nawet go nie zauważamy.”
Wielce naciągane, nieprawdaż?
Kleofas nie dlatego nie zauważa amanzirry, bo ta jest
wszechobecna w Nafasibenie, tylko dlatego, że amanzirry w Nafasibenie
nie ma.
Syropu na powierzchni syropu nie ma.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego masa jest niezauważalna.
A to cytat ze strony internetowej Centrum Nauki
Kopernik:
„Dlaczego w ogóle cokolwiek ma masę? Naukowcy
nie uporali się jeszcze ze wszystkimi szczegółami, (...)”.
W języku dyplomatycznym stwierdzenie: nie uporaliśmy się
jeszcze ze wszystkimi szczegółami, znaczy: nie mamy bladego pojęcia.
Wielce uczeni profesorowie nie mają bladego pojęcia dlaczego
cokolwiek ma masę, bo nie mają pojęcia o „istnieniu”
lepkiej amanzirry.
A teraz wyobraź sobie, że kondor zrobił to co od czasu
do czasu robią przelatujące ptaszyska. I wyobraź sobie, że to coś
wpadło do oceanu tworząc wodne rozbryzgi. Teraz płaszczaki zobaczyły
niezwykłe zjawisko, i nie mogą się nadziwić skąd te mokre rozbryzgi,
które po chwili zniknęły w jakimś niebycie, wzięły się w ich suchej
płaszczyźnie. Dwuwymiarowe płaszczaki nie mają pojęcia o prawdziwej
naturze tego trójwymiarowego zjawiska, ale teraz wiedzą już, że
dwuwymiarowa płaszczyzna na której żyją jest jakoś tak nie całkiem
sucha.
Podobnie jest w Gungwasolu. Chociaż amanzirra
jest ukryta przed Kleofasem w czwartym wymiarze
Gungwasola, to jej
rozbryzgi
mogą na chwilę pojawiać się w Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń jest jakoś tak nie całkiem
pustą próżnią.
Wielce uczeni profesorowie nie
wiedzą nic o „istnieniu” amanzirry. Ale wiedzą, że
przestrzeń jest jakoś tak nie całkiem pustą próżnią.
"Studies with large
particle accelerators have now led us to understand that space is
more like a piece of window glass than ideal Newtonian emptiness. It
is filled with 'stuff' that is normally transparent but can be made
visible by hitting it sufficiently hard to knock out a part."
-
Robert Betts Laughlin, Nobel Laureate in Physics.
Moje chłopskie tłumaczenie
powyższego cytatu:
„Eksperymenty
wykonane z pomocą akceleratorów prowadzą do wniosku, że przestrzeń
nie jest newtonowską pustką, tylko przypomina okienną szybę. W
przestrzeni jest coś co normalnie jest przeźroczyste, ale może stać
się widzialne, gdy uderzy się to coś odpowiednio mocno.”
- Robert Betts
Laughlin, laureat nagrody Nobla z fizyki.
{Przerwa na wsypanie piasku do
klepsydry.}
A teraz wyobraź sobie starą klepsydrę stojącą na
komodzie, która stoi w gościnnym pokoju sołtysowej chałupy. W
klepsydrze przesypuje się piasek.
Podobnie jest w pięciowymiarowym fantazmacie, który
Ufoki zwą Qlepsydronem. Qlepsydron ma czterowymiarowe dno –
Gungwasola – i piąty wymiar w którym przepływa amanzirra. Tą
fantazmatyczną rzekę płynącą w piątym fantazmatycznym wymiarze Ufoki
zwą Rwizisą.
[Ponownie na marginesie, wyjaśnię Ci gdzie jest piąty
wymiar Qlepsydronu. Znowu wyobraź
sobie odbicie wołowego pęcherza w lustrze. A teraz
wyobraź sobie, że ten spłaszczony trójwymiar wyciągnąłem z lustra, i
ustawiłem na kuchennym stole bokiem do lustra i pionowo. Teraz stojąc
za stołem widzę w lustrze pionową jednowymiarową strunę. Gdzie jest
piąty wymiar względem tego po dwakroć spłaszczonego trójwymiaru?
Oczywiście tam gdzie są moje uszy. Bo każdy kolejny wymiar
dziewięciowymiarowego Umhlabasona jest prostopadły względem
zbiorczego wielowymiaru. Więc trzeci wymiar jest prostopadły względem
dwuwymiarowej powierzchni koła, czwarty wymiar jest prostopadły
względem trójwymiarowej Nafasibeny, piąty wymiar jest prostopadły
względem czterowymiarowego Gungwasola, itd.]
A teraz wyobraź sobie, że z wołowego pęcherza, którego
poprzednim właścicielem była nieboszczka krowa Dziewanna, zeszło całe
powietrze. Do pęcherza sołtys właśnie zaczął wdmuchiwać powietrze.
Teraz trójwymiarowy pęcherz się powiększa, i tym samym rozszerza się
jego dwuwymiarowa powierzchnia.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Na skutek wpływania
Rwizisy do Gungwasola, czterowymiarowy Gungwasol się powiększa, i tym
samym
rozszerza się trójwymiarowa
Nafasibena.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń się rozszerza.
A teraz wyobraź sobie, że w bajkowej wiosce właśnie
zaczął padać deszcz. Względem dwuwymiarowej powierzchni sołtysowego
podwórka, trzeci/pionowy wymiar jest wszędzie. Dlatego krople deszczu
spadają na każde miejsce podwórka.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Cząstki amanzirry
„spadają” do Gungwasola w każdym miejscu Gungwasola, bo
względem czterowymiarowego Gungwasola, piąty/prostopadły wymiar jest
wszędzie.
Gdyby sołtysowe podwórko było większe, to więcej kropel
by na nie spadało.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Im Gungwasol staje się
większy, tym więcej amanzirry – płynącej ze stałą prędkością –
do niego wpływa. Dlatego Gungwasol powiększałby się ze stalą
prędkością.
Powiększałby się ze stałą
prędkością, a nie powiększa, bo w Nafasibenie są „dziurki”.
A teraz wyobraź sobie, że
zanim
sołtys zaczął wdmuchiwać powietrze do wołowego pęcherza,
pod jego powierzchnią, która wtedy była tak mała jakby jej w ogóle
nie było, sołtysowa położyła laskę dynamitu, i podpaliła lont. I
zaraz po tym jak schowała się za piecem, dynamit wybuchnął. A teraz
wyobraź sobie, że im większy staje się wołowy pęcherz, tym więcej
powietrza sołtys do niego wdmuchuje. Dlatego pęcherz powiększałby się
ze stałą prędkością. Powiększałby się, a nie powiększa, bo w
powierzchni pęcherza są małe dziurki, które powstały na skutek
wybuchu dynamitu. Przez te dziurki powietrze ucieka na zewnątrz
pęcherza, przez co pęcherz powiększa się wolniej.
Podobnie było w Qlepsydronie. W Qlepsydronie był Wielki
Wybuch. Wybuch ten sprawił, że:
1. pojawił się Gungwasol, przez co amanzirra ma się w co
wlewać
2. w Nafasibenie powstały „dziurki”.
[Czym są poWybuchowe
„dziurki”, dlaczego mają energię akurat c2,
i kosztem czego powstały, opisałem na stronie
www.solomon.pl]
I tymi „dziurkami” amanzirra przelewa się
na zewnątrz Gungwasola.
[Oczywiście to jest tylko metaforyczny opis. Jak to
naprawdę działa opisałem na stronie www.solomon.pl]
Dlatego Gungwasol powiększa się
wolniej, i tym samym wolniej rozszerza się Nafasibena.
Ale im większy staje się wołowy pęcherz, tym szybciej
się powiększa (bo bajkowe dziurki nie zmieniają wielkości, i ich nie
przybywa). I tym samym
przyśpiesza rozszerzanie się
powierzchni pęcherza.
Podobnie jest w Gungwasolu. PoWybuchowych „dziurek”
nie przybywa, i nie stają się większe. Więc im większa staje się
Nafasibena,
tym szybciej się rozszerza.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń rozszerza się coraz
szybciej.
Na pytanie dlaczego przestrzeń się rozszerza,
odpowiadają także wielce uczeni profesorowie.
„Utożsamianie Wielkiego Wybuchu z eksplozją
jest o tyle niefortunne, że proces ten, tak jak rozumie i ujmuje go
współczesna kosmologia, nie polegał na ekspansji w pustej
przestrzeni, lecz dotyczył
rozszerzenia się przestrzeni.”
- Wikipedia.
Zatem według wielce uczonych profesorów, to Wielki
Wybuch jest odpowiedzialny za rozszerzanie się przestrzeni. Ale to co
opowiadają wielce uczeni profesorowie, to są banialuki. Czego dowodzi
obserwacja, której dokonano niedawno. Niedawno bowiem zaobserwowano,
że rozszerzanie się przestrzeni przyśpiesza. A wiadomo, że energia
każdego wybuchu z czasem słabnie (rozprasza się), a nie wzmaga się.
Więc jak to się dzieje, że przestrzeń rozszerza
się coraz szybciej? Na to pytanie „odpowiada”
pewien wielce uczony profesor:
„Na skutek odkryć tegorocznych noblistów
ustalono, że musi istnieć dodatkowa siła – nazwano ją ciemną
energią – która
powoduje ekspansję wszechświata (znaczy
się przestrzeni wszechświata). Uczciwie należy powiedzieć,
że nie wiemy, czym jest
ciemna energia. Wiemy
tylko, że jest i to ona powoduje napędzanie się wszechświata.”
- dr Andrzej Marecki, Centrum Astronomii Uniwersytetu Mikołaja
Kopernika (Rzeczpospolita z 2011 roku).
Krótko mówiąc, wielce uczeni
profesorowie są w ciemnej kosmologicznej *****. Ale wielce
uczeni profesorowie nie tylko nie mają pojęcia dlaczego przestrzeń
się rozszerza i dlaczego przyśpiesza, wielce uczeni profesorowie nie
mają także pojęcia dlaczego przestrzeń jest jednorodna. To cytat z
książki Stephena Hawkinga „Krótka historia czasu”:
„Dlaczego wszechświat jest jednorodny w dużych
skalach? Dlaczego wygląda tak samo z każdego punktu i w każdym
kierunku? W szczególności, dlaczego temperatura mikrofalowego
promieniowania tła jest tak dokładnie jednakowa, niezależnie od
kierunku obserwacji? Przypomina to trochę egzaminy studentów: jeśli
wszyscy podali takie same odpowiedzi, to można być pewnym, że
porozumiewali się między sobą. Ale (…) światło nie miało od
wielkiego wybuchu dość czasu, by przedostać się z jednego odległego
rejonu do drugiego, nawet gdy regiony te były położone blisko siebie
we wczesnym wszechświecie.
[Według Stephena Hawkinga przestrzeń na początku
rozszerzała się z prędkością światła, a nawet szybciej.]
Zgodnie
z teorią względności, jeśli światło nie mogło przedostać się z
jednego regionu do drugiego, to nie mogła przedostać się tam również
żadna informacja w jakiejkolwiek innej postaci. Wobec tego nie było
żadnego sposobu wyrównania temperatury różnych regionów
we wczesnym wszechświecie; z
jakiegoś niezrozumiałego
powodu musiały mieć one od początku temperaturę jednakową.”
{Przerwa na zerwanie szczawiu rosnącego w przydrożnym
rowie.}
A teraz wyobraź sobie chwilę w której wybuchła bajkowa
laska dynamitu. Na początku powierzchnia wołowego pęcherza jest
bardzo mała, a powybuchowych dziurek jest całkiem sporo. Dlatego
większość powietrza wdmuchiwanego przez sołtysa ucieka na zewnątrz
pęcherza, przez co pęcherz na początku powiększa się bardzo powoli.
I tym samym jego powierzchnia
rozszerza się bardzo powoli.
Podobnie było w Gungwasolu. Na początku „podziurkowany”
Gungwasol powiększał się
bardzo powoli.
I dlatego Nafasibena na początku rozszerzała się
bardzo powoli.
A teraz wyobraź sobie sołtysową mieszającą zupę chochlą.
Przez to szczawiówka jest dobrze wymieszana.
Podobnie było w Gungwasolu.
Ogromna siła Wielkiego Wybuchu
była „chochlą” mieszającą w wolno rozszerzającej się
Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń jest jednorodna.
{Przerwa na przyniesienie jajek z kurnika.}
Wielce uczeni profesorowie, będąc w ciemnej
kosmologicznej *****, nie mogą się nadziwić dlaczego przestrzeń jest
jednorodna, ale taka nie do końca jednorodna.
„Mimo, że w dużych skalach wszechświat jest tak
jednorodny, zawiera jednak lokalne nieregularności, takie jak gwiazdy
i galaktyki. Uważamy, że powstały one wskutek niewielkich różnic
gęstości między różnymi obszarami we wczesnym wszechświecie. Skąd
wzięły się te fluktuacje gęstości?”
- Stephen Hawking
„Krótka historia czasu”.
A teraz ponownie wyobraź sobie sołtysową mieszającą zupę
chochlą. Ale choćby sołtysowa mieszała i sto dwa lata, to szczawiówka
z jajeczkami nigdy nie będzie wymieszana idealnie.
Podobnie było w Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego przestrzeń jest jednorodna, ale taka
nie do końca jednorodna.
{Czas na obiad: szczawiówka sołtysowej. Szczawiówka
sołtysowej to największy przysmak w mojej wiosce.}
To cytat ze strony www.czas.net:
„Jaka jest definicja czasu? Niestety w tym
przypadku możemy śmiało powiedzieć, że nie ma jednej definicji
przyjętej przez ogół ludności. Ludzie po prostu nie potrafią
konkretnie i dosłownie określić czym jest czas. (...) na
przełomie dwóch tysięcy lat ludzie nie mogli ustalić jednej
konkretnej definicji czasu i nadal nie mogą tego zrobić. Jest to
temat, który rozpoczął się w sferach filozoficznych przechodząc dalej
do sfer fizycznych, a obecnie temat ten znów powraca do sfer
filozoficznych.”
Ponad sto lat temu Herman Minkowski wpadł na pomysł, że
tajemniczy i zagadkowy czas może być wymiarem – wymiarem w
zasadzie
takim samym
jak trzy wymiary przestrzenne. I tak wielce uczony
profesor stworzył koncepcję czterowymiarowej czasoprzestrzeni, którą
inni wielce uczeni profesorowie powszechnie zaakceptowali.
„Używamy czasoprzestrzeni euklidesowych, w
których czas jest traktowany tak samo jak przestrzeń.” -
Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A koncepcja euklidesowej czasoprzestrzeni, w której czas
jest traktowany tak samo jak przestrzeń, prowadzi do niezwykłego
wniosku: skoro można dowolnie podróżować w „drabiniastej”
przestrzeni (układ współrzędnych niewątpliwie przypomina trzy
połączone drabiny), to i dowolnie można wchodzić i schodzić po
czwartej „drabinie” czasu!
„Wehikuły czasu są w zasadzie zgodne z prawami
fizyki znanymi nam do tej pory. (...) W 1998 roku Kip Thorne z
kolegami z Caltechu znaleźli rozwiązanie równań Einsteina, które
dopuszczają podróże w czasie przez tunele
czasoprzestrzenne.” -
profesor fizyki Michio Kaku „Kosmos Einsteina”.
Wielce uczeni profesorowie już nie mogą się doczekać
kiedy wyprawią się na mezozoiczne safari aby upolować rogatego
triceratopsa. Cóż to będzie za trofeum! Ale co by było gdyby wielce
uczony profesor, podróżując w czasie, zabił w przeszłości swojego
dziadka zanim ten spłodził jego ojca? W tej sytuacji wielce uczony
profesor nigdy nie narodziłby się w przyszłości. Więc jak on mógł
pojawić się w przeszłości i zamordować tam dziadka, skoro nie istniał
w przyszłości? I do takiego kosmicznego domu wariatów prowadzi
koncepcja „drabiniastego” czasu uznawana przez wielce
uczonych profesorów za prawdziwą.
A teraz wyobraź sobie rzekę płynącą przez bajkową
wioskę.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Bo w Qlepsydronie płynie
rzeka. A nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki.
A w szczególności do
fantazmatycznej Rwizisy, która płynie w piątym fantazmatycznym
wymiarze.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego wszechświat nie jest domem wariatów,
który uprawiają wielce uczeni profesorowie na wielce szacownych
uniwersytetach.
{Przerwa na repetę.}
A teraz ponownie wyobraź sobie kondora królewskiego
przelatującego nad oceanem. Ale teraz pada deszcz. Dlatego teraz
kondor widzi, że każdy płaszczak ma kontakt nie tylko z wodą
oceaniczną, ale i z tą spadającą do oceanu.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Kleofas ma nieobserwowalny
kontakt nie tylko z
lepkością
amanzirry wypełniającej czwarty wymiar Gungwasola, ale i
z
prędkością
z jaką amanzirra przepływa w piątym wymiarze
Qlepsydronu.
Dlatego Kleofas jest nie tylko
jazzy, ale i trendy.
{Przerwa na poobiednią degustację purpurowego samogonu,
który pędzi sołtys mojej wioski. Po pierwszym kubku sołtysowego
samogonu staje się światłość.}
A teraz ponownie wyobraź sobie nadmuchiwany przez
sołtysa wołowy pęcherz. Pęcherz jest wypełniony zielonym powietrzem.
Ale powietrze, które sołtys wdmuchuje, jest purpurowe.
Podobnie jest w Gungwasolu. W momencie wpływania
amanzirry do Gungwasola, jej kierunek przepływu jest przeciwny
względem przepływu tej amanzirry, która wpłynęła wcześniej.
[Na marginesie wyjaśnię Ci o co tu chodzi. Wyobraź sobie
koło. A na obwód koła od wewnątrz napierają strzałki. Koło się
powiększa, bo do koła wpływają kolejne strzałki. Ale przybywające
strzałki, w momencie wpływania do koła, są skierowane w przeciwną
stronę niż te napierające na jego obwód. Dla podkreślenia różnicy w
kierunku działania strzałek, można je pomalować kredką. Te
napierające pomalowałem kredką zieloną, a te skierowane przeciwnie –
wpływające – pomalowałem kredką purpurową.]
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego we wszechświecie istnieją dwa
przeciwstawne ładunki elektryczne.
[Jak dokładnie to działa opisałem na stronie
www.solomon.pl]
A jak na pytanie, dlaczego we wszechświecie istnieją dwa
przeciwstawne ładunki elektryczne, odpowiadają wielce uczeni
profesorowie? Wcale nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia.
A teraz wyobraź sobie, że sołtysowski syn Kaziuk
pomalował rzeczną wodę purpurową kredką. A oceaniczną wodę pomalował
zieloną kredką. Teraz wyobraź sobie, że rzeczna woda wpływa do
oceanu. Ta przybyła purpurowa woda rozprzestrzenia się po całym
zielonym oceanie.
Podobnie jest w Gungwasolu. Amanzirra, która wpłynęła do
Gungwasola, rozprzestrzenia się po całym Gungwasolu. Ten
fantazmatyczny wewnętrzgungwasolowy „prąd oceaniczny”,
Ufoki zwą Yangokurasem. Ale gdy Yangokuras przepływa gładko w
czwartym wymiarze Gungwasola, to wtedy Kleofas – istota żyjąca
w trójwymiarowej Nafasibenie – tego przepływu nie odczuwa. Ale
wibrujące cząstki amanzirry wnikają w trójwymiarową Nafasibenę,
dlatego Kleofas je odczuwa.
[Na marginesie doprecyzuję o co tu
chodzi. Wyobraź sobie piłeczkę ping-pongową zawieszoną na sznurku –
niech ta piłeczka nazywa się Kleofas. A
milimetr pod Kleofasem stoi sobie taśmociąg. Teraz wyobraź sobie, że
sznurek symbolizuje trzy wymiary Nafasibeny, a taśma taśmociągu –
prostopadła względem sznurka –
symbolizuje czwarty wymiar Gungwasola. Taśmę nazwijmy Yangokurasem.
Gdy Yangokuras przewijający się w czwartym wymiarze jest gładki, to z
Kleofasem zawieszonym w trzech wymiarach nic się nie dzieje. Ale
teraz wyobraź sobie, że na Yangokurasie, w pewnej odległości od
Kleofasa, podskakuje małpa wabiąca się Elektron –
Elektron podskakuje pionowo, więc w trzech wymiarach. I podskakujący
Elektron sprawia, że taśma staje się pofałdowana. I niech każdy
najmniejszy fragment tego pofałdowania nazywa się foton. Za chwilę
jakiś foton uderzy Kleofasa.]
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego we wszechświecie staje się światłość.
Na to pytanie
odpowiada także wielce uczony profesor Stephen Hawking:
„Elektryczna siła odpychająca między dwoma
elektronami polega na wymianie wirtualnych fotonów, których
nie można zaobserwować; jeśli jednak elektron przelatuje obok
drugiego, mogą być emitowane
rzeczywiste fotony, które obserwujemy jako fale świetlne.”
-
Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Wielce uczony profesor opowiada banialuki o wirtualnych
fotonach, bo nie ma pojęcia o „istnieniu” cząstek
amanzirry. A dlaczego fotony śmigają akurat z prędkością prawie 300
000 km/s? Na to pytanie wielce uczeni profesorowie nie odpowiadają,
bo nie mają pojęcia.
Cząstki amanzirry mają prędkość prawie 300 000 km/s, bo
z tą prędkością przepływa Rwizisa,
i tym samym z tą prędkością
przepływa Yangokuras.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego światło śmiga akurat z prędkością
prawie 300 000 km/s.
{Przerwa na wymyślenie zagadki.}
„Zgodnie z prawami Newtona żaden wyróżniony
stan spoczynku nie istnieje.
Można powiedzieć, że ciało A spoczywa, a ciało B porusza się względem
niego ze stałą prędkością, ale też równie dobrze powiedzieć można, że
spoczywa ciało B, a porusza się ciało A. Na przykład,
pomijając wirowanie Ziemi i jej ruch wokół Słońca, można powiedzieć,
że Ziemia spoczywa, a pewien pociąg porusza się na północ z
prędkością 150 km/h, lub odwrotnie, że pociąg spoczywa, a Ziemia
porusza się na południe z tą samą prędkością.” -
Stephen Hawking „Krótka historia czasu.”
„Z teorii Maxwella wynikało, że światło
porusza się ze stałą prędkością. Ale skoro teoria Newtona
wyeliminowała pojęcie absolutnego spoczynku, to mówiąc, iż światło
porusza się ze stałą prędkością, należało koniecznie powiedzieć,
względem czego ta prędkość ma być mierzona. Wobec tego fizycy
zasugerowali istnienie pewnej specjalnej substancji zwanej „eterem”,
obecnej wszędzie, nawet w „pustej” przestrzeni.” -
Stephen Hawking „Krótka
historia czasu.”
Ale:
„Doświadczenie Michelsona-Morleya –
eksperyment zaliczany obecnie do najważniejszych doświadczeń w
historii fizyki. Miał na celu wykazanie ruchu Ziemi względem
hipotetycznego eteru poprzez porównanie prędkości światła w różnych
kierunkach względem kierunku ruchu Ziemi. Doświadczenie zostało
przeprowadzone po raz pierwszy w 1881 roku przez Alberta Abrahama
Michelsona i powtórzone przez niego wraz z Edwardem Morleyem w roku
1887. Dało ono wynik negatywny (tj. wykazało niezależność
prędkości światła od prędkości Ziemi w przestrzeni).”
- Wikipedia.
Ale zaobserwowano, że niezależnie od tego w którą stronę
Ziemia pędzi w przestrzeni, światło nadchodzi ku niej z wszystkich
kierunków z tą samą prędkością. Dla dziewiętnastowiecznych fizyków
było to niezwykłe i przedziwne. Bo przecież kamień wystrzelony z
procy od strony w którą biegłbyś uderzyłby Cię z większą siłą (tak
jakby leciał szybciej), a wystrzelony od strony przeciwnej uderzyłby
słabiej (tak jakby leciał wolniej). Kamienie wystrzelone z
przeciwnych kierunków uderzyłyby Cię z tą samą siłą tylko wtedy,
gdybyś był w bezruchu. Więc jak światło nadchodzące z różnych
kierunków może nadchodzić ku Ziemi z tą samą prędkością?
To ci
dopiero zagadka!
Tą zagadkę „rozwiązał”
wielce uczony profesor Albert Einstein:
„Ostatecznie zrezygnowano z wyjaśnienia
doświadczenia Michelsona-Morleya na gruncie koncepcji eteru. Jest ono
natomiast zgodne z ogłoszoną przez A. Einsteina w 1905 roku
szczególną teorią względności, według której
prędkość światła w próżni jest jednakowa we wszystkich
inercjalnych układach odniesienia wprost
z definicji.”
- Wikipedia.
„Układ inercjalny (inaczej inercyjny) –
układ odniesienia, względem którego każde ciało, niepodlegające
zewnętrznemu oddziaływaniu z innymi ciałami, porusza się bez
przyspieszenia (tzn. ruchem jednostajnym prostoliniowym) lub
pozostaje w spoczynku.”
- Wikipedia.
Zatem Einstein swoją szczególną teorią względności
„rozwiązał” tę
zagadkę tak:
Ziemia jest w ruchu jednostajnym prostoliniowym, który
jest względny. Czyli z punktu widzenia Ziemi, Ziemia nie jest w
ruchu. Więc nie ma się co dziwić, że z punktu widzenia Ziemi światło
nadchodzi ku niej z każdej strony z tą samą prędkością.
I wszyscy wielce uczeni profesorowie od razu przestali
się dziwić, bo teraz prędkość światła nadchodzącego z każdej strony
jest taka sama
wprost z definicji.
Ale światło
zachowuje się tak samo
w
przyśpieszającej
rakiecie. A taka rakieta nie jest przecież inercjalnym
układem odniesienia. Więc jak to się dzieje, że światło ku
kosmonaucie nadchodzi z tą samą prędkością z wszystkich kierunków,
pomimo tego, że przyśpieszająca rakieta nie jest inercjalnym układem
odniesienia? Na to pytanie wielce uczeni profesorowie nie
odpowiadają, bo nie mają pojęcia.
A po przerwie zdradzę Ci jakie jest fantazmatyczne
rozwiązanie tej zagadki.
{Przerwa na pomalowanie deszczu.}
A teraz wyobraź sobie pewnego miastowego, który właśnie
przyjechał PKS-em. Miastowy przechadza się po bajkowej wiosce w
czapce zrobionej z czerwonego foliowego worka, bo pada deszcz
pomalowany purpurową kredką. Ale bez względu na to w którym kierunku
wypoziomowanego dwuwymiaru miastowy idzie, krople spadające w
trzecim/pionowym wymiarze uderzają go zawsze z tą samą siłą. Miastowy
ma osobliwą wadę wzroku: nie widzi trzeciego wymiaru. To tak jakby
jego oczy ZRĄBAŁY każdy pionowo stojący słup telegraficzny, tak że
wszystkie leżą płasko na ziemi. A krople deszczu spadające pionowo,
miastowy postrzega tak jakby latały poziomo. W tym ZRĄBANYM
trójwymiarze krople deszczu uderzają miastowego z tą samą siłą ze
wszystkich kierunków pozornego dwuwymiaru, niezależnie od kierunku
jego ruchu.
Podobnie jest w Gungwasolu. Yangokuras przepływa w
czwartym wymiarze, ale z punktu widzenia trójwymiarowego Wasyla,
czterowymiar Gungwasola przybiera ZRĄBANĄ postać
pozornego trójwymiaru.
Dlatego niezależnie od tego w którym kierunku wasylowa
rakieta leci w Nafasibenie, wibrujące cząstki amanzirry
nadchodzące
od „nawietrznej”, uderzają rakietę z tą samą siłą jak te
nadchodzące od „zawietrznej”.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego prędkość światła jest
bezwzględna,
i tym samym niezależna od
prędkości Ziemi w przestrzeni.
I nie ma znaczenia to czy
wasylowa rakieta przyśpiesza, czy nie.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego w przyśpieszającej rakiecie światło
nadchodzi ku kosmonaucie z tą samą prędkością ze wszystkich
kierunków.
A po przerwie uświadomię Ci jakim
absurdem jest szczególna teoria względności.
{Przerwa na zrobienie procy.}
A teraz ponownie wyobraź sobie miastowego. Miastowy
oczywiście nie ma pojęcia o tym, że ten widziany przez niego ZRĄBANY
trójwymiar jest tylko optycznym złudzeniem. Więc co myśli miastowy
spacerując w deszczu? Otóż miastowy myśli, że dzieją się jakieś
niezwykłe i przedziwne rzeczy. Bo przecież uderzenie latającym
kamykiem, który Kaziuk wystrzelił z procy, było mocniejsze gdy
miastowy szedł w stronę Kaziuka ukrytego za wychodkiem, a gdy ucieka
przed Kaziukiem to jest słabsze. Więc jak to się dzieje, że krople
nadlatujące z przeciwnych kierunków uderzają go z tą samą siłą?
Miastowy w końcu zdefiniował, że gdy on przemieszcza się ze stałą
prędkością, to krople myślą, że on stoi w miejscu. I od razu przestał
się dziwić, bo teraz siła kropel nadlatujących z każdej strony, jest
jednakowa
wprost z definicji.
Ale gdy miastowy ucieka przed Kaziukiem coraz szybciej,
to krople nadal uderzają go z wszystkich kierunków z tą samą siłą!
Jak to możliwe? Na to pytanie miastowy nie odpowiada, bo nie ma
pojęcia.
{Przerwa na pomalowanie much
czerwoną kredką.}
Purpurowe powietrze, które już wpłynęło do bajkowego
wołowego pęcherza, zmienia kolor na zielony. Przez co wnętrze
pęcherza jest zielone.
Podobnie jest w Gungwasolu.
[Na marginesie wyjaśnię Ci dlaczego. Po wpłynięciu do
koła, purpurowe strzałki rozpływają się po całym kole. Ale w momencie
gdy docierają do obwodu, to zaczynają na niego napierać. Te purpurowe
strzałki już nie różnią się kierunkiem działania od strzałek
zielonych. Dlatego trzeba je przemalować na zielono.]
A teraz ponownie wyobraź sobie zielony wołowy pęcherz
nadmuchiwany przez sołtysa. Co prawda powiększanie się pęcherza cały
czas przyśpiesza, ale teraz pęcherz jest już tak duży, że w zasadzie
powiększa się ze stałą prędkością. Powierzchnia pęcherza jest
zakrzywiona w trzecim wymiarze, dlatego z punktu widzenia każdej
czerwonej muchy stojącej na tejże powierzchni, ona jest na samym
wierzchołku pęcherza. Więc z punktu widzenia każdej muchy, inne muchy
oddalają się od niej ze stałą prędkością. Zatem jednostajny i
prostoliniowy ruch much będący pochodną rozszerzania się powierzchni
pęcherza, jest
względny.
Podobnie
jest w Gungwasolu. Ruch jednostajny
prostoliniowy związany z rozszerzaniem się Nafasibeny jest
względny.
[Nafasibena oczywiście przyśpiesza, więc tak naprawdę
względny ruch Kleofasa wcale nie jest jednostajny (względny względem
Wasyla, oczywiście). Ale Gungwasol jest już całkiem spory, dlatego
przyśpieszanie Nafasibeny jest tak nieznaczne, że pomijalne.]
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego ruch jednostajny prostoliniowy Drogi
Mlecznej (w tym Ziemi)
związany z
rozszerzaniem się przestrzeni,
jest względny (względem odległych
galaktyk, oczywiście).
A teraz wyobraź sobie, że na powierzchni zielonego
syropu biegnie czerwona mucha. Mucha przebiega obok drugiej muchy,
która leży na tejże powierzchni. Pierwsza mucha stąpając na
powierzchnię syropu tworzy
falę,
a druga mucha nie. Dlatego ruch much po powierzchni
bajkowego syropu nie jest względny.
Podobnie jest w Gungwasolu. Wasylowa rakieta lecąca w
trójwymiarowej Nafasibenie czterowymiarowego Gungwasola pełnego
amanzirry, „stąpając” tworzy
falę
w Nafasibenie.
A im szybciej leci, tym fala
jest większa.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego w przestrzeni powstają fale
grawitacyjne, które niedawno odkryto.
„Z ogólnej teorii
względności wynika, iż ciała o wielkiej masie, poruszając się,
emitują fale grawitacyjne, to znaczy rozchodzące się z
prędkością światła zaburzenia krzywizny przestrzeni. Fale
grawitacyjne przypominają fale świetlne, będące zaburzeniami pola
elektromagnetycznego, są jednak o wiele trudniejsze do wykrycia.”
- Stephen Hawking „Krótka
historia czasu.”
I właśnie na podstawie wielkości fali, w Nafasibenie
określa się
BEZWZGLĘDNĄ
prędkość wasylowej rakiety. A przynajmniej teoretycznie.
Bo w przypadku malutkiej rakiety fala w Nafasibenie jest bardzo mała,
więc niezwykle trudna dla Kleofasa do zaobserwowania.
Ale jest.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego ruch jednostajny prostoliniowy Ziemi
w
przestrzeni
nie jest względny. Ale taka jest
też fantazmatyczna odpowiedź na pytanie, dlaczego we wszechświecie
istnieją
dwa różne
ruchy jednostajne prostoliniowe –
jeden względny, a drugi bezwzględny.
Takich pytań oczywiście nigdy żaden wielce uczony
profesor nie zadał. Bo według wielce uczonych profesorów istnieje
tylko jeden ruch jednostajny prostoliniowy, który jest względny. A
fale grawitacyjne, według wielce uczonych profesorów, tworzą tylko
ciała poruszające się z przyśpieszeniem.
„Źródłem fal grawitacyjnych jest ciało
poruszające się z przyspieszeniem.”
- Wikipedia.
A teraz wyobraź sobie muchę biegnącą na powierzchni
syropu ze stałą prędkością prosto przed siebie. I wyobraź sobie drugą
muchę biegnącą zygzakiem i przyśpieszającą raz po raz. Ale czy to ma
jakiekolwiek znaczenie w jaki sposób biegną muchy? Oczywiście, że
nie. Bo przyśpieszanie, lub jego brak, nie ma żadnego wpływu na
tworzenie się fali i jej wielkość. Liczy się
tylko i wyłącznie
prędkość w danej chwili, a właściwie to jak akurat mocno
mucha stąpnęła.
Podobnie jest w Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna riposta
na relatywistyczne banialuki opowiadane przez wielce uczonych
profesorów.
{Przerwa na narysowanie kondora królewskiego.}
W Nafasibenie stoi sobie słup telegraficzny. I do tegoż
słupa puścił zajączka Wasyl, który podróżuje w rakiecie lecącej w
stronę słupa. Rakieta leci ze stałą prędkością równą połowie
prędkości zajączka.
Wielce uczeni profesorowie twierdzą, że rakieta dotrze
do słupa dwa razy później niż światło, ale tylko z punktu widzenia
stojącego słupa. Bo według wielce uczonych profesorów, z punktu
widzenia kosmonauty, rakieta stoi a galopuje słup telegraficzny. Więc
według wielce uczonych profesorów, sytuacja z punktu widzenia
kosmonauty wygląda tak: światło leci do słupa z prędkością światła, a
słup galopuje ku światłu z połową tej prędkości. Dlatego spotkają się
w odległości 2/3 początkowej odległości dzielącej słup od rakiety. W
tej sytuacji słup ma jeszcze do pokonania dwa odcinki z trzech, więc
dotrze do rakiety
trzy razy później
niż do słupa dotarło światło. Zatem wielce uczeni
profesorowie uważają, że gdy kosmonauta i dżokej – który
dosiada naszego gniadego słupa – spotkają się, to dżokej powie,
że dali sobie buziaka na powitanie
dwa razy później
niż do słupa dotarło światło, a kosmonauta powie, że
trzy razy później.
A teraz wyobraź sobie Kaziuka biegnącego po łące. Kaziuk
biegnąc strzela z procy prosto do góry do szybującego kondora
królewskiego, który akurat przelatuje nad zieloną sołtysową łąką.
Kondor widzi z perspektywy trzeciego wymiaru, że niezależnie od tego
jak szybko Kaziuk biegnie w dwuwymiarze, kamyki wystrzelone w trzeci
wymiar lecą pionowo zawsze z tą samą prędkością. Dzieje się tak, bo w
tej trójwymiarowej konfiguracji pozioma prędkość Kaziuka nie dodaje
się do pionowej prędkości kamyka.
Podobnie jest w Gungwasolu. Prędkość zajączka odbitego
od lusterka nie dodaje się do prędkości rakiety, bo rakieta leci w
trójwymiarze, a zajączek w czwartym wymiarze. Więc zajączek zawsze
oddala się od wasylowej rakiety z prędkością c,
bez względu na prędkość rakiety.
A teraz wyobraź sobie takiego samego kondora
królewskiego, ale narysowanego czerwoną kredką na sołtysowym wozie
obładowanym sianem. Kaziuk biegnie ku temu narysowanemu kondorowi w
dwuwymiarze, a strzela do prawdziwego w trzecim wymiarze. Ale gdy
prawdziwy kondor dostanie kamykiem, to ten narysowany wrzaśnie.
Dlaczego? Bo tak jest w tej bajkowej krainie.
Podobnie jest w Gungwasolu. Z punktu widzenia Wasyla
słup jest
w trójwymiarowej Nafasibenie,
a z punktu widzenia zajączka, słup jest
w czwartym wymiarze Gungwasola.
Zatem w czterowymiarze Gungwasola, lecąca rakieta dotrze
do stojącego słupa dwa razy później niż dotrze zajączek. Tyle, że
dotrą innymi drogami.
I nie ma przy tym znaczenia kto
jest obserwatorem tego zdarzenia.
I taka jest fantazmatyczna riposta
na relatywistyczne banialuki opowiadane przez wielce uczonych
profesorów.
{Przerwa na robienie głupich min do pasażerów pociągu,
który akurat przejeżdża po torach przecinających sołtysową łąkę.}
To cytat ze strony www.fizykon.org:
„Wyobraźmy sobie superekspresowy pociąg
przejeżdżający przez stację (pociąg Einsteina). Pociąg jest o tyle
nietypowy, że porusza się z prędkością bliską prędkości światła. Poza
tym pociąg ma tylko jeden wagon, na którego obu końcach znajdują się
drzwi otwierane fotokomórką. W środku wagonu znajduje się lampka,
która wysyła światło otwierające drzwi. Zastanówmy się nad tym jak
będą otwierały się drzwi pociągu z punktu widzenia osoby znajdującej
się wewnątrz pociągu, a jak dla zawiadowcy stacji. Łatwo jest
wszystko przewidzieć dla osoby wewnątrz pociągu – ponieważ
prędkość światła jest stała, więc rozchodzące się promienie świetlne
odbędą taką samą drogę do jednych i drugich drzwi wagonu, dlatego
fotokomórki zadziałają jednocześnie i drzwi otworzą się
jednocześnie. Z punktu widzenia zawiadowcy stacji sytuacja jest
bardziej skomplikowana. Cóż on widzi: w pewnym momencie w środku
przejeżdżającego wagonu rozbłysło światło. Jego promienie poruszające
się względem zawiadowcy z prędkością światła (prędkość ta jest
niezależna od układu odniesienia – patrz doświadczenie
Michelsona Morleya), zachowują się jednak różnie – promień
wysłany w przód goni drzwi z fotokomórką i ostatecznie, zanim je
dopędzi, przebędzie znacznie dłuższą drogę, niż promień poruszający
się kierunku tyłu pociągu, który zmierza na spotkanie swoich drzwi. W
efekcie najpierw otworzą się drzwi tylne, a dopiero potem
przednie.”
I do takiego absurdu prowadzą założenia szczególnej
teorii względności Einsteina. Ale dla wielce uczonych profesorów to
jest normalna rzecz. Bo według wielce uczonych profesorów,
równoczesność jest przecież względna:
„Jeżeli dwaj obserwatorzy znajdują się w dwóch
różnych układach odniesienia, (...), wówczas, stosując szczególną
teorię względności, można dowieść, że dla obu obserwatorów
zdarzenia A i B mogą następować w różnej kolejności czasowej.
(...) Wynika stąd, że również pojęcie równoczesności jest
względne. Jeżeli jakieś dwa zdarzenia są równoczesne dla jednego
obserwatora, wcale nie muszą być takie dla innego obserwatora.”
-
Wikipedia
To wszystko są absurdy Ale wielce uczeni profesorowie
nasiąkali takimi relatywistycznymi absurdami od niemowlaka. Więc nie
ma się co dziwić, że te absurdy dla nich są czymś normalnym. I to
jest odpowiedź na pytanie, dlaczego to co dla normalnych ludzi jest
absurdalne, dla wielce uczonych profesorów jest normalne. Ale problem
polega na tym, że po ponad stuletnim powszechnym relatywistycznym
praniu mózgów, normalnych ludzi już prawie nie ma. Niemal wszyscy są
jak wycięci z relatywistycznego komiksu.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Apropopo:
Zbieram komiksy i bajki wydane w PRL-u. Jeśli masz
takowe, które tylko zawalają Ci chałupę albo strych, to napisz na mój
e-mail:
kondorman@o2.pl
Sie dogadamy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A po przerwie wyjaśnię Ci dlaczego oboje drzwi jadącego
wagonu otworzą się równocześnie, bez względu na to kto jest
obserwatorem tego zdarzenia.
{Przerwa na narysowanie drugiego kondora.}
A teraz wyobraź sobie Kaziuka stojącego obok wozu
ciągnionego przez chabetę Zuzannę. I wyobraź sobie, że Kaziuk znowu
strzela z procy. Ale tym razem dwoma kamykami naraz do dwóch kondorów
znajdujących się w tej samej odległości w trzecim wymiarze. I wyobraź
sobie, że z przodu wozu jest narysowany jeden z tych kondorów, a na
końcu wozu – w tej samej odległości od Kaziuka –
narysowany jest drugi. I chociaż Kaziuk strzela do prawdziwych
kondorów, to tak jakby strzelał do tych narysowanych. Bo, jak już
wiesz, w tej bajkowej krainie jak prawdziwe kondory dostaną kamykami,
to wrzasną te narysowane. A teraz zadam Ci pytanie: czy to, że wóz
jedzie w dwuwymiarze, i tym samym względem Kaziuka położenie
zmieniają narysowane kondory, ma jakiekolwiek znaczenie w tej
sytuacji? Oczywiście, że nie. W tej trójwymiarowej bajkowej
sytuacji, niezależnie od tego czy wóz jedzie czy stoi, oba narysowane
kondory wrzasną
równocześnie,
bo oba prawdziwe kondory dostaną kamykami równocześnie.
Podobnie jest w czterowymiarowym
Gugwasolu.
I taka jest fantazmatyczna riposta
na relatywistyczne banialuki opowiadane przez wielce uczonych
profesorów.
{Przerwa na przyniesienie z podwórka świeżego krowiego
placka.}
A teraz wyobraź sobie muchę zjadającą świeży krowi
placek. Placek jest czerwony, bo zrobiony przez krowę rasy polskiej
czerwonej. A gdy mucha pomalowana czerwoną kredką zjada czerwony
krowi placek, to biegnie po powierzchni zielonego syropu.
Podobnie było w Gungwasolu. Gdy Wasyl wrzucił łopatę
ususzonych krowich placków do rakietowego pieca, to rakieta poleciała
w Nafasibenie.
A gdy mucha biegnie, to stąpa – naciska na
powierzchnię syropu.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy wasylowa rakieta leci,
to „stąpa” – naciska na Nafasibenę.
Dlatego pod biegnącą muchą dwuwymiarowa powierzchnia
syropu jest zapadnięta w trzecim wymiarze.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy wasylowa rakieta
„stąpa”, to trójwymiarowa Nafasibena jest
zapadnięta
w czwartym wymiarze.
Gdy powierzchnia syropu jest zapadnięta, to syrop jest w
tym miejscu gęstszy, i tym samym bardziej lepki.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy w jakimś miejscu
Gungwasola zapadnięta jest Nafasibena, to amanzirra jest tam bardziej
gęsta, przez co jest bardziej lepka.
A gdy syrop jest bardziej lepki, to musze trudniej jest
oderwać od niego nogę – to tak jakby noga była
cięższa.
Podobnie jest w Gungwasolu.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego ciało w ruchu ma
większą masę.
Sensowna, nieprawdaż?
[Moje wzory będące
odzwierciedleniem zależności zachodzących w czterowymiarze Gungwasola
są na stronie:
Z czterowymiarowego wzoru
przedstawionego na tamtej stronie uzyskuje się te same wartości
liczbowe –
dotyczące wzrostu masy –
jak ze wzoru, który uprawiają wielce uczeni profesorowie na wielce
szacownych uniwersytetach. Bo oba te wzory są oparte na
geometrycznych zależnościach odkrytych przez Pitagorasa (albo może
przez jakiegoś egipskiego kapłana). Więc nie jest problemem
poprawne wyliczenie tego czy owego, gdy coś się dzieje. W moim
tekście chodzi o interpretację tego co
się
dzieje.
A interpretacja może być sensowna,
albo może być horrendalną bzdurą.]
A teraz na pytanie dlaczego ciało w ruchu ma większą
masę, odpowie wielce uczony profesor Stephen Hawking:
„(...) energia związana z ruchem ciała
wnosi wkład do jego masy,
(...)”
- Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A teraz uświadomię Ci jaką
horrendalną bzdurą
jest to co twierdzi wielce uczony profesor (ale przecież
nie tylko on, bo tak twierdzą wszyscy wielce uczeni profesorowie).
Wyobraź sobie, że właśnie do sołtysowej chałupy wszedł
miastowy. Jak już wiesz, miastowy ma osobliwą wadę wzroku: nie widzi
trzeciego wymiaru. Dlatego to co
się dzieje
w sołtysowej chałupie, miastowy widzi tak samo jak
czterech pancernych widzi sołtysostwo na dwuwymiarowym ekranie
swojego Rubina. Teraz miastowy patrzy na muchę biegnącą po
powierzchni syropu, i mówi tak:
- Gdy mucha zjada krowi placek, to biegnie. Ale
jednocześnie syrop staje się bardziej lepki. Zatem krowi placek
związany z ruchem muchy
wnosi wkład do lepkości syropu.
To co mówi miastowy, który nie ma pojęcia o tym, że to
się dzieje w trzech wymiarach, jest horrendalną bzdurą. Nieprawdaż?
Wielce uczony profesor nie ma pojęcia o tym, że to się
dzieje tak
jakby
się działo w czterech wymiarach, z których czwarty jest
pełen gęstniejącej amanzirry. Przez co nie ma pojęcia jakie są
fantazmatyczne związki przyczynowo-skutkowe w relacji energia-masa.
Dlatego opowiada
horrendalne bzdury.
A teraz wyobraź sobie, że odcinek czterech pancernych
już się skończył. Teraz sołtysowa ubrana w czerwoną kieckę stoi na
zielonym sołtysowym podwórku, i w ręce trzyma kaziukową procę
zrobioną z wyszczerbionego purpurowego widelca i zielonej gumy. Teraz
sołtysowa w jednej ręce trzyma widelec, a drugą ręką, trzymając
palcami czerwony kamyk, rozciąga gumę. Kamyk zmienia położenie wraz z
rozciągającą się gumą, ale im guma jest bardziej rozciągnięta, tym
większy opór stawia. Więc im więcej z wysiłku stęka sołtysowa, tym
kamyk jest dalej, ale ze względu na wzrastający opór rozciąganej
gumy, stękanie sołtysowej nie przekłada się proporcjonalnie na
oddalenie się kamyka.
Podobnie jest w Gungwasolu. Im więcej Wasyl wrzuca
krowich placków do rakietowego pieca, tym rakieta leci szybciej. Ale
im szybsza jest rakieta w Nafasibenie, tym mocniej na nią „stąpa”.
A im mocniej „stąpa”, tym bardziej Nafasibena jest
zapadnięta, i tym bardziej lepka jest amanzirra. A im bardziej lepka
jest amanzirra ukryta w czwartym wymiarze Gungwasola, tym
bardziej utrudnia wzrost
prędkości wasylowej rakiety w trójwymiarowej Nafasibenie.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego energia
nie przekłada się
proporcjonalnie na prędkość ciała.
Sensowna, nieprawdaż?
A to kontynuacja powyższego cytatu, która jest
odpowiedzią wielce uczonego profesora na to samo pytanie:
„(...),
innymi słowy,
energia ta utrudnia wzrost
prędkości ciała.”
- Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
I to jest kolejna
horrendalna bzdura.
A teraz Ci to uświadomię.
Wyobraź sobie, że na sołtysowe podwórko zawitało wielu
mieszkańców bajkowej wioski. A między nimi stoi wioskowy ślepiec.
Wioskowy ślepiec gada tak:
- Im więcej stęka sołtysowa, tym dalej jest kamyk. Ale
kamyk oddala się od widelca coraz wolniej, bo
to sołtysowowe stękanie utrudnia
oddalanie się kamyka.
To co gada ślepiec jest absurdalnym bełkotem,
nieprawdaż? Ślepiec gada horrendalne bzdury, bo nie widzi rozciąganej
gumy.
Wielce uczony profesor Stephen Hawking opowiada
horrendalne bzdury, bo jest „ślepcem” niewidzącym
gęstniejącej amanzirry. A to ciąg dalszy opowieści wielce uczonego
profesora (ten akurat fragment jest do rzeczy):
„Ten efekt staje się rzeczywiście istotny
dopiero wtedy, gdy obiekt porusza się z prędkością bliską
prędkości światła. Na przykład gdy ciało porusza się z
prędkością równą 10% prędkości światła, jego masa wzrasta tylko o 5%,
ale przy prędkości równej 90% prędkości światła masa staje się już
przeszło dwukrotnie większa. W miarę zbliżania się prędkości ciała do
prędkości światła, jego masa wzrasta coraz
szybciej, potrzeba zatem coraz więcej energii, by zwiększyć jego
prędkość jeszcze bardziej.”
- Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
A teraz ponownie wyobraź sobie gumę rozciąganą przez
sołtysową. Jednak teraz guma jest już bardzo mocno rozciągnięta, i
tym samym bardzo oporna. W tej sytuacji siła sołtysowej już nie
wystarcza, aby kamyk przesunął się jeszcze bardziej. A teraz wyobraź
sobie, że teraz kamyk ciągnie także Kaziuk w czerwonym berecie z
zielono-purpurową antenką. Teraz guma rozciągnęła się jeszcze
bardziej, i tym samym kamyk przesunął się jeszcze bardziej. Ale teraz
kamyk przesuwał się bardzo powolutku, i to pomimo bardzo dużej siły
(Kaziuk to kawał chłopa) z jaką ciągnęło go 2/3 sołtysostwa.
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdy prędkość wasylowej
rakiety zbliża się do prędkości światła, to wtedy rakieta „stąpa”
z ogromną siłą. Dlatego Nafasibena jest bardzo zapadnięta. I tym
samym amanzirra jest tak lepka, że ogromna ilość energii, którą do
pieca wrzuca Wasyl, przekłada się na malutki wzrost prędkości
rakiety.
I jeszcze kawałek z wielce uczonego profesora (ten to
jest jazda na nieskończoności bez trzymanki):
„W rzeczywistości ciało to nigdy nie osiągnie
prędkości światła, gdyż jego masa
byłaby wtedy nieskończona, a z równoważności
masy i energii wynika, że potrzebna byłaby wtedy i nieskończona
energia.”
- Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Wielce uczony profesor opowiada banialuki o
nieskończonościach, bo jest „ślepcem” niewidzącym dna
Gungwasola.
Gungwasol ma w czwartym wymiarze dno. Więc Nafasibena
może zapaść się tylko do dna Gungwasola.
To jest MAX.
[To jaką czwartowymiarową głębokość ma Gungwasol, i
dlaczego akurat taką, opisałem na stronie www.solomon.pl]
A gdy Nafasibena jest maksymalnie zapadnięta, to
amanzirra w tym miejscu ma maksymalną gęstość, i tym samym
maksymalną lepkość.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, którego żaden wielce uczony profesor nigdy nie
zadał: dlaczego masa
nie zwiększa się
w nieskończoność, tylko osiąga
maksymalną wielkość.
[To jaki jest maksymalny wzrost gęstości amanzirry
podałem na stronie www.solomon.pl]
Ale żeby amanzirra mogła osiągnąć maksymalną gęstość,
wasylowa rakieta musi osiągnąć maksymalną prędkość. Maksymalna
prędkość rakiety jest tylko ociupinkę mniejsza od prędkości światła.
A ta ociupinka jest już niepodzielna.
[Jak już raz napisałem, wzory i czterowymiarowe
geometryczne zależności z których wynikają wartości liczbowe, są
przedstawione na stronie www.solomon.pl]
A teraz wyobraź sobie, że teraz kamyk ciągną wszyscy
zgromadzeni wieśniacy ubrani w czerwone kubraki. Teraz guma jest
rozciągnięta maksymalnie. Ale teraz wyobraź sobie, że za czerwony
kamyk pociągnął również nasz znajomy miastowy w czerwonej czapce.
Teraz zielona guma pękła.
Podobnie było w Gungwasolu. Gdy Wasyl w rakiecie lecącej
z maksymalną prędkością, wrzucił do pieca jeszcze jednego krowiego
placka, to rakieta „stąpnęła” z taką gigantyczną siłą, że
zrobiła
dziurę w dnie Gungwasola.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego żadne ciało mające masę nie może
osiągnąć prędkości światła.
A teraz wyobraź sobie moment w którym pękła guma. Ale
nie taki moment i nie ta guma. Jeszcze raz. Wyobraź sobie chwilę w
której pękła guma wyciągnięta przez Kaziuka z zielonych kalesonów
sołtysa. Teraz cała siła z jaką ciągnęli kamyk wszyscy mieszkańcy
bajkowej wioski, oderwała się od gumy. Dlatego teraz wszyscy, pchani
tą oderwaną energią, robią do tyłu fikołki na sołtysowym podwórku.
Podobnie było w Gungwasolu. Gdy wasylowa rakieta zrobiła
dziurę w dnie Gungwasola, to wtedy zniknęła z Nafasibeny. Ale nie
zniknęła energia, którą Wasyl wrzucał do rakietowego pieca. Ta
energia, która była kumulowana poprzez to, że amanzirra stawała się
coraz bardziej lepka, teraz oderwała się od „gumy”.
A teraz wyobraź sobie, że cały ten fikołkujący tłum
bajkowych wieśniaków w czerwonych kubrakach, wpadł na stodołę stojącą
na zielonym podwórku. I tak właśnie stodoła zbudowana z czerwonych
cegieł się zawaliła.
Podobnie byłoby w Nafasibenie. Gdyby ta gigantyczna
energia potrzebna do rozpędzenia rakiety do maksymalnej prędkości
(czyli prędkości światła pomniejszonej o jedną niepodzielną
ociupinkę) wbrew lepkości amanzirry rosnącej do maksymalnej wartości
(czyli gigantycznej wartości), uwolniła się w Nafasibenie w pobliżu
jakiejś stodoły, to zdarzyłaby się piękna katastrofa.
A teraz wyobraź sobie kamyk. Gdzie teraz jest czerwony
kamyk?
Podobnie jest w Gungwasolu. Gdzie teraz są Wasyl i jego
rakieta? Odpowiedź na to pytanie znajdziesz na stronie:
{Przerwa na drugi kubek sołtysowego samogonu. Po drugim
kubku czas zwalnia. A szczególnie wtedy, gdy biegnie się po
zagrychę.}
Już w dziewiętnastym wieku zauważono, że czas zwalnia
gdy ciało jest w ruchu. Dlaczego? Wielce uczeni profesorowie na to
pytanie odpowiadają tak (tym razem nie będę nikogo cytował, sam od
razu napiszę o co chodzi – tak po chłopsku):
Wyobraź sobie lustro położone na płasko, i drugie lustro
zawieszone w taki sam sposób nad tym pierwszym w jakiejś tam
odległości – ale tak fejs tu fejs. Między dwoma lustrami
porusza się promień świetlny. Po odbiciu się od górnego leci do
dolnego, po czym odbija się od dolnego, następnie leci do górnego
itd. To jest zegar świetlny. A teraz wyobraź sobie, że ten zegar
świetlny podróżuje pociągiem. Światło właśnie odbiło się od dolnego
lustra i zrobiło TIK. Jednak zanim dotrze do górnego, to górne lustro
zmieni położenie wraz z jadącym pociągiem. Więc światło aby odbić się
od górnego lustra, i zrobić TAK, musi przemieszczać się na skos. A na
skos jest dalej niż prosto do góry. Dlatego w jadącym pociągu zegar
świetlny tyka rzadziej. Wniosek: w jadącym pociągu czas płynie
wolniej.
Tako prawią wielce uczeni profesorowie. Ale ta świetlna
zegarologia uprawiana przez wielce uczonych profesorów na wielce
szacownych uniwersytetach, jest absurdem. A teraz uzasadnię moje
twierdzenie. Teraz wyobraź sobie taki sam zegar świetlny ale
ustawiony pionowo. Taki pionowy zegar tyka z tą samą częstotliwością
jak ten poziomy. Ale teraz oba zegary wsadźmy do pociągu, który za
chwilę pojedzie w siną dal. Jadący poziomy zegar tyka wolniej, bo
promień świetlny robiąc TIK TAK pokonuje dłuższą drogę. Ale w
przypadku zegara pionowego, promień nie pokonuje dłuższej drogi
robiąc pełne TIK TAK, bo
odległość między lustrami jest
cały czas taka sama.
Dlatego jadący pionowy zegar świetlny nie chodzi
wolniej. Wniosek: w jadącym pociągu czas nie płynie wolniej. Absurd,
nieprawdaż?
[W powyższym opisie jest zawarte twierdzenie Pitagorasa.
Ale te geometryczne zależności można zinterpretować inaczej. Na
stronie www.solomon.pl pokazałem
to na czterowymiarowych rysunkach. W
tamtym tekście dodatkowe wymiary – czwarty i piąty – są
numerem czwartym (różnią się tylko kolorami). To dlatego, że tamten
tekst jest bardzo trudny do zrozumienia. Gdyby tam był jeszcze jeden
wymiar więcej, to chyba nikt nic by z niego nie zrozumiał.]
A teraz wyobraź sobie Kaziuka biegnącego do bajkowego
GS-u po kiszonego ogórka na zagrychę. Kaziuk biegnie po płaskiej i
wypoziomowanej powierzchni wiejskiej drogi, dlatego purpurowe krople
deszczu uderzają jego czerwony beret zawsze z tą samą siłą. A teraz
wyobraź sobie, że teraz Kaziuk zbiega ze stromej wydmy. Krople
spadają cały czas z tą samą prędkością, ale teraz uderzają beret
Kaziuka z mniejszą siłą – bo z punktu widzenia zbiegającego
Kaziuka, spadają wolniej.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Im wasylowa rakieta jest
bardziej zapadnięta w czwartym wymiarze, tym działanie Rwizisy
płynącej w piątym wymiarze jest słabsze.
[Na marginesie wyjaśnię Ci dlaczego. Pierwszy i drugi
wymiar są prostopadłe względem siebie. Tak samo czwarty i piąty
wymiar Qlepsydronu są prostopadłe względem siebie. A teraz wyobraź
sobie kulkę plasteliny i wetknięte w nią dwie zapałki, ale tak
prostopadle względem siebie. Jedna zapałka jest oznaczona czwórką, a
druga piątką. Gdy mucha idąca po zapałce-czwórce oddala się od kulki,
to oddala się też od zapałki-piątki.]
To tak jakby Rwizisa płynęła
wolniej.
A teraz wyobraź sobie czerwoną skałę – tą
wystającą z bajkowego oceanu niedaleko od wydmy z której właśnie
zbiega bajkowy Kaziuk – i spadające na nią krople purpurowej
wody. Krople drążą skałę, i dlatego skała kiedyś się rozpadnie. Ale
gdyby krople spadały wolniej, to skała rozpadłaby się później.
Podobnie jest w Qlepsydronie.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego w rozpędzonej sondzie kosmicznej zegar
atomowy chodzi wolniej.
{Przerwa na zagrychę.}
Gdy działanie Rwizisy płynącej w piątym wymiarze
Qlepsydronu jest słabsze, to
mniejsza jest prędkość
Yangokurasa w czwartym wymiarze Gungwasola.
A gdy Yangokuras jest wolniejszy, to:
Po pierwsze,
cząstki amanzirry są wolniejsze.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego prędkość światła maleje wraz ze
spowolnieniem zegara atomowego.
A jak na to pytanie odpowiadają wielce uczeni
profesorowie? Wcale nie odpowiadają, bo nie mają pojęcia, że takie
absolutne i bezwzględne zjawisko istnieje. Wielce uczeni profesorowie
opowiadają jakieś relatywistyczne banialuki.
Po drugie,
wasylowa rakieta staje się
skurczona.
[To jak dokładnie to kurczenie się dzieje opisałem na
stronie www.solomon.pl]
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego ciało będące w ruchu jest mniejsze.
Takiego pytania żaden wielce uczony profesor oczywiście
nigdy nie zadał. Bo wielce uczeni profesorowie twierdzą, za swoim
guru Albertem Einsteinem, że ciało skraca się w kierunku jego ruchu
(to cytat ze strony www.fizykon.org):
„Istotą zjawiska
(skracania
się długości ciała w ruchu) jest
stwierdzenie, że odległość mierzona (...) będzie
inna, niż mierzona w spoczynku. Np. pręt o długości 1 metra
obserwowany wtedy gdy koło nas przelatuje, jest dla nas krótszy, niż
gdyby leżał sobie spokojnie obok. Efekt ten zachodzi jednak tylko
w kierunku ruchu –
gdyby miarka metrowa z naszego przykładu była ustawiona prostopadle
do prędkości, to
zarówno w układzie w którym spoczywa, jak i w tym w którym się
porusza – cały czas
będzie miała dokładnie 1 metr. Wynika z tego np. że przelatująca kula
zamienia się dla obserwatora widzącego ją w ruchu w elipsoidę.”
Wasylowa rakieta zawsze kurczy się
symetrycznie,
bez względu na kierunek jej ruchu w trójwymiarowej
Nafasibenie.
Bo Yangokuras przepływa w
czwartym/prostopadłym wymiarze.
I taka jest fantazmatyczna riposta
na banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
{Przerwa na nalanie syropu do drugiej miski.}
Gdy wielce uczeni profesorowie zaobserwowali, że czas
zwalnia gdy ciało jest w ruchu, wówczas oczywiście zabrali się za
rozważania.
„Langevin rozważał sytuację dwóch braci
bliźniaków, mieszkających na Ziemi. Jeden z nich odbywa podróż z
prędkością bliską prędkości światła, po czym wraca na Ziemię. Na
Ziemi mija, powiedzmy, 50 lat, ale ponieważ czas w statku kosmicznym
zwalnia, podróżujący nim bliźniak zestarzeje się tylko o 10 lat.
Kiedy bracia w końcu się spotkają, każdy z nich będzie w innym
wieku, ponieważ bliźniak na statku kosmicznego będzie o 40
lat młodszy.” - Michio
Kaku „Kosmos Einsteina.”
Cóż za fascynujące i ekscytujące zjawisko! To tak jakby
kosmonauta przeniósł się w ziemską przyszłość!! Wielce uczeni
profesorowie już nie mogą się doczekać kiedy w rakietach pędzących z
prędkością podświetlną udadzą się w odwiedziny do swoich ulubionych
praprapraprapraprapraprawnuków. Cóż to będzie za niespodzianka!
A teraz wyobraź sobie drugą miskę pełną syropu stojącą
obok tej pierwszej – ale w drugiej misce syrop jest gęstszy.
Teraz wyobraź sobie, że w obu syropach muchy robią pajacyki. Jednak
mucha zanurzona w gęstszym syropie robi pajacyki wolniej, niż mucha
zanurzona w rzadszym syropie – powiedzmy dwa razy wolniej.
Podobnie jest w Gungwasolu. Wasylowa rakieta leci w
Nafasibenie, a platforma startowa na której mieszka Kleofas, nie.
Przez co Wasyl jest „zanurzony w gęstszym syropie” niż
Kleofas. Dlatego Wasyl robi pajacyki wolniej niż Kleofas.
A teraz wyobraź sobie, że mucha w gęstszym syropie nagle
stała się dwa razy mniejsza. Teraz bajkowe muchy robią pajacyki w tym
samym rytmie. Bo chociaż wolniejsza mucha macha nogami dwa razy
wolniej, to jej dwa razy mniejsze nogi mają dwa razy mniejszy dystans
do pokonania.
Podobnie jest w Gungwasolu. Im bardziej wasylowa rakieta
jest zapadnięta w czwartym wymiarze, tym jest mniejsza, i tym samym
mniejszy jest Wasyl. Dlatego Wasyl i Kleofas robią pajacyki w tym
samym rytmie, piją Mocne Fulle w tym samym rytmie, w tym samym rytmie
oglądają meczyki Ligi Mistrzów, i w tym samym rytmie zabawiają
sąsiadki. I co najważniejsze,
obaj starzeją się w tym samym
rytmie.
I taka jest fantazmatyczna riposta
na banialuki opowiadane przez wielce uczonych profesorów.
A to dalszy ciąg wywodu wielce uczonego profesora Michio
Kaku:
„Spójrzmy teraz na tę sytuację oczami tego
bliźniaka (kosmonauty).
Z jego perspektywy to on pozostawał w spoczynku, a Ziemia
wystartowała w przestrzeń, a zatem to zegarek bliźniaka ziemskiego
chodził wolniej. Kiedy obaj bliźniacy w końcu się spotkają, bliźniak
ziemski powinien być młodszy, a nie bliźniak ze statku. Ponieważ
ruch jest względny, powstaje pytanie, który z bliźniaków jest
naprawdę młodszy. Ponieważ obie sytuacje wydają się być
symetryczne, zagadka ta nawet dzisiaj stanowi twardy orzech do
zgryzienia dla każdego studenta próbującego zrozumieć teorię
względności. Rozwiązanie zagadki, jak to wykazał Einstein,
polega na tym, że to bliźniak ze statku kosmicznego, a nie bliźniak
na Ziemi, był poddawany
przyśpieszeniu.
Statek musiał zwolnić, zatrzymać
się i zawrócić, co w oczywisty sposób wywierało wielki wpływ na
podróżującego bliźniaka. Innymi słowy: sytuacja
nie jest symetryczna
z powodu
przyśpieszenia, które
nie jest uwzględniane w założeniach szczególnej teorii względności, a
dotyczy tylko bliźniaka ze statku, który w rzeczywistości
staje się młodszy.”
- Michio Kaku „Kosmos Einsteina.”
A po przerwie ponownie uświadomię Ci jakim absurdem jest
szczególna teoria względności.
{Przerwa na włączenie Rubina, bo zaraz będzie Janosik.}
A teraz wyobraź sobie, że całe sołtysostwo ogląda
Janosika. Janosika razem z sołtysostwem ogląda też miastowy. Na
środku ekranu stoi Kwiczoł, a z prawej strony ekranu Pyzdra zbiega z
górki. Pyzdra najpierw zbliżył się do Kwiczoła, a potem zaczął
znikać. Ale zaraz potem pojawił się po drugiej stronie Kwiczoła.
Kondor królewski, który dopiero co przysiadł na parapecie okna
sołtysowej chałupy, też ogląda film. Kondor wie, że dwuwymiarowa
powierzchnia ekranu Rubina jest
jakby
trójwymiarowa. Dlatego Pyzdra mógł minąć Kwiczoła w
trzecim wymiarze, i mógł na chwilę ukryć się za nim. Ale miastowy,
który nigdy nie widział trzeciego wymiaru i nie ma pojęcia o jego
istnieniu, zdarzenie, które zaszło na dwuwymiarowej powierzchni
ekranu komentuje tak:
- Po zetknięciu się z Kwiczołem Pyzdra się
zdematerializował, i po chwili zmaterializował się z drugiej strony.
A żeby nie być gołosłownym, miastowy zabazgrał cały
kuchenny stół wzorami. Teraz wyobraź sobie Kaziuka gapiącego się z
opadniętą szczęką na te matematyczne bohomazy. Kaziuk to prosty chłop
z bajkowej wioski, dlatego nic z nich nie rozumie. Ale Kaziuk ma swój
chłopski rozum, dlatego zadał miastowemu takie oto pytanie:
- A dlaczego Pyzdra zniknął, a nie Kwiczoł? Bo przecież
Kwiczoł zetknął się z Pyzdrą tak samo jak Pyzdra z Kwiczołem.
Miastowy z wielce uczoną miną odpowiada tak:
- Kwiczoł względem Pyzdry jest w ruchu tak samo jak
Pyzdra względem Kwiczoła. Więc po zetknięciu się, z punktu widzenia
Kwiczoła dematerializuje się Pyzdra, a z punktu widzenia Pyzdry
dematerializuje się Kwiczoł. Ale to wtedy, gdy względem siebie są w
ruchu jednostajnym prostoliniowym. W sytuacji oglądanej na filmie,
Pyzdra poruszał się z przyśpieszeniem. Więc sytuacja
nie była symetryczna.
I dlatego to Pyzdra się zdematerializował, a nie
Kwiczoł.
Ale najlepsze dopiero będzie (to ciąg dalszy tego
pseudouczonego bełkotu wielce uczonego profesora Michio Kaku):
„Jednakże sytuacja jest jeszcze bardziej
zagadkowa, kiedy statek kosmiczny z bliźniakiem nie wraca. W tym
scenariuszu każdy z bliźniaków widzi przez teleskop, że
jego brat starzeje się wolniej. Ponieważ sytuacja jest
teraz dokładnie symetryczna, to każdy z obu bliźniaków jest
przekonany, że jego brat jest młodszy.”
Każdy z bliźniaków widzi, że
jego brat starzeje się wolniej!!!
I właśnie do takiego megaabsurdu prowadzi dogmat
W potocznym języku za dogmat
rozumie się pewnik przyjęty tylko na zasadzie autorytetu, bez
poddania go badaniu krytycznemu co do prawdziwości i zgodności
z doświadczeniem.
<źródło: Wikipedia>
wyznawany przez wielce uczonych profesorów mówiący, że
każdy ruch jednostajny prostoliniowy jest względny.
{Przerwa na pomalowanie wiatru wiejącego nad oceanem.}
A teraz wyobraź sobie, że syrop stężał i zamienił się w
galaretkę. W zielonej galaretce są czerwone muchy, ale nie za wiele.
Teraz Kaziuk nabrał czerwoną łyżką trochę galaretki, przez co zrobił
się w niej dołek.
Podobnie jest w Gungwasolu. Obecność kleofasowej
platformy startowej w Nafasibenie sprawia, że w czwartym wymiarze
Gungwasola utworzył się dołek. Bo platforma startowa jest jakby łyżką
wybierającą „galaretkę”.
[To jak to naprawdę działa opisałem na stronie
www.solomon.pl]
W tej sytuacji Nafasibena jest
zapadnięta w czwartym wymiarze.
[To jest inny rodzaj zapadnięcia się Nafasibeny, niż to
spowodowane przez „stąpanie” wasylowej rakiety.]
A teraz wyobraź sobie, że do dołka w zielonej galaretce
wbiegła czerwona mrówka. Krzywizna powierzchni galaretki sprawiła, że
zmienił się kierunek ruchu mrówki.
Podobnie jest w Gungwasolu. Z powodu zakrzywienia się
Nafasibeny w czwartym wymiarze, zmienił się kierunek ruchu wasylowej
rakiety, która akurat przelatywała obok kleofasowej platformy
startowej.
„Czasoprzestrzeń nie jest płaska, jak zakładano
uprzednio, lecz zakrzywiona lub „pofałdowana”
przez rozłożoną w niej energię i masę. Ciała takie jak Ziemia
nie są zmuszone do poruszania się po zakrzywionej orbicie
przez siłę ciążenia; należy raczej powiedzieć, że poruszają
się w zakrzywionej przestrzeni (...).”
- Stephen Hawking „Krótka
historia czasu”.
I to się zgadza. Ale Einstein i wszyscy inni wielce
uczeni profesorowie twierdzą, że krzywizna przestrzeni jest
grawitacją.
„Rewolucyjność pomysłu Einsteina polega na
potraktowaniu grawitacji odmiennie niż innych
sił, a mianowicie jako konsekwencji krzywizny
czasoprzestrzeni.” -
Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Czyli sprawcą tego, że jabłko spadło Newtonowi na głowę.
Ale to co o przyczynie spadania jabłek twierdzą wielce uczeni
profesorowie, ja nominowałem do prestiżowej nagrody ufundowanej przez
sołtysa mojej wioski:
Pierdoła Milionlecia.
A teraz wyobraź sobie Kaziuka, który nabierając łyżką
galaretkę, zerka na ocean z okna sołtysowej chałupy. I wyobraź sobie
czerwoną żaglówkę płynącą na powierzchni zielonego oceanu. Żaglówka
płynie – zmienia położenie – bo nad, czyli poza, oceanem
wieje wiatr pomalowany zieloną kredką.
Podobnie jest w Qlepsydronie.
Poza Gungwasolem wieje wiatr.
Ten fantazmatyczny zewnętrzny wiatr – zewnętrzny
względem Gungwasola – Ufoki zwą Upeporokiem.
A teraz ponownie wyobraź sobie nadmuchiwany przez
sołtysa podziurkowany wołowy pęcherz. Czy oczami wyobraźni widzisz
ten zielony wiatr uciekający dziurkami na zewnątrz pęcherza?
Podobnie jest w Qlepsydronie.
[Jak powstaje Upeporok, kosztem czego powstaje, i
dlaczego dwa razy dalej jest cztery razy słabszy, dokładnie opisałem
na stronie www.solomon.pl]
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytania, jak powstaje grawitacja, kosztem czego
powstaje, i dlaczego dwa razy dalej jest cztery razy słabsza.
„Przyciąganie grawitacyjne między Ziemią i
Słońcem przypisujemy wymianie grawitonów między cząstkami
składającymi się na oba ciała. Choć wymieniane grawitony są
wirtualne, a zatem nieobserwowalne, wywołują widzialny efekt —
Ziemia porusza się wokół Słońca!”
-
Stephen Hawking
„Krótka historia czasu”.
Wielce uczony profesor
ponownie opowiada wirtualne banialuki, bo nie ma pojęcia o
„istnieniu” Upeporoka.
A w jaki sposób wielce uczeni profesorowie, nie wiedząc nic o
„istnieniu” Upeporoka, potrafią wyliczyć dokładnie siłę
grawitacji? To proste.
Gdy w Gungwasolu robi się coraz większy dołek, to
zakrzywienie Nafasibeny jest coraz większe, i jednocześnie coraz
silniejszy jest Upeporok. Bo Upeporok jest wypełniaczem tego dołka.
Więc siła Upeporoka jest zawsze
proporcjonalna do stopnia zakrzywienia Nafasibeny w danym miejscu.
Zatem aby obliczyć siłę Upeporoka w danym miejscu
Nafasibeny, wystarczy zmierzyć jej krzywiznę.
I dlatego wielce uczeni profesorowie, nie mając pojęcia
o „istnieniu” Upeporoka, mogą poprawnie obliczyć siłę,
która ciągnęła,
a właściwie pchała,
jabłko ku głowie Newtona. Ale czym innym jest poprawne
obliczenie tego czy owego, a czym innym jest zrozumienie mechanizmu
działania danego zjawiska. Bo jak się nie rozumie tego
fantazmatycznego mechanizmu, to wtedy ma się poważny problem, żeby
nie powiedzieć najpoważniejszy.
„Najpoważniejszym problemem jest ujednolicenie
ogólnej teorii względności opisującej grawitację w makroskali
(czyli
ugięcie przestrzeni, które nie jest grawitacją) z
mechaniką kwantową opisującą oddziaływania fundamentalne w skali
subatomowej (czyli z
grawitacją).” -
Wikipedia.
A to cytat ze strony internetowej Centrum Nauki
Kopernik:
„Grawitacja stanowi bez wątpienia enfant
terrible nowoczesnej fizyki. Stanowi w tej chwili jedyną przeszkodę
na drodze do tak zwanej Wielkiej Unifikacji — stworzenia teorii
fizycznej, która za pomocą jednego mechanizmu tłumaczy istnienie
wszystkich rodzajów oddziaływań we Wszechświecie. Pozostałe
oddziaływania — elektromagnetyzm, jądrowe silne i jądrowe słabe
— udało się wcisnąć do
jednego obrazka. Jedynie
grawitacja wystaje z ram.”
W Qlepsydronie wszechstronny Yangokuras przepływa
wewnątrz Gungwasola.
Ale Upeporok przepływa na
zewnętrz Gungwasola.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, dlaczego grawitacja „wystaje z ram”.
A dlaczego grawitacja jest taka słaba?
„Siły elektromagnetyczne są o wiele
potężniejsze niż grawitacyjne. Na przykład, siła elektromagnetyczna
między dwoma elektronami jest około milion miliardów miliardów
miliardów miliardów (1 i czterdzieści dwa zera) razy większa
niż siła grawitacyjna.” -
Stephen Hawking „Krótka historia czasu”.
Na to pytanie wielce uczeni profesorowie nie
odpowiadają, bo nie mają pojęcia.
To dlaczego Upeporok jest taki słaby opisałem na stronie
www.solomon.pl
{Przerwa na pomachanie ręką żaglówce na pożegnanie, bo
zaraz zniknie za horyzontem.}
A teraz wyobraź sobie, że im głębszy dołek w galaretce
wykopuje Kaziuk, tym silniejszy wiatr wieje nad oceanem, i tym samym
z coraz większą prędkością żaglówka zmierza ku horyzontowi. Ale
galaretka ma pewną ograniczoną głębokość, więc Kaziuk nie będzie
kopał w nieskończoność, i tym samym żaglówka nie będzie przyśpieszać
w nieskończoność.
Podobnie jest w Gungwasolu. Czwartowymiarowy dołek w
Gungwasolu nie może być głębszy od czwartowymiarowej głębokości
Gungwasola.
[Jak już raz napisałem, to jaką czwartowymiarową
głębokość ma Gungwasol, i dlaczego akurat taką, opisałem na stronie
www.solomon.pl]
Dlatego siła Upeporoka
nie może rosnąć w
nieskończoność.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, którego oczywiście żaden wielce uczony profesor
nigdy nie zadał: dlaczego siła grawitacji
nie może
rosnąć
w nieskończoność, tylko może
osiągnąć maksymalną wielkość.
A teraz wyobraź sobie, że w tym samym momencie kiedy
Kaziuk dokopał się do dna miski, żaglówka osiągnęła maksymalną
prędkość, i zniknęła za horyzontem. Teraz już nie ma dołka w
galaretce, teraz jest
dziura
w galaretce.
Podobne dziury są w Gungwasolu.
I taka jest fantazmatyczna
odpowiedź na pytanie, czym są czarne dziury.
{Przerwa na zawrócenie rzeki kijem.}
Wielce uczeni profesorowie, będąc w ciemnej
kosmologicznej *****, zastanawiają się czy przestrzeń będzie się
rozszerzać wiecznie. A może kiedyś zacznie się kurczyć? A co będzie
wówczas, gdy zacznie się kurczyć?
„Fizyk Stephen Hawking wierzył nawet, że
odwróceniu może ulec sam czas, gdy tylko wszechświat zacznie
się kurczyć, i że historia powtórzy się w odwrotnym kierunku.
Oznaczałoby to, że ludzie stawaliby się coraz młodsi i wracali do
łona matek, wynurzyliby się tyłem z basenu i lądowali bez kropli wody
na trampolinie, a smażone jajka wskakiwałyby do smażonych
nieuszkodzonych skorupek.”
- Michio Kaku „Kosmos Einsteina”.
A teraz już po raz ostatni wyobraź sobie nadmuchiwany
wołowy pęcherz. Dopóki sołtys w purpurowym kubraku i zielonych
kalesonach przewiązanych sznurkiem, będzie wdmuchiwał purpurowe
powietrze do pęcherza, dopóty zielony pęcherz będzie się powiększał.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Dopóki do Gungwasola
będzie wpływała Rwizisa, dopóty Gungwasol będzie się powiększał, i
tym samym Nafasibena będzie się rozszerzać.
A teraz ponownie wyobraź sobie starą klepsydrę stojącą
na równie starej komodzie. Żeby na dole mogło przybywać piasku, u
góry musi go ubywać.
Podobnie jest w Qlepsydronie. Fantazmatyczny Losawgnug –
„odwrócony na lewą stronę” czterowymiarowy wierzch
pięciowymiarowego Qlepsydronu – się zmniejsza, bo amanzirra z
niego wypływa.
Kiedyś w klepsydrze przesypie się cały piasek. I wtedy
sołtys bajkowej wioski ją odwróci.
Podobnie będzie w Qlepsydronie. Kiedyś cała amanzirra
przeleje się do Gungwasola, i wtedy Qlepsydron się odwróci.
A na zakończenie wyobraź sobie młyn wodny stojący nad
rzeką przepływającą przez bajkową wioskę. Teraz rzeka płynie w drugą
stronę. Czy teraz z mąki powstają ziarna?
Podobnie będzie w Umhlabasonie.
Koniec części pierwszej (9-07-2016).
Solomon Sarcoramphus Papa
Dla swojaków Kaziuk
z wioski
e-mail: kondorman@o2.pl
Wszechświat według Ufoków na
*******************************************************************************
Ostrzeżenie!
Wszystkie słowa/nazwy, które częściowo wymyśliłem:
- amanzirra (amanzi to woda w języku ludu Xhosa)
- gungwasol (gungwa to ocean w języku ludu Shona)
- losawgnug
- nafasibena (nafasi to przestrzeń w języku Suahili)
- qlepsydron
- rwizisa (rwizi to rzeka w języku ludu Shona)
- umhlabason (umhlaba to kraina w języku ludu Xhosa)
- upeporok (upepo to wiatr w języku Suahili)
- yangokuras (yangoku to prąd, na przykład oceaniczny, w
języku ludu Xhosa)
oraz wyrażenia, które wymyśliłem:
- sołtysowy samogon
- szczawiówka sołtysowej
stanowią moją własność intelektualną.
[Mam porobione zrzuty z ekranu – wyniki wyszukiwań
w Google – na dowód, że powyższe słowa i wyrażenia nie istniały
zanim ich nie wymyśliłem.]
Więc nie radzę używać ich w celach komercyjnych bez
mojej zgody. A jeżeli ktoś wykupi domenę na przykład amanzirra.pl
albo gungwasol.com albo umhlabason.de itp. itd., i bez mojej zgody
zrobi sobie pod tym adresem stronę w internecie, to dam mu sposobność
wykazania przed sądem jakie on ma prawa do tego wymyślonego przeze
mnie słowa.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
„Ptah-kefer
zaśmiał się i rzekł:
Jeśli
się widzi człowieka umierającego z głodu, dobrze jest go nakarmić.
Lecz jeśli wzbrania się jeść, podejrzewając, że pożywienie
jest zatrute, to nie należy mu je wciskać przemocą do ust, gdyż
strawa tak podana może go udławić, zamiast zaspokoić jego
głód. I nie należy dawać głodnemu dużej misy jadła, bo może
połknąć je zbyt śpiesznie i mieć dolegliwości, a potem narzekać: "To
było bardzo szkodliwe jedzenie, w przyszłości muszę go unikać".
Raczej należy karmić go stopniowo, po trochu za każdym razem,
i trzeba mu dać mleka, nim będzie w stanie przyjąć
ciężkostrawne mięso. Wtedy skorzysta z tego, co
dostanie, i zapragnie więcej, by wzmóc swe siły”.
- Joan Grant „Uskrzydlony
faraon”.
A jeśli po wypiciu „mleka” czujesz się na
siłach przyjąć „ciężkostrawne mięso”, to znajdziesz je na
stronie:
I jeszcze coś. Ukryłem w tamtym
tekście dwa zasadnicze, aczkolwiek bardzo subtelne, błędy. A na tego
kto odnajdzie te błędy, czeka Grand Prix:
przejażdżka
na moim wieprzku Winnetou na oklep.
To nie lada gratka, a zagadka nie
jest łatwa. Więc dam Ci fory. Pierwszego błędu trzeba szukać jak
wiatru we włosach. A drugi błąd jest ukryty w cieście wyrośniętym nie
w tą stronę co trzeba.
Bajka
o prostym chłopie.
(Przeczytaj
koniecznie, bo to wielce pouczająca bajka.)
Dawno dawno
temu był sobie prosty chłop. Pewnego razu pojechał do miasta aby na
rynku sprzedać ziemniaki. Na rynku swoje towary sprzedawał także
cudzoziemski kupiec. Kupiec widząc zainteresowanie chłopa pewnym
skomplikowanym urządzeniem, wyjaśnił mu, że to jest model
wszechświata – w środku wszechświata jest Ziemia, a Księżyc,
Słońce i planety krążą wokół niej. Chłop był prosty, ale nie głupi,
dlatego po chwili spostrzegł coś dziwnego. Otóż na modelu
wszechświata Księżyc czasami bywał dwa razy bliżej Ziemi, więc czasem
powinien wydawać się dwa razy większy niż kiedy indziej.
„Model Ptolemeuszowski (model
geocentryczny, czyli z Ziemią w środku) pozwalał na w miarę
dokładne przewidywanie położeń ciał niebieskich na niebie. Aby jednak
osiągnąć tą dokładność, Ptolemeusz musiał przyjąć, iż Księżyc porusza
się po takiej orbicie, że gdy znajduje się najbliżej Ziemi, jego
odległość od niej jest dwukrotnie mniejsza, niż gdy znajduje się
najdalej od Ziemi. Oznacza to, że Księżyc czasem powinien
wydawać się dwa razy większy niż kiedy indziej! Ptolemeusz
zdawał sobie sprawę z tego problemu, ale mimo to jego model został
ogólnie zaakceptowany.” – Stephen Hawking „Krótka
historia czasu”.
A przecież tak
nie było! Chłop wyraził powątpiewanie co do poprawności modelu. A
rozgniewany kupiec na to tak:
– Wielce
uczeni profesorowie mówią, że wszechświat wygląda tak jak pokazane
jest na modelu. I ci światli profesorowie z pewnością wiedzą co
mówią. A ty ciemny chłopie zamiast mędrkować zajmij się ziemniakami.
Ale chłop
przestał zajmować się ziemniakami. Odtąd chłop zajęty był
rozmyślaniem o tym co jest nie tak z modelem, który zobaczył na
rynku. Co prawda chłop był nieczytaty i niepisaty, ale za to bystry,
cierpliwy i uparty, a przede wszystkim był obdarzony strzelistą
wyobraźnią. Ileż razy na przeróżne sposoby chłop przekonponował model
w swojej wyobraźni! Ileż nocy nie przespał! Ileż wyrwał włosów z
głowy! A w międzyczasie samodzielnie nauczył się czytać i pisać. I
aczkolwiek z mozołem, ale robił postępy. Po kilku latach nieustannych
myślowych zmagań z modelem, chłop w końcu znalazł rozwiązanie
wszystkich problemów. Wtedy wyskoczył z beczki po smole w której
akurat brał kąpiel, i biegając na golasa po swojej wiosce krzyczał:
Znalazłem! Znalazłem!! Znalazłem!!!
„Heureka (z gr. znalazłem) –
uważa się, że okrzyk ten został wprowadzony do naszej kultury przez
Archimedesa, starożytnego greckiego filozofa i matematyka. Miało tak
się stać, gdy zauważył, że przedmioty zanurzone w wodzie pozornie
tracą na wadze tyle, ile waży wyparta przez nie woda i odkrył tym
samym podstawowe prawo hydrostatyki nazwane jego imieniem. Jego
wołanie utrwaliło się w pamięci Ateńczyków, ponieważ miał on dokonać
tego odkrycia podczas kąpieli i podekscytowany odkryciem wybiegł na
ulicę z tym okrzykiem na ustach.” – Wikipedia
Po powrocie do
chałupy chłop postanowił poinformować wielce uczonych profesorów o
swoim doniosłym odkryciu. Odświętnie ubrany udał się do miasta, a
następnie śmiało wkroczył do wielce szacownego uniwersytetu. Ale
większość wielce uczonych profesorów nie chciała go nawet wysłuchać.
A ci nieliczni pozostali drwili z niego tak:
– Co ty
ciemny chłopie możesz wiedzieć o wszechświecie? Zajmij się
ziemniakami, bo od zajmowania się wszechświatem jesteśmy my: wielce
uczeni profesorowie! A poza tym twoje twierdzenie, że Ziemia krąży
wokół Słońca jest tak samo bezdennie głupie jak twierdzenie, że
maszyna cięższa od powietrza może latać.
„Żadna maszyna cięższa od powietrza nie może latać.”
– Lord Kalvin, autorytet naukowy drugiej poł. XIX w.
Wychodząc z
wielce szacownego uniwersytetu – tego przybytku próżności i
pychy – chłop obiecał sobie, że nie tylko obali ogólnie
zaakceptowany model z Ziemią w środku, ale zrobi też pośmiewisko z
tych aroganckich, zarozumiałych i niereformowalnych osłów
nazywających siebie profesorami. Następnego dnia stanął na środku
rynku, i zaczął przekonywać przechodniów o tym, że Ziemia krąży wokół
Słońca. Ale opowiadał też o tym jak absurdalny i niedorzeczny jest
model z Ziemią w środku. Na początku przechodnie pukali się w czoło.
Jednak od czasu do czasu ktoś przystawał na dłużej, i zdziwiony
dochodził do wniosku, że to co chłop mówi ma sens. Po jakimś czasie
chłopa słuchała już spora gromadka ludzi mruczących pod nosem:
– A może
jednak się kręci?
„Eppur si muove (z wł. A jednak się kręci)
– słowa według legendy wypowiedziane szeptem przez Galileusza w
roku 1633 gdy stanął przed sądem inkwizycji rzymskiej. Galileusz miał
w ten sposób wyrazić przekonanie, że to Ziemia krąży wokół Słońca,
choć wcześniej publicznie musiał się wyrzec swoich poglądów.”
– Wikipedia.
Grono
słuchających tego co o wszechświecie mówił chłop rosło w szybkim
tempie. To co działo się na rynku, z okien wielce szacownego
uniwersytetu obserwowali wielce uczeni profesorowie. I jak nietrudno
się domyśleć, wielce uczeni profesorowie byli wielce niezadowoleni i
wielce zaniepokojeni. Bo co będzie gdy te herezje głoszone przez
chłopa rozleją się po całym królestwie?
Epilog.
Następnego
dnia ponownie „stanąłem na rynku”. Napisałem nowy post o
mojej alternatywnej koncepcji wszechświata, ale też o tym jak
absurdalna i niedorzeczna jest koncepcja wszechświata uprawiana przez
wielce uczonych profesorów na wielce szacownych uniwersytetach. I
wtedy zobaczyłem zdumiony, że facebook uniemożliwił mi promowanie
postów!!! Mój „spalony na stosie” fanpage nazywa się
Wszechświat według Ufoków.
Autor
bajki: Solomon Sarcoramphus Papa, dla swojaków Kaziuk z wioski.
email: kondorman@o2.pl
email: kondorman@o2.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz