Październik
1997 roku, warszawski Ursynów. Na parterze małe mieszkanko, którego
okna okala dzikie wino. Sprawia, że nawet za dnia wewnątrz panuje
półmrok. Dodaje to tajemniczości zdarzeniom, które zaczęły się wiosną
1995 roku.
Jola
– mężatka i matka dwojga dzieci – gospodyni tego mieszkania, ma 25 lat,
jest barmanką i bohaterką tych przedziwnych przypadków.
-Wychodziłam
akurat z kuchni niosąc talerz z zupą dla męża – zaczyna swoją relację.
Nagle na środku przedpokoju wyrosła przede mną wysoka, ponad dwumetrowa
postać mężczyzny w białej szacie z niebieskawym odcieniem, przepasanej
złotym sznurem. Miał wyraziste szafirowe oczy i blond włosy. Ze strachu
stanęłam jak wryta, ale z jego strony napłynęło ku mnie ukojenie.
Przestałam się go bać i słuchałam co mówi.
-Jesteś w piątym miesiącu ciąży. Urodzisz chłopca – obwieścił.
-Nonsens! – wykrzyknęłam.
-Jesteś. Sprawdź! – powtórzył i zniknął.
-Z kim gadasz? – odezwał się z pokoju mój mąż. – Co to był za facet?
-Nonsens! – wykrzyknęłam.
-Jesteś. Sprawdź! – powtórzył i zniknął.
-Z kim gadasz? – odezwał się z pokoju mój mąż. – Co to był za facet?
Nie
mógł jednak uwierzyć, gdy mu opowiedziałam co się wydarzyło. Następnego
ranka poszliśmy oboje do ginekologa. Mąż chciał się upewnić, jak to
jest z tą ciążą. Badanie USG potwierdziło to „zwiastowanie”.
Po
czterech miesiącach Jola urodziła syna. – Ważył cztery kilogramy –
chwali się – i do dzisiaj jeszcze nie chorował. Nawet kataru nie miał.
Właśnie od urodzin synka dzieją się w jej mieszkaniu dziwne rzeczy…
Szafki kuchenne same się otwierają i wszystkie naczynia wypadają z nich
na podłogę… Albo doniczka z kwiatkiem przesuwa się po półce i spada
tłukąc się w drobny mak… Kiedyś pięcioletniej córeczce Joli wybierającej
się akurat do przedszkola wyleciały kapcie z worka, choć był mocno
zawiązany… Jakby tego było mało, któregoś dnia pani Jola spotkała w
przedpokoju „istotę” dokładnie jak z książek – małego człowieczka,
czarniawego, bez ubrania, z olbrzymią głową, który na moment obrócił się
w jej stronę.
-Zobaczyłam wtedy te jego wielkie czarne oczy – wspomina. Zrobił dwa kroki ku ścianie i… wsiąkł w nią.
Oglądaliśmy
kiedyś z mężem telewizję. Siedziałam tak, że oprócz telewizora miałam w
polu widzenia i nasz przedpokój. Nagle z jego ściany wyszedł mężczyzna,
ubrany w białe spodnie i niebieską koszulę, z siwymi włosami. Zrobił
trzy kroki jakby szedł po chodniku na ulicy i wszedł w przeciwległą
ścianę.zwiastowanie img.1 Niedawno zginął nam pewien cenny rodzinny
drobiazg, który dostałam w posagu. Przeszukaliśmy całe mieszkanie,
wszystkie zakamarki. Doszliśmy w końcu do wniosku, że być może zgubiłam
to gdzieś poza domem. Siedzieliśmy z mężem zrezygnowani i wówczas stało
się coś zupełnie nieprawdopodobnego: Ze ściany, o tu – pokazuje miejsce
obok fotela, na którym akurat siedzę – wysunęły się dwie gołe ludzkie
ręce. Były jakby odlane z wody, coś się w nich przelewało. Wynurzyły się
aż do połowy przedramienia, a dłonie wskazały na małe akwarium,
ustawione na stoliku w rogu pokoju. Gdy podbiegłam w tym kierunku, ręce
cofnęły się i znikły w ścianie. Zajrzałam do wnętrza akwarium. Z piasku
wystawał kawałek naszego cennego drobiazgu! Moglibyśmy go długo szukać.
Pewnie to moja córeczka wyjęła go z puzderka i bawiąc się z rybkami
wrzuciła do wody. Przyszykowałem aparat do zdjęcia. – Zrobię pani
portretowe ujęcie z jednego metra, z lampą błyskową- powiedziałem.
Ustawiłem obiektyw, ostrość i nacisnąłem migawkę. Posłyszałem
„klaknięcie” migawki, a dopiero w chwilę później błysnęła lampa.
-To
niemożliwe! – pomyślałem. Naciśnięcie migawki uruchamia ją i zamyka
obwód elektryczny. Lampa powinna zadziałać natychmiast, a nie z takim
opóźnieniem. Obejrzałem więc dokładnie aparat fotograficzny… wszystko
było w porządku. Przy drugim ujęciu historia się powtórzyła. – Zdaje
się, że ktoś się tu z nami bawi – powiedziałem na głos i nie zważając na
to, że oprócz mnie w pokoju było jeszcze parę osób zrobiłem sobie
medytację otaczając się mentalnie „bąblem świetlistej prany”.
Rozszerzyłem go tak, by ogarnął nie tylko mnie ale i Jolantę. Ponownie
podniosłem aparat do oka. Zwolnienie migawki i błysk flesza nastąpiło
jednocześnie. A więc już nie było żadnych obcych zakłóceń.
Fotografowałem przy użyciu wysokoczułego filmu. Nawet w mrocznym pokoju
powinien się zarejestrować chociaż słaby obraz. Tymczasem po jego
wywołaniu były to tylko dwie puste klatki. Za to zdjęcia robione w
mentalnej osłonie pranicznej wyszły doskonale. Ale najdziwniejsze
zdarzyło się dopiero potem.
Poprosiłam
sąsiada – opowiada Jola – by mi pomógł przenieść coś ciężkiego w
mieszkaniu. Miał przyjść zaraz, więc zostawiłam drzwi wejściowe
uchylone. Weszłam do pokoju i tu „coś” mnie sparaliżowało. Byłam
bezwolna, ale przytomna. „Coś” powodowało, że na środku pokoju zaczęłam
lewitować. W pozycji pionowej, z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała
unosiłam się płynnie do góry, głową niemal dotykałam sufitu. Po chwili
to „coś” opuszczało mnie na podłogę i jeszcze raz podnosiło do góry. W
tym momencie wszedł mój sąsiad… Nigdy nie słyszałam, by mężczyzna tak
przeraźliwie krzyczał. Zobaczył mnie właśnie z głową przy suficie!
Sąsiad uciekł. A ja jeszcze przez parę minut wbrew swej woli robiłam te
skoki, nim to „coś” zostawiło mnie w spokoju. Razem z towarzyszącym mi
ufologiem, Michałem Zawadzkim, wykonaliśmy badania mikrodozymetrem, by
wykryć ewentualne implanty w jej ciele – w przypadku, gdyby była
zabierana do UFO. Nie wykryliśmy żadnego wszczepu.
Niemal
w tym samym czasie, kiedy trwały na Ursynowie opisywane zdarzenia, na
terenie zachodniej Europy, szczególnie Niemiec pojawiała się
wielokrotnie postać „ufonauty”, która kontaktowała się z ludźmi.
Nazywała siebie Astar Sheran. Wyglądała tak, jak opisywała Jolanta. W
1996 roku niemiecki miesięcznik ezoteryczny „Jenseits des Irdischen” w
nr.4 opublikował portret tego „ufonauty” namalowany przez Armando de
Melo, który się z nim spotkał. Pokazałem wizerunek Jolancie.
-To
ten sam! – wykrzyknęła. – Tylko „mój” miał nieco krótsze włosy. Imię
Astar Sheran pobrzmiewa językiem sumeryjskim, a oznacza „Książę/władca z
Saturna”. Na terenie Mezopotamii ponad 6 tys. lat temu Sumerowie
osiągnęli „znikąd” bardzo wysoki poziom cywilizacji, przyniesionej im
przez „bogów z kosmosu”. Któregoś dnia na przełomie lata i jesieni 1997
r. Jola weszła do pokoju i poczuła, że powietrze wokół niej zawirowało.
Tuż przed nią z nicości po raz drugi pojawił się ON.
-Nie bój się mnie… jestem twoim przyjacielem – usłyszała płynący z jego strony przekaz.
Nagle
rozległ się szczęk kluczy w drzwiach – to wracał mąż Joli. Przybysz w
ułamku sekundy znikł także w wirze powietrza. Mąż Joli będący świadkiem
wielu podobnych zdarzeń też zauważył, że tuż przed tym, gdy się coś
zaczyna dziać, następuje jakby zwijanie się powietrza w bezszelestny
wir. W połowie września tego roku Jolanta zauważyła u synka, że tzw.
rzepki na obu jego kolankach są zbyt ruchliwe, co powodowało trudności w
chodzeniu.
Lekarz
orzekł, iż zdarza się to u dzieci i że konieczna jest operacja.
Wieczorem, gdy mąż już zasnął, zdesperowana Jolanta intensywnie myślała o
mężczyźnie w złocistej szacie, prosząc go o pomoc. Rano dziecko tak
mocno spało, że nie mogła go dobudzić. Gdy potem zaczęło się bawić, Jola
stwierdziła ze zdumieniem, że jego kolana są w zupełnym porządku.
Jedynie na ich powierzchni – u obu w tym samym miejscu – pojawiły się
białawe plamki, jakby już zagojone malutkie blizny. Czy ktoś w nocy
dokonał operacji? Lekarz, z którym natychmiast skonsultowali się
rodzice, nie krył zdumienia: – To jakiś cud – tyle potrafił powiedzieć.
Ostatnim
już sprawdzianem autentyczności tych dziwnych zdarzeń było badanie
metodą „Sieci Wilka”, wykonane 18 października 1997 r. przez radiestetę
Miłosława Wilka. Znał tylko nazwę ulicy i numer domu. Zataiłem przed nim
fakt, że jest to mieszkanie na parterze i jego numer. -Tam przed oknem
obrośniętym dzikim winem jest dość stary, ale czynny „krąg UFO” –
poinformował mnie. Często do mieszkania osób, którymi interesują się
przybysze z innych wymiarów wchodzi „kanał penetracyjny” biegnący z
takiego kręgu. Tutaj jest aż sześć takich kanałów – przypadek bez
precedensu.
+ Kazimierz Bzowski
Fot. Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz